Przez jakiś nie mogła się otrząsnąć z szoku wywołanego sytuacją
sprzed kilku dziesięciu minut. Nie wierzyła, że opowiedziała
znienawidzonemu szefowi historię, którą chciała zapomnieć. Jak
mogła być tak głupia?! Ogarnął ją strach. Teraz na pewno nie da
jej spokoju. Choć obiecał, że nie będzie jej już dręczył.
Jak... jak to w ogóle możliwe, że zaufała komuś, kogo
nienawidziła z całego serca? Nie, pomyślała po chwili, nie
zaufałam mu. On mnie zmusił do tego, bym opowiedziała mu wszystko. Nie powinna się winić, bo Jorgos zastraszył ją,
przytłoczył swą siłą i pewnością siebie.
Do
rzeczywistości przywrócił ją telefon. Dzwoniła pani Brin i
dopytywała się o Melisandę. Muriel zapewniła ją, że to nie jej
wina, że ciotka i tak by wyszła. Pani Brin zaproponowała, że
pojedzie z nią do szpitala, tylko niech jej powie wcześniej.
Zgodziła się, acz niechętnie. Teraz chciała być sama.
Pojechała
do szpitala, choć wiedziała, że przez to się spóźni do pracy.
Miała to gdzieś. Gdy tylko pani Brin zaparkowała samochód,
natychmiast podbiegła do recepcji i zapytała o Melisandę Clarkson.
Dowiedziała się, że ciotka leży już na sali, ale jeszcze się
nie wybudziła.
Sala
była, jak to w szpitalu, jasna i dobrze oświetlona. W oknach rolety
były podciągnięte do góry. Melisanda leżała na łóżku
ustawionym bokiem do okna po lewej stronie. Muriel podeszła do niej,
a za nią podreptała zmartwiona sąsiadka. Wystarczyło jedno
spojrzenie, by stwierdzić, iż kobieta jest w poważnym stanie.
Miała posiniaczone ciało, gips na prawej ręce i obu nogach.
-
Przepraszam cię, Muriel, to wszystko moja wina. Gdybym wtedy nie
poszła do swojego mieszkania, jej by tu nie było – zaczęła
starsza pani. Dziewczyna spojrzała w jej stronę. Kobieta wyglądała
na zrozpaczoną. Najwidoczniej gryzło ją sumienie, choć nie miała
powodów, by czuć się odpowiedzialną za ten wypadek. Melisanda
taka już była i zrobiłaby wszystko, żeby wyjść z mieszkania,
bez względu na to, czy ktoś ją pilnował czy nie i czy miała złamaną nogę, czy nie.
-
Niech się pani nie obwinia. Ciocia i tak by wyszła. Ona taka już
jest. Najważniejsze jest teraz, by wyszła z tego – szepnęła drżącym głosem i
przytuliła się do kobiety. Sąsiadka objęła ją i stały tak
chwilę. Muriel rozpłakała się i cicho łkała wtulona w miękkie
ciało pani Brin.
-
Już dobrze, dziecinko, już dobrze. Melisanda żyje. - Pogłaskała
ją po włosach. Jej samej oczy się zaszkliły, ale Muriel
potrzebuje siły. Uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie
mężczyznę, który zadzwonił do jej mieszkania. W ramionach
trzymał śpiącą dziewczynę, która mocno do niego przywarła. Poprosił
ją o pomoc, ponieważ nie miał kluczy do mieszkania. Wywarł na niej ogromne wrażenie swoją
stanowczością, pewnością siebie, a także troską i czułością
z jaką kładł ją na łóżku. Miała tylko nadzieję, że
nie zniknie z życia jej młodej sąsiadki, bo Muriel potrzebowała
kogoś takiego. Potrzebuje silnego oparcia. Teraz i zawsze.
Kiedy
dziewczyna podniosła głowę, ujrzała, że Ophelia Brin nad czymś
intensywnie myśli.
-
Będę musiała zadzwonić do pracy i wziąć kilka dni wolnego. -
Odsunęła się od kobiety i stanęła przy łóżku. Pogłaskała
bladą dłoń Melisandy i usiadła na brzegu.
-
Nie musisz brać wolnego. Ja posiedzę przy niej, gdy ty będziesz w
pracy. Będziemy się zmieniać. Ja i tak siedzę cały dzień w
domu, więc dla mnie to żaden problem.
-
Ale pani książka...
-
Moja książka może poczekać. I tak nie mam weny, a mój wydawca
skupił się na kilku innych autorach, więc ja mam spokój. Jak będę
chciała pisać to przyniosę tu laptop. - Muriel miała spore
wątpliwości. Nie chciała obarczać kobiety obowiązkiem pilnowania
Melisandy. Ophelia miała własne problemy, a przesiadywanie całe
dnie przy łóżku ciotki byłoby dodatkowym kłopotem. Z drugiej
jednak strony takie rozwiązanie sprawiłoby, że ona mogłaby
pracować.
-
Naprawdę nie chce sprawić pani problemu... - zaczęła, lecz pani
Brin pokręciła głową i zapewniła, że da sobie radę.
Zgodziła
się. Ustaliły, że sąsiadka będzie jeździła do szpitala o
dziewiątej, posiedzi z nią dwie, trzy godziny i pojedzie do domu, natomiast Muriel przyjdzie do niej po pracy. Oczywiście postara się wyrwać wcześniej, jeśli szef wyrazi zgodę.
Niewinna
wzmianka o jej pracodawcy otworzyła furtkę w umyśle i wypuściła
wspomnienie o jego wizycie. Jęknęła cicho i zaczęła zbierać się
do wyjścia. W głowie miała obraz potężnego Kasapiego, który
przeszywał ją stalowym spojrzeniem. Spojrzenie miał zimne, ale usta gorące. Zapamiętała ich smak, gdy przyciągnął ją do siebie, wtedy przy samochodzie.
Pocałunek sprawił, że przez ułamek sekundy
zapomniała o otaczającym ją świecie. Przez chwilę miała ochotę
wsunąć dłoń w gęste, czarne jak noc włosy i zatracić się z
nim w cudownej rozkoszy, jaką odczuwała w tamtej chwili. Wtedy zapłonął w niej malutki ogień i już
wiedziała, że jest zgubiona. Choć przez cały ten czas nie myślała
o tym, ale teraz jasno i wyraźnie
czuła, że te kilka sekund wywróciło jej życie do góry
nogami. Jorogs nie zdawał sobie sprawy z tego, ale ona tak i czuła,
że będzie musiała zmienić pracę. Nie będzie potrafiła utrzymać
tego dystansu, jaki narzuciła sobie, gdy zaczęła u niego pracować.
Nienawidziła go, a on jej, ale mimo to nie potrafiła przejść
obojętnie obok tego, co się stało.
A
ta sytuacja w mieszkaniu? Czy po tym, jak widział ją pół nagą,
będzie w stanie pracować spokojnie i patrzeć na niego? Nie będzie.
Musiała podjąć decyzję o odejściu z pracy. Może znajdzie coś,
co poprawi ich sytuację materialną, choć dobrze wiedziała, że
teraz pracowała na najniższym stanowisku w hierarchii biura i
będzie miała problemy ze znalezieniem czegoś lepiej płatnego. No
cóż, warto zaryzykować. Na razie powinna skupić się na
Melisandzie. Gdy ciocia wyjdzie ze szpitala wtedy pomartwi
się o pracę.
Ponieważ
jej samochód pozostał na parkingu musiała wziąć taksówkę.
Spóźniła się pół godziny. Z duszą na ramieniu weszła do
sekretariatu. Nikogo nie było, a drzwi do gabinetu Jorgosa były
uchylone. Przełknęła ślinkę i zdjęła płaszcz. Drżącymi
dłońmi odwiesiła go na wieszak i poszła do biurka. Włączyła
komputer i sięgnęła po dokumenty, które ktoś jej zostawił.
Odczepiła karteczkę przyklejoną do teczki:
Musisz
rozpisać podpunkty. Na osobnej kartce napisane jest, co powinnaś
wpisać w poszczególne miejsca. Statystyki, które masz zaznaczone
flamastrem wprowadź do komputera i opublikuj na stronie. Wszystkie sekretarki poszły do bufetu, bo Carl świętuje urodziny. Przyjdź.
PS.
Uważaj, bo szef jest dziwnie spokojny i nikt nie wie, co się
stało. To może być cisza przed burzą.
Tracy
No cóż. Najwidoczniej jego dziwny nastrój wygonił wszystkie kobiety. A urodziny Carla były tylko pretekstem do tego, by zejść mu z oczu. Powinna wejść do niego i powiedzieć, że
jest, ale bała się i wstydziła. Nie, nie zrobi tego. Zajmie się
pracą i odwlecze moment spotkania z nim do ostatniej chwili, aż
stanie się koniecznością.
Jej
poranny rytuał po przyjściu do pracy zawsze odbywał się w tej
samej kolejności: przychodziła, czasem dostawała ochrzan od szefa,
potem siadała przed komputerem i sprawdzała listę zadań na dany
dzień. Potem robiła kawę, gawędziła przez chwilę z Tracy, a
około godziny ósmej trzydzieści zabierała się do pracy. Dziś
jednak odpuściła sobie kawę, a ponieważ Tracy nigdzie nie było
to rozmowa również musiała odpaść z porannych tradycji.
Zabrała się do pracy i nie zauważyła, jak do sekretariatu wchodzi
Jorgos. W jednej ręce trzymał tackę z dwoma kubkami parującej
kawy, a w drugiej miał kilka papierowych i plastikowych opakowań.
-
Założę się, że to pismo Seraphine – powiedziała do siebie
Muriel, gdy zobaczyła na kartce z dodatkowymi danymi dopisek. -
Głupie, zołzowate babsko. Szczeźnij małpo – dodała mściwie i
westchnęła ciężko. Nadal
nieświadoma obecności Kasapiego mruczała pod nosem złośliwości. -
Niech złamie ci się obcas, albo niech Jorgos przyłapię cię na...
Jorgos
nie mógł już dłużej tłumić rozbawienia i ryknął śmiechem.
Odchylił do tyłu głowę i śmiał się do rozpuku. Wystraszona
dziewczyna zamarła w pół gestu i patrzyła na niego przerażona.
Jej zielone oczy rozszerzyły się ze strachu i zdumienia. W lewej
ręce trzymała długopis, którym chciała skreślić dopiskę
Seraphine, a prawa dłoń spoczęła na papierach. A Kasapi śmiał
się i śmiał.
-
Dzień... dzień dobry – przywitał się i zachichotał rozbawiony
do granic możliwości.
Muriel
wstała i zawstydzona obserwowała, jak podchodzi do biurka kładzie
na nim kubki z kawą i pudełka. Odsunęła się możliwie jak
najdalej. Robiła wszystko by nie patrzeć na niego. Przed oczami
wciąż miała sytuację z mieszkania. Do końca życia tego nie
zapomni. I nie zapomni to jemu. Nienawidziła go.
-
Nie uciekaj, kotku. Przyniosłem ci śniadanie – powiedział i
spoważniał, gdy zobaczył jej minę. Jej oczy niemal zaszły
bólem. I to była jego wina.
-
Proszę tak do mnie nie mówić. Nie życzę sobie tego – odparła
wyniośle. Skrzyżowała ręce na piersi, ale skrzywiła się z bólu.
- Twoje życzenie jest dla
mnie rozkazem – odpowiedział z uśmiechem na tych swoich
męskich ustach.
W głowie Muriel pojawił
się obraz czarnego wilka o szarych oczach. Czy zwierzę mogło być
symbolem Jorgosa? Szybko jednak otrząsnęła się z rozmyślań,
gdy zobaczyła jak Kasapi okrąża biurko i zbliża się do niej.
Odsunęła się gwałtownie. Mężczyzna zatrzymał się w miejscu
i patrzył na nią. Widziała w jego spojrzeniu to wszystko, co się
dziś działo.
-
Niech pan przestanie! Nie bawi mnie to! - krzyknęła. Była bliska
płaczu, ale obiecała sobie, że nigdy nie zobaczy jej w chwili
słabości.
-
A widzisz, żebym się śmiał? Kochanie, ja nie żartuję. Chce ci
pomóc i mówię to poważnie. Wiem, wiem, nie wierzysz w moją
troskę i wiem też, że mi nie ufasz – nie oczekuje tego od
ciebie. Po tym, jak z ciebie drwiłem i poniżałem cię, teraz mogę
liczyć tylko na twoją nienawiść i pogardę. W sumie, zgadzam się
z tobą – zasłużyłem sobie. Żaden normalny mężczyzna, żaden
normalny szef nie traktowałby tak swojej młodej pracownicy. Chce po
prostu w jakiś sposób zrekompensować ci te wszystkie dni, kiedy na
ciebie krzyczałem. - Kiedy skończył mówić, Muriel niemal
otworzyła usta. Była zaskoczona, zszokowana, ale jednocześnie
gdzieś w głębi jej duszy walczyły dwa uczucia: nadzieja i
nienawiść.
Jeśli
mu zaufa później może zostać odtrącona. Bała się, ponieważ
wiedziała jakim był mężczyzną i nie wierzyła w to, iż mógłby
być dla niej dobry bez ukrytego powodu. Może liczył, że ona pełna
wdzięczności i uwielbienia wskoczy mu do łóżka? O nie! Prędzej
piekło skuje się lodem. Wizja
zostania jego kochanką podsyciła w niej nienawiść. Spojrzała na
niego chłodno, niemal z pogardą, o której wcześniej mówił.
-
Rozumiem, że ma pan wyrzuty sumienia, ale nie obchodzi mnie to.
Niech sobie pan je ma, ja nie mam zamiaru przyjmować żadnej pomocy.
Doskonale radziłam sobie sama i teraz też sobie poradzę. -
Uniosła dumnie głowę i zajrzała mu w oczy. Jej spojrzenie było
zimne. Miała nadzieję, że da sobie już spokój, lecz on
najwyraźniej nie miał takiego zamiaru. - Poza tym, obiecał pan, że
da mi święty spokój. I nie wywiązuje się pan z danego słowa.
-
Kotku, dotrzymuje obietnicy. Czy na krzyczałem na
ciebie, że się spóźniłaś? Nie. Przyniosłem ci nawet śniadanie.
To chyba mieści się w granicach naszej umowy, co? - zapytał i
podszedł do niej, ale Muriel wycofała się jeszcze bardziej. Jej
twarz wyglądała jak maska, toteż trudno mu było stwierdzić czy
dziewczyna jest zła, czy urażona.
-
Chodziło mi o to, żeby pan w ogóle się do mnie nie odzywał! -
wrzasnęła oburzona. Co za uparty, nieznośny, arogancki dupek! pomyślała i zacisnęła dłonie w pięści. Uderzy go, uderzy,
jeśli podjedzie jeszcze bliżej.
-
Nie określiłaś, czego ode mnie oczekujesz. Umowa została zawarta,
a każdy zinterpretował ją inaczej. Ale naprawdę sądzisz, że
mógłbym cię ignorować? Teraz?
Muriel
uznała, że jego głos był aż za bardzo łagodny. Podejrzewała,
że Jorgos pod maską spokoju ukrywa złość. Prychnęła. Przestała
się już go bać, a taki zwodniczy spokój nie wydał jej się
straszny. Jeszcze. Chociaż... Jezu, co się stanie jak się wścieknie? Może powinna trochę przystopować?
-
Umowa to umowa, proszę pana. Może być pan dla mnie miły, ale ja
nie mam zamiaru się odwdzięczać. Pan jest moim szefem i niech tak
zostanie, żadnych koleżeńskich relacji. - Była z siebie dumna, jej głos brzmiał pewnie, twardo i zdecydowanie. Choć w środku
była galaretą i bała się, że Jorgos może stracić cierpliwość.
No tak, jej odwaga miała pewne granice. Granice cierpliwości
Kasapiego. Gdy niedźwiedź śpi, każdy jest odważny.
-
I po co ta brawura, skarbie? Naprawdę warto walczyć? - zbliżył
się jeszcze bardziej i Muriel mogła poczuć jego zapach. Miał
delikatne, męskie perfumy, które obezwładniły ją, złapały w
swe mocne szpony i przytrzymały. Ogarnął ją strach.
Nigdy
nie czułaś czegoś takiego, nie w stosunku do Jorgosa. Unikała go,
jak tylko mogła, a teraz gdy jest tak blisko ona nie potrafiła się
powstrzymać. Bezwiednie zadrżała, a jej myśli zaczęły
przypominać bolidy Formuły 1, pędzące z zawrotną prędkością.
Przysunęła się do samego okna. Krawędź wewnętrznego parapetu wpił się w jej plecy, gdy mocno do niego
przywarła. Przerażonym wzrokiem wpatrywała się w jego zastygłą
twarz i modliła się o jakiś cud. Nie chciała, by stał tak blisko
niej. Przełknęła nerwowo ślinkę i zacisnęła mocno wargi,
ponieważ miała ochotę się rozpłakać.
Jorgos
zmienił pozycję i stanął tak blisko niej, że potrafiła policzyć
jego rzęsy, nawiasem mówiąc bardzo gęste i długie – niemożliwe
u mężczyzny. Szare oczy wędrowały po jej twarzy, aż w końcu
spoczęły na ustach. Oblizała wargi i odchyliła się do tyłu, aż
oparła się na łokciach. Zaczęły boleć ją mięśnie, ale nie
mogła pozwolić na to, by Kasapi ją pocałował. Odchrząknęła i
próbowała coś powiedzieć, ale głos ugrzązł w jej zaschniętym
gardle.
Mężczyzna
pochylił się jeszcze bardziej i jego usta znalazły się zaledwie
milimetry od jej warg. Czuła jego gorący oddech. Bliskość tego
groźnego mężczyzny sprawiła, że jej serce przyspieszyło, a
oddech stał się szybki, nierówny. Piersi, do tej pory bolące z
powodu krepowania nabrzmiały pod bandażem i zaczęły na niego napierać. Gorące fale
zalały jej ciało, a szkarłatne plamy okrasiły wysokie kości
policzkowe. Chciała uciec, ale jej drżące nogi odmówiły
posłuszeństwa. Były jak z waty, a dodatkowo muskularne uda szefa
przywarły do niej i nie miała możliwości nawet na zmianę
pozycji. A nie mówiąc o ucieczce.
Nabrała
powietrza i chciała krzyknąć, ale w tej samej chwili poczuła jego
dłoń na nodze, która powolnym, leniwym ruchem wędrowała w górę.
Tego było za wiele. Nieznośne gorąco nagle odpłynęło z jej
ciała, a zastąpił je niepohamowana furia. Zaprała się dłońmi o
jego tors i mocno pchnęła. Natychmiast odsunęła się od niego.
-
Do końca moich dni będę pana nienawidzić! Brzydzę się panem i
pańskim dotykiem! - krzyknęła. Jej zielone oczy przybrały
malachitowy kolor i ciskały błyskawice.
-
Doprawdy? Twoje ciało mówi mi zupełnie coś innego. - Założył
ręce na piersi, stanął w lekkim rozkroku i popatrzył na nią
chłodno.
Muriel
sapnęła oburzona, podeszła do niego i wymierzyła mu policzek.
Uderzyła z całej siły, ponieważ chciała, aby w końcu
zrozumiał!
-
Co tu się dzieje?! - krzyknął ktoś od drzwi.
________
Och, weno moja, weno! Gdzie jesteś? Dobrze, że mam napisane już jedenaście rozdziałów.
W głowie mam poszczególne fragmenty opowiadania, ale jak je poskładać w całość, by uzbierały się rozdziały?
W głowie mam poszczególne fragmenty opowiadania, ale jak je poskładać w całość, by uzbierały się rozdziały?
"- Założę się, że to pismo Seraphine – powiedziała do siebie Muriel, gdy zobaczyła na kartce z dodatkowymi danymi dopisek. - Głupie, zołzowate babsko. Szczeźnij małpo – dodała mściwie i westchnęła ciężko. Nadal nieświadoma obecności Kasapiego mruczała pod nosem złośliwości. - Niech złamie ci się obcas, albo niech Jorgos przyłapię cię na...
OdpowiedzUsuńJorgos nie mógł już dłużej tłumić rozbawienia i ryknął śmiechem. Odchylił do tyłu głowę i śmiał się do rozpuku. Wystraszona dziewczyna zamarła w pół gestu i patrzyła na niego przerażona. Jej zielone oczy rozszerzyły się ze strachu i zdumienia. W lewej ręce trzymała długopis, którym chciała skreślić dopiskę Seraphine, a prawa dłoń spoczęła na papierach. A Kasapi śmiał się i śmiał."
Po prostu ge-nial-ne!
Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam, że ciotka mogłaby umrzeć (tak, jestem wredna, wiem i przepraszam). Szkoda mi Muriel, bo nie ma własnego życia; ciotka, praca, ciotka, dom. Takie błędne koło w którym nie mieści się zabawa i szczęście.
Jej zachowanie w stosunku do Kasapiego jest już wręcz komiczne. Ile jeszcze będzie się oszukiwać?
Pozdrawiam :)
Dziękuję;) W sumie, też mi się podoba ten fragment.
UsuńJestem taka sama! A na dodatek jestem również sadystką bez serca. Cóż, wiem, że Muriel nie ma życia, bo ciotka... To na pewno jest uciążliwe... :)
Nie wiem, ale to Muriel. I ich stosunki są jakie są i ona będzie się oszukiwała i wypierała wszystkiego. Myślę, że powinnaś poczekać:)
Oczywiście, że poczekam... Jest na co, tak myślę.
UsuńHuhuhu... Czyli szykuje się pogrzeb? *___*
Postaram się Cię nie zawieść.
UsuńNie wiem, jeszcze nie doszłam do tego momentu:)
Och, jej, cudownie było! Moje ulubione zdanie z tego rozdziału: "Spojrzenie miał zimne, ale usta gorące". Po prostu genialne *.*
OdpowiedzUsuńTak, tak, Muriel zdecydowanie powinna zacząć szukać nowej pracy. Najlepiej nadal pracując u Kasapiego i po cichu, żeby przypadkiem się o tym nie dowiedział, bo już widzę jego reakcję xD chociaż mam nadzieję, że i tak każesz jej tej pracy szukać, może nawet złożyć wymówienie, a Jorgos i tak się wścieknie i spróbuje zrobić wszystko, by ją przy sobie zatrzymać! Tak, dokładnie na to mam nadzieję;) także ze względu na logikę, bo niezależnie, jak bardzo podoba jej się Jorgos, Muriel nie powinna godzić się na pracę w takich warunkach. A Jorgos powinien zrozumieć, że nawet jeśli dla niego to nie jest problem, tylko dobra zabawa, to już jej może w ten sposób tylko utrudniać życie. Zresztą, odrobina dystansu nie zaszkodzi;)
Ach, i ten policzek! Należało mu się, należało, dobrze, że wreszcie znalazła w sobie wystarczająco odwagi, żeby się na ten gest zdecydować. Brawo, Muriel!;) szkoda tylko, że ktoś ich w tej sytuacji zobaczył. No właśnie - kto? xD
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, a póki co całuję!
Dziękuję. Miło mi, że to zdanie Ci się spodobało. To tak, jakby Muriel myślała o jakimś niegrzecznym chłopcu, że niby twardziel, ale namiętny:)
UsuńCo prawda nie myślałam nad reakcja Jorgosa na wymówienie Muriel ( nawet nie doszłam do tego momentu ), ale ona ma dość, zresztą to widać w każdy rozdziale, więc pewnie potrzebuje jakiegoś impulsu, albo dowodu, że jej szef to dupek i powinna odejść od niego z pracy.
Oczywiście, że nie powinna. Dlatego wywalczyła sobie "święty spokój".
On chyba nie zdaję sobie sprawy z tego, że swoim zachowaniem, które stara się poprawić, tylko rani Muriel. W sumie, faceci zawsze są ślepi na takie rzeczy i dopiero ktoś musi im otworzyć oczy.
Bardzo przydałby mu się dystans. Może wtedy przemyśli swoje zachowanie.
Też tak uważam. Może zmądrzeje? A może nie? To będzie zależało, czy podejdzie do tej sprawy z rozwagą. Ale Jorgos nie jest głupi. W końcu biznesmen, no i przecież nie jest mnichem;)
No właśnie, kto to może być;)
Ja również! :*
O właśnie, właśnie! Dokładnie tak to odebrałam. Świetne było, serio;)
UsuńWieem, pewnie za bardzo wybiegam w przeszłość. Ale ja myślę, że to nawet nie musi być nic dużego, że wystarczy ta przysłowiowa kropla, która przepełni czarę - w końcu Muriel już teraz ma dość i już teraz jest kłębkiem nerwów. A ten "święty spokój"... Cóż, jak widać średnio zadziałało xD
No chyba nie zdaje, w końcu to typowy facet. A dystans, owszem, może to by mu pomogło przynajmniej spróbować zrozumieć Muriel i jej uczucia, i tak dalej. Zwłaszcza gdyby to ona do tego dystansu doprowadziła.
Hej, ja tam trzymam kciuki, żeby jednak zmądrzał. Ale fakt, że głupi nie jest i powinien umieć odrobiną rozsądku się wykazać :D
No z pewnością ktoś z firmy. Ale kto? xD
W sumie, nawet nie myślałam o tym w ten sposób. Akurat mi się pomyślało coś takiego:)
UsuńW sumie myślałam nad tym i chyba muszę zweryfikować to, co napisałam. Myślałam, że to będzie gdzieś daleko, daleko, ale jednak nie. Pewnie Was nie zaskoczę, ale myślę, że ta kropla będzie baardzo znacząca.
Tak, i to wina Jorgosa, bo on raczej nie zdaję sobie sprawy z tego, że jego zachowanie wprawia Muriel w zdenerwowanie. No średnio, niestety, ale jednak trochę da mu do myślenia...:)
Dokładnie. Facet krótkowzroczny, na nieszczęście Muriel. Już jej współczuję. Jedyną osobą, która stara się narzucać narzucać tutaj dystans to Muriel, ale najwyraźniej bez jakiegokolwiek powodzenia. Nie szkodzi próbować dalej:)
Ja też. Bo w sumie zżyłam się z Muriel i z nim i jako obserwator również ich dopinguję:)
Powinien, ale czy to zrobi, tego nie wiem. Na pewno nie teraz;)
Hahaha, dowiesz się w następnym rozdziale;)
Jorgos! Ty napalony psie na baby. Czemu ona się tak broni? Matko, ja bym tam z nim szalała, hahahahaha. Żartuje. Dobrze, że dziewczyna ma swój honor, ale trochę zachowuje się jak zakonnica. Mogłaby to robić z taką...kwintesencją. Tak zadziornie ale ochronnie. :D I tak z resztą ją lubię, a Jorgosa kocham za swoją bezpośredniość. Ich rozmowy są naprawdę takie nabuzowane, że aż dech zapiera. Momentami to chciałabym być Muriel. <3
OdpowiedzUsuńHahaha, psie na baby. Coś w tym jest.
UsuńWidzisz, wcale je się nie dziwię. W końcu Jorgos był dla niej bardzo niemiły, więc uważa jego zachowanie za podejrzane;)
No ma honor, dumę też ma, bardzo dużo jej ma. Może trochę, ale widzisz, po tym, co ją spotkało po prostu nie umie zachować się inaczej. Myślę, że potrzeba jej trochę czasu na to, by zmieniła postępowanie.
Hahaha, cieszę się, że moje opowiadanie wzbudza w Tobie takie emocje;)
Chciałam powiadomić o nowym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńNie no, jestem 'genialna'. Przez 16 dni nic nie publikuje, po czym ogłaszam zawieszenie bloga. Po dwóch dniach dodaje nowy rozdział x.x
Może to spowodowało nagły przypływ weny?:)
UsuńNajprawdopodobniej tak. Taki mój sposób na motywację :3
OdpowiedzUsuń