5.10.2012

11. Dziwne słowa


           Muriel przez kilka dni nie mogła wyjść z szoku jaki zafundowała jej siostra Jorgosa i, jak się okazało, jego macocha. Consuela i Larysa podeszły do niej i Tracy, i przywitały się uprzejmie. Obie wydały się jej szczere i radosne, co stanowiło kontrast pomiędzy męskimi członkami rodu. Na chwilę pozwoliły jej oderwać myśli od tej kuriozalnej sytuacji w jakiej ich zastali. Poczuła się mocno zażenowana i zawstydzona, gdy nakryto ją, jak policzkuje swojego szefa, ale drań zasłużył na to. Szkoda tylko, że widziała to jego rodzina.
      Gdy zobaczyła uśmiechnięte kobiety, kroczące w jej stronę była pewna, że coś jej powiedzą na temat tego zajścia, ale nic takiego się nie stało. Rozmawiały na tematy, na które rozmawiają normalne kobiety. Poczuła się w ich towarzystwie rozluźniona i spokojna. Tracy, gdy Kasapi opuścili firmę, natychmiast zalała ją potokiem słów dotyczących rodziny Jorgosa, a zwłaszcza dużo uwagi poświęciła Stephenowi, który najwyraźniej  jej się podobał.
      Przez następne trzy dni Muriel wysłuchiwała zachwytów nad urodą i wdziękiem przyjaciela szefa. Choć miała na głowie wiele innych, poważniejszy spraw, to cierpliwie znosiła Tracy, która całkowicie straciła dla jasnowłosego mężczyzny głowę. Nie mogła odmówić Stephenowi Warwickowi urody. Jeśli miała być szczera to Warwick deklasował Kasapiego w rankingu na najprzystojniejszego mężczyznę po trzydziestce.
    - Teraz będziemy mieli luz w pracy – zagadnęła ją Tracy kilka dni po wizycie rodziny Kasapiego.
     - Dlaczego? - zapytała, choć mało ją to obchodziło.
    - Jorgos wziął tydzień wolnego! - krzyknęła entuzjastycznie dziewczyna i przysiadła na jej biurku. Muriel odetchnęła z ulgą. Nie będzie go w pracy tydzień. Jakie to cudowne uczucie móc w końcu odetchnąć od niego.
Z nowym zapałem wzięła się do pracy, ciesząc się, że przez następne dni skończy prace dwie godziny wcześniej niż normalnie.

      Kiedy wybiła godzina trzynasta trzydzieści, Muriel postanowiła iść już do domu. Poinformowała o tym Iana Curtisa, prawą rękę Jorgosa i już była wolna. Szybkim korkiem skierowała się na parking i podeszła do swojego, naprawionego już samochodu. Wczoraj dostała go od mechanika, a rachunek nie był zbyt wysoki. Wystarczyło wymienić filtr. Jak zwykle jechała do domu, karmiła psa i wychodziła do szpitala. Późnym wieczorem wracała i wychodziła z pupilem na spacer, aby choć przynajmniej przez godzinę mógł się wybiegać. Diego był żywiołowym psem, który potrzebował dużo ruchu. Póki Melisanda nie złamała nogi, Muriel spędzała z nim i ciotką wiele godzin w parku. Pies szalał wtedy, biegał skakał i aportował, co świadczyło o tym, że ktoś wcześniej musiał go tego nauczyć. Teraz miał za mało czasu na bieganie i to odbijało się na jego samopoczuciu. Wyglądał na smutnego i przygnębionego, więc postanowiła, że będzie zabierała go wieczorami na długie spacery.
          Wizyta u ciotki, jak zwykle, była męcząca. Melisanda upierała się, że może już wrócić do domu, choć jej stan pozostawiał wiele do życzenia. Ze szpitala nie wyjdzie jeszcze przez miesiąc, a jej rehabilitacja potrwa i będzie kosztowna. Gdy usłyszała od lekarza ile wyniesie to wszystko poczuła skurcz w żołądku. Jak zdobędzie tak dużą sumę pieniędzy? To było niemożliwe. Westchnęła i wstała, by się ubrać. Skończyły się wizyty.
     - Pamiętaj, Muriel, że miłość jest najważniejsza! Nie warto się unosić dumą, zasłaniać złamanym sercem, jeśli szczęście jest w zasięgu ręki. Pozwól się kochać - powiedziała w pewnym momencie Melisanda. Właśnie miała wychodzić, ale przystanęła, gdy usłyszała te dziwne słowa. - To, że ktoś cię odrzuci, powie, że kłamiesz nie oznacza, że cię nie kocha. Okaż mu cierpliwość - dodała, a potem opadła na poduszki i jęknęła cicho. Odezwał się ból w klatce piersiowej, ale teraz mniejszy niż kilka dni temu. Wpatrywała się w nią oszołomiona i zdezorientowana.
    - Ciociu, o czym ty mówisz? Skąd coś takiego przyszło ci do głowy? - zapytała zaniepokojona tymi słowami. Czyżby choroba była aż tak poważna? To nie możliwe, bo przecież w ostatnich dniach nie widziała, aby pojawiły się nowe symptomy, więc skąd  nagle takie coś? Może wypadek sprawił, że wszystko przyspieszyło i teraz ciocia wygadywała takie bzdury, ale Muriel pamiętała, że jej ciotka miała dziwne zdolności jasnowidzenia. Nie były jakieś specjalnie duże, ale potrafiła zaskoczyć człowieka tym lub tamtym, a teraz ją zaskoczyła i to bardzo, choć miała nadzieję, że to tylko głupie gadanie, bo słowa brzmiały dość irracjonalnie. No i kim był ten ktoś, kto złamie jej serce?
      - Och, nie ważne, Cukiereczku. Idź już! - krzyknęła i pomachała jej radośnie. Dziewczyna pożegnała się z ciotką, choć starała się od niej dowiedzieć czegoś na temat jej dziwnej „przepowiedni”, no i tego tajemniczego mężczyzny, który ma złamać jej serce. Niestety, ciotka jakby zamknęła się w swej chorobie i udawała, że nie słyszy jej natrętnych pytań. Znów była radosna i beztroska jak poprzednio, oczywiście na tyle ile pozwolił jej poważny stan.
W domu była o godzinie osiemnastej i przywitało ją wesołe szczekanie Diego. Czarny wilczur skoczył na nią i spojrzał jej wyczekująco w oczy.
      - Idziemy na spacer! - krzyknęła, a pies zawtórował jej głośnym tubalnym szczeknięciem. Przebrała się w dresy i w bluzę z kapturem. Z torebki wygrzebała trochę pieniędzy i wsunęła je do kieszeni spodni, ze stolika wzięła smycz oraz książkę, którą miała nadzieję poczytać, kiedy Diego będzie harcował. Zapięła smycz na obroży i śpiesznym krokiem udała się do parku. Pies skakał wokół niej, szczekał radośnie i merdał energicznie ogonem. Kiedy byli już na miejscu, odpięła mu smycz i pozwoliła biegać po całym dużym terenie, który przeznaczony był dla osób z psami. Usiała na ławce i otworzyła książkę na stronie, na której skończyła.  Zaczęła czytać rozdział siódmy, gdy zaburczało jej w brzuchu. Dziś prawie nic nie jadła. Odszukała wzrokiem Diego, który buszował po gęstych zaroślach na skraju parku. Postanowiła kupić coś w pobliskiej budce z fast-foodem. Przeliczyła pieniądze. Hmm, czuła się bogata. Wystarczy jej na potężną kolacją.
     - Dzień dobry – przywitała się ze starszym panem, który sprzedawał. - Poproszę dwa hamburgery, dwa hot dogi i dużą colę. - Mężczyzna odwrócił się do niej tyłem i zaczął przygotowywać jedzenie. Zaburczało jej w brzucho od zapachu, jaki w nią uderzył. Pachniało tak pięknie. Przełknęła ślinkę i stanęła obok okienka, by cierpliwie poczekać na zamówienie.
Dostrzegła Diego, który zaczął uganiać się za gołębiami. Uśmiechnęła się na ten widok. Kiedy zabrała go pierwszy raz do weterynarza, ten określił jego wiek na pięć, może sześć lat, czyli mógł mieć około czterdziestu lat. No to poważny wiek, a tu takie dziecinne zachowanie. Ale mężczyźni dojrzewają do siódmego roku życia, później tylko już rosną. No i jej pies jest tylko wyrośniętym owczarkiem, a zachowuje się jak szczeniak. W sumie, to ona czasami miała ochotę wrócić do czasów, gdy była małą dziewczynką i bawiła się lalkami. Najbardziej jednak lubiła zabawy w dom. Miśki i inne zabawki służyły jej za rodzinę i to z nią była szczęśliwa. Westchnęła. Jest już dorosła, choć nie czuła się jeszcze zbyt pewnie w tej roli i wolała myśleć, że jest jeszcze bardzo młoda.
        Kiedy sprzedawca podał jej torbę z zamówionym jedzeniem, zapłaciła i wróciła na miejsce. Położyła książkę bok i przywołała psa, który przybiegł do niej natychmiast.
    - Masz, kupiłam ci coś smacznego. Lubisz gorące psy? - zapytała go, ale pies przekręcił głowę na bok i obserwował ją z wywieszonym językiem. Roześmiała się. Uwielbiała go! Potrafił skutecznie odegnać troski. Dzięki niemu w tej chwili zapomniała o cioci i o Jorgosie. Po prostu siedziała i zbierała siły na jutrzejszy dzień.
Hamburger okazał się mistrzowski. Cola, choć chłodna, to jednak była dobra. Diego pochłonął już swoje dwa hot dogi i nadal patrzył na nią wyczekująco.
    - Och, no dobra, masz! - powiedziała i oddała mu hamburgera, którego już prawie skończyła. Z torby wyjęła kolejnego i znów z zapałem wzięła się do konsumowania. - Diego, kocham ludzi, że wymyślają takie pyszne rzeczy! I takie tanie! - starła sos z brody i popiła colą. Czuła, że nie wyjdzie jej to na dobre, ale na razie postanowiła się nie przejmować tym, że może się przeziębić.
       Stwierdziła, że czas wracać do domu, ponieważ zaczęło się już ściemniać. I tak już nie widziała liter, więc siedzenie w parku nie miało najmniejszego sensu. Diego również przestał szaleć i leżał tylko pod ławką.
        Wracając do mieszkania znów dopadły ją wspomnienia sprzed kilku dni. O matko! Była taka głupia. Nie wierzyła, że zdradziła Jorgosowi swój sekret. Teraz uznał, że może dzięki temu ingerować w jej życie, bo niby jest za nią odpowiedzialny. Naprawdę? Kurcze, czy on nie myśli? Przecież to, co on mówi jednej kupy się nie trzyma. Nie wierzyła w jego bezinteresowność. Faceci, tak jak większość kobiet, są interesowni i pod płaszczem życzliwej uprzejmości kryło się coś jeszcze. Ale co, tego nie wiedziała i wolała nigdy się nie dowiedzieć. Co on będzie z tego miał? Co zyska? Nie miała zbyt wiele do zaoferowania. Tak na dobrą sprawę nie miała nic, co mogłoby zainteresować Jorgosa. Pytań było wiele, ale żadnej odpowiedzi. Ona na pewno nie umiała wytłumaczyć nagłej zmiany zachowania mężczyzny. Powinna mieć się przy nim na baczności, tym bardziej, że... no cóż, w jakiś niewytłumaczalny sposób zaczął ją pociągać. Jak to w ogóle możliwe? Po tym, jak ją traktował? Musiała być chora i jej ciało nieco osłabło. Pewnie tak, bo cóż by innego?
      Za nim dotarła do mieszkania uznała, że musi jak najszybciej zacząć szukać nowej pracy i jak wszystko będzie już zapięte na ostatni guzik złoży wypowiedzenie. I w końcu przestanie go widywać i z nim rozmawiać. I odzyska wewnętrzny spokój, fizyczny zresztą też.

        Biorąc prysznic dopadły ją słowa Melisandy. Mimo że nie powinna brać ich na serio, bo przecież ona była chora, to jednak ciotka zasiała w niej ziarno wątpliwości. Pozna kogoś wyjątkowego. Co prawda będą musieli przejść przez pewne perturbacje, ale jednak później wszystko się ułoży. Chyba.
    Nie bardzo w to wierzyła, mimo to czuła pewne zainteresowanie.  To jednak wszystko się okaże w najbliższym czasie. Mogło być też tak, iż ciotka wymyśliła to sobie tylko i teraz ona zastanawia się, kogo pozna. Chyba już zawsze będzie taka naiwna.

         Gdy wstała zrozumiała, że zawsze ma pecha. Bo inni na pewno pijąc chłodną colę w parku nie byliby chorzy. Przynajmniej nie tak, jak ona w tej chwili.
        - Och nie, tylko nie to – powiedziała lekko zachrypniętym głosem. Poczuła, jak po plecach przechodzi ją nieprzyjemny dreszcz. - Mam za swoje. - Pociągnęła nosem i przyłożyła dłoń do czoła. - Gorączka- wychrypiała cicho do sufitu i westchnęła ciężko. Zwlokła się z łóżka i poczłapała do łazienki. Odbyła poranną toaletę i wyszła z mieszkania, aby wyprowadzić Diego. Ubrała się bardzo grubo, założyła nawet szalik, czapkę i rękawiczki. Do kieszeni polarowych spodni włożyła dwie paczki chusteczek. Czuła się tak, jakby przejechał po niej walec drogowy, czołg i na końcu przebiegło stado byków. Wydawało jej się, że ma połamane kości, a mięśnie bolą ją tak, jakby podnosiła ciężary. Wyjęła jedną paczkę chusteczek, ale upadła jej druga. Podniosła ją i weszła na chodnik mnąc w ustach tuzin przekleństw. Kiedy podeszła do pasów, tuż obok niej zatrzymał się jakiś motocyklista. Czarno zielona Aprilla mruczała cicho, gdy mężczyzna przystanął. Zielone światło jeszcze się nie zapaliło, więc motocyklista miał możliwość obserwowania jej. A robił to, czuła na sobie jego spojrzenie. W końcu nie wytrzymała i posłała mu wściekłe spojrzenie. Usłyszała śmiech. Dobrze znany śmiech. Zesztywniała i jeszcze raz zerknęła na mężczyznę w kasku. Jorgos Kasapi. A jakżeby inaczej. Tylko ona miała pecha do niego. Akurat dziś, akurat w tej chwili musiała go spotkać. Za co, pomyślała, Boże, za co Ty mnie tak karzesz?
      Ze wszystkich mężczyzn w tym mieście to właśnie Jorgosa musiała spotkać o godzinie szóstej dwadzieścia na pasach. I to w dodatku na motocyklu w stroju typowym dla mężczyzn na „ścigaczach”. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę z zielonymi dodatkami, takie same spodnie oraz budy wykonane z teflonu i metalu.
      Każdej kobiecie podobałby się taki facet, w takim stroju, z takim motocyklem. I jej też, niestety. Był przystojny i nie mogła temu zaprzeć. Podobał jej się, nawet, jeśli było to wbrew jej samej. Westchnęła zrezygnowana, a z jej gardła wydobył się cichy ochrypły głos. Wytarła nos i schowała chusteczkę.
Niemal krzyknęła z radości, gdy zapaliło się zielone światło. Ruszyła do przodu, ale w tym samym czasie Kasapi zatrąbił i przestraszona podskoczyła do góry. Jorgos zaśmiał się donośnie, nawet ona go usłyszała. Jego śmiech przebił się przez kask i ryk silnika.
    - I co się śmiejesz, palancie? - zapytała zła. Oczywiście nie mógł jej usłyszeć, ale może to nawet dobrze. Ruszył z miejsca z piskiem opon. W ogóle to dlaczego się zatrzymał? Nie wolno mu było tam stać. Szkoda, że nie zadzwoniła na policję. Wlepiliby mu mandat i ten jego zarozumiały uśmieszek zniknąłby z tej jego... twarzy.
     Doszła w końcu do parku i mogła odetchnąć, na tyle ile pozwolił jej zatkany nos i bolące gardło. Z każdą minutą czuła się coraz gorzej. Zimne dreszcze przebiegały jej po plecach, a gorące czoło wydawało się buchać ogniem. Po godzinie nie miała ani jednej chusteczki, która dałaby jej choć chwilą ulgę nosowi. - Diego! - zawołała psa, gdyż czuła, że za chwilę eksploduje jej nos i gardło, i głowa. Pociągnęła nosem i wygrzebała ze spodni jeszcze jedną chusteczkę. Wydmuchała i poczuła chwilową ulgę.
    - Proszę – usłyszała i natychmiast zesztywniała. Ale odwróciła się w stronę seksownie zachrypniętego głosu i zazgrzytała zębami.

___

#MelisandaZawszeSpoko ;)

Ostatnio uznałam, że ta ( "miodzia!" )piosenka poprawia mi humor. Jest głupia, a poza tym nie słucham namiętnie współczesnej muzyki, choć jest kilka, kilkanaście utworów, które lubię.

I tak, znów jestem chora. Załatwiłam się po tym, jak "zwiedziłam" większość firm na ekonomicznej strefie w Mielcu.

10 komentarzy:

  1. Ekhem... komentarz pisany na bieżąco, tak więc zagmatwany, pogmatwany i ogółem chaotyczny. Mam nadzieję, że wybaczysz.

    Zaczynamy od spraw technicznych. Nie zjedz mnie za to xD

    "Rozmawiały na tematy, które rozmawiają normalne kobiety" - trochę bez sensu to zdanie. Dodaj jakieś "na" po przecinku, albo zmień konstrukcję zdania.
    "Gdy usłyszała od lekarza ile wyniesie ją to wszystko poczuła skurcz w żołądku" - niepotrzebne "ją".
    "- Pamiętaj, Muriel, że miłość jest najważniejsza! Nie warto się unosić dumą, zasłaniać złamanym sercem, jeśli szczęście jest w zasięgu ręki. Pozwól się kochać. - powiedziała w pewnym momencie Melisanda" - dobra, może ja ślepa jestem, ale wcześniej nie zauważyłam, żebyś robiła błędy tego typu... Wiesz jak zapisuje się dialogi? Ta kropka po słowie "kochać" jest zbędna, bo to, co masz po myślniku, jest kontynuacją zdania. Podejrzewam, że to przypadkowy błąd, chyba że faktycznie jestem ślepa. W takim zaś przypadku napisz, postaram się wyjaśnić :D
    "Właśnie miała wychodzić, ale przystanęła gdy usłyszała te dziwne słowa" - przecinek przed "gdy". Ej, chciałam wypisać błędy, ale nie będę się parać interpunkcją już więcej, bo nie mam do tego siły. Interpunkcja to zło xD
    "(...)że to tylko głupia gadanie, bo słowa brzmiały dość irracjonalnie" - zgadnij! :D
    "(...)krzyknęła i pomachała jej radośnie. Pożegnała się z ciotką, choć starała się od niej dowiedzieć na temat jej dziwnej „przepowiedni” no i tego tajemniczego mężczyzny, który ma złamać jej serce. " - dobra, człowiek istota inteligentna, domyśli się, ale z kontekstu wynika, że to ciotka pożegnała się z ciotką, nie Muriel xD A druga rzecz: "od niej dowiedzieć na temat jej dziwnej przepowiedni" - przydałoby się jeszcze jakieś "czegoś" i "się". I jeszcze trzecia rzecz (miało nie być o interpunkcji, ale pal to licho), przecinek przed "no".
    "jakże by" - to jedno słowo, nie dwa. "Jakżeby".
    "Wlepili by mu mandat i ten jego zarozumiały uśmieszek zniknąłby z tej jego... twarzy" - "by" z czasownikami zawsze piszemy razem. Swoją drogą przy tym zdaniu padłam XD "na tej jego... twarzy". Aż słyszę w głowie ten zirytowany głos narratora :D


    Dobra, nie chcę strzelić głupoty, ale... Stephen jest gejem, tak? Teraz nie jestem pewna, bo pamięć mam dość krótką, ale mam lekkie przebłyski, że było coś takiego... To będzie komedia z Tracy w roli głównej XD
    Jezu, ile Muriel wpieprza...
    "Ale mężczyźni dojrzewają do siódmego roku życia, później tylko już rosną" - leżę i kwiczę ze śmiechu, ale, cholera, święta prawda! :D
    Hahahahahah, a ja myślałam, że ona to chce sama zjeść XD

    Ojejku, gdzie mi w takim momencie przerywasz? Czuję niedosyt, no. Nie zdążyłam się nawet dobrze rozpisać xD

    Okej, ciotka rozpieprza system, że tak to ujmę. Ona mówi jak obłąkana i jest obłąkana, w dodatku robi wszystko jak obłąkana. No leżę i kwiczę, kiedy ona dochodzi do głosu XD
    Muriel też jest obłąkana, pies jej się styje, ja Ci to mówię! XD A Jorgos ze wszystkich jest najbardziej obłąkany, no bo... dobra, nie chce mi się przytaczać innych obłąkanych argumentów. Ale Ty sobie nawet nie wyobrażasz jak ten blog poprawia mi humor! XD
    Czekam na kolejne starcie Muriel-Jorgos i... nie przerywaj więcej w takim momencie, bo Cię zjem :D

    Pozdrawiam, obłąkana emilyanne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynam się bać Twoich komentarzy;)

      Błędy poprawiłam według Twoich zaleceń, a co do tej kropki to nie miałam pojęcia o jej istnieniu. To było raczej przypadkowe naciśnięcie nieodpowiedniego klawisza ( nie jesteś ślepa ), tak samo jak z tym "jakżeby". Natomiast z tym "wlepili by" to już nie;)
      Gdzieś właśnie usłyszałam ten cytat o tych facetach i chciałam go wykorzystać, ale gdzie to było, to nie mam pojęcia. Chyba z jakiegoś filmu:)

      To było obliczone właśnie na Ciebie. Boję się Twoich komentarzy, wiec zrobiłam to specjalnie;) A tak na serio, to boję się pisać długie rozdziały.

      Tak, ciotka jest wymiataczem pierwszej klasy;)
      Ej, w moim opowiadaniu wszyscy wydają Ci się obłąkani. To chyba nie jest komplement. Ale co do Jorgosa to owszem, zachowuje się, jak dziecko z brakiem piątej klepki:)

      Hmm, nie wiem, zobaczę. Ale ostrzegam, nie jestem smaczna:)

      Pozdrawiam,
      obłąkana Necco.

      Usuń
    2. Ej, to ja chyba powinnam przestać komentować, bo za co się nie wezmę, to albo komedię zrobię, albo dramat, albo jeszcze jedno i drugie :D
      Dla mnie cały świat jest obłąkany, genialny i jeszcze kilka innych fajnych przymiotników. Nie przejmuj się XD
      Dobra, sfazowałam się teraz, koniec. W razie gdyby moje komentarze nie były tu mile widziane, to po prostu daj znać :)
      I pozdrawiam raz jeszcze, obłąkana emilyanne. :D

      Usuń
    3. Oj przestań:) Śmiechu nigdy nie za wiele;)
      Dla mnie jest dziwny, ale obłąkany też;)
      Hmm, Twoje komentarze są przydatne, serio, więc śmiało, komentuj, bo ja nie wpadam w histerię, jeśli ktoś zwróci mi na coś uwagę. Po prostu, nie jestem idealna i muszę to zaakceptować;)

      Usuń
  2. Jeny, ciocia zawsze najlepsza, ona rządzi! :D Mogłaby ją posłuchać, chociaż tak raz! :)
    Jorgos na motocyklu i w ogóle nie w garniturze - zabiłaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciocia jest po prostu kochana;)
      No nie? Sama się nim zauroczyłam. Ach, uwielbiam motocyklistów.

      Usuń
  3. Hej! Trafiłam na tego bloga jakoś przypadkiem, ale z ciekawości (i też dlatego, że jestem chora i straaasznie mi się nudzi) postanowiłam poczytać. I NIE ŻAŁUJĘ! To opowiadanie jest świetne, cudowne, zajebiste, najlepsze. Jorgos wydaje się taki.. mrr. :D I ciocia super, te jej teksty. Czekam na nowy rozdział z niecierpliwością! Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo przyjemnie jest czytać takie komentarze. Ciszę się, że nie zmarnowałaś czasu.
      Tak, ciocia potrafi być rozbrajająca.
      I życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia! :)

      Usuń
  4. Grzebie sobie po rejstrze i patrzę, czytam opis twojego bloga i zaintrygowana zaglądam. Oczywiście nie żałuję, bo mimo, że przeczytałam tylko najnowszy rozdział, to twoje opowiadanie bardzo mi się spodobało i mam nadzieje, że szybko nadrobię zaległości.;)
    Życzę weny!
    Mogłabyś zajrzeć do mnie na bloga? Dopiero zaczynam, więc byłoby mi bardzo miło gdybyś wyraziła swoją opinię. :) Z góry dziękuję!
    http://prawdziwe-odbicie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że się podoba. I miło jest czytać takie słowa:)
      W takim razie miłego czytania;)

      W ogóle to czy nie byłby problem, gdybyś na Twoim blogu usunęła kod obrazkowy? Ja mam z tym gigantyczny problem, bo na każdym blogu, który posiada to coś ja nie mogę dodać komentarz, choć wpisuje wszystko poprawnie. Mam nadzieję, że nie będzie to żaden problem, bo spodobało mi się Twoje opowiadanie! <3

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Sakis Rouvas, Lea Michele.