22.10.2012

13. Niespodziewani goście


Doczołgała się do drzwi, po drodze wpadając na ścianę, którą przez gorączkę nie zauważyła. Na pewno wyglądała fatalnie, ale miała do tego pełne prawo. W końcu sięgnęła do klamki, odblokowała zamek i jej oczom ukazał się Jorgos Kasapi we własnej, niechcianej postaci.
 - Czego chcesz? - warknęła. Gdyby miała coś twardego pod ręką, to rzuciłaby w niego tym i zamknęła drzwi. A gdyby to nie pomogło to, cóż, poszczułaby go psem. Diego, oględnie mówiąc, nie przepadał za nim, więc na pewno nie musiałaby go zbyt długo namawiać.
- Przyszedłem się tobą zaopiekować, agapi mou - powiedział Jorgos i postąpił krok do przodu, jakby chciał wejść do środka, ale Muriel skrzyżowała ręce na piersiach i uniosła wysoko brodę. Chciała uchodzić za dumną i nieustępliwą, ale była chora i ten efekt wypadł dość kiepsko.
 - Daj mi spokój! - warknęła ochryple. - Nie potrzebuje twojej opieki.
 - Potrzebujesz – powiedział stanowczo i wszedł do środka. Muriel odsunęła się gwałtownie i spojrzała na niego przestraszona. On, nic sobie z tego nie robiąc, zamknął drzwi i zdjął kurtkę.
Musiała przyznać, że wyglądał efektownie w ciemnych levisach, szarym podkoszulku i granatowym swetrze. Jego oczy przybrały jeszcze ciemniejszą barwę, zapewne podkreślał je kolor podkoszulka.
 - Przyniosłem ci lekarstwa i maść. - Zaszeleścił torbą i wszedł do kuchni. No pięknie, teraz rządzi się w jej mieszkaniu. Świetnie, co jeszcze? Może ugotuje jej obiad, posprząta mieszkanie i zrobi zakupy? Spojrzała na niego niechętnie. Buzowały w niej emocje, które jeszcze nie opadły po tym koszmarze z nim w roli głównej.
Jorgos patrzył na nią z jakimś dziwnym wyrazem twarzy, ale nie zwróciła na to szczególnej uwagi. Bardziej ją zastanawiało, dlaczego tu przyszedł z lekarstwami. Nie prosiła go o to. Ma wolny dzień, więc dlaczego nie może go wykorzystać?
 - Po co? - zapytała. - Zaraz, po co maść? - Uśmiechnął się dziwnie. Wyminął ją i poszedł do kuchni, w której zastał Diego. Pies uniósł głowę i przywitał go głębokim warknięciem. Kolejny wróg, ale postanowił się tym nie przejmować.
Muriel oparła się o framugę drzwi i patrzyła na mężczyznę, który swoją posturą niemal wypełniał jej kuchnię. Był taki duży. Wzdrygnęła się. Wciąż miała przed oczami smagłą postać Kasapiego, który goły jak święty turecki stał obok łóżka i za nic miał jej błagania i protesty.
W tej chwili nie była świadoma że na jej twarzy maluje się strach. Kasapi to zauważył i bardzo się zaniepokoił.
 - Co się stało, piccola? Muriel... - Złapał ją za ramiona i potrząsnął nią lekko. Wyrwana z dziwnego stanu, dziewczyna popatrzyła na niego i szarpnęła się do tyłu.
 - Nie dotykaj mnie! Nienawidzę cię! - pobiegła do pokoju i zatrzasnęła drzwi. Zdezorientowany mężczyzna stanął pośrodku kuchni i rozejrzał się wokół. Kiedy napotkał wrogie spojrzenie psa, przykucnął przy nim.
 - Czy wy nie rozumiecie, że chce wam pomóc? Nie unoście się dumą. To i tak nic jej nie pomoże – dodał i wstał gwałtownie.
Ostatnie kilka dni były dla niego niezwykle trudne. Rodzina próbowała przekonać go, by przemyślał swoją decyzje. Nie chciał, czuł wstręt do małżeństwa, ale jeśli to miało być jedyne wyjście, by przejąć firmę na własność... Pomyślał o kobiecie, którą możliwe, że poślubi. Ale kto będzie? Może zapyta Emanuelle? Przecież jest wdową, no i ma dopiero dwadzieścia siedem lat. Kochała swojego zmarłego męża, więc chyba nie będzie oczekiwała, że w tym małżeństwie znajdzie miłość. On również nie chciał tego uczucia. On da jej pieniądze i wygodę, a ona... Prychnął. Nie miał się co oszukiwać. Firma i tak nigdy nie będzie jego. Ale może warto spróbować? Kto wie?
Z pokoju, w którym zniknęła Muriel dobiegł go stłumiony szloch, ale zaraz ustał. Była chora i powinien się nią zająć, bo przecież musiał zdobyć jej zaufanie.
Wszedł cicho do środka i zauważył, że dziewczyna śpi. Wrócił więc do kuchni wziął maść i poszukał nożyczek. Stanowczym krokiem wkroczył do pokoju, przy okazji starając się by jej nie obudzić. Będzie wściekła, jeśli zobaczy, co on robi, ale powinna zrozumieć, że krępowanie piersi tylko jej szkodzi. Na pewno cierpiała, bo jej biust był ciasno opleciony. Uniósł bluzę, a potem koszulkę i przeciął bandaż, który natychmiast opadł.
 Poruszyła się niespokojnie i coś powiedziała cicho.
 - Spokojnie, agapi mou. Śpij dobrze - szeptał cicho. Kiedy jego palce musnęły delikatną skórę piersi przez jego ciało przeszedł coś na wzór impulsu elektrycznego, który zjeżył mu włosy na głowie. Zesztywniał, ale zaraz potem opanował się i nałożył maść. Miał nadzieję, że Muriel nie będzie tak bardzo zła, gdy zorientuje się, co zrobił.
Kiedy skończył, wyszedł sztywno z pokoju i usiadł przy niewielkim stoliku. Boże, co to było? Szybko jednak wziął się w garść i postanowił zrobić dla niej rosół.

Obudziła się w jeszcze gorszym stanie niż wcześniej. Miała gorączkę i dreszcze, a całe jej ciało bolało ją jak po torturach. Nie miała wątpliwości. To była grypa. W pokoju było ciemno, ale to tylko dało jej poczucie ulgi i bezpieczeństwa. Przykryła się kołdrą i ponownie zasnęła. Jednak nie dane było jej długo pospać. Ktoś delikatnie szarpał ją za ramię.
 - Obudź się, piccola mia! - Głos miał miękki, a włoskie wtrącenie nadawały mu spokojnej namiętności, która wprawiła jej ciało w bolesny stan pragnienia. Obudziła się natychmiast i zaraz zrugała się za te głupoty. - Dobry wieczór – powiedział Jorgos, patrząc na nią. Uśmiechał się do niej przyjaźnie. Powinna trzymać się na baczność.
- Która jest godzina? - zapytała i uniosła się na łokciach. Nawet nie zorientowała się, że nie miała już na sobie bandażu.
 - Dochodzi ósma. Bardzo długo spałaś. Proszę, ugotowałem ci rosół – powiedział miękko i postawił tacę z parującą miską na małej komodzie pod drzwiami, potem przyniósł stolik spod okna i postawił naczynie z parującą zupą przed nią.
Muriel zagapiła się na niego przez chwilę. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą powiedział.
 - Co zrobiłeś? - zapytała, chcąc się upewnić, że to tylko jej wymysł.
 - Ugotowałem ci rosół. Może nie jest to jakieś dzieło kulinarne na miarę szefa kuchni, ale na pewno się nim nie otrujesz, a wiem, że taka zupa dobrze ci zrobi. - Usiadł na fotelu obok. Najwidoczniej przyniósł go tu, gdy spała. - Poradzisz sobie sama?
 - Tak – odparła niepewnie i zerknęła na miskę. Mężczyzna roześmiał się cicho.
 - Nie martw się, nie dosypałem tam arszeniku – dodał i posłał jej pokrzepiający uśmiech.
 - Nie wiem, czy powinnam ci ufać. - Nadal nie czuła się zbyt pewnie, gdy mówiła mu na „ty”, choć jeszcze nie miała okazji, by się do tego przyzwyczaić.
 - Nie musisz od razu. - Muriel kiwnęła głową i sięgnęła po miskę z rosołem. Był gorący. Pewnie pachniał i smakował dobrze, ale ona tego nie czuła.
Wzięła łyżkę do ręki i przysunęła się do stolika. Nabrała trochę i spróbowała. Ciepła zupa spłynęła jej do gardła. Uniosła brwi w zdumieniu i spojrzała na Jorgosa. Przypatrywał się jej w oczekiwaniu.
 - Myślę, że jest dobry, ale jestem chora i straciłam smak, więc nie wiem tego na pewno. - Mimowolnie uśmiechnęła się do niego, choć czuła się przy nim skrępowana, sfrustrowana i niepewna. - Lepiej już idź – powiedziała, gdy po kilku łyżkach odstawiła naczynie.
 - Nie jestem pewny, czy...
 - Ale ja jestem! - warknęła i ułożyła się na poduszce.
 - Muriel, mam trzydzieści pięć lat i nie chce mi się ciągle prowadzić dziecinnych gierek... z tobą. Zrozum, że jeśli chce ci pomóc to robię z własnej woli. Dlaczego ciągle wałkujemy ten temat? To się robi już nudne. Piccola mia, nie masz nikogo, kto mógłby się tobą zająć. Dlaczego na siłę próbujesz być samodzielna? Czasami człowiek ma chwilę słabości i czy tego chce czy nie, powinien przyjąć oferowaną pomoc. - Kiedy skończył mówić, patrzył na nią wyczekująco. Miała świecące oczy, potargane włosy i czerwony nos, ale dostrzegł, że Muriel jest wystraszona. On się go boi! Zrozumiał to, gdy przypomniał sobie sytuację w kuchni, gdy wybiegła. Albo tą pod drzwiami, gdy odsunęła się do niego gwałtownie. Ale co się stało? 
 - Mam sąsiadkę, która mi pomaga – odpowiedziała dumnie, choć w jej oczach czaił się strach.
 - A gdzie ona była dzisiaj? Nie może siedzieć przy tobie cały czas.
 - Była u cioci!
 - No właśnie... Proszę cię, Muriel, daj mi szansę. - Skrzywił się, ponieważ zabrzmiało to tak, jakby błagał ją o życie, ale jeśli miało to pomóc...
 - Sama nie wiem... - odpowiedziała i westchnęła ciężko.
 - „Sama nie wiem”, to brzmi jakbyś jednak chciała mi dać szansę. Zastanów się nad tym dobrze. Ja teraz idę do kuchni i posprzątam ten bałagan, a ty śpij. - Zabrał tacę i wyszedł z pokoju. Jednak drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich czarna głowa Diego. Pies wbiegł do środka i od razu wskoczył na łóżko. Już po chwili Muriel spała przytulona do psa, który grzał ją lepiej, niż kaloryfer.
Jorgos stanął pod oknem i wyjrzał na ulicę. Pomasował kark i oparł się o parapet. Muriel była ciężkim przypadkiem. Ale czego się spodziewał? Wiedział doskonale, że będzie mu się opierała jak tygrysica w klatce, a on będzie musiał zrobić wszystko, by oswoić tą dziką kotkę. Był tylko jeden problem: jak on miał to zrobić? Przecież starał się być miły, ale ona wietrzyła w tym postęp. A gdyby zaczął ją uwodzić? I tak nic by to nie dało! Cholera jasna... 
W pewnym momencie zadzwonił telefon.
Oderwał wzrok od ciemności i spojrzał na wyświetlacz. Larysa.
 - Tak, mamo? - powiedział obojętnie. Od samego początku mówił jej „mamo”, ponieważ była taką matką, jaką powinna być jego biologiczna, a nie była.
 - Gdzie ty się podziewasz? - zapytała oburzona.
 - Hmm, musiałem się kimś zaopiekować. - Nie był przekonany, czy dobrze zrobił mówiąc jej o tym, ale nie miał zamiaru kłamać. Poza tym, nawet jeśli ukrył by prawdę ona i tak wyciągnęłaby z niego wszystko, lepiej niż nie jeden agent FBI.
 - Kim?
 - Nikim...
 - Przecież powiedziałeś, że kimś się opiekujesz!
 - Mamo, i tak ci nie powiem. Nie ważne, wrócę późno – dodał i już chciał się z nią pożegnać.
 - Powiedz mi, Jorgosie! - W jej głosie brzmiała nieugięta stanowczość i znał Larysę tak długo, iż wiedział, że gnębiłaby go dotąd dopóki nie powiedziałby, gdzie jest i co robi. A gdyby się rozłączył, molestowałaby go telefonami, aż w końcu odebrałby go lub wyłączył, ale najprawdopodobniej musiałby wrócić do domu czołgiem, ponieważ jego macocha urządziłaby mu piekło. Westchnął ciężko.
 - Opiekuję się Muriel, ma grypę i...
 - Podaj mi adres! - zażądała natychmiast kobieta. - Adres – powtórzyła złowieszczo. Co on mógł innego zrobić? Musiał podać jej adres, choć nie wiedział, czy powinien. Muriel albo się ze złości i po prostu go zamorduje albo.. albo co? Nie wiedział, co się stanie. 
Dwadzieścia minut później do maleńkiego mieszkania wkroczyła Larysa, Consuela i jego ojciec. Ten ostatni miał chmurną minę i nie wyglądał na zadowolonego.
 - Gdzie ona jest? - zapytała od razu macocha i wmaszerowała majestatycznym krokiem niczym królowa do salonu i rozejrzała się po ciasnym pomieszczeniu. Consuela wyglądała tak samo. Te kobiety czasami go irytowały!
 - Śpi teraz. - Zmierzył je mrocznym spojrzeniem, ale one się nie ugięły tylko ruszyły wąskim korytarzykiem, by odszukać pokój Muriel.
 - Napiłbym się czegoś mocnego – westchnął Jorgos i siadł na steranej kanapie. Nikos poszedł przysiadł na fotelu.
 - Ja też...
 - One mnie wykończą.
- A co ja mam powiedzieć? Larysa wpadła do pokoju jak burza i rozkazała mi się ubierać. Nie miałem pojęcia, co się stało, ale z jej miny wywnioskowałem, że chodzi o ciebie. Consuela wyglądała podobnie i aż się przestraszyłem, że coś się stało. A okazało się, że postanowiłeś bez ich wiedzy zaopiekować się tą dziewczyną, na którą tak naskoczyłeś parę dni temu. Polubiły ją i mają...
 - Nie! Niech sobie wybiją to z głowy. Ja i Muriel? Dobry Boże, to byłby kawał roku! - warknął i zerwał się na nogi. Podszedł do okna i wyjrzał na ulicę.
 - Ale dlaczego się unosisz? To tylko babskie gadanie. To ty powinieneś wybrać tę kobietę, nie one. Myślałeś już o tym? - zapytał Nikos i bacznie przyglądał się synowi, który wyglądał na zdenerwowanego.
 - Tak – odparł lakonicznie Jorgos.
 - I co?  - dopytywał się starszy Kasapi.
 - Myślałem o wdowie, która mieszka niedaleko mnie. Nazywa się Emanuelle Dickson i ma dwadzieścia siedem lat – rzekł dość niechętnie.
 - Dlaczego ona?
 - Czy ja jestem na jakimś pieprzonym przesłuchaniu?! - huknął, ale zaraz się uspokoił i ciszej dodał: - Bo tak.
 - Jesteś ostatnio strasznie drażliwy. Co się dzieje? Masz jakieś problemy?
Oczywiście, że mam problemy, pomyślał poirytowany, bo okazało się, że moja cnotliwa sekretarka pociąga mnie i bardzo się opiera.
 Wzruszył ramionami i odwrócił się do ojca plecami. Czekały go ciężkie tygodnie. Choć i tak nie mógł narzekać. Nie był to jakiś problem nie do rozwiązania. Użyje swojego całego arsenału, by uwieść Muriel, a kiedy już pozbędzie się tego okropnego napięcia, rozejdą się. Jego dalsze rozmyślania przerwała macocha, która weszła do salonu i przysiadła na kanapie.
 - I co? Mówiłem, że śpi – powiedział obojętnym tonem. Nadal wpatrywał się w okno.
 - Spała, ale przed chwilą się obudziła. Była bardzo przestraszona, widziałam to w jej oczach. Coś ty jej zrobił? - zapytała Larysa i zerknęła w stronę Jorgosa.
 - Nic! Dlaczego myślisz, że miałby coś jej zrobić? Kiedy tu przyszedłem też wyglądała na wystraszoną. Nie mam pojęcia, co mogło się stać.
 - Może miała jakiś koszmar? - zastanowiła się przez chwilę
 - Och, może już zostawmy ten temat? - zaproponował Jorgos, bo zaczął odczuwać nieprzyjemne gorąco w lędźwiach. Jezu, wystarczyło tylko wspomnieć jej imię, a on już się podniecał jak jakiś napalony małolat. Odchrząknął, by się jakoś uspokoić.
 - Mówiła, że ugotowałeś dla niej rosół – ciągnęła macocha i uważnie spojrzała na przybranego syna, który w tej chwili wyglądał na spiętego, ale nie mogła tego stwierdzić na pewno, bo z jakiegoś powodu stał odwrócony do nich plecami.
 - Mamo... - zaczął ochryple i zacisnął dłonie na parapecie.
 - Kochanie, myślę, że powinniśmy zostawić ten temat w spokoju – zaczął łagodnie ojciec, który zdawał sobie sprawę ze stanu syna.
 - Ale dlaczego? Biedna mała, jest taka chora i sama, bo gdyby nie Jorgos pewnie... - urwała wystraszona, gdy Jorgos wypadł z salonu i trzasnął drzwiami wyjściowymi. - Co mu się stało?  - zapytała
 - Musiał wyjść na świeże powietrze – odpowiedział Nikos i spojrzał z kpiącym uśmiechem na swoją żonę.
  - Dlaczego?  – odparła nic nie rozumiejąc.
  - Daj mu chwilę, zaraz wróci.
  - O co chodzi? Ty coś wiesz – powiedziała w końcu, gdy zobaczyła w jego spojrzeniu błysk.
  - Nic nie wiem, agapi mou.

Na zewnątrz było dość chłodno, ale jemu to nie przeszkadzało. Musiał ochłonąć... Gdyby był u siebie zapewne wziąłby zimny prysznic. Przeczesał dłońmi włosy, a potem westchnął głośno. Wpakował się w niezłą kabałę, ale nie mógł tego przewidzieć...
Kiedy to się zaczęło? Nie wiedział. Ale ich jedyny pocałunek był  punktem kulminacyjnym. Po co ją wtedy pocałował? Wielokrotnie się nad tym zastanawiał, ale nie mógł znaleźć sensownej odpowiedzi. Może chodziło o to, że Muriel całkowicie różniła się od kobiet, które do tej pory spotykał? Nie była wyrafinowana, ani interesowna. A może Stephen miał rację? Pragnął jej, bo ona mu się opierała? Bo nie całkowicie go ignorowała? Nawet pała doń nienawiścią. Uniósł głowę i spojrzał w niebo. Nie było widać gwiazd. 
W końcu podjął decyzję. Wyjął komórkę z kieszeni i wykręcił numer. Po kilku sygnałach odezwał się kobiecy głos, bardzo seksowny i prowokujący.
 - Słucham – mruknęła kobieta.
 - Dobry wieczór, Isabello.
 - Mm, Jorgos, to ty? - zapytała kobieta.
 - Tak, to ja. Masz dziś wolny wieczór? - zapytał i modlił się, by potwierdziła.
 - Tak.
 - To świetnie, będę u ciebie za dwadzieścia minut. - Rozłączył się szybko, by nie dać jej możliwości odmowy i poszedł do mieszkania. Poinformował ojca i matkę, że wychodzi i że spotkają się jutro w domu. Pominął milczeniem pytanie, dokąd idzie. Wolał nie mówić o tym, ponieważ wiedział, co powie na ten temat Larysa. Często przez telefon słyszał, że jest już za stary na romanse. Poza tym powinien raczej poszukać sobie kogoś na stałe. Nie znosił, kiedy tak mówiła i szybko się z nią żegnał.
Dojechał do modnej i bardzo drogiej dzielnicy, w której mieszkała Isabella. Zaparkował samochód pod numerem trzydzieści jeden. Dziś rano, kiedy zobaczył się z chorą Muriel wrócił szybko do domu, przebrał się i wziął samochód.
Wszedł szybko po schodach i zadzwonił. Może gnały go potrzeby ciała, ale to nie oznaczało, że musiał siłą wdzierać się do czyjegoś domu. Zwłaszcza do domu Isabelli Shields, znanej aktorki. Bella była kimś w rodzaju kochanki, ale każdy robił to, na co miał ochotę. Jeśli akurat spodobał jej się jakiś reżyser, nie robił problemu. On w tym czasie również nie pozostawał sam i spotykał się z inną kobietą.
W drzwiach ukazała się seksowna blondynka. Na twarzy miała wypisane zrozumienie i wyczekiwanie.
 - Jesteś sama? - zapytał i wszedł do środka. Pytanie było zbędne, ale wolał się upewnić niż potem znaleźć się w krępującej sytuacji. Kluczki do samochodu rzucił na półkę obok drzwi, a kurtkę powiesił na wieszaku.
  - Tak – wymruczała cicho i rozwiązała szlafrok, który miała na sobie.
 - Zrobimy to tutaj, czy może wolisz w salonie? - Isabella roześmiała się perliście i naga pomaszerowała do salonu. Jorgos obserwował jak kołyszącym krokiem powoli wkracza do pomieszczenia. Idąc za nią zdejmował kolejne części garderoby. Najpierw zrzucił sweter, potem kolej przyszła na koszulkę, po niej zdjął buty i skarpetki, a zaraz do nich dołączyły spodnie. Odrzucił na bok bokserki i brutalnie przycisnął do siebie Isabellę. Jego pocałunki były gwałtowne. Bella musiała się starać, by dotrzymać mu kroku, gdyż narzucił szaleńcze tempo. Pchnął ją na sofę i gwałtownie rozsunął jej nogi. Nie chodziło o namiętność, chodziło o pozbycie się napięcia, które pozbawiło go racjonalnego myślenia. Spojrzał na zdezorientowaną twarz kobiety i zamarł. Co on wyprawia?! Kiedy się otrząsnął z amoku, w jakim się znalazł westchnął ciężko i położył się obok Belli.
 - Cholera... - warknął i wstał, a potem zaczął zbierać swoje ubrania. - Przepraszam cię, Isabello. - Spojrzał na nią. Kobieta rozciągnęła się na sofie w seksownej pozie, idealnie eksponując swoje wdzięki, ale nie pociągała go. Nie teraz, nie w tej chwili. W ogóle.
 - Dziwnie się zachowujesz. Co się stało? - zapytała. Wydawała się być urażona. Co się stało? On sam nie mógł tego wytłumaczyć. W jednej chwili rzuca się na nią jak jakiś nastolatek, by zaraz potem zbierać swoje ubrania. Larysa ma rację, pomyślał, jestem za stary na romanse.
 - Najwidoczniej się starzeje – bąknął i wciągnął spodnie. Ubrał koszulkę i sweter. Aktorka roześmiała się perliście.
 - Napijesz się? - zapytała.
 - Nie, prowadzę. - Kobieta wstała i bez skrępowania przeszła obok, ocierając się o niego. Nic. Zero totalne. Westchnął ciężko i podszedł do okna. Usłyszał, jak siada na sofie. Odwrócił się i usiadł na fotelu. Isabella miała już na sobie szlafrok, choć jego poły odsłaniały pełne piersi.
W końcu postanowił, że pojedzie do domu. Równie dobrze u siebie będzie mógł się zadręczać. I weźmie zimny prysznic. Nie, weźmie dwa długie, ziemne prysznice.

________
Moje opowiadanie jest jak ja - ma depresje.
Mam ochotę zaszyć się w łóżku i przespać całe życie, ewentualnie ten koniec świata, który ma niby nastąpić. Jesienna depresja  jest cholernym paskudztwem, a ja w tym okresie jestem przygnębiona i złośliwa bardziej niż normalnie.

I z przykrością uświadomiłam sobie ( a raczej notka emilyanne ), że jeden z harlequinów jest podobny do NS. Nie miałam pojęcia, że takowa książka istnieje.

12 komentarzy:

  1. Który harelequin masz na myśli? Mój uroczy szef, czy co? Czekaj, muszę spojrzeć do mojej półeczki z recenzjami, bo już nic z nich nie pamiętam... Dobra, nie chce mi się. A poważnie mówiąc... Zdajesz sobie sprawę z tego, że harlequinów jest od cholery? To jest tak, jakbyś chciała napisać potterowskie opowiadanie o Huncwotach. Czegokolwiek byś nie zrobiła - nie ma opcji, że będziesz pod każdym względem oryginalna. Już sam fakt, że to zawsze jest ten sam schemat - bo nie sposób go zmienić, kiedy pisze się harlequin! - odbiera Ci tę możliwość. Niespokojne Dusze jak na ten moment to mój ulubiony harlequin. Ogółem jak słyszę "harlequin" automatycznie chce mi się śmiać, ale to znowuż nie znaczy, że nie mam ulubionego xD

    Umiliłaś pięć minut mojego życia. Wpływasz na mnie bardziej pozytywnie, niż poranna kawa, a to jest nie lada osiągnięcie xDD Powoli dochodzę do wniosku, że jestem zbyt wesołym człowiekiem, ale mniejsza o to. Powaliłaś mnie Jorgosem. W tym rozdziale - pod każdym względem! Szefuńcio gotujący swojej pracownicy rosół, i to jeszcze taki szefuńcio! Ale napad jego rodziny na Muriel już w ogóle... odleciałam :D No, i jeszcze Isabella. Pierwszy raz w życiu nie wiem, co mam napisać w komentarzu, no przysięgam. Miałam wypisać literówki, bo padło kilka, ale taaaak mi się nie chce...

    Ej, przerażasz mnie tą depresją. Mamy złotą jesień (a przynajmniej ja mam), skąd taki humor? Mam nadzieję, że szybko Ci minie i że mnie nie dopadnie :)

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, właśnie o tej książce mówię. Właśnie ją czytam i z przerażeniem uświadomiłam sobie, że widzę pewne podobieństwa. Ale masz rację, jak pisze się romans to nie ma bata, że napiszesz coś oryginalnego. Są perełki, ale wiadomo, że podobieństwa się zdarzają. Harlequiny są po to by umilić kobiecie czas i tyle. Ja lubię romanse, ale harlequiny czytam, bo czytam. Teraz raczej nie chce mi się nawet schylić w bibliotece po jakąś książkę. Jak chciałabyś kiedyś pośmiać się z jakiegoś harlequinu to się polecam. Mam na komputerze kilka to Ci podeślę.

      Za dużo zioła palisz, może dlatego?:) Sama siebie powaliłam, bo uznałam, że Jorgos jako kura domowa będzie czymś bardzo ciekawym. Szefuńcio jednak posiada rozliczne talenta. Co widać na załączonym obrazku [ czyt. zdziwiona Muriel ]. Oni jej nie napadli, oni najechali jej skromne progi, że tak powiem.
      Czyli nie jest najgorzej, a literówki zaraz polecę poprawić, jak moje ślepe oczy coś znajdą.

      Ja mam mgłę 24h, więc u mnie z ta złotą jesienią jest trochę marnie. Stąd, że ja zawsze mam o tej porze roku taki humor. Nienawidzę tej pory roku. Trzymam kciuki, żeby Cię ominęło szerokim łukiem to dziadostwo.

      Ja również! :*

      Usuń
    2. Kiedy ja bez przerwy siedzę i pieję z tych harlequinów. Przecież ot tak nie napisałam sobie pseudofelietonu na ten temat XD Ale jednak romanse historyczne są bardziej kwikogenne, co gorsza - jest to zamierzone. :D Ale ja mam jakieś zboczenie. Może znowuż nie zawodowe, bo moje oceny stanowczo odbiegają od recenzji. Jeśli czytam książkę o tytule "Mój uroczy szef", niewątpliwie czytam po to, żeby skrytykować. Sadystka xD

      Hahahaha :D Jak na mój gust, to był napad. Jeny, już to sobie wyobrażam... Wybudzam się ze snu, a tu taki Jorgos... Znowu zasypiam, znowu się budzę, a tu dookoła mnie zgromadzeni ludzie... "ku*wa, dom pogrzebowy!". Nie, dobra, wybacz, nie mogłam się powstrzymać :D

      No, a mnie nawala słońce, złote liście wszędzie się poniewierają... Tak długo, jak nie pojawi się mgła i jak nie zacznie padać deszcz, będę kochała tę jesień. Nie lubię zimy, jakoś niespecjalnie uśmiecha mi się słuchać kolegów, którzy nie potrafią wtedy wydusić z siebie nic więcej na powitanie, tylko "ku*wa, ale piździ!". Po części dlatego, że jestem człowiekiem, który nie przeklina (hahaha, mówię poważnie), a oni mówiąc o pogodzie nie potrafią tej pięknej łaciny nie użyć. Taaak, jak depresja, to prędzej zimą, albo listopadem, kiedy po złotej jesieni nie ma już śladu :D

      No, to pozdrawiam raz jeszcze xD

      Usuń
    3. Hahaha, cóż, rozumiem Cię, a jak przy okazji zdarzy się trzydziestoletnia dziewica, to już w ogóle - złoto. Romanse historyczne mają to do siebie, że często powtarzają swoje motywy - afera szpiegowska, skandal, albo wymuszone małżeństwo. Ja osobiście bardzo lubię takie książki, co prawda nie wszystkie ( czytałaś Barbarę Cartland? ), ale kilkanaście na pewno. Jesteś sado-maso:)

      Ej, nie dom pogrzebowy, ewentualnie wystawa;)

      Każdy ma inne gusta: wirujące liście doprowadzają mnie do szału, słońce też. No, a jak zacznie padać deszcz i zrobi się dżysta pogoda, to jestem kobieta depresja;)
      No to podziwiam:) Ja przeklinam, ale jak ktoś wyprowadzi mnie z równowagi. Wolę chlapnąć łaciną kuchenną niż tracić czas na rękoczyny. A koledzy to jeszcze dzieci, bo nie dojrzewają tak szybko jak dziewczyny.

      Tak, ślem causy! :)

      Usuń
    4. Czytałaś jakiś z trzydziestoletnią dziewicą? Mnie się na taki nie udało trafić, ale podejrzewam, że musiała być mocna komedia xD Mmm, pierwszy historyczny czytałam właśnie dlatego, że zainteresowało mnie to wymuszone małżeństwo! W sumie w prawie każdym, który przeczytałam, była ta tematyka, choć różnie do małżeństwa dochodziło :D Sadystką - być może, ale masochistką z pewnością nie jestem! :D

      Ale wiesz, w tym domu pogrzebowym jest trochę realizmu... Ostatnio w moim mieście zdarzyła się właśnie taka sytuacja, że wszyscy dookoła trumny się zgromadzili, a trup wstał... Nie wiem, jaka była reakcja z obu stron, ale myślę, że ja na miejscu Muriel zareagowałabym jak ten facet, który leżał w trumnie XD Choć w sumie... Ona była chora, więc może nie do końca jarzyła, co się dzieje :D

      Koledzy... koledzy i szwagier utwierdzają mnie w przekonaniu, że faceci dojrzewają do szóstego roku życia, a potem to już tylko rosną. :D W każdym razie mnie uszy odpadają, jak słyszę za dużo naraz. :D

      Usuń
    5. Wiesz, tego nie wiem, bo nie skończyłam. Wiem tylko tyle, że to była książka, dość krótka zresztą, o molestowaniu. Jakaś dziewczynka właśnie padła ofiarą "złego dotyku", a potem okazało się, że główna bohaterka również. Przynajmniej to, co ja czytałam nie było takie znów śmieszne.

      Rzeczywiście, prawie w każdym historycznym romansie bohaterowie muszą zawrzeć małżeństwo. Widziałam na LubimyCzytać, że czytać "Płomień nocy". Czytałam niedawno. I w sumie to ostrzegam Cię, bo pani Coulter pisze książki w podobnym tonie: że facet to jakiś napalony dzikus ( choć dżentelmen w każdym calu ) i gwałci bohaterkę, prawie na stojąco, albo dziewczyna jest biedna, ma za sobą starszą przeszłość i w ogóle. Ja dość często czytałam książki z podobnym motywem, a u tej pani jest chyba każdy motyw, jaki może być w romansach:)
      Dobra, niech Ci będzie.

      O kurde, padłabym na zawał, gdybym zobaczyła wstającego trupa. Ale to może zombie było? Ja bym go zastrzeliła;)
      Bo nie kojarzyła. Dla niej jest akurat wszystko jedno :D

      Podobną teorię wysnułam w którymś tam rozdziale, chyba 11. Faceci są dziwni i dlatego wolę być sama. Ja tez, jak zbyt często sypie się łacina. Wolę wtedy wyjść z pomieszczenia:)

      Usuń
    6. Jestem przy końcu "Płomienia nocy", ale coś nie mam czasu, żeby wziąć się za dokończenie. Mmm, złe czasy nastały, że z dnia na dzień muszę uczyć się na kolejne sprawdziany. Właściwie pierwszy raz znalazłam się w sytuacji, żeby dzień w dzień coś było... A mówili mi, że to będzie najłatwiejsza klasa :) Dobra, odbiegam od tematu. Wracając do tej książki... No, moja pamięć powoli już zaczęła wymazywać ją z pamięci, choć jeszcze nie dobrnęłam do końca. Wiem na pewno, że trochę mnie przyćmiło i pominęłam ponad połowę prologu. Mam dość słabe nerwy.

      A podobno nie zombie właśnie... Też byłam zaskoczona. Wiesz, ostatecznie większą traumę będzie miał ten, co obudził się w trumnie. Muriel też mogłaby mieć :D
      Ach, tak, pamiętam... Ja ostatnio wszędzie widzę ten tekst. I słyszę zresztą też. Tylko że każdy ma inną teorię... Jedni mówią, że przestają rozwijać się psychicznie w wieku 6, inni że w 11 :D

      Usuń
    7. Dzięki Bogu, że szkołę już ma za sobą. Nie tęsknie do niej, ani trochę, choć tak wszyscy się zarzekali, że będzie inaczej. Wielkie PFT.
      Nie lubisz brutalnych rzeczy? :)

      Szkoda, to mogła być jakaś sensacja i zapowiedź końca świata. Och, Muriel bezie miała okazję do traumy:)
      Nie ważne, i tak faceci z rozwojem psychicznym zatrzymują się w bardzo młodym wieku.

      Usuń
  2. Hej, moja pierwsza reakcja po tym rozdziale to wielke "WTF?!", kiedy do mieszkania Muriel wpadła rodzina Jorgosa. Po co, na co, i w ogóle dlaczegóż tak? xD nie no, na miejscu Muriel nieźle bym się wściekła, chora sobie leży pod kołdrą, smarka i gorączkuje, pewnie wygląda średnio pociągająco, a tu jej nad łóżkiem pochyla się ileś tam praktycznie jej obcych osób. No po prostu wielkie what the fuck xD już Jorgosa na jej miejscu ledwie bym tolerowała, jeśli w ogóle, bo rosół i tak dalej, i te lekarstwa, bo co, bo ona sobie sama nie umie lekarstw kupić? Ja sobie zawsze sama kupuję, jak jestem chora! (No dobrze, ja nie choruję, ale... mimo wszystko xD) Czasami mnie w ogóle rozwala, jaka to Muriel próbuje być samodzielna i niezależna, a potem klops, i tak wychodzi na wierzch zdanie Jorgosa, i tak to on się nią opiekuje, i w ogóle, i tak dalej. Ech, chciałabym wreszcie przeczytać scenę, w której Jorgos łamie sobie obydwie ręce, spadając z motoru, bo za mocno obejrzał się za przechodzącą Muriel, a ona mu zupkę gotuje i go karmi jeszcze, żeby kaleka z głodu nie umarł^^

    Nie no, oczywiście żartuję, ale tak na serio to błagam, zrób coś z tą Muriel, daj jej jakiś szczątkowy kręgosłup (no dobrze, może być już po odchorowaniu swojego, bo rozumiem, że i gorączka odebrała jej chęć bronienia się), bo mnie dziewczyna w końcu do grobu wpędzi. A może ja po prostu mam niewłaściwy charakter, żeby czytać o takich jak ona, bo ja już dawno posłałabym Jorgosa w diabły :D ale pewnie w ostatecznym rozrachunku wyszłabym na tym gorzej niż Muriel wyjdzie, więc dobra, już się nie odzywam ;>

    Przepraszam za zaległości, obiecuję poprawę i jeszcze raz przepraszam za wątpliwą wartość merytoryczną tego komentarza - pisany pod wpływem pierwszych emocji po przeczytaniu, w dodatku w środku nocy, o godzinie, kiedy dawno powinnam już spać, jeśli chcę się rano zwlec z łóżka o szóstej. No dobrze, nie chcę, ale muszę, także idę spać :D a poza tym czekam na więcej!

    Całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, jaki strumień świadomości mi wyszedł. Mam nadzieję, że coś z tego bełkotu zrozumiesz xD

      Usuń
    2. Bez obaw, rozumiem;)
      Tylko ( albo ) trzy, chociaż Jorgosa zaliczyłabym do znajomych, ale pomińmy fakt, ze niezbyt lubianych.
      Może fakt, że była obłożnie chora może świadczyć o jej słabym refleksie? Przynajmniej ja to tak widzę. Stwierdziła, pierdziele, jestem chora. Ja tez kupuje sobie lekarstwa, jeśli jestem w stanie wsiąść w autobus i pojechać do miasta. Na moje szczęścia nie choruję zbyt poważnie, zazwyczaj lekkie przeziębienie, które wystarczająco mnie dobija;)
      Wyprzedziłaś mnie z tym komentarzem;) Znaczy wiesz, Muriel jednak dostanie trochę kręgosłupa, bo już nie mam siły ją wlec za włosy po kamieniach;)
      Myślisz, że podjęłaby się jego opieki? Myślę, że jeszcze żałowałaby, że linka na jego szyi nie zacisnęła się zbyt mocno. O ile Jorgos ma taką linkę. Pewnie Muriel sama jeszcze kopnęłaby go w żebra albo w przyrodzenie, tak na wszelki wypadek.
      To zależy tylko faceta - jakby to przyjął. Może wyszłabyś lepiej niż ona, kto wie.
      Udzielam Ci rozgrzeszenia. Żartuję. Nie panikuj, nic się nie dzieję. Ja sama wkrótce będę miała mało czasu ( albo w ogóle ), ale to pewnie i tak nic z tego nie wyjdzie. Pamiętam jak w roku szkolnym miewałam u Ciebie zaległości, więc wcale nie mam Ci za złe.
      No właśnie, Twój komentarz wcale nie miał "wątpliwej treści merytorycznej", coś takiego się przydaję.
      I dziękuję Ci za ten komentarz :*

      Usuń
  3. Depresji mówimy "pa,pa" to jest ohydna przypadłość, nie chciej jej mieć na serio, a tak pogoda zaraz się zrobi lepsza.:D A rodzinka...olać rodzinkę, wolni są!;D
    Jorgos...mój...normalnie lofciam go...na wieki wieków!;D Napalony, mrr.:D Weź, nawet Belki nie chciał, oj zakochał się chłopaczyna i nawet o tym nie wie. Widzi tylko Muriel i serce mi pęka bo aż chcę być na jej miejscu. Byłabym bardziej otwarta i nie taka denerwująco cnotliwa jak ona.:D:D
    JORGOS FOREVER!<3

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Sakis Rouvas, Lea Michele.