Choroba
zmogła ją do tego stopnia, iż nie przeszkadzało jej to, że wokół
kręcą się obcy ludzi, ale z upływem dni narastała w niej złość
na Jorgosa. Ten bezczelny patafian kręcił się po jej mieszkaniu,
choć widywała go tylko od czasu do czasu, gdy mignął jej obok
drzwi. Consuela
była bardzo ciekawą osobą, fajnie się z nią rozmawiało, a
raczej słuchało, bo siostra Kasapiego miała tendencje do
zarzucania człowieka potokiem słów. Muriel wielokrotnie w duchu
dziękowała Bogu, że kobieta trajkocze sobie wesoło, a ona w tym
czasie mogła na przykład obmyślać jaką śmiercią zginie jej
szef, gdy ona w końcu wróci do pełni sił.
Zerknęła
w stronę okna. Świeciło słońce. No jasne, bo przecież, gdy ona
jest chora to musi być ładna pogoda. Westchnęła ciężko i z
powrotem opadła na łóżko. I co z ciocią, naszła ją myśl. Od
kilku dni nie miała pojęcia, co się z nią dzieje, ale skoro nie
miała żadnych wieści to pewnie wszystko było w porządku.
Przynajmniej na razie. Melisanda potrafiła uprzykrzyć życie każdej
osobie i ktoś, kto jej nie znał nie wiedział, jak z nią
postępować, w przeciwieństwie do niej i pani Brin.
W
pewnym momencie usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała w tamtym
kierunku z rosnącą niepewnością.
-
Proszę – odpowiedziała cicho. Do pokoju weszła Consuela. Jak
zwykle uśmiechnięta i pełna życia.
-
Dzień dobry, Muriel – przywitała się i usiadła na fotelu, na
którym kilka dni wcześniej siedział Jorgos. Zacisnęła zęby, bo
miała ochotę krzyczeć z bezsilności. Wszystko sprowadzało się
do tego palanta. Odetchnęła głęboko i uśmiechnęła się do
Consy.
-
Dzień dobry – odpowiedziała i kiwnęła głową. Wygodnie ułożyła
się na łóżku i spojrzała wyczekująco na dziewczynę.
-
Przyszłam się pożegnać. Wyjeżdżamy za kilka dni, a Jorgos
zabiera nas za miasto. - Przygryzła wargę i spojrzała na Muriel
niepewnie. Ta jednak nie wyglądała ani na urażoną, czy
zawiedzioną. Consuela poczuła się lekko rozczarowana, ale zdążyła
się zorientować, że Muriel była zamknięta w sobie. Niewiele
mówiła, obserwowała i jakoś nie specjalnie garnęła się do
tego, by ją bliżej poznać. Poza tym, kiedy jej brat wchodził do
pokoju ona spinała się i mierzyła go chłodnym spojrzeniem – nie
była dla niego miła. No oczywiście, wiadomo, Jorgos, po tym jak ją
potraktował w biurze, nie zasłużył na to, by być dla niego
miłym, ale obecnie bardzo się starał, aby Muriel czuła się
dobrze. Tylko chyba nie była obiektywna... Jednak, gdy patrzyła na
spokojną twarz dziewczyny, zorientowała się, że ich konflikt
sięga o wiele głębiej, niż mogła przypuszczać. Ona i mama nie
wiedziały, co zrobić, ale z drugiej strony nie mogły ingerować w
życie obojgu, zwłaszcza podwładnej Jorgosa. Nie znały jej i nie
wiedziały nic poza tym, że miała ciocię w szpitalu i wyrośniętego
owczarka.
Muriel
kiwnęła głową i szczelniej okryła się kołdrą.
-
Rozumiem – odpowiedziała.
-
Może... - zaczęła i postukała się pomalowanym na niebiesko
paznokciem w brodę. Nad czymś intensywnie myślała, ale Muriel nie
chciała wiedzieć nad czym – nie podobało jej się to. - Może
zechcesz z nami pojechać? - Ze strony Consy było to wielkie faux
pas. Chyba szybko zrozumiała
swój lapsus, bo uśmiechnęła się do niej nerwowo z
przepraszającym wyrazem twarzy. Muriel spojrzała na nią
zszokowana. Czy ta dziewczyna straciła rozum? Nie, nie mogła tak o
niej myśleć. Chce dobrze, a ona uważają ją za szaloną, no ale
po co proponuje jej coś takiego? Dobrze wie, że między nią a
Jorgosem jest wielkie napięcie, które grozi wyładowaniem, wielkim
wybuchem, supernovą. Czuła się naładowana złością i
nienawiścią, i wiedziała, że prędzej czy później dojdzie do
eskalacji, tylko kiedy, nie wiedziała.
-
Nie, Consuelo. Nie pojadę. Nie mogę. Jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi i nie wiem, dlaczego zaproponowałaś ten wyjazd właśnie mnie. Udanego odpoczynku. - Nie
zabrzmiało to miło, ale czy to było ważne? Chciała mieć w końcu
święty spokój.
-
No tak, wiem, przepraszam. Nie pomyślałam – mruknęła i
uśmiechnęła się do niej niechętnie. Muriel poczuła lekkie
wyrzuty sumienia, które szybko uciszyła.
Ktoś
zapukał do drzwi. Do pokoju wszedł Jorgos, który zapewne czekał na siostrę w kuchni. Nie trzeba było czekać
zbyt długo. Muriel natychmiast się zjeżyła i posłała mu chłodne
spojrzenie. Mężczyzna zignorował ją i podszedł bliżej. Posłał
dziewczynie drwiący uśmieszek.
-
Consuelo, czy już? - zapytał miękko.
-
Tak. Trzymaj się, Muriel, miło było cię poznać. Mam nadzieję,
że kiedyś jeszcze się spotkamy – powiedziała młoda kobieta i
pochyliła się, żeby cmoknąć ją w policzek. Odwzajemniła gest
i po kilku słowach Cons wyszła z pokoju, ale Jorgos nie.
-
Czego tu jeszcze chcesz? - warknęła i obrzuciła go niechętnym
spojrzeniem.
Jorgos
jednak nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w nią uważnie.
Speszona odwróciła wzrok w stronę okna, ale zaraz się
zreflektowała i odważnie spojrzała mu w oczy.
-
No co? Masz jakiś problem? - Jej opryskliwy ton tylko go rozbawił.
Wyszedł bez słowa. Po kilku minutach została w mieszkaniu
całkowicie sama i czuła ulgę. Nareszcie!
Nie
była jeszcze na tyle zdrowa, by iść do szpitala, ale wiedziała,
co zrobi. Zadzwoni tam i dowie się, co z ciotką. Podeszła do
telefonu i wykręciła numer.
-
Dzień dobry. Ja dzwonie w sprawie Melisandy Clarkson –
powiedziała.
-
Kto mówi? - zapytała kobieta. Miała wysoki, nieprzyjemny głos.
Muriel wyobraziła sobie niską, przysadzistą pielęgniarkę o
zołzowatym charakterze.
-
Muriel Dumn. Melisanda to moja ciocia. - Poczekała chwilę, aż
pielęgniarka odnajdzie odpowiednie dane.
-
Pani ciotka jest obecnie poddawana badaniom.
-
Badaniom? Jakim badaniom? - zapytała zaniepokojona.
-
Spokojnie, proszę się nie denerwować. Chcemy sprawdzić, czy
wszystko w porządku. To kontrolne badanie. - Słowa pielęgniarki
trochę ją uspokoiły, ale nie sprawiły, że niepokój i strach
całkowicie ją opuściły.
Cały dzień spędziła na czytaniu. Zadzwoniła też do pani Brin, która ucieszyła się, że ją słyszy i zaczęła komplementować jakiegoś mężczyznę. Muriel nie miała pojęcia o kim ona mówi.
-
Muriel, to naprawdę wspaniały mężczyzna. Już takich nie ma.
Szczerze powiedziawszy chyba to ostatni egzemplarz, jaki chodzi po
tej ziemi.
-
Rozumiem – bąknęła, choć tak naprawdę nie miała pojęcia, co
się dzieje. O kim ona mówi?
-
Nie dość, że przystojny, to jeszcze miły, uczynny... - zaczęła
wyliczać, a Muriel w myśli zaczęła przypominać sobie mężczyzn,
którzy mogliby pasować do opisu. Może Ophelia po prostu
zapomniała jej powiedzieć o jakimś jej wnuku...?
-
Przepraszam, że pani przerywam, ale mam takie pytanie: o kim pani
mówi?
- W słuchawce usłyszała radosny śmiech sąsiadki. Zacisnęła
usta, bo nagle poczuła irytację, choć nie powinna.
-
No jak to o kim? O Jorgosie! - wykrzyknęła.
Ha
ha, bardzo śmieszne. Jorgos. Ale dowcip. Zaraz umrze ze śmiechu.
-
Przepraszam, mogłaby pani powtórzyć, bo chyba nie dosłyszałam –
mruknęła, modląc się w duchu, że to tylko jej chory umysł
widział coś, czego tak naprawdę nie było.
-
Mówiłam o Jorgosie. To twój szef. Jest czarujący i wcale nie
przypomina tego mężczyzny, którego opisywałaś. - Ophelia
wydawała się być całkowicie zauroczona tym dupkiem. Jasne, a kto
by nim nie był? Przecież ona też uważała go za przystojnego i
pociągającego mężczyznę, nawet jeśli jego charakter był czarny
jak smoła.
Jorgos
czarujący, to wydawało się być totalnym absurdem i wręcz
kontrowersją, ale... No cóż, nie miała się, co oszukiwać –
Kasapi traktował ją jakby nie miała uczuć i serca, i dlatego uważała go za zło wcielone, choć ostatnio zrobiła się dla niego...
agresywna. Jak tylko wróci do firmy pokaże
mu, że ma pazury i wbije je Jorgoswi w gardło, albo wydrapie mu oczy.
Najlepiej niech ginie w męczarniach arogancki, zarozumiały i
wstrętny buc!
Szybko
pożegnała się z panią Brin, tłumacząc się przy okazji, że
zapewne się zmienił, co oczywiście jest niemożliwe, ale tego już
nie powiedziała starszej pani. Uznała, że kobieta i tak ma mętlik
w głowie, po co jej jeszcze dokładać.
Sfrustrowana
sięgnęła po książkę. Spojrzała na Diego, który wiernie jej
towarzyszył i pogłaskała go z czułością po głowie.
-
No i co, mój panie? Najwidoczniej jest dla wszystkich miły, tylko
nie dla mnie – westchnęła.
Nie,
musiała wycofać swoją opinię. Był miły, ale miał ku temu jakiś chory powód.
Kolejne
dni płynęły jej wolno i dość przyjemnie. Dzwoniła do pani Brin
i wypytywała o Melisadnę. Skrupulatnie unikała tematu jej szefa, o
którym nie myślała już tak wiele. Czasem tylko, przemknęło jej
coś przez głowę, ale szybko odrzucała cokolwiek tam się
pojawiło. Gotowała, sprzątała, a gdy już poczuła się lepiej
wyszła na zakupy i wyprowadzała psa. I szukała nowej pracy.
Zrobiła zakupy i wykupiła praktycznie całą prasę z kiosku. Na
razie nie widziała niczego, na co by się nadawała, ale w końcu i
tak będą jej potrzebne pieniądze, więc to, czy będzie
sprzątaczką w liceum, czy zwykłym robotnikiem w fabryce zabawek
nie miało znaczenia.
Przeglądała
już chyba piąta gazetę, gdy rozdzwoniła się jej komórka.
Spojrzała na wyświetlacz. Nie rozpoznała numeru, ale niepokój
szarpnął jej ciałem.
-
Słucham? - odebrała obojętnym tonem.
-
Dzień dobry, Muriel – usłyszała niski, gardłowy głos.
Zacisnęła wargi, żeby nie wrzasnąć. Policzyła do pięciu i
uspokoiła się na tyle, aby móc mu odpowiedzieć z wyższością
godnej królowej.
-
W jakiej sprawie dzwonisz? - Nawet nie starała się ukryć pogardy
dla niego. Najwyraźniej wyczuł to, bo usłyszała zirytowane
westchnienie w słuchawce.
Przez
jej ciało przeszła fala gorąca, bo wyobraziła sobie, jak Jorgos
pochyla się do niej i coś szepcze jej do ucha, a jego gorący
oddech muska jej policzek. Poczuła, że się czerwieni. Miała dość.
Otrząsnęła się szybko, ale mimo to uczucie nadal tkwiło w niej,
gdzieś ukryte pod nienawiścią.
-
Widzę, że czujesz się już lepiej – syknął.
-
Czułam się doskonale, dopóki ty nie zadzwoniłeś. Żegnam –
powiedziała i już chciała się rozłączyć, gdy Jorgos krzyknął:
-
Ani mi się waż!
-
No to czego chcesz? Streszczaj się, nie mam czasu - warknęła.
Nerwy powoli zaczęły jej puszczać i bała się, że lada chwila
pęknie jak balon.
-
Tak, zdecydowanie jest ci lepiej – mruknął już spokojny. W jego
głosie wyczuła nawet lekkie rozbawienie, co zirytowało ją jeszcze
bardziej. Zatrzęsła się od powstrzymywanej złości. Mogłaby go
teraz udusić.
-
Przejdź do rzeczy – odburknęła.
-
Kiedy poczujesz się na tyle dobrze, by wrócić do pracy?
-
Nie wiem, prawdopodobnie już w poniedziałek. Czy to wszystko?
-
Tak. - Rozłączyła się bez słowa, starając się powstrzymać
drżenie rąk.
Nadęty
bufon, pomyślała wściekła i rzuciła się na łóżko, myśląc o
tym, by móc już w końcu uwolnić się od Jorgosa.
Jednak,
jakaś mała cząstka jej serca zaprzeczyła. Prychnęła. Nie, musi
odejść z Kasapi Corporation, bo oszaleje.
Wieczorem
całkowicie straciła nadzieję. Znużona i zwiedziona położyła
się do łóżka. Diego ułożył się obok niej. Przytuliła się do
psa i cicho zapłakała. Ostatnio, zbyt często się jej to zdarza.
Obdzwoniła
wszystkie firmy, jakie zamieściły ogłoszenie, ale niestety, już
kogoś znaleźli, albo nie ma odpowiednich kwalifikacji, albo
potrzebują kogoś starszego, z większym doświadczeniem. Wymówek
było wiele. Spróbuje jeszcze raz. Kupi więcej gazet, zajrzy do
Internetu. Zrobi wszystko, co tylko możliwe, aby zmienić pracę.
___
Boże, wszystko mnie denerwuje: kolorowe liście, moje psy, koty, słońce, pogoda i to opowiadanie. A na dodatek moja dieta poszła się kochać z czekoladą i papierosami.
Biorąc pod uwagę fakt, że wszystko Cię denerwuje, nie wątpię, że i ja Cię teraz nieco zdenerwuję. Mam nadzieję, że mnie za to nie zjesz.
OdpowiedzUsuńByłam zaskoczona odpowiedzią Muriel, kiedy zaproponowano jej wyjazd za miasto. Przecież to już mocna przesada! Powinna warknąć coś na temat tego, że obcy ludzie włóczą się po jej mieszkaniu bez jej zgody, a nie walić tekstami o wtrącaniu się w rodzinny wyjazd. Ja rozumiem, że Muriel nie chce być niemiła, ale zastanów się - no ileż można? Gryzą ją wyrzuty sumienia, okej, ale jest też rozsądną dziewczyną, która pozwala obcym kręcić się po jej mieszkaniu, w dodatku wtedy, kiedy wcale nie chce ich pomocy... Gdzie ten rozsądek? A Jorgos wychodzący ot tak sobie? Bez słowa? Gdzie jakakolwiek naturalność? Spadła z drzewa, Kocie, i choć poprzednie rozdziały naturalnością nie zawojowały, w tym kompletnie mi jej brakowało.
Tak! Jestem za! Niech odejdzie z tej pracy, niech zrobi cokolwiek, byleby tylko w niej nie została! Jestem ciekawa reakcji Jorgosa na takie wydarzenie.
Na razie nie widziała, niczego na co by się nadawała
Mmm, nie jestem mistrzem interpunkcji, co prawda, ale ten przecinek zdecydowanie powinien znaleźć się po "niczego", a nie przed.
Mmm, tak, Kochanie, mów o czekoladzie, nie krępuj się, to moja dieta też pójdzie, tyle że nie kochać, a pieprzyć XD Idę po mandarynkę, koniec tego dobrego.
I wyjdźże z tej depresji, rozbaw się jakoś XD
No cóż, gdybym nie zjadła czekolady i nie wypaliła tradycyjnie na dzień dobry jednego papierosa, to pewnie, gdzieś tam mogłabym się zdenerwować. Ale jestem chyba za bardzo osłabiona albo zobojętniałam, więc możesz spać spokojnie:)
UsuńI tak masz rację, właśnie analizuję ten rozdział i stwierdzam, że rzeczywiście jest trochę od czapy. Jak uda mi się napisać inny to zrobię to.
Zboczone diety, nie ma co. Ale nie wiedziałam, że nie tylko ja się męczę z dietą bez słodyczy.
Mhmhm, wiem, że niekoniecznie miło się to czyta, ale wiem też, że pisanie "cudne jak zawsze!" nie jest najlepszym rozwiązaniem. Lubię to opowiadanie i wiem, że jak już się pisze, to samemu wszystkiego się nie zauważy... Stąd w komentarzach zawsze staram się pokazać to, co zgrzyta. Co nie oznacza, że autor musi brać to sobie do serca.
UsuńMmm, myślę, że wystarczyłoby kilka poprawek. :D
No, nie tylko Ty. Tyłki tylko pozornie słodycze lubią :D
PS. Necco, pieprzy mi się opcja dodawania komentarzy i one się tak dodają, a chwilę później nie ma :< Tak więc możliwe, że nie każdą moją wypowiedź zobaczysz. Ale to chyba powód do radości XD
Ale ja wiem i zawsze, gdy publikuje rozdział to zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest dobry. Osobiście uważam, że nie mam talentu - pisanie to tylko pasja, która pogłębiła się w liceum, gdy uczyłam się pisać wypracowania na rozszerzoną maturę z polskiego. A ja krytyki się nie boję. Nie umrę, jak ktoś mi powie, że robię coś źle.
UsuńJak zbiorę się w końcu w sobie to poprawię to, co jest źle.
Tyłki to zło. Wolałabym, żeby przynajmniej większość poszła mi w cycki, a nie w tyłek i nogi.
Rozumiem. Ale możliwe, że to chwilowe kłopoty. Dlaczego? Bardzo lubię Twoje komentarze i mówię to poważnie.
Zastanawiam się, czy te zjedzone komentarze nie idą czasem do "spamu", bo odkryłam, że blogger posiada takie coś i to właśnie samo się teraz uruchomiło ostatnio.
UsuńDobrze jest mieć taką pasję. Osobiście w talenty literackie nie wierzę. Może w potencjał, ale... nie talenty. Trudno powiedzieć dlaczego. Nigdy nie miałam problemu ze składaniem zdań, właściwie jest to coś, czego się nauczyłam. Moje opko osiąga całkiem niezłe sukcesy i mam sporą gromadkę czytelników, a to wszystko dlatego, że... nauczyłam się pisać, bo taką mam pasję. Nie ma talentów literackich, to się ćwiczy. Przecież Prus też od razu Kamizelki nie napisał. A przynajmniej tak mi się wydaje (XD).
Mmm, trudna była matura? Dobra, wiem, troszkę nie na temat, ale ja non-stop słyszę coś o egzaminach i nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
Krytyka szlifuje, tak myślę. Wiesz, co jest najgorsze? Przerost ambicji. Mam takie znajome, które mocno wierzą, że kiedyś świat o nich usłyszy. Nie wyobrażam sobie mieć takiej wiary. To taki trochę strach, że kiedyś się zawiodę i myśląc nad życiem, stwierdzę, że zmarnowałam je, próbując za wszelką cenę dojść do wyznaczonego, niemożliwego celu, a nie pokonałam nawet połowy drogi. Dobrze jest widzieć, że nie jest się najlepszym. Niektórzy nie widzą i to ich problem. Myślę, że ktoś, kto myśli, że osiągnie w życiu naprawdę wiele, ma mniejsze szanse od kogoś, kto będzie robił coś z czystej z pasji.
A to, co jest źle, masz rację, można poprawić. ^^
Lubisz? XD Wiesz, ja non-stop mam wrażenie, że nie powinnam się wypowiadać w komentarzach, bo mnie ktoś zje. A już zwłaszcza, jak piszę kompletnie nie na temat, tak jak teraz na przykład. Tak, tak, możesz usunąć ten komentarz, jeśli nie chcesz spamu, nie obrażę się xD
Naprawdę? No cóż, będę to sprawdzić, ale nie mam problemu z komentarzami innych, więc jest ok. Przynajmniej na razie.
UsuńDokładnie. Tym bardziej, że geniusze się nie rodzą, ludzie nimi się stają w ciągu życia. Einstein na przykład ciągle coś majstrował, nawet spadł z dachu, bo myślał, że jak się nawpieprza sody to będzie latał. Haha, chyba nie. No nie wiem, już go nie zapytamy:)
To zalezy z czego jesteś dobra. Ja polskiego i angielskiego się nie bałam ( może ustnego, bo był nowy ), bo wiedziałam, że oba przedmioty zdam na pewno, na ile to już inny problem. Natomiast z matmą mam nieziemski problem, nie umiem jej i jestem tępa dzida, jeśli chodzi o ten przedmiot. Także z matmą miałam problemy, ale najwidoczniej nie była taka straszna, bo zdałam, co prawda szału nie ma i dupy nie urywa, ale coś tam sobie napisałam. Matury się nie bój, bo wcale nie jest taka zła, jeśli człowiek ma jakiekolwiek pojęcie o tym, co pisze.
Czuję się jak nieoszlifowany diament:)
Jakbym czytała o mojej byłej przyjaciółce. Wierzyła i pewnie nadal wierzy w to, że będzie sławna i w ogóle szał ciał. To też zależy od tego, czy jesteś na tyle dobra, by w swój sukces uwierzyć, choć w czymś takim rządzi przypadek. Albo ktoś Cię zauważy i da Ci szansę, bo widzi w Tobie potencjał, albo już na samym początku stwierdzi, że jednak to nie to.
Ogólnie zawsze lubię komentujących. No cóż, jeśli ktoś jest kanibalem to istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostaniesz zjedzona. A to jest spam? Bo zawsze wydało mi się, że spam to wiesz, reklamowanie bloga i w ogóle... :)
No zamorduje ją, jeny, jak ona mnie wkurza. SORRY, ALE TO ONA JEST NADĘTA A NIE MÓJ JORGOS. Jaka dziwna, kurde. Nie mogę. Wole czytać z jego strony, z jego odczuć. Bo jest taki słodki. A ta...maruda i nie może uwierzyć, że facet się zmienia, a tak naprawdę gnębił ją w pracy za jej upośledzenie. Nie lubię jej. Niech cierpi dalej. XD
OdpowiedzUsuńAch, wasza "miłość" do Muriel jest wręcz cudowna, hahahaha. Och, Jorgos wcale takim świętoszkiem nie jest, nie rozgrzeszaj nieskruszonego grzesznika;)
UsuńAleż Ty jesteś zła! Do szpiku kości! :D
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, dawno tak nie miałam. wszystko świadczy o wielkości Twojego umysłu, czy wyobraźni. Dobrze mi z tym :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Bardzo mi miło jest czytać takie komentarz. Czy mój umysł jest wielki, tego nie wiem, ale rzeczywiście, moja wyobraźnia wciąż pracuję. Mam nadzieję, nie chcę, żeby ludzie czuli się z mojego powodu:)
Usuń