W
poniedziałek punktualnie zjawiła się w pracy. Ubrała się w
granatową garsonkę, białą bluzkę, na nogi założyła pantofle
na niskim obcasie, które były stare, ale wciąż jej się podobały.
Była zdeterminowana i pałała zimną furią. Jak tylko go zobaczy
wydrapie mu oczy. Podła świnia! Kanalia! Miała ochotę dokonać
mordu z zimną krwią i to na oczach całej korporacji.
Kilka
dni temu wstała i przespacerowała się do łazienki. Wzięła
gorący prysznic, który sprawił, że poczuła się rozluźniona i
odprężona, w końcu. Nawet widmo powrotu do pracy już tak bardzo
ją nie przerażało. Kiedy stanęła przed lustrem, do głowy wpadła
jej pewna myśl: kiedy brała prysznic nie miała na sobie bandaża,
co więcej, lekkie sińce zeszły całkowicie i jej piersi wyglądały
na zdrowe. I natychmiast poraziła ją kolejna myśl: nie ona zdjęła
bandaż, nie przed wejściem pod prysznic. Nie zrobiła też tego w
pokoju, ani nawet w ciągu choroby. Consuela i Larysa nie miały
pojęcia o tym, że bandażuje piersi, więc jedynym kandydatem jest
Jorgos Kasapi. W tamtej chwili stała zszokowana i wpatrywała się w
lustro, a jej policzki zabarwiły się na czerwono. Zaraz jednak
oprzytomniała i zalała ją zimna fala nienawiści i złości w tej
najgorszej postaci.
Weszła do sekretariatu i natychmiast zwróciła się do Tracy.
-
Gdzie on jest? - napadła na nią. Zignorowała zdumione spojrzenie
koleżanki.
-
Kto? - zapytała i przyjrzała się jej uważnie.
-
Jorgos, a kto niby?
-
Jest u siebie. - Tracy spojrzała na nią urażona za jej ton, ale
nie przejęła się tym. Miała dość. Jeśli ktoś oczkuje od niej,
że wciąż będzie cichą i ugładzoną dziewczynką, to jest w
cholernie wielkim błędzie.
-
Przyjmuje kogoś?
-
Nie. Na pewno nie o tej porze.
-
Doskonale. Nastaw wody, napije się kawy. - I ruszyła przed siebie,
tłumiąc pierwszy napad strachu i niepewności. Jeśli teraz nie
weźmie pewnych spraw w swoje ręce, to już nigdy nie będzie
potrafiła tego zrobić.
-
Co ty chcesz zrobić? - zapytała szybko Tracy, idąc za nią.
-
Zamordować go, a co? - bąknęła i przystanęła.
-
Ach, rozumiem. Znaczy, nie rozumiem, ale OK, skoro chcesz go zabić...
- dodała niepewnie i spojrzała na dziewczynę, jakby straciła
rozum. Muriel wzruszyła jedynie ramionami, ale mimo wszystko słowa
Tracy ją rozbawiły. Najwidoczniej koleżanka nie przejęłaby się
zbytnio tym, gdyby pozbawiła firmę prezesa.
-
Jak nie wrócę za dziesięć minut, dzwoń na policję. - Obie
parsknęły śmiechem. Muriel idąc do biura pokręciła tylko głową.
Tuż przed drzwiami przystanęła i spojrzała na złotą tabliczkę,
na której wygrawerowano imię i nazwisko prezesa. Odetchnęła
głęboko i przez chwilę pożałowała, że nie ma przy sobie
markera, bo dopisałaby mu do nazwiska coś jeszcze.
Zebrała
się w sobie i z całym impetem wpadła do biura.
-
Ty zboczona świnio! - krzyknęła, gdy zamknęła drzwi. Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony, ale zaraz potem w
jego oczach pojawiły się błyskawice. To nie wróżyło nic
dobrego, ale teraz i tak nie przejmowała się tym, co zrobi.
-
Możesz mi wyjaśnić, co za czort każe ci wrzeszczeć tak od rana?
- zapytał spokojnym, wyważonym głosem, w którym kryła się
groźba. Prychnęła tylko i zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem.
Założyła ręce na obandażowanym biuście. Jorgos siedział za
biurkiem i pracował. Miał otwarty laptop, a wokół siebie
porozrzucane papiery. Ciemnogranatową marynarkę zdjął i został w
białej koszuli oraz krawacie. Co za ironia, pomyślała, gdyż
zauważyła, że oboje ubrali się podobnie.
-
A możesz mi wyjaśnić, po jaką cholerę sprowadzałeś do mojego
mieszkania swoją rodzinę i kto prosił się cię o zdejmowanie
bandażu? - odpowiedziała, naśladując jego ton, choć nie
brzmiał tak efektownie. - Ubzdurałeś sobie, że w jakiś sposób
nie radzę sobie z problemami i koniecznie chcesz mi się wpieprzać
w życie, choć wcześniej bardzo mi je utrudniłeś. Nie
wiem, o co ci chodzi, ale cokolwiek sobie pomyślałeś to wiedz, że
prędzej w Maroko spadnie śnieg, niż ty zrealizujesz ten swój
chory pomysł. - Kiedy skończyła, musiała nabrać powietrza.
Mówiła na jednym wydechu i teraz brakowało jej tchu, ale
zaskoczenie, a także bezsilna złość jaka zagościła na jego
twarzy sprawiła, że poczuła satysfakcję, ale jednocześnie
musiała się pilnować, by nie przeholować. Musi jeszcze dać mu do
podpisanie wymówienie.
Wzięła
dwa głębokie oddechy i spojrzała na niego. Uniosła lekko brew,
gdy zobaczyła, że wcześniejsze uczucia zniknęły z jego twarzy, a
na ich miejsce pojawiło się rozbawienie. Szczere rozbawienie.
Będzie spokojna i nie da się sprowokować.
-
Doprawdy? - zapytał kpiącym tonem. Wstał i okrążył biurko, a
potem oparł się nonszalancko o kant. I to by było na tyle jej
brawury. Dopóki siedział na fotelu, ona czuła się pewnie, teraz
jednak odwaga nagle zaczęła uciekać z niej jak kamfora. Odchrząknęła
i zignorowała emanującą z jego ciała pewność siebie i siłę.
Nagle
sama sobie wydała się taka mała w porównaniu z dużym gabinetem i
samym Jorgosem.
-
I tylko na tyle cię stać? Nie wytłumaczysz się ze swojego
zachowania? - zapytała i w tej samej chwili poczuła się jak
nauczycielka karcąca ucznia.
-
Po co? Przecież wiesz, co zrobiłem, więc nie ma sensu powtarzać
tego samego – odpowiedział wyważonym tonem, a na potwierdzenie
swoich słów kiwnął głową.
Przymknęła
na chwilę powieki, by nie wrzasnąć na niego. Nie, nie będzie się
denerwować. Narzuciła sobie spokój i spiorunowała go wzrokiem.
Ale nie zrobiła to na nim wrażenia, nawet nie drgnął.
-
Czy nie możesz mi dać spokój? Tak po prostu? - zapytała znużona
i zwiesiła ramiona. - Po prostu chce spokoju. Tylko tyle. -
Dostrzegła w jego oczach wahanie, a potem ku jej ogromnemu
zdziwieniu kiwnął głową. Poczuła niemal fizyczna ulgę i dlatego
opadła na fotel przy szklanym stoliku, który stał nieopodal drzwi. Po chwili wstała gwałtownie,
wygładzając spódnicę. Skierowała swe kroki do wyjścia, ale
zatrzymał ją rozbawiony głos Jorgosa.
-
Masz bardzo seksowne ciało – powiedział, a Muriel niemal
zachłysnęła się powietrzem. Kolejny raz w ciągu tej krótkiej
wizyty w gabinecie przeszyła go spojrzeniem i nadal nie widziała
efektów.
-
Wypchaj się – odpowiedziała i wyszła w akompaniamencie głośnego
śmiechu szefa.
Mimo
że w końcu odważyła się powiedzieć to, co cisnęło jej się na
usta, to nie czuła satysfakcji. Jorgos zachowywał się
spokojnie i zgodził się na to, o co go prosiła. Niemniej jednak
oczekiwała, że szef wybuchnie gniewem i zaczną krzyczeć i wtedy
ona rzuci mu prosto w twarz: odchodzę! Niestety, nic takiego się
nie stało, a rozmowa wydała jej się dziwna i za spokojna.
-
No i co? - zapytała Tracy, gdy tylko usiadła za swoim biurkiem i
wzięła od koleżanki kubek z parującą kawą. Przyjemne ciepło
rozlało się w jej ciele, gdy upiła łyk czarnego napoju.
-
No i nic. - Wzruszyła ramionami, uciekając przed badawczym
spojrzeniem dziewczyny, która siedziała na jej biurku i również
popijała mocny napój.
-
Załatwiłaś to, co miałaś załatwić? - dopytywała się
koleżanka. Muriel nie chciała jej nic mówić, bo uznała, że
akurat te sprawy powinny zostać zachowane w tajemnicy przed
współpracownikami. I nie ufała jej, co nie oznaczało, że jej nie
lubiła. Tracy naprawdę była w porządku i bardzo dobrze się
dogadywały, ale ich znajomość istniała tylko w biurze, a poza nim
raczej nie kontaktowały się.
-
Tak – odpowiedziała, ale po chwili skrzywiła się
niedostrzegalnie. Mniej więcej, dodała w myślach. - Słuchaj,
wiesz jak napisać wymówienie? - zapytała nagle. Uznała, że jej
znajoma może jej w tym pomóc.
-
No jasne! Na komputerze mam kilka przykładowych... - urwała i
zmrużyła powieki, a po chwili otwarła szeroko oczy. - No nie mów,
chcesz się zwolnić?! - krzyknęła.
-
Ciszej – syknęła. - Tak, chcę. Nie chce już tu pracować. Myślę,
że pół roku wystarczy mi, abym mogła znaleźć coś lepszego.
-
Przemyślałaś to?
-
No jasne. Myślisz, że podjęłabym taką decyzję w ciągu sekundy?
- Nie była to do końca prawda, ale nie było to też kłamstwem.
-
Masz rację – odpowiedziała po chwili i wstała. - Zaraz ci
wydrukuję kilka, a potem sobie je poprawisz. - Odeszła, ale kubek z
gołym facetem został. Rozbawiona zerknęła na zbyt wyeksponowaną
męskość groteskowego mężczyzny. Tracy miała poczucie humoru.
Po
kilku minutach przyszła i wręczyła jej kilka wymówień. Każdy
dokument zawierał inny powód zwolnienia: trudna sytuacja rodzinna,
nowa praca, złe warunki pracy, niesatysfakcjonujące wynagrodzenie,
trudne relacje z współpracownikami. Możliwości było wiele, ale
ona zdecydowała się, że napisze o nowej pracy, choć kusiło ją, by podać coś innego. Szybko napisała zwolnienie, podając swoje dane i powód, dlaczego
to robi.
Po
raz kolejny tego dnia miała odwiedzić biuro szefa i kolejny raz nie
wiedziała, czego ma się spodziewać, bo to, że Kasapi przyjmie ją
z uśmiechem na ustach, ciesząc się z jej obecności było
oczywiście niemożliwe.
Wstała i skierowała się do drzwi, za którymi siedział jej
prześladowca. Tak, to idealne słowo dla tego padalca. Tym razem
zapukała cicho i kiedy usłyszała „proszę”, weszła. Uniosła
dumnie głowę i spojrzała w kierunku biurka, ale Jorgosa tam nie
było. Stał na drugim końcu pokoju. Był odwrócony do niej plecami
i wpatrywał się w widok, który rozciągał się przed nim. Leeds
było piękne, zwłaszcza, gdy patrzyło się na nie z odpowiedniej
wysokości.
W
końcu odwrócił się do niej i dostrzegła na jego twarzy cień
zaskoczenia, a potem zastąpiła je ciekawość połączona z
rozbawieniem. Czy ona naprawdę była taka śmieszna, że za każdym
razem, gdy ją widział musiał się tak zachowywać?
-
O co chodzi? Czyżbyś zapomniała coś jeszcze mi powiedzieć? -
zapytał, a po chwili dodał: - Na przykład podziękować za opiekę?
- No tak, nie powiedziała mu „dziękuję” i nie prosiła o
przekazane tego samego jego macosze i siostrze. W sumie, po co? A czy
poprosiła ich, by jej pomogli? Nie.
-
Daruj sobie. Przyszłam w innej sprawie. Podpisz mi to –
odpowiedziała łagodnie. Musiała liczyć się ze słowami. Każdy
fałszywy ruch mógłby pozbawić ją możliwości odejścia. Podała kartkę i podeszła do niego. Starała się
zachować odpowiedni dystans, który od razu został zniwelowany
przez Jorgosa, który przysunął się do niej. Postąpiła krok do
tyłu, ale mężczyzna znów się przesunął.
Jego
stalowoszare oczy patrzyły na nią z ciekawością i determinacją,
która wywołała u niej nieprzyjemny dreszcz. Przełknęła głośno
ślinę i tym razem znacznie bardziej odsunęła się od niego, ale
mimo to czuła fizyczne przyciąganie. Próbowała przełknąć gulę,
która nagle pojawiła się w gardle. Musiała coś zrobić, by
przerwać to, bo inaczej źle się to skończy. Potrząsnęła głową
i starała się wyrzucić z głowy Jorgosa.
-
Co to jest? - zapytał w pewnym momencie szef, czym nieświadomie ją
uratował. Odetchnęła głęboko i zerknęła na niego niepewnie.
Nabrała powietrza.
-
Moje wymówienie – odpowiedziała szybko i dla bezpieczeństwa
odsunęła się od niego jeszcze o trzy kroki.
Jorgos
cały zesztywniał, gdy usłyszał słowa dziewczyny. Spojrzał na
nią zaskoczony, a potem zerknął na kartkę. Rzeczywiście, w
nagłówku pisało wymówienie...
-
I myślisz, że ci to podpiszę? - rzekł cicho, ale mimo to po jej
plecach przeszedł dreszcz.
- Tak, tak właśnie myślę – odpowiedziała, starając się nie dopuścić strachu, który wzbierał w niej lodowatą falą, paraliżując umysł i zmuszając do ucieczki. W tej chwili właśnie to chciała zrobić: odwrócić się na pięcie i zwiać. Ale to nie byłoby dobre rozwiązanie, mogłaby w ten sposób stracić szansę na wymówienie.
Nie wiedziała, czego się po nim spodziewać, bo jeśli poprzednio był dla niej tak niemiły to istniało duże prawdopodobieństwo, że nie podpisze tego papierku i będzie musiała się z nim użerać Bóg jeden wie ile. Ale, dlaczego miałby tego nie robić? Przecież w każdej chwili może zaleźć sobie inną ofiarę do dręczenia.
- A jeśli tego nie zrobię? - zapytał. Stanął w lekkim rozkroku, założył ramiona na piersi. Wymówienie trzymał w prawej ręce, opartej na lewym ramieniu. Jego oczy świdrowały ją i rzucały iskry. Był zły. Ona też.
- Nie ośmielisz się! - krzyknęła.
- A jeśli tak? - Jego zaczepny ton niemal wyprowadził ją z równowagi, ale szybko odzyskała rezon i spojrzała na niego wyzywająco.
- Po co się ze mną droczysz? Podpisz to i sobie pójdę! - warknęła, czym wprawiła go w irytację.
- A może ja nie chcę, żebyś sobie poszła?
- A może ja nie chcę cię już więcej widzieć? - odparowała i skrzyżowała ramiona na piersi. - Albo to podpiszesz, albo nie, ale ja tak łatwo nie zrezygnuję. Potrafię być uparta.
- Ja też i za każdym razem będę odrzucał twoje wymówienie. - Spojrzał na nią zniecierpliwiony i rzucił ostatnie spojrzenie na kartkę, po czym ruszył w stronę biurka. Muriel szybko usunęła mu się z drogi. Kątem oka dostrzegła, że mężczyzna się uśmiecha. Bardzo śmieszne, pomyślała wściekła.
- Podam cię do sądu! - warknęła i przygryzła dolną wargę, gdy zrozumiała, co powiedziała. Mogła sobie go podać, ale nie było ją stać na dobrego adwokata, a nawet, jeśli byłoby inaczej to i tak nie miałaby szans z jego prawnikami, którzy rozszarpali by ją na strzępy.
Jorgos odwrócił się w jej stronę z furią w oczach. Przestraszona jego wyrazem twarzy postąpiła kolejny krok. Kaspai wyglądał jakby za chwilę miał eksplodować. Na policzku drżał mu mięsień, oczy pociemniały, a usta zacisnął tak, że wyglądały jak wąska kreska. Spojrzała na jego dłonie. Jedną miał zaciśniętą w pięść, a druga pomięła kartkę. Jego rysy nabrały jeszcze większej ostrości niż zazwyczaj. I przez chwilę wydawało jej się, że po twarzy przemknął mu jakiś cień.
Zrobiła błąd mówiąc mu o sądzie, ale musiała coś powiedzieć. Niech mu się nie wydaję, że będzie mógł z nią pogrywać w nieskończoność.
- Doskonale! - ryknął i pochylił się nad biurkiem. Sięgnął po wieczne pióro i na dole strony jej wymówienia złożył swój podpis, a potem wręczył ją kartkę. - A teraz, wynoś się stąd!
Szybko opuściła pokój i skierowała się w stronę biurka.
- Tak, tak właśnie myślę – odpowiedziała, starając się nie dopuścić strachu, który wzbierał w niej lodowatą falą, paraliżując umysł i zmuszając do ucieczki. W tej chwili właśnie to chciała zrobić: odwrócić się na pięcie i zwiać. Ale to nie byłoby dobre rozwiązanie, mogłaby w ten sposób stracić szansę na wymówienie.
Nie wiedziała, czego się po nim spodziewać, bo jeśli poprzednio był dla niej tak niemiły to istniało duże prawdopodobieństwo, że nie podpisze tego papierku i będzie musiała się z nim użerać Bóg jeden wie ile. Ale, dlaczego miałby tego nie robić? Przecież w każdej chwili może zaleźć sobie inną ofiarę do dręczenia.
- A jeśli tego nie zrobię? - zapytał. Stanął w lekkim rozkroku, założył ramiona na piersi. Wymówienie trzymał w prawej ręce, opartej na lewym ramieniu. Jego oczy świdrowały ją i rzucały iskry. Był zły. Ona też.
- Nie ośmielisz się! - krzyknęła.
- A jeśli tak? - Jego zaczepny ton niemal wyprowadził ją z równowagi, ale szybko odzyskała rezon i spojrzała na niego wyzywająco.
- Po co się ze mną droczysz? Podpisz to i sobie pójdę! - warknęła, czym wprawiła go w irytację.
- A może ja nie chcę, żebyś sobie poszła?
- A może ja nie chcę cię już więcej widzieć? - odparowała i skrzyżowała ramiona na piersi. - Albo to podpiszesz, albo nie, ale ja tak łatwo nie zrezygnuję. Potrafię być uparta.
- Ja też i za każdym razem będę odrzucał twoje wymówienie. - Spojrzał na nią zniecierpliwiony i rzucił ostatnie spojrzenie na kartkę, po czym ruszył w stronę biurka. Muriel szybko usunęła mu się z drogi. Kątem oka dostrzegła, że mężczyzna się uśmiecha. Bardzo śmieszne, pomyślała wściekła.
- Podam cię do sądu! - warknęła i przygryzła dolną wargę, gdy zrozumiała, co powiedziała. Mogła sobie go podać, ale nie było ją stać na dobrego adwokata, a nawet, jeśli byłoby inaczej to i tak nie miałaby szans z jego prawnikami, którzy rozszarpali by ją na strzępy.
Jorgos odwrócił się w jej stronę z furią w oczach. Przestraszona jego wyrazem twarzy postąpiła kolejny krok. Kaspai wyglądał jakby za chwilę miał eksplodować. Na policzku drżał mu mięsień, oczy pociemniały, a usta zacisnął tak, że wyglądały jak wąska kreska. Spojrzała na jego dłonie. Jedną miał zaciśniętą w pięść, a druga pomięła kartkę. Jego rysy nabrały jeszcze większej ostrości niż zazwyczaj. I przez chwilę wydawało jej się, że po twarzy przemknął mu jakiś cień.
Zrobiła błąd mówiąc mu o sądzie, ale musiała coś powiedzieć. Niech mu się nie wydaję, że będzie mógł z nią pogrywać w nieskończoność.
- Doskonale! - ryknął i pochylił się nad biurkiem. Sięgnął po wieczne pióro i na dole strony jej wymówienia złożył swój podpis, a potem wręczył ją kartkę. - A teraz, wynoś się stąd!
Szybko opuściła pokój i skierowała się w stronę biurka.
___
Hahahaha, pozostawcie to bez komentarza. Serio. Błędy i ewentualnie wątki poprawię, jak wrócę z Rzeszowa. Zresztą czternastkę też.
Mogłabym podkładać głos Gollumowi: My precious!!!
EDIT: Poprawiłam niektóre błędy i coś tam wklepałam w czternasty rozdział.
PS. Trzymajcie za mnie kciuki. Jutro jadę do Rzeszowa, by dowiedzieć się, czy mam raka. Boję się.
Mogłabym podkładać głos Gollumowi: My precious!!!
EDIT: Poprawiłam niektóre błędy i coś tam wklepałam w czternasty rozdział.
PS. Trzymajcie za mnie kciuki. Jutro jadę do Rzeszowa, by dowiedzieć się, czy mam raka. Boję się.
Hej,
OdpowiedzUsuńDlaczego bez komentarza?! Ten rozdział zaliczam do tych najlepszych! I nie piszę tego dlatego, by poprawić Ci humor :)
Jest kilka literówek, ale... Whatever.
Ten rozdział był ge-nial-ny! Jak na razie chyba najlepszy ze wszystkich tu opublikowanych. Jeszcze chyba żaden aż tak bardzo mnie nie wciągnął i nie sprawił, że biegłam dalej połykając kolejne litery. Akcja działa się szybko więc... I szybko się skończyło. Wielka szkoda, bo jestem bardzo ciekawa, jak to się dalej potoczy.
Podoba mi się to, że Muriel wreszcie zdobyła się na odwagę, ale... Tak jakby nie potrafi zrozumieć, kiedy ma być odważna, a kiedy przystopować. Nie twierdzę, że to źle. To naprawdę ludzka cecha. Pod wpływem impulsu działamy, a myślenie zostawiamy na później. Sad but true.
Osiągnęła swój "cel". Wątpię, że będzie zadowolona z tej decyzji... Kasapi tak łatwo się poddał? Podejrzane, ale snuję taką teorię, iż była żona Jorgosa wygrała sprawę w sądzie (Kasapi prawdopodobnie dużo stracił...). Muriel nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo to jedno słowo na niego zadziałało.
Nie chce mi się dalej rozpisywać. Musisz wybaczyć, ale wszystkie siły dzisiaj oddałam testom matematyczno-przyrodniczym.
A Tobie życzę oczywiście szybkiego powrotu do zdrowia! Mamy nadzieję, że już w najbliższym czasie Twój głos powróci do pierwotnego brzmienia a'la Angelina Jolie ;)
Pozdrawiam.
Fáílly! Fajnie, że wpadłaś.
UsuńWcale Cię o to nie posądzam;)
Ojej, dziękuję Ci :* Cieszę się, że się podoba, bo gdy pisałam zastanawiałam się, czy Wam się spodoba.
Zdaję sobie sprawę z literówek, a jutro jak wrócę to poprawię resztę.
Mam nadzieję, że następny rozdział również przypadnie Ci do gustu i również go połkniesz.
No cóż, długo pozwalała Jorgosowi być w stosunku do siebie bardzo niemiłym, wręcz chamskim i teraz, gdy w końcu zebrała się na odwagę nie wie, co powinna zrobić lub powiedzieć i dlatego, gdy staję okoniem boi się, że narazi się prezesowi jeszcze bardziej. No i teraz zachowuje się niepewnie. Niestety, właśnie tak działają ludzie: coś robimy, a potem myślimy nad konsekwencjami.
Co do żony Jorgosa, to musicie jeszcze poczekać, nim dowiecie się więcej. Na razie będziecie musieli zadowalać się strzępami tego, co działo się wcześniej. Oj, chyba nie... Może nawet na szczęście dla niej.
I jak Ci poszły? Na Twitterze widziałam wpisy niektórych osób i podobno były głupie.
Hahaha, jasne, chciałabym, żeby tak brzmiał mój głos. Nie mam takiego, ale dziękuję. Mam nadzieję, że po chorobie się zmieni.
Również pozdrawiam.
Raka? Zaistniało prawdopodobieństwo, że masz, czy to tylko profilaktycznie? Dziewczyno... Młoda jesteś. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... No kurczę, rozkojarzyłaś mnie tym rakiem. Wątek mi uciekł. Z pewnością nie wyeliminowałaś wszystkich błędów. Gdzieś tam było "a" zamiast "ą" i tak dalej. Nie chciało mi się tego wypisywać, wybacz.
Co do rozdziału... Rozbawił mnie kubek Tracy i brak markera Muriel. Kwestie w tym rozdziale wyszły całkiem przyzwoicie, choć zarówno dziewczyna, jak i Jorgos zachowali się dość... ciekawie. Jej, co by było, gdyby Jorgos nie podpisał wymówienia? Fakt faktem, mogłaby przestać chodzić do pracy, ale byłby przez to problem ze znalezieniem nowej, nie? W każdym razie udało jej się z tym sądem. Jestem ciekawa, co będzie dalej. Bardzo, bardzo ciekawa. Albo wpadną na siebie przypadkiem, albo Jorgos dalej będzie ją zamęczał, albo ona nie będzie mogła znaleźć pracy i wróci, albo jeszcze będą mieli jakąś ważną sprawę do omówienia. A może wkroczy do akcji rodzina Jorgosa? Jestem bardzo ciekawa :>
Zaistniało. Znaczy jest tak, ze lekarz coś tam znalazł i podejrzewa, że właściwie to może być nowotwór, ale nic nie wiadomo. Dlatego jutro jadę to sprawdzić. Ale myślę, że to nie to;)
UsuńOk, nie trzeba, jutro postaram się wytężyć i poszukać błędów.
Miałam kiedyś podobny kubek i bardzo się do niego przywiązałam, ale się stłukł i postanowiłam go przynajmniej uwiecznić w opowiadaniu. Ale nie myśl, że Muriel n a r y s o w a ł a b y coś na tej tabliczce. Dopisałaby kilka wyzwisk i tyle. Nie licz na wiele;)
Gdyby nie podpisał to Muriel pewnie na serio ziściłaby groźby z rozmowy z Tracy i na serio go zabiła. A tak na poważnie to nie wiem. Pewnie byłaby wściekła i i molestowałaby go, aż w końcu musiałby to podpisać. Możliwości jest wiele. Oj, jeśli chodzi o rodzinę Kasapiego to ona na razie nie będzie brała udziału w wydarzeniach, ha, wiem, że to byłoby kolejne przegięcie z ich strony;)
Zacznę może od końcówki... Serio możesz mieć raka?? Trzymam kciuki, żeby to jednak nie było to i łączę się w bólu, zwłaszcza że sama też go mam - albo miałam, bo już mi wycięli. A przynajmniej mam nadzieję, że wycięli i że to będzie koniec historii (nie licząc terapii, którą jeszcze muszę przejść).
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział, nie mogłam powstrzymać się od myślenia, że Muriel chyba nie zna swoich praw xD w końcu odejść z firmy może zawsze i nie potrzebuje na to zgody szefa, oczywiście, gdyby on się zgodził, mogłaby odejść w trybie natychmiastowym, a jeśli nie, to obowiązuje ją bodajże trzymiesięczne wypowiedzenie, ale przecież nikt na siłę jej nie każe pracować. Tak czy inaczej, nie musiałaby nikogo podawać do sądu, zresztą akurat w przypadku Jorgosa nie sądzę, żeby to było mądre;)
No dobrze - naprawdę się cieszę, że Muriel zdecydowała się wreszcie na ten krok! Mam tylko nadzieję, że dalsza część tekstu nie pójdzie w stylu: nie może znaleźć pracy przez kolejne miesiące, głoduje, po czym wreszcie zwraca się do niego po pomoc, bo chyba bym tego nie zdzierżyła. Z pewnością, szlag by mnie trafił na miejscu, więc błagam, zrób to jakoś tak, żeby ona sobie sama choć c z ę ś c i o w o poradziła :D
I warto było złożyć to wymówienie choćby po to, żeby zobaczyć minę Jorgosa. Buahahaha! ;>
(Wiem, jestem paskudna).
Zdrowia życzę! ;**
Mogę mieć i nie muszę. Dwa tygodnie temu mój lekarz mi oznajmił, że coś mam, ale co, to on sam tego nie wie. Dlaczego dziś jadę do Rzeszowa. O Boże, nie wiedziałam:* Bardzo mi przykro z tego powodu:* Mam nadzieję, że terapia całkowicie Cię wyleczy:* Będę trzymała za Ciebie kciuki!
UsuńHa! Gdyby to było takie proste, droga Elle. Muriel jest trochę pogubiona w tym swoim życiu, nie ma nikogo takie, kto pomógłby jej i nakierował ją na właściwy tor. Ona sama nie wiedział, że Jorgos nie miał prawa odrzucać jej wymówienia. Oczywiście prezes zdawał sobie z tego sprawę. A nie cztery tygodnie? Hmm, nie wiem, akurat na tym to ja się nie znam, ale wierzę Ci na słowo. Haha, dokładnie, ale dzięki Bogu, nie zrobi tego, chyba za bardzo ryzykowałaby reputację, no i ciotka ją potrzebuje.
Nie, no coś Ty. Aż tak naiwna Muriel nie jest i nie obawiajcie się, że niemal zamorzona głodem padnie do stóp Jorgosa i poprosi go wybaczenie, a on wielki łaskawce przyjmie ją do pracy. Na pewno nie. Muriel sobie poradzić i to nawet dość dobrze. Ale wiadomo... Jorgos to Jorgos.
Szkoda, że nie wzięła aparatu. Pstryknęłaby mu zdjęcie, kurde:) Wcale nie jesteś paskudna;)
Dzięki! :*
I co tam lekarz powiedział? Mam nadzieję, że wszystko w porządku;) co do mnie - dlatego właśnie leżałam w szpitalu, żeby mogli mi wyciąć tarczycę, a z kolei rak tarczycy jest jednym z najłagodniejszych i prawie nigdy nie daje przerzutów... Także miejmy nadzieję, że będzie dobrze:)
UsuńCzy cztery tygodnie? Sama nie wiem^^ wydaje mi się, że przynajmniej w Polsce to są trzy miesiące, ale nawet tego pewna nie jestem, nie mówiąc już o zagranicy. Także wymądrzać się nie będę - na miejscu Muriel natomiast sprawdziłabym to dokładnie, zanim postanowiłabym złożyć wymówienie;]
No, to dobrze! Bardzo się z tego powodu cieszę :D
Haha, i mogłaby na to zdjęcie potem patrzeć w chwilach, gdy będzie miała gorszy humor :D no ale trudno, przewidująca nie jest widocznie^^
A proszę! ;*
No cóż, lekarze, którzy mnie badali stwierdzili, że to nowotwór, ale nie wiedzą, czy to jest złośliwy, czy może łagodny, więc zrobili mi badanie takim dziwnym sprzętem. Na moje nieszczęście kazali mi przyjechać w następny piątek ( do tej pory nie wiem, dlaczego ) i wtedy powiedzą mi, czy to jest wersja łagodna czy ta złośliwa. Ach, rak tarczycy... Moja ciocia to ma, albo miała. To się cieszę, mam nadzieję, że będzie dobrze, bo skoro jest to najłagodniejszy rak, to na pewno wszystko skończy się happy endem:)
UsuńNo właśnie, bo jak czytałam jakiegoś mało pożytecznego harlekina, to kobieta właśnie miała cztery tygodnie wypowiedzenia. I to chyba jest w zależności od tego ile pracowała, bo jeśli krócej niż 6 miesięcy, to ma chyba 2 tygodnie wypowiedzenia od złożenia dokumentu. No trudno, rzucę na szale moją reputację i dam jej te dwa tygodnie, niech nie myśli, że łatwo jej nie będzie, ale spokojnie - nie podłoży się:)
W tym problem, że Muriel wolała złożyć dokumenty, a potem martwić się tym, co będzie dalej. Zresztą, Muriel to impulsywne stworzenie, więc jeszcze nie raz będzie cierpiała za to. Dobra, przesadziłam, cierpieć aż tak nie będzie ( przynajmniej na razie ), ale po tyłku dostanie trochę.
Cieszę się, że Ty się cieszysz. Lubię sprawiać ludziom radość;)
No właśnie, a gdy miała jakiś mazak, mogłaby mu dorysować to i owo do facjaty, na przykład penisa na czole;) A no bo też, nie spodziewała się, że akurat tak szybko pójdzie w jeden dzień.
:*
Biopsję Ci może robili? Bo u mnie tak właśnie stwierdzili, że coś było nie tak. A zresztą nieważne, nie moja sprawa, trzymam tylko kciuki, żeby było wszystko dobrze. Jako i u mnie na pewno będzie:)
UsuńA może, kurczę, przyznam, że sama nie wiem, nie miałam jeszcze (na szczęście!) okazji się tym interesować. Nie będę się w takim razie wtrącać, pisz po swojemu, ja i tak uwierzę:) no i mam nadzieję, że jakoś sobie jednak poradzi;)
Haha, wyobraziłam sobie zdjęcie Jorgosa z penisem na czole :D to byłby bardzo dobry pomysł, mogłaby się w niego wgapiać i może taka kuracja pomogłaby jej się go przestać obawiać :D
;*
Też, ale dodatkowo jeszcze miałam robione badanie ultrosonografem. A ten żel był tak zimny, jak dłonie lekarza, brr. W takim razie czuję się pocieszona i podniesiona na duchu :* Dziękuję :*
UsuńJa tez, wiec wiem tylko tyle, co wyczytam z romansów, które wbrew pozorom coś jednak uczą;) No jasne, choć pewnie nikogo nie zaskoczę, no ale który harlekin kogokolwiek zaskoczy? Może wtedy, gdy główny bohater okazuje się być gejem? :)
Aż tak podziałało Ci to na wyobraźnie? Haha, przykro mi;) Tak, a w razie podłego humoru miałaby bardzo dobry rozweselacz, nawet nie musiałaby jeść czekolady:)
JOOOOOOORGOS MAJ LOW, DLACZEGO TO PODPISAŁEŚ!? Głupia Muriel, ona doprowadza mnie do szału i normalnie mam chęć ją udusić, że Jorogsowi się ona podoba. Jak widać lubi uparte. Coś czuje, że nowej pracy to ona nie znajdzie, już on się o to postara. Nie rozumiem jej. On nią się tak opiekował i w ogóle taki słodziaszny był tylko do tulenia, a ona stroi fochy. Oby jeszcze ich drogi się skrzyżowały, bo zwariuje jak się nie spikną! :D
OdpowiedzUsuńOh, ostatnie zdanie w notce mnie zaniepokoiło! :<