Przez
trzy dni Muriel chodziła nabzdyczona i zła jak osa. Jorgos z
uśmiechem obserwował jej obrażoną minę i zastanawiał się, jak
jeszcze mógłby wyprowadzić ją z równowagi. W końcu jednak
uznał, że trochę spokoju jej się należy. Nie żyli ze sobą w
zgodzie przez pół roku, a teraz w ich relacjach pojawiło się
napięcie, którego koniecznie chciał się pozbyć.
Musiał
jednak na razie porzucić rozmyślania o Muriel, bo do Leeds
przyjechał Aberikos. Gnida, uwodziciel pierwszej klasy. Właściwie
nie obawiał się tego mamisynka, ale wciąż pamiętał, jakie
wrażenie zrobił na pannie Dumn. Jeśli miałaby stanąć przed
wyborem: on, albo de Cali, wygrałby właśnie ten drugi. I wcale nie
chodził tu o wygląd. Aberikos wygrałby, bo był
miły, uroczy i kochany – tak postrzegały go kobiety. Pamiętał,
jak Sybill zapytała go, dlaczego nie może być taki jak Aberikos.
Wściekł się wtedy i przez kilka dni w ogóle się do niej nie
odzywał. To był jeden z dowodów jej zdrady. Z wielu zdrad, z
którymi musiał się wziąć za bary. Nigdy nie zapomni jej śmiechu
prosto w oczy, a potem łez w sądzie, gdy oczerniała go przed
ludźmi i potem w mediach. Takiej szopki nie wystawił nikt, prócz
tej dziwki.
Musiał
się jednak wziąć w garść, bo nie może wciąż roztrząsać
przeszłości, która powróciła z Aberikosem. Może nie miał on
czynnego udziału w tym cyrku sprzed lat, jednak to właśnie on w w
pewien sposób wiązał się z Sybill.
Był
ciekaw tego, po co on tu przyjechał. Zapewne jego klinika miała
kłopoty finansowe i nie radził sobie z jej utrzymaniem, dlatego
pewnie pomyślał, że przez wzgląd na więzi ich łączące, zwróci
się o pomoc do jego firmy. Nigdy w życiu. Nie pomoże mu, choćby
tylko dlatego, by patrzeć jak de Cali mota się po jego gabinecie i
wykrzykuje, że jest mściwym draniem. Pozbędzie się go, gdy tylko
choćby wkroczy w jego obszar.
Ciekaw
był ile dni minie nim Aberikos zapuka do jego gabinetu ze skruszoną
miną, gotów na każde upokorzenie, które czyhało z jego strony.
De Cali nie był idiotą, był dumny i nie pozwoli, aby jego imię
było obrzucone błotem. Jorgos też nie upadł tak nisko, by w chwili
nieszczęścia niszczyć człowieka, ale nienawiść i wstręt do tego osobnika wyzwalała w nim najgorsze zachowania. Na razie jednak musi
poczekać na jego ruch, bo w końcu musi go odwiedzić. Raz już tu
przyszedł, ale przeszkodziła mu Muriel, więc zapewne ponowi swoją
wizytę. Tylko, ile będzie na niego czekał?
*
Ostatnie
dni były dla niej ciężkie, ale jakoś tego nie odczuwała. I choć
ten tydzień nie różnił się od poprzedniego, to jednak lżej jej
się szło do pracy. Kiedy w piątek zakończyła ostatnią czynność
w biurze, odetchnęła z ulgą i z uśmiechem wyłączyła komputer.
Spojrzała na biurko, które w tej chwili pozbawione było jej
osobistych rzeczy. Mimo że łączyło się z nim wiele wspomnień,
to jednak nie odczuwała do tego miejsca jakiegoś szczególnego
przywiązania czy sentymentu.
-
Muriel? - usłyszała nad sobą smutny głos Tracy. Dziewczyna nie
ukrywała niechęci do jej odejścia. Wolała, aby została.
Powiedziała jej nawet, że jest jedyną normalną osobą w tej
firmie i ciężko będzie jej bez Muriel. Właśnie dlatego wymieniły
się numerami telefonów, aby móc być w jako takim kontakcie.
-
Tak, Tracy? - uniosła wzrok i tuż za nią dostrzegła jeszcze kilka
sekretarek. O, a to ci dopiero nowina, chcą mnie pożegnać?,
pomyślała Muriel i wstała. Obeszła biurko i z wyczekującą miną
przyglądała się paniom, które stłoczyły się wokół panny
Gamble.
-
Przyszłyśmy cię pożegnać. Byłaś... Jesteś naprawdę dobrą
koleżanką i chyba jako jedyna z nas potrafiłaś tak dzielnie
stawić czoło Kaspiemu. Bardzo wszystkie żałujemy, że odchodzisz.
Nie mogłabyś jeszcze zrezygnować? Zostań choć kilka tygodni –
poprosiła Tracy i spojrzała na nią uważnie. Muriel wyczuła w
słowach koleżanki coś więcej, ale nie była pewna, co to było.
-
Dziękuję za miłe słowa – odpowiedziała i przyjrzała się
uważnie innym dziewczynom, które jakoś nie specjalnie oczekiwały,
że zostanie. Ich beznamiętne spojrzenia świdrowały ją na wylot.
Korciło ją, by powiedzieć im kilka słów prawdy, ale ostatecznie
zrezygnowała z tego. Przynajmniej z nimi rozstanie się we względnej
przyjaźni. - Jednak decyzje już podjęłam. Nie chcę jej zmieniać.
Wszyscy wiedzą, że ja i prezes nie przepadaliśmy za sobą, czułam
się tu źle, choć firma pozwoliła mi się rozwinąć i nabrać
doświadczenia. No, ale nie chcę spędzić reszty życia w tym
miejscu. Muszę stąd odejść. - To było głupie, czy tylko ona tak
to odbierała? Nie była w firmie kimś ważnym, komu można urządzać
podobne „pożegnania”. Najwidoczniej Tracy zmusiła
współpracowniczki, by się z nią uczciwie pożegnały. To tylko
świadczy o tym, jak bardzo musiała ją lubić. Była jej wdzięczna
za to. Od takich gestów robiło jej się cieplej na sercu.
Uśmiechnęła
się serdecznie do koleżanki, a resztę znajomych obrzuciła obojętnym
spojrzeniem.
Tracy
przytuliła ją nagle i przez chwilę trwały w tym uścisku. Muriel
wyczuła w nim desperacją i prośbę. W końcu odsunęły się od
siebie.
-
Muszę już iść. Do zobaczenia – powiedziała Muriel i jeszcze
raz spojrzała na koleżanki. Pozbierała to, co było jej i z
niewielkim kartonowym pudłem ruszyła do wieszaka, gdzie wisiał jej
płaszcz. Usłyszała szmery i stukot obcasów. Odwróciła się i
zobaczyła, że wszystkie sekretarki, prócz Tracy, rozeszły się do
swoich stanowisk. Ta ostatnia stała i patrzyła na nią smutno. Coś
było nie tak, jej zachowanie było naprawdę dziwne i niepokojące.
Kiedy się ubrała, podeszła do koleżanki i uśmiechnęła się
pocieszająco. - Będziemy do siebie dzwonić. Może spotkamy się w
następnym tygodniu? - zaproponowała.
-
No pewnie! Jasne. Chętnie się z tobą zobaczę. Kiedy i gdzie? -
zapytała radośnie. Zbyt radośnie. Co ona ukrywa?, pomyślała
Muriel i przyjrzała się znajomej, lecz nie zdołała wyczytać z
jej twarzy nic, czego wcześniej by nie widziała. Dobrze ukrywała emocje.
W końcu
pożegnały się i Muriel mogła już opuścić Kasapi
Corporation. Radości i ulgi nie można było porównać z
niczym. Już nigdy więcej go nie zobaczy, już nigdy więcej nie
będzie musiała wysłuchiwać jego absurdalnych oskarżeń, dziwnych
słów i propozycji. Teraz była daleko od niego i Jorgos nie miał
już na nią żadnego wpływu.
Zeszła
na parking i ruszyła w stronę samochodu. Pudełko wrzuciła bezceremonialnie do bagażnika i zatrzasnęła klapę.
-
Dzień dobry – usłyszała za plecami czyjś ciepły głos.
Odwróciła się zaskoczona i spojrzała prosto w błękitne oczy
mężczyzny, którego spotkała kilka dni temu. Stał naprzeciw niej
ubrany w szary garnitur, który podkreślał barwę jego oczu. Na
ustach igrał mu radosny uśmiech.
-
Ach, to pan... - urwała i zmieszana odchrząknęła. - Dzień dobry
– mruknęła i podeszła bliżej. On również ruszył w jej
stronę.
-
Miałem nadzieję, że cię tu spotkam o tej porze – odpowiedział
z błyskiem w oku.
Zaskoczona
dziewczyna spojrzała na niego, uważnie mu się przyglądając.
Przyszedł do niej? Czekał na nią specjalnie? A może to był
zwykły zbieg okoliczności? Potrząsnęła jednak głową i jeszcze
raz przyjrzała się Aberikosowi. Tak bardzo różnił się od
Jorgosa. Miał jasne włosy, niebieskie oczy i miły uśmiech. Miał
łagodny wyraz twarzy, a z jego szczupłej sylwetki emanował spokój.
Natomiast Kasapi... Jorgos był narwańcem, miał ostre rysy twarzy,
szare oczy, a jego charakter pozostawiał wiele do
życzenia.
-
Tak? - odpowiedziała, gdy nic innego nie mogło przyjść do głowy.
Chciała powiedzieć, że się cieszy, ale mogło to zabrzmieć
dziwnie i może dwuznacznie.
- Umówisz się ze mną? - wypalił
nagle. Muriel zagapiła się na Greka. Czy on powiedział to, co
powiedział? A może jednak miała jakieś omamy słuchowe?
Jego niepewna mina sugerowała jej, że
miał wątpliwości, co tego, czy się zgodzi. I miał rację. Nie
mogła się zgodzić, miała zbyt wiele zobowiązań i zbyt wiele
zmartwień, aby pozwolić sobie na chwilę rozrywki. Ale żal jej
było odmawiać. Aberikos miał taki proszący wyraz twarzy, jak
mały szczeniak. Jak można zignorować małego szczeniaka? Nie
można, a Aberikos był przystojny i wydawał się na pierwszy rzut
oka miły. Ale ona i on? To nie ma sensu... Nawet nie warto tego
zaczynać, bo on i tak wyjedzie, a ona tu zostanie, więc po co w
ogóle umawiać się z takim facetem? Żeby dostarczyć mu rozrywki?
Żeby się nie nudził? Tylko czy ona nie popadała teraz w lekką paranoję?
Tak
samo jak Jorgos, Aberkios pochodził z innego świata, tak całkiem
różnego od jej... Nie, nie i jeszcze raz nie.
-
Hmm... No cóż, jestem zaskoczona i zaszczycona, ale... Nie wiem...
- Urwała i spojrzała w jego oczy. Jeśli mu odmówi to tak, jakby
kopnęła szczeniaka.Nie miała serca tego robić. - Dobrze, tak, umówię się z tobą. - Powinna
była powiedzieć nie. Miała zbyt dobre serce, przez co pewnie
wpakuje się w kłopoty, ale tym będzie martwić się później.
Najważniejszy jednak problem był taki, że nie miała kompletnie w co się
ubrać. Potrzebowała sukienki! Oczywiście niczego wystrzałowego
nie miała, a to, co trzymała w szafie nadawało się tylko na
stypę, bo sukienki były szare i czarne, nijakie, o prostym kroju i
nieco wychodzone, choć bardzo wygodne. Z takim mężczyzną nie mogła się pokazać w byle czym, nie chciała mu robić wstydu. Spotkanie z nim mimo wszystko było pewnego rodzaju zobowiązaniem.
-
Ach, to wspaniale! W takim razie musimy ustalić termin. Kiedy ci
pasuje? - Kiedy jej pasuje? W ogóle jej nie pasuje, ale skoro się
zgodziła to chyba powinna współpracować i przynajmniej ustalić
jakikolwiek termin tego spotkania.
-
Jutro o dziewiętnastej? - Muriel miała nadzieję, że za chwilę de
Cali wszystko odwoła, bo okaże się, iż nie jest w stanie się z
nią spotkać o tej porze, ale ku jej rozczarowaniu potwierdził
termin. Poprosił ją też o numer i adres, gdyż chciał po nią
przyjechać, ale Muriel szybko zaprotestowała, bojąc się, że
zobaczy w jak skromnych warunkach żyje. Nie powinna się tego
wstydzić, bo ciężko pracowała, aby utrzymać siebie i jej
rodzinę, ale jednak... Przy takim mężczyźnie nie było łatwo
zachować dumę z tego, co się posiada. Zrobił jej się głupio, że
tak myśli i szybko podyktowała numer mężczyźnie.
-
Nie znam Leeds, ale postaram się rozejrzeć za dobrymi
restauracjami. A może ty znasz jakieś? - Muriel spojrzała na
mężczyznę i westchnęła ciężko. Te restauracje, które znała
wcale nie były dobre, a na pewno nie można było ich określić
mianem wykwintnych. Musiała zdać się na jego gust i pójść tam,
gdzie ją zabierze. To w końcu on będzie płacił za wszystko, więc
nie powinna się przejmować tym, gdzie ją zabierze.
-
Nie, nie znam... - mruknęła cicho i poprawiła torebkę,
która zaczęła zsuwać się z ramienia.
-
W takim razie zostaw wszystko mnie. Na pewno będziesz zadowolona.
-
O, w to nie wątpię.
Ktoś
wszedł na parking, a kroki rozległy się głośnym echem, co
natychmiast podziałało orzeźwiająco na dziewczynę. Panna Dumn
szybko zebrała się z sobie i zaczęła żegnać z Aberikosem.
-
Musze już uciekać. Miło było mi pana znów zobaczyć. Do
widzenia! - krzyknęła, pośpiesznie wskakując do samochodu.
-
Mam na imię Aberikos, nie pan! - odkrzyknął mężczyzna i pomachał
jej na pożegnanie. Muriel wrzuciła bieg i powoli wytoczyła się na
ulicę.
Zgodziła
się. Zgodziła się pójść z Aberkiosem na randkę, czy co tam to
było. Teraz pozostawał problem stroju. O Ciocię Melisandę nie
musiała się martwić, bo godzina dziewiętnasta była czasem, gdy
odwiedziny się kończyły, a że jutro była sobota, więc miała
cały dzień na to, by załatwić wszystkie sprawy, łącznie z
szukaniem pracy.
Westchnęła
ciężko i przystanęła na światłach. Istniał jeszcze problem
kredytu i leczenia ciotki. Będzie musiała jakoś rozwiązać ten
problem, bo inaczej skończy się to źle. Nie żałowała, że to
zrobiła, ale jednak musiała wybrnąć z sytuacji. I zrobi to, bo
przecież nie była bezradną dziewczynką, lecz dorosłą kobietą,
która potrafi stawić czoła problemom, choćby nie wiadomo, jak
poważne były.
Po
wejściu do mieszkania przywitało ją głośne i radosne szczekanie
psa. Czarny wilczur rzucił się w jej stronę i po chwili Muriel
skąpana była w ślinie Diego.
-
Ja też się cieszę, że cię widzę, nieposłuszny diable, ale już
nie skacz po mnie, bo podrzesz mi ubranie – zagruchała do psa i
wbrew swoim słowom pozwoliła mu na dalsze okazywanie szaleńczej
radości.
Klucze
do mieszkania odłożyła na komodę, która zajmowała sporą część
wąskiego korytarzyka i przeszła do kuchni po drodze ściągając
niewygodne szpilki. Nawet jeśli ubierała się zdecydowanie
skromniej niż jej koleżanki z pracy to jednak nie była to jakaś
zbytnia tandeta. Może i czasem zdarzało jej się popełnić modowy
lapsus, ale wynikało to z braku zainteresowania obecnymi trendami i
oczywiście zbyt niskim budżetem, aby mogła kupić coś wyszukanego
i modnego. Starała się ubierać wygonie, choć czasem miewała,
zresztą jak każda kobieta, ochotę na to by założyć szpilki. I
dziś rano tak właśnie zrobiła. Może też nie tylko z kobiecej
przekory, ale także dlatego, aby w pewien sposób uczcić swoje
odejście, a ładna prezencja i staranne przygotowania były
zwieńczeniem zakończonej współpracy z Kasapi Corporation.
Szybko
zrzuciła z siebie ubrania. Wszystko wyrzuciła do prania, a z
przepastnej szafy wyciągnęła jej ulubiony dres i bluzę.
Przebrała się i pomaszerowała do kuchni, aby przyszykować
jedzenie dla Diego, ona sama postanowiła zjeść w szpitalnym
bufecie.
-
Bądź grzeczny, gdy wrócę wybierzmy się na spacer.
Wizyty
w szpitalu zawsze były dla niej męczące. I to nie tylko ze
względu na uciążliwą Melisandę, ale atmosfera tu panująca była
po prostu przygnębiająca. Człowiek widząc tyle cierpienia
zastanawiał się, co jego czeka i współczuł tym, którzy tracili
kogoś bliskiego. Ona sama nie wiedziała, co by zrobiła, gdyby
zabrakło cioci. Kochała ją, była jedyną bliską jej osobą i
teraz, gdyby jej zabrakło... Co miałaby począć? Otrząsnęła się z ponurych myśli i
wkroczyła do jasnej sali. Melisanda leżała oparta o poduszki i
czytała czasopismo. Jak zwykle na jej twarzy gościł lekki
półuśmiech. Nieopodal, przy wąskim stoliku siedziała pani Brin i
zawzięcie skrobała coś na papierze. Obie były zbyt pochłonięte
własnymi sprawami, aby zauważyć jej wejście.
-
Dzień dobry – przywitała się i podeszła do ciotki, aby ucałować
ją w policzek. Obie kobiety szybko podniosły głowy i spojrzały w
jej kierunku. Ophelia wstała i wyściskała młodą sąsiadkę.
-
Cieszę się, że już jesteś. Jak w pracy? - zapytała i
poskładała swoje szpargały. Pani Brin była pisarką, która
należała raczej do średnio utalentowanych, gdyż jej książki
sprzedawane były w niezbyt wielkich ilościach, choć historie miała
momentami fascynujące i pozwalały człowiekowi zapełnić wolny
czas. Muriel czytała każdą jej powieść i bardzo żałowała, że
nikt nie chciał zająć się porządną korektą jej tekstów, bo
pod odpowiednim kierownictwem jej sąsiadka byłaby naprawdę dobrą
pisarką. Miała lekki styl i bardzo duże poczucie humoru, więc
przy jej książkach zawsze można było nie tylko popłakać, ale
także pośmiać się. Obecnie ciągle coś pisała, bo stwierdziła,
że wpadła na kolejny pomysł, który tym razem zostanie
dopieszczony i odpowiednio przygotowany do wydania. Zapowiadało się
coś wielkiego, ale Muriel nie wiedziała co, bo pani Brin ciągle
zbywała jej pytania, sugerując, aby poczekała jeszcze kilka
tygodni.
-
Dobrze – odpowiedziała i spojrzała na ciotkę, która pilnie
studiowała jakiś artykuł. Muriel wiedziała jednak, że Melisanda
słyszy każde jej słowo. Nie powiedziała ciotce, że dziś był
ostatni jej dzień pracy, wolała uniknąć ewentualnych kłótni czy
oskarżeń. - Jak idzie pani pisanie?
-
Och, wprost doskonale! Ta historia będzie kochana przez wszystkich,
mogę się o to założyć. Inspiracji mi nie brakuje i pomysły same
wpadają mi do głowy – krzyknęła rozradowana kobieta i wszystkie
notatki wsadziła do torebki. - Skoro już jesteś to ja już pójdę.
Muszę wszystko przepisać.
Wyszła
zanim Muriel zdążyła się pożegnać.
-
Jak się czujesz, ciociu? Boli cię coś?
-
Nie, Cukiereczku. Wszystko jest dobrze. Jutro przenoszą mnie na inną
salę. Rozmawiałaś już z lekarzem? - zapytała i po chwili wróciła
do gazety. I tak wyglądała ich każda rozmowa. Ciotka tylko przez
chwilę interesowała się bieżącym tematem, by po kilku sekundach
porzucić go na rzecz czegoś zupełnie innego. Dziewczyna westchnęła
i zabrała się za czytanie książki, którą wzięła ze sobą.
Szybko
minęły godziny, które spędziła u ciotki. Gdy wychodziła ze
szpitala, uliczne latarnie swym pomarańczowym światłem
rozświetlały półmrok. Przeszył ją dreszcz i ruszyła w kierunku
samochodu, w którym czuła się zdecydowanie lepiej. Odpaliła i
Mini kaszląc powoli wtoczyło się na ulicę.
NECCO: O to ja! Cieszcie się! Albo i nie. Już wróciłam i postanawiam jednak pojawiać się tu częściej. Na razie serwuje Wam taki rozdział o dupie Maryni, ale na razie będzie. Dalej będzie ciekawiej, mam nadzieję.
Oj, jak ja się cieszę, że nowy rozdział się pojawił i że planujesz bywać wcześniej. <3
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Muriel odeszła z firmy. Będzie mi brakować tych wszystkich często zabawnych sytuacji z Jorgosem. ; c
Aberikos - coś mi się wydaje podejrzany. Węszę jakiś interes. XD
A może tak jakimś cudem nie dojdzie do spotkania? XD
Dobra, kończę, bo jestem beznadziejna w komentowaniu. ; p
A ja się cieszę, że Ty się cieszysz:) Planuję, ale nie wiadomo, co z tego będzie, bo praca jednak potrafi jednak zająć trochę czasu.
UsuńHej, ale to jeszcze nie koniec przecież. Na odejściu Muriel nie kończy się opowiadanie, można powiedzieć, że dopiero zaczyna :)
A ja myślałam, że wszyscy go polubią. Najwidoczniej nie znam się na ludziach :)
Przesadzasz. Bardzo Ci dziękuję za komentarz! :)
No pewnie, że się cieszę! Mam nadzieję, że już będziesz pojawiać się częściej.
OdpowiedzUsuńNie byłam pewna, że Muriel odejdzie z pracy.. Odeszła szkoda. Myślałam, że może Jorgos ją zatrzyma..
Jestem ciekawa czego chce Aberikos od Muriel nie przypadł mi do gustu i raczej go nie polubię.
Szczerze? Myślałam, że będzie tu o Muriel i Jorgos, a tu nic. No trudno mam nadzieję, że dalej rzeczywiście będzie ciekawiej!
Życzę Ci mnóstwa weny! : )
Postaram się, ale jak zwykle niczego nie obiecuję^^
UsuńNie no, Jorgos nawet jeśliby chciał to i tak by tego nie zrobił. Wiesz, męska duma itp.
Kurcze, serio myślałam, że polubicie Greka, bo to w końcu pod pewnymi względami totalne przeciwieństwo Jorgosa, a tu taka niespodziewajka ;D
No wiem, ale opowiadanie opiera się nie tylko na nich. Każdy tez ma swoje prywatne życie, któremu powinnam poświęcić odrobinę czasu, a zwłaszcza teraz, gdy Muriel się zwolniła.
Dziękuję! Życzenia się na pewno przydadzą! <3
Na wstępie powiem, bo Elle już mówiłam, że szablon przebił swoją zajebistością wszystkie dotychczasowe. Jest tak genialny, że aż spuchłam z zazdrości! :D
OdpowiedzUsuńI mam jedno ważne pytanie, które chodzi mi po głowie od dłuższego czasu: kiedy zacznie się coś dziać? Bo w tych pierwszych rozdziałach, mam wrażenie, działo się dużo więcej niż teraz. Któryś z kolei czytam, a akcja wciąż stoi w miejscu. Teraz przypełznął Aberikos najprawdopodobniej po to, żeby zrobić Jorgosowi koło dupy, który na razie sądzi, że przybył błagać o pomoc. I właśnie się zastanawiam, czy Jorgos wyjdzie wkrótce na jakiegoś bohatera czy jeszcze większego zarozumialca zrobi z siebie w oczach Muriel. No nie wiem, ale bardzo bym chciała, żeby zaczęło się coś dziać, żeby bohaterzy wreszcie zaczęli się do siebie zbliżać, lub żebyś chociaż rozwinęła wątek mamony i ślubu Jorgosa. Czeeeeeekam, rusz tyłek, Necco! XD
No wiem właśnie i cieszę się z niego, jak dziecko z zabawki. Zresztą uwielbiam prace Elle i każdy jej szablon jest lepszy od poprzedniego.
UsuńTak, wiem, że akcja toczy się jak krew z nosa, ale ja mam już to tak poukładane i nie chce tego zmieniać, czy pospieszać, bo sama się w tym pogubię i nie będę wiedziała, co pisać dalej. To może być denerwujące i można odnieść wrażenie, że w opowiadaniu skupiam się raczej na błahostkach, ale inaczej nie umiem, bo miałabym wtedy wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko i jest tego zbyt wiele, dlatego akcja toczy się takim tempem. Ale już postaram się ruszyć tyłek i wziąć do roboty, bo ostatnie tygodnie były dla mnie dość ciężkie, co widać po tym wymęczonym rozdziale;)
Aberkos jeszcze zdąży nabruździć Jorgosowi i to nie raz! :)
Keep calm, Em! :)
Och, wiedziałam, że Aberikos miał do czynienia z byłą żoną Jorgosa. Tak, bijcie mi brawo - jestem Sherlockiem -.-'
OdpowiedzUsuńZacznę może od szablonu. Choć właściwie co tu dużo mówić - szablon-marzenie, ot co.
Zastanawia mnie to zdanie: Muszę wszystko spisać na komputer. Czy nie powinna być mowa o przepisywaniu do komputera?
Jezu, ale się czepiam... To zdanie: Dziewczyna nie ukrywała niechęci do jej odejścia. zamieniłabym na: Dziewczyna nie ukrywała, że będzie jej Muriel bardzo brakowało, albo: Dziewczyna nie ukrywała niezadowolenia z konsekwencji decyzji podjętych przez Muriel.
Już nigdy więcej go nie zobaczy, już nigdy więcej nie będzie musiała wysłuchiwać jego absurdalnych oskarżeń, dziwnych słów i propozycji. (Nawiasem mówiąc, usunęłabym frazę "dziwnych słów". Nie pasuje mi.)
Nie wiem, czy przypisać to przypadkowi (choć ojciec wpoił mi przekonanie, że takowy nie istnieje...), czy przeznaczeniu. Człowiek jest przekonany, że coś się nie wydarzy, a jednak... Wbrew wszystkim przypuszczeniom dzieje się na odwrót. Mogłoby się wydawać, że ta magiczna siła robi nam na przekór, a jednak my dopiero później zdajemy sobie sprawę, że nie chcielibyśmy, by coś potoczyło się inaczej (o ironio! według naszego pierwotnego planu).
Może zmienię zdanie, ale nie lubię postaci Aberikosa i widzę, że nie jestem jedyna. Taki typ postaci, który swoim wdziękiem i pozorną idealnością działa na nerwy. Aż się prosi, by wygrzebać z jego przeszłości jakieś brudne fakty i pokazać wszystkim, że nie jest taki cudowny na jakiego się kreuje (nie z zazdrości, ale z nienawiści do fałszu).
Pozdrawiam ciepło ;3
Drugą Christie to ja nie zostanę, wiem:)
UsuńTeż mi się strasznie podoba<3
Ee, nie wiem, chyba tak, ale nie jestem pewna.
Oczywiście wszystko pozmieniam, jak tylko wrócę do świata żywych. Na razie mam trzecią zmianę i nie mam sił, żeby bawić się w poprawki.
Pijesz do Muriel i Jorgosa? :) Masz rację, jeśli oczywiście jest to coś, co nam się podoba, dlatego nie chcemy, aby było inaczej. Inna sprawa jak coś się potoczy źle.
No, ale dlaczego? Co on Wam biedny zrobił? Chciał być tylko miły.
Ja również<3
No dobrze, zwlekałam z komentarzem, bo prawdę mówiąc, nie bardzo wiem, co po tym rozdziale napisać XD uderzyło mnie w zasadzie tylko jedno: i Jorgos nie zrobił ani jednego, malutkiego kroku, żeby Muriel zatrzymać? Nie mówię oczywiście, że miał przed nią odstawiać Rejtana z rozchełstaną koszulą, skąd, wszyscy wiemy, że to nie w jego stylu, ale, no nie wiem, cokolwiek? Rzucić jakąś ironiczną uwagą na temat jej odejścia albo chociaż posłać drwiące spojrzenie czy coś?^^ cokolwiek, nieważne, w jaki sposób by zareagował, ale żeby zareagował, żeby BYŁ, jakoś uczestniczył w tym wszystkim, a tu Muriel odeszła z pracy zupełnie tak, jakby go tam nie było i jakby, co więcej, nie miał o tym pojęcia.
OdpowiedzUsuńCo do Aberikosa... Zdecydowanie coś knuje, ciekawe tylko, komu chce zaszkodzić. Dziwię się tylko Muriel, że choć z natury tak nieśmiała i podchodząca do facetów raczej z dystansem, zgodziła się na tę randkę. Mam nadzieję, że Jorgos nie będzie musiał jej ratować? ;>
Pisz szybciej! ;P
Całuję;*
Pisałam Ci, że jest wymęczony i w sumie mogłam dodać coś jeszcze, ale stwierdziłam, że już wystarczająco się pogrążyłam:)
UsuńMasz rację, ale Jorgos ma swoją dumę. Po co ma tracić czas na Muriel? Sam w końcu też stwierdził, że da jej spokój. Chwilowy:) To oczywiście tylko cisza przed burzą, bo przecież tak naprawdę wszyscy wiedzą, że Jorgos tak łatwo się nie poddaję i nawet jeśli teraz nawet nie wyjrzał z biura to tylko może świadczyć o tym, że Muriel ma przekichane.
No co jest z Wami? Myślałam, że polubicie Aberkosa właśnie dlatego, że jest miły. A Wy od razu myślicie, że coś knuje i w ogóle czyha na Muriel. Nie, Jorgos nie będzie musiał jej ratować, ale na pewno obleci go strach:)
A no właśnie, Muriel uczyniła pierwszy krok, aby zmienić swoje życie. Sama napisałaś, że jest nieśmiała i zawsze utrzymywała dystans wobec innych, teraz nieświadoma tego wyszła przeciw sobie.
hej kiedy możemy spodziewać się czegoś nowego? :)
OdpowiedzUsuńCooooooo...umówiła się z tym mamisynkiem (tak, tak jak Jorgos myślę)!? Teraz powinien wpaść tam na dół i zrobić przesiew siekierką! Nie no nie wierzę. Cnotka idzie na randkę. Kutwa, biedny Jorgos! ; __ ;
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Versatile Blog Award. Szczegóły tutaj:
http://magiczna-narnia.blogspot.com/2013/05/liebster-blog-award-i-versatile-blogger.html
Pozdrawiam, Katrin ;*