30.05.2013

22. Quebecs

Po raz pierwszy wstała z poczuciem, że wcale nie jest tak źle, a tylko dzięki wytrwałości może być jeszcze lepiej. Wyspana i zadowolona pomaszerowała do łazienki. Po porannej toalecie ubrała się w wygodne ubrania i zabrała Diego na spacer. Zapatrzona w ponury krajobraz uzmysłowiła sobie, że w jej życiu nastąpiły zmiany. Zmiany na lepsze.
Choć pogoda w Leeds wcale nie nastrajała, to jednak Muriel z zadowoleniem wyruszyła na zakupy. Pierwszą rzeczą na liście była oczywiście sukienka. Jakoś nie specjalnie ciągnęło ją na tę randkę, ale w końcu, nie mogła ciągle siedzieć w domu i zamykać się przed każdym człowiekiem. Nie chciała być już sama, a teraz, gdy rzuciła pracę poczuła, że powinna się zmienić. A pierwszym korkiem do zmian miał być strój.
Bardzo dokładnie zaplanowała każdą godzinę. O ósmej miała wyjść z psem, a po powrocie od razu przebrać się w wygodne rzeczy i wyjść na miasto w poszukiwaniu sukni. Nie była jednak pewna, jaką kreację powinna poszukać. Krótka, czy długa? Bez pleców, czy może zdecydowanie skromniejsza? Postanowiła jednak zdać się na szczęśliwy traf. Kupi to, co jej się spodoba i będzie w miarę przystępnej cenie. Nie miała zamiaru wykosztować się na ciuch, który założy tylko raz. Po zakupach zaplanowała pójść do cioci, która i tak nawet nie zauważy jej obecności.
Po spacerze z Diego, nakarmiła go, a sama poszła się przebrać. Nie miała wielkiej ochoty na wychodzenie, ale uznała, że choć raz w życiu trochę sobie odpuści. Skoro ją zaprosił, to czemu miałaby nie korzystać z takiej okazji? Przy okazji zobaczy jakieś wyjątkowe miejsce i skosztuje smacznych potraw.
Każdy sklep, jaki odwiedziła miła do zaoferowania mnóstwo sukienek, ale każda z nich nie spodobała się na tyle, by mogła ją kupić. Nie widziała w żadnej niczego wyjątkowego, choć były w przystępnych cenach.
Po dwóch godzinach miała dość. Łażenie bez celu przyprawiło ją o bolące stopy i burczenie w brzuchu. Zasiadła w małej kawiarence nieopodal centrum handlowego, skąd niedawno wyszła i zamówiła ciastko oraz herbatę.
Musiała się zastanowić nad sytuacją ciotki i tym, jak upchnąć ją w jakiś ośrodku rehabilitacyjnym. Podejrzewała, że coś takiego nie będzie tanie. Jednak zdrowie Melisandy było najważniejsze, zwłaszcza, że to ona ponosiła część winy za to, co się stało. I Jorgos. On był też winny. W końcu gdyby wtedy nie została w firmie, i gdyby nie uparł się, że ją podwiezie... Wszystko wyglądałoby inaczej i chyba nadal tkwiłaby w korporacji. Z drugiej jednak strony nie musiała brać kredytu, po prostu byłaby w pewien sposób wolna.
Dopiła herbatę, zapłaciła i wyszła.

***

- Idziemy z Robertem do restauracji. Idziesz z nami? - zapytał Stephen, gdy wszedł do środka. Jego włoskie buty zastukały na ciemnym parkiecie, a potem ucichły, gdy wszedł na dywan. Usiadł na sofie i spojrzał znacząco na Jorgosa.
- Muszę? - mruknął niechętnie.
- Nie musisz, jeśli nie chcesz, ale taki wypad dobrze by ci zrobił.
- Bo? - odparł i podał przyjacielowi szklaneczkę whiskey, sam miał kawę, którą pił podczas tworzenia projektów nowego modelu telefonu. Lubił pracować w domu, bo tu zawsze miał ciszę i spokój. To wszystko, co czasami brakowało w Kasapi Corporation.
- Bo stałeś się starym, śmierdzącym capem. Rusz tyłek ty zużyty kapciu! - Jorgos przewrócił oczami jedynie na obelgi Stephena i poskładał rysunki. Wstał od stolika i zaniósł na biurko. Wrócił po chwili do przyjaciela i usiadł w fotelu.
- Mam dużo pracy, Stevie, ale ty i Robert możecie iść i dobrze się bawić. - Coraz częściej miał ochotę zostawać w domu, w pustym domu.
Od jakiegoś czasu wielokrotnie zastanawiał się, czy nie zaproponować Isabelli wspólne mieszkanie. Może czułby się mniej samotny? Potrząsnął głową i szybko wyrzucił z głowy te myśli. Jakby kiedykolwiek mu to przeszkadzało.
- Jasne – odburknął Stevie i upił łyk alkoholu. - Mocna – powiedział i oblizał wargi. - A jak tam ten twój mały skowronek? Jak jej było? Muntiel... Nie, Muriel, tak? Gdybym nie był gejem... Słodki z niej rudzielec.
Jorgos, który ostatnimi czasy zrobił się bardziej drażliwy wstał gwałtownie i nie bacząc na wszystko huknął na przyjaciela:
- No to zmień orientację i się z nią ożeń! - Przeczesał nerwowym gestem bujną czarną czuprynę i spojrzał z ukosa na mężczyznę. Jego przyjaciel albo oszalał, albo najwidoczniej obaj z Robertem mają problemy.
- Strasznie drażliwa z ciebie panienka. Masz za ciasne spodnie? - Stephen, który znał Jorgosa niemal całe życie wiedział doskonale, jak radzić sobie z gburowatym charakterem przyjaciela. Po prostu ignorował jego wybuchy, które i tak potem powodował swoimi żartami. Z nich dwojga, to Stevie był skłonny do szaleństw. Kiedy Jorgos po raz kolejny obdarzył blondyna nieprzychylnym spojrzeniem, Stephen parsknął śmiechem. - Nosi cię, co? A ona przecież cię nienawidzi. Biedaku, marny twój los.
- Proszę bardzo, możesz się śmiać, ale nie życzę ci takiej sytuacji. Nawet nie masz pojęcia... ! Podnieciłem się, rozumiesz? Przy niej, a ona tego nie widziała... To... Ja tego nie rozumiem. Albo jest ślepa albo na świecie żyją jeszcze smoki.
- Albo jest młodą, zakompleksioną dziewczyną, przytłoczoną przez twoje piękne sekretarki? Nie złość się i nie frustruj z powodu tej dziewczyny. Zasłużyłeś sobie na jej pogardę i dobrze o tym wiesz. Jeśli tak bardzo chcesz się z nią przespać to postaraj wykrzesać z siebie romantyczną naturę. No wiesz, podrzucaj jej prezenty, praw komplementy i inne takie pierdoły. Rób to, co robią faceci w zalotach. Jak zauważy, że smalisz do niej cholewki to inaczej na ciebie spojrzy. Może nawet się uśmiechnie. Nie bądź nieśmiały – dodał jeszcze kpiąco. Co? Stephen radzi mu jak zdobyć kobietę? Czyżby zbliżał się nieuchronny koniec świata?
- Zaraz będziesz gryzł dywan – warknął.
- O, włączył ci się tryb wojownika? Posłuchaj, jestem gejem i nie raz służyłem ramieniem kobietom, które wypłakiwały cały swój żal, w ogóle nie interesując się tym, że niszczą moją ulubioną koszulę. Nie ważne. Chodzi mi o to, że aby zdobyć kobietę, która cię nienawidzi trzeba po prostu ją zaskoczyć. I to w miły sposób. Ale po co ja ci to mówię? Przecież ty to doskonale wiesz.
- Gdyby to było takie proste... Uwierz mi, Muriel nie jest taka jak inne kobiety i byle komplement czy prezent nie zrobi na niej wrażenia. Wręcz przeciwnie. Perły czy kolia bardzo by ją rozzłościły. Jest bardzo dumna.
- Dziwisz jej się? Nie jest tak bogata i światowa, jak większość znanych ci kobiet, więc dla niej taka kolia byłaby jedynie aktem litości, a ludzie biedni mają więcej dumy niż pieniędzy w portfelu – powiedział Stephen, jednocześnie przypatrując się wirującemu trunkowi. Bursztynowa barwa nabrała głębi przy sztucznym świetle.
- Święta racja, a ona ma tej dumy w cholerę, bo gdyby przełożyć to na forsę byłaby najbogatszą kobietą na świecie.
- A ty najbogatszym mężczyzną.
- Czy ty, do diabła, coś sugerujesz? - warknął Jorgos i sięgnął po kawę. Gdy upił łyk skrzywił się tylko i wstał, aby nalać sobie czegoś mocniejszego. Wychylił duszkiem whiskey i sięgnął po raz kolejny po karafkę.
- Tak. Zaproponuj jej małżeństwo! - wypalił Warwick i zerknął na przyjaciela, który wcale nie wyglądał na zszokowanego czy zaskoczonego tym pomysłem. - Myślałeś już o tym, prawda? To byłby kontrakt handlowy: ty dasz jej pieniądze, a ona ciało, plus ocalisz fimrę?
- Mniej więcej – westchnął i usiadł na fotelu. Odchylił do tyłu głowę i nakrył oczy dłonią, starając się nie poddać ciepłu i przyjemnemu mrowieniu.
- Mniej czy więcej?
- Więcej. Ale jak już mówiłem ona jest dumna, więc prędzej wolałaby umrzeć z głodu niż skusić się na kilka upojnych nocy w atłasowej pościeli.
- No cóż – odchrząknął cicho Stevie i dyskretnie odwrócił wzrok. - Myślę, że byłoby to więcej niż kilka. - Kasapi zerknął na przyjaciela i wzruszył ramionami. Co miał mu odpowiedzieć? Przecież miał rację. Obawiał się, że zbyt pragnął Muriel, aby wystarczyło mu zaledwie parę gorących nocy
- Sam widzisz, że niewiele mi potrzeba. Wystarczy rozmowa o niej... Nie wiem, chyba ktoś skroił mi okrutny kawał. Inaczej tego nie widzę.
- No to zrób coś z tym! Nie możesz siedzieć jak ciołek na tyłku i czekać na cud, bo ktoś ci ją ukradnie i co wtedy?
Ostatnie słowa Stephena wprawiły Kasapiego we wściekłość. Zapewne tym kiś będzie Aberkos. Ale prędzej zginie niż pozwoli mu tknąć Muriel.
- Aberkios przyjechał.
- Wiem, spotkałem się z nim.
- Naprawdę? - zagadnął przyjaźnie, choć miał ochotę potrząsnąć przyjacielem. Nie zrobił tego jednak. Stłamsił w sobie wściekłość i jedynie wydał ciche westchnienie pełne frustracji.


***

Kiedy wychodziła ze szpitala, czuła się wyczerpana psychicznie. Jednak myśl, że wieczorem założy sukienkę, którą kupiła za w miarę przyzwoite pieniądze poprawiła jej humor, choć może sam fakt, że szła na spotkanie z wrogiem Jorgosa niemal pozbawiła ją wszelkich chęci. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że taki facet jak Aberikos na pewno nie umówił się z nią tylko dlatego, że chciał ją poznać. Zapewne chodziło mu tylko o jedno, ale ona na pewno nie ma zamiaru robić czegoś wbrew sobie. Nie zmusi jej do niczego.
Kiedy wsiadała do samochodu, rozdzwonił się jej telefon.
- Słucham?
- Dzień dobry, Muriel. - W słuchawce odezwał się miły, łagodny męski głos. - Czy dzisiejsza kolacja jest nadal aktualna?
- Tak, oczywiście – odpowiedziała zaskoczona. Nie spodziewała się, że Grek zadzwoni.
- W takim razie, czy podałabyś mi adres, żebym mógł po ciebie przyjechać?
- Nie, to znaczy... Możesz mi podać adres restauracji? Przyjadę do ciebie sama. Nie chcę cie niepotrzebnie fatygować.
- Ale to żaden problem. Podasz mi ten adres? - Muriel westchnęła i zrobiła to o co prosił. Prawdopodobnie będzie tego żałować, ale z drugiej strony nie powinna się tym przejmować. Nie miała nic do ukrycia i Aberikos powinien zdawać sobie sprawę, że nie wszyscy żyją w luksusie.

W jednym z butików dostrzegła na wystawie piękną niebieską sukienkę. Gdy ją przymierzyła, od razu wiedziała, że jest dla niej. Jej strój był nie tylko efektowny, ale bardzo kobiecy. Rozkloszowany dół był uszyty z trzech warstw tiulu, góra została usztywniona wszytymi fiszbinami i miseczkami. Dekolt miał kształt serca. Pod biustem naszyto atłasowy pas z akrylowymi kamieniami. Do tego zakupiła szpili w kolorze nude, jak powiedziała sprzedawczyni, oraz taką samą torebkę. Całość miała wieńczyć biżuteria, ale posiadała jedynie srebrny naszyjnik z serduszkiem.
Pierwsza czynnością jaką była po wejściu do mieszkania, to wyprowadzenie psa, bo wiedziała, że dziś wróci późno. Odbyła z nim szybki spacer, a po powrocie zabrała się za zabiegi pielęgnacyjne, których efekty miała zobaczyć o dziewiętnastej. Wzięła długi prysznic, potem w szlafroku przeszła do pokoju i tam zorganizowała własny gabinet kosmetyczny. Wyciągnęła wszystkie kosmetyki jakie miała i zaczęła nakładać na siebie kolejne balsamy, kremy i maseczki. Potem zdjęła ręcznik i zaczęła rozczesywać włosy, które jak zwykle twardo stawiały opór szczotce i grzebieniowi. Po pół godzinie udało się doprowadzić kołtuny do jako takiego wyglądu. Przynajmniej nie sterczały na wszystkie strony.

Gdy dochodziła odpowiednia pora, by Aberkios zawitał do jej drzwi, była kłębkiem nerwów. Denerwowała się, bo nie wiedziała, co mężczyzna powie na temat jej mieszkania. Miała nadzieję, że się nie wystraszy lub nie powie, że się pomylił. Nie zależało jej na tej znajomości, ale nie chciała znaleźć się w sytuacji, gdzie ktoś przedłoży majątek nad człowieka.
Kręciła się po kuchni, uważając, aby nie zabrudzić sukienki lub nie podrzeć pończoch. Kiedy zadzwonił dzwonek, Diego, który leżał obok Muriel poderwał się na równe nogi i z głośnym szczekaniem dopadł do drzwi.
- Do nogi! - powiedziała Muriel, lecz pies najwyraźniej nie chciał jej posłuchać, bo natarł swym cielskiem na drzwi, dobitnie mówiąc nieproszonemu gościowi, że on tu jest i pilnuje mieszkania. Dziewczyna w końcu złapała psa za obrożę i starała się odciągnąć go od drzwi. Ale było to trudne zadanie zważywszy na to, że była w szpilkach, nowej sukience, a ta rzucająca się bestia ważyła dobre pięćdziesiąt kilogramów. - Diego – warknęła w końcu, mocniej pociągając za obroże. Pies zwrócił w końcu swoją uwagę na nią i po chwili odsunął się od drzwi. - Masz szlaban na smakołyki! - Podeszła do drzwi, nadal mierząc psa karcącym wzrokiem i otworzyła je. W progu stanął uśmiechnięty Aberikos. Zmierzyła go od  góry do dołu, wzrokiem pełnym zachwytu. Wyglądał zabójczo w szarym smokingu. A jego wygląd jeszcze upiększał uroczy uśmiech.
- Dobry wieczór. Jesteś piękna – odpowiedział, całkowicie urzeczony Muriel. Dziewczyna zmieszała się, ale odstąpiła od drzwi i przepuściła do środka Aberkosa.
- Dziękuję. Ty... Do twarzy ci w  tym smokingu. Jesteś bardzo elegancki – bąknęła skrępowana. Nigdy nie prawiła mężczyznom komplementy, ale on... Nie sposób było przemilczeć jego wygląd. Gdy de Cali wszedł do kuchni, musiała przyznać sama przed sobą, że to pomieszczenie było naprawdę bardzo malutkie, wręcz mikroskopijne. - Napijesz się czegoś? - zapytała drżącym głosem.
Mężczyzna odwrócił się do niej i przyjrzał się jej uważnie. Miała na sobie jedynie trochę pudru, tusz do rzęs i skromnie pomalowane usta karmelową szminką. Wyglądała bardzo ładnie, a jej uroda, choć nie powalająca na kolana miała w sobie coś intrygującego, więc skromy makijaż i niebieska sukienka jedynie podkreśliły jej walory. Zwłaszcza piękny biust, który ładnie zaokrąglony wychylał się ze stanika sukni. Zapatrzył się na jej dekolt, który nęcił i kusił. Sprawę jeszcze pogarszały odkryte drobne ramiona i plecy. Wciągnął ze świstem powietrze i podszedł do niej jeszcze bliżej, ale musiał się natychmiast wycofać ponieważ tuż za plecami dało się słyszeć tubalne warczenie. Odwrócił się w tamtą stronę.
- Ach, więc to ty tak szczekałeś. Czy to krzyżówka bernardyna z kucykiem? - zapytał ze śmiechem, gdy wielkie psisko przysiadło niedaleko i groźnym wzrokiem obserwowało każdy jego ruch.
- Nie, raczej nie – odparła z wesołymi iskierkami w szmaragdowych oczach. - Idziemy?
- Tak, już za chwilę. Mam coś dla ciebie.
- Dla mnie? - Przełknęła głośno ślinę. Nie chciała od niego prezentów. Może jedynie kwiaty przyjęłaby z wdzięcznością, ale nie widziała, aby coś trzymał w ręce.
- Tak, dla ciebie. Nie byłem pewny, w co się ubierzesz, więc kupiłem ci to. - Z kieszeni spodni wyjął małe puzderko, obszyte czerwonym materiałem. Muriel zerknęła na niego. Było trochę za duże na pierścionek, a na naszyjnik za małe.
- Co to jest? - zapytała, sięgając drżącą dłonią po prezent.
- Otwórz.
Muriel otworzyła w końcu pudełeczko i jej oczom ukazała się bransoletka. Małe srebrne serduszka z mikroskopijnym diamencikiem, które połączono kółkami. Była piękna. Skromna, ale piękna. I pasowała do jej naszyjnika.
- Nie mogę tego przyjąć. - Odsunęła od siebie dłoń Aberkiosa i odeszła jeszcze parę kroków, jakby bała się, że stłucze ten delikatny prezent. Mimo rozczarowania malującego się na jego twarzy potrząsnęła głową i jeszcze raz powtórzyła, jakby chciała przekonać samą siebie. - Naprawdę nie mogę.
- Ale dlaczego?
- Bo zepsuję. Zgubię albo ją przerwę. Szkoda by było.
- Ale to tylko bransoletka. Kupie ci następną.
- Aberikosie, nie mogę. Jest piękna, ale ja po prostu... - Chciała mu powiedzieć, że nie zasłużyła na ten prezent i gdyby ją założyła czułaby, że każdy kto na nią spojrzy uzna ją za śmieszną, bo taki biedak jak ona nosi taką piękną i drogą rzecz.
- To może załóż ją tylko na dziś wieczór, co? Jeśli jej nie chcesz to choć dziś ją przyjmij. Tylko na dzisiejszą kolacją – gorąco prosił. Westchnęła ciężko i wzięła z białej poduszeczki bransoletkę.
- W takim razie pomóż mi ją zapiąć, dobrze? - Spełnił jej prośbę i gdy to małe cudo wisiało na nadgarstku mężczyzna po prostu przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował. Był to bardzo krótki pocałunek, ale bardzo ją zaskoczył. Dlatego przez chwilę w ogóle nie reagowała, a gdy Aberikos odsunął się od niej stała przez kilka sekund oszołomiona.
- Chodźmy już, bo się spóźnimy – mruknął w końcu głębokim głosem. Muriel posłusznie poszłam za nim. Diego wstał i odprowadził ją do drzwi, a gdy miała już je zamykać, de Cali pochylił się i pogłaskał psa.
- Obiecuję, że zwrócę ci ją przed północą.
Uśmiechnęła się do Greka i założyła płaszcz, a szal, który kupiła do sukienki zaplątała wokół szyi.

Taksówką podjechali pod hotel. W czasie drogi Aberikos wyjaśnił jej, że po ich spotkaniu od razu wyruszył na poszukiwanie dobrych restauracji. W końcu znalazł hotel Quebecs i przejrzał w sieci opinie o tym miejscu. Muriel była ciekawa tego miejsca. Słyszała o nim, ale nie wiedziała, gdzie dokładnie się znajduję.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed budynkiem z czerwonej cegły i strzelistą wieżą w zachodniej części budynku, wiedziała, że to nie byle jaki hotel.
De Cali wysiadł z taksówki i podał jej rękę. Gdyby nie on, zapewne nie wygramoliłaby się z samochodu. Miała zdecydowanie za wysokie szpilki i wiedziała, że był to jeden jedyny raz, kiedy je ubrała. Zapakuje je w pudełko i sprzeda na jakiejś aukcji internetowej.
Wysiadła w końcu z taksówki i gdy jej towarzysz płacił za kurs ona w tym czasie dokonała poprawek przy sukni. Poprawiła również rozpuszczone włosy, które jak zwykle musiały ułożyć się po swojemu.
- A kogóż to moje oczy widzą? - usłyszała tuż za plecami czyjś głos. Odwróciła się gwałtownie z bijącym sercem i tuż przed sobą dostrzegła niebieskie oczy, które skrzyły się wesoło. - Dobry wieczór, Muriel.
- Nie poznajesz mnie? - zapytał mężczyzna. Oczywiście, że go rozpoznała. To Stephen, przyjaciel jej byłego szefa. W porównaniu do tamtego lubiła Stephena, choć w ogóle go nie znała.
- Poznaję, poznaję. Jestem tylko zaskoczona, że cię tu spotkałam.
- Ja również. Przyszłaś sama? - zapytał i rozejrzał się z ciekawością wokół.
- Nie, przyszła ze mną – powiedział Aberikos i dla podkreślenia tych słów przyciągnął ją do siebie. Muriel umknęła spojrzenie w bok, gdy Stephen zmierzył ją dziwnie spokojnym wzrokiem.
- Ach, rozumiem. W takim razie życzę wam udanego wieczoru – powiedział, choć ton jego głosu nie był adekwatny do słów. Stephen pożegnał się i ruszył w stronę hotelu. Muriel wzruszyła jedynie ramionami i pozwoliła się zaprowadzić do środka.

___

NECCO: Ot, nic zwyczajnego, ale nie niedługo będzie seks! :)

7 komentarzy:

  1. Jakie entuzjastyczne oznajmienie na sam koniec XD Właśnie się zastanawiałam, kiedy coś zacznie się dziać, Jorgos wpadnie na Muriel i w ogóle XD Bo cichaczem kibicuję, że ten wieczór będzie do bani, a Diego wkroczy jako bohater i wyratuje damę w opresji XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to tak, żebyście nie myśleli, że jestem straszną nudziarą. Dobra, wiem, że jestem.
      Bo będzie, a sprawę spartoli sam Aberikos :) Diego jej nie uratuje, nie tym razem :)

      Usuń
    2. "Nie tym razem" oznacza, że mogę liczyć jeszcze na taką sytuację? :D
      Nie jesteś nudziarą, wypluj to :D

      Usuń
    3. No cóż, nie wiem, bo nie mam napisanych rozdziałów do przodu, ale może. Niczego nie obiecuję, więc lepiej będzie jeśli zbytnio się nie nastawisz:)

      Jestem, jestem. Taki mam charakter :)

      Usuń
  2. Ja myślę, że raczej, niczym rycerz na białym koniu, uratuje ją sam Jorgos XD bo Aberikos zacznie się robić zbyt natarczywy albo coś w tym stylu, a Jorgos wkroczy w odpowiedniej chwili i zagarnie ją dla siebie. Ale nie wiem, tak po prostu zdawałoby się odpowiednio w przypadku romansów^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, a co to? Jorgos nagle stanie się obrońcą cnoty? Nie no, co Ty. Nic z tych rzeczy. Nie Jorgos. Choć wizja bardzo kusząca, ale to byłaby już lekka przesada z jego strony. On jako rycerz? Eee:)

      Usuń
  3. Tjaaaa, seks, prędzej Stephena z...kolegą. :D Bo Muriel za duża cnotka, a jak to zrobi z Aberikosem to ją sklonuje, zabije klona, a oryginał zostawię dla Jorgosa żeby ją zabił albo najpierw przeleciał i zabił. :D Weź, na pewno przyjaciel wszystko powie mojemu napalonemu Jorgosowi...biedaczek, zabije go. :D Ich rozmowa, te doradzanie było świetne. Uwielbiam ich. <3

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Sakis Rouvas, Lea Michele.