Po
raz pierwszy wstała z poczuciem, że wcale nie jest tak źle, a
tylko dzięki wytrwałości może być jeszcze lepiej. Wyspana i
zadowolona pomaszerowała do łazienki. Po porannej toalecie ubrała
się w wygodne ubrania i zabrała Diego na spacer. Zapatrzona w ponury krajobraz
uzmysłowiła sobie, że w jej życiu nastąpiły zmiany. Zmiany na
lepsze.
Choć
pogoda w Leeds wcale nie nastrajała, to jednak Muriel z zadowoleniem
wyruszyła na zakupy. Pierwszą rzeczą na liście była oczywiście
sukienka. Jakoś nie specjalnie ciągnęło ją na tę randkę, ale w
końcu, nie mogła ciągle siedzieć w domu i zamykać się przed
każdym człowiekiem. Nie chciała być już sama, a teraz, gdy
rzuciła pracę poczuła, że powinna się zmienić. A pierwszym
korkiem do zmian miał być strój.
Bardzo
dokładnie zaplanowała każdą godzinę. O ósmej miała wyjść z
psem, a po powrocie od razu przebrać się w wygodne rzeczy i wyjść
na miasto w poszukiwaniu sukni. Nie była jednak pewna, jaką kreację
powinna poszukać. Krótka, czy długa? Bez pleców, czy może
zdecydowanie skromniejsza? Postanowiła jednak zdać się na
szczęśliwy traf. Kupi to, co jej się spodoba i będzie w miarę
przystępnej cenie. Nie miała zamiaru wykosztować się na ciuch,
który założy tylko raz. Po zakupach zaplanowała pójść do
cioci, która i tak nawet nie zauważy jej obecności.
Po
spacerze z Diego, nakarmiła go, a sama poszła się przebrać. Nie
miała wielkiej ochoty na wychodzenie, ale uznała, że choć raz w
życiu trochę sobie odpuści. Skoro ją zaprosił, to czemu miałaby
nie korzystać z takiej okazji? Przy okazji zobaczy jakieś
wyjątkowe miejsce i skosztuje smacznych potraw.
Każdy
sklep, jaki odwiedziła miła do zaoferowania mnóstwo sukienek, ale
każda z nich nie spodobała się na tyle, by mogła ją kupić. Nie
widziała w żadnej niczego wyjątkowego, choć były w przystępnych
cenach.
Po
dwóch godzinach miała dość. Łażenie bez celu przyprawiło ją o
bolące stopy i burczenie w brzuchu. Zasiadła w małej kawiarence
nieopodal centrum handlowego, skąd niedawno wyszła i zamówiła
ciastko oraz herbatę.
Musiała
się zastanowić nad sytuacją ciotki i tym, jak upchnąć ją w
jakiś ośrodku rehabilitacyjnym. Podejrzewała, że coś takiego nie
będzie tanie. Jednak zdrowie Melisandy było najważniejsze,
zwłaszcza, że to ona ponosiła część winy za to, co się stało.
I Jorgos. On był też winny. W końcu gdyby wtedy nie została w
firmie, i gdyby nie uparł się, że ją podwiezie... Wszystko
wyglądałoby inaczej i chyba nadal tkwiłaby w korporacji. Z drugiej
jednak strony nie musiała brać kredytu, po prostu byłaby w pewien
sposób wolna.
Dopiła
herbatę, zapłaciła i wyszła.
***
-
Idziemy z Robertem do restauracji. Idziesz z nami? - zapytał
Stephen, gdy wszedł do środka. Jego włoskie buty zastukały na
ciemnym parkiecie, a potem ucichły, gdy wszedł na dywan. Usiadł na
sofie i spojrzał znacząco na Jorgosa.
-
Muszę? - mruknął niechętnie.
-
Nie musisz, jeśli nie chcesz, ale taki wypad dobrze by ci zrobił.
-
Bo? - odparł i podał przyjacielowi szklaneczkę whiskey, sam miał
kawę, którą pił podczas tworzenia projektów nowego modelu
telefonu. Lubił pracować w domu, bo tu zawsze miał ciszę i
spokój. To wszystko, co czasami brakowało w Kasapi Corporation.
-
Bo stałeś się starym, śmierdzącym capem. Rusz tyłek ty zużyty
kapciu! - Jorgos przewrócił oczami jedynie na obelgi Stephena i
poskładał rysunki. Wstał od stolika i zaniósł na biurko. Wrócił
po chwili do przyjaciela i usiadł w fotelu.
-
Mam dużo pracy, Stevie, ale ty i Robert możecie iść i dobrze się
bawić. - Coraz częściej miał ochotę zostawać w domu, w pustym
domu.
Od
jakiegoś czasu wielokrotnie zastanawiał się, czy nie zaproponować
Isabelli wspólne mieszkanie. Może czułby się mniej samotny?
Potrząsnął głową i szybko wyrzucił z głowy te myśli. Jakby
kiedykolwiek mu to przeszkadzało.
-
Jasne – odburknął Stevie i upił łyk alkoholu. - Mocna –
powiedział i oblizał wargi. - A jak tam ten twój mały skowronek?
Jak jej było? Muntiel... Nie, Muriel, tak? Gdybym nie był gejem...
Słodki z niej rudzielec.
Jorgos,
który ostatnimi czasy zrobił się bardziej drażliwy wstał
gwałtownie i nie bacząc na wszystko huknął na przyjaciela:
-
No to zmień orientację i się z nią ożeń! - Przeczesał nerwowym
gestem bujną czarną czuprynę i spojrzał z ukosa na mężczyznę.
Jego przyjaciel albo oszalał, albo najwidoczniej obaj z Robertem
mają problemy.
-
Strasznie drażliwa z ciebie panienka. Masz za ciasne spodnie? -
Stephen, który znał Jorgosa niemal całe życie wiedział
doskonale, jak radzić sobie z gburowatym charakterem przyjaciela. Po
prostu ignorował jego wybuchy, które i tak potem powodował swoimi
żartami. Z nich dwojga, to Stevie był skłonny do szaleństw. Kiedy
Jorgos po raz kolejny obdarzył blondyna nieprzychylnym spojrzeniem,
Stephen parsknął śmiechem. - Nosi cię, co? A ona przecież cię
nienawidzi. Biedaku, marny twój los.
-
Proszę bardzo, możesz się śmiać, ale nie życzę ci takiej
sytuacji. Nawet nie masz pojęcia... ! Podnieciłem się, rozumiesz?
Przy niej, a ona tego nie widziała... To... Ja tego nie rozumiem.
Albo jest ślepa albo na świecie żyją
jeszcze smoki.
-
Albo jest młodą, zakompleksioną dziewczyną, przytłoczoną przez
twoje piękne sekretarki? Nie złość się i nie frustruj z powodu
tej dziewczyny. Zasłużyłeś sobie na jej pogardę i dobrze o tym
wiesz. Jeśli tak bardzo chcesz się z nią przespać to postaraj
wykrzesać z siebie romantyczną naturę. No wiesz, podrzucaj jej
prezenty, praw komplementy i inne takie pierdoły. Rób to, co robią
faceci w zalotach. Jak zauważy, że smalisz do niej cholewki to
inaczej na ciebie spojrzy. Może nawet się uśmiechnie. Nie bądź
nieśmiały – dodał jeszcze kpiąco. Co? Stephen radzi mu jak
zdobyć kobietę? Czyżby zbliżał się nieuchronny koniec świata?
-
Zaraz będziesz gryzł dywan – warknął.
-
O, włączył ci się tryb wojownika? Posłuchaj, jestem gejem i nie
raz służyłem ramieniem kobietom, które wypłakiwały cały swój
żal, w ogóle nie interesując się tym, że niszczą moją ulubioną
koszulę. Nie ważne. Chodzi mi o to, że aby zdobyć kobietę, która
cię nienawidzi trzeba po prostu ją zaskoczyć. I to w miły sposób.
Ale po co ja ci to mówię? Przecież ty to doskonale wiesz.
-
Gdyby to było takie proste... Uwierz mi, Muriel nie jest taka jak
inne kobiety i byle komplement czy prezent nie zrobi na niej
wrażenia. Wręcz przeciwnie. Perły czy kolia bardzo by ją
rozzłościły. Jest bardzo dumna.
-
Dziwisz jej się? Nie jest tak bogata i światowa, jak większość
znanych ci kobiet, więc dla niej taka kolia byłaby jedynie aktem
litości, a ludzie biedni mają więcej dumy niż pieniędzy w
portfelu – powiedział Stephen, jednocześnie przypatrując się
wirującemu trunkowi. Bursztynowa barwa nabrała głębi przy
sztucznym świetle.
-
Święta racja, a ona ma tej dumy w cholerę, bo gdyby przełożyć
to na forsę byłaby najbogatszą kobietą na świecie.
-
A ty najbogatszym mężczyzną.
-
Czy ty, do diabła, coś sugerujesz? - warknął Jorgos i sięgnął
po kawę. Gdy upił łyk skrzywił się tylko i wstał, aby nalać
sobie czegoś mocniejszego. Wychylił duszkiem whiskey i sięgnął
po raz kolejny po karafkę.
-
Tak. Zaproponuj jej małżeństwo! - wypalił Warwick i zerknął na
przyjaciela, który wcale nie wyglądał na zszokowanego czy
zaskoczonego tym pomysłem. - Myślałeś już o tym, prawda? To
byłby kontrakt handlowy: ty dasz jej pieniądze, a ona ciało, plus ocalisz fimrę?
-
Mniej więcej – westchnął i usiadł na fotelu. Odchylił do tyłu
głowę i nakrył oczy dłonią, starając się nie poddać ciepłu i
przyjemnemu mrowieniu.
-
Mniej czy więcej?
-
Więcej. Ale jak już mówiłem ona jest dumna, więc prędzej
wolałaby umrzeć z głodu niż skusić się na kilka upojnych nocy w
atłasowej pościeli.
-
No cóż – odchrząknął cicho Stevie i dyskretnie odwrócił
wzrok. - Myślę, że byłoby to więcej niż kilka. - Kasapi zerknął
na przyjaciela i wzruszył ramionami. Co miał mu odpowiedzieć?
Przecież miał rację. Obawiał się, że zbyt pragnął Muriel, aby
wystarczyło mu zaledwie parę gorących nocy
-
Sam widzisz, że niewiele mi potrzeba. Wystarczy rozmowa o niej...
Nie wiem, chyba ktoś skroił mi okrutny kawał. Inaczej tego nie
widzę.
-
No to zrób coś z tym! Nie możesz siedzieć jak ciołek na tyłku i
czekać na cud, bo ktoś ci ją ukradnie i co wtedy?
Ostatnie
słowa Stephena wprawiły Kasapiego we wściekłość. Zapewne tym
kiś będzie Aberkos. Ale prędzej zginie niż pozwoli mu tknąć
Muriel.
-
Aberkios przyjechał.
-
Wiem, spotkałem się z nim.
-
Naprawdę? - zagadnął przyjaźnie, choć miał ochotę potrząsnąć
przyjacielem. Nie zrobił tego jednak. Stłamsił w sobie wściekłość
i jedynie wydał ciche westchnienie pełne frustracji.
***
Kiedy
wychodziła ze szpitala, czuła się wyczerpana psychicznie. Jednak
myśl, że wieczorem założy sukienkę, którą kupiła za w miarę
przyzwoite pieniądze poprawiła jej humor, choć może sam fakt, że
szła na spotkanie z wrogiem Jorgosa niemal pozbawiła ją wszelkich
chęci. Musiała jednak przyznać sama przed sobą, że taki facet
jak Aberikos na pewno nie umówił się z nią tylko dlatego, że
chciał ją poznać. Zapewne chodziło mu tylko o jedno, ale ona na
pewno nie ma zamiaru robić czegoś wbrew sobie. Nie zmusi jej do
niczego.
Kiedy
wsiadała do samochodu, rozdzwonił się jej telefon.
-
Słucham?
-
Dzień dobry, Muriel. - W słuchawce odezwał się miły, łagodny
męski głos. - Czy dzisiejsza kolacja jest nadal aktualna?
-
Tak, oczywiście – odpowiedziała zaskoczona. Nie spodziewała się,
że Grek zadzwoni.
-
W takim razie, czy podałabyś mi adres, żebym mógł po ciebie
przyjechać?
-
Nie, to znaczy... Możesz mi podać adres restauracji? Przyjadę do
ciebie sama. Nie chcę cie niepotrzebnie fatygować.
-
Ale to żaden problem. Podasz mi ten adres? - Muriel westchnęła i
zrobiła to o co prosił. Prawdopodobnie będzie tego żałować, ale
z drugiej strony nie powinna się tym przejmować. Nie miała nic do
ukrycia i Aberikos powinien zdawać sobie sprawę, że nie wszyscy
żyją w luksusie.
W
jednym z butików dostrzegła na wystawie piękną niebieską
sukienkę. Gdy ją przymierzyła, od razu wiedziała, że jest dla
niej. Jej strój był nie tylko efektowny, ale bardzo kobiecy.
Rozkloszowany dół był uszyty z trzech warstw tiulu, góra została
usztywniona wszytymi fiszbinami i miseczkami. Dekolt miał kształt
serca. Pod biustem naszyto atłasowy pas z akrylowymi kamieniami. Do
tego zakupiła szpili w kolorze nude, jak powiedziała sprzedawczyni,
oraz taką samą torebkę. Całość miała wieńczyć biżuteria,
ale posiadała jedynie srebrny naszyjnik z serduszkiem.
Pierwsza
czynnością jaką była po wejściu do mieszkania, to wyprowadzenie
psa, bo wiedziała, że dziś wróci późno. Odbyła z nim szybki
spacer, a po powrocie zabrała się za zabiegi pielęgnacyjne,
których efekty miała zobaczyć o dziewiętnastej. Wzięła długi
prysznic, potem w szlafroku przeszła do pokoju i tam zorganizowała
własny gabinet kosmetyczny. Wyciągnęła wszystkie kosmetyki jakie
miała i zaczęła nakładać na siebie kolejne balsamy, kremy i
maseczki. Potem zdjęła ręcznik i zaczęła rozczesywać włosy,
które jak zwykle twardo stawiały opór szczotce i grzebieniowi. Po
pół godzinie udało się doprowadzić kołtuny do jako takiego
wyglądu. Przynajmniej nie sterczały na wszystkie strony.
Gdy
dochodziła odpowiednia pora, by Aberkios zawitał do jej drzwi, była
kłębkiem nerwów. Denerwowała się, bo nie wiedziała, co
mężczyzna powie na temat jej mieszkania. Miała nadzieję, że się
nie wystraszy lub nie powie, że się pomylił. Nie zależało jej na
tej znajomości, ale nie chciała znaleźć się w sytuacji, gdzie
ktoś przedłoży majątek nad człowieka.
Kręciła
się po kuchni, uważając, aby nie zabrudzić sukienki lub nie
podrzeć pończoch. Kiedy zadzwonił dzwonek, Diego, który leżał
obok Muriel poderwał się na równe nogi i z głośnym szczekaniem
dopadł do drzwi.
-
Do nogi! - powiedziała Muriel, lecz pies najwyraźniej nie chciał
jej posłuchać, bo natarł swym cielskiem na drzwi, dobitnie mówiąc
nieproszonemu gościowi, że on tu jest i pilnuje mieszkania.
Dziewczyna w końcu złapała psa za obrożę i starała się
odciągnąć go od drzwi. Ale było to trudne zadanie zważywszy na
to, że była w szpilkach, nowej sukience, a ta rzucająca się
bestia ważyła dobre pięćdziesiąt kilogramów. - Diego – warknęła w
końcu, mocniej pociągając za obroże. Pies zwrócił w końcu
swoją uwagę na nią i po chwili odsunął się od drzwi. - Masz
szlaban na smakołyki! - Podeszła do drzwi, nadal mierząc psa
karcącym wzrokiem i otworzyła je. W progu stanął uśmiechnięty
Aberikos. Zmierzyła go od góry do dołu, wzrokiem pełnym zachwytu.
Wyglądał zabójczo w szarym smokingu. A jego wygląd jeszcze
upiększał uroczy uśmiech.
-
Dobry wieczór. Jesteś piękna – odpowiedział, całkowicie
urzeczony Muriel. Dziewczyna zmieszała się, ale odstąpiła od
drzwi i przepuściła do środka Aberkosa.
-
Dziękuję. Ty... Do twarzy ci w tym smokingu. Jesteś bardzo elegancki – bąknęła skrępowana.
Nigdy nie prawiła mężczyznom komplementy, ale on... Nie sposób
było przemilczeć jego wygląd. Gdy de Cali wszedł do kuchni,
musiała przyznać sama przed sobą, że to pomieszczenie było
naprawdę bardzo malutkie, wręcz mikroskopijne. - Napijesz się
czegoś? - zapytała drżącym głosem.
Mężczyzna
odwrócił się do niej i przyjrzał się jej uważnie. Miała na
sobie jedynie trochę pudru, tusz do rzęs i skromnie pomalowane usta
karmelową szminką. Wyglądała bardzo ładnie, a jej uroda, choć
nie powalająca na kolana miała w sobie coś intrygującego, więc
skromy makijaż i niebieska sukienka jedynie podkreśliły jej
walory. Zwłaszcza piękny biust, który ładnie zaokrąglony
wychylał się ze stanika sukni. Zapatrzył się na jej dekolt, który
nęcił i kusił. Sprawę jeszcze pogarszały odkryte drobne ramiona
i plecy. Wciągnął ze świstem powietrze i podszedł do niej
jeszcze bliżej, ale musiał się natychmiast wycofać ponieważ tuż
za plecami dało się słyszeć tubalne warczenie. Odwrócił się w
tamtą stronę.
-
Ach, więc to ty tak szczekałeś. Czy to krzyżówka bernardyna z
kucykiem? - zapytał ze śmiechem, gdy wielkie psisko przysiadło
niedaleko i groźnym wzrokiem obserwowało każdy jego ruch.
-
Nie, raczej nie – odparła z wesołymi iskierkami w szmaragdowych
oczach. - Idziemy?
-
Tak, już za chwilę. Mam coś dla ciebie.
-
Dla mnie? - Przełknęła głośno ślinę. Nie chciała od niego
prezentów. Może jedynie kwiaty przyjęłaby z wdzięcznością, ale
nie widziała, aby coś trzymał w ręce.
-
Tak, dla ciebie. Nie byłem pewny, w co się ubierzesz, więc kupiłem
ci to. - Z kieszeni spodni wyjął małe puzderko, obszyte czerwonym
materiałem. Muriel zerknęła na niego. Było trochę za duże na
pierścionek, a na naszyjnik za małe.
-
Co to jest? - zapytała, sięgając drżącą dłonią po prezent.
-
Otwórz.
Muriel
otworzyła w końcu pudełeczko i jej oczom ukazała się bransoletka. Małe srebrne serduszka z mikroskopijnym diamencikiem, które połączono kółkami. Była piękna. Skromna, ale piękna. I pasowała do jej naszyjnika.
-
Nie mogę tego przyjąć. - Odsunęła od siebie dłoń Aberkiosa i
odeszła jeszcze parę kroków, jakby bała się, że stłucze ten
delikatny prezent. Mimo rozczarowania malującego się na jego twarzy
potrząsnęła głową i jeszcze raz powtórzyła, jakby chciała
przekonać samą siebie. - Naprawdę nie mogę.
-
Ale dlaczego?
-
Bo zepsuję. Zgubię albo ją przerwę. Szkoda by było.
-
Ale to tylko bransoletka. Kupie ci następną.
-
Aberikosie, nie mogę. Jest piękna, ale ja po prostu... - Chciała
mu powiedzieć, że nie zasłużyła na ten prezent i gdyby ją
założyła czułaby, że każdy kto na nią spojrzy uzna ją za
śmieszną, bo taki biedak jak ona nosi taką piękną i drogą
rzecz.
-
To może załóż ją tylko na dziś wieczór, co? Jeśli jej nie
chcesz to choć dziś ją przyjmij. Tylko na dzisiejszą kolacją –
gorąco prosił. Westchnęła ciężko i wzięła z białej
poduszeczki bransoletkę.
-
W takim razie pomóż mi ją zapiąć, dobrze? - Spełnił jej prośbę
i gdy to małe cudo wisiało na nadgarstku mężczyzna po prostu
przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował. Był to bardzo
krótki pocałunek, ale bardzo ją zaskoczył. Dlatego przez chwilę
w ogóle nie reagowała, a gdy Aberikos odsunął się od niej stała
przez kilka sekund oszołomiona.
-
Chodźmy już, bo się spóźnimy – mruknął w końcu głębokim
głosem. Muriel posłusznie poszłam za nim. Diego wstał i
odprowadził ją do drzwi, a gdy miała już je zamykać, de Cali
pochylił się i pogłaskał psa.
-
Obiecuję, że zwrócę ci ją przed północą.
Uśmiechnęła
się do Greka i założyła płaszcz, a szal, który kupiła do
sukienki zaplątała wokół szyi.
Taksówką
podjechali pod hotel. W czasie drogi Aberikos wyjaśnił jej, że po
ich spotkaniu od razu wyruszył na poszukiwanie dobrych restauracji.
W końcu znalazł hotel Quebecs i przejrzał w sieci opinie o tym
miejscu. Muriel była ciekawa tego miejsca. Słyszała o nim, ale nie
wiedziała, gdzie dokładnie się znajduję.
Kiedy
taksówka zatrzymała się przed budynkiem z czerwonej cegły i
strzelistą wieżą w zachodniej części budynku, wiedziała, że to
nie byle jaki hotel.
De
Cali wysiadł z taksówki i podał jej rękę. Gdyby nie on, zapewne
nie wygramoliłaby się z samochodu. Miała zdecydowanie za wysokie
szpilki i wiedziała, że był to jeden jedyny raz, kiedy je ubrała.
Zapakuje je w pudełko i sprzeda na jakiejś aukcji internetowej.
Wysiadła
w końcu z taksówki i gdy jej towarzysz płacił za kurs ona w tym
czasie dokonała poprawek przy sukni. Poprawiła również
rozpuszczone włosy, które jak zwykle musiały ułożyć się po
swojemu.
-
A kogóż to moje oczy widzą? - usłyszała tuż za plecami czyjś
głos. Odwróciła się gwałtownie z bijącym sercem i tuż przed
sobą dostrzegła niebieskie oczy, które skrzyły się wesoło. -
Dobry wieczór, Muriel.
-
Nie poznajesz mnie? - zapytał mężczyzna. Oczywiście, że go
rozpoznała. To Stephen, przyjaciel jej byłego szefa. W porównaniu
do tamtego lubiła Stephena, choć w ogóle go nie znała.
-
Poznaję, poznaję. Jestem tylko zaskoczona, że cię tu spotkałam.
-
Ja również. Przyszłaś sama? - zapytał i rozejrzał się z
ciekawością wokół.
-
Nie, przyszła ze mną – powiedział Aberikos i dla podkreślenia
tych słów przyciągnął ją do siebie. Muriel umknęła spojrzenie
w bok, gdy Stephen zmierzył ją dziwnie spokojnym wzrokiem.
-
Ach, rozumiem. W takim razie życzę wam udanego wieczoru –
powiedział, choć ton jego głosu nie był adekwatny do słów.
Stephen pożegnał się i ruszył w stronę hotelu. Muriel wzruszyła
jedynie ramionami i pozwoliła się zaprowadzić do środka.
___
NECCO: Ot, nic zwyczajnego, ale nie niedługo będzie seks! :)
Jakie entuzjastyczne oznajmienie na sam koniec XD Właśnie się zastanawiałam, kiedy coś zacznie się dziać, Jorgos wpadnie na Muriel i w ogóle XD Bo cichaczem kibicuję, że ten wieczór będzie do bani, a Diego wkroczy jako bohater i wyratuje damę w opresji XD
OdpowiedzUsuńA to tak, żebyście nie myśleli, że jestem straszną nudziarą. Dobra, wiem, że jestem.
UsuńBo będzie, a sprawę spartoli sam Aberikos :) Diego jej nie uratuje, nie tym razem :)
"Nie tym razem" oznacza, że mogę liczyć jeszcze na taką sytuację? :D
UsuńNie jesteś nudziarą, wypluj to :D
No cóż, nie wiem, bo nie mam napisanych rozdziałów do przodu, ale może. Niczego nie obiecuję, więc lepiej będzie jeśli zbytnio się nie nastawisz:)
UsuńJestem, jestem. Taki mam charakter :)
Ja myślę, że raczej, niczym rycerz na białym koniu, uratuje ją sam Jorgos XD bo Aberikos zacznie się robić zbyt natarczywy albo coś w tym stylu, a Jorgos wkroczy w odpowiedniej chwili i zagarnie ją dla siebie. Ale nie wiem, tak po prostu zdawałoby się odpowiednio w przypadku romansów^^
OdpowiedzUsuńHahaha, a co to? Jorgos nagle stanie się obrońcą cnoty? Nie no, co Ty. Nic z tych rzeczy. Nie Jorgos. Choć wizja bardzo kusząca, ale to byłaby już lekka przesada z jego strony. On jako rycerz? Eee:)
UsuńTjaaaa, seks, prędzej Stephena z...kolegą. :D Bo Muriel za duża cnotka, a jak to zrobi z Aberikosem to ją sklonuje, zabije klona, a oryginał zostawię dla Jorgosa żeby ją zabił albo najpierw przeleciał i zabił. :D Weź, na pewno przyjaciel wszystko powie mojemu napalonemu Jorgosowi...biedaczek, zabije go. :D Ich rozmowa, te doradzanie było świetne. Uwielbiam ich. <3
OdpowiedzUsuń