NECCO: No i mamy nowy rozdział. Kurde, lubię go. Naprawdę go lubię. A tak w ogóle to chyba 26 lipca będzie rok tego bloga, więc z okazji tego wielkiego święta mam dla Was pytanie: bonus ze Stephenem, ojcem Jorgosa czy może jakiś związany właśnie z Jorgosem i Muriel, choć na nich nie mam pomysłu, ale na pewno napisałabym ich historię trochę inną. A może z Tracy?
Po prawej stronie macie link do sondy, głosujcie, bo jest ona do piętnastego lipca.
Po prawej stronie macie link do sondy, głosujcie, bo jest ona do piętnastego lipca.
Nim
Robert zaparkował w miarę normalnie, Jorgos już podszedł do nich.
Stephen jednak doskonale znał przyjaciela, więc nie dał się
zwieść jego opanowanej minie i oszczędnych ruchach. Wiedział, że
wszystko w nim buzowało, wrzało i wyrywało się, aby porwać
Muriel w ramiona. Uśmiechnął się, gdy Robert pomógł mu
wyciągnąć pijaną w sztok dziewczynę z samochodu. Jorgos stał
spokojnie z boku, choć niewątpliwie to on chciał zrobić wszystko
sam. Musiał jednak poczekać cierpliwie z boku, aby nie wydać się
nazbyt gorliwym.
-
Uspokój się Jorgosie, zaraz ci ją dam – powiedział Stephen i
wyprostował się, a Muriel zawisła przy jego boku bezwładnie.
-
O co ci chodzi? - zapytał, mierząc go groźnym spojrzeniem.
-
Wiem, że aż palisz się do tego, by ją wziąć w ramiona, ale on
teraz jest pijana, więc nie będziesz miał z niej pożytku –
szepnął do przyjaciela. W odpowiedzi mężczyźni usłyszeli cichy
pomruk, wydobywający się z gardła Muriel.
-
Jak to się stało, że trafiła w wasze ręce? - zapytał, gdy w
końcu udało im się jako tako doprowadzić do porządku ubranie
dziewczyny. Potem Stephen z wielką przyjemnością i ciekawością
obserwował, jak Jorgos bierze ją na ręce i spogląda na bladą
twarz dziewczyny. Naprawdę spodziewał się innej reakcji, jakiegoś
szoku, niedowierzania, a nie czułości, która rozświetliła jego
oczy i wygładziła ostre rysy. Dawno go takim nie widział, bo Sybill
zrobiła z niego bezuczuciowego mężczyznę, dla którego ważna
była firma, a wszelkie uczucia tłamsił w sobie, jakby były czymś złym. Dawniej był inny, bo
żyły w nim dwie natury: namiętnego i romantycznego Włocha, a
także radosnego i głośnego Greka. Kobiety dostrzegały w nim nie
tylko pieniądze, ale również dobroć, a potem wszystko to obumarło
w nim, zostawiając jedynie nieprzenikniony pancerz.
Były
momenty, iż żałował, że nie udusił tej cholernej dziwki, gdy
rozmawiał z nią po tym, jak odrzuciła jego przyjaciela i zdeptała
jego serce. Wciąż miał nadzieję, że wróci dawny Jorgos, który
głośno się śmiał i akceptował ludzi takich jakimi są. Obecny
nie tolerował osób, które poddawały się słabostkom, a już na
pewno nienawidził tych, którzy kłamali. On sam był prawdomówny,
szczery do bólu i tego samego wymagał od innych.
Jednak
od czasu pojawienia się Muriel, gdzieś poprzez ten mrok, który
spowił jego przyjaciela, przedzierały się jakby jasne smugi
młodego chłopaka, który potrafił kochać.
Bał
się tylko jednego, że cała ta historia skończy się dla jego
przyjaciela i Muriel katastrofą. Bał się, że Jorgos się zakocha,
a potem okaże się, że to nie to. Cios zadany przez Sybill zniósł
mężnie, ale czy tak samo byłoby teraz? Wielokrotnie widział go w
sytuacjach, w których każdy przeciętny facet załamałby się i
płakał jak dziecko, on jednak trwał z podniesioną głową, niczym
dumny wojownik i wystawiał się na ciosy.
Głupia,
parszywa suka, pomyślał o zmarłej żonie Jorgosa. Ośmieliła się
zdechnąć w jakiejś cuchnącej norze, nim on zdołał ją dorwać i
po prostu ukręcić jej ten czarny łeb.
-
Stephnie? Wszystko w porządku? - tuż obok usłyszał nieco
przestraszony głos Roberta, który najwidoczniej zaniepokoił się
jego miną. Odwrócił się do niego i uśmiechnął łagodnie. Wiele
osób krzywiło się na samo słowo „gej”, jakby było czymś
zakazanym, okropnym i niegodziwym. Jakby to, że kochało się kogoś
tej samej płci było wybrykiem natury, deformacją, czy jak wielu
uważało, chorobą. A to była miłość, która nie pyta o wiek,
wygląd, majątek czy płeć. Ona przychodzi. Czasem cicho,
nieśmiało, jak mała dziewczynka, która chce wtrącić swoje
zdanie, ale boi się krzywych spojrzeń czy ostrej odprawy lub
gwałtownie, niemal napastliwie jak mały rozbrykany chłopiec. Jego
spotkało to pierwsze, wszystko toczyło się powoli i obecnie Robert
był jego podporą i ostoją, w końcu znalazł kogoś, kto troszczył
się o niego. Tak jak teraz, Bobbie stał milczący i czekał aż
powie, co się dzieje. Nie narzucał swej woli czy pomocy, po prostu
czekał, aż wszystko sam wyjaśni.
-
Powiem ci później, teraz pomóżmy Jorgosowi, bo coś mi się
zdaję, że ten jego króliczek uniemożliwia mu wejście do windy.
Jorgos
stał przed drzwiami i nie miał możliwości naciśnięcia
odpowiedniego guzika. Stevie i Bobbie ruszyli na pomoc przyjacielowi,
który nie wiedząc o tym odwrócił się gwałtownie do nich i
warknął wściekle:
-
Może moglibyście mi łaskawie pomóc, do cholery?! - Stephen
uśmiechnął się spokojnie i podszedł do przyjaciela. Nacisnął
odpowiedni guzik i drzwi windy rozsunęły się. - Kto, powiedzcie
mi, kto był na tyle bezmyślny i ją upił? Który z was był tak
głupi?
-
Wcale jej nie upiliśmy, sama to zrobiła – powiedział Robert
obronnym tonem, instynktownie odsuwając się od Kasapiego, który
zmierzył go nienawistnym spojrzeniem.
-
A kto ją zabrał do baru? - zapytał i spojrzał na śpiącą
Muriel.
-
Ja – przyznał się w końcu Bobbie i spuścił zmieszany wzrok. -
Chciałem, żeby na chwilę zapomniała o tym, jak potraktował ją
Aberikos. Nale... - urwał, gdy ręka Stephena wystrzeliła w stronę
jego głowy.
-
A to za co? - zapytał, pocierając potylicę. Stephen westchnął
jedynie zrezygnowany, całkowicie rozbrojony gadulstwem partnera.
-
Trzymaj jęzor za zębami! - warknął i odwrócił się do Jorgosa,
który uniósł pytająco brwi.
-
Mam rozumieć, że Muriel spotkała się z tą gnidą i on coś jej
zrobił? Widzieliście to? - zapytał spokojnie. Stevie westchnął.
Czasami miał ochotę udusić tego paplę. Czy on zawsze musiał coś
wygadać? Niezależnie czy to dotyczyło ich samych, czy kogoś
obcego?
-
Obiecałem jej, że nic ci nie powiem. Obiecałem.
-
Czy ty zawsze musisz być tak cholernie uczciwy? Spieprzaj –
odburknął. Zżerała go czysta ciekawość, co też się stało,
ale Jorgos zdawał sobie sprawę, że nawet końmi nie wyciągnąłby
z niego prawdę, bo choć Stephen był jego wiernym przyjacielem i
zawsze trwał przy jego boku, mimo to potrafił być też szczery i
uczciwy. Jeśli komuś coś obiecał, to dotrzymywał słowa.
Warwick
roześmiał się głośno, zbyt głośno, gdyż to obudziło Muriel.
Dziewczyna powiodła nieprzytomnym wzrokiem po windzie, aż w końcu
uniosła zielone oczy na twarz mężczyzny, który ją trzymał.
Nawet zamroczona alkoholem nie potrafiła ukryć niechęci wobec
byłego szefa.
-
To ty – wybełkotała.
-
To ja – odpowiedział i spojrzał jej głęboko w oczy.
Co
miała takiego w sobie, że przyciągała go do siebie? Co w niej
było takiego, że pomimo jej dziecinności i tej naiwności
wielokrotnie marzył o tym, by w końcu wziąć ją w ramiona? To
była niezaprzeczalna siła, przyciągała ich oboje. Bo choć Muriel
opierała się, gardziła nim i często wytykała jaki jest
arogancki, zuchwały i podły, to wiedział, że jego nawet
najlżejszy dotyk wprawiał ją w drżenie. Boże, kiedy w końcu
pokona jej ośli upór i zdoła przekonać ją do siebie? Chyba
nigdy, podpowiedział mu jakiś głos w głowie. Stłumił go jednak
i jeszcze raz popatrzył na nią. Tym razem miała zamknięte oczy.
Szkoda, uwielbiał je, miały taki przejrzysty kolor, czysty niczym
pewne jezioro w Dolinie Aosty, które było dzikie i niezbadane, a
jego wody mieniły się szmaragdem, jakby całe było wypełnione
drogocennymi kamieniami. Muriel była podobna. Nikt jeszcze nie
zbadał tego, co drzemie na jej dnie, żaden mężczyzna nie ujrzał
jej prawdziwy natury, co czyniło ją intrygującą.
Choć
wielokrotnie drwił z niej i wyśmiewał niewinność, to jednak w
pewien sposób szanował ją za to, że pieniądze nie stanowiły dla
niej tak wysokiej wartości.
Była szczera i słodka, a jednocześnie tak poważna i dojrzała.
Wielokrotnie zachowywała się dziecinnie i stawiała pozorny opór,
bo czuł jak pod jej gładką i miękką skórą pulsującą krew.
Zadrżał, gdy wyobraził sobie, jak bada każdy centymetr jej
pięknego, nagiego ciała, jak całuje każdy skrawek wrażliwej
piersi, jak lokuje się między jej zgrabnymi udami i zagłębia się
w jej wrażliwe wnętrze.
-
Jorgos... - W jego myśli wdarł się cichy głos Stephena. Spojrzał
na niego rozgorączkowany i odchrząknął. Pożądanie znów
odebrało mu poczucie rzeczywistości. Policzył do dziesięciu, a
gdy to nie pomogło, zaczął nucić w głowie angielski hymn. W
końcu przeszło, przynajmniej na razie, bo wiedział, że czeka go
jeszcze wiele chwil wypełnionych wizjami podobnymi do tej, która
przed chwilą nawiedziła jego umysł. O Boże, ale się wpakował.
Naprawdę musiał nagrzeszyć tak bardzo, iż ktoś zesłał na niego
taką karę. Jak, u diabła, miał się opanować, gdy ten słodki
ciężar, który trzymał na rękach miał taki na niego wpływ?
-
Jorgos – znów usłyszał cichy, lecz stanowczy głos przyjaciela.
Spojrzał na niego półprzytomnie. O Boże, co się z nim działo?!
Potrząsnął głową i wszystkie myśli uleciały z niej.
Dopiero
po chwili uzmysłowił sobie, że znaleźli się w apartamencie
Stephena i Roberta.
-
Gdzie ją mam położyć? - zapytał rozejrzał się po salonie.
Bordowa sofa stała na wprost balkonowego okna, tuż obok niej
mężczyźni ustawili dwa fotele, a pomiędzy nimi mały szklany
stolik. Wszystko było w kolorach głębokiej czerwieni i czarni,
podobnie było z kuchnią.
-
Na pewno nie w salonie, chodź. - Warwick machnął ręką i
zaprowadził przyjaciela do pokoju znajdującego się na końcu
małego korytarzyka, który biegł wzdłuż kuchni. Otworzył drzwi
ich oczom ukazała się duża sypialnia. Stevie zapalił światło.
Cały pokój pomalowany był na beżowo, meble miały odcień
gorzkiej czekolady. Wszystko tu było przytulne, urządzone z
prostotą. Jorgos położył Muriel na łóżku i wyprostował się
szybko. Z góry miał idealny widok na dziewczynę, która
przewróciła się na bok i westchnęła cicho. We śnie przypominała
mu zbłąkanego anioła, a nie małą, rudą diablicę, która nie
dość, że była wybuchowa, to jeszcze miała słabą głowę i
upiła się tak bardzo, iż prawdopodobnie był to jej ostatni taki
wybryk.
-
Napijesz się czegoś mocniejszego? Przypuszczam, że zostaniesz u
nas na noc.
-
Chyba tak. Stephenie – odezwał się po chwili. Przyjaciel spojrzał
na niego wyczekująco.
-
Tak?
-
Powiedz mi szczerze, czy Muriel byłaby dobrą żoną? - zapytał po
dłuższej chwili milczenia. Stephen podszedł do niego i nawet nie
krył zdziwienia.
-
Oczywiście, że tak, chyba sam tak myślisz? - W odpowiedzi Jorgos
kiwnął głową. - Jorgosie, czy ty chcesz mi powiedzieć, że już
znalazłeś idealną kandydatkę na panią Kasapi?
-
Muriel nie jest idealna – zaprzeczył, jednocześnie świadomie
ignorując istotę pytania.
-
No pewnie, że nie, ale nikt nie jest. Ty też nie. Masz bardzo dużo
wad, więcej niż możesz przypuszczać, ale to nie oznacza, że
jesteś zły. Tak samo jest z Muriel. Ona jest po prostu zagubiona i
bardzo wrażliwa.
-
Nie rozumiem tylko jednego – zaczął, a potem odchrząknął. -
Dlaczego, zachowuje się w ten sposób? Jest naiwna, czasem dziecinna
i pomimo tego, co jej się przytrafiło ciągle czeka na miłość,
jakby ona rzeczywiście istniała.
-
Jorosie, stary przyjacielu, nie każdy jest tak zgorzkniały jak ty.
Ja też wierzę w miłość. Nazwiesz mnie dziecinnym? Albo za starym
na to uczucie? Przecież wiesz, musisz to wiedzieć, że tak czy siak
kiedyś się zakochasz i co? Specjalnie pozbawisz się szczęścia,
bo wyda ci się to infantylne? Nie ważne, czy masz dwadzieścia lat
czy czterdzieści... Miłość nie wybiera i prędzej czy później i
tak przychodzi, a to, że ty w nią nie wierzysz nie oznacza, że ona
nie istnieje. To tylko dowód na to, że jeszcze nie nie spotkałeś
nikogo, komu oddałbyś swe serce.
-
I tak jest zawsze, coś zaczynam, a ty jak zwykle kończysz wykładem
na temat miłości i tego, że jestem zgorzkniały. Nie ważne,
zapomnij – machnął ręką i wyszedł z pokoju.
Stephen
uśmiechnął się pod nosem.
-
Coś mi się zdaję, że szykuje się wesele – mruknął do siebie,
a potem spojrzał na pijaną Muriel. - Mam nadzieję, że nie
okażesz się taka jak Sybill. On cię potrzebuje.
Kiedy
do kuchni wszedł Stephen, Jorgos posłał mu pełne irytacji
spojrzenie. Jeszcze trzymało go po tym wykładzie o miłości. Nadal
nie mógł zrozumieć, dlaczego jego przyjaciel uwziął się na to,
że jeszcze się kiedyś zakocha. Wielokrotnie mu to powtarzał. On
sam nie chciał tego uczucia i niczego takiego nie planował, choć
było to niedorzeczne.
-
Na co macie ochotę? - zapytał Robert. To on zawsze coś pichcił. Z
wykształcenia był kucharzem, ale tym parał się jedynie po pracy.
Jego faktycznym zajęciem była dekoracja wnętrz. W tej chwili
prowadził dwa biura, które dekorowały mieszkania i domy wielu
ludzi. Gotowanie i pieczenie było pasją, z którą dzielił się ze
znajomymi i przyjaciółmi, ale to właśnie dekorowanie domów i
mieszkań było jego pracą.
-
Ja napiję się tylko kawy, bo już późno – powiedział Stevie i
zwrócił się do Jorgosa: - Zostań z nami na noc, prześpij się w
salonie, a rano pomożesz dostać się jej do mieszkania.
-
I myślisz, że przyjmie to z wdzięcznością?
-
Nie rozumiem, dlaczego w ogóle o to pytasz? Chyba sam doskonale
zdajesz sobie sprawę z tego, że nie byłeś dla niej miły, prawda?
- Spojrzenie Stephena było karcące. Przez chwilę poczuł się tak,
jakby pociągnął za włosy koleżankę z ławki i teraz dostawał
ochrzan od nauczyciela.
-
Tak, przyznaję, zachowywałem się wobec niej jak ostatni wieśniak,
ale ona jest taka, że... Sam nie wiem. Nie rozumiem jej, a
jednocześnie odczuwam absurdalną potrzebę chronienia jej, chcę
dać jej poczucie bezpieczeństwa i stabilną sytuację finansową.
To chore – odparł, nie zważając na zdumione spojrzenie Roberta i
zaintrygowane przyjaciela. Sam nie wiedział, dlaczego wyznał im coś
takiego. Chyba tylko po to, by pozbyć się tej myśli, żeby
przestała go już dręczyć, jak mały kamyk w bucie.
-
To normalne. Pociąga cię i na to nie masz wpływu. Może odrobinę,
ale nie na tyle, aby przestań o niej ciągle myśleć. Sam wiesz
doskonale, że pożądanie robi z faceta bezmózgie yeti. Wtedy myśli
rozporkiem, a nie głową.
-
Naprawdę? A czy ty kiedyś myślałeś w ten sposób? - zapytał
zjadliwie Robert i szturchnął partnera.
-
Zdarzyło mi się parę razy.
-
Ach tak, a jak to było ze mną?
-
Robercie, to nie czas i miejsce na takie rozmowy. Trzeba jakoś pomóc
Jorgosowi – uciął dyskusję, ale zdawał sobie sprawę, że nie
ominie go poważna rozmowa.
-
Dobrze, ale wiedz, że nie odpuszczę.
-
Doskonale zdaję sobie z tego sprawę – uśmiechnął się kwaśno,
a potem po raz kolejny zwrócił się do Kasapiego. - Co zrobisz?
-
Nie wiem – zruszył ramionami. Wiedział o co pyta go Warwick. Co
zrobi z Muriel i testamentem. Właściwie to chciałby poślubić
Muriel, bo wtedy mógłby ją poskromić, ale z drugiej strony nie
mógł siłą ją zmusić do wypowiedzenia „tak” przed Bogiem. To
musiała być dobra wola, tylko jej tego akurat brakowało. Była
zbyt zatrzetrzewiona i uparta, ale on przełamie jej upór i pokaże,
że z nim nie wygra.
-
Idź, połóż się obok niej, a potem wmów jej, że spaliście ze
sobą i może być w ciąży, bo się nie zabezpieczyłeś –
podsunął Robert, zupełnie nie świadomy wagi słów. Stevie
wydobył z siebie dziwnie chrapliwy odgłos, a Jorgos zmroził go
spojrzeniem.
-
Żadnych ciąż! - warknął i odwrócił się do przyjaciela.
-
Jezu, no dobra, to tylko pomysł był. Co się tak rzucasz jak wsza
na łańcuchu?
-
Dobra, nie ważne.
Cała
trójka siedziała w kuchni i debatowała do pierwszej. Potem Robert
przygotował sofę w salonie dla Kaspiego, a sam udał się do
sypialni.
-
Tylko, ostrzegam, nie chcę słyszeć żadnych dzikich wrzasków,
jasne? Moja tolerancja ma swoje granice, a wasze sprawy łóżkowe są
tymi, o których nie chce wiedzieć i słyszeć! - powiedział
Jorgos, gdy Robert już kierował się w stronę pokoju. Chłopak
podniósł rękę w geście, że zrozumiał i z nikłym uśmiechem na
ustach zniknął w ciemnym korytarzu.
Gdy
wszystko już ucichło, Jorgos wyciągnął się na łóżku i
spojrzał w ciemny sufit.
Sprawa
z Muriel była ciężka. Zdawał sobie jednak sprawę, że to była
jego wina, bo naprawdę mógł inaczej to rozegrać, ale nie mógł
zapanować nad tym zachowaniem. No cóż, pomyślał, mam jeszcze
trochę czasu, żeby ją udobruchać. Może w końcu uda mu się to
zrobić, a jak nie, to będzie walczył. Jeśli będzie miał
odpowiednią ilość czasu, bo dziadek w dość irytujący sposób
przypomina mu, że czas ucieka, on może niedługo umrzeć, a jego
narzeczonej nadal nie widział. Rodzina również wydzwaniała do
niego i pytała, czy ma już kogoś. Szczególnie Larysa była w tych
poczynaniach dość czynną uczestniczką. Koniecznie chciała już
poznać kobietę, którą prawdopodobnie poślubi. A on nie wiedział,
czy Anistos i reszta zaakceptują Muriel, o ile ona oczywiście w
końcu mu ulegnie.
Czuł
się przytłoczony i osaczony przez rodzinę. Presja jaką na niego
wywierali sprawiała, że coraz bardziej nienawidził myśli o
ewentualnym mariażu. Brzydził się samą myślą o tym, że miałby
stanąć przed ołtarzem i udając wszelkie możliwe emocje
powiedzieć słowo, które na długi czas przypieczętuje jego los.
Nie chciał tego, ostatnie jego małżeństwo skończyło się
katastrofą i wiedział, że kolejne będzie podobne, ale na jego
nieszczęście był honorowy, więc myśl o późniejszym rozwodzie
nie wchodziła w grę.
Czemu
akurat jego spotyka coś takiego? Dlaczego to on ma teraz wybierać
pomiędzy wolnością, ale bez firmy lub firmą, ale bez możliwości
oddychania? Jak Anistos w ogóle mógł coś takiego zażądać?
Przecież dobrze go znał, więc dlaczego nagle ubzdurał sobie, że
już umiera? Przecież ten stary drań będzie jeszcze żył wiele
lat.
Gdzieś
w mieszkaniu rozległ się cichy stuk. Uniósł się na łokciu i
nasłuchiwał. Coś stuknęło jeszcze raz.
-
Mam nadzieję, że to nie oni, bo chyba ich zabiję – mruknął,
mając na myśli Stephena i Roberta.
Odrzucił
koc ruszył w kierunku ich pokoju, mając zamiar brutalnie przerwać
im cokolwiek robili. Jednak zmienił swój kierunek podróży, gdy
usłyszał dziwne dźwięki dochodzące z pokoju Muriel. Wszedł tam
i zamarł, gdy ją dostrzegł. Na wpół leżała, na wpół
klęczała. Jęknęła głucho i coś wymamrotała, ale nie zrozumiał
co, bo twarz schowaną miała w poduszkę. Sukienka podwinęła się do góry pokazując skromną, ale za to ładną bieliznę.
Podszedł
do niej i kucnął. Odgarnął miękkie fale i ujrzał jej bladą
twarz.
-
Naprawdę ich zatłukę! - warknął i nie wahając się ani chwili
powoli podniósł ją do góry, aż stanęła w miarę prosto.
-
Muszę do łazienki – powiedziała i zatkała usta dłonią. Nie
dziwił jej się wcale, był jednak zły na nią, że doprowadziła
się do takiego stanu, ale zapewne chciała się rozerwać po tym,
jak Aberkios... No właśnie, zastanawiało go to, co on też takiego
zrobił. Tę sprawę jednak chciał rozwiązać później, teraz
musiał zająć się Muriel, która zaraz zwymiotuje mu na nogi. Zbyt
duża ilość alkoholu i różne jego rodzaje wywołały w jej
nieprzyzwyczajonym do takich wyskoków żołądku prawdziwą
rewolucję. - Łazienka! - krzyknęła histerycznie i ruszyła do
przodu. Jorgos podtrzymał ją za ramię i wyprowadził z pokoju.
Kiedy
Muriel znalazła się przy muszli klozetowej, objęła ją ramionami
i zaczęła wymiotować. Kasapi usadowił się tuż obok i
przytrzymywał jej włosy jedną ręką, a drugą gładził ją po
plecach. Wiedział, że co najmniej jeszcze przez trzy godziny będą
męczyły ją torsje, ale nie mógł nic na to poradzić.
Przynajmniej jednak Muriel będzie miała nauczkę na przyszłość,
aby nie pić tak dużo i nie mieszać trunków.
-
Rzyga jak kot – skwitował Robert, który wraz ze Stephenem weszli
do łazienki, gdy usłyszeli hałas.
-
To twoja wina i jeśli będziesz na tyle roztropny to nie podejdziesz
do mnie, bo inaczej wybije ci zęby. Przez ciebie Muriel cierpi.
-
Myślałby kto, że ona cię obchodzi.
-
Masz jakiś problem, Robercie? - Chłopak skapitulował słysząc
ostrzegawczą nutę w głosie mężczyzny. Nie znał Jorosa tak
dobrze, jak Stephen, ale to nie oznaczało, że był ignorantem.
Wiedział doskonale, kiedy przestać.
-
Pójdę po wodę. Chodź Robercie – odezwał się Stephen i złapał
partnera za rękę.
Mężczyźni
wyszli, a Jorgos przysunął się do dziewczyny, która nieświadoma
tego, co wokół się niej dzieje, wtuliła się w jego ramiona. Odchyliła głową do tyłu i z przymkniętymi
powiekami oddychała ciężko, starając się jak najmniej poruszać
brzuchem. Jednak nie dane jej było długo posiedzieć w tej pozycji,
gdyż znów dopadły ją torsje.
-
Biedna, piccola mia – szepnął
jej wprost do ucha i pogładził ją po plecach. Zadrżała i
spojrzała na niego ukradkiem, ale nie wiedział, co też pojawiło
się w jej oczach. Miał jednak nadzieję, że była to wdzięczność.
W
końcu opadła na posadzkę i oparła czoło o muszę klozetową,
łapiąc gwałtownie powietrze.
-
Dlaczego to robisz? - padło pytanie zadane wyjątkowo trzeźwym
tonem.
-
Bo chcę? - odpowiedział i wstał. - Zaraz wracam, idę po wodę. -
Wyszedł, a Muriel została sama, starając przypomnieć sobie, jak
tu się znalazła.
Jeszcze nie zdążyłam otworzyć strony, a już miałam w głowie: "TAK SZYBKO?" XD W następnym momencie dostałam zawału, widząc nowy szablon XD
OdpowiedzUsuńSTEPHEN, KRETYNIE. Necco, wywołujesz u mnie takie niesamowite napady wesołości, że to nie do wiary XD Jorgos coś litościwy jest dla spitej kobiety. Ale to wszyyyystko wina Roberta i Steviego :D
"ladatwicy" - zdefiniuj mi to słowo :D
"Policzył do dziesięciu, a gdy to nie pomogło, zaczął śpiewać angielski hymn" - Że w tej windzie? Przy Robercie, Stephanie i Muriel? Hahahahahahahaha :D
Wkurzają mnie, jak zwracają się do siebie tak oficjalnie, pełnymi imionami i w ogóle. To dziwne XD
Ale Jorgos JUŻ się zakochał. Tylko nie chce się do tego przyznać, bo gra w romansie i inaczej być po prostu by nie mogło :(
Ostatni wieśniak <3
Oni są bardzo wylewni. :o
Błagam, tylko nam odpuść poważną rozmowę Steviego i Roberta. Bardzo proszę :D
Wsza na łańcuchu? Necco, Ty musisz mieć nieziemsko dobry humor, że piszesz takie rzeczy, nieziemsko! :D Im dalej czytam, tym bardziej upewniam się w tym przekonaniu :D
Ale przecież to Stephen i Robert poszli po wodę. Jorgos się obawia, że przyniosą koktajl truskawkowy, czy co?
Nie wolno przerywać w takich momentach XD Co do sondy, osobiście chciałabym dłuższy rozdział, ale jednocześnie nie na zasadzie lania wody. XD
No bo się zainspirowałam i szybko poszło. Szablon ( teraz już inny) też mi w tym pomógł.
UsuńEch, nie wiem, jak mam to odczytać, Mam nadzieję, że piszesz to w sensie pozytywnym, a nie negatywnym? :)
Kurde, bo na początku myślałam o latawicy, a potem zmieniłam na ladacznicę i chyba coś nie spiknęło, ale poprawiłam na coś innego.
No dobra, wiem, że nie siedzicie w mojej głowie i nie wiecie, że chodziło mi o nucenie w głowie :)
Oficjalnie, gdy są poważnie i mają do siebie jakieś "ale". Czepiasz się.
Nie, Jorgos, się nie zakochał. Jeszcze nie.
No bo tacy będą, czasami aż do przesady. Mam nadzieję, że będzie to na plus? :)
Ale dlaczego mam oszczędzić? Aż tak nie lubisz gejów?
Akurat wtedy, gdy to pisałam miałam parszywy humor. I ogólnie twierdzę, że mam kijowe poczucie humoru. Nikt nie rozumie moich żartów.
Nie, sok bananowy zaprawiony bimbrem:)
Jeśli zagłosujecie na dłuższy rozdział to będzie dłuższy. I nie będzie to zasadzie lania wody, bo to będzie dwa rozdziały w jednym:)
Oh, no to się nieźle porobiło... Pijana Muriel będzie miała niezłego kaca. A Jorgos? Taki czuły i troskliwy, gdy ma do czynienia z dziewczyną. I mając na uwadze wielokrotnie aroganckie zachowanie Jorgosa wobec Muriel, choć ona też nie była lepsza, to uważam, że mimo wszystko docinki Roberta nie były na miejscu. Jeśli miałabym wybierać jakiś fragment odcinka, to najbardziej podobał mi się moment pomiędzy Muriel i Jorgosem, gdy byli sami w pokoju a następnie w łazience. Nie spodziewałam się też, że pytanie które padło z jej ust zadała takim normalnym tonem, przynajmniej ja tak to odebrałam. No i trochę szkoda, że przerwałaś w takim momencie... Miło się czytało o tym, jak ją przytula :)
OdpowiedzUsuńA masz może jakieś wyobrażenie Roberta? Dotychczas nie było go praktycznie wcale z tego co pamiętam, więc nie jestem w stanie sobie go wyobrazić.
No i wciąż jestem ciekawa, ile jeszcze planujesz odcinków?
Czekam na następny i Pozdrawiam :)
Tak, będzie miała :)
UsuńZnaczy w czym nie była lepsza? Ona tylko się broniła i tyle. Nie mogła pozostać bierną na jego zachowanie.
Robert taki jest, lubi po prostu być wylewny i szczery, a to że nie były na miejscu to on się tym nie przejmuje:)
To znaczy, w jakim sensie? Pod względem wyglądu? Bo jeśli o to chodzi, to wystarczy zajrzeć do zakładki Bohaterowie.
Planuję jeszcze 10, ale może wyjść różnie :)
No bo teraz chyba zaktualizowałaś trochę, ale zdaje się że wcześniej go tam nie było. Z Muriel chodziło mi o to, że jak Jorgos chciał jej podać pomocną dłoń to nawet wtedy ją odrzucała. On ma rację, ona tej dumy to ma w cholerę.
OdpowiedzUsuńDziesięć odcinków to dość mało i zakończenie może być różne... Trochę zaczynam się go bać. Bo szkoda byłoby gdyby takie fajne opowiadanie zakończyło się tym, że oni ze sobą nie będą, albo coś...
Ianthe
Nie no, Robert już od jakiegoś czasu wisi w galerii, wstawiłam go od razu po pojawieniu się w opowiadaniu.
UsuńAle czy Jorgos robił to z dobrej woli? Muriel czuła, że za tym coś się kryło, dlatego taka była wobec niego. No pewnie, że ma. Czasem to dobrze, a czasem nie.
Nie wiem, czy zmieszczę się w tych dziesięciu odcinkach, postaram się jednak aby tyle właśnie było. Mam nadzieję, że do września uda mi się je zakończyć :)
Nie no, spokojnie, każde moje opowiadanie kończy się happy endem :)
A to mnie uspokoiłaś tym happy endem :)
UsuńCo do Muriel wciąż nie mogę się pozbyć wrażenia, że ona jest aż za nadto uprzedzona do Jorgosa. W sensie, że czego on by nie chciał zrobić, to zawsze w celu osiągnięcia jakiś korzyści przez niego, a ją mające pogrążyć. Nie wiem z czego wynika te moje wrażenie. A jeśli chodzi o galerie to ostatnio nie zaglądałam do niej zbytnio albo po łebkach, więc możliwe, że po prostu przeoczyłam.
No to czekam na następny i Pozdrawiam :)
Ps. Czy jest szansa, że zanim będzie ten długo wyczekiwany happy end, będzie jakiś fragment w, którym Muriel będzie NAPRAWDĘ przychylna Jorgosowi?
Ojej, jakie to słodkie. Dobra, niby łazienka, a ona rzyga, ale to jest mega słodkie. Chcę dalej. Tylko niech się już nie kłócą. Niech ją pocałuje w obrzygane usta, jeeeeee, hardcore. :D
OdpowiedzUsuńTak mnie coś zdziwiło...zmarła żona Jorgosa? ;O Coś mnie ominęło albo moja pamięć ma naprawdę już za duże dziury. :) Okej, czekam niecierpliwie na nowe, a teraz spadam na Jeremiego, bo już przejrzałam wcześniej. ;>
Pozdrawiam. <3