9.09.2013

28. Zaproszenie


Droga do Harehills ciągnęła jej się w nieskończoność. Wrażenie to potęgowało się jeszcze z powodu ciszy, która zagęszczała się z każdą sekundą. Miała ochotę wyskoczyć przez okno. Co ją podkusiło, żeby prosić Jorgosa o podwiezienie? To ta chwilowa słabość, gdy stwierdziła, że jest jej go żal. To dlatego go poprosiła o przysługę, ale gdyby wiedziała, co zrobi chwilę potem... Boże, do tej pory miała wrażenie, że wciąż ją pieści: powoli, z leniwym uśmiechem na ustach. Ta magia, która towarzyszyła tamtej chwili nadal ją otaczała. Tak bardzo żałowała tego, co powiedziała, tego, że nie była w stanie powstrzymać Kasapiego... Ma zbyt miękkie serce i nawet taki człowiek jak on nie powinien w ogóle gościć w jej myślach, a nie mówiąc już o tym, że powinna go żałować czy nawet pozwalać się dotykać.
Nie mogła jednak tego tak zbagatelizować. Nie po tym, jak cudownie jej było w jego ramionach. Były takie szerokie, że bez trudu kryła się w nich i chciała zostać tam zawsze, chroniąc się przed światem. Miała tak wielką ochotę powiedzieć mu o tym, ale wyśmiałby ją, nazywając idiotką.
Westchnęła rozdzierająco i przez chwilę miała wrażenie, że rozpłacze się z bezsilności. Wzięła się jednak w garść. To jednak okazało się trudne z tego powodu, iż zbyt bliska obecność Jorgosa całkiem wytrącała ją z równowagi. Czuła, jaki był gorący, wiedziała, jak całuje i wiedziała, co wtedy się z nią dzieję. Przełknęła nerwowo ślinkę i zerknęła na mężczyznę, który niewymuszonymi ruchami z gracją godną księcia prowadził samochód, w tak lekki i prosty sposób, iż zdawałoby się, że pojazd płynie po asfalcie. Ona sama była średnim kierowcą z starym i już pordzewiałym samochodem, więc wzbudził w niej mimowolny podziw, gdy płynnie wymijał wolniej jadące auto lub zmieniał biegi. Przyjrzała się jego palcom, które jeszcze kilka minut wcześniej wniknęły w nią powoli i rozpaliły w niej niekontrolowane pożądanie. Czułe je jeszcze, miała wrażenie, że jest nim obklejona i Jorgos zdawał sobie z tego sprawę, tylko czekał na odpowiednią okazję, by zabrać ją gdzieś i dokończyć to, co zaczął.
Choć jedna jej część bardzo chciała, aby mężczyzna w końcu zatrzymał samochód i wziął w ramiona, to druga buntowała się przeciwko temu gwałtownie i żądała, aby Muriel wysiadła w końcu z samochodu. Jednak nie zrobiła nic. Nie uczyniła żadnego ruchu w kierunku Jorgosa ani nie poprosiła, aby się zatrzymał. Po prostu siedziała i czekała, aż dojadą do celu.
Kiedy samochód zatrzymał się przy krawężniku, panna Dumn zawahała się na chwilę, a potem odwróciła się w stronę kierowcy.
- Dziękuję - odpowiedziała, czując jak się czerwieni i pąsy rozlewają się po całej twarzy i dekolcie. Jego spojrzenie przewiercało ją na wskroś. Skuliła się w sobie, gdy na wąskich ustach mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech. Nie wiedziała czy drwił z niej czy był to przyjacielski uśmiech. To nie było ważne, ważniejsze było to, że chciała z nim zostać i nie ważne czy na jeden dzień czy na zawsze. Chciała z nim zostać! Ta myśl wydała jej się tak szokująca, iż uznała, że tamta sytuacja w mieszkaniu musiała w niej jeszcze pozostać, tak jak wrażenie pieszczot, które rozgrzewały ją do czerwoności. Była jednak niewinna, nie zasmakowała nigdy czegoś tak nieprawdopodobnego, w tamtej chwili czuła się jak w niebie i nie mogła uwierzyć, że ten raj pokazał jej Jorgos, którego do tej pory nienawidziła.
Do tej pory, bo teraz nie mogła myśleć o nim źle, choć nie powinna po tym jednym razie zmieniać o nim zdanie tylko dlatego, że jej się podobało. Co miała jednak myśleć, gdy patrzył na nią w ten sposób? To przecież jasne, że musiała przestać się na niego złościć... Nie chciała tego robić, ale zrobiła. Uśmiechnęła się mimowolnie, choć jej rozum krzyczał, buntował się gwałtownie, żeby nie robiła nic, co mogłoby ją zbliżyć do Kasapiego. Jednak serce i tak wiedziało swoje, a ona sama czuła się rozdarta.
- Nie ma za co - odpowiedział ze znaczącym uśmieszkiem. - Polecam się na przyszłość - mruknął zamszowym głosem i pochylił się w jej stronę, chciał ją pocałować, lecz Muriel zaparła się ręką o jego tors i pokręciła głową.
- Nie - odpowiedziała, choć dość niepewnie.
- Dlaczego? - zapytał, pocierając nosem o jej szyję. Ta pieszczota była słodka, cudowna i taka rozkoszna, że nie była w stanie powstrzymać go przed tym łagodnym gestem.
- Bo nie chcę - odpowiedziała w końcu, gdy zdołała zebrać myśli, choć było bardzo ciężko.
- Ale dlaczego nie chcesz? Nie pamiętasz jak było ci ze mną dobrze? Nie pamiętasz, jak cię pieściłem, a ty zaciskałaś na mnie swe palce i jęczałaś cicho? - Jego głos był łagodny, słodki i tak cudownie podniecający. Bała się, że szybko złamie jej opory i dokończą to, co zaczęli w mieszkaniu Stephena.
- Przestań. Pamiętam to aż zbyt dobrze, ale to nie może się już więcej powtórzyć. Nigdy więcej! I zapomnijmy o tym. - Usłyszała jego śmiech, dźwięczny, nieco złośliwy.
- Zapomnieć? Nigdy. Proś mnie o coś bardziej przyziemnego, dam ci wszystko, ale nie pozwolę ci o tym zapomnieć - dodał z mocą, a Muriel skuliła się w sobie. Wpadła jak śliwka w kompot!
- Chyba oszalałeś! To był jednorazowy incydent, w dodatku niczego nie skończyłeś, i jeszcze chcesz mi o tym przypominać? Po co? Między nami nic nie będzie, bo oboje pochodzimy z różnych światów i oczekujemy czegoś innego od życia. - Miała nadzieję, że teraz wszystko się skończy, choć ta jej bezwstydna część natury nie miała zamiaru godzić się na zniknięcie Jorgosa, nie po tym jak jak całował, dotykał i pieścił. Musiał w końcu skończyć to, co zaczął. Jednak rozum buntował się w niej gwałtownie i to właśnie on w tej chwili przemawiał, aby wysiąść z samochodu i uciec od niego.
- W takim razie, musimy dokończyć. Lubię doprowadzać wszystkie sprawy do finału. - Błysnął w jej stronę zawadiackim uśmiechem i przysunął się do niej, aż poczuła jego zapach. Znów poczuła wir w głowie, znów miała wrażenie, że świat zanika i zostają tylko oni.
Jej chwilową „nieuwagę” wykorzystał Kasapi i natychmiast przywarł do jej ust w gorącym, natarczywym pocałunku, językiem zmuszając, aby rozchyliła wargi. Zrobiła to z cichym jękiem, choć jej jeszcze w miarę racjonalny umysł protestował przeciwko temu. Próbowała go nawet odepchnąć, ale było za późno na protesty, które powoli słabły, niknąc w ogniu, jaki nagle w niej wybuchł. Pożądanie zalało ją ognistą falą. Szybko odwzajemniła pocałunek i gdyby nie Diego, który zawarczał im tuż nad głowami, zapewne mężczyzna dokończyłby to, co przerwał tak nagle.
Muriel odsunęła się od niego z wciąż zamglonym wzrokiem, ale szybko dotarło do niej, co się stało i po chwili gromiła go wzrokiem, jednocześnie szukając ręką klamki.
- Musiałeś?! - krzyknęła, bardziej zła na siebie za uległość, niż na niego za ten pocałunek, który sprawił, że w końcu poczuła, że żyje.
- Nie mogłem się oprzeć. Pomyśl, Muriel, czy nie byłoby nam dobrze razem? Wyobraź sobie te noce spędzane w moim dużym łóżku, kiedy się kochamy. Nigdy nie myślałaś o tym? - zapytał z błyskiem w oku, a jego chropowaty głos podziałał na nią jak narkotyk, który omamił ją i prowadził ku przyjemności. Ale musiała przyznać nawet, jeśli nie przed nim, to sama przed sobą, że zdarzało jej się pomyśleć o nich w ten sposób. Nie lubiła, a jednocześnie pragnęła tych cudownych wizji.
Poza tym była kobietą, miała swoje potrzeby, pragnienia, które chciała spełnić, a że Jorgos był taki chętny...
Poczuła coś mokrego na policzku, Diego dotknął ją nosem i cicho zaskomlał. Chciał wyjść, ona też powinna, im dłużej przebywała w jego towarzystwie tym coraz więcej myślała, aby zgodzić się na jego absurdalną propozycję.
- To nie ma znaczenia, co myślę i tak nie powinniśmy się spotykać - powiedziała i szarpnęła jednym ruchem za klamkę. Wyszła na zewnątrz, a w jej rozpaloną od pocałunków twarz dmuchnął zimny powiew wiatru, który przyniósł zapach zimy, która mogła pojawić się lada chwila. Odwróciła się w stronę kierowcy i napotkała równie zimne spojrzenie, co dzisiejszy wiatr. Wzdrygnęła się i wypuściła na chodnik psa. Usłyszała jak Jorgos trzaska drzwiami. Wolała, aby nie wychodził z samochodu i pozwolił jej odejść. Dystans między nimi był jej potrzebny do trzeźwego osądu, a kiedy on by blisko nie była w stanie zbyt dobrze myśleć, o ile w ogóle przy nim myślała.
Jej walka i tak chyba była bezsensu, bo, gdy dostrzegła na jego twarzy determinację, zrozumiała, że nie ma szans na to, aby zostawił ją w spokoju.
- Dlaczego ja? - pytanie wymknęło jej się nim zdążyła ugryźć się w język.
- Bo potrzebujesz wsparcia finansowego, a ja mogę ci je dać, natomiast ja chcę ciebie - odparł, idealnie odgadując jej myśli i wyjaśniając wątpliwości.
- Nie, nic z tego układu nie będzie. Nie zgodzę się na seks za pieniądze, nie jestem żadną prostytutką!
- Muriel, nie przeciągaj struny - ostrzegł ją z wściekłością błyskającą w oczach. - Nigdy nie zniżyłbym się do tego, aby kupować sobie kobietę. To układ, który przyniesie korzyści nam obojgu. Nie będę płacił ci za seks, ja po prostu zrobię wszystko, żeby twoja ciocia została wyleczona. My będziemy po prostu parą, jeśli już chcesz wiedzieć.
- Seks za pieniądze to seks za pieniądze. Nie dam zrobić z siebie dziwki - warknęła i odwróciła się na pięcie.
Odeszła zaledwie kilka kroków, gdy na przedramieniu poczuła mocny uścisk dłoni Kasapiego. Szarpnął ją, aż przystanęła, a potem odwrócił do siebie.
- Nigdy więcej tak nie mów, bo jeśli jeszcze raz usłyszę to słowo, a odpowiednio cię tak potraktuję. Gdybym chciał mieć dziwkę w łóżku to poszedłbym do burdelu, ale ja chcę kobietę, chcę ciebie. - Musiała przyznać, że to, co powiedział niezwykle jej pochlebiło. Taki mężczyzna mógł mieć każdą kobietę na skinienie palca, a chciał jej. Każda inna byłaby wniebowzięta jego determinacją, ale nie ona. To był tylko jego chwilowy kaprys. Chciał ją mieć, bo nagle okazało się, że była jedyną, która potrafiła mu się oprzeć, która nie chciała ani jego pieniędzy, ani zainteresowania. Gdyby tylko zgodziłaby się na układ, na pewno już po paru miesiącach kazałby jej się wynosić, bo już nie była mu do niczego potrzebna.
- Nie - padła krótka odpowiedź, choć jej niewielka, pobudzona przez pocałunki Jorgosa część powiedziała coś innego. - Żegnam.
- Jeszcze nie skończyłem - odpowiedział groźnie i przysunął się do niej blisko na tyle, na ile pozwalał mu warczący pies.
- Ale ja tak. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Każda rozmowa dotycząca tej propozycji będzie kończyła się jednym moim słowem: nie! Jeśli myślisz, że twoje pieniądze są dla mnie kuszące to się mylisz. Brzydzę się bogatymi facetami, którzy myślą, że mogą sobie kupić za nie dosłownie wszystko. Ale powiem ci jedno, Jorgosie, nigdy nie kupisz miłości ani szacunku kobiety, jeśli będziesz myślał, że bezpieczeństwo finansowe to wszystko, co jest jej potrzebne do szczęścia. Masz pieniądze, ale nie masz nic poza tym!

Wściekłość. To, co w tej chwili czuł, to była właśnie wściekłość i to nie dlatego, że Muriel powiedziała nie, ale dlatego, że miała cholerną rację, a on nienawidził porażek. Dlatego właśnie wyrwał jej smycz z ręki, drugą ją przytrzymując i wypuścił psa. Diego, który w wielu przypadkach był bardzo lojalny wobec swojej pani próbował nastraszyć intruza, ale ten nic nie robił sobie z jego obnażonych kłów i zjeżonej sierści, a gdy i jego pani nie reagowała po prostu skapitulował i przysiadł nieopodal. Kasapi miał teraz wolną rękę i tym samym przyciągnął Muriel do siebie, miażdżąc jej usta w karcącym pocałunku, bo jedynie tak mógł ją ukarać za to, co powiedziała, choć przecież miała rację.
Wsunął w jej usta natarczywy język, a dłonie powoli przesuwał w kierunku pleców, potem pośladków i bioder. Kiedy Muriel przestała się szarpać, zwolnił nieco i mocniej ją do siebie przyciągnął, spowalniając pocałunek i pogłębiając go. Przestał, gdy wyczuł, jak Muriel poddaje się i rozluźnia się. Westchnęła cicho i spojrzała mu w oczy, świeciły się ciepłym blaskiem, dostrzegł w nich wesołe iskierki, która nagle sprawiły, że wokół serca poczuł ciepło. Uśmiechnął się i pogłaskał ją po policzku.
- Nie całuj mnie już więcej - mruknęła niewyraźnie i odwróciła twarz w drugą stronę. Nie spojrzała mu w oczy, kiedy to mówiła.
- Dlaczego? - zapytał, choć nagle prawda zaczęła do niego powoli docierać.
- Bo cię nie lubię!
Jej wypowiedź wzbudziła w nim nie tylko szczere rozbawienie, ale znów wokół serca rozlało się to przyjemne uczucie ciepła. I to zaczęło mu przeszkadzać i coraz bardziej drażnić, bo nagle przez jego starannie od wielu lat budowany pancerz chłodu, cynizmu i bez emocjonalnego podejścia do życia, zaczęło przebijać się coś nowego, a on koniecznie chciał pozostać taki, jaki był. Musiał jednak jeszcze przez jakiś czas starać się znosić te niewygody, gdyż obrał sobie jeden cel: musiał zdobyć Muriel i koniecznie chciał to zrobić już przed świętami. I będzie ją miał.
- Szkoda - odezwał się po chwili, gdy dziewczyna w końcu nieco się uspokoiła - bo ja cię uwielbiam. - Dostrzegł, że jego wypowiedź zrobiła na niej wrażenie. Uśmiechnął się łobuzersko i odwrócił się na pięcie. Wsiadł do samochodu, pomachał oszołomionej dziewczynie i odjechał jak gdyby nigdy nic.
Całą drogę do domu snuł plany i domysły. Miał ochotę zawrócić i wtargnąć do jej mieszkania, a potem wywieść ją daleko stąd. Najlepiej do niewielkiego domu, który stał w Dolinie Aosty między drzewami i górami. Zawiezie ją tam w końcu, bo uznał, że to miejsce sprzyja romansom, tak twierdził jego ojciec i dziadek. A on postanowił rozkochać w sobie Muriel.

Muriel złapała psa i poszła w stronę kamienicy. W głowie miała totalny chaos, który nie potrafiła uporządkować do takiego stanu, aby móc rozgraniczyć, co myśli, a co czuje. Była zła na Jorgosa, to pewne, ale również wciąż płonęła na wspomnienie jego pocałunków.
Gdyby tylko inaczej ją traktował...
Mieszkanie jak zwykle przytłaczało ją ciszą i spokojem. Stary, kuchenny zegar tykał głośno, a okrągłe wahadełko poruszało się miarowo: to w lewo, to w prawo, to w lewo... Przyjrzała się pomieszczeniu, w którym się znalazła. Było takie małe i takie skromne... Wszystko wydawało jej się takie malutkie. Nie potrafiła jednak wyprzeć się tego, iż kochała to miejsce, pomimo że nadal kojarzyło jej się z awanturującym się ojcem i cichymi dniami, wypełnionymi płaczem. Ten czas się skończył i miała nadzieję, że chwile, gdzie prześladowało ją poczucie ciągłego zagrożenia już mineły. Miała nadzieję, bo przecież jeszcze był Jorgos, choć on zagrażał jej w zupełnie inny sposób. Czaił się jak pantera, gotowa do skoku na swą ofiarę. Problem był jednak taki, że ofiara powoli zaczęła mięknąć.
Kolejne dni okazały się pasmem nerwowych chwil w szpitalu, gdy ciotka nieświadomie powoli wyprowadzała ją z równowagi, robiąc lub mówiąc rzeczy, które nieustannie przypominały jej o tym, iż nie mają zbyt wiele pieniędzy na wyleczenie jej nie tylko po wypadku, ale także nie stać ich było na dobre leki, które zatrzymałby chorobę psychiczną, która, jak zauważyła Muriel, jeszcze bardziej się nasiliła. Nie miała na nią wpływu i doskonale zdawała sobie sprawę, że dopiero potężny zastrzyk gotówki mógłby im pomóc, zwłaszcza Melisandzie.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że sytuacja w jakiej się znalazła pogarszała się z dnia na dzień. A myśl o tym, by zwrócić się o pomoc do Jorgosa świtała jej coraz częściej, co przyprawiało ją o zimne dreszcze. Nie mogła przecież tego zrobić! Nigdy w życiu! Już nie chodziło o to, że musiałaby sypiać z Kasapim, ale po czymś takim nie mogłaby już spojrzeć na siebie w lustrze. Jakby się z tym czuła, gdyby się rozstali, Jorgos pożegnał się, a ona została całkiem sama? Zawsze bała się przyszłości, a po opuszczeniu jej byłego szefa... Czy miałaby w ogóle jakąkolwiek przyszłość? Nie sądziła, aby po tym potrafiła się pozbierać psychicznie. Znała siebie na tyle, iż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zadręczałaby się z tego powodu dniami i nocami. Nie, więc nie mogła wziąć od Jorgosa pieniądze, płacąc własnym ciałem. Gdyby to od niej zależało, uciekłaby przed nim z Anglii, ale nie mogła. W Leeds trzymała ją ciotka, nie mogła jej zostawić.
Ogarnęła ją irytacja. Zawsze dbała o kogoś, nawet o pijanego ojca, który w podzięce porównywał ją do matki. Teraz była Melisanda. Kochała ją, ale miała powoli serdecznie dość niańczenia kobiety, która choć nieświadoma swego stanu, robiła wszystko, by uprzykrzyć jej życie. Spojrzała z ciężkim westchnieniem na psa, który leżał na łóżku i przyglądał jej się, jak opatulona grubym, polarowym kocem szukała w Internecie pracy. Na razie znalazła coś, co mogłoby odpowiadać jej zdobytym kwalifikacjom i doświadczeniu. Ogłoszeniodawca szukał kogoś na stanowisko sekretarki w małej, ale dobrze rokującej na przyszłość firmie ubezpieczeniowej. Osoba szukana na tym stanowisku musiała znać doskonale programy, które jak się okazało były jedynie starszymi wersjami programów, które obsługiwała w Kasapi Corporation. Uśmiechnęła się pod nosem i wystukała numer, mając nadzieję, że uda jej się.
Kiedy odebrała, w słuchawce rozległ się męski, spokojny głos.
- Leonis Direct, słucham?
- Dzień dobry. Dzwonię w sprawie ogłoszenia, jakie zamieściła firma na stronie internetowej. Czy jest ono nadal aktualne? - zapytała, a zaraz potem skrzywiła się z niesmakiem do samej siebie. Nie lubiła dzwonić do obcych osób. Prościej było jej wysłać e-mail z CV i czekać na odpowiedź. Z drugiej strony wolała już od razu dowiedzieć się czy jest sens aby w ogóle je posyłać do firmy.
- Jest pani zainteresowana ofertą? - zapytał, a Muriel wyczuła w jego głosie ciekawość i ulgę.
- Tak! Oczywiście! - wybuchnęła podekscytowana, że w końcu miała, marną, bo marną, ale jednak miała szanse na to, by przynajmniej ktoś postarał zadać sobie trud i przeczytać jej skromne CV. Nie liczyła na zbyt wiele, ale już samo to, że mężczyzna z nią rozmawia, sprawiło, że Muriel nabrała więcej wiary w siebie i przekonania, że może wcale nie jest taką niedojdą za jaką się uważa. Może uda jej się zdobyć pracę i to już po kilku dniach od odejścia z jednej.
- W takim razie proszę wysłać na podany na stronie internetowej e-mail swoje CV i czekać na odpowiedź. Sądzę, że w ciągu tygodnia powinienem uporać się ze wszystkim i odezwę się do pani.
- Dobrze, dziękuję w takim razie i do widzenia.
Poczekała, aż rozmówca rozłączy się i dopiero wtedy odetchnęła głośno.
- Trzymaj łapy, Diego! Musi się udać! - Wdrapała się na łóżko i przylgnęła do psa, który natychmiast wykorzystał okazję i nadstawił kosmatą głowę do pieszczot. - Jesteś chyba jedynym mężczyzną, który nigdy mnie nie zawiódł.
Kolejne dni spędziła raczej na leniuchowaniu, odpoczywaniu i zbieraniu siły na cięższe dni. Cisza jaka panowała wokół niej sprawiała, że znów powoli odzyskiwała poczucie bezpieczeństwa i jej świat zaczął wracać do pionu. Jorgos milczał, podobnie jak Aberikos. Odetchnęła z ulgą. Tego pierwszego wolała unikać jak ognia, bo wiedziała, że po tym, co się działo w niedzielę nie była w stanie zagwarantować samej sobie, że nie rzuci się w jego ramiona i nie zgodzi się na jego pomoc. Nie mogła tego zrobić, więc póki co, cieszyła się z chwili spokoju i braku odezwu ze strony byłego szefa. Co do Aberikosa miała nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie musiała go oglądać! I nie obchodziło ją to, czy miała rację, iż nie pozwoliła mu wyjaśnić tego, co obrączka robiła w jego kieszeni. Nie ważne to było. Coś jednak musiała tam robić. Za późno jednak było na jego wyjaśnienia. Umówiła się z nim, ale tylko dlatego, że nie była asertywna. Musiała to zmienić. Wszystko musi zmienić.
W środę, tuż przed godziną dwudziestą, gdy wróciła ze spaceru, zadzwoniła do niej Tracy.
- Brakuje mi ciebie w firmie - zaczęła od razu, nawet się z nią nie witając. Muriel uśmiechnęła się z zadowolenia, gdy usłyszała jak koleżanka wzdycha zrezygnowana.
- Aż tak jest źle? - zapytała niewinnym tonem. Tak naprawdę chciała się dowiedzieć się czegoś nowego o Jorgosie.
- Nie, wiesz, nie jest. To zadziwiające, ale czuję, że atmosfera w firmie znacznie się polepszyła... - urwała nagle, bo zdała sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Było lepiej, bo nie było Muriel. Jorgos przestał już krzyczeć i użerać się z nią. - Znaczy, Jorgos jest taki... Miły do porzygu. Nie wiem, co się stało.
- To może dlatego, że mnie tam nie ma i nie musi już na mnie patrzeć - wypowiedziała swoje myśli na głos. Tracy oczywiście zaprzeczyła twierdząc, iż jego zachowanie nie ma z jej odejściem nic wspólnego.
- Rozmawiałam z nim ostatnio o tobie - zaczęła niepewnie jej rozmówczyni, a Muriel poczuła w gardle gule.
- Co?
- Nie bój się, nic strasznego nie mówiliśmy - roześmiała się Tracy. - Wspomniałam o tobie, gdy byłam u niego w gabinecie zanieść mu ostatnie zestawienie ze sprzedaży telefonów dotykowych po nawiązaniu współpracy z LG. I tak jakoś napomknęłam, że to była twoja działka, bo ja zajmuję się wystawianiem faktur.
- I co dalej? - zapytała, gdy koleżanka przerwała na moment. Naprawdę chciała wiedzieć, co powiedział Jorgos. Ale to była jedynie czysta, kobieca ciekawość i nie miało nic wspólnego z tym, iż bardzo pragnęła, aby Kasapi choć raz dobrze wypowiedział się o niej.
- A Jorgos powiedział, że nie musiał nigdy poprawiać tego, co robiłaś i zawsze dobrze się spisywałaś.
Muriel uśmiechnęła się do siebie i westchnęła z ulgą. Czyli wcale nie była taką złą pracownicą, skoro sam wielki Kasapi ją pochwalił. I wierzyła w to, była przekonana, że nie powiedział to tylko pod publikę, ale również tak myślał. Przecież i tak już nie pracowała, więc oczernianie jej przed Tracy Gamble nic mu nie dało.
- Mam nadzieję, że rzeczywiście tak było. Widzimy się w sobotę? - zapytała, szybko zmieniając temat. Wolała już nie rozmawiać o byłym szefie i skupić się na czymś innym.
- No, jasne. Ostatnio wszedł do kin fajny film akcji, może się wybierzemy, co? Masz ochotę?
- Oczywiście. Dawno nie byłam w kinie. - Propozycja wyjścia do kina była dla niej czymś w rodzaju przepustki do normalnego świata, którego wcześniej nie zaznała.
Nie miała normalnego dzieciństwa, bo jej matka po odejściu od ojca wyprowadziła się na wieś, gdzie wiodły skromne życie. Luna jako sprzątaczka w szkole podstawowej nie zarobiła dużo, w dodatku sypiała z wieloma mężczyznami. Była wtedy mała i wiele rzeczy nie wiedziała, ale po kilku latach uświadomiła ją sąsiadka, która zadzwoniła do niej zapytać o to, co mają zrobić z domkiem, który kupiła jej matka. Oczywiście nie omieszkała powiedzieć jaką ona była osobą i z kim sypiała. Bolało ją to, że ta kobieta z góry stwierdziła, że będzie taka sama. Oczywiście nie powiedziała jej tego wprost, ale jej ton i dobór słów świadczyły o tym, iż już została spisana na straty. Jako mała dziewczynka marzyła o tym, aby z kimś się bawić, bo w promieniu kilometra nie mieszkały żadne dzieci w jej wieku. Wszystkie były niestety dużo starsze, więc nie chciały bawić się z kilkuletnią dziewczynką. Matka nie poświęcała jej zbyt wiele czasu, bo ciągle twierdziła, że jest zmęczona. Potem po jej nagłej śmierci, a zmarła banalnie, w ten sam sposób, co ojciec: w wypadku, przeniosła się do Leeds, do ojca, który okazał się zwykłym bezdusznym draniem. Po ich śmierci nie odczuwała żadnej rozpaczy, może jedynie pewną melancholię. Nie była z nimi związana emocjonalnie, bo oni sami nigdy nie dali jej powodów do tego, aby ich pokochała. Tak naprawdę nie chcieli jej i nie kochali. Nikt ją nie chciał i nikt nie kochał.

Jorgos twardo postanowił dać Muriel odrobinę czasu, aby mogła jeszcze przez jakiś czas rozkoszować się spokojem i wakacjami, potem przystąpi do działania. Wiedział doskonale, że jego pieszczoty obudziły w niej dawno skrywane pragnienia, więc pewnie nie będzie mogła zapomnieć o tym. Uśmiechnął się z zadowoleniem i przyjrzał się Isabelli, a potem wzrok przeniósł na jej nowego kochanka, obok Jordana siedział Robert i dalej Stephen. Wszyscy świetnie się bawili w restauracji. Umówili się na kolację w tym przyjaznym gronie. On też postanowił pójść, bo i tak nie miał nic lepszego do roboty, a po za tym, poszedł, bo miał dość cholernie pustego domu.
- Czemu masz taką skwaszoną minę, przyjacielu? - zapytał szeptem Stevie i przyjrzał mu się uważnie.
- Ty chyba nie widziałeś mojej skwaszonej miny - odpowiedział Kasapi, a Warwick jedynie uniósł brew. Nie, oczywiście, że widział. Znali się przecież od dwudziestu lat. Jakże mógł go nie znać?
- Myślisz o Muriel? - zapytał tylko, a Jorgos zjeżył się na to pytanie, choć sam nie wiedział, dlaczego. Może właśnie dlatego, że Stevie odgadł jego myśli, które miał zachować tylko dla siebie?
- Mam lepsze zajęcie - odparł.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Co masz zamiar z nią zrobić? - Ta rozmowa zaczęła dziwnie przypominać jakieś cholerne sprawozdanie, ale wiedział, iż Stephen nie odpuści dopóki nie usłyszy, co zamierza. Postanowił powiedzieć całą prawdę.
- Rozkocham ją w sobie. Sprawię, że zakocha się we mnie, a potem ją zdobędę - odpowiedział zadowolony ze swego prostego planu, który wymagał od niego jedynie cierpliwości. Jednak mina  zrzedła mu, gdy Stevie potrząsnął ze smutkiem głową.
- Nie rób tego, Jorgosie. Nie krzywdź jej w ten sposób. To niezwykle wrażliwa dziewczyna. Jeśli ją rozkochasz w sobie, a potem porzucisz, to złamiesz jej serce. Odkąd to stałeś się taki okrutny?
- Och, przestań jej bronić - prychnął gniewnie Jorgos. Jak to się stało, że skromna Muriel zjednała sobie serce Stephena i Roberta? I przede wszystkim, kiedy? - Doskonale zdawałeś sobie sprawę z moich zamiarów, a teraz nagle postanowiłeś bronić jej cnoty?
- Nie gniewaj się Jorgosie, ale ja po prostu uważam, że nie powinieneś dawać jej złudnej nadziei. Nie obiecuj jej czegoś, co potem jej brutalnie odbierzesz. Jak myślisz, jak będzie się czuła, gdy mówiąc, że cię kocha usłyszy twój drwiący śmiech? Nie wierzę w to, że chcesz ją w ten sposób skrzywdzić. Nie mogę w to uwierzyć, że mógłbyś być pozbawiony wszelkich skrupułów sukinsynem. Jorgosie, jesteś mi jak brat, znam cię tyle lat: wiem jaki jesteś. Wiem też, jaki nie jesteś. Udajesz przed Muriel i przed innymi ludźmi kogoś, kim nie jesteś.
- Czy mógł w końcu zrozumieć, że Muriel jest mi potrzebna jedynie do spełnienia woli dziadka? No i do łóżka, bo wiesz doskonale, że jej pragnę, ale muszę ją zdobyć poprzez rozkochanie jej w sobie, bo przecież mnie nie cierpi. Nie straci na tym układzie nic poza cnotą. Zyska jeszcze więcej, bogactwo, bezpieczeństwo i moje nazwisko, jeśli ją poślubię - odpowiedział zirytowany. Jego przyjaciel najwidoczniej bardzo polubił tą małą rudą czarownicę, podobnie jak on, choć nieco inaczej.
- Sam przyznaj, że nawaliłeś, a teraz frustruje cię to, że cię nie chcę. Wcale jej się nie dziwię. - Kasapi zerknął na przyjaciela, który najwidoczniej sam był sfrustrowany i zdenerwowany. Chciał odpowiedzieć mu jakąś ironiczną uwagą, ale przerwała mu Isabella:
- O czym tak zawzięcie dyskutujecie? W towarzystwie nie ma sekretów. - Uśmiechnęła się promiennie do nich obu, a Jorgos pomyślał, że powinien pożądać Belli, a nie Muriel. Przy tej świadomej swego urok kobiecie była zwykłą małą cnotką i blakła w jej blasku. Nic jednak nie potrafiło go zmusić do tego, aby nagle zapragnąć swej przyjaciółki i dawnej kochanki. Ich romans skończył się... jakiś czas temu i nagle zdał sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie pałał naglącą potrzebą zaspokojenia potrzeby uprawiania dzikiego seksu. Poruszył się i poczuł, jak twardnieje. Naprawdę było z nim fatalnie, skoro podniecał się na samą myśl o seksie. Zaraz pomyślał, marszcząc brwi, że jeśli Muriel towarzyszyłaby mu na tej kolacji właśnie w tej chwili wstałby i wyszedł, trzymając ją za rękę. Wsiedliby w samochód i pojechali do domu, by mógł spełnić swe fantazje. Ale jej tutaj nie było, więc musiał zacisnąć zęby i pomęczyć się jeszcze pół godziny. Może w normalnych okolicznościach cieszyłoby go, że siedzi razem z przyjaciółmi, ale akurat teraz nie znalazł się w normalnej sytuacji, więc ich obecność jedynie go drażniła. Najwidoczniej wyczuł to Stephen, który do końca kolacji posyłał mu zjadliwe i drwiące uśmieszki, igrając z jego cierpliwością. Jego przyjaciel naprawdę powinien zerwać z Robertem, tego chłopak źle na niego wpływał.
W końcu o godzinie dwudziestej trzeciej towarzystwo zebrało się i wyszło z restauracji. Jorgos wraz z kochankiem Isabelli uregulowali rachunek i potem dołączyli do grupki stojącej na chodniku.
- Zostaw moją Bellę w spokoju - szepnął mu mężczyzna stojący obok. Jego słowa sprawiły, że Kasapi obejrzał się do tyłu na mężczyznę i uśmiechnął się drwiąco.
- To znaczy? - zapytał, odwracając się do reszty plecami.
- To znaczy przestań się na nią gapić, jakby nadal ci na niej zależało, jasne? Toleruję cię tylko dlatego, że Isabella traktuje cię jak przyjaciela, ale jeśli zobaczę, że ty nie czujesz tego samego wobec niej i będziesz nadal chciał ją uwieść to pożałujesz. - Jego poważny głos i zaborcze słowa dawniej obudziłyby w nim wolę walki, dziś jednak wzruszył obojętnie ramionami, w duchu ciesząc się z tego, iż jego wieloletnia przyjaciółka znalazła kogoś, kto będzie o nią walczył.
- Bella to moja przyjaciółka, nic więcej, nie musisz się martwić, że ci ją odbiorę. Chodź, Jordanie, towarzystwo czeka - powiedział i odwrócił się na pięcie.
Kiedy zapakował Jordana i aktorkę do taksówki, poczekał aż Stephen i Robert również odjadą. Pożegnał się z nimi i ruszył w kierunku samochodu. Czarny SUV lśnił w świetle lamp. Mężczyzna podszedł do niego i przystanął na chwilę pogrążony w myślach. Słowa Stephena nie chciały go zostawić, przez resztę kolacji wciąż go prześladowały. Serce Muriel to jedyna rzecz, której nie chciał. Żadnej kobiecie nie obiecywał nic poza pieniędzmi i chwilową uwagą. Z Muriel będzie to samo, choć już teraz wiedział, że nie pozwoli jej tak szybko odejść. Poza tym jej serce nie wiele ucierpi w tym układzie, bo to nie ona będzie musiała wziąć się za bary ze świadomością pozbycia się wolności. Już teraz czuł jak się dusił, jak żołądek zaczął niebezpiecznie buntować się na samo wspomnienie słowa ślub. Musiał się wziąć w garść, nie był małym chłopcem, który leżał skulony na łóżku i trząsł się za strachu przed potworami czyhającymi w szafie i pod łóżkiem. Był mężczyzną: zdecydowanym i zdeterminowanym i żadne sentymentalne głupoty nie staną mu na drodze do celu. Z twardym postanowieniem, iż od jutra zacznie uwodzić Muriel, wsiadł do samochodu i z piskiem opon ruszył z miejsca.

- W czym mogę pomóc? - zapytała jasnowłosa kobieta. Uśmiechnęła się do niego promiennie. Jorgos dostrzegł na jej twarzy niewielką bliznę. Odwrócił wzrok i skupił się na kwiatach, które otaczały go zewsząd, przytłaczając swymi jaskrawymi kolorami i słodkim zapachem. Tak pachniała Muriel. Jak kwiaty. Uśmiechnął się do swoich myśli.
- Szukam dwadzieścia jeden kwiatów, dla kobiety, którą chcę uwieść - powiedział po prostu i zerknął na kobietę. Sprzedawczyni poczerwieniała pod wpływem jego spojrzenia i chrząknęła zakłopotana. No cóż, nie będzie mamił tej dziewczyny, że jest szaleńczo zakochany i pragnie godnego bukietu kwiatów dla swej ukochanej. - Ma pani coś odpowiedniego?
- Wszyscy mężczyźni kupują czerwone lub pomarańczowe róże, ale sądząc po pana minie chce pan czegoś innego, tak? Więc może frezja i do tego konwalia? Frezja to zaproszenie do flirtu, a konwalię wręcza się osobie, którą uważa się za piękną.
Jorgos pokiwał jedynie głową i zgodził się z propozycją blondynki.
- Co oznaczają pomarańczowe róże?
- Zdradę lub pożądanie.
- Proszę do tego bukietu dołączyć jeszcze jedną najbardziej pomarańczową różę jaką znajdzie pani w sklepie. I chcę, aby podobne bukiety posłano do tej dziewczyny, co dwie godziny, dobrze? Przedtem jednak kurier niech przyjeżdża do mnie. Zapłacę za wszystko z góry - powiedział i wyjął portfel.

Pierwszy bukiet przyszedł dwadzieścia po dziewiątej, w chwili, gdy Muriel suszyła włosy. Gdy otworzyła drzwi miała wrażenie, że posłaniec w zielonej koszulce polo, brązowych spodniach i zielonej czapce z daszkiem pomylił adresy, ale gdy z kartki przeczytał adres, pod który został wysłany uznała, że ktoś zrobił jej żart.
- Oczywiście wszystko zostało już zapłacone - powiedział chłopak i odszedł. Muriel wsunęła się do mieszkania i weszła z kwiatami do niewielkiego saloniku. Usiadła na zniszczonej kanapie i poszukała liściku. Serce zamarło jej w piersi, gdy przeczytała liścik napisany pewną, męską ręką. Pochyłe pismo świadczyło o zdecydowaniu i determinacji: Zapraszam Cię do mojego świata, pełnego zmysłowych przygód i ekscytujących przeżyć. Zakosztujesz smaku namiętności?
- Bardzo śmieszne - szepnęła i wpatrzyła się w liścik. Kto to mógłby napisać? Pismo wydało jej się znajome, ale nie miała pojęcia, gdzie już widziała te pochyłe, zamaszyście napisane litery.
Kolejny bukiet kwiatów przyszedł, gdy siedziała w szpitalu. Ten sam posłaniec wszedł do sali szpitalnej i widocznym zażenowaniem podał jej kwiaty. Podobny bukiet, jaki dostała rano. Odszukała liścik i przeczytała kolejna słowa: Czujesz już smak pożądania? Czujesz, jak Cię dotykam? Chodź, poznaj prawdziwy smak rozkoszy.
Zapatrzyła się na liścik. Poczuła jak rumieni się pod wpływem tych słów. Kto to pisał? Nikt nie przychodził jej do głowy, prócz oczywiście dwóch kandydatów, ale obaj przestali już się nią interesować.
Ponieważ ciocia Melisanda musiała iść na badania kontrolne, Muriel poszła do domu i obiecała, że jutro wpadnie na dłużej. Tak naprawdę musiała uciec ze szpitala, bo nie ukrywała, że słowa napisane na różowej karteczce wywołały w niej popłoch. Szybko przypomniała sobie, co czuła będąc w ramionach Jorgosa. Przygryzła wargę i weszła do mieszkania. Diego natychmiast przywitał się z nią głośnym szczekaniem.
Popołudnie spędziła z ciepłą herbatą i książką. Właśnie przewracała stronę, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Z bijącym sercem podeszła do nich i ostrożnie je uchyliła. W progu stał jeszcze bardziej niż poprzednio zażenowany kurier. Podał jej kwiaty i z uśmiechem na ustach pożegnał się z oniemiałą dziewczyną. Szybko zamknęła za sobą drzwi i pognała do saloniku. Była ciekawa tego, co napisał jej adorator.
Liścik był niebieski, ale pismo było takie samo: Cały płonę. W powietrzu unosi się zapach rozpalonej skóry. Podejdź i uwolnij mnie od tego, albo spłoń razem ze mną. Połączmy się w tym ognistym pożądaniu nadzy i spragnieni.
Nie, to naprawdę zaczęło robić się przerażające i... ekscytujące! Miała wrażenie, że ma do czynienia z jakimś roznamiętnionym facetem, ale nie miała pojęcia, kto to mógłby być. Nie ośmieliła się myśleć o jedynym mężczyźnie, który potrafił pobudzić jej ciało jednym tylko dotykiem. Ale nikt inny nie przychodził jej do głowy. Nie chciała brać tego pod uwagę, bo musiała przyznać sama przed sobą, że bardzo jej się podobało to, co pisał. A przecież obiecała sobie niedawno, że to co wydarzyło się w mieszkaniu Stephena będzie tematem zakazanym.

7 komentarzy:

  1. O matko, uwielbiam rozbicie emocjonalne Muriel, matko jaki ona ma cudowny mętlik w głowie, aż teraz zaczynam ją za to uwielbiać. Wcześniej była uparta jak osioł, a teraz kiedy już myśli o nim tak słodko, a do tego nadal w pewnym momencie stopuje to jeszcze bardziej ją uwielbiam. A do tego bezpośredni Jorgos jest przecudowny, kocham go za te kwiaty. Mam nadzieje, że się w końcu tak porządnie spikną.
    Nie mogę się aż tego doczekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, czyli widzę, że powoli jednak przekonujesz się do niej? :) Cieszę się, mam nadzieję, że już w kolejnych rozdziałach już absolutnie ją pokochasz xD
      Spikną się, spikną, nie martw się! :*
      Ja też nie <3

      Usuń
  2. o jezu. moim zdaniem Muriel powinna się zgodzić i pewnie to zrobi:D i już się nie mogę doczekać! świetnie piszesz, ale pewnie ci to kiedyś już pisałam...a pomysł z kwiatami? ŚWIETNY. w Muriel coraz częściej odzywa się pożądanie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat wiedzą wszyscy:) Pewnie że się zgodzi, nie będę Wam mydlić oczu, w końcu to romans, a każdy romans jest dość przewidywalny:)
      Chciałabym, ale nie piszę świetnie, mimo to dziękuję za komplement. Muszę jeszcze duuużo ćwiczyć, żebym mogła zasłużyć na tę pochwałę.
      A tak, odzywa się i chyba sama w końcu zrozumie, że nie ma sens walczyć.

      Usuń
  3. Tak jak już Ci pisałam na gg, ja tam bym się nie wahała na miejscu Muriel, że kwiaty to sprawka Jorgosa, i natychmiast złożyła do sądu pozew z prośbą o zakaz zbliżania się XD nie wiem, jakoś nie dość, że wydało mi się to dziwnie stalkerskie, to jeszcze po przeczytaniu takiego liściku uznałabym chyba, że mój adorator jest niespełna rozumu XD ale ja to ja, ja generalnie w ogóle nie lubię ludzi i odczuwam głęboką niechęć, gdy dotykają mnie choćby przypadkiem, a mojemu szefowi, który z pewnością nie wygląda jak Jorgos, zdarza się to aż za często, więc może jestem uprzedzona. Ale tylko może XD za to podobała mi się pierwsza część rozdziału, bo Muriel zachowała się fajnie, nie jak bezbronna dziewica, tylko spokojnie i w miarę sensownie odpowiedziała Jorgosowi "nie", a on jeszcze w dodatku zrozumiał, że to była jego wina. Jestem za;) i niecierpliwie czekam na te dalsze perypetie, o których wspominałaś na gg ;p

    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, pewnie tak właśnie powinna zrobić, ale wtedy nie byłoby szczęśliwego zakończenia, no nie? :) Nie mogłam tak brutalnie zgasić miłosne zapędy Jorgosa, w końcu stara się ją uwieść, a robi to najlepiej jak potrafi<3
      Powinnaś powiedzieć swojemu szefowi, żeby nieco ostudził swoje zapędy,bo nie życzysz sobie czegoś takiego. Też nie znoszę być dotykana przez obcych ludzi, zwłaszcza facetów, którym wydaję się, że są lovelasami, a nimi nie są. Mówiłam Ci, zamieszkajmy razem i razem będziemy kochać zwierzęta i nie lubić ludzi xD
      Jezu, ja myślałam, że właśnie ta ostatnia część choć trochę Ci się spodoba, bo pierwsza jest całkiem od czapy, zwłaszcza ta z Jorgosem i Stephenem. Nie potrafiłam wtedy jakoś skupić się i puaczem nad tom scenom.
      Ja też. Jezu, tak się nie mogę ich doczekać. Ale przygotuj się też na odrobinę ptasiego mleczka między tymi turbulencjami<3

      Ja również! <3

      Usuń
  4. Ahh, to napięcie! Uwielbiam jak je stwarzasz :)

    A Muriel wciąż się broni, odpędza się od tego Jorgosa jak od natrętnej muchy. Podziwiam ją, ja to bym dawno już albo zwariowała, albo wylądowała z nim w łóżku...
    Ten facet wzbudza takie pożądanie, że nawet lodowiec by się roztopił. I nieźle sobie to wymyślił, uśpić jej czujność a potem skoczy do ataku jak przyczajona pantera i nie będzie już odwrotu.
    Ciekawa jestem tylko, czy tymi staraniami osiągnie swój cel na tyle, aby Muriel uwierzyła mu zakochując się w nim i zgodziła za niego wyjść? W końcu ona nie jest taka głupia jak mu się chyba wydaje...

    Czekam na następny i Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Sakis Rouvas, Lea Michele.