Droga
do Harehills ciągnęła jej się w nieskończoność. Wrażenie to
potęgowało się jeszcze z powodu ciszy, która zagęszczała się z
każdą sekundą. Miała ochotę wyskoczyć przez okno. Co ją
podkusiło, żeby prosić Jorgosa o podwiezienie? To ta chwilowa
słabość, gdy stwierdziła, że jest jej go żal. To dlatego go
poprosiła o przysługę, ale gdyby wiedziała, co zrobi chwilę
potem... Boże, do tej pory miała wrażenie, że wciąż ją pieści:
powoli, z leniwym uśmiechem na ustach. Ta magia, która towarzyszyła
tamtej chwili nadal ją otaczała. Tak bardzo żałowała tego, co
powiedziała, tego, że nie była w stanie powstrzymać Kasapiego... Ma zbyt
miękkie serce i nawet taki człowiek jak on nie powinien w ogóle
gościć w jej myślach, a nie mówiąc już o tym, że powinna go
żałować czy nawet pozwalać się dotykać.
Nie
mogła jednak tego tak zbagatelizować. Nie po tym, jak cudownie jej
było w jego ramionach. Były takie szerokie, że bez trudu kryła
się w nich i chciała zostać tam zawsze, chroniąc się przed
światem. Miała tak wielką ochotę powiedzieć mu o tym, ale
wyśmiałby ją, nazywając idiotką.
Westchnęła
rozdzierająco i przez chwilę miała wrażenie, że rozpłacze się
z bezsilności. Wzięła
się jednak w garść. To jednak okazało się trudne z tego powodu,
iż zbyt bliska obecność Jorgosa całkiem wytrącała ją z
równowagi. Czuła, jaki był gorący, wiedziała, jak całuje i
wiedziała, co wtedy się z nią dzieję. Przełknęła nerwowo
ślinkę i zerknęła na mężczyznę, który niewymuszonymi ruchami
z gracją godną księcia prowadził samochód, w tak lekki i prosty
sposób, iż zdawałoby się, że pojazd płynie po asfalcie. Ona
sama była średnim kierowcą z starym i już pordzewiałym
samochodem, więc wzbudził w niej mimowolny podziw, gdy płynnie
wymijał wolniej jadące auto lub zmieniał biegi. Przyjrzała się
jego palcom, które jeszcze kilka minut wcześniej wniknęły w nią
powoli i rozpaliły w niej niekontrolowane pożądanie. Czułe je
jeszcze, miała wrażenie, że jest nim obklejona i Jorgos zdawał
sobie z tego sprawę, tylko czekał na odpowiednią okazję, by
zabrać ją gdzieś i dokończyć to, co zaczął.
Choć
jedna jej część bardzo chciała, aby mężczyzna w końcu
zatrzymał samochód i wziął w ramiona, to druga buntowała się
przeciwko temu gwałtownie i żądała, aby Muriel wysiadła w końcu
z samochodu. Jednak nie zrobiła nic. Nie uczyniła żadnego ruchu w
kierunku Jorgosa ani nie poprosiła, aby się zatrzymał. Po prostu
siedziała i czekała, aż dojadą do celu.
Kiedy
samochód zatrzymał się przy krawężniku, panna Dumn zawahała się
na chwilę, a potem odwróciła się w stronę kierowcy.
-
Dziękuję - odpowiedziała, czując jak się czerwieni i pąsy
rozlewają się po całej twarzy i dekolcie. Jego spojrzenie
przewiercało ją na wskroś. Skuliła się w sobie, gdy na wąskich
ustach mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech. Nie wiedziała czy
drwił z niej czy był to przyjacielski uśmiech. To nie było ważne,
ważniejsze było to, że chciała z nim zostać i nie ważne czy na
jeden dzień czy na zawsze. Chciała z nim zostać! Ta myśl wydała
jej się tak szokująca, iż uznała, że tamta sytuacja w mieszkaniu
musiała w niej jeszcze pozostać, tak jak wrażenie pieszczot, które
rozgrzewały ją do czerwoności. Była jednak niewinna, nie
zasmakowała nigdy czegoś tak nieprawdopodobnego, w tamtej chwili
czuła się jak w niebie i nie mogła uwierzyć, że ten raj pokazał
jej Jorgos, którego do tej pory nienawidziła.
Do
tej pory, bo teraz nie mogła myśleć o nim źle, choć nie powinna
po tym jednym razie zmieniać o nim zdanie tylko dlatego, że jej
się podobało. Co miała jednak myśleć, gdy patrzył na nią w ten
sposób? To przecież jasne, że musiała przestać się na niego
złościć... Nie chciała tego robić, ale zrobiła. Uśmiechnęła
się mimowolnie, choć jej rozum krzyczał, buntował się
gwałtownie, żeby nie robiła nic, co mogłoby ją zbliżyć do
Kasapiego. Jednak serce i tak wiedziało swoje, a ona sama czuła się
rozdarta.
-
Nie ma za co - odpowiedział ze znaczącym uśmieszkiem. - Polecam
się na przyszłość - mruknął zamszowym głosem i pochylił się
w jej stronę, chciał ją pocałować, lecz Muriel zaparła się
ręką o jego tors i pokręciła głową.
-
Nie - odpowiedziała, choć dość niepewnie.
-
Dlaczego? - zapytał, pocierając nosem o jej szyję. Ta pieszczota
była słodka, cudowna i taka rozkoszna, że nie była w stanie
powstrzymać go przed tym łagodnym gestem.
-
Bo nie chcę - odpowiedziała w końcu, gdy zdołała zebrać myśli,
choć było bardzo ciężko.
-
Ale dlaczego nie chcesz? Nie pamiętasz jak było ci ze mną dobrze?
Nie pamiętasz, jak cię pieściłem, a ty zaciskałaś na mnie swe
palce i jęczałaś cicho? - Jego głos był łagodny, słodki i tak
cudownie podniecający. Bała się, że szybko złamie jej opory i
dokończą to, co zaczęli w mieszkaniu Stephena.
-
Przestań. Pamiętam to aż zbyt dobrze, ale to nie może się już
więcej powtórzyć. Nigdy więcej! I zapomnijmy o tym. - Usłyszała
jego śmiech, dźwięczny, nieco złośliwy.
-
Zapomnieć? Nigdy. Proś mnie o coś bardziej przyziemnego, dam ci
wszystko, ale nie pozwolę ci o tym zapomnieć - dodał z mocą, a
Muriel skuliła się w sobie. Wpadła jak śliwka w kompot!
-
Chyba oszalałeś! To był jednorazowy incydent, w dodatku niczego
nie skończyłeś, i jeszcze chcesz mi o tym przypominać? Po co?
Między nami nic nie będzie, bo oboje pochodzimy z różnych światów
i oczekujemy czegoś innego od życia. - Miała nadzieję, że teraz
wszystko się skończy, choć ta jej bezwstydna część natury nie
miała zamiaru godzić się na zniknięcie Jorgosa, nie po tym jak
jak całował, dotykał i pieścił. Musiał w końcu skończyć to,
co zaczął. Jednak rozum buntował się w niej gwałtownie i to
właśnie on w tej chwili przemawiał, aby wysiąść z samochodu i
uciec od niego.
-
W takim razie, musimy dokończyć. Lubię doprowadzać wszystkie
sprawy do finału. - Błysnął w jej stronę zawadiackim uśmiechem
i przysunął się do niej, aż poczuła jego zapach. Znów poczuła
wir w głowie, znów miała wrażenie, że świat zanika i zostają
tylko oni.
Jej
chwilową „nieuwagę” wykorzystał Kasapi i natychmiast przywarł
do jej ust w gorącym, natarczywym pocałunku, językiem zmuszając,
aby rozchyliła wargi. Zrobiła to z cichym jękiem, choć jej
jeszcze w miarę racjonalny umysł protestował przeciwko temu.
Próbowała go nawet odepchnąć, ale było za późno na protesty,
które powoli słabły, niknąc w ogniu, jaki nagle w niej wybuchł.
Pożądanie zalało ją ognistą falą. Szybko odwzajemniła
pocałunek i gdyby nie Diego, który zawarczał im tuż nad głowami,
zapewne mężczyzna dokończyłby to, co przerwał tak nagle.
Muriel
odsunęła się od niego z wciąż zamglonym wzrokiem, ale szybko
dotarło do niej, co się stało i po chwili gromiła go wzrokiem,
jednocześnie szukając ręką klamki.
-
Musiałeś?! - krzyknęła, bardziej zła na siebie za uległość,
niż na niego za ten pocałunek, który sprawił, że w końcu
poczuła, że żyje.
-
Nie mogłem się oprzeć. Pomyśl, Muriel, czy nie byłoby nam dobrze
razem? Wyobraź sobie te noce spędzane w moim dużym łóżku, kiedy
się kochamy. Nigdy nie myślałaś o tym? - zapytał z błyskiem w
oku, a jego chropowaty głos podziałał na nią jak narkotyk, który
omamił ją i prowadził ku przyjemności. Ale musiała przyznać
nawet, jeśli nie przed nim, to sama przed sobą, że zdarzało jej
się pomyśleć o nich w ten sposób. Nie lubiła, a jednocześnie
pragnęła tych cudownych wizji.
Poza
tym była kobietą, miała swoje potrzeby, pragnienia, które chciała
spełnić, a że Jorgos był taki chętny...
Poczuła
coś mokrego na policzku, Diego dotknął ją nosem i cicho
zaskomlał. Chciał wyjść, ona też powinna, im dłużej przebywała
w jego towarzystwie tym coraz więcej myślała, aby zgodzić się na
jego absurdalną propozycję.
-
To nie ma znaczenia, co myślę i tak nie powinniśmy się spotykać
- powiedziała i szarpnęła jednym ruchem za klamkę. Wyszła na
zewnątrz, a w jej rozpaloną od pocałunków twarz dmuchnął zimny
powiew wiatru, który przyniósł zapach zimy, która mogła pojawić
się lada chwila. Odwróciła się w stronę kierowcy i napotkała
równie zimne spojrzenie, co dzisiejszy wiatr. Wzdrygnęła się i
wypuściła na chodnik psa. Usłyszała jak Jorgos trzaska drzwiami.
Wolała, aby nie wychodził z samochodu i pozwolił jej odejść.
Dystans między nimi był jej potrzebny do trzeźwego osądu, a kiedy
on by blisko nie była w stanie zbyt dobrze myśleć, o ile w ogóle
przy nim myślała.
Jej
walka i tak chyba była bezsensu, bo, gdy dostrzegła na jego twarzy
determinację, zrozumiała, że nie ma szans na to, aby zostawił ją
w spokoju.
-
Dlaczego ja? - pytanie wymknęło jej się nim zdążyła ugryźć
się w język.
-
Bo potrzebujesz wsparcia finansowego, a ja mogę ci je dać,
natomiast ja chcę ciebie - odparł, idealnie odgadując jej myśli i
wyjaśniając wątpliwości.
-
Nie, nic z tego układu nie będzie. Nie zgodzę się na seks za
pieniądze, nie jestem żadną prostytutką!
-
Muriel, nie przeciągaj struny - ostrzegł ją z wściekłością
błyskającą w oczach. - Nigdy nie zniżyłbym się do tego, aby
kupować sobie kobietę. To układ, który przyniesie korzyści nam
obojgu. Nie będę płacił ci za seks, ja po prostu zrobię
wszystko, żeby twoja ciocia została wyleczona. My będziemy po
prostu parą, jeśli już chcesz wiedzieć.
-
Seks za pieniądze to seks za pieniądze. Nie dam zrobić z siebie
dziwki - warknęła i odwróciła się na pięcie.
Odeszła
zaledwie kilka kroków, gdy na przedramieniu poczuła mocny uścisk
dłoni Kasapiego. Szarpnął ją, aż przystanęła, a potem odwrócił
do siebie.
-
Nigdy więcej tak nie mów, bo jeśli jeszcze raz usłyszę to słowo,
a odpowiednio cię tak potraktuję. Gdybym chciał mieć dziwkę w
łóżku to poszedłbym do burdelu, ale ja chcę kobietę, chcę
ciebie. - Musiała przyznać, że to, co powiedział niezwykle jej
pochlebiło. Taki mężczyzna mógł mieć każdą kobietę na
skinienie palca, a chciał jej. Każda inna byłaby wniebowzięta
jego determinacją, ale nie ona. To był tylko jego chwilowy kaprys.
Chciał ją mieć, bo nagle okazało się, że była jedyną, która
potrafiła mu się oprzeć, która nie chciała ani jego pieniędzy,
ani zainteresowania. Gdyby tylko zgodziłaby się na układ, na pewno
już po paru miesiącach kazałby jej się wynosić, bo już nie była
mu do niczego potrzebna.
-
Nie - padła krótka odpowiedź, choć jej niewielka, pobudzona przez
pocałunki Jorgosa część powiedziała coś innego. - Żegnam.
-
Jeszcze nie skończyłem - odpowiedział groźnie i przysunął się
do niej blisko na tyle, na ile pozwalał mu warczący pies.
-
Ale ja tak. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. Każda rozmowa
dotycząca tej propozycji będzie kończyła się jednym moim słowem:
nie! Jeśli myślisz, że twoje pieniądze są dla mnie kuszące to
się mylisz. Brzydzę się bogatymi facetami, którzy myślą, że
mogą sobie kupić za nie dosłownie wszystko. Ale powiem ci jedno,
Jorgosie, nigdy nie kupisz miłości ani szacunku kobiety, jeśli
będziesz myślał, że bezpieczeństwo finansowe to wszystko, co
jest jej potrzebne do szczęścia. Masz pieniądze, ale nie masz nic
poza tym!
Wściekłość.
To, co w tej chwili czuł, to była właśnie wściekłość i to nie
dlatego, że Muriel powiedziała nie, ale dlatego, że miała
cholerną rację, a on nienawidził porażek. Dlatego właśnie
wyrwał jej smycz z ręki, drugą ją przytrzymując i wypuścił
psa. Diego, który w wielu przypadkach był bardzo lojalny wobec
swojej pani próbował nastraszyć intruza, ale ten nic nie robił sobie z jego obnażonych kłów i zjeżonej sierści, a gdy i jego pani nie reagowała po prostu skapitulował i przysiadł nieopodal. Kasapi miał teraz wolną rękę i tym samym
przyciągnął Muriel do siebie, miażdżąc jej usta w karcącym
pocałunku, bo jedynie tak mógł ją ukarać za to, co powiedziała,
choć przecież miała rację.
Wsunął
w jej usta natarczywy język, a dłonie powoli przesuwał w kierunku
pleców, potem pośladków i bioder. Kiedy Muriel przestała się
szarpać, zwolnił nieco i mocniej ją do siebie przyciągnął,
spowalniając pocałunek i pogłębiając go. Przestał, gdy wyczuł,
jak Muriel poddaje się i rozluźnia się. Westchnęła cicho i
spojrzała mu w oczy, świeciły się ciepłym blaskiem,
dostrzegł w nich wesołe iskierki, która nagle sprawiły, że wokół
serca poczuł ciepło. Uśmiechnął się i pogłaskał ją po
policzku.
-
Nie całuj mnie już więcej - mruknęła niewyraźnie i odwróciła
twarz w drugą stronę. Nie spojrzała mu w oczy, kiedy to mówiła.
-
Dlaczego? - zapytał, choć nagle prawda zaczęła do niego powoli
docierać.
-
Bo cię nie lubię!
Jej
wypowiedź wzbudziła w nim nie tylko szczere rozbawienie, ale znów
wokół serca rozlało się to przyjemne uczucie ciepła. I to
zaczęło mu przeszkadzać i coraz bardziej drażnić, bo nagle przez
jego starannie od wielu lat budowany pancerz chłodu, cynizmu i bez
emocjonalnego podejścia do życia, zaczęło przebijać się coś
nowego, a on koniecznie chciał pozostać taki, jaki był. Musiał
jednak jeszcze przez jakiś czas starać się znosić te niewygody,
gdyż obrał sobie jeden cel: musiał zdobyć Muriel i koniecznie
chciał to zrobić już przed świętami. I będzie ją miał.
-
Szkoda - odezwał się po chwili, gdy dziewczyna w końcu nieco się
uspokoiła - bo ja cię uwielbiam. - Dostrzegł, że jego wypowiedź
zrobiła na niej wrażenie. Uśmiechnął się łobuzersko i odwrócił
się na pięcie. Wsiadł do samochodu, pomachał oszołomionej
dziewczynie i odjechał jak gdyby nigdy nic.
Całą
drogę do domu snuł plany i domysły. Miał ochotę zawrócić i
wtargnąć do jej mieszkania, a potem wywieść ją daleko stąd.
Najlepiej do niewielkiego domu, który stał w Dolinie Aosty między
drzewami i górami. Zawiezie ją tam w końcu, bo uznał, że to
miejsce sprzyja romansom, tak twierdził jego ojciec i dziadek. A on
postanowił rozkochać w sobie Muriel.
Muriel
złapała psa i poszła w stronę kamienicy. W głowie miała totalny
chaos, który nie potrafiła uporządkować do takiego stanu, aby móc
rozgraniczyć, co myśli, a co czuje. Była zła na Jorgosa, to
pewne, ale również wciąż płonęła na wspomnienie jego
pocałunków.
Gdyby
tylko inaczej ją traktował...
Mieszkanie
jak zwykle przytłaczało ją ciszą i spokojem. Stary, kuchenny
zegar tykał głośno, a okrągłe wahadełko poruszało się
miarowo: to w lewo, to w prawo, to w lewo... Przyjrzała się
pomieszczeniu, w którym się znalazła. Było takie małe i takie
skromne... Wszystko wydawało jej się takie malutkie. Nie potrafiła
jednak wyprzeć się tego, iż kochała to miejsce, pomimo że nadal
kojarzyło jej się z awanturującym się ojcem i cichymi dniami,
wypełnionymi płaczem. Ten czas się skończył i miała nadzieję,
że chwile, gdzie prześladowało ją poczucie ciągłego zagrożenia już mineły.
Miała nadzieję, bo przecież jeszcze był Jorgos, choć on zagrażał
jej w zupełnie inny sposób. Czaił się jak pantera, gotowa do
skoku na swą ofiarę. Problem był jednak taki, że ofiara powoli
zaczęła mięknąć.
Kolejne
dni okazały się pasmem nerwowych chwil w szpitalu, gdy ciotka
nieświadomie powoli wyprowadzała ją z równowagi, robiąc lub
mówiąc rzeczy, które nieustannie przypominały jej o tym, iż nie
mają zbyt wiele pieniędzy na wyleczenie jej nie tylko po wypadku,
ale także nie stać ich było na dobre leki, które zatrzymałby
chorobę psychiczną, która, jak zauważyła Muriel, jeszcze bardziej się nasiliła. Nie miała na nią wpływu i
doskonale zdawała sobie sprawę, że dopiero potężny zastrzyk
gotówki mógłby im pomóc, zwłaszcza Melisandzie.
Doskonale
zdawała sobie sprawę, że sytuacja w jakiej się znalazła
pogarszała się z dnia na dzień. A myśl o tym, by zwrócić się o
pomoc do Jorgosa świtała jej coraz częściej, co przyprawiało ją
o zimne dreszcze. Nie mogła przecież tego zrobić! Nigdy w życiu!
Już nie chodziło o to, że musiałaby sypiać z Kasapim, ale po
czymś takim nie mogłaby już spojrzeć na siebie w lustrze. Jakby
się z tym czuła, gdyby się rozstali, Jorgos pożegnał
się, a ona została całkiem sama? Zawsze bała się przyszłości,
a po opuszczeniu jej byłego szefa... Czy miałaby w ogóle
jakąkolwiek przyszłość? Nie sądziła, aby po tym potrafiła się
pozbierać psychicznie. Znała siebie na tyle, iż doskonale zdawała
sobie sprawę z tego, że zadręczałaby się z tego powodu dniami i
nocami. Nie, więc nie mogła wziąć od Jorgosa pieniądze, płacąc
własnym ciałem. Gdyby to od niej zależało, uciekłaby przed nim z
Anglii, ale nie mogła. W Leeds trzymała ją ciotka, nie mogła jej
zostawić.
Ogarnęła
ją irytacja. Zawsze dbała o kogoś, nawet o pijanego ojca, który w
podzięce porównywał ją do matki. Teraz była Melisanda. Kochała
ją, ale miała powoli serdecznie dość niańczenia kobiety, która
choć nieświadoma swego stanu, robiła wszystko, by uprzykrzyć jej
życie. Spojrzała z ciężkim westchnieniem na psa, który leżał
na łóżku i przyglądał jej się, jak opatulona grubym, polarowym
kocem szukała w Internecie pracy. Na razie znalazła coś, co
mogłoby odpowiadać jej zdobytym kwalifikacjom i doświadczeniu.
Ogłoszeniodawca szukał kogoś na stanowisko sekretarki w małej,
ale dobrze rokującej na przyszłość firmie ubezpieczeniowej. Osoba
szukana na tym stanowisku musiała znać doskonale programy, które
jak się okazało były jedynie starszymi wersjami programów, które
obsługiwała w Kasapi Corporation. Uśmiechnęła się pod
nosem i wystukała numer, mając nadzieję, że uda jej się.
Kiedy
odebrała, w słuchawce rozległ się męski, spokojny głos.
-
Leonis Direct, słucham?
-
Dzień dobry. Dzwonię w sprawie ogłoszenia, jakie zamieściła
firma na stronie internetowej. Czy jest ono nadal aktualne? -
zapytała, a zaraz potem skrzywiła się z niesmakiem do samej
siebie. Nie lubiła dzwonić do obcych osób. Prościej było jej
wysłać e-mail z CV i czekać na odpowiedź. Z drugiej strony wolała
już od razu dowiedzieć się czy jest sens aby w ogóle je posyłać
do firmy.
-
Jest pani zainteresowana ofertą? - zapytał, a Muriel wyczuła w
jego głosie ciekawość i ulgę.
-
Tak! Oczywiście! - wybuchnęła podekscytowana, że w końcu miała,
marną, bo marną, ale jednak miała szanse na to, by przynajmniej
ktoś postarał zadać sobie trud i przeczytać jej skromne CV. Nie
liczyła na zbyt wiele, ale już samo to, że mężczyzna z nią
rozmawia, sprawiło, że Muriel nabrała więcej wiary w siebie i
przekonania, że może wcale nie jest taką niedojdą za jaką się
uważa. Może uda jej się zdobyć pracę i to już po kilku dniach
od odejścia z jednej.
-
W takim razie proszę wysłać na podany na stronie internetowej
e-mail swoje CV i czekać na odpowiedź. Sądzę, że w ciągu
tygodnia powinienem uporać się ze wszystkim i odezwę się do pani.
-
Dobrze, dziękuję w takim razie i do widzenia.
Poczekała,
aż rozmówca rozłączy się i dopiero wtedy odetchnęła głośno.
-
Trzymaj łapy, Diego! Musi się udać! - Wdrapała się na łóżko i
przylgnęła do psa, który natychmiast wykorzystał okazję i
nadstawił kosmatą głowę do pieszczot. - Jesteś chyba jedynym
mężczyzną, który nigdy mnie nie zawiódł.
Kolejne
dni spędziła raczej na leniuchowaniu, odpoczywaniu i zbieraniu siły
na cięższe dni. Cisza jaka panowała wokół niej sprawiała, że
znów powoli odzyskiwała poczucie bezpieczeństwa i jej świat
zaczął wracać do pionu. Jorgos milczał, podobnie jak Aberikos.
Odetchnęła z ulgą. Tego pierwszego wolała unikać jak ognia, bo
wiedziała, że po tym, co się działo w niedzielę nie była w
stanie zagwarantować samej sobie, że nie rzuci się w jego ramiona
i nie zgodzi się na jego pomoc. Nie mogła tego zrobić, więc póki
co, cieszyła się z chwili spokoju i braku odezwu ze strony byłego
szefa. Co do Aberikosa miała nadzieję, że już nigdy więcej nie
będzie musiała go oglądać! I nie obchodziło ją to, czy miała
rację, iż nie pozwoliła mu wyjaśnić tego, co obrączka robiła w
jego kieszeni. Nie ważne to było. Coś jednak musiała tam robić.
Za późno jednak było na jego wyjaśnienia. Umówiła się z nim,
ale tylko dlatego, że nie była asertywna. Musiała to zmienić.
Wszystko musi zmienić.
W
środę, tuż przed godziną dwudziestą, gdy wróciła ze spaceru,
zadzwoniła do niej Tracy.
-
Brakuje mi ciebie w firmie - zaczęła od razu, nawet się z nią nie
witając. Muriel uśmiechnęła się z zadowolenia, gdy usłyszała
jak koleżanka wzdycha zrezygnowana.
-
Aż tak jest źle? - zapytała niewinnym tonem. Tak naprawdę chciała
się dowiedzieć się czegoś nowego o Jorgosie.
-
Nie, wiesz, nie jest. To zadziwiające, ale czuję, że atmosfera w
firmie znacznie się polepszyła... - urwała nagle, bo zdała sobie
sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Było lepiej, bo nie było
Muriel. Jorgos przestał już krzyczeć i użerać się z nią. -
Znaczy, Jorgos jest taki... Miły do porzygu. Nie wiem, co się
stało.
-
To może dlatego, że mnie tam nie ma i nie musi już na mnie patrzeć -
wypowiedziała swoje myśli na głos. Tracy oczywiście zaprzeczyła
twierdząc, iż jego zachowanie nie ma z jej odejściem nic
wspólnego.
-
Rozmawiałam z nim ostatnio o tobie - zaczęła niepewnie jej
rozmówczyni, a Muriel poczuła w gardle gule.
-
Co?
-
Nie bój się, nic strasznego nie mówiliśmy - roześmiała się
Tracy. - Wspomniałam o tobie, gdy byłam u niego w gabinecie zanieść
mu ostatnie zestawienie ze sprzedaży telefonów dotykowych po
nawiązaniu współpracy z LG. I tak jakoś napomknęłam, że to
była twoja działka, bo ja zajmuję się wystawianiem faktur.
-
I co dalej? - zapytała, gdy koleżanka przerwała na moment.
Naprawdę chciała wiedzieć, co powiedział Jorgos. Ale to była
jedynie czysta, kobieca ciekawość i nie miało nic wspólnego z
tym, iż bardzo pragnęła, aby Kasapi choć raz dobrze wypowiedział
się o niej.
-
A Jorgos powiedział, że nie musiał nigdy poprawiać tego, co
robiłaś i zawsze dobrze się spisywałaś.
Muriel
uśmiechnęła się do siebie i westchnęła z ulgą. Czyli wcale nie
była taką złą pracownicą, skoro sam wielki Kasapi ją pochwalił.
I wierzyła w to, była przekonana, że nie powiedział to tylko pod
publikę, ale również tak myślał. Przecież i tak już nie
pracowała, więc oczernianie jej przed Tracy Gamble nic mu nie dało.
-
Mam nadzieję, że rzeczywiście tak było. Widzimy się w sobotę? -
zapytała, szybko zmieniając temat. Wolała już nie rozmawiać o
byłym szefie i skupić się na czymś innym.
-
No, jasne. Ostatnio wszedł do kin fajny film akcji, może się
wybierzemy, co? Masz ochotę?
-
Oczywiście. Dawno nie byłam w kinie. -
Propozycja wyjścia do kina była dla niej czymś w rodzaju
przepustki do normalnego świata, którego wcześniej nie zaznała.
Nie
miała normalnego dzieciństwa, bo jej matka po odejściu od ojca
wyprowadziła się na wieś, gdzie wiodły skromne życie. Luna jako
sprzątaczka w szkole podstawowej nie zarobiła dużo, w dodatku
sypiała z wieloma mężczyznami. Była wtedy mała i wiele rzeczy
nie wiedziała, ale po kilku latach uświadomiła ją sąsiadka,
która zadzwoniła do niej zapytać o to, co mają zrobić z domkiem,
który kupiła jej matka. Oczywiście nie omieszkała powiedzieć
jaką ona była osobą i z kim sypiała. Bolało ją to, że ta
kobieta z góry stwierdziła, że będzie taka sama. Oczywiście nie
powiedziała jej tego wprost, ale jej ton i dobór słów świadczyły
o tym, iż już została spisana na straty. Jako mała dziewczynka
marzyła o tym, aby z kimś się bawić, bo w promieniu kilometra nie
mieszkały żadne dzieci w jej wieku. Wszystkie były niestety dużo
starsze, więc nie chciały bawić się z kilkuletnią dziewczynką.
Matka nie poświęcała jej zbyt wiele czasu, bo ciągle twierdziła,
że jest zmęczona. Potem po jej nagłej śmierci, a zmarła
banalnie, w ten sam sposób, co ojciec: w wypadku, przeniosła się do Leeds, do ojca, który okazał się zwykłym bezdusznym draniem. Po ich śmierci nie odczuwała żadnej rozpaczy,
może jedynie pewną melancholię. Nie była z nimi związana
emocjonalnie, bo oni sami nigdy nie dali jej powodów do tego, aby
ich pokochała. Tak naprawdę nie chcieli jej i nie kochali. Nikt ją
nie chciał i nikt nie kochał.
Jorgos
twardo postanowił dać Muriel odrobinę czasu, aby mogła jeszcze
przez jakiś czas rozkoszować się spokojem i wakacjami, potem
przystąpi do działania. Wiedział doskonale, że jego pieszczoty
obudziły w niej dawno skrywane pragnienia, więc pewnie nie będzie
mogła zapomnieć o tym. Uśmiechnął się z zadowoleniem i
przyjrzał się Isabelli, a potem wzrok przeniósł na jej nowego
kochanka, obok Jordana siedział Robert i dalej Stephen. Wszyscy
świetnie się bawili w restauracji. Umówili się na kolację w tym
przyjaznym gronie. On też postanowił pójść, bo i tak nie miał
nic lepszego do roboty, a po za tym, poszedł, bo miał dość
cholernie pustego domu.
- Czemu masz taką skwaszoną minę, przyjacielu? - zapytał
szeptem Stevie i przyjrzał mu się uważnie.
-
Ty chyba nie widziałeś mojej skwaszonej miny - odpowiedział
Kasapi, a Warwick jedynie uniósł brew. Nie, oczywiście, że
widział. Znali się przecież od dwudziestu lat. Jakże mógł go
nie znać?
-
Myślisz o Muriel? - zapytał tylko, a Jorgos zjeżył się na to
pytanie, choć sam nie wiedział, dlaczego. Może właśnie dlatego,
że Stevie odgadł jego myśli, które miał zachować tylko dla siebie?
-
Mam lepsze zajęcie - odparł.
-
Powiedzmy, że ci wierzę. Co masz zamiar z nią zrobić? - Ta
rozmowa zaczęła dziwnie przypominać jakieś cholerne sprawozdanie,
ale wiedział, iż Stephen nie odpuści dopóki nie usłyszy, co
zamierza. Postanowił powiedzieć całą prawdę.
-
Rozkocham ją w sobie. Sprawię, że zakocha się we mnie, a potem ją
zdobędę - odpowiedział zadowolony ze swego prostego planu, który
wymagał od niego jedynie cierpliwości. Jednak mina zrzedła mu, gdy Stevie potrząsnął ze smutkiem głową.
-
Nie rób tego, Jorgosie. Nie krzywdź jej w ten sposób. To niezwykle
wrażliwa dziewczyna. Jeśli ją rozkochasz w sobie, a potem
porzucisz, to złamiesz jej serce. Odkąd to stałeś się taki
okrutny?
-
Och, przestań jej bronić - prychnął gniewnie Jorgos. Jak to się
stało, że skromna Muriel zjednała sobie serce Stephena i Roberta?
I przede wszystkim, kiedy? - Doskonale zdawałeś sobie sprawę z
moich zamiarów, a teraz nagle postanowiłeś bronić jej cnoty?
-
Nie gniewaj się Jorgosie, ale ja po prostu uważam, że nie
powinieneś dawać jej złudnej nadziei. Nie obiecuj jej czegoś, co
potem jej brutalnie odbierzesz. Jak myślisz, jak będzie się czuła,
gdy mówiąc, że cię kocha usłyszy twój drwiący śmiech? Nie
wierzę w to, że chcesz ją w ten sposób skrzywdzić. Nie mogę w
to uwierzyć, że mógłbyś być pozbawiony wszelkich skrupułów
sukinsynem. Jorgosie, jesteś mi jak brat, znam cię tyle lat: wiem
jaki jesteś. Wiem też, jaki nie jesteś. Udajesz przed Muriel i
przed innymi ludźmi kogoś, kim nie jesteś.
-
Czy mógł w końcu zrozumieć, że Muriel jest mi potrzebna jedynie
do spełnienia woli dziadka? No i do łóżka, bo wiesz doskonale, że
jej pragnę, ale muszę ją zdobyć poprzez rozkochanie jej w sobie,
bo przecież mnie nie cierpi. Nie straci na tym układzie nic poza
cnotą. Zyska jeszcze więcej, bogactwo, bezpieczeństwo i moje
nazwisko, jeśli ją poślubię - odpowiedział zirytowany. Jego
przyjaciel najwidoczniej bardzo polubił tą małą rudą czarownicę,
podobnie jak on, choć nieco inaczej.
-
Sam przyznaj, że nawaliłeś, a teraz frustruje cię to, że cię
nie chcę. Wcale jej się nie dziwię. - Kasapi zerknął na
przyjaciela, który najwidoczniej sam był sfrustrowany i
zdenerwowany. Chciał odpowiedzieć mu jakąś ironiczną uwagą, ale
przerwała mu Isabella:
-
O czym tak zawzięcie dyskutujecie? W towarzystwie nie ma sekretów.
- Uśmiechnęła się promiennie do nich obu, a Jorgos pomyślał, że
powinien pożądać Belli, a nie Muriel. Przy tej świadomej swego
urok kobiecie była zwykłą małą cnotką i blakła w jej blasku.
Nic jednak nie potrafiło go zmusić do tego, aby nagle zapragnąć
swej przyjaciółki i dawnej kochanki. Ich romans skończył się...
jakiś czas temu i nagle zdał sobie sprawę, że nigdy wcześniej
nie pałał naglącą potrzebą zaspokojenia potrzeby
uprawiania dzikiego seksu. Poruszył się i poczuł, jak twardnieje.
Naprawdę było z nim fatalnie, skoro podniecał się na samą myśl
o seksie. Zaraz pomyślał, marszcząc brwi, że jeśli
Muriel towarzyszyłaby mu na tej kolacji właśnie w tej chwili
wstałby i wyszedł, trzymając ją za rękę. Wsiedliby w samochód
i pojechali do domu, by mógł spełnić swe fantazje. Ale jej tutaj
nie było, więc musiał zacisnąć zęby i pomęczyć się jeszcze
pół godziny. Może w normalnych okolicznościach cieszyłoby go, że
siedzi razem z przyjaciółmi, ale akurat teraz nie znalazł się w
normalnej sytuacji, więc ich obecność jedynie go drażniła.
Najwidoczniej wyczuł to Stephen, który do końca kolacji posyłał
mu zjadliwe i drwiące uśmieszki, igrając z jego cierpliwością.
Jego przyjaciel naprawdę powinien zerwać z Robertem, tego chłopak
źle na niego wpływał.
W
końcu o godzinie dwudziestej trzeciej towarzystwo zebrało się i
wyszło z restauracji. Jorgos wraz z kochankiem Isabelli uregulowali
rachunek i potem dołączyli do grupki stojącej na chodniku.
-
Zostaw moją Bellę w spokoju - szepnął mu mężczyzna stojący
obok. Jego słowa sprawiły, że Kasapi obejrzał się do tyłu na
mężczyznę i uśmiechnął się drwiąco.
-
To znaczy? - zapytał, odwracając się do reszty plecami.
-
To znaczy przestań się na nią gapić, jakby nadal ci na niej
zależało, jasne? Toleruję cię tylko dlatego, że Isabella
traktuje cię jak przyjaciela, ale jeśli zobaczę, że ty nie
czujesz tego samego wobec niej i będziesz nadal chciał ją uwieść
to pożałujesz. - Jego poważny głos i zaborcze słowa dawniej
obudziłyby w nim wolę walki, dziś jednak wzruszył obojętnie
ramionami, w duchu ciesząc się z tego, iż jego wieloletnia
przyjaciółka znalazła kogoś, kto będzie o nią walczył.
-
Bella to moja przyjaciółka, nic więcej, nie musisz się martwić,
że ci ją odbiorę. Chodź, Jordanie, towarzystwo czeka - powiedział
i odwrócił się na pięcie.
Kiedy
zapakował Jordana i aktorkę do taksówki, poczekał aż Stephen i
Robert również odjadą. Pożegnał się z nimi i ruszył w kierunku
samochodu. Czarny SUV lśnił w świetle lamp. Mężczyzna podszedł
do niego i przystanął na chwilę pogrążony w myślach. Słowa
Stephena nie chciały go zostawić, przez resztę kolacji wciąż go
prześladowały. Serce Muriel to jedyna rzecz, której nie chciał.
Żadnej kobiecie nie obiecywał nic poza pieniędzmi i chwilową
uwagą. Z Muriel będzie to samo, choć już teraz wiedział, że nie
pozwoli jej tak szybko odejść. Poza tym jej serce nie wiele ucierpi
w tym układzie, bo to nie ona będzie musiała wziąć się za bary
ze świadomością pozbycia się wolności. Już teraz czuł jak się
dusił, jak żołądek zaczął niebezpiecznie buntować się na samo
wspomnienie słowa ślub. Musiał się wziąć w garść, nie był
małym chłopcem, który leżał skulony na łóżku i trząsł się
za strachu przed potworami czyhającymi w szafie i pod łóżkiem.
Był mężczyzną: zdecydowanym i zdeterminowanym i żadne
sentymentalne głupoty nie staną mu na drodze do celu. Z twardym
postanowieniem, iż od jutra zacznie uwodzić Muriel, wsiadł do
samochodu i z piskiem opon ruszył z miejsca.
-
W czym mogę pomóc? - zapytała jasnowłosa kobieta. Uśmiechnęła
się do niego promiennie. Jorgos dostrzegł na jej twarzy niewielką
bliznę. Odwrócił wzrok i skupił się na kwiatach, które otaczały
go zewsząd, przytłaczając swymi jaskrawymi kolorami i słodkim
zapachem. Tak pachniała Muriel. Jak kwiaty. Uśmiechnął się do
swoich myśli.
-
Szukam dwadzieścia jeden kwiatów, dla kobiety, którą chcę uwieść
- powiedział po prostu i zerknął na kobietę. Sprzedawczyni
poczerwieniała pod wpływem jego spojrzenia i chrząknęła
zakłopotana. No cóż, nie będzie mamił tej dziewczyny, że jest
szaleńczo zakochany i pragnie godnego bukietu kwiatów dla swej
ukochanej. - Ma pani coś odpowiedniego?
-
Wszyscy mężczyźni kupują czerwone lub pomarańczowe róże, ale
sądząc po pana minie chce pan czegoś innego, tak? Więc może
frezja i do tego konwalia? Frezja to zaproszenie do flirtu, a
konwalię wręcza się osobie, którą uważa się za piękną.
Jorgos
pokiwał jedynie głową i zgodził się z propozycją blondynki.
-
Co oznaczają pomarańczowe róże?
-
Zdradę lub pożądanie.
-
Proszę do tego bukietu dołączyć jeszcze jedną najbardziej
pomarańczową różę jaką znajdzie pani w sklepie. I chcę, aby
podobne bukiety posłano do tej dziewczyny, co dwie godziny, dobrze?
Przedtem jednak kurier niech przyjeżdża do mnie. Zapłacę za wszystko z góry - powiedział i wyjął portfel.
Pierwszy
bukiet przyszedł dwadzieścia po dziewiątej, w chwili, gdy Muriel
suszyła włosy. Gdy otworzyła drzwi miała wrażenie, że posłaniec
w zielonej koszulce polo, brązowych spodniach i zielonej czapce z
daszkiem pomylił adresy, ale gdy z kartki przeczytał adres, pod
który został wysłany uznała, że ktoś zrobił jej żart.
-
Oczywiście wszystko zostało już zapłacone - powiedział chłopak i
odszedł. Muriel wsunęła się do mieszkania i weszła z kwiatami do
niewielkiego saloniku. Usiadła na zniszczonej kanapie i poszukała
liściku. Serce zamarło jej w piersi, gdy przeczytała liścik
napisany pewną, męską ręką. Pochyłe pismo świadczyło o
zdecydowaniu i determinacji: Zapraszam Cię do mojego świata,
pełnego zmysłowych przygód i ekscytujących przeżyć.
Zakosztujesz smaku namiętności?
-
Bardzo śmieszne - szepnęła i wpatrzyła się w liścik. Kto to
mógłby napisać? Pismo wydało jej się znajome, ale nie miała
pojęcia, gdzie już widziała te pochyłe, zamaszyście napisane
litery.
Kolejny
bukiet kwiatów przyszedł, gdy siedziała w szpitalu. Ten sam
posłaniec wszedł do sali szpitalnej i widocznym zażenowaniem podał
jej kwiaty. Podobny bukiet, jaki dostała rano. Odszukała liścik i
przeczytała kolejna słowa: Czujesz już smak pożądania?
Czujesz, jak Cię dotykam? Chodź, poznaj prawdziwy smak rozkoszy.
Zapatrzyła
się na liścik. Poczuła jak rumieni się pod wpływem tych słów.
Kto to pisał? Nikt nie przychodził jej do głowy, prócz oczywiście
dwóch kandydatów, ale obaj przestali już się nią interesować.
Ponieważ
ciocia Melisanda musiała iść na badania kontrolne, Muriel poszła
do domu i obiecała, że jutro wpadnie na dłużej. Tak naprawdę
musiała uciec ze szpitala, bo nie ukrywała, że słowa napisane na
różowej karteczce wywołały w niej popłoch. Szybko przypomniała
sobie, co czuła będąc w ramionach Jorgosa. Przygryzła wargę i
weszła do mieszkania. Diego natychmiast przywitał się z nią
głośnym szczekaniem.
Popołudnie
spędziła z ciepłą herbatą i książką. Właśnie przewracała
stronę, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Z bijącym sercem podeszła
do nich i ostrożnie je uchyliła. W progu stał jeszcze bardziej niż
poprzednio zażenowany kurier. Podał jej kwiaty i z uśmiechem na
ustach pożegnał się z oniemiałą dziewczyną. Szybko zamknęła
za sobą drzwi i pognała do saloniku. Była ciekawa tego, co napisał
jej adorator.
Liścik
był niebieski, ale pismo było takie samo: Cały płonę. W
powietrzu unosi się zapach rozpalonej skóry. Podejdź i uwolnij
mnie od tego, albo spłoń razem ze mną. Połączmy się w tym
ognistym pożądaniu nadzy i spragnieni.
Nie,
to naprawdę zaczęło robić się przerażające i... ekscytujące!
Miała wrażenie, że ma do czynienia z jakimś roznamiętnionym
facetem, ale nie miała pojęcia, kto to mógłby być. Nie ośmieliła
się myśleć o jedynym mężczyźnie, który potrafił pobudzić jej
ciało jednym tylko dotykiem. Ale nikt inny nie przychodził jej do
głowy. Nie chciała brać tego pod uwagę, bo musiała przyznać
sama przed sobą, że bardzo jej się podobało to, co pisał. A
przecież obiecała sobie niedawno, że to co wydarzyło się w
mieszkaniu Stephena będzie tematem zakazanym.
O matko, uwielbiam rozbicie emocjonalne Muriel, matko jaki ona ma cudowny mętlik w głowie, aż teraz zaczynam ją za to uwielbiać. Wcześniej była uparta jak osioł, a teraz kiedy już myśli o nim tak słodko, a do tego nadal w pewnym momencie stopuje to jeszcze bardziej ją uwielbiam. A do tego bezpośredni Jorgos jest przecudowny, kocham go za te kwiaty. Mam nadzieje, że się w końcu tak porządnie spikną.
OdpowiedzUsuńNie mogę się aż tego doczekać.
Oo, czyli widzę, że powoli jednak przekonujesz się do niej? :) Cieszę się, mam nadzieję, że już w kolejnych rozdziałach już absolutnie ją pokochasz xD
UsuńSpikną się, spikną, nie martw się! :*
Ja też nie <3
o jezu. moim zdaniem Muriel powinna się zgodzić i pewnie to zrobi:D i już się nie mogę doczekać! świetnie piszesz, ale pewnie ci to kiedyś już pisałam...a pomysł z kwiatami? ŚWIETNY. w Muriel coraz częściej odzywa się pożądanie :D
OdpowiedzUsuńTo akurat wiedzą wszyscy:) Pewnie że się zgodzi, nie będę Wam mydlić oczu, w końcu to romans, a każdy romans jest dość przewidywalny:)
UsuńChciałabym, ale nie piszę świetnie, mimo to dziękuję za komplement. Muszę jeszcze duuużo ćwiczyć, żebym mogła zasłużyć na tę pochwałę.
A tak, odzywa się i chyba sama w końcu zrozumie, że nie ma sens walczyć.
Tak jak już Ci pisałam na gg, ja tam bym się nie wahała na miejscu Muriel, że kwiaty to sprawka Jorgosa, i natychmiast złożyła do sądu pozew z prośbą o zakaz zbliżania się XD nie wiem, jakoś nie dość, że wydało mi się to dziwnie stalkerskie, to jeszcze po przeczytaniu takiego liściku uznałabym chyba, że mój adorator jest niespełna rozumu XD ale ja to ja, ja generalnie w ogóle nie lubię ludzi i odczuwam głęboką niechęć, gdy dotykają mnie choćby przypadkiem, a mojemu szefowi, który z pewnością nie wygląda jak Jorgos, zdarza się to aż za często, więc może jestem uprzedzona. Ale tylko może XD za to podobała mi się pierwsza część rozdziału, bo Muriel zachowała się fajnie, nie jak bezbronna dziewica, tylko spokojnie i w miarę sensownie odpowiedziała Jorgosowi "nie", a on jeszcze w dodatku zrozumiał, że to była jego wina. Jestem za;) i niecierpliwie czekam na te dalsze perypetie, o których wspominałaś na gg ;p
OdpowiedzUsuńCałuję!
Hahaha, pewnie tak właśnie powinna zrobić, ale wtedy nie byłoby szczęśliwego zakończenia, no nie? :) Nie mogłam tak brutalnie zgasić miłosne zapędy Jorgosa, w końcu stara się ją uwieść, a robi to najlepiej jak potrafi<3
UsuńPowinnaś powiedzieć swojemu szefowi, żeby nieco ostudził swoje zapędy,bo nie życzysz sobie czegoś takiego. Też nie znoszę być dotykana przez obcych ludzi, zwłaszcza facetów, którym wydaję się, że są lovelasami, a nimi nie są. Mówiłam Ci, zamieszkajmy razem i razem będziemy kochać zwierzęta i nie lubić ludzi xD
Jezu, ja myślałam, że właśnie ta ostatnia część choć trochę Ci się spodoba, bo pierwsza jest całkiem od czapy, zwłaszcza ta z Jorgosem i Stephenem. Nie potrafiłam wtedy jakoś skupić się i puaczem nad tom scenom.
Ja też. Jezu, tak się nie mogę ich doczekać. Ale przygotuj się też na odrobinę ptasiego mleczka między tymi turbulencjami<3
Ja również! <3
Ahh, to napięcie! Uwielbiam jak je stwarzasz :)
OdpowiedzUsuńA Muriel wciąż się broni, odpędza się od tego Jorgosa jak od natrętnej muchy. Podziwiam ją, ja to bym dawno już albo zwariowała, albo wylądowała z nim w łóżku...
Ten facet wzbudza takie pożądanie, że nawet lodowiec by się roztopił. I nieźle sobie to wymyślił, uśpić jej czujność a potem skoczy do ataku jak przyczajona pantera i nie będzie już odwrotu.
Ciekawa jestem tylko, czy tymi staraniami osiągnie swój cel na tyle, aby Muriel uwierzyła mu zakochując się w nim i zgodziła za niego wyjść? W końcu ona nie jest taka głupia jak mu się chyba wydaje...
Czekam na następny i Pozdrawiam ;)