3.10.2013

30. Krok do przodu


Ubrała się w czarną sukienkę z falującą koronką na biuście, który na dzisiejszą okazję nie obwiązywała bandażem, choć bardzo chciała. Musiała jednak porzucić ten pomysł. Miała go już dość, więc sukienka jedynie wyeksponowała jej wdzięki. Włosy związała czarną wstążką, szpilki tego samego koloru stukały głośno po parkiecie. Rzęsy mocno wytuszowała, a twarz lekko przypudrowała. Tak skromnie ubrana otworzyła drzwi, gdy zadzwonił dzwonek. Zjawił się punktualnie, pomyślała z rezygnacją.
- Dobry wieczór - przywitał się Jorgos cichym, zmysłowym głosem, wędrując wzrokiem po jej ciele. Skuliła się w sobie, gdy jego zachwycone spojrzenie spoczęło na biuście. Gdyby nie był taki duży czułaby się inaczej. Mleczne półkule ładnie prezentowały się w koronkach, a czarna, przylegająca do ciała sukienka eksponowała jej szczupłą figurę. Natomiast szpilki optycznie wydłużyły nogi. - Pięknie dziś wyglądasz - powiedział, gdy spojrzał jej w oczy. Muriel kiwnęła tylko głową i przesunęła się w drzwiach, aby go wpuścić. Owionął ją mocny, męski zapach perfum. Zakręciło jej się w głowie od tego seksownego zapachu. Przyjrzała się jego szerokim plecom. Był rosłym, postawnym mężczyzną. Był ucieleśnieniem marzeń każdej kobiety, jej także, ale ponieważ między nimi nadal panowała chłodna rezerwa, nie chciała nawet poddać się pożądaniu, które mimowolnie w niej obudził, a które teraz nagle przypomniało o sobie, gdy zobaczyła jak odwraca się do niej powoli. Spuściła szybko wzrok i przeszła obok niego.
- Napijesz się kawy? Zdążymy - powiedziała, zerkając na zegarek wiszący na ścianie w kuchni. Sama nie wiedziała, po co go tu przyprowadziła. To małe pomieszczenie jedynie wyeksponowało jego szerokie barki, czarną czuprynę i stalowe oczy. Czyż nie był idealny? Czyż nie przypominał mężczyzny, o którym śniła co noc, gdy dopadła ją samotność i marzyła, by mieć kogoś przy sobie. A teraz stał przed nią Jorgos. Dlaczego on?
- Nie, dziękuję. Gdzie twoja krwiożercza bestia? - zapytał, lustrując kuchnie wzrokiem.
- Diego? Diego jest u pani Brin. Uznałam, że dobrze się nim zaopiekuje podczas mojej chwilowej nieobecności - powiedziała znaczącym głosem. Postanowiła zaprowadzić tam psa, bo bała się, że wilczur zrobi coś niespodziewanego, a jej bardzo to się spodoba. Jorgos uśmiechnął się do niej kpiąco, unosząc wysoko czarną brew. Może gdyby nie był takim cholernym przystojniakiem potrafiłaby mu się przeciwstawić, ale nie, musiał wyglądać tak, jak wyglądał. A w dodatku jego czarna marynarka podkreślała jego urodę.
- Możemy już iść? Taksówka już czeka. - Dłonią wskazał wyjście. Muriel westchnęła i popatrzyła na niego spod rzęs. Nie uśmiechało jej się siadać blisko obok niego. Rozpraszał jej uwagę, więc jak miała skupić się na rozmowie czy na myśleniu o tym, że nie powinna była zgadzać się na tę kolację?
- Taksówka? Nie przyjechałeś własnym samochodem? - zapytała, zaciekawiona i dlatego, iż chciała odciągnąć myśli od niepokojących spraw.
- Nie, chce się napić - powiedział, uśmiechając się do niej w ten swój cudowny, uwodzicielski sposób. Zarumieniła się pod jego wpływem i złapała wiszący na oparciu krzesła płaszcz. Nim zdążyła go włożyć. Jorgos wziął go od niej i nałożył jej na ramiona. W pewnym momencie poczuła, jak jego palce muskają jej kark, niby przypadkiem, ale wiedziała, że zrobił to specjalnie. Po plecach przez rdzeń przeszedł ją impuls elektryczny, porażając mięśnie. Zastygła w bezruchu oczekując dalszych jego ruchów. Wyczuła jak się pochyla tuż nad nią, poczuła ciepły oddech na karku i zadrżała w oczekiwaniu na ciąg dalszy, który był jeszcze bardziej niesamowity. Pochylił się nad nią i szorstkimi wargami dotknął miejsca tuż za uchem. Przypływ pożądania niemal zwalił ją z nóg, gdy jedno ramię mężczyzny otoczyło ją w pasie, a dłoń zawędrowała na dekolt sukienki. Zacisnął lekko palce na jej lewej piersi. Serce zaczęło galopować w niej, niczym dziki koń, zrywając się z postronków.
- Nie wiem, jak się powstrzymam - szepnął jej wprost do ucha. Miała ochotę powiedzieć, że nie musi tego robić, że jest jego, że teraz są sami w mieszkaniu, a jej pokój znajduje się tuż obok. Jednak duma i resztki rozsądku wygrały. Złapała głęboki oddech i odsunęła się od niego, mierząc go uważnym spojrzeniem. Patrzył na nią wnikliwie, badawczo, z ogniem płonącym w szarych oczach. Był równie poruszony, co ona. Nie dało się ukryć, że i on również podniecił się tym krótkim, nic nie znaczącym zbliżeniem.
- Cho... chodźmy już - wyjąkała, czując jak pąsowieje. Nie, zdecydowanie nie powinna być tak blisko niego. Już traciła rozsądek, a co by było, gdyby przebywali ze sobą zdecydowanie więcej czasu? Wolała nie myśleć.
Jak zwykle między nimi panowało milczenie. Tym razem jednak Muriel była zdecydowanie bardziej zdenerwowana. Z nadmiaru emocji jakie jej towarzyszyły, zaczęła wykręcać torebkę. zaplatając na palcach cieniutki łańcuszek. Nie patrzyła na Jorgosa, bała się, że jeśli to zrobi, to zapewne popełni błąd. Wolała wmawiać sobie, że Kasapi siedzi spokojnie rozparty na siedzeniu obok i chłodnym wzrokiem lustruje widok za oknem. Spojrzała z ciekawością w tamtym kierunku, lecz szybko odwróciła wzrok. Patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Gdyby przesunęła się odrobinę w lewo mogłaby przytulić się do niego, ale nie zrobiła tego. Wyjrzała przez okno, udając, że interesuje ją ulica rozświetlana przez lampy. Coś na kształt cichego śmiechu dobiegło ją od strony mężczyzny. Zacisnęła wargi i w myślach policzyła do dziesięciu, aby uspokoić nerwy. Serce tłukło się w klatce piersiowej, a w gardle czuła ogromną gulę, która nie chciała zniknąć.
W końcu dojechali na miejsce. Restauracja znajdowała się w miłej i cichej okolicy. Wokół budynku rozciągał się plac wyłożony kostką brukową i obsadzony krzewami oraz drzewami. Cały teren ogrodzono drewnianym płotem, a dodatkowo obsadzono jeszcze tujami równie przystrzyżonymi. Czerwony neon głosił, iż miejsce, w którym się znajdowali nazywało się: Ancora Restaurant. Cały budynek był podświetlony, więc gdy Kasapi regulował rachunek z taksówkarzem, Muriel mogła przez chwilę przyjrzeć się restauracji. Anocra była jednopiętrowa, w której brylował drewniany styl. Barierki, okalające werandę oraz balkon znajdujący się po wschodniej stronie były drewniane, podobnie jak taras i schody. Jednak ten uroczy wygląd psuły plastikowe okna, w tej chwili lekko uchylone. Na brukowanym podwórku dzięki temu roznosił się cudowny zapach potraw. Muriel wciągnęła nosem zimne powietrze i szczelniej opatuliła się płaszczem. Zapach zimy i przysmaków wymieszał się i zaostrzył jej apetyt.
- Chodźmy - powiedział Jorgos, gdy w końcu zapłacił rachunek. Jedną ręką położył jej na plecach i delikatnie popchnął w stronę drewnianych drzwi, a druga wskazał jej drogę.
Przez gruby materiał poczuła jego ciepłą, silną dłoń, która potrafiła wyczyniać cuda z jej ciałem. Przełknęła nerwowo ślinkę i próbowała się odsunąć, lecz Jorgos złapał ją delikatnie za łokieć i przyciągnął ją do siebie blisko, aż poczuła jego zapach. Z wrażenia zakręciło jej się w głowie, ale szła dalej. W końcu znaleźli się w przestronnym holu, a przy wysokim kontuarze stała szczupła, średniego wzrostu kobieta. Jej czarne włosy połyskiwały w blasku żyrandolu zawieszonego wysoko nad ich głowami. Ancora w środku wyglądała jeszcze lepiej niż na zewnątrz. Tu również dominowało drewno, ale ściany pomalowane były na czerwony, stonowany kolor, a do tego długie bordowe zasłony, stoliki nakryte były obrusami w takim samym kolorze. Restauracja oświetlona była pięknymi żyrandolami z wiszącymi kryształami, a do tego na małych półeczkach ustawiono świece. Wszędzie panowała romantyczna atmosfera, w powietrzu czuć było miłość. Muriel dostrzegła, że stoliki w głównej części sali były dla dwóch osób, nie wiedziała, jak było z tymi ukrytymi za wnękami i parawanami, ale nie spodziewała się niczego innego.
Więc Jorgos przywiózł ją tutaj, bo sądził, że atmosfera tego miejsca w jakiś sposób na nią wpłynie. Cóż, w innych okolicznościach... Zapewne tak by się stało. Musiała uzbroić się w cierpliwość i nie dać zwieść się mężczyźnie, który wyglądał i pachniał jak uosobienie ideału. Nie mogła się poddać, nie mogła mu ulec.
Poczuła ciepłą dłoń na plecach.
- Zdejmijmy płaszcze - powiedział łagodnym głosem. Po plecach przeszedł ją rozkoszny dreszcz. Walka byłaby prosta, gdyby nie działał na nią w ten sposób.
Odebrał od niej nakrycie i chwycił jej dłoń w mocny uścisk. Nie powinna tak się czuć, bo wielokrotnie Kasapi ranił ją swym zachowaniem, ale dziś po tym geście poczuła się bezpieczniej, jakby jego obecność odgoniła całe zło, co było absurdalne i głupie. Przecież przy nim nie mogła czuć się tak, jak się czuła. To on właśnie był zagrożeniem, to jego powinna się obawiać i unikać, ale w jakiś sposób nie była skłonna uczynić w tym kierunku nic więcej, niż pozwolić się zaprowadzić w głąb sali i usiąść w najdalszym zakątku restauracji, otoczeni z trzech stron ścianą, a z przodu zasłonięci parawanem i drewnianą drabinką, przytrzymującą jakąś pnącą roślinę. Ich stolik był inny niż reszta, bo oboje usiedli na bordowej sofie, niedaleko siebie. Atmosfera z każdą sekundą tężała, w powietrzu czuć było unoszące się napięcie. Muriel pilnowała się, aby nie zrobić lub nie powiedzieć czegoś głupiego. Robiła wszystko, żeby się nie poddać temu, co działo się wokół. Wolała już być do końca życia sama, niż przez chwilę pozwolić sobie na kilka minut zapomnienia.
- Muriel, rozluźnij się, jesteś strasznie spięta. Przecież cię nie zjem - powiedział łagodnym głosem. Zerknęła na niego. Był nadzwyczaj spokojny, łagodny i kulturalny. Dziwny wyraz jaki zagościł na jego twarzy w taksówce zniknął, a ostre rysy twarzy nieco złagodniały. Wyglądał zdecydowanie przystojniej, gdy nie chodził ciągle nachmurzony lub nie sypał złośliwościami. - Ubrudziłem się czymś? - zapytał i dłonią potarł policzki, a potem palcem przejechał w kącikach ust. Muriel przełknęła nerwowo ślinkę. Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się niepewnie, kierując wzrok na roślinę, która pięła się wokół nich, tworząc coś w rodzaju niewielkiego baldachimu.
Po chwili przyszedł kelner i przyniósł im kartę win oraz menu. Muriel skupiła się na wybraniu wina i posiłku. Może uda jej się oderwać myśli od sytuacji, w jakiej się znalazła.
- Wybrałaś już coś? - znów odezwał się Kasapi. Spojrzała na niego i wzruszyła ramionami. - Może być bourdeaux? Bardzo pasuje mi do ciebie. Słodkie, choć jednocześnie kwaśne wino. Wydaje się być mieszanką wybuchową.
- Bardzo śmieszne - burknęła, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć.
- Liczyłem, że podziękujesz za komplement, ale dobre i to. No więc, skoro już mamy za sobą pierwsze słowa od dłuższego czasu, to może przejdźmy do omawiania dań, co ty na to? Czy życzysz sobie coś konkretnego na kolację? - Był szarmancki, mówił łagodnym, lecz nieco rozbawionym głosem, a w jego oczach widziała wesołe ogniki, lecz nie nie śmiał się z niej. Nie wiedziała, skąd ta pewność, ale w ostatnich minutach nie powiedział nic, co mogłoby sugerować, że drwi z niej.
- Zdaję się na ciebie. Najwidoczniej doskonale znasz to miejsce, więc poleć mi coś - dodała ze słyszalną w jej piskliwym ze zdenerwowania głosie złośliwością. Złapała za róg obrusu i zaczęła go skubać, jakby to było bardzo zajmujące zajęcie.
Nie patrzyła na niego, więc nie mogła też zobaczyć wyrazu jego twarzy, ale wolała unikać wszelkiego kontaktu z jego hipnotyzującymi oczami. Napatrzyła się już wystarczająco długo. Teraz pora włączyć ostrożność i uzbroić się w cierpliwość. Musiała przetrwać ten wieczór w nienaruszonym stanie. Była tak zdenerwowana. iż niemal porwała materiał na strzępy i gdyby nie duża, ciepła dłoń, która nakryła jej znacznie drobniejszą.
- Przestań, Muriel - powiedział cicho, nachylając się w jej stronę. Ciepły oddech Jorgosa połaskotał ją w policzek i ucho. Odsunęła się od niego.
- Nie tak blisko - syknęła i potrząsnęła głową. Jorgos uśmiechnął się jedynie i posłusznie powrócił na swoje miejsce.
- A co do kolacji, to ja proponuję na przystawkę pozycję czwartą - powiedział i błysnął w jej stronę znaczącym uśmieszkiem.
Muriel jednak zignorowała go i spojrzała w kartę. Pod wybranym numerem znajdowała się sałatka z fig i szynki parmeńskiej. Uniosła brew zaciekawiona tym daniem i dalej słuchała wyboru Kasapiego, co do kolacji. Na pierwsze danie wybrał lekki krem z kurek, a na danie główne pieczoną kaczkę w pomarańczach i winie. Deser miała wybrać ona, więc zdecydowała się na porcję lodów obficie polanych czekoladą i bitą śmietaną. Kelner przyszedł, odebrał ich zamówienie i poszedł. Dzięki temu mieli chwilę dla siebie.
- Wyglądasz na zdenerwowaną - szepnął cicho i nieco zmienił układ ułożenia ciała tak, aby jego prawa ręką znalazła się tuż za jej głową. Muriel poczuła mrowienie na karku i niemal czuła jak niewielkie impulsy elektryczne skaczą jej po szyi.
- Ja? No co ty? - bąknęła zmieszana jego zbytnią bliskością. - Wcale nie jestem zdenerwowana. Siedzę z facetem, którego nie znoszę, więc nie widzę powodu do nerwów. - Kasapi w odpowiedzi na jej niezwykle spokojną wypowiedź okraszoną nerwowym drżeniem ust, wybuchnął głośnym śmiechem.
- Och, Muriel, jesteś rozbrajająca - powiedział, szczerze rozbawiony.
- Bardzo śmieszne - mruknęła i łypnęła na niego kątem oka. Jego zbytnia bliskość sprawiła, że myśli umykały jej powoli z umysłu, jedna po drugiej. W końcu poczuła, że kręci jej się w głowie i ma pustkę, której nie jest w stanie się pozbyć. Czuła, jak powoli zapada się w miękką ciemność, tracąc kontakt z rzeczywistością. Jorgos rzucił na nią czar, który omamił ją, zauroczył. Przełknęła nerwowo ślinkę i próbowała skupić się na czymś, co pozwoli jej oderwać się od ogarniającego ją gorąca i poczucia bezradności.
- Powiedz mi, jak czuje się twoja ciocia? - zapytał, czym nieświadomie wybawił ją z kłopotu. Taka prosta i banalna rozmowa na pewno pomoże jej zapomnieć o tym, że Jorgos siedzi zbyt blisko niej i że od tego robi jej się z sekundy na sekundę coraz bardziej gorąco.
- Dobrze. Z każdym dniem coraz lepiej. Przynajmniej fizycznie - dodała jeszcze i z westchnieniem spojrzała na niego, jakby w tej chwili miał ujawnić swój szatański plan.
- A co z psychiką? Czy ona bardzo ucierpiała po wypadku? - zapytał, uważnie śledząc jej nerwowe ruchy. Muriel spojrzała na niego niepewnie, przygryzła dolną wargę i westchnęła.
- Można tak powiedzieć. Psychicznie choruje od bardzo wielu lat, w sumie już nawet nie pamiętam, kiedy to się zaczęło - odpowiedziała i umknęła spojrzeniem w bok. Choroba ciotki była sprawą delikatną i wrażliwą, nie lubiła o tym rozmawiać. A już na pewno nie z Jorgosem. - Po wypadku jej stan pogorszył się, więc można powiedzieć, że wypadek zrobił swoje.
- Rozumiem. Przykro mi, Muriel. Musi być ci ciężko z ciocią - powiedział to łagodnym, nieco przyciszonym tonem. Dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę, mierząc go podejrzliwym wzrokiem, ale po chwili zrezygnowała i wypuściła powietrze ze świstem.
- Trochę, ale jak widzisz, radzę sobie i wcale nie idzie mi źle - odparowała, dumnie unosząc podbródek.
Jorgos odsunął się od dziewczyny i przyjrzał jej się uważnie, z powątpieniem przyznając jej rację. Owszem, może i radziła sobie, jako tako, ale już teraz widział objawy wieloletniej opieki nad ciotką. Cienie pod oczami, nieco szara cera i zmęczona twarz. Widział jej oczy z bliska, widział, jak płonęły, gdy jej dotykał lub całował, ale teraz, gdy prowadzili spokojną rozmowę dostrzegł w nich wyczerpanie, była u kresu sił.
Ogarnęły go dziwne emocje, które nie miały nic wspólnego z fizyczną bliskością Muriel. Owszem, podniecała go jak wszyscy diabli, ale z drugiej strony odezwały się w nim uczucia, o które by się nie podejrzewał. Opiekuńczość, czułość i absurdalna chęć podarowania jej jego nazwiska, tylko po to, by otworzyć jej drogę do spełnienia marzeń. To właśnie go zaatakowało i to wszystko jednocześnie zaczęło go przerażać, bo nie wiedział, co z tymi uczuciami zrobić. Przełknął ślinkę, czując jak wzbiera w nim fala gorąca, niepożądanego uczucia, którego nie umiał nazwać, ale boleśnie tłukło mu się w piersi. Czuł ścisk w gardle, więc odsunął się od swej towarzyszki, lecz nieprzyjemne odczucia nadal w nim siedziały, jakby utkwiły w nim głęboko niczym kolec lub zadra. Nabrał gwałtownie powietrza.
- Wybacz mi na chwilę - powiedział chropowatym od natłoku emocji głosem i wstał, nie czekając na jej odpowiedzieć. Zaskoczona Muriel nie zdążyła nawet odpowiedzieć, gdyż Jorgos wyszedł z ich przytulnego zakątka i zniknął gdzieś za parawanem.
Łazienka znajdowała się na końcu korytarza, który niewidoczny był z miejsca, w którym mieli stolik. Musiał przejść przez środek sali i dopiero wtedy znalazł się w chłodnym korytarzu. Wszedł do jasno oświetlonego pomieszczenia i spojrzał w lustro, które wisiało tuż nad umywalką. Podszedł do niego i oparł się o ścianę, czując, jak chłodna powierzchnia przenika przez ubranie i chłodzi jego rozpaloną skórę.
Odetchnął kilkakrotnie, a potem roześmiał się szyderczo, czując jak znów wraca do siebie. Ta chwilowa "niedyspozycja" sprawiła, że poczuł pogardę do samego siebie. Przez chwilę uległ słabości i niemal poddał się strachowi. Musi wrócić i zacząć uwodzić Muriel. Kłamał, kolacja była jego ostatnią deską ratunku. Uwiedzie ją, a potem pokaże, że z nim będzie jej najlepiej. Przywołał na uśmiech łobuzerski, nieco cyniczny uśmieszek i wyszedł.
Zastał Muriel kartkującą menu. Jej szeroko otwarte oczy i usta rozbawiły go nieco. Na pewno przeraziły ją ceny. Właśnie dlatego wybrał tę bardzo drogą restaurację, aby pokazać jej, że stać go na takie rzeczy, żeby nie musiała się martwić o pieniądze. Wsunął się na sofę tuż obok niej i pochylił się w jej stronę, wdychając jej lekki, słodki zapach.
- Co się stało, agapi mou? Zobaczyłaś coś przerażającego? - szepnął zmysłowym głosem. Zobaczył, jak dziewczyna sztywnieje, a potem głęboki rumień oblewa jej blade policzki. Przy nim nabierze kolorów.
- Nie - odpowiedziała sztywno i odłożyła kartę.
Gdy kelner przyniósł zamówione wcześniej wino, Kasapi nalał do kieliszków bordowy trunek i jeden podał rudej czarownicy, która nagle znów zmieniła swoje nastawienie i obrzuciła go gniewnym spojrzeniem. Uwielbiał, gdy się złościła! Jednak przyjęła alkohol bez słowa protestu i wychyliła trochę, zaledwie mocząc usta. Ten gest przyciągnął jego wzrok to pięknie wykrojonych warg, których smak prześladował go do tej pory, w nocy kusząc go i przywodząc do obłędu, gdy budził się z wrażeniem, że te właśnie usta całowały go i pieściły w kontrowersyjny sposób. Jego erotyczne fantazje stawały się coraz bardziej odważniejsze, a Muriel była w nich  kusząca, bezwstydna i śmiała. Kołysała się tuż nad nim, a jej włosy oblały jego pierś złoto-rudą kaskadą, gdy pochylała swą głowę. Czuł jej gorące wargi na sobie, czuł jak siada na nim i pochyla się do przodu, a potem jej ruda głowa zsuwa się niżej, a jej włosy zasłaniają mu widok, tak kuszący i podniecający. Miała gorące usta i bardzo zwinny język, tak zwinny, że już sam nie wiedział, czy to wszystko było tylko wytworem jego wyobraźni czy może tak jest naprawdę. Musiał się o tym przekonać.
Najwidoczniej jego obiekt niespełnionych jeszcze fantazji czymś się denerwował, bo gdy tylko spojrzała mu w oczy, jednym haustem wypiła resztkę wina, które powinno się smakować powoli i z namaszczeniem. I gdy złapał za butelkę nie protestowała i podsunęła mu lampkę, aby wypełnił je winem. Uśmiechnęła się. Dobrze, pomyślał, niech zaszumi jej w głowie.
- Muriel, czy ty jesteś zdenerwowana? - zapytał z drwiącym uśmieszkiem. Chciał wydobyć z niej iskry, chciał widzieć jej płonące oczy.
- Oczywiście, że nie! - odburknęła i upiła łyk alkoholu, który najwidoczniej zaczął swe działanie, gdyż dostrzegł na jej policzkach niewielkie jasnoróżowe plamy.
- To w takim razie bardzo mnie to cieszy - urwał, ponieważ kelner już wniósł tacę z pierwszym daniem.
Podczas kolacji niewiele mówili, zazwyczaj Jorgos prowadził monolog, który dotyczył głównie firmy. Chciał jej dać do zrozumienia, że jednak źle zrobiła odchodząc z Kasapi Corporation, a on sam żałował, że był wobec niej taki wredny. Nie przeprosił wprost, ale miał nadzieję, że domyśliła się o co mu chodzi.
Ich rwąca się rozmowa w końcu nabrała rumieńców, gdy Jorgos zapytał Muriel o kredyt, a ona sama była już w połowie czwartej lampki wina.
- Dlaczego obchodzi cię, co się stanie z kredytem? On jest mój, więc nie rozumiem, dlaczego miałoby cię to interesować - obruszyła się nieco i łypnęła na niego podejrzliwie.
- Kredyt to jedyna rzecz, której ludzie nie chcą.
- Ale to też jedyna rzecz, która ratuje ich w potrzebie.
- Chwilowo, bo potem trzeba go spłacić. Czy stać cię na to, Muriel? Powiedz mi, czy jesteś w stanie go spłacić?
Nie była i oboje o tym wiedzieli, a ona uświadomiła to sobie z całą wyrazistością. Gdy tak siedziała w tej skromnej sukience i jadła te drogie potrawy i piła wino, którego kieliszek kosztował więcej niż cała butelka jej ulubionego wina z niższej półki. Jego było stać na takie kolacje, a ją nie. On poradziłby sobie z tym kredytem, a ona obawiała się, czy będzie ją w ogóle stać na jego spłatę. Co w takim razie miała zrobić? Czy musiała koniecznie ulec Kasapiemu i poddać się bez walki? Ale on ci pomoże, szepnął cichy głosik w głowie. Potrząsnęła głową i westchnęła. Spojrzała na mężczyznę, wpatrywał się w nią uważnie. Przeszył ją przyjemny dreszcz. Wolałaby, żeby jego spojrzenie nie było tak łagodne, mogłaby wtedy myśleć racjonalnie i mogłaby wmówić sobie, że go nienawidzi, ale przychodziło jej to coraz trudniej.
Przysyłał jej kwiaty z liścikami pełnymi erotycznych tekstów, które rozpaliły ją bardziej, niż pocałunki, bo podziałały na jej wyobraźnię, rozgrzały jej zmysły jak nigdy wcześniej. Poczuła, że na policzki wypełza jej czerwony rumieniec, a powietrze wibruję od napięcia jakie nagle zapanowało między nimi.
Jorgos przysunął się do niej i poczuła jak palcem przesuwa po jej nagim ramieniu, które już po chwili pokryło się gęsią skórką. Zadrżała i próbowała się odsunąć, ale w chwili, gdy to zrobiła i mężczyzna zmienił miejsce. Westchnęła głośno, udając znudzenie, choć w środku gotowała się. Nie wiedziała tylko czy ze złości, czy może od tego przyjemnego uczucia, jakie przeszywało ją raz za razem, gdy jej dotykał. Wszystko w niej pulsowało i oczekiwało kolejnego jego kroku, ale nic takiego się nie stało. Jorgos nagle się odsunął, a do ich cichego zakątka wszedł kelner, który wniósł deser.
Cisza była nieznośna. Czuła na sobie jego uważne spojrzenie, lecz nie potrafiła wykrztusić ani słowa. Ale co miałaby powiedzieć? Nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
- Co u twoich przyjaciół? - zapytała w końcu, żeby tylko coś powiedzieć.
- Dobrze, że pytasz. Ciągle mnie wypytują, kiedy znów się zobaczycie. - Muriel odwróciła się gwałtownie do niego i wysoko uniosła brwi, zaskoczona tym, co powiedział.
- Niemożliwe - wykrztusiła.
- A jednak. Stevie i Bobbie bardzo cię polubili. Więc pomyślałem, że chciałabyś kiedyś wybrać się z nami na kolację...
- O nie! Mówiłeś, że dasz mi spokój. Ta kolacja miała być podobno ostatnia - zaprotestowała gwałtownie, czując rosnącą panikę
- Muriel, uspokój się. Napij się jeszcze wina, dobrze ci zrobi - nalał do pustej lampki odrobinę trunku i podał jej kieliszek. Przyjęła go automatycznie, choć w głowie myśli wirowały jej niespokojnie, tworząc chaos. - Szkoda, że nie chcesz się z nimi spotkać. Będą bardzo rozczarowani.
- Nie próbuj wzbudzać we mnie poczucia winy.
- Wcale tego nie robię, ale uznałem, że powinnaś to wiedzieć. Bobbie wciąż się zachwyca twoim psem. Nadal nie rozumiem czemu, przecież to bydle do pies-ludojad - powiedział z łagodnym uśmiechem na wąskich ustach, w jego oczach czaiły się wesołe iskierki, rozświetlając je łagodnym blaskiem i nadając ciepły wyraz. Wystarczyła sekunda, aby przysunął się do niej i powoli otoczył ją ramieniem, przyciągając do siebie mocną ręką. Próbowała się wyrwać, próbowała walczyć z nim i z własnym ciałem, które w tempie natychmiastowym zaczęło ulegać jego magii. Był czarodziejem o srebrzystych oczach, który potrafił nic nie mówiąc podać ją niememu zaklęciu. Wystarczyła chwila, w której zapatrzyła się w niego, a on to wykorzystał.
Szarpała się jeszcze przez chwilę, a potem skapitulowała. Czekała na to, co się wydarzy i z jedne strony była tym przerażona i jednocześnie ciekawa. Przysunął ją powoli do siebie, aż udem naparła na jego udo. Podniósł ją delikatnie i na wpół siedząc na jego mocnych nogach, na wpół siedząc na kanapie, oparła się dłońmi o jego szeroki tors i odchyliła do tyłu głowę. Jorgos natychmiast pochylił się nad nią, jego usta zawisły nad jej wargi o milimetr. Przełknęła ślinkę i zniecierpliwiona oczekiwała dalszych jego poczynań. W końcu dotknął ją ustami, lecz nie w wargi, ale niżej, na szyi, tuż przy miejscu, gdzie bił przyspieszony puls. Westchnęła głośno i przytuliła się do niego, marząc o tym, by powtórzył to, co wyprawiał w mieszkaniu Stephena.
Wszelki upór zniknął, rozum milczał, wszystkie argumenty przeciw nagle wydały jej się śmieszne i absurdalne. Pragnęła go, tak bardzo go pragnęła, że w tej chwili była gotowa zgodzić się na ten układ, ale niech w końcu ją pocałuje. On jednak jakby specjalnie, droczył się z nią, całując ją po szyi i dekolcie, omijając piersi ukryte pod materiałem sukienki. W końcu powoli zaczął spełniać jej nieme prośby i wolnymi ruchami dłoni przesuwając w po sukience najpierw objął dłonią lewą piersi i lekką ją ścisnął, a potem to samo zrobił z drugą. Muriel przylgnęła do niego z całych sił i jęknęła cicho, jednocześnie rozkoszując się jego piżmowym zapachem. Jego mocne perfumy sprawiły, że zakręciło jej się w głowie i dwukrotnie mocniej zapragnęła znaleźć się w jego łóżku. Miała nadzieję, że tym razem wszystko dokończy, nie zostawi jej drżącej i pragnącej.
Wbiła palce w jego czarną jak smoła czuprynę i uczepiła się go z obawy, że nagle odsunie ją od siebie. Tak bardzo go pragnęła, jak nigdy dotąd żadnego mężczyzny. To uczucie, wiedziała to, było zgubne, niebezpieczne, ale jednocześnie tak cudowne. Poczuła na udzie jego ciepłą i szorstką dłoń, która powoli zaczęła sunąć ku górze, aż w końcu na chwilę przystanęła, podnosząc jedynie skrawek sukienki i nadal torując sobie drogę do niej.
- Och, tak - szepnęła, odchylając głowę do tyłu. Jego natarczywe wargi w końcu spoczęły na jej ustach i aż jęknęła, gdy poczuła jego język. Odpowiedziała mu tym samym z pasją równą jego pożądaniu.
- Muriel - wychrypiał cicho. Przeszedł ją dreszcz rozkoszy, gdy lekki podmuch musnął jej ucho. - Nie możemy zrobić tego tutaj. Pojedźmy do mnie. Proszę - dodał jeszcze i przypieczętował swoje słowa wsuwając palce za koronkowe majteczki. Przygryzła wargę, gdyż miała ochotę krzyknąć. Powstrzymała się jednak, nagle zdając sobie sprawę z tego, gdzie jest... Przerażona popatrzyła na niego, a potem rozejrzała się szybko po restauracji, ale nie dostrzegła żadnych ciekawskich osób stojących za parawanem i przy wyjściu. Odetchnęła z ulgą i spojrzała na Jorgosa, który oczekiwał odpowiedzi.
Miała wątpliwości. Nie powinna tego robić. Nie z nim. Było tyle argumentów przeciw. Jak potem będzie mogła spojrzeć sobie w oczy, gdy stanie przed lustrem. Ale przynajmniej ten jeden jedyny raz zrobi coś dla siebie. Chciała wiedzieć, jak to jest kochać się z mężczyzną takim jak Jorgos. Ten jeden, jedyny raz. Przynajmniej pozna smak prawdziwego seksu.
- Tak - powiedziała, potakując dodatkowo głową. Poczuła jak wszystko wokół niej wiruję. Nie ma już odwrotu, zgodziła się.
Była tak oszołomiona, iż nawet nie zauważyła, jak wstają, Jorgos płaci rachunek przyniesiony przez kelnera i wychodzą. Kiedy wsiedli do taksówki, nadal nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Dopiero, gdy wyjechali poza miasto zdała sobie sprawę, co za chwilę się stanie. Nieświadoma ścisnęła dłoń Jorgosa. Mężczyzna spojrzał na nią i zmarszczył brwi.
- Co się dzieje, moró? - Muriel w odpowiedzi roześmiała się jedynie. Była zawstydzona, zdenerwowana i niepewna.
- Nic, wszystko w porządku - mruknęła jedynie i odwróciła twarz od uważnego spojrzenia Jorgosa. On jednak palcem dotknął jej policzka i powoli odwrócił ją w swoją stronę.
- Jesteś zdenerwowana, pytanie tylko czym?
- A jak ci się wydaję? - burknęła, łypiąc kątem oka na taksówkarza, który najwidoczniej nastawił uszu. Kasapi zauważył to i uśmiechnął się tylko, na razie dając spokój rozmowie. - Mieszkasz poza miastem? - zapytała, gdy samochód skręcił na asfaltową drogę ukrytą wśród drzew. Gdyby nie lampy ustawione po jednej stronie drogi uznałaby, że jadą w nicość, poza obręb światła nic nie widziała i nie miała pojęcia, gdzie się znajdują. W końcu dostrzegła, że wyjechali na szerszą i chyba znacznie częściej uczęszczaną drogę. Dostrzegła więcej lamp, chodnik po obu stronach drogi i kilka domów, w których paliły się jeszcze światła. Poczuła się zdecydowanie lepiej, wiedząc że Jorgos nie mieszka na totalnym odludzi, a jedynie w miejscu, gdzie kilka domów przycupnęła tuż za lasem, a ludzie mieszkający tutaj pragną ciszy i spokoju.
Tu mogłaby mieszkać.
Szybko spojrzała na Kasapiego i odwróciła wzrok. Cieszyła się, że w taksówce panował półmrok. Nie mógł dostrzec jej głębokich rumieńców. Nie, nie mogłaby tu mieszkać. Nie było miejsca u boku Jorgosa, przy którym kręciły się o wiele lepsze i piękniejsze kobiety. Ta jedna noc powinna jej wystarczyć. Była kobietą na ten jeden raz.

10 komentarzy:

  1. Jesteś wredna... kończyć w takim momencie to po prostu czysta złośliwość i okrucieństwo :P

    Rozdział b a r d z o mi się podobał, dużo w nim wątpliwości, ale widać też ten "krok do przodu" :D Czekam na kolejny i pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego farbuję się na rudo, żeby wytłumaczyć mój charakter. Nie no,a tak na poważnie to jestem miła:) Nie, ja po prostu chciałam dawkować Wam te rewelacje, bo wszystkiego byłoby za dużo. A tak, przygotujecie się na tę oczywistą oczywistość;)

      Cieszę się, że się podobał:)

      Usuń
  2. Oho... Zaczyna się! Kurczę zbudowałaś tak wielkie napięcie, że nie wiem co z tym zrobię... Dziewczyno w takim momencie! Powinnaś zawodowo zająć się pisaniem harlequinów :]
    Co do kolacji bardzo mi się podobało. Generalnie nie mogli tego zrobić na sali, ale za tym parawanem kto by ich tam zauważył...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, może kiedyś, ale wolałabym napisać powieść lub romans połączony z kryminałem. Tu, na blogu piszę tylko takie mało ambitne opowiadanie, a jeśli kiedyś zdecyduję się napisać książkę to obyczajówkę pełną gębą;)
      W takim razie cieszę się, że tak do tego podchodzisz:)

      Może nie zauważył, ale na pewno usłyszał ;>

      Usuń
  3. Ej, Ty paskudo, zrobiłaś mnie w konia, pisałaś, że będą się w tym rozdziale seksić... ;p nie jesteś miła, wcale a wcale XD nie no, żartuję, a tak poważnie, to w którymś akapicie było za dużo "zdecydowanie" (gdzieś na początku), gdzieś tam wyczaiłam "coraz bardziej odważniejsze" (lol XD), poza tym było ok. I podobało się mimo rozczarowania (;p) i wątpliwości, czym oni niby będą rozmawiać po ślubie, skoro nawet na wspólnej kolacji nie mają za bardzo żadnych tematów poza pracą i rodziną?^^ no nic, mam nadzieję, że to tylko kwestia zdenerwowania obojga ;>

    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Muehehe, ale ta Muriel jest niedowartościowana..nie dość, że wygląda przy nim jak gwiazda wieczoru to do tego mogłaby być jego żoną i wszystkim bo pasują do siebie (do mnie też, ale...) ale nieeeeeeee, jest uparta. Chociaż teraz dała się namówić na numerek...może dwa, trzy :D oby potem się w nim na zabój zakochała...i Jorgos (mój, mój) też wpadł jak śliwka w kompot. Kocham to opowiadanie, jest przeboskie. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę doczekać się dalszego ciągu!!! ;) W przyszłości znajdę swojego Jorgosa ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy ukaże się nowy rozdział? ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Także się o to pytam i pozdrawiam.
      Świetny rozdział... I mamy niedosyt !!!

      Usuń
  7. Wracaaj :/ moje życie bez Jorgosa jest nudne ;_;

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Sakis Rouvas, Lea Michele.