Ubrała się w czarną sukienkę z falującą koronką na biuście, który na
dzisiejszą okazję nie obwiązywała bandażem, choć bardzo
chciała. Musiała jednak porzucić ten pomysł. Miała go już dość,
więc sukienka jedynie wyeksponowała jej wdzięki. Włosy
związała czarną wstążką, szpilki tego samego koloru stukały
głośno po parkiecie. Rzęsy mocno wytuszowała, a twarz lekko
przypudrowała. Tak skromnie ubrana otworzyła drzwi, gdy zadzwonił
dzwonek. Zjawił się punktualnie, pomyślała z rezygnacją.
-
Dobry wieczór - przywitał się Jorgos cichym, zmysłowym głosem,
wędrując wzrokiem po jej ciele. Skuliła się w sobie, gdy jego
zachwycone spojrzenie spoczęło na biuście. Gdyby nie był taki
duży czułaby się inaczej. Mleczne półkule ładnie prezentowały
się w koronkach, a czarna, przylegająca do ciała sukienka
eksponowała jej szczupłą figurę. Natomiast szpilki optycznie
wydłużyły nogi. - Pięknie dziś wyglądasz - powiedział, gdy
spojrzał jej w oczy. Muriel kiwnęła tylko głową i przesunęła
się w drzwiach, aby go wpuścić. Owionął ją mocny, męski zapach
perfum. Zakręciło jej się w głowie od tego seksownego zapachu.
Przyjrzała się jego szerokim plecom. Był rosłym, postawnym
mężczyzną. Był ucieleśnieniem marzeń każdej kobiety, jej
także, ale ponieważ między nimi nadal panowała chłodna rezerwa,
nie chciała nawet poddać się pożądaniu, które mimowolnie w niej
obudził, a które teraz nagle przypomniało o sobie, gdy zobaczyła
jak odwraca się do niej powoli. Spuściła szybko wzrok i przeszła
obok niego.
-
Napijesz się kawy? Zdążymy - powiedziała, zerkając na zegarek
wiszący na ścianie w kuchni. Sama nie wiedziała, po co go tu
przyprowadziła. To małe pomieszczenie jedynie wyeksponowało jego
szerokie barki, czarną czuprynę i stalowe oczy. Czyż nie był
idealny? Czyż nie przypominał mężczyzny, o którym śniła co
noc, gdy dopadła ją samotność i marzyła, by mieć kogoś przy
sobie. A teraz stał przed nią Jorgos. Dlaczego on?
-
Nie, dziękuję. Gdzie twoja krwiożercza bestia? - zapytał,
lustrując kuchnie wzrokiem.
-
Diego? Diego jest u pani Brin. Uznałam, że dobrze się nim
zaopiekuje podczas mojej chwilowej nieobecności - powiedziała
znaczącym głosem. Postanowiła zaprowadzić tam psa, bo bała się,
że wilczur zrobi coś niespodziewanego, a jej bardzo to się
spodoba. Jorgos uśmiechnął się do niej kpiąco, unosząc wysoko
czarną brew. Może gdyby nie był takim cholernym przystojniakiem
potrafiłaby mu się przeciwstawić, ale nie, musiał wyglądać tak,
jak wyglądał. A w dodatku jego czarna marynarka podkreślała jego
urodę.
-
Możemy już iść? Taksówka już czeka. - Dłonią wskazał
wyjście. Muriel westchnęła i popatrzyła na niego spod rzęs. Nie
uśmiechało jej się siadać blisko obok niego. Rozpraszał jej
uwagę, więc jak miała skupić się na rozmowie czy na myśleniu o
tym, że nie powinna była zgadzać się na tę kolację?
-
Taksówka? Nie przyjechałeś własnym samochodem? - zapytała,
zaciekawiona i dlatego, iż chciała odciągnąć myśli od
niepokojących spraw.
-
Nie, chce się napić - powiedział, uśmiechając się do niej w ten
swój cudowny, uwodzicielski sposób. Zarumieniła się pod jego
wpływem i złapała wiszący na oparciu krzesła płaszcz. Nim
zdążyła go włożyć. Jorgos wziął go od niej i nałożył jej na ramiona. W pewnym momencie poczuła, jak jego palce muskają
jej kark, niby przypadkiem, ale wiedziała, że zrobił to
specjalnie. Po plecach przez rdzeń przeszedł ją impuls
elektryczny, porażając mięśnie. Zastygła w bezruchu oczekując
dalszych jego ruchów. Wyczuła jak się pochyla tuż nad nią,
poczuła ciepły oddech na karku i zadrżała w oczekiwaniu na ciąg
dalszy, który był jeszcze bardziej niesamowity. Pochylił się nad
nią i szorstkimi wargami dotknął miejsca tuż za uchem. Przypływ
pożądania niemal zwalił ją z nóg, gdy jedno ramię mężczyzny
otoczyło ją w pasie, a dłoń zawędrowała na dekolt sukienki.
Zacisnął lekko palce na jej lewej piersi. Serce zaczęło galopować
w niej, niczym dziki koń, zrywając się z postronków.
-
Nie wiem, jak się powstrzymam - szepnął jej wprost do ucha. Miała
ochotę powiedzieć, że nie musi tego robić, że jest jego, że
teraz są sami w mieszkaniu, a jej pokój znajduje się tuż obok.
Jednak duma i resztki rozsądku wygrały. Złapała głęboki oddech
i odsunęła się od niego, mierząc go uważnym spojrzeniem. Patrzył
na nią wnikliwie, badawczo, z ogniem płonącym w szarych oczach.
Był równie poruszony, co ona. Nie dało się ukryć, że i on
również podniecił się tym krótkim, nic nie znaczącym
zbliżeniem.
-
Cho... chodźmy już - wyjąkała, czując jak pąsowieje. Nie,
zdecydowanie nie powinna być tak blisko niego. Już traciła
rozsądek, a co by było, gdyby przebywali ze sobą zdecydowanie
więcej czasu? Wolała nie myśleć.
Jak
zwykle między nimi panowało milczenie. Tym razem jednak Muriel była
zdecydowanie bardziej zdenerwowana. Z nadmiaru emocji jakie jej
towarzyszyły, zaczęła wykręcać torebkę. zaplatając na palcach
cieniutki łańcuszek. Nie patrzyła na Jorgosa, bała się, że
jeśli to zrobi, to zapewne popełni błąd. Wolała wmawiać sobie,
że Kasapi siedzi spokojnie rozparty na siedzeniu obok i chłodnym
wzrokiem lustruje widok za oknem. Spojrzała z ciekawością w
tamtym kierunku, lecz szybko odwróciła wzrok. Patrzył na nią z
dziwnym wyrazem twarzy. Gdyby przesunęła się
odrobinę w lewo mogłaby przytulić się do niego, ale nie zrobiła
tego. Wyjrzała przez okno, udając, że interesuje ją ulica rozświetlana przez lampy. Coś na kształt cichego śmiechu dobiegło
ją od strony mężczyzny. Zacisnęła wargi i w myślach policzyła
do dziesięciu, aby uspokoić nerwy. Serce tłukło się w klatce
piersiowej, a w gardle czuła ogromną gulę, która nie chciała
zniknąć.
W
końcu dojechali na miejsce. Restauracja znajdowała się w miłej i
cichej okolicy. Wokół budynku rozciągał się
plac wyłożony kostką brukową i obsadzony krzewami oraz drzewami.
Cały teren ogrodzono drewnianym płotem, a dodatkowo obsadzono
jeszcze tujami równie przystrzyżonymi. Czerwony neon głosił, iż
miejsce, w którym się znajdowali nazywało się: Ancora Restaurant.
Cały budynek był podświetlony, więc gdy Kasapi regulował
rachunek z taksówkarzem, Muriel mogła przez chwilę przyjrzeć się
restauracji. Anocra była jednopiętrowa, w której brylował
drewniany styl. Barierki, okalające werandę oraz balkon znajdujący
się po wschodniej stronie były drewniane, podobnie jak taras i
schody. Jednak ten uroczy wygląd psuły plastikowe okna, w tej
chwili lekko uchylone. Na brukowanym podwórku dzięki temu roznosił
się cudowny zapach potraw. Muriel wciągnęła nosem zimne powietrze
i szczelniej opatuliła się płaszczem. Zapach zimy i przysmaków
wymieszał się i zaostrzył jej apetyt.
-
Chodźmy - powiedział Jorgos, gdy w końcu zapłacił rachunek.
Jedną ręką położył jej na plecach i delikatnie popchnął w
stronę drewnianych drzwi, a druga wskazał jej drogę.
Przez
gruby materiał poczuła jego ciepłą, silną dłoń, która
potrafiła wyczyniać cuda z jej ciałem. Przełknęła nerwowo
ślinkę i próbowała się odsunąć, lecz Jorgos złapał ją
delikatnie za łokieć i przyciągnął ją do siebie blisko, aż
poczuła jego zapach. Z wrażenia zakręciło jej się w głowie, ale
szła dalej. W końcu znaleźli się w przestronnym holu, a przy
wysokim kontuarze stała szczupła, średniego wzrostu kobieta. Jej
czarne włosy połyskiwały w blasku żyrandolu zawieszonego wysoko
nad ich głowami. Ancora w środku wyglądała jeszcze lepiej niż na
zewnątrz. Tu również dominowało drewno, ale ściany pomalowane
były na czerwony, stonowany kolor, a do tego długie bordowe
zasłony, stoliki nakryte były obrusami w takim samym kolorze.
Restauracja oświetlona była pięknymi żyrandolami z wiszącymi
kryształami, a do tego na małych półeczkach ustawiono świece.
Wszędzie panowała romantyczna atmosfera, w powietrzu czuć było
miłość. Muriel dostrzegła, że stoliki w głównej części sali
były dla dwóch osób, nie wiedziała, jak było z tymi ukrytymi za
wnękami i parawanami, ale nie spodziewała się niczego innego.
Więc
Jorgos przywiózł ją tutaj, bo sądził, że atmosfera tego miejsca
w jakiś sposób na nią wpłynie. Cóż, w innych okolicznościach...
Zapewne tak by się stało. Musiała uzbroić się w cierpliwość i
nie dać zwieść się mężczyźnie, który wyglądał i pachniał
jak uosobienie ideału. Nie mogła się poddać, nie mogła mu ulec.
Poczuła
ciepłą dłoń na plecach.
-
Zdejmijmy płaszcze - powiedział łagodnym głosem. Po plecach
przeszedł ją rozkoszny dreszcz. Walka byłaby prosta, gdyby nie
działał na nią w ten sposób.
Odebrał
od niej nakrycie i chwycił jej dłoń w mocny uścisk. Nie powinna
tak się czuć, bo wielokrotnie Kasapi ranił ją swym zachowaniem,
ale dziś po tym geście poczuła się bezpieczniej, jakby jego
obecność odgoniła całe zło, co było absurdalne i głupie.
Przecież przy nim nie mogła czuć się tak, jak się czuła. To on
właśnie był zagrożeniem, to jego powinna się obawiać i unikać,
ale w jakiś sposób nie była skłonna uczynić w tym kierunku nic
więcej, niż pozwolić się zaprowadzić w głąb sali i usiąść w
najdalszym zakątku restauracji, otoczeni z trzech stron ścianą, a
z przodu zasłonięci parawanem i drewnianą drabinką,
przytrzymującą jakąś pnącą roślinę. Ich stolik był inny niż
reszta, bo oboje usiedli na bordowej sofie, niedaleko siebie.
Atmosfera z każdą sekundą tężała, w powietrzu czuć było
unoszące się napięcie. Muriel pilnowała się, aby nie zrobić lub
nie powiedzieć czegoś głupiego. Robiła wszystko, żeby się nie poddać
temu, co działo się wokół. Wolała już być do końca życia
sama, niż przez chwilę pozwolić sobie na kilka minut zapomnienia.
-
Muriel, rozluźnij się, jesteś strasznie spięta. Przecież cię
nie zjem - powiedział łagodnym głosem. Zerknęła na niego. Był
nadzwyczaj spokojny, łagodny i kulturalny. Dziwny wyraz jaki
zagościł na jego twarzy w taksówce zniknął, a ostre rysy twarzy
nieco złagodniały. Wyglądał zdecydowanie przystojniej, gdy nie
chodził ciągle nachmurzony lub nie sypał złośliwościami. -
Ubrudziłem się czymś? - zapytał i dłonią potarł policzki, a
potem palcem przejechał w kącikach ust. Muriel przełknęła
nerwowo ślinkę. Potrząsnęła głową i uśmiechnęła się
niepewnie, kierując wzrok na roślinę, która pięła się wokół
nich, tworząc coś w rodzaju niewielkiego baldachimu.
Po
chwili przyszedł kelner i przyniósł im kartę win oraz menu.
Muriel skupiła się na wybraniu wina i posiłku. Może uda jej się
oderwać myśli od sytuacji, w jakiej się znalazła.
-
Wybrałaś już coś? - znów odezwał się Kasapi. Spojrzała na
niego i wzruszyła ramionami. - Może być bourdeaux? Bardzo pasuje
mi do ciebie. Słodkie, choć jednocześnie kwaśne wino. Wydaje się
być mieszanką wybuchową.
-
Bardzo śmieszne - burknęła, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć.
-
Liczyłem, że podziękujesz za komplement, ale dobre i to. No więc,
skoro już mamy za sobą pierwsze słowa od dłuższego czasu, to
może przejdźmy do omawiania dań, co ty na to? Czy życzysz sobie
coś konkretnego na kolację? - Był szarmancki, mówił łagodnym,
lecz nieco rozbawionym głosem, a w jego oczach widziała wesołe
ogniki, lecz nie nie śmiał się z niej. Nie wiedziała, skąd ta
pewność, ale w ostatnich minutach nie powiedział nic, co mogłoby
sugerować, że drwi z niej.
-
Zdaję się na ciebie. Najwidoczniej doskonale znasz to miejsce, więc
poleć mi coś - dodała ze słyszalną w jej piskliwym ze
zdenerwowania głosie złośliwością. Złapała za róg obrusu i
zaczęła go skubać, jakby to było bardzo zajmujące zajęcie.
Nie
patrzyła na niego, więc nie mogła też zobaczyć wyrazu jego
twarzy, ale wolała unikać wszelkiego kontaktu z jego
hipnotyzującymi oczami. Napatrzyła się już wystarczająco długo.
Teraz pora włączyć ostrożność i uzbroić się w cierpliwość.
Musiała przetrwać ten wieczór w nienaruszonym stanie. Była tak
zdenerwowana. iż niemal porwała materiał na strzępy i gdyby nie
duża, ciepła dłoń, która nakryła jej znacznie drobniejszą.
-
Przestań, Muriel - powiedział cicho, nachylając się w jej stronę.
Ciepły oddech Jorgosa połaskotał ją w policzek i ucho. Odsunęła
się od niego.
-
Nie tak blisko - syknęła i potrząsnęła głową. Jorgos
uśmiechnął się jedynie i posłusznie powrócił na swoje
miejsce.
-
A co do kolacji, to ja proponuję na przystawkę pozycję czwartą -
powiedział i błysnął w jej stronę znaczącym uśmieszkiem.
Muriel
jednak zignorowała go i spojrzała w kartę. Pod wybranym numerem
znajdowała się sałatka z fig i szynki parmeńskiej. Uniosła brew
zaciekawiona tym daniem i dalej słuchała wyboru Kasapiego, co do
kolacji. Na pierwsze danie wybrał lekki krem z kurek, a na danie
główne pieczoną kaczkę w pomarańczach i winie. Deser miała
wybrać ona, więc zdecydowała się na porcję lodów obficie polanych
czekoladą i bitą śmietaną. Kelner przyszedł, odebrał ich
zamówienie i poszedł. Dzięki temu mieli chwilę dla siebie.
-
Wyglądasz na zdenerwowaną - szepnął cicho i nieco zmienił układ
ułożenia ciała tak, aby jego prawa ręką znalazła się tuż za
jej głową. Muriel poczuła mrowienie na karku i niemal czuła jak
niewielkie impulsy elektryczne skaczą jej po szyi.
-
Ja? No co ty? - bąknęła zmieszana jego zbytnią bliskością. -
Wcale nie jestem zdenerwowana. Siedzę z facetem, którego nie
znoszę, więc nie widzę powodu do nerwów. - Kasapi w odpowiedzi na
jej niezwykle spokojną wypowiedź okraszoną nerwowym drżeniem ust,
wybuchnął głośnym śmiechem.
-
Och, Muriel, jesteś rozbrajająca - powiedział, szczerze
rozbawiony.
-
Bardzo śmieszne - mruknęła i łypnęła na niego kątem oka. Jego
zbytnia bliskość sprawiła, że myśli umykały jej powoli z
umysłu, jedna po drugiej. W końcu poczuła, że kręci jej się w
głowie i ma pustkę, której nie jest w stanie się pozbyć. Czuła,
jak powoli zapada się w miękką ciemność, tracąc kontakt z
rzeczywistością. Jorgos rzucił na nią czar, który omamił ją,
zauroczył. Przełknęła nerwowo ślinkę i próbowała skupić się
na czymś, co pozwoli jej oderwać się od ogarniającego ją gorąca
i poczucia bezradności.
-
Powiedz mi, jak czuje się twoja ciocia? - zapytał, czym
nieświadomie wybawił ją z kłopotu. Taka prosta i banalna rozmowa
na pewno pomoże jej zapomnieć o tym, że Jorgos siedzi zbyt blisko
niej i że od tego robi jej się z sekundy na sekundę coraz bardziej
gorąco.
-
Dobrze. Z każdym dniem coraz lepiej. Przynajmniej fizycznie - dodała
jeszcze i z westchnieniem spojrzała na niego, jakby w tej chwili
miał ujawnić swój szatański plan.
-
A co z psychiką? Czy ona bardzo ucierpiała po wypadku? - zapytał,
uważnie śledząc jej nerwowe ruchy. Muriel spojrzała na niego
niepewnie, przygryzła dolną wargę i westchnęła.
-
Można tak powiedzieć. Psychicznie choruje od bardzo wielu lat, w
sumie już nawet nie pamiętam, kiedy to się zaczęło -
odpowiedziała i umknęła spojrzeniem w bok. Choroba ciotki była
sprawą delikatną i wrażliwą, nie lubiła o tym rozmawiać. A już
na pewno nie z Jorgosem. - Po wypadku jej stan pogorszył się, więc
można powiedzieć, że wypadek zrobił swoje.
-
Rozumiem. Przykro mi, Muriel. Musi być ci ciężko z ciocią -
powiedział to łagodnym, nieco przyciszonym tonem. Dziewczyna
odwróciła głowę w jego stronę, mierząc go podejrzliwym
wzrokiem, ale po chwili zrezygnowała i wypuściła powietrze ze
świstem.
-
Trochę, ale jak widzisz, radzę sobie i wcale nie idzie mi źle -
odparowała, dumnie unosząc podbródek.
Jorgos
odsunął się od dziewczyny i przyjrzał jej się uważnie, z
powątpieniem przyznając jej rację. Owszem, może i radziła sobie,
jako tako, ale już teraz widział objawy wieloletniej opieki nad
ciotką. Cienie pod oczami, nieco szara cera i zmęczona twarz.
Widział jej oczy z bliska, widział, jak płonęły, gdy jej dotykał
lub całował, ale teraz, gdy prowadzili spokojną rozmowę dostrzegł
w nich wyczerpanie, była u kresu sił.
Ogarnęły
go dziwne emocje, które nie miały nic wspólnego z fizyczną bliskością
Muriel. Owszem, podniecała go jak wszyscy diabli, ale z drugiej
strony odezwały się w nim uczucia, o które by się nie
podejrzewał. Opiekuńczość, czułość i absurdalna chęć
podarowania jej jego nazwiska, tylko po to, by otworzyć jej drogę
do spełnienia marzeń. To właśnie go zaatakowało i to wszystko
jednocześnie zaczęło go przerażać, bo nie wiedział, co z tymi
uczuciami zrobić. Przełknął ślinkę, czując jak wzbiera w nim
fala gorąca, niepożądanego uczucia, którego nie umiał nazwać,
ale boleśnie tłukło mu się w piersi. Czuł ścisk w gardle, więc
odsunął się od swej towarzyszki, lecz nieprzyjemne odczucia nadal
w nim siedziały, jakby utkwiły w nim głęboko niczym kolec lub
zadra. Nabrał gwałtownie powietrza.
-
Wybacz mi na chwilę - powiedział chropowatym od natłoku emocji
głosem i wstał, nie czekając na jej odpowiedzieć. Zaskoczona
Muriel nie zdążyła nawet odpowiedzieć, gdyż Jorgos wyszedł z
ich przytulnego zakątka i zniknął gdzieś za parawanem.
Łazienka
znajdowała się na końcu korytarza, który niewidoczny był z
miejsca, w którym mieli stolik. Musiał przejść przez środek sali
i dopiero wtedy znalazł się w chłodnym korytarzu. Wszedł do jasno
oświetlonego pomieszczenia i spojrzał w lustro, które wisiało tuż
nad umywalką. Podszedł do niego i oparł się o ścianę, czując,
jak chłodna powierzchnia przenika przez ubranie i chłodzi jego
rozpaloną skórę.
Odetchnął
kilkakrotnie, a potem roześmiał się szyderczo, czując jak znów
wraca do siebie. Ta chwilowa "niedyspozycja" sprawiła, że
poczuł pogardę do samego siebie. Przez chwilę uległ słabości i
niemal poddał się strachowi. Musi wrócić i zacząć uwodzić
Muriel. Kłamał, kolacja była jego ostatnią deską ratunku.
Uwiedzie ją, a potem pokaże, że z nim będzie jej najlepiej.
Przywołał na uśmiech łobuzerski, nieco cyniczny uśmieszek i
wyszedł.
Zastał
Muriel kartkującą menu. Jej szeroko otwarte oczy i usta rozbawiły
go nieco. Na pewno przeraziły ją ceny. Właśnie dlatego wybrał tę
bardzo drogą restaurację, aby pokazać jej, że stać go na takie
rzeczy, żeby nie musiała się martwić o pieniądze. Wsunął się
na sofę tuż obok niej i pochylił się w jej stronę, wdychając
jej lekki, słodki zapach.
-
Co się stało, agapi mou? Zobaczyłaś coś przerażającego?
- szepnął zmysłowym głosem. Zobaczył, jak dziewczyna
sztywnieje, a potem głęboki rumień oblewa jej blade policzki. Przy
nim nabierze kolorów.
-
Nie - odpowiedziała sztywno i odłożyła kartę.
Gdy
kelner przyniósł zamówione wcześniej wino, Kasapi nalał do
kieliszków bordowy trunek i jeden podał rudej czarownicy, która
nagle znów zmieniła swoje nastawienie i obrzuciła go gniewnym
spojrzeniem. Uwielbiał, gdy się złościła! Jednak przyjęła
alkohol bez słowa protestu i wychyliła trochę, zaledwie mocząc
usta. Ten gest przyciągnął jego wzrok to pięknie wykrojonych
warg, których smak prześladował go do tej pory, w nocy kusząc go
i przywodząc do obłędu, gdy budził się z wrażeniem, że te
właśnie usta całowały go i pieściły w kontrowersyjny sposób.
Jego erotyczne fantazje stawały się coraz bardziej odważniejsze, a
Muriel była w nich kusząca, bezwstydna i śmiała. Kołysała
się tuż nad nim, a jej włosy oblały jego pierś złoto-rudą
kaskadą, gdy pochylała swą głowę. Czuł jej gorące wargi na
sobie, czuł jak siada na nim i pochyla się do przodu, a potem jej
ruda głowa zsuwa się niżej, a jej włosy zasłaniają mu widok,
tak kuszący i podniecający. Miała gorące usta i bardzo zwinny
język, tak zwinny, że już sam nie wiedział, czy to wszystko było
tylko wytworem jego wyobraźni czy może tak jest naprawdę. Musiał
się o tym przekonać.
Najwidoczniej
jego obiekt niespełnionych jeszcze fantazji czymś się denerwował,
bo gdy tylko spojrzała mu w oczy, jednym haustem wypiła
resztkę wina, które powinno się smakować powoli i z
namaszczeniem. I gdy złapał za butelkę nie protestowała i
podsunęła mu lampkę, aby wypełnił je winem. Uśmiechnęła się.
Dobrze, pomyślał, niech zaszumi jej w głowie.
-
Muriel, czy ty jesteś zdenerwowana? - zapytał z drwiącym
uśmieszkiem. Chciał wydobyć z niej iskry, chciał widzieć jej
płonące oczy.
-
Oczywiście, że nie! - odburknęła i upiła łyk alkoholu, który
najwidoczniej zaczął swe działanie, gdyż dostrzegł na jej
policzkach niewielkie jasnoróżowe plamy.
-
To w takim razie bardzo mnie to cieszy - urwał, ponieważ kelner już
wniósł tacę z pierwszym daniem.
Podczas
kolacji niewiele mówili, zazwyczaj Jorgos prowadził monolog, który
dotyczył głównie firmy. Chciał jej dać do zrozumienia, że
jednak źle zrobiła odchodząc z Kasapi Corporation, a on sam
żałował, że był wobec niej taki wredny. Nie przeprosił wprost,
ale miał nadzieję, że domyśliła się o co mu chodzi.
Ich
rwąca się rozmowa w końcu nabrała rumieńców, gdy Jorgos zapytał
Muriel o kredyt, a ona sama była już w połowie czwartej lampki
wina.
-
Dlaczego obchodzi cię, co się stanie z kredytem? On jest mój, więc
nie rozumiem, dlaczego miałoby cię to interesować - obruszyła się
nieco i łypnęła na niego podejrzliwie.
-
Kredyt to jedyna rzecz, której ludzie nie chcą.
-
Ale to też jedyna rzecz, która ratuje ich w potrzebie.
-
Chwilowo, bo potem trzeba go spłacić. Czy stać cię na to, Muriel?
Powiedz mi, czy jesteś w stanie go spłacić?
Nie
była i oboje o tym wiedzieli, a ona uświadomiła to sobie z całą
wyrazistością. Gdy tak siedziała w tej skromnej sukience i jadła
te drogie potrawy i piła wino, którego kieliszek kosztował więcej
niż cała butelka jej ulubionego wina z niższej półki. Jego było
stać na takie kolacje, a ją nie. On poradziłby sobie z tym
kredytem, a ona obawiała się, czy będzie ją w ogóle stać na
jego spłatę. Co w takim razie miała zrobić? Czy musiała
koniecznie ulec Kasapiemu i poddać się bez walki? Ale on ci pomoże,
szepnął cichy głosik w głowie. Potrząsnęła głową i
westchnęła. Spojrzała na mężczyznę, wpatrywał się w nią
uważnie. Przeszył ją przyjemny dreszcz. Wolałaby, żeby jego
spojrzenie nie było tak łagodne, mogłaby wtedy myśleć
racjonalnie i mogłaby wmówić sobie, że go nienawidzi, ale
przychodziło jej to coraz trudniej.
Przysyłał
jej kwiaty z liścikami pełnymi erotycznych tekstów, które
rozpaliły ją bardziej, niż pocałunki, bo podziałały na jej
wyobraźnię, rozgrzały jej zmysły jak nigdy wcześniej. Poczuła,
że na policzki wypełza jej czerwony rumieniec, a powietrze wibruję
od napięcia jakie nagle zapanowało między nimi.
Jorgos
przysunął się do niej i poczuła jak palcem przesuwa po jej nagim
ramieniu, które już po chwili pokryło się gęsią skórką.
Zadrżała i próbowała się odsunąć, ale w chwili, gdy to zrobiła
i mężczyzna zmienił miejsce. Westchnęła głośno, udając
znudzenie, choć w środku gotowała się. Nie wiedziała tylko czy
ze złości, czy może od tego przyjemnego uczucia, jakie przeszywało
ją raz za razem, gdy jej dotykał. Wszystko w niej pulsowało i
oczekiwało kolejnego jego kroku, ale nic takiego się nie stało.
Jorgos nagle się odsunął, a do ich cichego zakątka wszedł
kelner, który wniósł deser.
Cisza
była nieznośna. Czuła na sobie jego uważne spojrzenie, lecz nie
potrafiła wykrztusić ani słowa. Ale co miałaby powiedzieć? Nic
sensownego nie przychodziło jej do głowy.
-
Co u twoich przyjaciół? - zapytała w końcu, żeby tylko coś
powiedzieć.
-
Dobrze, że pytasz. Ciągle mnie wypytują, kiedy znów się
zobaczycie. - Muriel odwróciła się gwałtownie do niego i wysoko
uniosła brwi, zaskoczona tym, co powiedział.
-
Niemożliwe - wykrztusiła.
-
A jednak. Stevie i Bobbie bardzo cię polubili. Więc pomyślałem,
że chciałabyś kiedyś wybrać się z nami na kolację...
-
O nie! Mówiłeś, że dasz mi spokój. Ta kolacja miała być
podobno ostatnia - zaprotestowała gwałtownie, czując rosnącą
panikę
-
Muriel, uspokój się. Napij się jeszcze wina, dobrze ci zrobi -
nalał do pustej lampki odrobinę trunku i podał jej kieliszek.
Przyjęła go automatycznie, choć w głowie myśli wirowały jej
niespokojnie, tworząc chaos. - Szkoda, że nie chcesz się z nimi
spotkać. Będą bardzo rozczarowani.
-
Nie próbuj wzbudzać we mnie poczucia winy.
-
Wcale tego nie robię, ale uznałem, że powinnaś to wiedzieć.
Bobbie wciąż się zachwyca twoim psem. Nadal nie rozumiem czemu,
przecież to bydle do pies-ludojad - powiedział z łagodnym
uśmiechem na wąskich ustach, w jego oczach czaiły się wesołe
iskierki, rozświetlając je łagodnym blaskiem i nadając ciepły wyraz. Wystarczyła sekunda, aby przysunął się do niej i powoli
otoczył ją ramieniem, przyciągając do siebie mocną ręką.
Próbowała się wyrwać, próbowała walczyć z nim i z własnym
ciałem, które w tempie natychmiastowym zaczęło ulegać jego
magii. Był czarodziejem o srebrzystych oczach, który potrafił nic
nie mówiąc podać ją niememu zaklęciu. Wystarczyła chwila, w
której zapatrzyła się w niego, a on to wykorzystał.
Szarpała
się jeszcze przez chwilę, a potem skapitulowała. Czekała na to,
co się wydarzy i z jedne strony była tym przerażona i jednocześnie ciekawa. Przysunął
ją powoli do siebie, aż udem naparła na jego udo. Podniósł ją
delikatnie i na wpół siedząc na jego mocnych nogach, na wpół
siedząc na kanapie, oparła się dłońmi o jego szeroki tors i
odchyliła do tyłu głowę. Jorgos natychmiast pochylił się nad
nią, jego usta zawisły nad jej wargi o milimetr. Przełknęła
ślinkę i zniecierpliwiona oczekiwała dalszych jego poczynań. W
końcu dotknął ją ustami, lecz nie w wargi, ale niżej, na szyi,
tuż przy miejscu, gdzie bił przyspieszony puls. Westchnęła głośno
i przytuliła się do niego, marząc o tym, by powtórzył to, co
wyprawiał w mieszkaniu Stephena.
Wszelki
upór zniknął, rozum milczał, wszystkie argumenty przeciw nagle
wydały jej się śmieszne i absurdalne. Pragnęła go, tak bardzo go
pragnęła, że w tej chwili była gotowa zgodzić się na ten układ,
ale niech w końcu ją pocałuje. On jednak jakby specjalnie, droczył
się z nią, całując ją po szyi i dekolcie, omijając piersi
ukryte pod materiałem sukienki. W końcu powoli zaczął spełniać
jej nieme prośby i wolnymi ruchami dłoni przesuwając w po sukience
najpierw objął dłonią lewą piersi i lekką ją ścisnął, a
potem to samo zrobił z drugą. Muriel przylgnęła do niego z całych
sił i jęknęła cicho, jednocześnie rozkoszując się jego
piżmowym zapachem. Jego mocne perfumy sprawiły, że zakręciło jej
się w głowie i dwukrotnie mocniej zapragnęła znaleźć się w
jego łóżku. Miała nadzieję, że tym razem wszystko dokończy,
nie zostawi jej drżącej i pragnącej.
Wbiła
palce w jego czarną jak smoła czuprynę i uczepiła się go z
obawy, że nagle odsunie ją od siebie. Tak bardzo go pragnęła, jak
nigdy dotąd żadnego mężczyzny. To uczucie, wiedziała to, było
zgubne, niebezpieczne, ale jednocześnie tak cudowne. Poczuła na
udzie jego ciepłą i szorstką dłoń, która powoli zaczęła sunąć
ku górze, aż w końcu na chwilę przystanęła, podnosząc jedynie
skrawek sukienki i nadal torując sobie drogę do niej.
-
Och, tak - szepnęła, odchylając głowę do tyłu. Jego natarczywe
wargi w końcu spoczęły na jej ustach i aż jęknęła, gdy poczuła
jego język. Odpowiedziała mu tym samym z pasją równą jego
pożądaniu.
-
Muriel - wychrypiał cicho. Przeszedł ją dreszcz rozkoszy, gdy
lekki podmuch musnął jej ucho. - Nie możemy zrobić tego tutaj.
Pojedźmy do mnie. Proszę - dodał jeszcze i przypieczętował swoje
słowa wsuwając palce za koronkowe majteczki. Przygryzła wargę,
gdyż miała ochotę krzyknąć. Powstrzymała się jednak, nagle
zdając sobie sprawę z tego, gdzie jest... Przerażona popatrzyła
na niego, a potem rozejrzała się szybko po restauracji, ale nie
dostrzegła żadnych ciekawskich osób stojących za parawanem i przy
wyjściu. Odetchnęła z ulgą i spojrzała na Jorgosa, który
oczekiwał odpowiedzi.
Miała
wątpliwości. Nie powinna tego robić. Nie z nim. Było tyle
argumentów przeciw. Jak potem będzie mogła spojrzeć sobie w oczy,
gdy stanie przed lustrem. Ale przynajmniej ten jeden jedyny raz zrobi
coś dla siebie. Chciała wiedzieć, jak to jest kochać się z
mężczyzną takim jak Jorgos. Ten jeden, jedyny raz. Przynajmniej
pozna smak prawdziwego seksu.
-
Tak - powiedziała, potakując dodatkowo głową. Poczuła jak
wszystko wokół niej wiruję. Nie ma już odwrotu, zgodziła się.
Była
tak oszołomiona, iż nawet nie zauważyła, jak wstają, Jorgos
płaci rachunek przyniesiony przez kelnera i wychodzą. Kiedy wsiedli
do taksówki, nadal nie wiedziała, co się wokół niej dzieje.
Dopiero, gdy wyjechali poza miasto zdała sobie sprawę, co za chwilę
się stanie. Nieświadoma ścisnęła dłoń Jorgosa. Mężczyzna
spojrzał na nią i zmarszczył brwi.
-
Co się dzieje, moró? - Muriel w odpowiedzi roześmiała się
jedynie. Była zawstydzona, zdenerwowana i niepewna.
-
Nic, wszystko w porządku - mruknęła jedynie i odwróciła twarz od
uważnego spojrzenia Jorgosa. On jednak palcem dotknął jej policzka
i powoli odwrócił ją w swoją stronę.
-
Jesteś zdenerwowana, pytanie tylko czym?
-
A jak ci się wydaję? - burknęła, łypiąc kątem oka na
taksówkarza, który najwidoczniej nastawił uszu. Kasapi zauważył
to i uśmiechnął się tylko, na razie dając spokój rozmowie. -
Mieszkasz poza miastem? - zapytała, gdy samochód skręcił na
asfaltową drogę ukrytą wśród drzew. Gdyby nie lampy ustawione po
jednej stronie drogi uznałaby, że jadą w nicość, poza obręb
światła nic nie widziała i nie miała pojęcia, gdzie się
znajdują. W końcu dostrzegła, że wyjechali na szerszą i chyba
znacznie częściej uczęszczaną drogę. Dostrzegła więcej
lamp, chodnik po obu stronach drogi i kilka domów, w których paliły
się jeszcze światła. Poczuła się zdecydowanie lepiej, wiedząc
że Jorgos nie mieszka na totalnym odludzi, a jedynie w miejscu,
gdzie kilka domów przycupnęła tuż za lasem, a ludzie mieszkający
tutaj pragną ciszy i spokoju.
Tu
mogłaby mieszkać.
Szybko
spojrzała na Kasapiego i odwróciła wzrok. Cieszyła się, że w
taksówce panował półmrok. Nie mógł dostrzec jej głębokich
rumieńców. Nie, nie mogłaby tu mieszkać. Nie było miejsca u boku
Jorgosa, przy którym kręciły się o wiele lepsze i piękniejsze
kobiety. Ta
jedna noc powinna jej wystarczyć. Była kobietą na ten jeden raz.
Jesteś wredna... kończyć w takim momencie to po prostu czysta złośliwość i okrucieństwo :P
OdpowiedzUsuńRozdział b a r d z o mi się podobał, dużo w nim wątpliwości, ale widać też ten "krok do przodu" :D Czekam na kolejny i pozdrawiam :D
Dlatego farbuję się na rudo, żeby wytłumaczyć mój charakter. Nie no,a tak na poważnie to jestem miła:) Nie, ja po prostu chciałam dawkować Wam te rewelacje, bo wszystkiego byłoby za dużo. A tak, przygotujecie się na tę oczywistą oczywistość;)
UsuńCieszę się, że się podobał:)
Oho... Zaczyna się! Kurczę zbudowałaś tak wielkie napięcie, że nie wiem co z tym zrobię... Dziewczyno w takim momencie! Powinnaś zawodowo zająć się pisaniem harlequinów :]
OdpowiedzUsuńCo do kolacji bardzo mi się podobało. Generalnie nie mogli tego zrobić na sali, ale za tym parawanem kto by ich tam zauważył...
Hahaha, może kiedyś, ale wolałabym napisać powieść lub romans połączony z kryminałem. Tu, na blogu piszę tylko takie mało ambitne opowiadanie, a jeśli kiedyś zdecyduję się napisać książkę to obyczajówkę pełną gębą;)
UsuńW takim razie cieszę się, że tak do tego podchodzisz:)
Może nie zauważył, ale na pewno usłyszał ;>
Ej, Ty paskudo, zrobiłaś mnie w konia, pisałaś, że będą się w tym rozdziale seksić... ;p nie jesteś miła, wcale a wcale XD nie no, żartuję, a tak poważnie, to w którymś akapicie było za dużo "zdecydowanie" (gdzieś na początku), gdzieś tam wyczaiłam "coraz bardziej odważniejsze" (lol XD), poza tym było ok. I podobało się mimo rozczarowania (;p) i wątpliwości, czym oni niby będą rozmawiać po ślubie, skoro nawet na wspólnej kolacji nie mają za bardzo żadnych tematów poza pracą i rodziną?^^ no nic, mam nadzieję, że to tylko kwestia zdenerwowania obojga ;>
OdpowiedzUsuńCałuję!
Muehehe, ale ta Muriel jest niedowartościowana..nie dość, że wygląda przy nim jak gwiazda wieczoru to do tego mogłaby być jego żoną i wszystkim bo pasują do siebie (do mnie też, ale...) ale nieeeeeeee, jest uparta. Chociaż teraz dała się namówić na numerek...może dwa, trzy :D oby potem się w nim na zabój zakochała...i Jorgos (mój, mój) też wpadł jak śliwka w kompot. Kocham to opowiadanie, jest przeboskie. <3
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się dalszego ciągu!!! ;) W przyszłości znajdę swojego Jorgosa ;*
OdpowiedzUsuńKiedy ukaże się nowy rozdział? ;***
OdpowiedzUsuńTakże się o to pytam i pozdrawiam.
UsuńŚwietny rozdział... I mamy niedosyt !!!
Wracaaj :/ moje życie bez Jorgosa jest nudne ;_;
OdpowiedzUsuń