Późnym
popołudniem, gdy Jorgos już kończył prace zadzwonił telefon.
Spojrzał na wyświetlacz, ale trochę się rozczarował. Liczył, że
to Muriel. Dzwonił Stephen.
-
Cześć, stary - przywitał się przyjaciel. Jorgos wywrócił tylko
oczami.
-
Nie jestem stary - prychnął.
-
Już zrzędzisz? Nie ważne. Dzwonię z zaproszeniem. Przyjedź dziś
wieczorem. Mamy piwo, chipsy, jakieś sałatki... Mecz będzie. -
Jorgos nie miał ochoty na to spotkanie, ale uznał, że wyjście
dobrze mu zrobi. Odkąd dziś rano rozstał się z Muriel, zaprzątała
mu myśli. Nie potrafił się skupić na pracy, wszystko robił źle.
Seraphine wciąż musiała go poprawiać, aż w końcu straciła
cierpliwość i trzasnęła go teczką w ramie. To nieco go
otrzeźwiło, ale nie na długo, bo po dziesięciu minutach znów
zatopił się w rozbudzających zmysły wspomnieniach ostatniej nocy.
Nie mógł się doczekać, kiedy znów będzie miał pod sobą jej
nagie, rozgrzane ciało. Wiedział, że się zgodzi. Już się
zgodziła. Widział to w jej nieśmiałym, obiecującym spojrzeniu.
Drżał więc jak nastolatek i czekał, aż Muriel powie tak.
Kiedy
w końcu wyszedł z firmy, odetchnął głęboko zimnym,
przesiąkniętym wilgocią powietrzem. Nabrał powietrza w płuca i
wypuścił je ze świstem. Czuł, że już niedługo Muriel będzie
jego.
Wrócił
do domu, przebrał się w wygodniejsze ubranie i zasiadł przed
telewizorem. Na szczęście nie miał nic pilnego, więc mógł
pozwolić sobie na nudne popołudnie. Odgrzał w mikrofali resztki
wczorajszego obiadu i spałaszował to ze smakiem. Zastanowił się,
jakby to było gdyby Muriel mieszkała razem z nim. Nie musiałaby
pracować, choć pewnie i tak będzie chciała, by utrzymać swą
niezależność i mieć własne pieniądze. W porządku, może
pracować. Będą jednak razem wracać do domu, razem gotować obiad.
Przeszył go przyjemny dreszcz. Do tej pory sądził, że jego dom,
małe królestwo, w którym mieszkał, było dostępne dla bardzo
ważnych osób w jego życiu: rodziny, Stephena i oczywiście
Isabelli. Ta ostatnio bardzo rzadko bywała tutaj. Nie zapraszał
jej, a ona nie nalegała. Rozumiała jego potrzebę prywatności w
tym zakątku i nie narzucała mu swojego towarzystwa. Jednak wszystko
miało się zmienić. Muriel miała tu zamieszkać, ale jakoś nie
czuł wstrętu do tej decyzji. Wręcz przeciwnie. Podobało mu się!
Będzie budził ją co rano pocałunkami, a potem zanosił pod
prysznic...
Rozmyślałby
tak jeszcze wiele godzin, gdyby nie Stephen, który zadzwonił po
niego, narzekając, że już czekają. Zebrał się w końcu i
poszedł.
Gdy
tylko przekroczył próg mieszkania przyjaciela od razu pożałował.
Siedzący na kanapie Robert odchylił się do tyłu i z bezczelnym
uśmieszkiem powiedział:
-
Ruchałeś. - Stephen zakrztusił się, a Jorgos zmroził go
spojrzeniem. Bobbie jednak nic sobie z tego nie robił i wrócił do
oglądania.
-
Niby skąd to możesz wiedzieć? - zapytał Kasapi.
-
Widać. Siadasz, czy będziesz tak sterczał jak kołek w płocie? -
tym razem przemówił Stevie.
-
Tak, macie rację - powiedział w końcu i usiadł z westchnieniem. W
telewizji leciało rugby.
-
Naprawdę? Łapanka na ulicy czy dobrowolnie przyszła?
-
Co? Nie. Sama przyszła. - Uśmiechnął się tajemniczo i w oczach
obu panów dostrzegł żywe zainteresowanie. - Muriel.
-
Teraz żartujesz - powiedział Robert, który tak naprawdę
dopingował dziewczynie i nie chciał, aby uległa mu tak szybko. W
przeciwieństwie do jego partnera. Stephen oczywiście chciał, aby
Muriel podbiła zatwardziałe serce jego przyjaciela.
-
Nie. Zaprosiłem ją na kolację, napiła się trochę wina i samo
poszło.
-
Oszalałeś?! Upiłeś ją? - krzyknął Robert.
-
Głupi jesteś, nie - parsknął. Tak naprawdę nie chciał, aby
dziewczyna się upiła. Owszem, dolał jej więcej wina, ale tylko po
to, by w końcu przestała być zdenerwowana. I chyba mu się udało,
skoro randkę sfinalizowali w łóżku.
-
Jak to się stało, że wpakowałeś się jej do łóżka? - zapytał
w końcu Stephen, który najwidoczniej nie miał zamiaru ukrywać
rozbawienia.
-
Ja? Jej? - zapytał zaskoczony mężczyzna, a Warwick jedynie pokiwał
głową, uśmiechając się szeroko.
-
A pewnie. W końcu to ty za nią latałeś jak szczeniak.
-
To aż tak żałosny jestem?
-
Powiedziałbym raczej, że zdesperowany - podsunął Bobbie i wsadził
sobie do ust garść orzeszków. Kasapi po raz kolejny zmroził go
spojrzeniem, choć musiał przyznać rację chłopakowi. Z punktu
widzenia innej osoby jego zachowanie mogło wyglądać trochę
desperacko.
-
Daj mu spokój - powiedział w końcu Stevie, widząc, że Jorgos
zaraz się zdenerwuje. - Gratuluję. Czy już przyjęła twoją
propozycję?
-
Nie, ale powiedziała, że się zastanowi i da mi znać za dwa
tygodnie.
-
Czemu mam wrażenie, że to brzmi jak zawieranie biznesowej umowy?
Nie możesz jej traktować aż tak przedmiotowo. Co ona ci zrobiła?
- zapytał zdegustowany Bobbie i łypnął na niego groźnie.
-
To chyba nie nie twoja sprawa, co? - warknął Jorgos.
-
Właśnie, że moja. Polubiłem Muriel i nie chcę, żeby cierpiała
przez takiego gruboskórnego dupka jak ty. Nie zasłużyła na to -
odparował całkiem już wytrącony z równowagi.
-
Dlaczego zakładasz, że będzie cierpieć? Dam jej wszystko to,
czego pragnie kobieta.
-
Ona potrzebuje miłości, baranie, a nie pieniędzy.
-
Jeszcze słowo... - zaczął, ale przerwał mu donośny krzyk
Stephena.
-
Ej! Spokój! Co się z wami dzisiaj dzieje? Czego się nażarliście?
Mam oglądać mecz. Zamykać dzioby i wpieprzać sałatkę -
powiedział Stephen, zły, że Robert i Jorgos akurat teraz
postanowili skakać sobie do gardeł. Czasami zachowywali się, jakby
kompletnie postradali rozum. Raz się śmiali, żartowali, a innym
razem sytuacja przybierała niebezpieczny obrót i ich rozmowa
wyglądała jak pojedynek dwóch kogutów.
Kasapi
w końcu uspokoił się trochę i mógł przynajmniej obejrzeć mecz,
choć tak naprawdę nigdy nie interesował się rugby, ale skoro
Stephen go zaprosił, przyjechał. Miał zadzwonić do Muriel, ale
stwierdził, że da jej dzień wytchnienia od jego osoby. Nie
przetrawi w spokoju to, co się wydarzyło, zwłaszcza, że kiedy się
żegnali dziś rano wyglądała na skołowaną.
Mecz
był tak ciekawy, iż w połowie uprzytomnił sobie, że jest bardzo
późno i powinien wracać do domu. Nie miał ochoty tego robić,
zwłaszcza, że towarzystwo przyjaciół wpłynęło na niego kojąco.
Oderwał się od Muriel choć na chwilę, bo myśli o niej
przybierały niebezpieczny kierunek, zbyt erotyczny. Stephen nie
chciał go jeszcze puścić, ale w końcu Kasapi wyswobodził się z
jego mieszkania i ruszył do domu. Trochę zmęczony, trochę
podekscytowany. Nie mógł się doczekać, kiedy w końcu Muriel
powie tak i będzie miał ją już dla siebie.
Sam
nie wiedział, kiedy zasnął, ale gdy tylko to zrobił w ciemności
pojawiła się naga Muriel. Stała oparta o zwierciadło w złotej,
bogato zdobionej ramie. Uśmiechała się do niego zalotnie, gestem
zapraszając go do siebie. Bez wahania ruszył w jej kierunku, lecz
nagle poczuł na nadgarstkach ostre szarpnięcie. Spojrzał w dół i
dostrzegł żelazne bransolety spięte wielką śrubą. Łańcuchy
przytwierdzone do nich zapięto na wielkich kołach w niewielkim
murze, widocznym w cieniu.
-
Muriel? O co tu chodzi? - zapytał zaskoczony i zdezorientowany.
-
Jak się czujesz w roli niewolnika? Podoba ci się, gdy nie możesz
się ruszyć, zrobić kroku w przód? - zapytała słodkim głosem,
nadal się do niego uśmiechając. Wściekły szarpnął łańcuchami,
ale poczuł ostry ból na nadgarstkach, a metal przeciął mu skórę.
Bolało jak wszyscy diabli. Nie chciał jednak tu tkwić. Rozejrzał
się wokół i dostrzegł wszechobecną ciemność. Gdzie on, do
diabła, był?!
-
Wypuść mnie - zażądał.
-
Nie mam klucza - potrząsnęła głową i smutno ją zwiesiła.
-
To kto go ma?
-
Nie chcesz wiedzieć.
-
Ja - usłyszał nagle głos, a zza zwierciadła wyszedł Aberikos.
Ubrany w szary garnitur prezentował się elegancko i jednocześnie
bardzo niebezpiecznie. Błysk w jasnych oczach świadczył, że nie
miał dobrych zamiarów. I wiedział, że Muriel będzie tu głównym
punktem. I właśnie tego cholernie zaczął się obawiać.
-
Ty... - wysyczał przez zęby, kiedy Grek uśmiechnął się do niego
triumfalnie.
-
Tak, ja - odpowiedział Aberikos i spojrzał na Muriel, która stała
nieopodal i obserwowała wszystko w milczeniu.
-
Muriel, o co tu chodzi? - zapytał ją, lecz dziewczyna potrząsnęła
głową.
-
Karma - powiedział jego kuzyn i uśmiechnął się złośliwie i
odwrócił się do niego plecami. Zrobił kilka kroków w stronę
rudowłosej.
-
Nie podchodź do niej! - wrzasnął, gdy nagle ręce mężczyzny
powędrowały w stronę nagich piersi Muriel. Złość nagle jaka się
w nim zagotowała sprawiła, że wszystko widział poprzez czerwoną
mgłę furii. Opętała go szaleńcza chęć mordu. Próbował się
wyszarpnąć ze stalowego uścisku kajdan, ale nic to nie dało.
Nadgarstki spływały mu krwią. Jeszcze przez kilka chwil krzyczał,
aby Aberikos zostawił Muriel w spokoju, ale ta dwójka w ogóle go
nie słuchała. De Cali spoglądał na nią pożądliwym wzrokiem, a
na ustach przyklejony miał obleśny uśmiech.
Wszystko
działo się jak w zwolnionym tempie. Aberikos pochylił się nad nią
i przyciągnął do siebie. Pocałował ją powoli, smakując jej
ust. Ust, które sam tak niedawno całował. Jorgos czuł jak krew
pulsuje mu w żyłach, jak szumi w uszach. Gdyby nie łańcuchy
skręciłby mu kark.
-
Ty sukinsynu! - warknął z bezsilnej złości i nadal przyglądał
się rozgrywającej się tuż przed nim scenie. Chciał zamknąć
oczy, ale jednoczenie nie miał pojęcia, jak to wszystko się
potoczy. Dostrzegł, że Grek jednym ruchem rozpiął spodnie. Kasapi
poczuł mdłości. Tylko nie to... W chwili, gdy Aberikos odwracał
Muriel plecami do siebie z gardła uwięzionego mężczyzny wydobył
się krzyk.
Obudził
się zlany potem, z gwałtownie bijącym sercem. Podniósł się do
pozycji siedzącej i zdezorientowany rozejrzał się po pokoju.
Wszystko tonęło w głębokich ciemnościach. Pomacał swoje
nadgarstki, ale nie wyczuł niczego niepokojącego, nic go nie
zabolało. Położył się z powrotem, ale wspomnienia poprzedniej
nocy nagle wpłynęły do jego umysłu. Jęknął głucho, pewny, że
dziś nie będzie dane mu zasnąć. Spojrzał na zegarek stojący an
komodzie. Dochodziła pierwsza. Musi się w końcu wyspać.
Przekręcił się na bok i westchnął przeciągle. Oczy zamykał z
obawą, że znów przyśni mu się ten koszmar. Nic jednak się nie
pojawiło. Nie było łańcuchów, Aberikosa i nagiej Muriel.
Muriel
czekała na telefon od Jorgosa, choć wyrzucała sobie, że jest
skończoną kretynką, która zaprzecza samej sobie, chciała aby
Kasapi zadzwonił.
Wiedziała,
że po tej nocy zmieniło się wszystko. Wszystko. Wiedziała czego
chce i jakie ma pragnienia, wiedziała też, że gdyby Jorgos nie
proponowałby jej żadnego układu, to zrobiłaby wszystko, aby móc
pobyć z nim choć na chwilę. Nie spodziewała się, że będzie
myślała w ten sposób. Zwariowała. Naprawdę zwariowała.
Było
zbyt późno, aby oczekiwać telefonu od niego, więc położyła się
z przekonaniem, że powinna odciąć się emocjonalnie od tej
znajomości i wszystko przyjmować z chłodną obojętnością. Nie
wszystko jednak jest takie, jakie z góry zakładamy.
Kolejne
dni wbrew pozoru minęły jej spokojnie i tak jak zawsze: monotonnie,
choć od czasu do czasu w jej głowie przewijało się wspomnienie
nocy spędzonej z Jorgosem Kasapi. Wtedy rumieniła się lekko i
próbowała pokryć zawstydzenie głośnym śmiechem lub kaszlem. Nie
chciała być zarzucona pytaniami, na które nie była jeszcze gotowa
odpowiedzieć. Musiała wszystko przemyśleć i dopiero wtedy
powiadomić ciotkę i panią Brin o podjętej decyzji. Nie wiedziała,
jak zareagują kobiety, ale nie spodziewała się pozytywnych
reakcji. Na pewno będą zawiedzione, może nawet nieco zgorszone.
Ophelia na pewno zgani ją za to, co chce zrobić, ale nie była w
stanie jej pomóc w kwestii finansowej. Ceniła jej zdanie i kochała
ją jak straszą ciotkę, ale nie miała tyle pieniędzy, co Jorgos.
On był w stanie dać jej wszystko, co można kupić za pieniądze,
natomiast fundusze sąsiadki były jednak ograniczone.
Minął
tydzień od ostatniego spotkania z Jorgosem. Muriel jednak miała
wrażenie, że działo się to wieki temu, a nie zaledwie kilka dni
temu. Kasapi nie odzywał się nadal, a ona nie miała zamiaru
dzwonić nie wcześniej, niż w następny piątek wieczorem. Podjęła
już decyzję i wiedziała, że będzie musiała przekazać ją
mężczyźnie. Czuła się z tym fatalnie, ale nie widziała innej
drogi. Nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby zrobić, aby uratować
ciotkę. Teraz wiedziała, że to, co zaproponował jej Jorgos było
może nie jest zbyt dobrym wyjściem, ale jednocześnie nie
najgorszym. Była uparta i dumna i nie pozwoli na gorsze traktowanie,
więc albo Kasapi zaakceptuje pewne warunki, albo nie dogadają się
w ogóle. Nie wiedziała jednak, co zrobi, jeśli rzekoma umowa nie
dojdzie do skutku, będzie musiała poszukać jeszcze innego
rozwiązania. Ale jakiego? Póki co, nie miała pojęcia. Na razie
nastawiona była, że ona i Jorgos dojdą do porozumienia i wszystko
załatwią z korzyścią dla obu stron. Nie będzie wtedy musiała
się martwić o Melisandę, która na pewno otrzyma fachową opiekę
lekarską. W końcu nie chciała, aby najbliższa i jedyna rodzina od
niej odeszła. Bała się samotności, pustki, która czekałaby ją
bez cioci. Jej pogłębiająca się choroba psychiczna na pewno była
sporym utrudnieniem w kontaktach z kobietą, ale na pewno nie było
to nic, co uniemożliwiłoby zatracenie kontaktu z Melisandą. Muriel
cieszyła się, że miała ciotkę i kochała ją bezwarunkowo. Miała
kogoś, gdy jej ojciec był pod wpływem alkoholu i wszczynał
awantury. Chroniła się wtedy w jej ramionach i zbierała siły, aby
stawić czoło ojcu, który nigdy jej nie zaakceptował. Po tylu
latach spędzonych z matką, a potem z ojcem ignorowała to, że
oboje jej nie chcieli. Nie interesowało ją też to, w jaki sposób
się rozstali i dlaczego. Byli jej obojętni tak, jak ona dla nich.
Teraz była dorosła i na tyle samodzielna, aby podejmować decyzje,
co prawda nie do końca właściwe, ale człowiek całe życie się
uczy i każdy popełnia błędy: mniejsze lub większe, ale wciąż
błędy i nie będzie narzekała, bo mogła znaleźć się w dużo
gorszej sytuacji, niż jest. Mogła nie mieć możliwości spłaty
długu, bo nie pojawiłby się Jorgos, który żądał naprawdę
niewiele. Nie chciał, aby oddawała mu pieniądze, chciał seksu.
Nawet jeśli wyglądało to jak prostytucja.
Muriel
przekonywała się do propozycji Jorgosa w taki sposób, gdyż
chciała usprawiedliwić swoje zachowanie i postępowanie. Musiała
ratować ciotkę, więc układ Kasapiego był dobrym rozwiązaniem,
choć brzydziła się na samą myśl o płaceniu za seks. Jednak im
dłużej dywagowała, tym mniej myślała o tym w ten sposób. W
końcu po kilku dniach doszła do wniosku, że to wcale nie będzie
takie złe. Kiedy przypomniała sobie noc sprzed niemal dwóch
tygodni, to musiała przyznać sama przed sobą, że nie może się
tego doczekać. I chyba właśnie pożądanie doszło do głosu i
podpowiedziało jej, że im szybciej powiadomi byłego szefa o swej
decyzji, tym lepiej będzie dla niej.
W
czwartek wieczorem zebrała się w końcu w sobie. Była akurat na
spacerze z Diego. Usiadła na zimnej ławce i drżącymi palcami
wybrała numer Kasapiego. Przyłożyła słuchawkę do ucha i
czekała, w myślach licząc każdą sekundę między sygnałami.
Odebrał po czwartym. Jego głęboki, wibrujący głos wprawił w
drżenie całe jej ciało. Przymknęła na chwile powieki, napawając
się jego barwą.
-
To ja, Muriel - powiedziała, gdy po drugiej stronie usłyszała
niecierpliwe chrząknięcie.
-
Dobry wieczór - przywitał się ciepło. Próbowała z całych sił
nie poddawać się magii, jaka wydobywała się z jego tonu, ale nie
potrafiła. Każdy przejaw dobroci wobec niej natychmiast wyłapywała
i rozpamiętywała przez długie tygodnie. Jego ton rozczulił ją,
napełnił nową nadzieją. Może nie będzie tak źle? Może
wszystko się ułoży?
-
Wiesz po co dzwonię. Podjęłam decyzję. Nie myśl, że przychodzi
mi łatwo to powiedzieć, zmagałam się sama z sobą, wielokrotnie
chciałam ci powiedzieć, co o tym myślę, ale... Ale jednocześnie
bałam się, bo skoro jesteś jedynym moim ratunkiem, nie chciałam
zamykać sobie możliwe, że jedynej drogi do tego, aby pomóc cioci.
- Nabrała powietrza i wypuściła je ze świstem. Za chwilę powie
coś, co na zawsze przypieczętuje jej los i zmieni tor jej życia. -
Zgadzam się.
-
Dobrze. Na to właśnie liczyłem - odpowiedział znanym już
aroganckim tonem. Muriel poczuła, jak wszystko się w niej gotuje ze
złości. Czy on zawsze wszystko musi zniszczyć jednym słowem? Już
myślała, że między nimi będzie dobrze, a on wypalił coś
takiego!
-
Doskonale, więc możesz się cieszyć ze swego niekwestionowanego
zwycięstwa! - warknęła do słuchawki i rozłączyła się.
Naprawdę
była idiotką, skoro sądziła, że ona i Jorgos się dogadają.
Liczył na jej zgodę! Naprawdę, czasami powinien pomyśleć za nim
coś powie. Jej zachowanie było tak oczywiste, że rzeczywiście
wiedział od samego początku, że zawarcie tego układu to tylko
kwestia czasu? Najwidoczniej tak, skoro powiedział coś takiego.
Kidy się uspokoiła, wolnym krokiem skierowała się do domu. Pies
szedł posłusznie obok niej z wywieszonym jęzorem.
debil i tyle w tym temacie, tak na końcu jej powiedzieć... no jak mógl. a ten sen! troche jak w harrym potterze haha nie no żartuje;d ale jak bedzie sie dalej tak zachowywac w stosunku do niej to ten sen jak nic sie spelni;d
OdpowiedzUsuńPottera nie czytałam i nie oglądałam, ale pewnie któregoś dnia w końcu się zmuszę. No cóż, Muriel jest obrażalska, więc akurat pasują do siebie:)
UsuńDzieje się! Ciesze sie,ze Muriel zgodzila sie na ta propozycje. Ale zachowanie Jatgosa...no arogant jeden! Ja nie wiem. Jak on tak moze ?
OdpowiedzUsuńKiedyś musiało to nastąpić:) Jorgos chyba nie do końca zdaję sobie sprawę z tego jak bardzo irytuję Muriel, ale pewnie kiedyś się zreflektuje i opamięta.
UsuńDwa uparciuchy! ;P Ale w zasadzie oni są tacy słodcy w tym swoim unikaniu tego, co czują naprawdę :D Jestem okropna, bo cieszy mnie to, że oni się tak męczą. Fajnie się czyta, gdy oboje gotują się w środku z podniecenia i właściwie z tęsknoty również, a kiedy mają ze sobą porozmawiać, to jak pies z kotem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! ;*
To ja też jestem okropna, bo lubię ich dręczyć;) To jest tak jak chyba z magnesami o dodatnim i ujemnym polu, więc do pewnego czasu tak będzie właśnie, a potem nie wiem, zobaczymy, co z tego wyniknie;)
UsuńJa również pozdrawiam! <3
cudowne tylko Kaspi zachowuje się jak dupek ale bedzie wszystko dobrze mam nadzieję
OdpowiedzUsuńNa pewno wszystko się ułoży i Jorgos przestanie być dupkiem:)
UsuńCzekanie nigdy nie jest łatwe, to fakt. Ale nie miał wyjścia, jeśli sam się zgodził. Na koniec mógł się lepiej zachować... Czasem mam wrażenie, że gdzieś podświadomie się nawzajem odpychają, jak tylko jedno przekona się do drugiego.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny, jak to rozplanujesz wszystko i co się wydarzy. Pozdrawiam :]
Wesołych Świąt!
Oczywiście, że mógł, ale Jorgos w tym wypadku wykazał się szczerością. Po co miał oszukiwać Muriel? Przecież liczył, że dziewczyna się zgodzi i tak się stało:) Chyba dlatego, że oboje boją się bliskości. Każde z nich zostało zranione i gdy tylko poczują do siebie coś więcej natychmiast się odpychają. Myślę, że niczym Was nie zaskoczę;)
UsuńWesołych Świąt, żabko<3
Cóż zapewne masz rację. W końcu to Twoje opowiadanie. Szablon śliczny! Ale dobrze się domyślasz, ja na pewno będę tęsknić do tego negliżu z Jorgosem :D
UsuńJa nie rozumiem? Co tak wszyscy skoczyli na mojego Jorgosa!? Dobrze cnotce powiedział. Był pewny, że się zgodzi to czemu ma jej słodzić? Denerwuje mnie podejście Muriel..zgodziła się na układ, a ta jeszcze nie wiem, co oczekiwała? Fanfarów? Denerwuje mnie jak nikt inny xD
OdpowiedzUsuńI uwielbiam Twoje bezpośrednie dialogi, normalnie mnie rozwalają. <3
Hahahaha, kocham Cię<3 Uwielbiam i kocham<3 Twoje komentarze zawsze poprawiają mi humor:*
UsuńMoże i dobrze, ale tą swoją zbytnią szczerością nic nie wskóra, jeśli będzie zachowywał się jak buc;) Może oczekiwała nieco lepszego traktowania, w końcu jeśli mają żyć razem to nie może dać sobą pomiatać. No, ej, ale ona już straciła dziewictwo, nie mów, że jest cnotką;)
Staram się jak mogę. W końcu to faceci, a prawdziwi mężczyźni rozmawiają bezpośrednio:)
<3
wow ! i gratulacje dla nowej pary! powodzenia i życzę weny !
OdpowiedzUsuń