Jej
łóżko było bardzo małe, więc Muriel spała teraz na nim na wpół
leżąc, a on sam miał zwieszone nogi. Był na nie po prostu za
duży. Dla drobnej dziewczyny było w sam raz, choć podejrzewał, że
nie spało jej się zbyt wygodnie na czymś takim.
Spokojny
oddech Muriel sprawił, że on sam się nieco wyciszył i pozwolił
myślom przepływać przez umysł. Głaskał ją po nagim ramieniu,
czuł nacisk jej piersi na bok, a drobna noga leżała na jego
udach. Nie mógł się doczekać, kiedy stanie się to codziennością,
kiedy co noc będzie z nią sypiał i doprowadzał ją do burzliwej
kulminacji podczas, której wyginała ciało w łuk i krzyczała jego
imię. Imię, które nienawidziła, a jednocześnie było jedynym
słowem, które była w stanie wypowiedzieć w takiej chwili. Poczuł
jak porusza się powoli i unosi głowę. Uśmiechnął się do niej,
gdy otworzyła zaspane oczy i pogłaskał ją po policzku. Muriel
zarumieniła się i schowała twarz na jego nagi torsie.
-
Dobry wieczór - powiedział, gdy już się upewnił, że nie śpi.
-
Dobry wieczór - wymamrotała cicho, muskając go gorącym oddechem
po nagiej skórze. Zadrżał, ale powstrzymał się. Nie chciał, aby
myślała, iż myśli tylko o jednym, choć w jej obecności właśnie
myślał tylko właśnie o tym.
-
Jak się spało? - zapytał i przyglądał się dziewczynie, która
wstała i zaczęła szukać swoich ubrań. Już nie grała wstydliwej
cnotki, lecz piękną kobietę, która nie wstydzi się swojego
partnera, a w przyszłości męża. Zapaliła lampkę, zsunęła się
z łóżka i zaczęła zakładać na siebie koszulkę i spodenki, a
na to przywdziała szlafrok i usiadła na brzegu łóżka, patrząc
na niego nieśmiało.
-
W miarę dobrze. To łóżko jest za małe na dwie osoby, zwłaszcza,
że jedną z nich jest wielki mężczyzna. - Jorgos roześmiał się
głośno i podniósł się z pościeli.
-
Dzisiejszej nocy już nie będzie to twoim problemem. - Muriel
spojrzała na niego zdezorientowana i po chwili rzuciła się do
telefonu, który leżał na szafce obok łóżka. Dochodziła druga.
Naprawdę? Spała zaledwie cztery godziny, a czuła się świetnie.
Naprawdę doskonale! Rozpierała ją energia i ledwie powstrzymywana
radość. Miała ochotę się śmiać i skakać, choć nie było to
całkiem normalne, w końcu spała z Jorgosem. Nie sądziła, że
seks ma taki wpływ na człowieka.
-
Musze załatwić wszystkie formalności, powiadomić panią Brin i
sąsiadów, oddać klucze do mieszkania i powiedzieć jeszcze... -
urwała, gdy Kasapi przyłożył jej palec do ust. Popatrzyła na
niego w milczeniu z dużą dozą niepewności.
-
Ja się wszystkim zajmę. Oczywiście pozostawię ci wyłącznie
sprawy personalne. - Muriel przysunęła się do mężczyzny i w
końcu pocałowała go w usta. Jorgos poczuł gwałtowny przepływ
impulsu przez całe jego ciało. Przyciągnął ją do siebie mocno,
aż weszła mu na kolana i objęła go za szyję. - Mm, agapi mou,
oby częściej - mruknął cicho, dodał coś jeszcze w języku
włoskim, ale nie rozumiała jego słów. Zresztą, to i tak nie
miało znaczenia w chwili, gdy jego dłoń zanurkowała pod jej
koszulkę.
Wstała
bardzo wcześnie i poszła wziąć szybki, orzeźwiający prysznic,
po którym natychmiast udała się do kuchni. Jorgos jeszcze spał,
nie chciała go budzić. Przed pójściem na spacer
zostawiła w kuchni na stole króciutki liścik.
Wychodzę
z Diego na spacer. Wrócę za pół godziny.
Spacer odbyła tradycyjnie, wokół parku, przysiadła na
chwilę na ławce, ale była zbyt zniecierpliwiona, aby usiedzieć
choćby pięć minut. Dlatego właśnie, gdy Kasapi zadzwonił do
niej, odebrała niemal natychmiast, choć pożałowała tego, iż nie
przytrzymała go trochę.
-
Cześć - przywitała się od razu, nawet nie starając się ukryć
uśmiechu i radości słyszalnej w jej drżącym głosie.
-
Cześć - odpowiedział zaspanym głosem. - Dlaczego mnie nie
obudziłaś? - zapytał z pretensją. Muriel przez chwilę zrzedła
mina, ale szybko się opanowała. Najwidoczniej musi się jeszcze
wiele nauczyć i dostosować do Jorgosa, choć sądząc po jego
zmiennych nastrojach będzie jej ciężko.
-
Przepraszam. Spałeś, więc nie chciałam cię budzić - mruknęła
i od razu zganiła się za ten służalczy ton. Powinna być bardziej
stanowcza i pewna siebie, nawet mimo tej radości, która rozpierała
ją od środka.
-
Kiedy wrócisz? - zapytał, nagle zmienił głos na łagodny, niemal
przepraszający.
-
Za piętnaście minut będę z powrotem.
-
Za dziesięć minut.
-
Piętnaście i ani minuty krócej. Diego musi, choć trochę się wybiegać. Pa - powiedziała jeszcze i rozłączyła się szybko z
obawy, że mu ulegnie i wróci szybciej niż zamierzała.
*
Jorgos
rozejrzał się po pokoju i z westchnieniem znów się położył,
choć tylko na chwilę, bo zaraz potem wstał i zaczął się
ubierać. Kiedy się obudził i nie zastał Muriel w łóżku,
postanowił ją poszukać w mieszkaniu, co oczywiście ograniczyło
go tylko do wyjścia na korytarz, rzecz jasna nago tylko po to, aby
ją zaskoczyć i zszokować, i zajrzenia do kuchni, w której jej nie
zastał. Do łazienki nawet nie zaglądał, bo nie widział palącego
się w niej światła. Zajrzał też do pokoju, tuż obok sypialni
Muriel, ale tam też jej nie zastał. Dlatego wrócił do łóżka i
postanowił zadzwonić.
Nie
mógł się doczekać, kiedy w końcu przyjdzie. Chciał widzieć jej
reakcję, gdy go zobaczy. Domyślał się, że na pewno, jak zwykle
zresztą, zarumieni się, zawstydzi i zacznie go unikać. Nie chciał,
aby za każdym razem było tak samo, choć dziś w nocy, gdy się
obudziła zaskoczyła go i to bardzo. Nie spodziewał się, że ona
pierwsza go pocałuje i to pozwoliło mu mieć nadzieję, że jednak
nie będzie tak źle, jak się spodziewa. Oby tylko wszystko poszło
dobrze. Oby dziadek zaakceptował Muriel i zezwolił na ślub, który,
jak postanowił, zorganizuje w Grecji.
Kiedy
się ubrał, wstał i wyszedł z pokoju, przez chwilę napawając się
błogą ciszą, jaka panowała w jej niewielkim mieszkaniu.
Postanowił zaparzyć kawy i zrobić dla niej śniadanie, na pewno
nic nie jadła. Właśnie kończył przygotowanie posiłku, gdy do
mieszkania z głośnym szczekaniem wpadł Diego. Oczywiście jego
radosne obwieszczenie zamieniło się w groźne warknięcie. Jorgos
jednak uśmiechnął się tylko i zignorował go. Czekał aż wejdzie
do kuchni, aż ją zobaczy. Nagle zdał sobie sprawę, że wstrzymuje
oddech, a serce wali mu, jakby gnało w dzikim pędzie. Odkaszlną
cicho, aby się uspokoić i wszystko przeszło. Nadal jednak
pozostawało to dziwne uczucie. Skupił się w końcu na Muriel,
która wkroczyła powoli do kuchni. Stał oparty o kuchenkę gazową,
skrzyżował ramiona na torsie i czekał, aż na niego spojrzy,
czekał na chwilę, gdy popatrzy na niego tymi wielkimi oczami i zarumieni się uroczo po same korzonki włosów. Naprawdę tego
oczekiwał, choć kilka tygodni temu powiedziałby, że jest
przesadną skromnisią. Zrozumiał nagle, że ona się nie zmieni,
pozostanie taka, jaka jest. I wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz
przeciwnie. Cieszył się, że pozostanie taka... Nietknięta przez
ludzi i niekiedy ich wypaczone pojęcia dobra. Może ktoś ją
zawiedzie, może to będzie nawet on sam, ale wciąż pozostanie tą
samą młodą kobietą, jaką była na początku ich znajomości i
cholernie go to cieszyło.
-
Jak udał się spacer? - zapytał cicho. Muriel uśmiechnęła się nieśmiało i spojrzała na niego sprawiając, iż nagle
jego serce zatrzymało się, by zaraz potem uderzyć dwukrotnie
szybciej. Chrząknął i podszedł do niej powoli, a kiedy stanął
naprzeciwko niej, uniosła w górę twarz. Pochylił się i pocałował
ją lekko w usta, delikatnie tylko je muskając. Odpowiedziała, choć
wyczuł w niej lekką rezerwę. Otoczył ją ramionami w pasie i
przyciągnął do siebie blisko, aby poczuła jego erekcję. To
musiało jej powiedzieć, jak bardzo jej pragnie, choć nie zrobiła
nic wielkiego, tylko oddała z wahaniem pocałunek. Odsunął się w
końcu od niej ze śmiechem i spojrzał na nią rozbawiony.
-
Wróciłaś - powiedział w końcu, starając się zapanować nad
głosem. Naprawdę zaczął się martwić o siebie, to źle wróżyło
na przyszłość. Jego samokontrola była poważnie zagrożona przez
Muriel
-
Tylko nie mów, że tęskniłeś, bo nie uwierzę - rzuciła ze
śmiechem i postawiła na stole siatki z zakupami, które dopiero
teraz zauważył. - Kupiłam świeży chleb i bułki.
Uśmiechnęła
się do niego i zaczęła się rozbierać. Zdjęła kurtkę i
wyniosła ją na korytarz. Po chwili wróciła już do kuchni na
bosaka. Ubrana była w dresy, które kupowała chyba na osobę dwa
razy większą od niej, ale ładnie w nich wyglądała, więc
przyglądał jej zaciekawiony. Znał jej ciało już tak dobrze, że
pamiętał, iż pod lewą piersią ma pieprzyka, a na prawym boku
prawie niewidoczne znamię.
-
Zrobiłem śniadanie. Kawa już jest, jajecznica także. - Odwrócił
się w stronę niewielkiej kuchenki gazowej i zamieszał na patelni.
Muriel wyjęła talerze i rozłożyła je na stoliku, wzięła kubki
z kawą i cukier. Dopiero, gdy usiadła zrozumiała, że poszło im
całkiem sprawnie i nie podejrzewała, że są zdolni do cichej
współpracy. Spodziewała się raczej głośnych docinek i
złośliwości z jego strony, ale jednak wcale tak nie było. W takim
razie była spokojna o przyszłość, przynajmniej tą najbliższą.
- Wszystko gotowe. Skorzystam jeszcze z łazienki i możemy jeść -
powiedział i przechodząc obok niej pocałował ją w policzek.
W
czasie, gdy Jorgos korzystał z łazienki, Muriel zajęła się
Diego. Nie byłaby spokojna, gdyby jej pies nie zjadł razem z
nią.
-
To z nim zawsze jadam śniadania - powiedziała, gdy Kasapi wrócił
i przystanął przy wejściu, obserwując ją jak nasypuje psu suchej
karmy z dodatkiem surowego jajka.
-
Teraz już będziesz jadała ze mną - odpowiedział tylko i usiadł.
- Kiedy będziesz mogła się wprowadzić? - zapytał nagle i
posmarował jeszcze ciepłą bułkę. Muriel zamarła i
spojrzała na niego. Usiadła powoli i wzięła do ręki widelec.
-
Nie wiem - odpowiedziała ostrożnie, jakby od tego zależało jej
życie. - A kiedy będę mogła?
-
Jak dla mnie to możesz już teraz, ale rozumiem, że musisz o
wszystkim powiedzieć twojej sąsiadce i cioci.
-
Tak, masz rację - odpowiedziała niechętnie. Naprawdę nie
wiedziała, jak przekaże to wszystko obu kobietom. Melisanda na
pewno przyjmie tą wiadomość z zupełną obojętnością, natomiast
pan Brin... Ona mogła zdawać sobie sprawę z powodów, dla których
zwiążę się z Jorgosem. Najgorsze było to, że Ophelia mogła ją
zganić za to, co zrobi, ale tym martwić się będzie później.
Póki co, musiała ustalić, kiedy przeprowadzi się do Kasapiego.
-
Boisz się, że nie zaakceptują twojej decyzji? Pamiętaj, że to
jest twoje życie i nikt nie ma prawa ci mówić, jak powinnaś
postępować. Założę się, że pani Brin będzie opierała się
najbardziej, ale nie ma na to żadnego wpływu, prawda? - Pokiwała
tylko głową i skubnęła trochę bułki.
-
Nie ma, tylko że ja nie chcę się z nią kłócić. Pomagała mi
przez tyle lat, zwłaszcza teraz i po śmierci ojca, gdy
potrzebowałam pieniędzy. Nie mogę jej tak po prostu powiedzieć,
żeby się nie wtrącała. Nie wiem, co jej powiem, ale będę
musiała jej wszystko wytłumaczyć.
Kasapi
kiwnął tylko głową i popatrzył na jej zatroskaną twarz.
-
Nie martw się, będzie dobrze - powiedział to z takim przekonaniem,
jakby rzeczywiście było, ale wiedziała, że nie będzie.
W
końcu ustalili, że Muriel wraz z Diego i ważniejszymi rzeczami
przeprowadzi się do Jorgosa za tydzień w sobotę. W tym czasie
powinna załatwić wszystko to, co ma do załatwienia, włącznie z
rozmową z panią Brin. Na pewno wiadomość, iż jej młoda sąsiadka
wyprowadza się i prawdopodobnie już tu nie wróci, wstrząśnie nią
i zaszokuje. Muriel wcale nie spodziewała się pozytywnego przyjęcia
takiej wiadomości, ale tak czy siak, musiała z nią porozmawiać.
Dlatego właśnie, gdy były szef wyszedł od niej, a ona sama nie
miała już nic konkretnego do zrobienia, postanowiła porozmawiać z
Ophelią.
Wyszła
na korytarz i zadzwoniła do drzwi obok. Sąsiadka otworzyła je po
chwili. Ubrana była w swój tradycyjny strój. Powyciągana bluzka i
stare spodnie. Posiwiałe włosy spięła w koka i wbiła w niego dwa
ołówki. W okularach, które zsunęły się na koniec noca wyglądała jak Japonka.
-
Och, dzień dobry, Muriel! Cieszę się, że przyszłaś. Wchodź,
jem właśnie śniadanie - powiedziała wesoło i wpuściła ją do
mieszkania, które rozmieszczeniem pomieszczeń przypominało jej,
lecz różniło się umeblowaniem. Pomaszerowała za kobietą do
kuchni, gdzie usiadła na drewnianym taborecie. Pani Brin zajęła
się robieniem herbaty, której nie odmówiła Muriel. Musiała się
napić czegoś ciepłego, ponieważ miała wrażenie, że trzęsie
się z zimna. Oczywiście bała się tej rozmowy, ale była
nieunikniona.
-
Muszę z panią porozmawiać - powiedziała w końcu dziewczyna.
Ophelia właśnie miała nalewać zagotowaną już wodę do
filiżanek, ale zatrzymała się słysząc jej poważny ton.
-
Co się stało? - zapytała zaniepokojona. Muriel potrząsnęła
jedynie głową i uśmiechnęła się blado
-
Nie, nic takiego... To znaczy... Muszę coś pani powiedzieć. Nie
wiem, czy poprze mnie pani, czy wręcz przeciwnie, ale nie mam innego
wyjścia. - Na chwilę zamilkła, ale nabrała powietrza i zaczęła kontynuować. - Jakiś czas temu Jorgos, znaczy mój były szef, dowiedział
się, że wzięłam kredyt. Stwierdził, że nie jestem w stanie go
spłacić. Zaproponował mi pewien układ. Powiedział, że chętnie
mi pomoże, pod warunkiem, że zostanę jego kochanką. Nie zgodziłam
się na to. - Muriel spojrzała w twarz kobiety, z którą
rozmawiała. Ophelia nie zdradzała nic, co mogłoby jej powiedzieć,
jakie ma nastawienie do tej sprawy i do samego Jorgosa, choć kiedyś
przecież go chwaliła.
-
Ale? - zapytała nagle pani Brin, a Muriel miała wrażenie, że
zdradza kogoś najbliższego, choć przecież nie robiła nic takiego
strasznego. Opuszczała jednak kobietę, która troszczyła się o
nią i zawsze jej pomagała. Czas najwyższy, aby odciążyć ją i
pozwolić, aby w końcu przestała im pomagać. Na dłuższą metę
mogło to być męczące. Westchnęła ciężko i zaczęła
kontynuować.
-
No cóż, wtedy powiedział mi, że jeśli w przyszłości poproszę go o pomoc
warunki się nieco zmienią. Myślałam, że nigdy nie będę go
potrzebowała, ale chyba się myliłam... - zacisnęła mocno usta i
ponownie spojrzała na sąsiadkę. Ta jednak wpatrywała się w nią
w skupieniu. Nie wyczytała z jej twarzy żadnej dezaprobaty, której
się spodziewała.
-
Zgodziłaś się, prawda? Jaki jest ten warunek? - zapytała drętwym
głosem.
-
Ślub. Muszę go poślubić.
-
Ślub?! Muriel, czy wiesz w co się wpakowałaś?
-
Oczywiście, że wiem! To nie jest mój świat, ale Jorgos ma
pieniądze, a ja ich potrzebuję. Dzięki temu moja ciotka na pewno
dostanie fachową opiekę lekarską. Niedługo wychodzi ze szpitala.
Muszę jej pomóc - mówiła pewnie, choć wcale tak się nie czuła.
-
Nie pomyślałaś, żeby zwrócić się o pomoc do mnie? Dobrze
wiesz, że zawsze pomogłabym ci, gdybyś tylko zapytała.
-
Właśnie dlatego nic nie mówiłam. Zawsze pomagała mi pani, gdy
potrzebowałam pomocy, opiekowała się pani mną, przesiadywała
całe godziny przy cioci, nic w zamian nie oczekując, więc teraz
postanowiłam odciążyć panią i poprosić o pomoc kogoś innego.
Możliwe, że popełniam błąd, ale przynajmniej ciocia na tym
zyska.
-
Nie uważasz, że zbyt się poświęcasz? Twoja ciotka na pewno nie
oczekuje tego. - Może i Ophelia miała rację, ale jej ciotka chyba
nie bardzo zdawała sobie sprawę nawet z tego, który dzisiaj jest
dzień.
-
A pani nie zrobiłaby tego samego dla swojej córki? - odpowiedziała
pytanie na pytanie. Odpowiedź była jasna. Dlatego Muriel wstała z
zamiarem pożegnania się.
-
Nie podoba mi się to, co robisz, ale chyba i tak nie mam na to
wpływu - bardziej stwierdziła niż zapytała, a dziewczyna
potrząsnęła tylko głową.
-
Nie, nie ma pani. Przyszłam tutaj, bo chciałam się pożegnać. Nie na zawsze, ale zgodziłam się na propozycję
Jorgosa, a to wiążę się z przeprowadzką. Muszę to zrobić -
powiedziała cicho, gdy widziała w oczach starszej kobiety oburzenie
i protest.
-
Kiedy się wyprowadzasz?
-
W sobotę planuję przenieść wszystkie ważne rzeczy do Jorgosa. -
Po tej wymianie zdań nastała cisza. Muriel nie wiedziała jeszcze,
co miałaby powiedzieć starzej kobiecie, nie wiedziała jak w ogóle
zacząć pożegnanie.
-
Muriel, kocham cię jak własną córkę i życzę ci, aby ułożyło
ci się w życiu. Oby z Jorgosem, bo wiem, że on da ci tyle
szczęście, ile będziesz chciała - powiedziała z uśmiechem i
wyciągnęła do niej ręce. Przytuliła się do niej mocno,
wdychając jej zapach. Zawsze, odkąd pamięta, pani Ophelia używała
jaśminowych perfum, kupowanych w zwykłym sklepie w centrum
dzielnicy.
-
Dziękuję - wyszeptała wzruszona dziewczyna i uśmiechnęła się
jeszcze do kobiety.
-
Mam nadzieję, że będziesz mnie odwiedzała od czasu do czasu?
Muriel
nie była pewna, czy będzie w stanie to robić, ale obiecała, że postara się wpadać najczęściej jak tylko
się da. Nie wiedziała jednak, jakie zobowiązania ją czekały i
czy znajdzie wystarczająco czasu, aby zajrzeć do pani Brin. Musiała
jednak to zrobić, jest jej to winna. Jej córka raczej nie będzie
mogła ją tak odwiedzać często, ponieważ nie mieszkała w Leeds i
rzadko się widziały.
W
końcu pożegnała się z bólem serca i ze świadomością, że coś
w jej życiu się skończyło, ale zaczęło coś nowego. Coś, czego
się bała, a jednocześnie ekscytowała się. Nie powinna, bo nagle
zmieni się wszystko i nie wiedziała, co ją czeka dalej, ale
musiała stawić temu czoła.
Odetchnęła
z ulgą. Rozmowę z panią Brin miała już za sobą, teraz czas na
Melisandę. Dlatego z niechęcią skierowała się do pokoju i wyjęła
z szafy spodnie i bluzkę. Podczas zmieniania ubrań wciąż nie
mogła przestać zerkać na łóżko, na którym parę godzin
wcześniej kochała się z Kasapim. Nie sądziła, że kiedykolwiek
do tego dojdzie.
Pospiesznie
wyszła z pokoju, po drodze zabierając torebkę. Wiedziała, że w
jej przypadku ucieczka nic nie da. Wspomnienie tej gorącej nocy, a
także poprzedniej i tych, co nadejdą, zawsze będą jej towarzyszyły,
ponieważ było to dla niej coś bardzo ważnego i ekscytującego,
choć przecież starała się robić wszystko, aby jej więź z
Jorgosem nie była ani silna, ani też ważna. Ten człowieka
potrafił być czarujący, jeśli dzięki temu miał coś zyskać.
Zdobył jej ciało, sprawił, że również go pragnęła, ale serca
nigdy nie dostanie i będzie robiła wszystko, aby być również
taką bezemocjonalną osobą jaką jest on.
Wsiadła
w samochód i pojechała do szpitala, po drodze zatankowała. Kiedy
wysiadła z sypiącego się już Mini, zaczęło padać. Niewielkie
płatki śniegu spadały na ziemię. Uniosła oczy ku niebu, które pociemniało. Nareszcie
spadnie śnieg, który miała nadzieję, że przynajmniej wytrzyma do
świąt. Melisanda uwielbiała Boże Narodzenie, ona zresztą też.
To był magiczny czas i będąc małą dziewczynką wierzyła, że w
tym okresie zawsze może spotkać człowieka coś magicznego. A potem
trafiła do ojca i całe jej dzieciństwo bezpowrotnie odeszło.
Muriel
zapukała cicho do gabinetu lekarza, który prowadził Melisandę i
weszła do środka. Doktor Morricone był człowiekiem miłym i
wrażliwym. Nie znała go wcześniej, ponieważ on od niedawna wziął ciotkę oraz innych pacjentów pod swe skrzydła. Był lekarzem
około pięćdziesiątki i prócz ładnego uśmiechu był
właścicielem czarnych oczu. Jednak urodą nie powalał na kolana,
mimo to Muriel stwierdziła, że jest niesamowity. Jego hiszpańskie
korzenie widoczne były podczas rozmowy, gdyż z każdym kolejnym
słowem podnosił głos, choć mówił o błahych sprawach.
-
Dzień dobry - przywitała się z mężczyzną, który wstał widząc
ją i powitał ją z uśmiechem.
-
Buenos dias - odpowiedział i
usiadł za biurkiem, odrzucając do tyłu poły białego kitla.
-
Przyszłam w sprawie Melisandy Carkson. Chciałabym wiedzieć, kiedy
wyjdzie ze szpitala.
-
Możemy ją wypisać w każdej chwili, ale potrzebna jest jej dalsza
rehabilitacja. Wypadek, któremu uległa spowodował liczne złamania,
więc kości muszą powrócić do poprzedniej sprawności.
-
Tak, wiem. Dlatego właśnie zastanawiam się, co byłoby dla niej
dobre. Indywidualna rehabilitacja, czy umieszczenie ją w specjalnym
ośrodku?
-
To zależy, jaki będzie program ćwiczeń. Osobiście znam pewien
ośrodek poza Leeds, w którym prowadzone są zajęcia, po których
pacjenci wracali do dawnej sprawności, ale oczywiście cena
pobytu tam jest bardzo wysoka. - Muriel zagryzła wargę. Na ile
mogła sobie pozwolić. Oczywiście to miały być pieniądze
Jorgosa, ale nie chciała przegiąć, żeby nie myślał, iż chce go
wykorzystać.
-
Ile to będzie kosztowało? - zapytała, wyłamując sobie palce.
Była zdenerwowana.
-
To zależy od długości pobytu pani ciotki. Sądząc jednak po jej
obrażeniach około osiem do dziesięciu miesięcy, więc zapewne
będzie to kosztowało około trzydziestu, do czterdziestu tysięcy.
-
Rozumiem - odparła z ulgą. To i tak mniej, niż przypuszczała.
Jednocześnie w jej głowie pojawiła się niepokojąca myśl. Więc
po co potrzebny był jej Jorgos? Jej finanse, owszem będą
nadszarpnięte, ale pomyślała, że aż tak źle nie byłoby. Sama
mogła sobie poradzić. Mogła, ale poczuła nagły przypływ żalu. Zgodziła się na małżeństwo w zamian za pomoc, więc nie
mogła się tak nagle wycofać...
-
Jest pani tym zainteresowana? - zapytał lekarz, a ona kiwnęła
głową.
-
Tak. Chcę, by ciocia otrzymała najlepszą opiekę.
-
W takim razie sprawa jest jasna. Dam pani wizytówkę ośrodku i
namiary na właściciela kliniki.
Dostała
wszystkie potrzebne informacje, a także broszury. Szybko się
pożegnała i wyszła, oddychając z ulgą, choć uścisk w dołku
nie zelżał. Czas na kolejną konfrontację tego dnia. Ruszyła
szpitalnym korytarzem, po którym przechadzali się chorzy w
towarzystwie pielęgniarek lub pielęgniarzy oraz lekarze i lekarki.
Weszła
cicho do sali, w której leżała ciotka i usiadła na krześle.
Kobieta spojrzała na nią i uśmiechnęła się szeroko.
-
Cieszę się, że przyszłaś, Cukiereczku! Tęskniłam za tobą! -
wykrzyknęła kobieta, a Muriel poczuła jak łzy napływają jej do
oczu.
-
Ja za tobą też - szepnęła i przytuliła się do ciotki, uważając,
aby nie zrobić jej jakieś krzywdy, bo nie wiedziała, co ją
dokładnie bolało. - Jak się dziś czujesz? - zapytała i usiadła
z powrotem na krześle. Kobieta wzruszyła ramionami.
-
Dobrze. Muriel, chcesz mi coś powiedzieć? - Dziewczyna spojrzała
na nią zaskoczona, ale potem westchnęła. Ciotka wykazywała dość
specyficzne umiejętności, których Muriel nigdy nie potrafiła
zrozumieć, ale akceptowała je, ponieważ nikomu krzywdy tym
nie robiła, co więcej, zawsze dzieliła się swymi dziwnymi myślami
tylko z nią. Opowiadała zaskakujące rzeczy, których obie nie rozumiały,
ale słowa wypowiedziane na głos brzmiały zupełnie inaczej.
-
Ciociu, wiesz, że cię kocham, prawda? - zapytała, czekając na jej
odpowiedź.
-
Oczywiście, Cukiereczku - przytaknęła z uśmiechem na twarzy.
-
I wiesz, że dla ciebie zrobię wszystko?
-
Tak, wiem. - Znów potaknęła i z wyraźnym zainteresowaniem
spoglądała na bratanicę. A dziewczyna, choć bardzo się starała,
to jednak nie była w stanie ukryć zdenerwowania. Wiedziała jednak,
że Melisanda inaczej, niż Ophelia przyjmie wiadomość o jej
decyzji, co do poślubienia Jorgosa. Ona jakoś chyba bardziej go
lubiła, choć tak naprawdę nie miała okazji go poznać osobiście.
-
No więc... Podjęłam pewne kroki, dzięki którym twoja
rehabilitacja przebiegnie bez żadnych problemów. Nie, poczekaj,
posłuchaj mnie - powiedziała szybko, gdy ciotka nagle zaczęła się
wyrywać i protestować. - Wiesz dobrze, że niewiele zarabiałam,
gdy pracowałam w korporacji, a teraz, gdy się zwolniłam i wzięłam
kredyt... Będzie ciężko, choć ostatnio wysłałam cv do pewnej
firmy i może w końcu do mnie ktoś oddzwoni. Ale nie o tym chcę
rozmawiać. Mój były już szef wie o kredycie i o tym, że jesteś
w szpitalu. Zaproponował mi pewien układ, a ja się zgodziłam. -
Oczywiście pominęła kilka istotnych faktów, ale w końcu uznała,
że nie będzie jej zamęczała szczegółami, które i tak niewiele
znaczyły. Liczył się to, że się zgodziła.
-
Co to za układ? - zapytała w końcu, a Muriel poczuła jak serce
podchodzi do gardła. Zacisnęła mocno dłonie i westchnęła.
-
Zostanę jego żoną - wydukała w końcu. W sali zapadła cisza. Nic
ją nie mąciło, a Muriel pragnęła przerywnika, który po prostu
zmusi Melisandę do wypowiedzi. Nic jednak się nie stało, a ona
czekała i czekała, aż ciotka coś powie. W końcu kobieta
spojrzała na nią, a w jej oczach błysnęły łzty.
-
Robisz to dla mnie? Poświęcasz się dla mnie? - dopytywała
wzruszona. - Nie możesz, wiem, że go nie chcesz, że go nie lubisz.
Jak chcesz stworzyć taki związek?
-
Ciociu, czy to takie ważne? Póki co, dogadujemy się, więc nie
martw się na zapas. Zobaczysz, wszystko się ułoży. Wierzę w to.
-
Kocham cię, tyle ci zawdzięczam. Nie poradziłabym sobie bez
ciebie. - Wyciągnęła ręce, a Muriel bez wahania
przytuliła się do Melisandy.
Miały
tylko siebie i musiały się wspierać.
Niemal
cały dzień spędziła z ciotką, która wypytywała ją o
szczegóły. Zwłaszcza interesowało ją to, jaki dom ma Kasapi.
Dziewczyna starała się opowiedzieć wszystko ze szczegółami,
oczywiście pomijając najistotniejszy fakt. Jej pierwsza wizyta w
domu byłego szefa wcale nie miała charakteru czysto towarzyskiego.
W
pewnym momencie zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz i
natychmiast się zarumieniła. Dzwonił Jorgos. Odebrała.
-
Słucham? - rzuciła do słuchawki, bo nie miała pojęcia, co
mogłaby mu powiedzieć na powitanie.
-
Dzień dobry, słowiczku. Dlaczego tak oficjalnie? - zaśmiał się
do słuchawki.
-
Dlaczego dzwonisz? - zapytała i skrzywiła się lekko. Zabrzmiało
to zdecydowanie za sztywno, ale czuła się poddenerwowana. Melisanda
patrzyła na nią z jawną ciekawością, a poza tym głos Jorgosa
był zbyt łagodny, aby mogła skupić się na rozmowie.
-
Chciałem po prostu dowiedzieć się, co u ciebie. Mam teraz przerwę
w posiedzeniu, więc pomyślałem, że do ciebie zadzwonię. Mam
rozumieć, że ci w czymś przeszkadzam? - zapytał sucho, a Muriel
poczuła się strasznie źle przez to, w jaki sposób go powitała.
-
Nie, wcale nie! - powiedziała gwałtownie i zacisnęła wargi. Co
się z nią działo? Przyłożyła dłonie do gorących policzków i
miała wrażenie, że płoną żywym ogniem. - To znaczy... Jestem u
cioci w szpitalu. Mogę zadzwonić do ciebie później?
-
Ach, rozumiem. W porządku. Ja się do ciebie odezwę, co?
-
Tak! - wykrzyknęła nadzwyczaj energicznie.
-
Pasuje godzina czwarta? - Muriel pokiwała głową, a za chwilę zdała
sobie sprawę, że przecież Jorgosa nie ma obok niej, więc
potwierdziła słownie. Zapadło milczenie. - Agapi mou,
muszę kończyć.
-
Miłego dnia, Jorgosie - pożegnała się i rozłączyła. Jeszcze
jakiś czas potem czuła niepokojące gorąco w środku, które
rozpaliło jej policzki. Miała wrażenie, że ich temperatura w
ogóle nie spada, a ona sama była zbyt zaskakująco podekscytowana.
Wstała więc z krzesła i zaczęła przechadzać się po sali,
rozmyślając nad tym, co ją czeka.
Jeśli
miała być szczera sama przed sobą, to nie mogła się doczekać,
kiedy usłyszy Jorgosa lub kiedy go zobaczy. Już nie była na niego
zła, choć nadal bywał irytująco arogancki i pewny siebie, ale
musiała przyznać, że zachowanie mężczyzny znacznie się zmieniło
i to na lepsze. Dzięki temu przynajmniej po części mogła poznać
jego tą lepszą stronę, o której kiedyś mówił jego przyjaciel.
Może Stephen Warwick rzeczywiście miał rację? Może Jorgos wcale
nie jest taki zły? Teraz będzie miała okazję się o tym
przekonać. I to chyba najbardziej ją ekscytowało. Obcowanie z nim
na co dzień, poznawanie go dzień po dniu. Oczywiście będzie
utrzymywała dystans między nimi i będzie robiła wszystko, aby się
do niego nie przywiązać, bo potem rozstanie z nim będzie bolesne,
nawet jeśli nie będzie go kochała, to jednak Kasapi stanie się
ważną częścią jej nadchodzącego życia. Życia, którego się
bała. Na razie jednak, musiała uporać się z większymi
problemami. Czas na zastanawianie się znajdzie później. Musiała
wrócić myślami do ciotki, która śledziła każdy jej ruch.
Uśmiechnęła się do niej z roztargnieniem i usiadła na krześle.
Jorgos
obiecał zadzwonić o piątej i tak też zrobił. Muriel niemal
wstrzymała oddech, gdy odbierała telefon, a Jorgos od razu powitał
ją ciepłym głosem. Musiała powstrzymać to szaleństwo, które
zaczęło powoli rozwijać się w niej, niczym jakaś choroba
zakaźna. Nie mogła sobie pozwolić na to, aby stracić dla niego
głowę. Jednak, gdy rozmawiała z nim zapomniała o bożym świecie,
ponieważ jej były szef był świetnym rozmówcą i nie bał się
żadnego tematu, a ona mogła go zapytać o wszystko, co chciała.
Głównie jednak rozmawiali o ich umowie i przeprowadzce.
-
Która godzina ci pasuje? - zapytał w końcu, gdy powoli mieli się
żegnać. Muriel nagle poczuła dziwny żal, nad którym chciała
zapanować.
-
Osiemnasta? Będziemy mieli
więcej czasu w ciągu dnia, aby pozałatwiać swoje sprawy.
-
Masz rację, piccola mia.
-
Jorgosie... - zaczęła, ale zaraz urwała. Mimo że dobrze jej się
z nim rozmawiało, jednak nie miała śmiałości zadawać mu pytań,
na które mogła nie uzyskać odpowiedzi, choć wydawało jej się,
że jej pytanie wcale nie było ani trudne, ani też nie wkraczało
na grząskie tereny.
-
Tak? - ponaglił ją, wyraźnie zainteresowany.
-
Mam pytanie. Odpowiesz mi na nie szczerze?
-
Oczywiście, ja zawsze jestem szczery. O co chodzi?
-
Zastanawiam się tylko... Wiesz, boję się tego, co będzie. Czeka
mnie nieznane, choć przecież wcale nie może być tak źle, ale...
Chciałabym wiedzieć, czy ty...
-
Też się boję? - dokończył za nią, a Muriel poczuła ulgę, że
nie musiała tego mówić. Nie wiedziała, jak zareaguje na to
Jorgos.
-
Tak, właśnie.
-
Muriel, odkąd mieszkam sam, nigdy nie pozwalałem zostać kobiecie
na dłużej niż jedną noc. Zazwyczaj było to tylko parę godzin.
Nie lubię, gdy ktoś przekracza granice i wchodzi w moją
prywatność... Ta sytuacja jest nie tylko dla ciebie nowością. Dla
mnie też. I tak, owszem, trochę się boję, ale z zupełnie innych
powodów. Czy zaspokoiłem twoją ciekawość?
-
Z jakich? - zapytała ciekawa dlaczego Jorgos się bał. Przecież
był takim typem mężczyzny, sam zresztą to przyznał, że nie bał
się podejmować żadnych decyzji. A może bał się, że ona nie
miała tak dużo doświadczenia jak kobiety, z którymi się spotykał
i przyniesie mu wstyd? - Czy chodzi o to, że jestem całkiem zielona
w wielu sprawach i boisz się, że narobię ci wstydu przed
znajomymi?
-
Co ty pleciesz? Oczywiście, że nie o to mi chodzi. Mam w głębokim
poważaniu tych ludzi, z paroma wyjątkami, ale na pewno nie jest to
powód, dla którego się boję.
-
Na pewno? - zapytała, chcąc się upewnić. Wiedziała, że nie
wyjawi jej powodu, przez który się obawiał, dlatego też nie pytała
go. Wolała zmienić temat.
-
Wiesz która jest godzina? - zapytał, w którymś momencie Kasapi.
Muriel odruchowo zerknęła na zegarek.
-
Mój Boże! Już dziewiąta?! Rozmawialiśmy pięć godzin?! Przecież
to niemożliwe - zawołała zaskoczona. Tak wciągnęła się w
rozmowę z nim, że całkiem straciła poczucie czasu i miejsca. Znów
miała wrażenie, że jej świat skurczył się do tego małego
pokoju, do słuchawki, w której rozbrzmiewał jego chropowaty głos.
-
Ale jednak. - Jego rozbawiony ton już ją nie drażnił, nie
doprowadzał do wściekłości, bo wiedziała, że wcale się z niej
nie śmieje.
-
Zapłacisz majątek - jęknęła głucho, gdy zdała sobie sprawę z
jakimi to kosztami się wiązało. - Musimy kończyć.
-
Szkoda, uważam, że bardzo miło nam się rozmawiało.
-
Naprawdę?
-
Naprawdę.
-
Jorgosie, kończmy już. Muszę wyprowadzić Diego i w ogóle...
-
A co to znaczy w ogóle?
-
Muszę coś zjeść, wziąć prysznic... Jestem zmęczona dzisiejszym
dniem. Te rozmowy trochę dały mi w kość.
-
Mógłbym cię wymasować. Chcesz? Położyłabyś się na łóżku,
całkiem nago, a ja naoliwionymi dłońmi masowałbym najpierw twój
kark, potem ramiona, aż...
-
Nie przesadzaj! Do zobaczenia! - rozłączyła się natychmiast.
Serce waliło jej jak szalone, a ona miała wrażenie, że za chwilę
spłonie. Nie mogła w to uwierzyć. Jorgos z taką łatwością
potrafił zejść na temat, w którym czuł się mistrzem. Był
świetnym kochankiem, ale jednocześnie po mistrzowsku potrafił
pobudzić jej wyobraźnię tak, by z najdrobniejszymi detalami mogła
wyobrazić sobie, co w danej chwili robiłby z nią. Nie, to nie może
tak być. Jednak magia jego słowa była zbyt silna, aby się jej
oprzeć.
wow dużo się dzieje ! kocham to opowiadanie !
OdpowiedzUsuńTakiego Jorgosa lubie :3 // Zola
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam, wyobrażałam sobie raczej, że Muriel się odwidzi układ i tyle, ale jak widać jednak nie jest aż tak uparta jak myślałam :D
OdpowiedzUsuńByło parę literówek np. Ten człowieka - chyba miało być bez "a" na końcu. Pare podobnych też, ale jak piszesz- nie sprawdziłaś dokładnie rozdziału, więc się odczepię :D
Oprócz tego rozdział bardzo mi się podobał. spokojny taki, ale fajny :D
Pozdrawiam!
O mamusiu! Jestem w szoku, Muriel pierwsza pocałowała Jorgosa. W dodatku chyba zaczna się jej podobać seks z jej byłym szefem :D w końcu przestała udawać cnotkę. Lubię takiego Jorgosa, gdy jest miły dla Muriel. Mówił, że nie chce, aby pomyślała, że myśli tylko o jednym. Hm...ale on właśnie myśli o jednym. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że oboje się w sobie zakochują. Jorgos nawet śniadanko zrobił. No no...
OdpowiedzUsuńO mamusiu! Jestem w szoku, Muriel pierwsza pocałowała Jorgosa. W dodatku chyba zaczna się jej podobać seks z jej byłym szefem :D w końcu przestała udawać cnotkę. Lubię takiego Jorgosa, gdy jest miły dla Muriel. Mówił, że nie chce, aby pomyślała, że myśli tylko o jednym. Hm...ale on właśnie myśli o jednym. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że oboje się w sobie zakochują. Jorgos nawet śniadanko zrobił. No no...
OdpowiedzUsuńme gusta twe usta l;d hahaha odbija mi wiem o tym;d ale wracając do opowiadania, to ja czekam na ten moment aż oni razem zamieszkają i mam nadzieję, że będą dalej ze sobą rozmawiać aż 5 godzin, a nie tylko się seksić ;d
OdpowiedzUsuńA czy od 17 do 21 nie są tylko 4 godziny? O.o
OdpowiedzUsuńNie to, że się czepiam szczegółów, ale dzisiaj rozbrajam wszystko na czynniki pierwsze i tak mi się w paczałki rzuciło.
By the way.... ROZDZIAŁ JEST BUENA ! Szok i szacuneczek dla pradawnej pisarki :D
Wydawałoby się, że nadszedł idealny poranek po wspólnie spędzonej nocy, a tu dwie rozmowy i to bardzo trudne. Co mogę powiedzieć, zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji w tym przypadku układ z Jorgosem, ale każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Najważniejsze, że sobie z tym poradziła, a druga strona przyjęła to do wiadomości i jej nie potępiła.
OdpowiedzUsuńI Jorgos zaczyna czuć coś więcej do Muriel. Dla mnie bomba!
I czekam na następny. Pozdrawiam :)
UsuńYaaay, Jorgos maj low. On jest taki...ma swoje granice, ale kiedy pozwolił Muriel je przekroczyć to traktuje ją tak...cudownie, chociaż sam się boi niektórych uczuć i też nie chce się do nich przyznać.Widać po jego czynach, że jest ona dla niego wszystkim. A Muriel? Ale bym ją trzepnęła w łeb. Niech idzie jeszcze na sam środek miasta i się drze, że wzięła kredyt i teraz bierze z nim ślub dla kasy, matko. Gdzie ta dziewczyna ma umysł? Nie mogła tego jakoś tak...schować w kieszeń dumy? A nie sąsiadce, ciotce. Rozumiem, bliskie osoby, wszystko się mówi, ale nie tak, nieeee, denerwuje mnie ona jak zawsze swoim tokiem rozumowania. Mam nadzieje, że się naprostuje obok Jorgosa. <3
OdpowiedzUsuń