Gdyby
ktoś zapytał Muriel, co robiła w ostatnich dniach poprzedzających
przeprowadzkę, nie potrafiłaby udzielić sensownej
odpowiedzi. Każdy dzień przeżywała w dziwnym transie, z którego
wybudzał ją dzwoniący Jorgos. Bardzo chciała go zobaczyć, choćby
tylko po to, aby móc przypomnieć sobie jego twarz i przekonać się
o tym, że jest tym samym człowiekiem, którego znała z firmy.
Nadal
miewała wątpliwości i chwilowe napady złości na niego i samą
siebie. Wiedziała, że nie powinna się zgadzać, zwłaszcza, że
układ się zmienił i musiała go poślubić. Zawsze marzyła o
pięknym weselu w wiejskim kościele, pod który przyjechałaby ze
swym mężem karetą. Widziała w jakiejś gazecie ogłoszenie firmy,
która oferowała wynajem różnych powozów na podobne uroczystości.
Teraz jednak będzie musiała porzucić te głupie mrzonki i po
prostu wziąć ślub z Jorgosem Kasapi. Tak należało, dla dobra
ciotki i swojego.
Jeszcze
w piątek miała wrażenie, że jutro jest najzwyklejszy dzień i
wcale nie przeniesie się do domu byłego szefa. No cóż, słowo się
rzekło, a ona mogła teraz cieszyć się lub zżymać, że zgodziła
się na coś takiego. Musiała po prostu czekać na to, co przyniesie
los. Czy będzie łaskawy, czy też nie. Ale to wyłącznie zależało
od niej.
Pakowała
ostatnie rzeczy. W zasadzie nie miała tego wiele. Nie należała do
osób, które gromadziły mnóstwo bezwartościowych bibelotów,
podobnie było z ubraniami. Żal było jej opuszczać mieszkanie, ale
musiała to zrobić, zresztą, ono nigdy nie należało do niej, więc
nie powinna była za nim tęsknić. Zwłaszcza, że kojarzyło jej
się z wiecznie wściekłym ojcem. Ale może, kiedy wyniesie się
stąd, przestanie już pamiętać o ojcu i o Aleksandrze. Obaj
zmienili jej życie w piekło, obaj sprawili, że stała się taka, a
nie inna, co oczywiście irytowało Jorgosa. Nie mogła się przemóc.
Wstydziła się, a on albo to zaakceptuje albo nie. Nie miała
zamiaru zmieniać ani siebie, ani swoich przyzwyczajeń, bo jemu to
nie odpowiadało.
Dzwonek
do drzwi głośno i wyraźnie oznajmił przybycie gościa. Muriel z
bijącym sercem podeszła do drzwi. Wyjrzała przed judasza i
wstrzymała oddech. Czy przestanie reagować na niego w ten sposób?
Przecież to było śmieszne! Nawet go nie lubiła.
Wpuściła
go bez słowa, a on oczywiście podszedł do niej z uśmiechem i
pocałował ją gwałtownie. Kiedy się od niej oderwał, miała
wrażenie, że wszystko wokół niej wiruję. Dopiero przeciągłe
warknięcie Diego sprowadziło ją na ziemię.
-
Mam coś dla niego - powiedział Jorgos i z torby wygrzebał wielką
kość z prasowanej skóry. - Mam nadzieję, że lubi takie
smakołyki?
-
Zapytaj raczej, czego nie lubi - odparła z uśmiechem. Spojrzała na
psa, który przekręcił głowę i patrzył na rękę Kasapiego,
która trzymała piękną kość. - Podaj mu ją. Niech poliże twoje
palce. - Mężczyzna spojrzał na nią wątpiąco, ale po chwili
wahania uczynił to, o co go prosiła. Pies odsunął się od niego na
parę kroków, ale zapach był bardzo silny i drażnił jego nos,
więc po kilku minutach niepewności w końcu polizał kość, przy okazji
również rękę Jorgosa, który obawiał się, że w każdej chwili
wielkie bydle może mu ją odgryźć. Nic się nie stało, a Diego,
najwidoczniej zachwycony prezentem polizał go po dłoni, a potem wziął
kość, jakby od zawsze byli dobrymi przyjaciółmi. Oczywiście
Kasapi zdawał sobie sprawę, że to był początek i jak na razie
nie miał co liczyć, że pies tak szybko go zaakceptuje, ale miał
nadzieję, że tak będzie. Muriel potrafiła to zrobić to i pies
również to zrobi.
Wilczur odwrócił się i odszedł merdając ogonem, w pysku miał smakołyk.
Jorgos wyprostował się i spojrzał z uwagą na Muriel, która stała
opodal i niepewna.
-
Jesteś gotowa? - zapytał, a dziewczyna pokiwała głową. Cóż
innego miała zrobić? Od godziny czekała roztrzęsiona na jego
przybycie, więc teraz mogła jedynie założyć kurtkę i pójść
za nim do samochodu. - Gdzie są twoje rzeczy?
-
W pokoju - powiedziała cicho i poszła do sypialni. Jorgos wkroczył
za nią, Muriel obejrzała się na niego przez ramię. Popatrzył na
nią wymownie, a potem zerknął na łóżko. Oblała się głębokim
rumieńcem i odwróciła do niego plecami. Wolała nie prowokować
podobnych sytuacji, bo to źle wpływało na jej samokontrolę.
Działał na nią w taki sposób, iż bała się, że za bardzo
zaangażuje się w ten związek i będzie tego gorzko żałować.
Kasapi
złapał dwie walizki, które stały pod oknem wyszedł z nimi z
pokoju. Muriel natomiast zajęła się kartonami, do których włożyła
książki, ulubione bibeloty i resztę ubrań, które się nie
zmieściły do walizek.
-
Co z kluczami? - zapytał Jorgos, gdy wszystko już było zapakowane.
-
Dam je pani Brin, a ona przekaże je właścicielowi kamienicy. Zaraz
wracam. - Ruszyła z powrotem do budynku.
Jorgos
i Diego zostali w samochodzie. Odwrócił się do psa, który patrzył
na niego podejrzliwie, choć po tym, jak dostał od niego smakołyk
już nie warczał.
-
Mam nadzieję, że wszystko się uda i dziadek zaakceptuje Muriel.
*
Wysiadła
z samochodu i rozejrzała się wokół. Dom Jorgosa stał na
niewysokim wzniesieniu. Rozległa weranda, a także schody wykonano z
ciemnego drewna, również filary, który podtrzymywały zadaszenie.
Styl domu był raczej prosty, bez żadnych dziwnych nowinek i Muriel przypadł do gustu.
-
Masz bardzo piękny dom - powiedziała i rozejrzała się po okolicy.
Wysokie tuje rosły wokół ogrodzenia z kutego żelaza i zagłuszały
wszelkie niepożądane dźwięki, dzięki temu miało się wrażenie,
że czas i ludzie zapomnieli o tym miejscu. Całe szczęście. Będzie
mogła w spokoju tu żyć i cieszyć się przyrodą. To kolejny plus
mieszkania z Jorgosem - cicha i piękna okolica, a jego dom
przypominał ten, o którym zawsze marzyła w dzieciństwie, więc
poniekąd jej marzenia się spełniły, choć nie do końca tak, jak
chciała.
-
Chodź, Muriel, bo zaczyna sypać śnieg - powiedział Jorgos, a
Muriel szybko wyrwała się z zamyślenia i podążyła za nim. Diego
szedł na końcu, obwąchując wszystko po kolei.
Kolejny
raz weszła do obszernego holu, zrozumiała, że rzeczywiście
zrobiła krok do przodu. Minęło dwa tygodnie od jej ostatniego
pobytu w tym miejscu. Lwy tuż przy krętych schodach nadal zostały
w tej samej pozycji, jak ostatnim razem. Nadal wyglądały tak, jakby
zamarły w połowie skoku i czekały na znak, aby w końcu opaść na
ziemię. Figurka, o którą się stłukła również stała pod
ścianą, jak uprzednio. Czego się spodziewała? Że Jorgos
specjalnie dla niej przeprowadzi gruntowny remont i usunie wszystko
to, co kojarzyło jej się z jej pierwszą nocą tutaj? To było tak
samo absurdalne, jak to, że Kasapi był sentymentalny.
-
Gdzie będzie spał Diego? - zapytała, gdy dostrzegła jak pies
kręci się po holu.
-
Rozumiem, że nie zgodzisz się na to, aby zamieszkał na podwórku?
- Kiedy Muriel potrząsnęła głową, Jorgos westchnął. - A czy
nocleg twojego psa może poczekać? Chyba nie jest to na razie ważny
temat? - Spojrzała na psa i potaknęła. Póki co, Diego był
zainteresowany nowym otoczeniem. - Chodź do kuchni, napijemy się
kawy i coś zjemy.
-
Nie, tylko nie kawa - jęknęła cicho i ruszyła posłusznie za nim
do kuchni. - Chętnie napiję się herbaty.
-
W porządku.
Jorgos
szybko uwinął się z herbatą dla niej i dla siebie z kawą. Muriel
oczywiście koniecznie chciała zająć się kolacją, by nie myślał,
że nie będzie nic robić. Oczywiście jej kulinarne umiejętności
pozostawiały wiele do życzenia, ale zwykła sałatka z warzyw,
jakie miała pod ręką nie wymagała wielkiego talentu.
Przez
pierwsze dwadzieścia minut była skrępowana i niewiele mówiła,
dopiero potem, gdy przenieśli się do salonu i Kasapi nalał jej
trochę koniaku, rozluźniła się na tyle, że śmiała się z
celnych dowcipów Jorgosa. Im więcej wypiła, tym śmielsze pytania
cisnęły jej się na usta. Powstrzymywała się tylko dlatego,
ponieważ nie chciała psuć przyjemnej atmosfery jaka zapanowała
między nimi. Poza tym, musieli w końcu zacząć naprawiać relacje,
dość chwiejne zresztą. Oboje mieli trudne charaktery, zwłaszcza
Jorgos, który nie uznawał żadnych kompromisów.
W
pewnym momencie Jorgos spoważniał i spojrzał na nią uważnie, aż
zaczerwieniła się po same korzonki włosów.
-
Mam coś dla ciebie - powiedział cicho.
-
Nie, proszę, nie chcę żadnych prezentów - zaprotestowała
gwałtownie.
-
Dlaczego? Każda kobieta je lubi - odparł zaskoczony i jednocześnie
zaciekawiony.
-
Nie powiedziałam, że nie lubię, lecz nie chcę. To różnica,
prawda?
-
I tak będziesz musiała go wziąć. Zaczekaj tutaj chwilę. -
Poderwał się na nogi i wyszedł z salonu zostawiając Muriel samą. Głowę miała pełną myśli i za nim
zdążyła je jako tako ogarnąć pojawił się Jorgos. Podszedł do
niej i przysiadł na sofie. Podał jej drewniane, wysadzane małymi
diamencikami pudełeczko. Wyglądało na bardzo cenne i Muriel wolała
nie wiedzieć ile kosztowało. Jednak dopiero po otwarciu puzderka
zabrakło jej słów. Na białej poduszeczce leżał pierścionek z
białego złota. Na środku w otoczeniu diamentów widniał
przepiękny szmaragd, który mienił się i błyszczał w świetle lampy. Obrączka była cieniutka i wydawać by się mogło,
że zwykłe dotknięcie mogłoby ją uszkodzić.
-
Boże, jest przepiękny - powiedziała oczarowana prostotą i
niezwykłym kunsztem z jakim została wykonany pierścionek.
-
To pierścionek zaręczynowy. Przymierz. Nie wiem, czy będzie
pasował. Miałem spory problem z dobraniem rozmiaru, masz smukłe
palce. - Kiedy spojrzała na niego, Jorgos uśmiechał się ciepło,
a jego oczy błyszczały wesoło. - No, dalej, załóż go.
Zrobiła
to, o co ją prosił. Był idealny, jakby dla niej stworzony.
-
Dziękuję, jest piękny! - powiedziała zachwycona, choć jego romantyzm leżał i kwiczał, ale liczyło się to, że Kasapi nie zapomniał o pierścionku zaręczynowym.
-
Podziękuj mi pocałunkiem - szepnął, przysuwając się do niej, aż
poczuła ciepło jego ciała. Spojrzała na niego i zamarła w pół
gestu. Jego poważny wzrok wprawił ją w niepokój, którego nie
potrafiła opisać. Nie bała się, lecz jednak gdzieś tam w środku
coś się w niej poruszyło. Jego szare oczy wwiercały się w nią i
miała wrażenie, że patrząc tak na niego widzi ukryte głęboko
sekrety, o których nie chce mówić. Mimo igrającego na ustach
półuśmiechu, nie dostrzegła w jego całym wyrazie twarzy, ani w
jego pięknych oczach wesołości. Odniosła wrażenie, że mimo
wszystko jest smutny. Nie miała pojęcia, dlaczego tak pomyślała,
ale nie była w stanie przekonać się, że Kasapi był wesoły.
Daleko było mu do tego i coś sprawiło, że nie potrafił się
cieszyć. Uśmiechnęła się do niego, czując wbrew sobie czułość
do tego mężczyzny, który na pierwszy rzut oka wydaje się innym
ludziom arogancki, bezpośredni i ironiczny, ale gdzieś tam w głębi
czaił się smutny i samotny mężczyzna.
Odłożyła
powoli pudełko, założyła niesforny kosmyk za ucho i z dużą
niepewnością wsunęła mu się na kolana. Nie
spodziewała się, że będzie czuć przy nim tak wspaniale. Ujęła jego twarz w dłonie i pochyliła się, lekko muskając jego wąskie
usta. Natychmiast do niej przywarł, spragniony jej pocałunków.
-
Pragnę cię, Muriel - powiedział i pocałował ją gwałtownie,
wsuwając język do środka.
*
Obudziła
się w sypialni, naga, okryta satynową pościelą. Zaspanym wzrokiem
powiodła po pokoju, lecz nigdzie nie dostrzegła Jorgosa.
Najwidoczniej przebywał w innej części domu. Wstała i poszukała
swoich ubrań. Nie znalazła ich. Zaskoczona rozejrzała się po
pokoju, lecz zaraz przypomniała sobie, że przecież najpierw
zaczęli się kochać w salonie. Nie mogła chodzić nago, a reszta
ubrań jeszcze nie została wypakowana, nawet nie wniosła je na
górę. O ile pamięć jej nie myliła, wszystkie torby zostały na
dole przy schodach. Westchnęła zirytowana. Chcąc czy nie, zmusiła
się, aby zajrzeć do garderoby Jorgosa. Wyszukała w niej dresy i koszulkę. Wszystko było na nią o wiele za duże, ale nie
miała innego wyjścia. Ścisnęła się sznureczkami w pasie i
podwinęła nogawki. Przyjrzała się w lustrze i uznała, że
wygląda jak ofiara losu, jednak musiała się w coś ubrać i zejść
na dół po rzeczy.
Na
bosaka zbiegła po schodach i niemal potknęła się na przedostatnim
schodku, gdy w holu zobaczyła Stephena i Roberta. Obaj stali ubrani
w płaszcze i patrzyli w jej stronę. Krzyknęła bardziej z
zaskoczenie, niż z bólu i w końcu wylądowała tuż przed nimi,
krzywiąc się lekko.
-
Króliczek! - zawołał Robert i po prostu ją mocno przytulił.
-
Udusisz mnie - wykrztusiła zaskoczona i odsunęła się od niego,
aby spojrzeć mu w oczy.
-
Cieszę się, że cię tu widzę. Jak się czujesz? Jorgosie, mam
nadzieję, że będziesz ją dobrze traktował, to słodka dziewczyna
i nie chcę, abyś ją skrzywdził - powiedział Bobbie, groźnie
marszcząc brwi. W tej chwili przypominał jej kwokę, która
troszczy się o swe pisklę .
-
Chcesz mnie zdenerwować? - warknął Kasapi, lecz natychmiast
złagodniał, gdy napotkał wyczekujące spojrzenie Muriel.
Uśmiechnął się do niej czule, co nie uszło uwadze Stephena.
-
A czy mi się udało? - zapytał z nonszalanckim uśmiechem i objął
w pasie dziewczynę, która nie miała bladego pojęcia, jak się
zachować. Spojrzała z przestrachem na Jorgosa, lecz ten nie wydawał
się być ani zazdrosny, ani zły o to. Zrobiło jej przykro,
ale z drugiej strony, w końcu Bobbie był jego przyjacielem i ufał
mu. Dlaczego więc miałby być zazdrosny o przyjaciela?
-
Nie, jak zwykle nie - odparował. - Oddaj moją narzeczoną -
rozkazał, lecz w jego głosie pobrzmiewała łagodna nuta.
-
Gratuluję wam i życzę szczęścia na nowej drodze życia. - Tym
razem głos zabrał Stephen, który podszedł do dziewczyny i złapał
ją za dłoń. Potrząsnął nią delikatnie, a potem zerknął na
pierścionek, który nadal tkwił na jej smukłym palcu. - Jest
piękny - pochwalił i spojrzał w oczy Muriel, która stała spięta
i zmieszana tak jawnym zainteresowaniem jej osobą. Nie lubiła
skupiać na sobie niepotrzebnej uwagi. - Pasuje ci do oczu. Jorgos ma
świetny gust.
-
Jak we wszystkim - odpowiedziała, oczywiście nawet nie starając się wytłumaczyć z tego, co miała na myśli.
-
Jeszcze raz, wszystkiego dobrego na nowej drodze życia, króliczku -
powiedział Bobbie i ponownie ją uścisnął. - Moja dziewczynka
wychodzi za mąż, za Jorgosa. Niebywałe.
-
Nie zachowuj się jak palant - warknął Kasapi, który doskonale
wiedział, że partner Stephena chce go sprowokować do kłótni.
-
Jorgos! - powiedziała oburzona jego zachowaniem Muriel i skarciła
go wzrokiem.
-
Już się zbieramy - powiedział Stevie i posłał ostrzegawcze
spojrzenie Robertowi, który najwidoczniej lubił igrać z ogniem.
Kiedy
w końcu wyszli, Muriel odetchnęła z ulga. Lubiła ich obu, ale nie
lubiła, gdy ktoś nadmiernie interesował się nią i jej życiem
prywatnym.
-
Szkoda, że nie wiedziałam wcześniej, że tu są. Nie wychodziłabym
z pokoju - powiedziała zmieszana i podeszła do toreb, które nada
leżały obok schodów.
-
Nie lubisz ich? Byli tu, bo chcieli się z tobą zobaczyć - dodał jeszcze, aby ją przekonać do przyjaciół. Muriel potrząsnęła
głową i złapała za pasek mniejszego nesesera, Kasapi natomiast
zajął się resztą. Oboje zaczęli powoli wnosić wszystko na górę.
-
Lubię ich, nawet bardzo, ale ubrałabym się w coś innego, niż
twoje dresy i podkoszulek.
-
Uważam, że wyglądasz w nich seksownie - odpowiedział z uśmiechem
i zlustrował ją od czubka rudej głowy, po końce palców gołych
stóp.
-
Ale Stephen i Robert wiedzieli, że my... No wiesz, że ty i ja... Co
robiliśmy wcześniej - bąknęła i na jej policzki wypłynęły
głębokie rumieńce.
-
Dlaczego wstydzisz się o tym rozmawiać? Mam wrażenie, że boisz
się tego słowa - odpowiedział, gdy znaleźli się już na piętrze
i skierowali się do pokoju. Muriel nie kwapiła się z odpowiedzią.
-
Uważam, że to powinno pozostać jedynie sprawą prywatną, kwestią
indywidualną i nie ma potrzeby, by o tym rozmawiać. - Odwróciła
się do niego plecami, tym samym dając mu do zrozumienia, że temat
jest skończony. Jorgos oczywiście chciał go kontynuować, ale
zdawał sobie sprawę, że ciężko będzie wyciągnąć od niej
prawdę, którą niemalże mu zdradziła.
Kiedy
jego narzeczona weszła do łazienki, on sam wyszedł, aby zadzwonić
do przyjaciela. Jednak Stevie nie odbierał telefonu, więc przestał
do niego wydzwaniać i wrócił do pokoju.
Aleksander
najwidoczniej namieszał w jej życiu bardziej, niż się spodziewał
i Jorgos miał ochotę skręcić mu za to kark. Znał ojca tego
gnojka i w czasie, gdy on prowadził z nim interesy, jego synalek
dopuścił się czegoś takiego. To była niemal zbrodnia na
niewinnej dziewczynie, która zaufała nieodpowiedniemu mężczyźnie.
A czy teraz nie było inaczej? Odpędził od siebie tę myśl i
skupił się na tym, że Muriel była niemal przerażona faktem, że
Stevie i Bobbie widzieli ją w jego ubraniu. On nie wiedział w tym
nic złego, wręcz przeciwnie. Wydało mu się to normalne, skoro
mieszkają razem. Jednak jego narzeczona koniecznie chciała zachować
odrobinę prywatności... W takim razie zapewni jej to. Na usta
wypełzł mu uśmiech, gdy wpadł na pomysł, jak sprawić, aby
Muriel uspokoiła się i jednocześnie nabrała do niego większego
zaufania. Zabierze ją w pewne miejsce, gdzie niszczycielska
działalność człowieka jeszcze nie dotarła. Odkrył ten niewielki
skrawek raju zaraz po śmierci Sybill. Tam lizał swe rany i starał
się przeczekać burzę medialną, którą wywołała.
Zastukał
do drzwi.
-
Tak? - usłyszał przytłumiony głos Muriel i uśmiechnął się do
siebie. Nie wiedział dlaczego jej obecność sprawia mu taką
radość, ale cieszył się nią.
-
Mam pewien pomysł.
-
Jaki?
-
Jak wyjdziesz, to porozmawiamy.
-
Oszalałeś?! - warknęła, gdy przedstawił jej swój pomysł.
Chciał z nią pojechać na dwa tygodnie do Włoch, aby pobyć sam na
sam w górach.
-
Dlaczego? To genialny pomysł. Myślę, że najpierw musisz przekonać
się do mnie i przyzwyczaić do myśli, że jesteśmy razem i wszyscy
to wiedzą. Dwa tygodnie bez ludzi, w pięknej dolinie, sami. Nie
podoba ci się to?
-
Jorgosie, pojechałabym tam z chęcią. Nigdy nie byłam we Włoszech,
ale nie mogę zostawić cioci samej. Teraz, gdy zostanie zapisana do
odpowiedniego ośrodka będę jej potrzebna. Będzie tam całkiem
sama! - wykrzyknęła i podeszła do walizki, z której zaczęła
powoli wyciągać ubrania i wkładać je do szafy.
-
Muriel, spójrz na mnie i przyznaj się: ile razy zrobiłaś coś dla
samej siebie? Ile razy poszłaś na żywioł i sprawiłaś sobie
przyjemność, nie myśląc o innych? - Złapał ją za ramiona i
odwrócił swoją stronę. - Spójrz na mnie i powiedz mi - ponaglił
ją, lekko potrząsając jej drobnym ciałem. Spojrzała w końcu na
niego. Miała zamyślony wyraz twarzy.
-
Chyba nigdy nie było tak, że zrobiłam coś dla siebie, masz rację,
ale nie mogę zostawić ciotki bez opieki. Naprawdę nie mogę. A co
ze świętami? Jak wyjedziemy teraz i wrócimy...
-
Dlaczego ty wciąż się o coś martwisz? - przerwał jej łagodnie i
wziął ją w ramiona, mocno do siebie przyciągając. Wsparła się
o niego, zadzierając głowę do tyłu i spoglądając mu w twarz.
Błyszczące zielone oczy, uważnie wpatrywały się w niego, a on
miał wrażenie, że nagle coś w nim przeskoczyło, jakiś element,
o którym nie miał pojęcia, lecz był zbyt skupiony na oczach
Muriel, aby bliżej się temu przyjrzeć.
-
Bo ktoś musi? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a potem bez
największych problemów wysunęła się z jego objęć i podeszła
do łóżka, do którego wślizgnęła się lekko.
-
Mam znajomości, więc chętnie załatwię dla niej kogoś do opieki.
Nie ma problemu.
-
Nie przekonam cię? - westchnęła w końcu przegrana, a Jorgos
wsunął dłonie w kieszenie spodni i uśmiechnął się do niej
arogancko.
-
Oczywiście, że nie.
-
Dobrze, wygrałeś - powiedziała zrezygnowana. Czuła, że robiła
źle, ale ten wyjazd jednocześnie wprowadzi ją na drogę ku ich
wspólnemu normalnemu życiu. Nauczy się lubić Jorgosa i szanować
go. Chciała, aby wszystko poszło dobrze, jednak gdzieś tam głęboko
niepokój zaczął się tlić. Wiedziała jednak, że to i tak nie
miało sensu, skoro Kasapi uparł się, aby jechać do Włoch.
To opowiadanie jest niesamowite! Pisz dalej i nie poddawaj się.
OdpowiedzUsuńGenialny, wiesz?
OdpowiedzUsuńJaka te Muriel jest zjebana, przykro mi, że to piszę, ale nie masz nawet pojęcia jak ona mnie denerwuje. Na cholerę się z nim spiera jak dobrze wie, że Jorgos (mój cudowny <3) nie da za wygraną. Do tego...jaka dewotka. Ojej, nie rozmawiajmy o seksie. Tak się broni, że aż mnie wkurza, ale tak bardzo, że mam chęć jej walnąć w łeb. UGHHHH
OdpowiedzUsuńDlaczego bez komentarza? Nie rozumiem, mnie się podoba. A Muriel? Cóż, ona nawet potrafi być urocza z tą swoją nieśmiałością (poniekąd jestem taka sama) i tą niechęcią do rozmowy o seksie - pewnie i w tej kwestii byłabym podobna gdybym pewnych rzeczy nie obejrzała w internecie - ale myślę, że z czasem przy Jorgosie otworzy się na tylu, że nie jedna doświadczona kochanka będzie mogła jej pozazdrościć braku wstydliwości i odwagi.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i Pozdrawiam ;)
Pani Autorko, dziękuję za kolejną działkę - rzekła narkomanka niespokojnych-dusz ;]
OdpowiedzUsuńCo do Muriel to ja ją cholera jasna lubię! Ofiary losu są w porządku i potrafią zaskakiwać w ten swój ofiarolosowy sposób :D
Neeext: czekam na moment, w którym szanowny Pan Kasapi przyzna przed samym sobą, że szaleje z miłości do naszej cnotliwej matki Muriel od uciemiężonych *__*
Kiedyyy nastepny odcinek? ;D can't wait !
OdpowiedzUsuńZnalazłam ten blog 3 dni temu i już jestem tutaj. :3 Nie mogłam się oderwać od czytania. Muriel jest świetna i jak ją Jargos zrani to zabiję (choć nie wiem w jaki sposób) :D Czekam z niecierpliwością na kolejny rodział. Mam nadzieję,że pojawi się szybko!!! :*
OdpowiedzUsuńJorgos*
UsuńBoski rozdział ale ja też nie mogę się doczekać aż wreszcie Jorgos przyzna się że zakochał się w Muriel. To będzie cudną scena.( na pewno biorąc pod uwagę twój talent;*) niesamowicie piszesz<3
OdpowiedzUsuń