Restauracja
mieściła się w centru miasta. Parking należący do lokalu
znajdował się po przeciwnej stronie drogi. Wiał silny wiatr, więc
Muriel szczelniej opatuliła się płaszczem i wsunęła pod ramię
Kasapiego, który natychmiast przyciągnął ją do siebie.
Nawet poprzez warstwę ubrań czuła ciepło bijące z jego ciała.
Poczuła się zdecydowanie pewniej i bezpieczniej w jego ramionach. W
końcu dotarli do restauracji. Od razu powitał ich recepcjonista,
który ubrany szary garnitur stał za wysokim, drewnianym
pulpitem. Poprosił ich o wpisanie się do księgi, którą
rozłożył przed nimi. Jorgos złożył swój zamaszysty
podpis.
-
Stolik został zamówiony na nazwisko Warwick – poinformował
go Kasapi. Siwowłosy recepcjonista uśmiechnął się do niego i
pokiwał głową.
-
Już państwa zaprowadzę.
Odebrano
od nich płaszcze i zostali wprowadzeni do dużej sali. Restauracja,
jak zauważyła Muriel musiała być naprawdę wykwintna, ponieważ
cały wystrój utrzymany w jasnej, bladoniebieskiej tonacji
cechowała elegancja i wyszukany gust właścicieli. Stoliki dwu
osobowe umieszczono pod ścianą lub w specjalnych wnękach, natomiast
reszta zajmowała głównie środek oraz boki. Drzewka owocowe
oraz wysokie kwiaty zajęły kąty, tym samym dając trochę
prywatności parom, które oczekiwały odrobinę intymności.
Recepcjonista kroczył przed nimi, lawirując między stolikami.
Muriel spostrzegła, że kilka osób przypatruje im się z
ciekawością. Mogła się założyć o każde pieniądze, że znają
Jorgosa Kasapi i zastanawiają się, kim ona jest. Nie wiedziała,
jak się ma zachować, ale nim do tego doszła przystanęli.
Recepcjonista wskazał im dłonią stolik.
-
Życzę państwu udanego wieczoru. - Skłonił głowę i odszedł
spokojnym krokiem.
-
Nareszcie jesteście – odezwał się Stephen, który wstał
ze swego miejsca. Najpierw uścisnął dłoń Kasapiego, a potem z
szerokim uśmiechem na ustach wyciągnął ramiona w stronę Muriel i
mocno ją objął . - Pięknie wyglądasz, króliczku!
-
Dziękuję – odpowiedziała ze śmiechem.- Tobie też niczego nie
brakuje. A gdzie podziewa się Bobbie?
-
Poszedł do łazienki, zaraz przyjdzie.
Kiedy
rozsiedli się na swoich miejscach, dołączył do nich Robert.
Chłopak na widok Muriel rozpromienił się i z wielkim uśmiechem na
ustach poszedł w ślady Stephena i objął ją mocno.
-
Jesteś piękna, Muriel! - powiedział uradowany, oglądając ją od
stóp do głów. - Wstań i odwrócić się – mruknął, a Muriel zrobiła to. Bobbie kilkakrotnie cmoknął, a
na koniec gwizdnął zadowolony.
Sukienka
przylegała do jej szczupłego ciała, podkreślając wszystkie jej
atuty, w tym wspaniały biust, który kusząco wychylał się
spod materiału.
-
Jorgos jest cholernym szczęściarzem, że cię ma – powiedział
jeszcze O'Brien i w końcu usadowił się obok Steviego.
-
Nie przesadzaj – bąknęła zmieszana wypowiedzią Bobbiego.
Naprawdę wątpiła, czy jej obecność u boku Kasapiego można było
nazwać w ten sposób. To raczej ona miała szczęście, że
miała Jorgosa, gdyby nie on, pewnie nie poradziłaby sobie w ogóle.
Przemilczała to jednak i skupiła się na menu, które
przyniósł im kelner.
Długo
nie mogła zdecydować się na dania, ale w końcu wybrała, z drobną
pomocą Roberta.
-
Słyszałem, że wyjeżdżacie na dwa tygodnie do Włoch – zaczął
Stevie, który najpierw spojrzał na Jorgosa, a potem przeniósł
niebieskie spojrzenie na Muriel. Dziewczyna pokiwała ochoczo głową
i uśmiechnęła się do Warwicka.
-
Tak, na dwa tygodnie – odpowiedziała zadowolona. Nie czuła się
skrępowana w obecności tych dwóch panów, więc
rozmowa szła jej gładko.
Stephen
wypytywał ją o wszystko, a ona odpowiadała na każdego jego
pytanie, od czasu do czasu posyłając Kasapiemu olśniewający,
pełen samozadowolenia uśmiech. W końcu przeprosiła panów i
poszła do łazienki.
-
Czy wszystko w porządku? - zapytał Stevie, który dostrzegł
zmarszczone czoło przyjaciela. Jorgos zerknął na niego, a potem
odchrząknął.
-
Oczywiście – odpowiedział, a potem powiódł wzrokiem za
znikającą sylwetką narzeczonej. - Jest urocza, prawda?
-
Jest kochana – poprawił go Bobbie. - Naprawdę nie chcę, żebyś
ją skrzywdził.
-
Dlaczego wciąż mi to powtarzasz? Myślisz, że żyję tylko po to,
aby ranić kobiety?
-
Nie, oczywiście, że nie, ale wygląda na bardzo samotną.
- Trafiłeś w dziesiątkę. Nie ma rodziców, jedynie tego cholernie
agresywnego psa i ciotkę, której umysł zatrzymał się na
etapie dziesięciolatki. Nie ma nikogo więcej. - Stephen i Bobbie
popatrzyli na siebie. Nim jednak zdołali coś powiedzieć, wróciła
sama zainteresowana. Z promiennym uśmiechem na ustach usiadła i
spojrzała na Jorgosa, który wpatrywał się w nią
intensywnie. W końcu jednak odwrócił wzrok i odchrząknął.
Zaskoczona nagłą zmianą nastroju partnera, rozejrzała się po
restauracji, aby ukryć rozczarowanie.
Dalsza
część kolacji przebiegła w radosnej atmosferze. Muriel raz po raz
wybuchała śmiechem, gdy Bobbie raczył ją zabawnymi anegdotami z
jego życia studenckiego. Do rozmowy włączył się również
Stevie. Jedynie Jorgos siedział i przysłuchiwał się tej radosnej
i głośnej wymianie zdań, on sam milczał.
W
końcu, dość późno zresztą, zaczęli się zbierać do
wyjścia. Muriel starała się jak mogła nie ziewać, ale jednak,
nie umknęło to uwadze Warwicka, który zaczął po przyjacielsku z niej kpić.
Wsiedli
do samochodu. Po wnętrzu rozszedł się zmysłowy zapach perfum
Jorgosa. Spojrzała na niego. Był skupiony i milczący, lecz wcale
jej to nie przeszkadzało. Z przyjemnością patrzyła, jak prowadził
samochód z płynnością i lekkością, której nawet
trochę mu pozazdrościła. Przymknęła na chwilę powieki, a gdy je
otworzyła okazało się, że Kasapi niósł ją już do domu.
W milczeniu szedł po schodach, aż dotarł do sypialni i ułożył
ją na łóżku. Uniosła się na łokciu i uśmiechnęła się
do niego, a potem wstała i podeszła do szafy, aby wygrzebać z niej
piżamę i grube skarpety. Jorgos usiadł na łóżku i w
milczeniu zaczął się rozbierać. Muriel poszła do łazienki.
Kiedy z niej wyszła, ładnie pachnąca i rozgrzana po kąpieli, jej
narzeczony siedział na dalej w tym samym miejscu z rozpiętą do połowy koszulą, a na kolanach trzymał
otwartego laptopa. Kiedy wsunęła się pod kołdrę tuż za jego
plecami, on odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął
się z dość dziwnym wyrazem twarzy.
-
Zrobiłam coś złego? - zapytała zaniepokojona.
-
Nie, głuptasie, oczywiście, że nie. - Nachylił się w jej stronę
i cmoknął ją w usta. Muriel spodziewała się czegoś bardziej
namiętnego, lecz najwidoczniej Jorgos dziś nie miał na nic ochoty.
Zawsze myślała, że on wiecznie chodzi spragniony seksu.
-
To dobrze – powiedziała. Mężczyzna wzruszył ramionami i
pogłaskał ją po dłoni, a potem odłożył laptop i poszedł do
garderoby. Chwilę potem wyszedł z niej ubrany jedynie w dresy.
Kiedy zniknął w łazience, Muriel ułożyła się wygodnie na łóżku
i postanowiła poczekać na niego, nim jednak narzeczony wrócił
do niej, ona już spała. Przez sen poczuła jedynie jak Jorgos
obejmuje ją i przyciska do swej piersi.
Poranek
okazał się być czymś niezwykłym, a to dlatego, iż Muriel
obudziła się sama, bez pomocy Kasapiego, który po prostu
całował ją na dzień dobry. Tym razem jednak nie było go ani w
łóżku, ani nawet w pokoju. Wstała i weszła do łazienki,
lecz tam też go nie zastała. Odnalazła go dopiero w kuchni.
Siedział, popijał kawę i patrzył w laptopa. Pisał szybko, nawet
nie odrywając wzroku od tekstu.
Zatrzymała
się w progu i zaczęła go obserwować. Zawsze uważała go za
tajemniczego mężczyznę, a dziś i część wczorajszego wieczoru
wydał się jej dodatkowo zbyt odległy, jakby błądził myślami
gdzieś daleko, a ona nie wiedziała gdzie. Co się stało? Może
rzeczywiście zrobiła coś nie tak? Może powiedziała coś, co go
uraziło, a ona o tym nie wiedziała?
-
Podoba ci się to, co widzisz? - zapytał nagle Jorgos, wciąż nie
odrywając wzroku od laptopa. Zaskoczona Muriel przez chwilę
milczała, lecz potem wzięła się w garść i podeszła do niego.
-
Tak, bardzo – mruknęła i odwróciła się, aby zrobić
sobie herbaty.
Nie
wiedziała, czy zechce od niej przyjąć jakikolwiek gest czułości.
Chciała go przytulić, lecz w tej chwili, sądząc po jego
zmarszczonych brwiach nie byłby to najmądrzejszy odruch.
Dostrzegła, że był spięty i trochę ją to zaniepokoiło, lecz
nie miała zamiaru wtrącać się do jego spraw. Jeśli nie chciał
jej nic mówić, to ona nie miała zamiaru ciągnąć go za
język. Szybko przygotowała sobie śniadanie i usiadła niedaleko
niego. Ignorowała go na tyle, na ile była w stanie, ponieważ całą
sobą odczuwała ciepło bijące jego ciała, a jego zapach działał
na nią jak najmocniejszy afrodyzjak, lecz opanowała się i po
prostu skupiła się na jedzeniu. Odpłynęła myślami w stronę
ciotki, z którą miała jeszcze dziś porozmawiać. Odkładała
to od paru dobrych dni, ale wyjazd się zbliżał, a nie chciała jej
mówić tego na ostatnią chwilę. Melisanda musiała oswoić
się z myślą, że przez dwa tygodnie nie będzie jej w Leeds. Czuła
się z tym źle i świadomość, że opuszcza ciotkę była dla niej
czymś niezwykłym. Jednak gdzieś tam w głębi odczuwała
ekscytację i nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy włoskie Alpy.
W
pewnym momencie Jorgos wstał, zarzucił na ramiona marynarkę,
złożył laptopa i schylił się, aby pocałować ją w policzek, co
dla niego było dość zaskakujące. Mieszkała z nim od kilku dni,
ale zawsze na pożegnanie lub przy każdej innej okazji całował ją
w usta, czasami zapominając, że miało to być zwykłe cmoknięcie.
Tym razem nie uczynił tego, a Muriel z niewiadomych powodów
odczuła rozczarowanie i irytację tym, że milczał.
-
Miłego dnia – powiedziała jednak, starając się opanować drżący
głos. Bała się jego reakcji, mimo wszystko nie wiedziała, czy
przypadkiem nie będzie na nią o coś zły.
-
Wzajemnie – odpowiedział tylko i wyszedł z kuchni. Muriel
zamknęła oczy i słuchała jego kroków. Przystanął przy
szafie, w której trzymał płaszcz, a potem znów ruszył
do drzwi, które zamknęły się za nim cicho. Podbiegła do
drzwi i wyjrzała przez okno znajdujące się po prawej stronie
wyjścia. Samochód był już wyprowadzony. Jorgos otworzył
drzwi i na tył wrzucił teczkę z papierami i laptopem. W końcu odjechał.
Muriel
odsunęła się od okna i westchnęła. Samochód zaraz zniknął
jej z pola widzenia. Poszła do kuchni. Diego, który wcześniej
leżał w salonie, teraz podszedł do niej, merdając ogonem.
-
Jadłeś już? - zapytała, lecz przecież pies nie mógł jej
udzielić informacji na ten temat. Dlatego zajrzała do jego miski,
która nie wyglądała na użytą. Z szafki wyjęła suchą
karmę, z lodówki wyjęła dwa jajka i
wbiła je do karmy, a potem wymieszała. Diego bardzo lubił surowe
jajka, toteż Muriel nigdy mu ich nie szczędziła.
Jednak
wszystkie te czynności wykonywała głęboko zamyślona. Zachowanie
Jorgosa bardzo ją zmartwiło, jakby była czemuś winna, lecz nie
mogła sobie przypomnieć, aby powiedziała coś lub zrobiła, co
uraziłoby go. Zresztą, sam wczoraj powiedział, że w niczym nie
zawiniła, a przecież Kasapi na pewno powiedziałby, gdyby coś się
stało. Jezu, czemu ten facet musiał być taki? Czemu nie mógł
po prostu powiedzieć o co mu chodzi? Ogarnęła ją frustracja. Ile
będzie się tak zachowywał? Przecież nie będzie znosiła jego
cholernych humorów. Jeśli dziś przyjdzie w podobnym
nastroju, weźmie go na rozmowę i to poważną. Wygarnie mu
wszystko, podzieli się z nim wątpliwościami, a na końcu poprosi
go, aby mówił jej, kiedy robi coś źle, bo ona sama nie jest
w stanie ocenić. W końcu nie miała zbyt wiele do czynienia z takim
mężczyzną, jak on.
Około
południa, gdy wróciła ze spaceru z psem, dostała od
narzeczonego sms-a, że dziś wróci później niż
zwykle i żeby na niego nie czekała z obiadem. Zjawi się około
godziny dwudziestej. Zła, odłożyła telefon, nawet nie mając
zamiaru odpowiedzieć na tę wiadomość. Nie mógł do niej
zadzwonić?
Resztę
dnia spędziła na gotowaniu obiadu, porządkowaniu ubrań, a także
przygotowania się do wyjazdu. Po południu, skoro Jorgosa miało nie
być w domu, postanowiła odwiedzić ciotkę i z nią porozmawiać.
Melisanda już od kilku dni przebywała w ośrodku. Lekarz prosił,
aby ograniczyć wizyty, ponieważ pacjenci mogli skupić
się na rehabilitacji, natomiast lekarze mogli dzięki temu
zaplanować ćwiczenia, które dostosowali do godzin odwiedzin.
Pacjenci mieli rozłożony plan dnia w taki sposób, aby nic ze
sobą nie kolidowało, w końcu mieli szybko dojść do siebie, a nie
przedłużać pobyt bardziej niż to koniecznie. Całe dnie mieli wypełnione
ćwiczeniami z tak różnorodnym i nowoczesnym sprzętem, że
niekiedy dwa tygodnie wystarczyło, aby przywrócić uszkodzony
staw lub mięsień.
Muriel,
ku jej ogromnej frustracji, musiała zamówić taksówkę,
ponieważ jej Mini nadal pozostawało w Harehills pod kamienicą.
Kiedy w końcu zebrała się do wyjścia i wsiadła do taxi, poczuła
strach. Co ciocia powie na temat jej wyjazdu? Nie miała pojęcia.
Kobieta była tak nieobliczalna, że równie dobrze
spodziewając się po niej całkowitej obojętności ta wybuchnie
straszliwym gniewem i będzie musiała odłożyć cały wyjazd. Z
jakichś jeszcze jej nie znanych powodów nie chciała to
robić. Czuła, że wypad do Włoch dobrze jej zrobi, ale w głębi
ducha wiedziała, że to nie tylko o nią chodziło, lecz także o
Jorgosa. W końcu może dzięki temu pozna go lepiej i jeszcze
bardziej się do niego przekona? Przecież już teraz odbierała go
nieco inaczej, a co będzie potem? Na pewno tylko lepiej. Taką miała
nadzieję i sądziła, choć mogła przypuszczać, że niekoniecznie
tak będzie. Zdawała sobie sprawę, że między nimi będą zdarzały
się kłótnie, zwłaszcza jeśli chodziło o dawny styl życia
Kasapiego, lecz póki co, to i tak był najmniejszy problem.
Po
piętnastu minutach w końcu stanęła na schodach prowadzących do
ośrodka rehabilitacyjnego. Był to nowoczesny budynek z przodu cały
oszklony tak, że z zewnątrz każdy mógł dostrzec ogromną
recepcję, a obok niej kilka stolików z wygodnymi fotelami i
parę sof umieszczonych pod ścianą. Muriel weszła do środka na
drżących nogach i skierowała się do kontuaru, za którym
siedział starszy pan i coś szybko pisał długopisem. Cichym głosem
przeszkodziła mu w zadaniu i zapytała go o ciocię, a ten z
uśmiechem na ustach wskazał jej wielką salę, w której
miała zaczekać. Co prawda czas odwiedzić powoli dobiegał końca,
ale pacjenci i ich rodziny mogli siedzieć niemalże do ostatnich
minut, dopiero po wyznaczonej godzinie dyżurni prosili łagodnie o
powolne opuszczanie sali. Komuś mogło się wydawać to niemal
więzieniem, ale takie był zasady i każdy musiał je przestrzegać,
dzięki temu wszystko działało tu jak w zegarku.
Muriel
zresztą specjalnie przyszła tak późno, aby nie musieć zbyt
długo tu siedzieć. Nie dlatego, że nie chciała, lecz po to, aby
mieć w razie problemów wymówkę. Czuła się źle ze
świadomością, iż podświadomie zostawiała sobie wolną drogę do
ucieczki.
Sala,
w której się znajdowała była obszerna, pomalowana na beżowy
kolor. Wszędzie stały stoliki i fotele po to, aby odwiedzający
mogli usiąść spokojnie i porozmawiać z chorymi. Muriel starała
się wybrać miejsce jak najdalej odsunięte od ludzi, po to, aby
spokojnie wytłumaczyć cioci o co chodzi. Nerwy miała napięte jak
postronki, więc gdy tylko zobaczyła pielęgniarkę wiozącą ciotkę
podskoczyła do góry i nerwowo pomachała do kobiety.
-
Proszę jej zbyt długo nie męczyć, pani ciotka potrzebuje
odpoczynku, dziś cały dzień miała ćwiczenia – powiedziała
kobieta w chabrowym fartuszku zapinanym pod samą szyję. Brązowe
włosy zwinęła w kok. Na tabliczce przypiętej nad lewą piersią
widniało jej imię: Grace. Twarz Grace wyrażała lekką niechęć,
uwydatnioną przez ostre rysy. Muriel kiwnęła głową i przytuliła
się do ciotki.
-
Dzień dobry, ciociu. Jak się czujesz? Nie męczą cię zbytnio? -
zapytała z troską, lecz Melisanda jedynie pokręciła głową.
-
Nie chcę tu być – powiedziała w końcu, a jej rozgoryczony ton
jedynie zirytował dziewczynę. Przymknęła powieki i policzyła do
pięciu.
-
Ciociu, to dla twojego dobra, nie rozumiesz tego? W tym ośrodku
szybko przywrócą ci sprawność w nogach.
-
Ale ja nie potrzebuje tego. Dlaczego myślisz, że potrzebuje być
sprawną. Świetnie się mną opiekowałaś, a ci ludzie... Wciąż
tylko jakieś zasady i zasady... Nie chcę! - powiedziała tonem
niezadowolonej nastolatki.
-
Ale musisz. Opiekują się tobą i to ja decyduję, co jest dla
ciebie dobre. Musisz to zaakceptować, ciociu – odparła stanowczo,
mając nadzieję, że ich rozmowa zmieni kierunek, bo jak na razie
szła w tym złym i obawiała się tego, co jej powie. W umyśle
ciotki wiele myśli kotłowało się i kobieta nie mogła ubrać w
słowa tego, co chciała powiedzieć. Muriel doskonale to wiedziała,
lecz nie mogła jej pomóc, Melisanda była zła, więc ciężej
jej było wypowiedzieć na głos to, co powiedziała.
-
Zmieniłaś się. Myślałam, że będzie dla ciebie dobry, ale on
cię zmienił. Zostaw go, bo cię zrani – burknęła niezadowolona.
-
Nie zrobię tego, mówiłam ci, że wiąże mnie z nim umowa.
Nie mogę. - Pokręciła smutno głową i westchnęła. Już nie była
tak zirytowana. Rozumiała poniekąd ciocię, która po prostu
bała się tego, że Muriel jej się przeciwstawiała. Bolało ją
jednak w jaki sposób to ciotka powiedziała, jakby chciała
dla niej źle.
-
W porządku. A kiedy zwolni cię z umowy? - zapytała w końcu
łagodniejszym tonem i z z lekkim uśmiechem na ustach.
-
Nie wiem, wszystko zależy od niego. Nie mam zbyt wiele do
powiedzenia – umilkła i przygryzła wargę, ponieważ uznała, że
teraz będzie mogła powiedzieć Melisandzie o wyjeździe. - Nie mam
wpływu na decyzję Jorgosa, dlatego... Dlatego on stwierdził, że
przyda nam się trochę spokoju i wyjeżdżamy na dwa tygodnie –
powiedziała szybko i wlepiła wzrok w swoje dłonie, ale potem
popatrzyła na ciotkę, która wbiła w nią badawczy wzrok. Na
razie nie krzyczała, lecz po jej minie Muriel stwierdziła, że nie
była zadowolona z pomysłu Jorgosa. Wcale ją to nie dziwiło.
Zawsze trzymały się razem, więc jej wyjazd na dwa tygodnie mógł
się wydać Melisandzie złym, bardzo złym pomysłem. Ale tu Kasapi
stawiał warunki, on miał władzę w tym układzie. Nie bardzo mogła
się sprzeciwiać, bo i tak wymusiłby na niej zgodę.
-
Nie mogłaś po prostu powiedzieć „nie”? Na pewno by zrozumiał
– mruknęła niezadowolona, a Muriel jedynie westchnęła.
-
Dobrze wiesz, że nie mogłam. Gdyby nie on...
-
Jestem zmęczona – weszła jej w słowo Melisanda, a Muriel
zacisnęła mocno szczęki, aby na nią nie krzyknąć. Cały czas
jednak miała na uwadze jej zdrowie.
-
Zaraz zawołam pielęgniarkę – odpowiedziała tylko i wstała.
Poszukała kobiety, która ją przywiozła na wózku
inwalidzkim i poprosiła, aby odprowadzić ciocię.
Pożegnała
się z Melisandą i wyszła. Kiedy opuściła budynek nabrała
ostrego, ziemnego powietrza w płuca i poczuła, że wszystkie
emocje, jakie nagromadziły się w niej podczas tej rozmowy teraz
próbowały znaleźć ujście. Czuła napływające do oczu
łzy, a także narastającą w środku wściekłość. Nie wiedziała
dlaczego, ale była zła na ciotkę, która nigdy nie
interesowała się tym, co dla niej robiła. Choć kochała ją,
Muriel czasami miała już dość. Czasami miała wrażenie, że żyje
tylko dla niej, żeby wciąż jej pomagać, mimo że nikt od niej
tego nie wymagał. Wielu ludzi po prostu zapisywało takich ludzki
jak Melisanda do specjalnych ośrodków i jedynie płaciło za
opiekę nad nimi. Było to kosztowne, lecz przynajmniej ktoś
zajmował się taką niepełnosprawną osobą profesjonalnie.
Zatrzymała
się na przystanku i spojrzała na rozkład jazdy. Autobus będzie za
pół godziny, nie uśmiechało jej się to, lecz na razie była
zbyt wzburzona, aby wracać do Jorgosa. Co z nim?, pomyślała.
Kolejna osoba, która miewała swoje humory, choć przecież
był sprawny umysłowo. Co z tego, najwidoczniej niezależnie od
zdrowia, każdy miał prawo mieć swój zły dzień. Ona nie.
Nie, nie będzie się użalała nad sobą. To do niczego nie
doprowadzi, jedynie będzie się zadręczała jeszcze bardziej.
Weźmie się w garść i nie pozwoli wyprowadzić się z równowagi.
Bus
podjechał na przystanek, wsiadła i kupiła bilet, wciąż jednak
rozmyślała nad Melisandą i Jorgosem oraz jej stosunkiem do tego
wszystkiego. Nie doszła jednak do żadnego wniosku, więc wysiadła
z głową nabitą wątpliwościami i skierowała się do domu. Słońce
już zaszło, latarnie zapaliły się i rozświetlały mrok. W
kieszeni odezwał się telefon. Muriel wyjęła go i na wyświetlaczu
pojawiło się imię, które akurat teraz zajmowało jej myśli:
Jorgos. Nie odebrała jednak. Wrzuciła komórkę do torebki i
pozwoliła jej dzwonić. Była tak niedaleko od domu, więc uznała,
że wytłumaczy się, jak przyjdzie. Kiedy jednak pojawiła się na
posesji, okazało się nikogo w nim nie było. Budynek stał w
ciemnościach podświetlony jedynie lampkami umiejscowionymi wokół
niego. Wyjęła z torebki klucze. Diego natychmiast do niej podbiegł,
radośnie szczekając. Jeszcze nigdy nie widziała go tak
zadowolonego. Miał mnóstwo przestrzeni do biegania, więc do
woli mógł szaleć po ogrodzie, oczywiście nie kopiąc
dołków, bo Jorgos ją przestrzegł, że jeśli zobaczy, choć
jedną dziurę w ziemi zamknie go w kojcu, który miał w
planach zrobić.
Weszła
do domu i zaciągnęła się. Zapach tego miejsca miał na nią
dziwnie kojący wpływ. Nuta kwiatowa połączona z zapachem drewna
i... domu. Poszła na górę, a Diego został w salonie.
Nawet
nie wiedziała, kiedy wzięła prysznic i zeszła na dół, aby
nakarmić psa. Wiedziała jednak, w którym momencie położyła
się do łóżka, ale potem już wpadła w dziwne otępienie i
zasnęła. Była po prostu zmęczona, jej umysł potrzebował
odpoczynku.
Sen
jaki jej się śnił był przerażający, potworny. Powrócił
czarny wilk i Jorgos jako jego ludzka postać. Wszystko działo się
tak szybko. Siedziała na łóżku. Jorgos i bestia stali w
niedaleko i obserwowali ją. Jorgos się uśmiechnął i dostrzegła,
że jego zęby przypominają wilka, widniały na nich ślady krwi.
Skąd krew?!, pomyślała przerażona. Serce waliło jej jak
oszalałe.
-
Mur-iel – wycharczał Kasapi, a ona poczuła jak wszystkie włosy
stają jej dęba. Był to okropny, dyszący głos potwora. Była zbyt
przerażona, aby coś powiedzieć. Po prostu siedziała i patrzyła.
I nagle Jorgos rzucił się na nią. Wiedziała, że już po niej. -
Mur-iel!
-
Nie! - krzyknęła.
Obudziła
się nagle, oddychając gwałtownie.
-
Muriel, Boże drogi! - usłyszała tuż nad uchem głosem Jorgosa.
Instynktownie odsunęła się od niego, wciąż będąc przerażoną.
-
Nie dotykaj mnie! - Wstała z łóżka i cofnęła się pod
okno. Kasapi siedział na łóżku zdezorientowany, nie bardzo
wiedząc, co począć. Jego bezradny wzrok sprawił, że Muriel
natychmiast otrząsnęła się i czując wyrzuty sumienia szybko do
niego podeszła, siadając mu na kolanach. Umościła się na nim,
jak kotka i mocno się do niego przytuliła. - Przepraszam, miałam
zły sen.
-
Nic nie szkodzi. Krzyczałaś i rzucałaś się po łóżku. Co
ci się śniło? - Muriel już się uspokajała, przestała drżeć,
a jego łagodny głos bardzo ułatwiał jej to zadanie, więc już po
chwili spojrzała na niego i próbowała zejść mu z kolan,
lecz Jorgos przytrzymał ją przy sobie. - Co ci się śniło?
Opowiesz mi? - poprosił cicho, a dziewczyna pokiwała głową.
-
Ty. Rzuciłeś się na mnie... Ty... Rozmawiasz ze mną! - zauważyła
w końcu zaskoczona. Odsunęła się od niego, by móc spojrzeć
mu w oczy. Jorgos uśmiechnął się skruszony.
-
Tak, wiem, dziś rano i wczoraj wieczorem zachowałem się jak
ostatni dupek. Przepraszam. Chodź, mam coś dla ciebie – mruknął
zadowolony i posłał jej szeroki, zawadiacki uśmiech.
Muriel
zmarszczyła jedynie brwi i bez słowa poszła za nim. Co takiego
chciał jej dać, że robił z tego tak wielką tajemnicę. Po drodze
na dół wypytywała go o wszystko, lecz Kasapi kręcił tylko
głową i milczał. A ją irytowało to, ponieważ nie wiedziała,
czego ma się spodziewać.
-
Dzwoniłem do ciebie, ale ty nie odbierałaś...
-
Przepraszam, po prostu nie chciałam rozmawiać. Czy było to coś
ważnego?
-
Tak. Nie. To znaczy chyba nie. Twój ulubiony kolor? - zapytał
Jorgos całkiem niespodziewanie. Muriel przystanęła na schodkach i
popatrzyła na niego zaskoczona. A to co znowu?
-
Proszę? Mój ulubiony kolor? To chciałeś wiedzieć?
-
Tak.
-
Ale po co ci?
-
A czy mogłabyś odpowiedzieć na moje pytanie?
Muriel
westchnęła zirytowana. Czemu ten człowiek zadawał jej takie
dziwne pytania?
-
Nie wiem... Żółty? Zielony? Jorgosie, po co ci to?
On
jednak nie odpowiedział, lecz uśmiechnął się niepewnie i złapał
ją za rękę. Zaprowadził ją do gabinetu i podszedł do okna.
-
Po to – szepnął i brodą wskazał widok za oknem. Muriel najpierw
jednak spojrzała na jego twarz. Nie wyglądał jednak na spiętego,
raczej czekającego na coś. Na jej reakcję? W końcu odwróciła
głowę w stronę podwórka i zobaczyła, że na podjeździe
stoją dwa samochody. Suv Jorgosa oraz niewielkie czerwone Mini.
-
Samochód? - zapytała zdławionym głosem. Mini było dla
niej. - Kupiłeś mi samochód?
-
Tak.
-
Tak po prostu?
-
Tak.
-
Czy to nie jest przesada? Jaki facet kupuje na przeprosiny samochód?
-
Bogaty? - odpowiedział i wzruszył ramionami. - Przecież nie mogę
pozwolić na to, abyś jeździła tym gruchotem. Dziwię się, że w
ogóle jeszcze nim jeździsz. Przecież ten samochód
stwarza zagrożenie na drodze! Ten jest nowy, będzie ci się nim
dobrze jeździło.
-
Kiedyś ci już powiedziałam, że nie chcę od ciebie prezentów.
Żadnych! A Mini to po prostu... Zwróć go – powiedziała
twardym głosem i wyszła z gabinetu.
Co on taki gburowaty? Chyba zdal sobie sprawe ze ją kocha :D
OdpowiedzUsuńCo on taki gburowaty? Chyba zdal sobie sprawe ze ją kocha :D
OdpowiedzUsuńNie no, spokojnie. Jorgos jeszcze jej nie kocha, ale na pewno jest na najlepszej drodze do tego:)
UsuńPrzez cały czaa, jak czytałam rozdział, zastanawiałam się, o co chodzi z tym samochodem i Greyem. Ale szczerze mówiąc, nie skojarzyłabym tych dwóch akcji, gdybyś mnie na to nie nakierowała. Tak, jestem aż tak tępa czasem XD
OdpowiedzUsuńI historia Muriel i Jorgosa podoba mi się o wiele bardziej od Greya. O wiele, wiele wieeeleee bardziej :D
Pozdrawiam i uciekam na Zamkową Bestię, bo ja okropna ostatniego rozdziału nie skomentowałam... :D
Nie no, wolałam uprzedzić, bo już zarzucono mi, że inspirowałam się Greyem, co jest totalną bzdurą;)
UsuńAww, to strasznie się cieszę;)
Nic nie szkodzi, ja nadal muszę do Ciebie wpaść i przeczytać Gwiazdę
Pozdrawiam<3
Jej, ten rozdział jakoś mi się najbardziej podobał ;D mimo, że nie było za dużo *scen* z Kasapim. Jargos się postarał. Samochód dla narzeczonej ^•^
OdpowiedzUsuńCieszę się, choć osobiście uważam, że nie jest jakoś specjalnie dobry:) Ale w takim razie miło mi, że sprawiłam Ci nim przyjemność:)
UsuńPozdrawiam<3
och, ten szablon jest taki seksowny <3
OdpowiedzUsuńTeż mi się podoba<3
UsuńDurna baba. Matko, ale ona mnie znowu denerwuje. Uwielbiam Jorgosa takiego...niedostępnego w myślach, takiego..UGHHh Po prostu jest boski. <3
OdpowiedzUsuńTo w takim razie na pewno ucieszy Cię wiadomość, że będzie teraz częściej taki zamyślony, niedostępny:)
UsuńNa wstępie przepraszam za tak duże opóźnienie z mojej strony ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście Muriel mogła się poczuć urażona zachowaniem Jorgosa. Gdybym nie wiedziała jakie ma on zmartwienie, to bym pomyślała, że ma fochy jak baba. Ale Muriel też nie musiała mu odpłacać tym samym. To tak jak w tej bajce: żuraw i czapla odmawiali sobie wzajemnie, gdy jedno przyszło prosić drugie, robiąc sobie na złość. Sen Muriel jest naprawdę intrygujący, trudno powiedzieć czy jej podświadomość płata figle, czy może ma jakieś, głębsze i ukryte znaczenie. Kompletnie nie rozumiem czemu Muriel się tak unosi dumą, auto to co prawda dość drogi prezent, ale prezent i mogłaby go jednak przyjąć.
Czekam na następny i Pozdrawiam ;)
Jezu, nic się nie stało! Nie gniewam się, zwłaszcza, że sama mam u Ciebie zaległości. Wciąż czekam na Włoskie szaleństwo! :)
UsuńCałkiem trafne porównanie, ale myślę, że tu nie chodzi o to, by ktoś robił komuś na złość, lecz o dumę. Muriel jest biedna, a prezenty jakie dostaje od Jorgosa są naprawdę drogie i gdyby nie to narzeczeństwo, pewnie nigdy nie byłoby ją stać na drogocenną biżuterię czy ten śliczny samochód.
A sen jak sen, możliwe, że jest odzwierciedleniem obaw Muriel względem Jorgosa, ale kto ją tam wie.
Pozdrawiam<3
Wiem, że czekasz i masz do tego świętą cierpliwość! Obiecałam Ci to tak dawno... Jak tylko skończę wspomnienie zaraz się biorę za następne ;)
UsuńOby, daj znać, kiedy zaczniesz, żebym nie przegapiła czegoś:)
UsuńIle masz rozdziałów do końca?
No tak się składa, że już zaczęłam :D Nie wiem czy zaglądałaś do spamu, bo pisałam komentarz. Co do wspomnienia, też nie wiem. Zależy jakie pomysły mi jeszcze się pojawią ;)
UsuńCzemu skasowałaś ostatni odcinek? :(
OdpowiedzUsuńNo cóż, skasowałam, bo nie wszystkim podobało się to w jak powolny sposób opisuję relację między Muriel i Jorgosem, dlatego postanowiłam skasować rozdział i napisać nowy, który przyspieszy akcję nie robiąc z opowiadania nudnej i głupiej telenoweli.
UsuńPozdrawiam<3
Mam nadzieję, że była to twoja decyzja, a nie z powodu negatywnych komentarzy. Niestety komentarze mają to do siebie, że czasami mogą ranić (szczególnie osoby mniej odporne na negatywne komentarze).
UsuńWidziałam u ciebie na twitterze pewien wpis i może zacznij stosować zasadę: "jednym uchem wpuszczam, a drugim wypuszczam". Czasami to pomoga, mimo że w moim przypadku zawiodła :)
Pozdrawiam.
Uznałam, że skoro kilka osób stwierdziło, że jest nudno i robi się z tego telenowela, to najwidoczniej muszę wszystko zmienić i ND skończę wcześniej niż planowałam. E tam, mnie wcale nie zraniły, tylko nieco zdenerwowały, bo w końcu nie zmuszam nikogo do czytania, a chwilowy przestój był spowodowany jedynie tym, iż bohaterowie po prostu się docierali, a i ja miałam problemy, więc weny było brak. Pisałam, żeby pisać.
UsuńStaram się to robić, choć nie zawsze można wszystko olać.
<3
Ej, co się stało z kolejnym rozdziałem?
OdpowiedzUsuńTo samo, co w komentarzu wyżej. Przepraszam za wszelkie niedogodności<3
UsuńJa też. Jakby mi ktoś dawał taki samochód, to nie wahałabym się ani chwili:)
OdpowiedzUsuńTo zależy, ale Jorgos kupił jej ten samochód, bo przecież nie mógł pozwolić jej jeździć tym starym gruchotem, który miała;)
No to się cieszę, że plusiki. Mam nadzieję, że będzie ich więcej;D
Pozdrawiam<3
Właściwie to wpadłam tutaj przypadkowo i pewnie czytać dalej nie będę, ale muszę stwierdzić, iż fajny szablon. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDzięki, ale niestety, to nie ja go wykonałam, ale wiem, jest świetny<3
UsuńPozdrawiam:)
a mi się szablon nie podoba, kobieta na szablonie wgl nie pokazuje tego jaka jest Muriel, a tak chyba powinno być. no cóż, jakoś to przetrawię i nie będę zwracałą uwagi na niego... co do rozdziałów to nie podejmuj decyzji ze względu na ludzi tylko siebie. pozdrawiam
OdpowiedzUsuń