Święta
były tuż tuż, a Muriel nadal nie miała prezentu dla Jorgosa,
prócz perfum, lecz nie było to coś, co będzie kojarzyło mu
się tylko i wyłącznie z nią. W końcu wybrała się na zakupy
sama. Pokrętnie wytłumaczyła się wszystkim, że chce jeszcze
odwiedzić swoją sąsiadkę, z którą nie widziała się od
bardzo dawna. To była prawda, lecz nie do końca. Pani Brin na pewno
chciała się z nią zobaczyć i złożyć jej życzenia. Dla niej
również miała prezent: wieczne pióro. Wydała na nie
mnóstwo pieniędzy i czuła wyrzuty sumienia z tego powodu,
ponieważ nie były to jej pieniądze. Jednak przyszła chwila
złośliwej satysfakcji. Nie chodziło o samo wydawanie jakichkolwiek
funduszy, bo zawsze była raczej ostrożna w wydatkach, tego nauczyło
ją życie, lecz przede wszystkim chodziło jej o to, iż dwie karty
z trzech jakie trzymała w portfelu należały do Jorgosa. Nie miała
pojęcia, jak bogaty może on być, ale nie miało to wielkiego
znaczenia w chwili, gdy zapragnęła nieco, w bardzo niewielkim
stopniu, uszczuplić jego majątek.
Zastukała
cicho w drzwi, których widok wprawił ją w melancholijny
nastrój. Na tej klatce mieszkała przez ostatnie jedenaście
lat swojego życia, w drzwiach obok było jej mieszkanie, w którym
uwielbiała przesiadywać, w swoim pokoju doznawała gammy uczuć: od
smutku, po radość. Nikt nie mógł jej zabrać dobrych
wspomnień z nich związanych, złych już nie pamiętała.
Gdy
pani Brin otworzyła drzwi, ucieszyła się na widok Muriel.
-
Muriel! Jak dobrze cię widzieć! - zawołała szczęśliwa, widząc
swą młodą sąsiadkę. Brakowało jej towarzystwa, tęskniła za
nią i za rozmowami z nią, więc jej niespodziewana wizyta okazała
się być nadzwyczaj trafiona. Zwłaszcza że miała dla niej tyle
dobrych wiadomości.
-
Ja też się cieszę. Bardzo za panią tęsknie – powiedziała i
nie czekając na nic. po prostu przytuliła się do kobiety, która
otoczyła ją drobnymi ramionami i przycisnęła do siebie lekko.
Poczuła się tak, jak czuć się powinna kobieta obdarzona opieką i
miłością rodziny. W końcu jednak wyswobodziła się z objęć
Opheli i zaproszona gestem, weszła do skromnego mieszkanka. Usiadła
w dobrze jej znanym i bardzo starym fotelu, a pani Brin zniknęła w
kuchni, aby zrobić jej herbaty. Gdy wróciła, poczęstowała
ją ciastem domowej roboty i poprosiła o dokładną opowieść o jej
nowym życiu.
-
Wiele się w nim nie zmieniło – powiedziała, wzruszając
ramionami. - Wciąż jestem tą samą osobą, którą byłam
zawsze.
-
Widzę, że się zmieniłaś... Jesteś inna. Nie chodzi mi o
zachowanie, ale widać po tobie, że bycie z Jorgosem bardzo ci
służy. Oczy ci błyszczą! - zawołała radośnie, widząc
zarumienioną twarz dziewczyny. Muriel machnęła jedynie ręką i
uśmiechnęła się.
-
Niech pani nie przesadza. Nie czuję się specjalnie wyjątkowo. Przy
takim mężczyźnie jak Jorgos Kasapi kobieta nabiera jedynie
kompleksów.
-
Niemożliwe. Czyżby ze strony twojego narzeczonego spotkały cię
jakieś nieprzyjemności? - zapytała zaskoczona pani Brin.
-
A skąd – parsknęła Muriel, zdając sobie sprawę, że nie do
końca było to prawdą. Ostatnio Kasapi nie popisał się
szczerością, ale to akurat nie można było zaliczyć do
„nieprzyjemności”, o których mówiła Ophelia. -
Jorgos dobrze mnie traktuje i sądzę, że uda nam się dojść do
porozumienia. Jest trudnym, nieobliczalnym człowiekiem, ale
jednocześnie... Dostrzegłam, że nie jest wcale zły. Potrafi być
naprawdę fantastyczny!
-
A pamiętam, jak strasznie na niego narzekałaś – przypomniała
jej z rozbawieniem starsza kobieta, na co Muriel zareagowała
zmieszana. Doskonale pamiętała, co mówiła o Kasapim, jak
bardzo go nienawidziła, lecz sytuacja się zmieniła i poznała go
bliżej. Musiała zweryfikować swoją opinię, ale w końcu też nie
mogła nienawidzić człowieka, który opłacił leczenie
ciotki i zapewnił jej małej rodzinie wysokie standardy życia, o
których nigdy wcześniej nie śmiała nawet marzyć. Była mu
wdzięczna i wiedziała, że dług jaki u niego zaciągnęła nigdy
nie zdoła spłacić...
Muriel
dokończyła ciasto, wypiła herbatę i wstała z zamiarem wyjścia,
zanim jednak to zrobiła, Ophelia poprosiła ją, aby zaczekała
chwilę. Po minucie wróciła, niosąc w dłoniach prostokątną
paczkę. Muriel przyjrzała jej się i uznała, że to książka.
-
Nie jestem pewna, czy to będzie dobry prezent, ale uznałam, że ty
pierwsza powinnaś ją przeczytać. Świeżo wydana, mam nadzieję,
że spodoba ci się pomysł – powiedziała pani Brin, lekko się
uśmiechając. Do tej pory odnosiła raczej średnie sukcesy, choć
pisała już tyle lat. Potrzebowała dobrego, sławnego wydawnictwa,
które zajęłoby się odpowiednio książką i jej promocją.
Jednak Muriel lubiła jej historie, bo nie było w nich nic
wymuszonego.
-
Czuję się zaszczycona – powiedziała po chwili milczenia. - Jak
zwykle mi się spodoba – odpowiedziała z przekonaniem i po chwili
pożegnała się z kobietą, życząc jej jeszcze wesołych świąt.
Wsiadła
do nowego Mini. W końcu przekonała się do prezentu i okazało się,
że samochód jest świetny. Nawet ona, średni kierowca, czuła
się w nim jak zawodowiec. Płynna zmiana biegów sprawiła, że
czerpała przyjemność z jeżdżenia.
Zajechała
na specjalnie wydzielony parking i wyruszyła na poszukiwania
prezentu dla Jorgosa. Miała wątpliwości, czy powinna w ogóle
coś szukać i czy sam perfum nie byłby wystarczający, ale po
chwili namysłu stwierdziła, że da mu coś jeszcze, coś naprawdę
wyjątkowego. Ale co? Nadal jednak nie rozwiązała tej kwestii. Nie
rozumiała, dlaczego tak jej na tym zależało. Chciała sprawić mu
radość, choć tak naprawdę nie pojmowała po co to robiła. W
końcu on ukrywał przed nią bardzo istotny fakt, dla niego niezbyt
ważny, ale dla niej tak. Idąc odśnieżoną ulicą wciąż biła
się z myślami, które głównie dotyczyły zmarłej
żony Jorgosa. Jak wyglądała? Czy była ładna? Och, to na pewno.
Jorgos nigdy nie związałby się z kobietą, która nie
podobałaby się mężczyźnie. Ta myśl nieco poprawiła jej humor,
bo to oznaczało, że ona również mu się podoba, choć
trochę.
Idąc
wzdłuż uliczki nie opuściła żadnego sklepu, w którym
mogłaby coś kupić dla narzeczonego, ale większość rzeczy albo
była kompletnie niepotrzebna Kasapiemu albo zbyt prosta i
pretensjonalna. W końcu, w ostatnim akcie desperacji weszła do
starego antykwariatu, w którym znajdowało się mnóstwo
starych mebli, wieszaków, lamp, rzeźb i obrazów.
Niemalże każda ściana sklepu zastawiona była półkami
wyładowanymi książkami. Podeszła do jednej z nich i wzrokiem
przeczesała tytuły znajdujące się na wprost jej wzroku. Nie były
to jednak książki wysokich lotów, dlatego odeszła od ściany
i rozejrzała się po sklepie. Dopiero po chwili dostrzegła
mężczyznę stojącego przy oknie i spoglądającego na ośnieżone
miasto. Widok najwidoczniej bardzo go pochłonął, ponieważ nawet
nie zwrócił na nią uwagę. Odchrząknęła więc i mężczyzna
odwrócił się do niej z lekkim zaskoczeniem widocznym na jego
starej i zmęczonej twarzy. Dziewczyna podeszła do niego. Przywitała
się i wyjaśniła czego poszukuje.
-
Nie mam pojęcia, co kupić mojemu narzeczonemu. Ma wszystko, czego
może chcieć człowiek, więc odpadają wszelkie nowoczesne gadżety
– przyznała się niechętnie. Dziwne się czuła ze świadomość,
że Jorgos jest bogaty. Jej sytuacja finansowa sprzed kilkunastu
tygodni byłaby dla wielu zrozumiała: jest sporo osób z masą
problemów, więc bieda czy też w miarę stabilna sytuacja dla
nikogo nie byłaby czymś nowym. Ludzie inaczej traktowali osobę z
podobnymi problemami, a inaczej kogoś, kto miał ich naprawdę
niewiele, a pieniędzy mu nie brakowało. Wolała więc nie ujawniać
kim był jej narzeczony.
-
A czym się interesuje pani narzeczony?
Dobre
pytanie, pomyślała. Czym Jorgos się interesował? Widziała w
różnych miejscach w domu figury i płaskorzeźby z wielu
zakątków, więc na pewno lubił podróżować. Lubił
też przeróżne nowinki techniczne, ale nic więcej nie była
w stanie o nim powiedzieć, zwłaszcza, że tak mało o nim
wiedziała. Dziś wieczorem zapyta go o zainteresowania.
-
Tym, czym interesują się wszyscy mężczyźni – odparła
dyplomatycznie, uśmiechając się do starszego pana nerwowo. -
Sport, nowe technologie i podróże. Ot, nic niezwykłego. W
domu ma mnóstwo przeróżnych rzeźb i figurek.
-
Myślę, że znajdziemy coś, co mogłaby mu pani podarować. -
Gestem zaprosił ją w głąb sklepu i razem zaczęli przeglądać
masę rzeczy starych lub całkiem nowych. Przegrzebali wszystko, co
tylko się dało. W końcu starszy pan podprowadził ją do
niewielkiej, z przodu całkiem oszklonej gablotki ze specjalnie
postarzonego drewna i niewielkim kluczykiem otworzył przed nią na
oścież drzwiczki. - Jeśli tu nic pani nie znajdzie, to nie mam
pojęcia, co jeszcze mógłbym pani doradzić – powiedział
lekko nerwowym głosem. Najwidoczniej kończyła mu się cierpliwość
do niej i jej wybrednego gustu. Ale cóż miała poradzić,
skoro nic nie było na tyle wartościowe, aby zapakować ładnie w
papier i położyć pudełko pod choinką?
Kiedy
mężczyzna przepuścił ją do gablotki, Muriel dostrzegła masę
przeróżnych rzeczy, a przywieszone do nich metki z cenami
sugerowały, że były to cenne pamiątki. Na samej górze stał
pozłacany, wysadzany rubinami kielich mszalny, obok niego stał
posążek anioła, ale nie był to zwykły anioł. Niewątpliwie był
to mężczyzna, półnagi, ubrany jedynie w spodnie. Klęczał
na jedno kolano, a o drugie opierał rękę. Jedno skrzydło
rozpostarł, jakby chciał wzlecieć, natomiast drugie smętnie
zwisało mu z pleców, jakby było złamane. Oczy wysadzane
miał szmaragdami.
-
Piękny – powiedziała zachwycona, patrząc na rzeźbę. - Z czego
jest wykonany?
-
Z obsydianu. Figurka jest bardzo droga ze względu na kamienie
szlachetne i sam surowiec – dodał, jakby nie dostrzegła ceny. Ale
Muriel widziała i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że
figurka ma swoją cenę, lecz anioł był wspaniały.
-
Chcę go, będzie idealny – powiedziała wpatrując się w posążek.
Nie wiedzieć czemu, figurka skojarzyła jej się z Jorgosem, choć
on zdecydowanie nie wyglądał tak. - To upadły anioł, prawda? -
dopytała mężczyznę, który ostrożnie wyjął figurkę z
gablotki i niosąc ją ostrożnie przeniósł ją do kasy, aby
tam zapakować ją i odebrać pieniądze.
-
Tak. Jakiś czas temu przyniosła go kobieta. To pamiątka rodzinna,
lecz ona nie była tak sentymentalna i uznała, że tak wartościowa
rzecz musi zostać sprzedana. Nie znała historii posążka, ale
chyba ma pani rację. Rzeczywiście tak wygląda, zwłaszcza że to
złamane skrzydło może być podpowiedzią.
Muriel
patrzyła na anioła zachwycona. Na pewno mu się spodoba. Figurka po
chwili zniknęła w drewnianym pudełeczku, ułożona między
miękkimi zwałami materiału i dwóch poduszeczek. Podała
mężczyźnie swoją kartę i kiedy już wychodziła ze sklepu,
przytuliła pakunek do piersi, czując że Jorgosowi na pewno spodoba
się prezent.
***
Jorgos
czuł, że bycie z rodziną było dla niego relaksem, odpoczynkiem od
wszystkiego. Kochał ich i często o nich myślał, tęsknił za
ojcem, macochą i Consuelą, tęsknił również za Anistosem,
za wszystkimi. Był w połowie Grekiem i Włochem, oba narody
stawiały rodzinę na pierwszym miejscu, więc w jego charakterze to
się podwoiło, lecz doświadczenia sprawiły, że nieco się odsunął
od czegoś, co kiedyś uważał za najważniejsze. Dopiero poznanie
Muriel, a teraz ich narzeczeństwo sprawiło, że zaczął patrzeć
na to wszystko tak, jak trzynaście lat temu. W pewnym sensie był
jej za to wdzięczny: ona sama w końcu byłaby zdolna do
wszystkiego, aby obronić ciotkę i psa, dlatego właśnie bardzo ją
za to szanował.
Teraz
będzie miał własną rodzinę, już niedługo Muriel zostanie jego
żoną i wszyscy oczekiwali od niego, że będą również
mieli dziecko, choć wciąż się zastanawiał, skąd im przyszło do
głowy, że tak w istocie będzie. Nie chciał ich niepotrzebnie
łudzić, ani tym bardziej obiecywać. Nigdy nie obiecywał, jeśli
wiedział, że złamie dane słowo lub po prostu nie będzie w stanie
spełnić obietnicy w ogóle. Dawniej sądził, że może żył
w kłamstwie, lecz nie miał odwagi tego sprawdzić, dlatego w
ostatnim czasie bardzo często męczył0 go okropne poczucie strachu
i bezradności. Martwił się tym, co będzie dalej. Ultimatum
dziadka było jasne. Miał już idealną kandydatkę na żonę, którą
wszyscy aprobowali z entuzjazmem, ale to nie wystarczyło. Musiał
mieć dziecko, a z tym był problem, który nie wiedział jak
rozwiązać. Nie miał pojęcia, jak wyperswadować Anistosowi
ostatni warunek. Wiedział jednak, że na nic nie zdadzą się jego
prośby i groźby. W końcu uległ i poszukał sobie żony, ale co z
dzieckiem? Nie chciał nawet o tym myśleć. Potrząsnął głową i
westchnął, spoglądając na prezent dla Muriel.
Nie
wiedział, co jej kupić. Podejrzewał jednak, że na pewno ucieszy
się z czegoś prostego, niezbyt skomplikowanego, ale na pewno nie
mogła to być biżuteria. Chciał jej podarować coś, co sprawi, że
nie będzie patrzyła na niego w tak zdystansowany sposób.
Pragnęła go w tak samo intensywny sposób, co on ją, lecz
nie potrafiła zapomnieć tego, jak traktował ją, gdy pracowała w
jego biurze, a zwłaszcza dobrze zapamiętała sobie to, iż ukrywał
przed nią, że kiedyś miał żonę. Nadal jednak nie rozumiał
dlaczego powinien wytłumaczyć się jej, skoro dla niego był to
temat zamknięty, temat tabu, o którym z nikim nie rozmawiał.
Uważał, że coś takiego należało do dawniejszego życia. Czemu
więc ciągle o tym myślał i czemu wracało do niego wszystko jak
bumerang? Czyżby okazało się, że Sybill nadal próbował
mieszać w jego życiu? Nie żyła już od dawna, więc jak miał to
traktować?
Pleciony
ręcznie koszyk z wielką kokardą na rączce zakołysał się
trochę.
-
No, mały, nie wierć się tak – powiedział uspokajającym tonem,
lecz koszyk nadal poruszał się niespokojnie. Zirytowany westchnął
i przystanął. Otworzył klapę i dostrzegł parę brązowych oczu
spoglądających na niego z przestrachem. - Nie bój się, nie
zrobię ci krzywdy – powiedział i wsunął dłoń, aby pogłaskać
stworzonko po malutkiej główce. Kiedy zwierzątko uspokoiło
się, ruszył w końcu.
Ponieważ
do świąt zostało jeszcze parę dni, a rozdanie prezentów
miało odbyć się po kolacji wigilijnej nie mógł trzymać
prezentu dla narzeczonej w domu, dlatego postanowił go przechować u
Isabelli. Brał jeszcze pod uwagę Stephena i Roberta, ale obawiał
się, że ten ostatni wygada się, zanim wręczy dziewczynie prezent,
poza tym uznał, że Isabella nada się na opiekunkę dla futrzaka
najlepiej. Sama przecież hodowała szynszyla.
Zajechał
pod jej dom i wysiadł, a potem skierował swe kroki do drzwi,
trzymając w ręce ruszający się niespokojnie koszyk. Kiedy
zadzwonił, drzwi otworzyła mu uśmiechnięta przyjaciółka.
Cmoknął ją po przyjacielsku w policzek i wszedł do środka.
-
Nie przeszkadzam ci? - zapytał po chwili, bo przecież już dawno
skończyły się czasy, w których miał ją na wyłączność.
-
Ależ skąd, właśnie prasowałam.
-
To świetnie! Mam do ciebie małą prośbę. Mogę? - zapytał,
niepewny, czy Bella zgodzi się na opiekę nad prezentem.
-
Przecież wiesz, że tak. O co chodzi? - zapytała, zezując
ciekawsko na koszyk, który chwiał się i pojękiwał w rękach
Kasapiego.
-
O to. - Uniósł jej obiekt zainteresowania wysoko. Isabella
spojrzała do środka i wydała pisk zachwytu widząc, co znajduje
się w środku.
-
Jaki śliczny! Nigdy nie widziałam tak uroczego zwierzaka. Dla kogo
to? - Sięgnęła dłonią do środka i pogłaskała futrzaka.
-
Dla Muriel. Mam nadzieję, że jej się spodoba.
-
Która kobieta przeszłaby obok takiego prezentu obojętnie.
Lubi zwierzęta?
-
No pewnie. Ma wielkiego, krwiożerczego psa skrzyżowanego z kucem,
więc tak, lubi je. - Isabella zaśmiała się perliście i pokręciła
głową. Zaprosiła go do salonu, ale koszyk wzięła od mężczyzny
i postawiła je na stoliku, aby zwierzak stał na stabilnym podłożu.
- Diego jest czymś w rodzaju owczarka, ale to żaden rasowiec: to
bydle nawet nigdy nie było w pobliżu rasowych psów, choć
jego wygląd może sugerować coś innego.
-
Nie lubisz jej psa? Nigdy nie chciałabym mężczyzny, który
nie pokochałby mojego zwierzaka.
-
A ty byś lubiła, gdybyś za każdym razem miała wrażenie, że ten
potwór chce ci skoczyć do gardła? Co prawda teraz nasze
relacje wydają się być przyjacielskie, kupiłem mu wielką kość
i od tego momentu traktuje mnie prawie jak członka rodziny, co
oczywiście brzmi dziwnie. - Isabella parsknęła śmiechem, klepiąc
Kasapiego po dłoni.
-
Przesadzasz. To dobrze, że teraz cię toleruję. Zresztą, wcale mu
się nie dziwię, że byłeś dla niego wrogiem. Źle ją
traktowałeś, a zwierzę coś takiego wyczuje.
-
Stephen ci powiedział? - mruknął niepocieszony. Naprawdę nie
musiała wiedzieć, że nie bywał dla Muriel zbyt miły.
-
Nie, Bobbie.
-
Co za pleciuga! Powinien urodzić się kobietą, wtedy byłby idealną
plotkarą.
-
Och, nie obrażaj się. Sama go wypytałam. Jestem ciekawa twojej
narzeczonej.
-
To wpadnij do nas na obiad w niedzielę. Myślę, że obie się
polubicie. - Isabella uniosła wysoko łukowate brwi i spojrzała na
niego zdumiona, jakby właśnie wyrosła mu druga głowa.
-
Naprawdę nie mogę w to uwierzyć, że to powiedziałeś. Myślisz,
że Muriel polubiłaby mnie? Że potrafiłaby zaakceptować naszą
przyjaźń? Na pewno wie o mnie co nieco, więc na pewno nie zgodzi
się na zawarcie przyjaźni. - Jorgos zdawał sobie z tego sprawę,
zwłaszcza, że przypomniał sobie jak zareagowała na propozycję
wspólnych zakupów z jego byłą kochanką. Wierzył
jednak, że jako dojrzałe kobiety dogadają się i ich stosunki będą
przyjacielskie. Muriel przyda się ktoś taki jak Isabella, chociażby
po to, aby pomóc zaaklimatyzować się w otoczeniu. Jednak
zdawał sobie też sprawę, że jego narzeczona i obecna kochanka na
pewno nie znajdą wspólnego języka. Bella była ugodowa i
miała łagodny charakter, choć uwielbiała od czasu do czasu
pokazać pazur, to jednak Muriel była zbyt żywiołowa, aby zgodzić
się na coś takiego. Miała kompleksy i na pewno, wiedział to, byłą
o niego zazdrosna. O każdą kobietę, z którą sypiał, a w
szczególności o Isabellę. Zwłaszcza, że jeszcze niedawno
była jego kochanką. Wcale jej się nie dziwił, ale w końcu nie
był czarodziejem i nie potrafił zmieniać przeszłości, choć
bardzo tego chciał.
-
Pewnie masz rację – westchnął w końcu nieco zawiedziony. Zawsze
mógł spróbować, ale czy to coś da? Czy na siłę
było warto je poznawać?
-
Rozumiem, że mam się nim zająć? - zapytała w pewnym momencie
aktorka i wskazała brodą na koszyk, który w tej chwili stał
spokojnie.
-
Tak, będę ci za to wdzięczny. Nie mogę zawieść tego do domu, bo
Muriel szybko odkryłaby ten prezent, a mieszkanie Stephena odpada.
Robert na pewno wygadałby wszystko Muriel. Przyjechałbym po niego
po wigilijnej kolacji, co? Co będziesz robić?
-
Rodzina do mnie przyjeżdża, więc bez problemu będę mogła się
zająć nim do tego czasu.
-
To świetnie.
-
Też się cieszę. Może sama sprawie sobie takiego zwierzaka?
Jorgos
w odpowiedzi pokiwał głową. Isabella zaproponowała mu jeszcze coś
do picia, ale odmówił i po chwili zmył się do domu. Rodzina
na niego czekała. Śpieszył się też do Muriel, której nie
widział dziś niemal cały dzień. Musiał przyznać sam przed sobą,
że stęsknił się za nią i to bardzo.
Ciekawi mnie reakcja Jorgosa na prezent, który otrzyma od Muriel. Rzeczywiście, nasz przystojniak w pewien sposób przypomina upadłego anioła z figurki. Wydaje mi się, że czasem jego zachowanie to tylko pozory, które Muriel z czasem rozwieje. Sam fakt, że Jorgos przyznał przed sobą, że za nią tęskni oznacza, że wcale nie traktuje tego ślubu tylko jako niechciany obowiązek. Sprawa dzieci również prędzej czy później się rozwiąże. Mam tylko nadzieję, że oboje nie zrobią jakiegoś głupstwa, choć - naturalnie - raczej nie przyznają się przed sobą co do uczuć, które między nimi są od jakiegoś czasu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i życzę sporo weny i chęci do skończenia Niespokojnych. Wiem, co to za ból, kiedy opowiadanie staje się wrogiem, a nie, jak dotychczas, ucieczką od prawdziwego świata.
Anna.
Akurat tu nie będzie nic niezwykłego;) Ot, ucieszy się z figurki i tyle.
UsuńTak, zresztą już powoli rozwiewa skoro ma taki mętlik i przyznał się, że tęskni za nią. Dla Jorgosa ślub to bardzo traumatyczne przeżycie, dlatego tak bardzo pała niechecią do tego sakramentu, ale dostał ultimatum, więc niestety: musi. Okazało się jednak, że wcale nie jest tak źle, a życie z Muriel może okazać się dość ciekawe, ona zawsze dostarcza mu rozrywki:) Dzieci wyjaśnią się chyba już w następnym rozdziale, tak właśnie planuję. Hahaha, nie, masz rację, ale chyba tacy oboje są - uparci i za żadne skarby żadne nie przyzna się do tego, co czuje.
Dziękuję i chwytam się Twoich życzeń, jak tonący brzytwy. Pocieszam się myślą, że wkrótce już skończę opowiadanie i skupię się na tych, które mam;)
Pozdrawiam!<3
Cudowny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję<3
UsuńPozdrawiam!
dziękuje ci za uratowanie mnie przed pudelkiem;d strasznie mi się dzisiaj nudzi w domu i nie wiem już co ze sobą zrobić i o to mogę sobie poczytać twój nowy rozdział! kochana;d ale wracając do rozdziału... to kupil jej kota?! bo jak tak to go uwielbiam bardziej, no i mu kupiła prezent, anioła chociaż Jorgos aniołem nie jest :D
OdpowiedzUsuńProszę bardzo:) Czuję się w takim razie jak jakaś superbohaterka. Wszystko w następnym rozdziale. Hahaha, nie, Jorgos nie jest aniołem, choć ma zadatki:)
UsuńRozdział jak zwykle rewelacyjny, choć nie dzieje się zbyt dużo.
OdpowiedzUsuńJorgos jako Upadły Anioł bardzo mi się spodobał :)
To słodkie jak on i ona się starają, aby kupić drugiemu wymarzony prezent.
Czy dobrze zrozumiałam, że jest możliwość, aby Muriel została matką małego Kasapiego? Na razie nie potrafię wyobrazić sobie tego małego brzdąca, choć na pewno z połączenia tak dwóch róznych charakterów powstanie coś ciekawego ;D
Pozdrawiam i życzę weny.
No nie, niestety. Uznajmy go za rozdział przejściowy rozdziałów przejściowych, które gościły u mnie ostatnio xD
UsuńNo nie? Też tak myślę. To tylko pokazuje, że wbrew pozorom oboje zaczynają inaczej patrzeć na tę osobę.
Owszem, jest taka możliwość, choć Jorgos przez pewien czas nie będzie mógł jej zaakceptować, ale wszystko w swoim czasie. Hahaha, podejrzewam, że dziecko obojga będzie mega uparte;)
Dziękuję i wzajemnie! <3
Mało w tym rozdziałe czegokolwiek :/ Za krótki, mało Jorgosa.. Rozwiązanie jest tylko jedno :) JAK NAJSZYBCIEJ NOWY ROZDZIAŁ! :3 Mogłabyś się też trochę bardziej skupić na uczuciach bo nie mogę rozgryść Jorgosa ;) Życzę więcej chęci do pisania i mam nadzieję, że mój ciągły niedosyt Muriel i Jorgosa cię zmobilizuje :*
OdpowiedzUsuńA widzisz, bo Jorgos jest trudny do rozwiązania. On sam nie wie, czego chce, więc mało jest mało jego uczuć, ale w miarę zbliżania się końca, będę wszystko ładnie wyjaśniać, mam nadzieję.
UsuńOwszem, to bardzo duża mobilizacja, zwłaszcza, że ciężko mi się pisze to opowiadanie,
Dziękuję i pozdrawiam:)
trzeba to przyznać... rozdział rzeczywiście trochę nudnawy...
OdpowiedzUsuńNo wiem, chciałabym w końcu napisać rozdział rozdziałem, ale najwidoczniej wypaliłam się już przy tym opowiadaniu. Wciąż się jednak pocieszam, że uda mi się wrócić do zapału sprzed kilkunastu rozdziałów.
UsuńPozdrawiam!
Ojej, szczeniaczka chcę jej dać? Dwa psy. Mmm, jak słodko. Uroczy pomysł, chociaż prezent Muriel podoba mi się bardziej, ale znając życia, piszczałabym jak dziecko widząc tego pieska. :D No, ale tu pieski pieskami, aniołki aniołkami, ale co Muriel powie na temat dziecka? Matko, mogliby już się przyznać przed sobą, że są w sobie zakochani. A nie, ganiają się wokoło i nie mogą jakoś natrafić. A tak..byłoby im łatwiej. ;D Czekam na dalej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. <3
Nope. To nie będzie szczeniak xD No pewnie, ja gdybym dostała psa, szczeniaka to chyba zwariowałabym ze szczęścia:) To zależy, co powie Jorgos, bo on nie jest pozytywnie nastawiony na ojcostwo, ale to się jeszcze wszystko okaże.
UsuńNo pewnie, ale to już tylko kwestia czasu:)
Pozdrawiam<3
Czytam z zapartym tchem i nie mogę się doczekać kolejnego jak zawsze :D :) :p :3
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie szczeniak, bo to pewnie jakiś mały, słodki kociak. Rzeczywiście Jorgosa bardzo trudno rozgryźć. Niby rozumie, że źle zrobił nie będąc szczerym wobec Muriel, Niby ma wyrzuty sumienia z tego powodu, ale wciąż nie rozumie dlaczego miałby opowiadać o swoim małżeństwie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Muriel bardzo ładnie trafi z prezentem upadłego anioła, ale ciekawe jaka będzie reakcja i na figurkę i na zwierzaka. I czy zbliżające się święta w końcu zmienią coś w nieco ich sztywnej i suchej relacji opartej na seksie w coś bardziej głębszego i będą mieli odwagę się do tego przyznać? Liczę, że wkrótce wszystko się wyjaśni ;)))