Jorgos
patrzył na nią, zupełnie nie pojmując, co chciała mu przekazać.
Muriel jednak mocowała się ze słowami i szukała odpowiednich, aby
nie zdradzić się za bardzo. Panował w niej okropny chaos, jakby
nagle rozpętała się piekielna burza i nie miała zamiaru przestać
mieszać jej w głowie i uczuciach. Czy go kochała? Odpowiedź
przyszła natychmiast i niemal ją zwaliła z nóg. To
oczywiste było, że się w nim zakochała. Za dobrze jej było z
Kasapim, który codziennie udowadniał jej, że tak naprawdę
jest kimś, kogo można pokochać, otoczyć czułością i... miłością. Jednak on sam wciąż powtarzał, że nie tylko
nie wierzy w miłość, ale także nie chce jej w ich związku. To
bolało, ale cóż mogła zrobić? Chyba tylko tyle, że mieć
nadzieję na to, że kiedyś jej narzeczony zmieni zdanie.
Spostrzegła,
że Jorgos niemal sztyletuje ją spojrzeniem zimnym jak stal. Zadrżała
i przeszła jej ochota na kłótnie, choć chciała powiedzieć
mu tak wiele. Cóż miała począć? Nie będzie się z nim o
to kłóciła. Niech zostanie to wszystko tak, jak jest.
-
Zresztą, nieważne, zaproś ją na ślub, jeśli tak bardzo chcesz.
To nie ja za to płacę, więc nie mam prawa głosu w tej sprawie –
mruknęła w końcu niechętnie, a swoje słowa potwierdziła
wzruszeniem ramion. Zaczęła żałować, że rozpoczęła tę rozmowę.
-
Kompletnie nie mogę cię zrozumieć w tej chwili. Najpierw atakujesz
mnie, bo chcę zaprosić Isabellę, a teraz odpuszczasz? Co się z
tobą dzieje, co? - zapytał, a Muriel nie wiedziała, czy w jego
głosie słyszy rozdrażnienie, złość, czy troskę. Już nic nie
wiedziała!
Wzruszyła
ramionami i nic jednak nie odpowiedziała, chociaż miała na to
wielką ochotę. Jorgos sapnął zły i rzucił w jej stronę krzywe
spojrzenie.
-
W porządku, nie chcesz, to się nie tłumacz. Oczekuję od ciebie,
że będziesz z szacunkiem odnosiła się do Isabelli.
-
A co, jeśli ona nie będzie szanowała mnie? Czy mam prawo do
obrony? - warknęła, czując rosnącą w gardle złość.
-
Nie wygłupiaj się. Bella nigdy nikogo nie skrzywdziła, więc
przestań wydziwiać.
-
Wcale nie wydziwiam, tylko nie rozumiem, dlaczego mam być miła dla
kobiety, która...
-
Która jest moją przyjaciółką? Znam ją dłużej niż
ciebie – wypalił w końcu. Nie mógł już utrzymać w
ryzach swojej złości, więc go poniosło.
-
Więc to może ją powinieneś był poprosić o rękę? Jest bogata,
więc pasujecie do siebie idealnie! - krzyknęła zła i ruszyła w
kierunku wyjścia, aby uciec od Jorgos i tej rozmowy.
Jorgos
patrzył na odchodzącą Muriel z rosnącą złością. Czasami
żałował, że zaproponował jej ten układ. Potem jednak
przychodziła chwila refleksji i w końcu wybaczał jej to, czy
tamto. Dziś jednak nie miał zamiaru odpuścić. Muriel uważała
się za kogoś gorszego, a on nie chciał, żeby tak myślała. W
końcu teraz mogła uważać się za kogoś naprawdę istotnego.
Bywali
na przyjęciach, ludzie przyjmowali ją z różną, bo różną
reakcją, ale jednak nie pytali go o to skąd pochodzi. Kilka kobiet
i paru mężczyzn pałało do niej, dla niego niezrozumiałą
niechęcią, ale ostatecznie nie utrzymywał z nimi kontaktu, aby się
tym przejmować. Nie powiedział jej o tym, ponieważ zawsze zależało
jej na tym, aby ludzie ją lubili i bardzo przeżywała, że nikt jej
nie zaakceptuje. Prawda jest taka, że ona zbytnio się przejmowała
i nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że większość tych
ludzi wydaje płytkie osądy, poparte jedynie jego statusem. Jeśli
ktoś jej nie lubił to tylko dlatego, że nie lubił jego.
Kiedy
złość z niego opadła, postanowił dokończyć projekt, który
w poniedziałek miał przedstawić na zebraniu zarządu.
Gdy
w ciszy i spokoju skupił się na zadaniu, nagle zaatakował go
wizerunek Muriel, która patrzyła na niego z wyczekiwaniem,
jakby chciała usłyszeć coś od niego. Jakby oczekiwała
zapewnienia, że ją kocha. A on nie wiedział, co jej powiedzieć.
Jorgos
już od dawna się tak nie czuł, więc nie umiał nazwać tego, co
się z nim działo. Był pewny jednak, że wszystko zmierzało do
tego, czego tak bardzo się wypierał przez ostatnie trzynaście lat,
ale jakoś nie bardzo chciał to powstrzymać. Uwielbiał spędzać
czas z Muriel, nie lubił wyjeżdżać na delegacje, nawet te
krótkie, kilkudniowe, bo miał wrażenie, że jeśli wróci,
jego narzeczona ucieknie. Irracjonalny strach przed ucieczką
dziewczyny, czasami przybierał na sile, gdy po powrocie z pracy nie
mógł jej nigdzie znaleźć. Szukał jej spanikowany, dopóki
nie przypominał sobie, że przecież miała jechać do ciotki lub do
pani Brin. Nie był w niej zakochany, ale bardzo mocno się z nią
zżył. Jednak nawet to nie potrafiło go przekonać do ślubu i
często robiło mu się na samą myśl niedobrze. Skręcało go wtedy
w żołądku i przechodziło dopiero po kilku minutach. Miał traumę
do tej instytucji, więc nawet świadomość, że poślubia Muriel
nie polepszała jego zdania na ten temat. Muriel, pomyślał i
uśmiechnął się do siebie, czując, że życie z nią wcale nie
musi być takie złe, jak zawsze myślał. Ostatecznie dogadywali się
ostatnio i tworzyli zgraną parę, więc po ślubie może być tak
samo.
Kiedy
Jorgos roztrząsał własne uczucia, Muriel przytulona do grzbietu
Diego, leżała na sofie w salonie. Nie miała ochoty wracać na
górę, choć słyszała, jak drzwi w gabinecie trzasnęły
zaraz po tym, gdy opuściła sypialnię. Nie ruszyła się z miejsca,
wolała tu koczować przez całą noc. Niepotrzebnie w ogóle
zaczęła tę kłótnię, a teraz nie dość, że miała
wyrzuty sumienia, to jeszcze słowa Jorgos ją zabolały. Chcąc się
z nim kłócić powinna przede wszystkim zastanowić się nad
argumentami, a także powodami, dla których robiła mu
awanturę.
Nie
powinna tak od razu czuć wyrzutów sumienia. Nie może lecieć
do niego z przeprosinami za każdym razem, gdy coś zrobi. Gdzie jej
wcześniejsza postawa, gdy się z nim kłóciła? Teraz zrobiła
się taka... inna. Nawet pani Brin od czasu do czasu to powtarzała,
ale wtedy wolała po prostu to ignorować. Teraz jednak musiała
przyznać rację starszej kobiecie. Zmieniła się. Przede wszystkim:
była zakochana, a to naprawdę bardzo wiele wyjaśniała. Nikt, kto
wcześniej nie kochał nie miał pojęcia, jak człowiekowi zmienia
się patrzenie na świat. Nie ma też pojęcia, co czuje zakochana
kobieta widząc, ukochanego uśmiechającego się do niej.
Ale
nie mogła liczyć na nic więcej, niż to, co dotychczas jej
oferował, więc cieszyła się każdym dobrym gestem, każdym czułym
spojrzeniem, czy uśmiechem. I każdego dnia kochała go coraz
mocniej i coraz więcej zapierała, że tak nie jest.
Przyznanie
się do uczuć sprawiło, że poczuła ulgę. Kochała go i teraz nie
musiała się gryźć z tym, co do niego czuła.
Kochała
go.
Rozkoszowała
się tym uczuciem, pławiła się w nim, choć wiedziała, że nie
zostanie ono odwzajemnione. Nie przejmowała się jednak tym i po
prostu w ciszy własnego serca kochała go.
Leżała
na sofie bardzo długo. Jorgos nie przyszedł do niej. Wstała więc
urażona jego milczeniem i poszła do sypialni. Zastała go na łóżku
z laptopem. Wpatrywał się intensywnie w jasny monitor, a gdy
zorientował się, że ktoś jest w pokoju, spłoszony zamknął
komputer jednym ruchem i popatrzył na nią zmieszany.
-
Co robisz? - zapytała z czystej ciekawości, udając, że wcale nie
poczuła palącej złości.
-
Oglądam zdjęcia – odpowiedział po prostu, uśmiechając się do
niej. Wzrok miał pewniejszy, choć nadal czaiła się w nim
niepewność. Było to dla niej nowością, bo Jorgos był okazem
samca, który nawet będąc w błędzie potrafił być pewny
tego, co mówi.
-
Czyje? Isabelli? - napadła na niego. Jego wcześniejsza postawa
szybko zniknęła.
-
Nie, zazdrosna wariatko, nasze. Chcesz zobaczyć? - zapytał.
Pokiwała głową i usiadła niepewnie na brzegu łóżka.
Jorgos przygarnął ją do siebie i włączył laptopa, aby ponowić
to, co tak niespodziewanie przerwał. Po chwili wyświetliło się
duże zdjęcie włoskich Alp, w których byli w grudniu.
Kolejnym było to, które lubiła najbardziej. Jorgos leżał
podparty na łokciu i z głową pochyloną w jej stronę wpatrywał
się w nią z nikłym uśmiechem na ustach, Zagapiła się na to
zdjęcie, lecz po chwili pojawiło się kolejne. Tym razem na nim
była ona. Stała tuż pod drzewem, którego gałęzie niemal
dotykały jej twarzy, którą uniosła w górę.
Uśmiechała się, miała rumiane policzki, a burza rudych włosów
opadała na plecy. Patrzyła na młodą kobietę ze zdjęcia i
zastanawiała się, czy wtedy już kochała Kasapiego? Czy może to
były zaczątki uczucia, które musiało w niej dojrzeć?
Spojrzała na Jorgosa i niewiele się namyślając po prostu rzuciła
się mu w ramiona, całując go mocno. Pragnęła go akurat w tej
chwili. Narzeczony nie pozostawał jej dłużny. Oddał pocałunek,
choć początkowo zesztywniał, gdy Muriel go pocałowała. Laptop
zsunął się mężczyźnie z kolan na łóżko i leżał tam
zapomniany, gdy się kochali w szaleńczym tempie.
***
Ślub
zbliżał się coraz szybciej. Muriel oczywiście wybrała sukienkę,
która spodobała się Consueli, a także Larysie. Ona sama
uznała, że nie była tak droga, jak te, które pokazywały
jej kobiety. Naprawdę nie wiedziała, jak dokonała tego cudu, jakim
było przekonanie obu pań do tej sukni. Podobała im się bardzo,
ale uznały, że jest nieco za skromna na wesele. Albo miała taki
dar przekonywania, albo najwidoczniej Jorgos musiał wpłynąć na
ich decyzję zaraz po tym, jak zrelacjonowała mu rozmowę o sukni.
Gdy
nadszedł kwiecień Larysa poinformowała ją, że z powozu i koni
nic nie wyjdzie, ponieważ na wyspie powstała firma, która
wypożyczyła samochody i wśród licznych marek znalazły
pięknego białego Bentley'a. Muriel nie miała siły, aby
protestować. Samochód był piękny i stylowy, więc na pewno
podróż nim będzie wyjątkowa.
Wszystko
szło zgodnie z planem. Każdy najdrobniejszy szczegół został
dopracowany do perfekcji. Nikt nie obawiał się, że coś pójdzie
nie tak.
Jednak
narzeczeństwo wykazywało się dość spotykanym zdenerwowaniem i
strachem przed ceremonią, która wiąże ludzi na całe
życie. Czy ich także? To pytanie Muriel zadawała sobie cały czas.
Ile potrwa ich małżeństwo? Już nawet nie pamiętała, kiedy to
wszystko się zaczęło. Dla niej już nie istniał ten czas, w
którym żyła z niepewnością, strachem i złością. Teraz
wszystko przypominało sen. Przynajmniej tak jej się wydawało.
***
-
Gdzie on jest?! - zawołał Stephen, który wpadł do biura
piętnaście minut po odłożeniu słuchawki.
Tracy
Gamble, którą poznał przy okazji jednego ze spotkań
towarzyskich zadzwoniła do niego z komórki Jorgosa i
zmartwionym głosem powiedziała mu, że szef od niemal godziny
siedzi w łazience i wymiotuję. Zabronił jej dzwonienia na
pogotowie i do Muriel, nie chciał jej martwić swoim stanem.
-
Chodź, zaprowadzę cię do niego – powiedziała Tracy i ruszyła
przed nim. Znaleźli go na szarym końcu metalowych kabin. Siedział
na zimnej posadzce, plecami oparty o ścianę. Głowę miał
odchyloną do tyłu i przymknięte powieki.
-
Chryste Panie, co ci się stało? - zawołał Stevie, który
zobaczywszy przyjaciela w stanie totalnego wycieńczenia stanął
zszokowany. Był blady, pod oczami miał ciemne worki, a usta niemal
sine. Był odwodniony. - Dzwoń po karetkę! - zażądał. Wtedy
Jorgos otworzył powoli oczy i spojrzał na przyjaciela.
-
Żadnych karetek, zaraz mi przejdzie – wychrypiał głosem tak
bardzo do niego niepodobnym.
-
Nie drażnij mnie człowieku. Jesteś odwodniony, musisz jechać do
szpitala. Nie dyskutuj ze mną.
Jorgos
mimo to nadal protestował. Nie przemawiały do niego żadne
argumenty.
-
W porządku, nie zadzwonię po pogotowie, ale pod jednym warunkiem:
sam cię zawiozę do szpitala i bez dyskusji! - powiedział, gdy
zobaczył, że Jorgos zaczyna protestować. Słabo, bo słabo, ale
jednak protestować. Był chory, coś mu dolegało i nieustające
torsje były niebezpieczne, więc nie mogli tego tak lekceważyć. On
najwidoczniej miał jakiś ukryty powód, żeby nie jechać do
szpitala, co dla Stephena było niepojęte.
Po
około dziesięciu minutach Jorgos w końcu zdecydował się na
szpital, choć oczywiście wyraził swoje zdanie na ten temat. Jego
słowa jednak nikt nie usłyszał. Tracy zmartwiona poszła do biura
po jego marynarkę, a Stephen wziął go pod ramię i wyprowadził z
łazienki.
Windą
zjechali na dół, gdzie szybko dotarli do samochodu Stephena,
który z piskiem opon wyjechał z podziemnego garażu.
W
szpitalu przedstawił całą sytuację i po około półgodzinie
lekarz zaaplikował Kasapiemu zastrzyk, który na chwilę
uwolni go od bólów brzucha i torsji. Zabrali go na
badania, a w tym czasie Stephen zadzwonił do Muriel. Jorgos będzie
na niego o to zły, lecz Stievie nie miał innego wyjścia. Jego
przyszła żona miała prawo wiedzieć, że jest coś z nim nie tak.
***
Przez
dziesięć minut Muriel nie mogła wykrztusić z siebie słowa,
dopiero, gdy Diego trącił ją nosem ocknęła się z otępienie.
Jorgos był w szpitalu i nawet nie wiedziała z jakiego powodu,
ponieważ dzwoniący Stephen nie wyjaśnił jej zbyt wiele. Nawet nie
trudziła się w przebieranie ubrań. Wskoczyła w trampki, złapała
torebkę i klucze, i wybiegła z domu, zamykając go uprzednio.
Pędziła ulicami Leeds jak oszalała. Nie mogła jednak jechać
wolniej, bo strach był motorem jej działań. Musiała zwolnić przy
światłach, a potem nacisnęła na pedał gazu i po pięciu minutach
parkowała już pod szpitalem. Oszalała ze zgrozy wpadła do
budynku, a przy samych drzwiach wejściowych wpadła na Warwicka,
który czekał tu na nią, aby wszystko jej wyjaśnić.
-
Boże drogi, co się stało?! - zawołała oszalała, czując że łzy
zaczynają gromadzić jej się pod powiekami.
-
Wszystko w porządku, nic mu nie jest.
-
To po co on tu przyjechał?! - zawołała, idąc w stronę recepcji.
Stephen złapał ją za rękę i osadził w miejscu.
-
Uspokój się – wysyczał przez zęby i podprowadził ją do
najbliższego krzesła. - Zaraz ci wszystko wyjaśnię, tylko
przystopuj trochę z tymi nerwami. - Zamilkł i czekał, aż do
Muriel wszystko dotrze i nieco się uspokoi. A kiedy adrenalina i
strach zelżały, wtedy powstrzymywane łzy zaczęły spływać jej
po policzkach. - Przepraszam, nie chciałem być niegrzeczny –
powiedział łagodnie Stephen i podał jej paczkę chusteczek
higienicznych. Dziewczyna przyjęła je i wydmuchała nos, a także
wytarła oczy.
-
Nie, to nie przez to płaczę. Nerwy mi puściły. Coś się stało z
Jorgosem, a ja nie wiem, co mu mogło się przydarzyć.
-
Jest na badaniach, za pół godziny będzie po wszystkim i
wtedy będziesz mogła go zobaczyć. Nic mu nie jest, znaczy nic
poważnego, mam nadzieję. Tracy zadzwoniła do mnie, bo Jorgos
zabronił jej kontaktować się z tobą pod groźbą wyrzucenia z
pracy.
-
Ale co mu właściwie jest?
-
Wymiotuje, boli go brzuch. Podejrzewam, że czymś się zatruł.
-
I myślisz, że mnie tym uspokoiłeś? Od zatrucia też można
umrzeć! - odparła zła na mężczyznę, choć przecież starał się
jak najlepiej potrafił.
-
Nie przesadzaj – powiedział, śmiejąc się cicho. Szybko jednak
spoważniał, gdy Muriel spiorunowała go wzrokiem. - Jorgos nie
umrze. Zaraz wróci do siebie, bo jest bardzo silny. I nie rycz
już, płaczem nic nie wskórasz.
Muriel
pod wpływem łagodnych słów w końcu nieco się uspokoiła,
aż dotarło do niej, że zatrucie nie może być aż tak poważne.
Pewnie jeszcze dziś jej narzeczony wyjdzie do domu. To tylko
zatrucie, powtarzała w myślach. W końcu Stephen zabrał ją pod
salę, w której powinien być Jorgos, lecz nikogo w niej nie
zastali, a pielęgniarka tam przebywająca poinformowała ich, że
pan Jorgos Kasapi poprosił jeszcze o dodatkowe badania. Muriel
przestraszyła się nie na żarty.
-
Co to za dodatkowe badania? - zapytał Stephen, który
wyprzedził zaniepokojoną dziewczynę i wypowiedział jej myśli na
głos. Pielęgniarka wzruszyła jednak ramionami i odpowiedziała, że
nie wie.
Usiedli
na niewygodnych krzesłach. Muriel skulona w sobie, liczyła minuty,
aż zobaczy Jorgosa, a Stephen z odchyloną głową zagłębił się
w swoich myślach. Minuty mijały, a Kasapiego wciąż nie było
widać.
-
Mam nadzieję, że na nasz ślub przyjdziesz z osobą towarzyszącą.
Muszę ją w końcu poznać – zaczęła nieśmiało Muriel, gdy
miała już dość czekania i myślenia o Jorgosie i tym, co robi na
tych dodatkowych badaniach. Bała się o niego, więc musiała zająć
czymś myśli, a ponieważ ostatnio zastanawiała się nad dziewczyną
Stephena, postanowiła poruszyć ten temat.
-
Ją? - zapytał uśmiechnięty, a potem nagle spoważniał, wpatrując
się w nią, jakby była kosmitką. - Nie ma żadnej kobiety w moim
życiu. Muriel, czy Jorgos nic ci nie powiedział?
-
On niewiele mi mówi. O czym tym razem mi nie powiedział?
-
Jestem gejem, a Robert...
-
Och! - jęknęła i potrząsnęła głową. - Teraz już wiem,
dlaczego tak uparcie milczał na ten temat. Wciąż go pytałam o to,
czy ty i Robert macie zamiar przedstawić mi wasze dziewczyny, a on
zbywał mnie głupimi wymówkami. Uduszę go, gdy tylko
wydobrzeje! - mruknęła zawiedziona postawą narzeczonego i opadła
na krzesło.
-
Nie jesteś zaskoczona?
-
Trochę, ale w sumie powinnam się tego spodziewać. Zawsze
widziałam, że Robert jest ci całkowicie oddany, lecz myliłam jego
miłość z dozgonną przyjaźnią.
Zamilkli
i w kompletnej ciszy czekali na Jorgosa. W końcu, pojawiła się
pielęgniarka. Kasapi siedział na wózku blady i nieco
zmęczony.
-
Jorgos! - krzyknęła Muriel i podskoczyła na krześle, widząc
swego narzeczonego w tak żałosnym stanie. Kobieta, która
prowadziła wózek inwalidzki spiorunowała ją wzrokiem i z
miejsca ofuknęła.
-
Proszę na razie nie męczyć pacjenta. Jest bardzo słaby. Za chwilę
państwo poproszę do sali – mruknęła i zawiozła
zdezorientowanego mężczyznę do sali, w której został
uprzednio przyjęty.
kocham twoje opowiadanie, Muriel jest w nim taka oddana, szkoda,że Jorgos coś kręci:C mam nadzieje, że na kolejny rozdział nie będę musiała czekać miesiąc bo chyba się zabije XD ps: ile zostało rozdziałów do końca? pozdrawiam x
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie za komentarz. Ha, Jorgos właśnie nic nie kręci, przynajmniej nic takiego złego. Nie, chyba nie, już i tak w większości mam go napisanego, więc pewnie za dwa tygodnie się pojawi;)
UsuńPozdrawiam! <3
kiedy można się spodziewać rozdziału? x
UsuńNo, nieeee, tylko nie szykuj nam tu akcji, że umiera i zostało mu tak pół roku życie, bo znajdę Cie i wydrapie Ci oczyska! Tak! Bo to wtedy będzie wredne, a moja dusza tego nie wytrzyma. Ogólnie bardzo ogarnia mnie rozpacz o tematyce pięknej miłości ze śmiercią w tle, matko, jestem wtedy wycięta z życia.
OdpowiedzUsuńJednak jedno mi się spodobało, a jedno mnie tak...dobiło, że aż się roześmiałam. Więc: przyznała się przed sobą, że go kocha, EUREKA! Teraz tylko niech powie to Jorgosowi, a on niech nie strzela fochów i innych rzeczy tylko ją bierze!:D A kolejne: ogarnięta Muriel, od razu widać, że geje, a ta jaka teraz zdziwiona i zadaję pytania o dziewczynę, no na to, to mi kokardy opadły xDDDD
Czekam na dalej!:D
No weź, jak możesz tak pisać;) Oczywiście, że nie będzie żadnej śmierci, bo to nie dramat, lecz romans, więc możesz spać spokojnie, skarbie! <3 Ja też, unikam romansów z nieszczęśliwymi zakończeniami jak ognia, więc nawet mi się nie śni, aby robić Tobie i reszcie takiego czegoś. Akurat to, co dzieje się z Jorgosem jest dość prozaiczne i nie zagraża jego życiu tak bardzo. Wszystko wyjaśni się wkrótce.
UsuńBrawa dla Muriel xD Nie no, zobaczysz wszystko, jak to się potoczy, mam nadzieję, że mi się nie dostanie;)
Ach, ja wiem, że geje, ale widzisz Muriel nawet nie mogłaby przypuszczać, że Stephen i Robert mogliby nimi być. W końcu się dowiedziała:)
Pozdrawiam! <3
W związku z tym, że cholernie nie lubię Jorgosa: dlaczego w romansach zawsze jest tak, że to facet jest tą dominującą stroną? Wyobrażam sobie alternatywne Niespokojne Dusze, gdzie Jorgos jest Muriel, a Muriel Jorgosem i wyrastają jej rogi, i on goni za nią jak Alicja za królikiem XD Coś w rodzaju "leżał na kanapie i zdał sobie sprawę, że nie może biegać jej przepraszać za każdym razem, kiedy zrobi coś głupiego" i "nie zgadzam się, żeby twój były przychodził na nasz ślub!". A tu taka Muriel i "spierdalaj!" XD Z drugiej strony jakby połączyć dwa takie charaktery, to mogłoby im być w życiu zbyt ciężko. No i nie wiedzieć czemu w komediach romantycznych takie kobiety zawsze grają te złe byłe.
OdpowiedzUsuńAle beka murowana XD Choć wtedy z kolei strasznie nie lubiłabym Muriel, ale w sumie Jorgosa też nie, bo przez całe życie społeczeństwo szufladkuje pewne cechy z płciami i wtedy Jorgos wyszedłby na taką menską ofjarę. Tak czy siak chociaż raz Muriel mogłaby nie rozumieć, o co jemu chodzi, kiedy ona chce utrzymywać przyjaźń ze swoim byłym. Bo on chyba nigdy nie oglądał komedii romantycznych ani już tym bardziej nie zaglądał w ciemniejsze zakamarki internetów (kafeteria/samosia i inne śmiechy). Bo jakby zaglądał, to by nie miał takich rozkmin. Biedna Muriel, z takim ślepakiem do końca życia :D
Chyba nie dojdzie do ślubu, co? A przynajmniej nie w wyznaczonym terminie... Niech ten Jorgos troche bedzie zazdrosny o Muriel i niech sie wreszcie w niej zakocha!! <3
OdpowiedzUsuńTak! Brawa dla Muriel! No wkońcu. Już myślałam, że nigdy się nie przyzna do miłości do Jorgosa.
OdpowiedzUsuńBoże, biedny Kasapi :( mam nadzieję, że szybko wydobrzeje i znów będzie nas wszystkich zadziwiać swoją osobowością ;D
Haha. Akcja ze Stephenem po prostu epicka. Jak ona mogła się nie domyślić, że jego i Roberta coś łączy :D
Pozdrawiam cieplutko :D
To zrozumiałe, że w Muriel jest jakiś chaos. Dotychczas prosta żyjąca skromnie dziewczyna jest zmuszona związać się z miliarderem by ratować swoją ciotkę. I nie jest to normalny związek, a oparty na seksie układ mający zakończyć się ślubem. Jorgos nie mówi jej co czuje, nie wyjawia swych emocji. A kobieta tego potrzebuje. Nie tylko czułości i szacunku, ale czegoś więcej. Miłości.
OdpowiedzUsuńI można powiedzieć, że Muriel to znalazła. Zakochała się w Jorgosie, a teraz zrozumiała co do niego czuje. Dobrze, że przyjęła to tak spokojnie i cieszy się tym co ma. Wierzę, że wkrótce i Jorgos sam przed sobą przyzna się do swoich uczuć. A potem wyzna to Muriel.
Widzę, że wprowadziłaś mały wątek akcji. Z Jorgosem jest coś nie tak, być może jest nawet poważnie chory. Mam jednak nadzieję, że to zwykłe przemęczenie lub zatrucie. Reakcja Muriel pokazuje jednak jak dziewczyna bardzo go kocha i się o niego martwi. Oby to zauważył, może szybciej zrozumie swoje uczucia.
Ja także nie mogę się zaczekać zakończenia. Ale nie z tych powodów z, których za pewne mogłabyś przypuszczać. Absolutnie nie nudzi mnie to opowiadanie.
Za to jest bardzo ciekawa, co wymyślisz na koniec. Czy będzie spokojnie i sielsko jak w bajce. Czy może z rozmachem i spektakularnie?
Tak, więc z niecierpliwością oczekuję na następny odcinek i Pozdrawiam ;)
Ciekawe co się dalej wydarzy :)
OdpowiedzUsuńKiedy następna notka? :) Uwielbiam Ciebie, to opowiadanie i Twój styl pisania <3
OdpowiedzUsuń