10.08.2014

44. Pod wpływem impulsu

Kiedy w końcu została wpuszczona do narzeczonego rzuciła mu się w objęcia i głośno zapłakała, wystraszona i zdezorientowana.
- Dlaczego płaczesz, głuptasie? - zapytał Jorgos, gładząc ją po rozczochranych włosach.
- Bo się przestraszyłam. Myślałam, że to coś poważnego.
- Stievie do ciebie zadzwonił – stwierdził po chwili milczenia.
- Tak – powiedziała cicho i znów dała się ponieść kolejnym falom płaczu.
Do sali wszedł Stephen, a zaraz za nim weszli Robert i Tracy. Cała trójka wpatrywała się w Jorgosa.
- Macie takie miny jakbym miał za chwilę umrzeć. Uśmiechnijcie się – zażądał, widząc ich zmarszczone czoła i zaniepokojone spojrzenia. Muriel wciąż leżała na szpitalnym łóżku i łkała cicho w jego ramionach, kompletnie ignorując przyjaciół.
- Wybacz, że nie jest mi do śmiechu, kiedy widzę cię przypiętego do kroplówki i bladego jak duch. Naprawdę nie umiem się śmiać z takiego widoku – syknął Robert i podszedł do łóżka. - Martwiłem się, idioto. Stephen zadzwonił do mnie, że trafiłeś do szpitala.
- Nie każe ci się śmiać tylko uśmiechnąć.
- Ci znowu swoje – mruknęła Tracy, która od jakiegoś czasu była świadkiem podobnych sprzeczek, które zazwyczaj ją bawiły.
- Sądząc po tym jak się rzucasz po tym łóżku, to podejrzewam, że jesteś w stanie już opuścić szpital – wytknął mu Bobbie i uśmiechnął się do Muriel, która podniosła zapłakane oczy i spojrzała na niego z widoczną w zielonych oczach ulgą. - Nie martw się, rudzielcu, twój kochaś czuje się już dobrze.
- Wyjdź, bo cię uduszę kroplówką.
W sali zrobiło się wesoło i atmosfera całkowicie się rozluźniła. Docinki obu panów sprawił, że nawet Muriel zaczęła się śmiać. Wciąż jednak leżała na szpitalnym łóżku, blisko narzeczonego i czekała na chwilę, aż wszyscy opuszczą pokój, ponieważ musiała Jorgosowi coś powiedzieć. Spojrzała przelotem tylko na przyjaciółkę, a ta kiwnęła głową. Tracy wyprowadziła panów z sali, besztając ich za niedomyślność.
Kiedy umilkły ich głosy na korytarzu, Muriel mocniej przysunęła się do Jorgosa i odchyliła do tyłu głowę, aby przyjrzeć mu się dokładnie. Znów poczuła łzy pod powiekami. Niby nie był to poważny wypadek, ale uzmysłowił jej, że są sytuacje w życiu, których nie sposób przewidzieć. Czy warto więc trzymać w sobie tę miłość? Powinna mu o niej powiedzieć. Kocha go, więc na pewno wszystko będzie dobrze.
- Jorgosie, muszę ci coś powiedzieć... – zaczęła po chwili, lecz umilkła, gdy Kasapi spojrzał na nią uważnie. Nie, nie zrobi tego. Przecież to absurd. On jej nie kocha, nie zrozumie.
- Tak? Co chciałaś mi powiedzieć? - zapytał, lecz nie uzyskał odpowiedzi. Muriel jedynie mruknęła coś niewyraźnie w odpowiedzi i osunęła się na posłaniu. Po jakimś czasie zrezygnowana wstała i wyprostowała nogi.
- Idę po kawę. Przynieść ci coś do picia?
- Wodę poproszę.
Wyszła więc. W automacie kupiła butelkę niegazowanej wody, a dla siebie wzięła kawę. Idąc ze swymi zakupami wciąż myślała, czy przypadkiem nie popełni błędu, jeśli zdecyduje się na wyznanie uczuć.
- Pal licho! - powiedziała i zdecydowanym krokiem ruszyła do sali, w której tymczasowo przebywał Jorgos. Wkroczyła do środka i zamarła w jednym momencie, gdy dostrzegła pochylającą się nad łóżkiem jej narzeczonego obcą kobietę. Cmoknęła go w policzek i uśmiechnęła się do niego, a Muriel poczuła jak wszystko zaczyna się gotować w niej z zimnej furii.
- Och, Muriel, już jesteś – powiedział rozluźniony mężczyzna i posłał jej szeroki uśmiech. Zasznurowała usta i nic nie odpowiedziała, zignorowała również jego wyciągniętą dłoń. Nie musiała pytać, żeby wiedzieć kim była wysoka, blond włosa kobieta, która patrzyła na nią w napięciu. Isabella Shields, była kochanka Jorgosa Kasapi. Musiałaby być kompletnie ślepą, by nie zauważyć z jakich powodów zainteresował zainteresował się aktorką. Była piękna. W końcu grała w filmach, więc nawet jeśli nie miała żadnego talentu, to samą urodą mogła oczarować widzów. Urodą i uśmiechem.
- Jestem – odpowiedziała sucho i postawiła wodę i kawę na stoliku, obok łóżka. Jorgos złapał ją za rękę i lekko ją ścisnął, dając jej tym samym do zrozumienia, żeby nie robiła scen.
Isabella najwidoczniej wyczuła, że jest coś nie tak, więc wyprostowała się i uśmiechnęła nieśmiało do Muriel. Ta jednak nie odpowiedziała na przyjacielski gest i prychnęła cicho. Jej niegrzeczne zachowanie, jak zauważyła, uradziło kobietę, ale nie przejęła się tym zbytnio, choć przez chwilę poczuła nikłe ukłucie wyrzutów sumienia. Nie była złym człowiekiem, a ta chorobliwa zazdrość, którą odczuwała była dla niej nowością, właśnie dlatego nie potrafiła sobie z nią poradzić.
- Cieszę się, że jesteś cały. Robert napędził mi stracha. Myślałam, że masz wypadek – powiedziała Bella i ponownie jej usta rozchyliły się w przyjacielskim uśmiechy.
- Bobbie niepotrzebnie panikował – odpowiedział Jorgos. Muriel niemal zazgrzytała zębami widząc, jak oboje niemal spijają sobie z dzióbków. I to przy niej!
- Dobrze, skoro już się upewniłam, że wszystko z tobą w porządku to nie będę wam już przeszkadzała...
- Zwariowałaś? Nie przeszkadzasz, prawda Muriel? - Kasapi zwrócił się z pytaniem do narzeczonej, lecz ta milczała jak zaklęta, udając zainteresowanie własnymi paznokciami. - Zostań jeszcze, masz na pewno czas.
- Ja wyjdę – mruknęła w końcu Muriel, przerywając tą bezsensowną paplaninę. Zebrała swoje rzeczy i wyszła, ignorując ciche syknięcie Jorgosa i zaskoczone spojrzenie aktorki.
Kiedy znalazła się na korytarzu postanowiła odszukać Roberta. Lubiła jego żarty i docinki, lecz tym razem przesadził. Nie będzie tolerowała takiego zachowania. Może nie wiedział, że jest zazdrosna o Jorgosa, lecz musiał wiedzieć, że ta kobieta była kiedyś kochanką jej narzeczonego. Czy naprawdę sądził, że ucieszy się z jej wizyty? Jeśli tak, to bardzo się pomylił i miała zamiar dosadnie wyłożyć mu stanowisko w tej sprawie. Nie będzie tolerowała tej kobiety w ich życiu. Dopóki będą razem, pani Siehlds nie miała wstępu ani do domu, ani do żadnego innego pomieszczenia, w którym znajdował się Kasapi.
- Gdzie jesteście? - warknęła do słuchawki, gdy jej poszukiwania spełzły na niczym. Zła na wszystko, zadzwoniła do Tracy.
- Siedzimy na parterze w bufecie. Co się stało? - zainteresowała się dziewczyna, lecz Muriel zignorowała pytanie i rozłączyła się, ruszając do windy.
Odnalazła bufet i wkroczyła do niego, czując rosnącą z każdym krokiem chorobliwą zazdrość i furię.
- Zabiję cię! - Niemal krzyknęła, gdy znalazła się przy stoliku, przy którym siedział Stephen, Robert i Tracy.
- Mnie? Za co? - zapytał z miną niewiniątka. Jednak błysk w jasnych oczach mężczyzny był tak znaczący, iż w tej chwili pałała rządzą mordu. Naprawdę pozbawi go życia. Zrobił to specjalnie! Musiał wiedzieć, że będzie cholernie zazdrosna.
- Dobrze wiesz. Zadzwoniłeś do niej, żeby do niego przyszła!
- Usiądź i spokojnie powiedz, co się stało – zaproponował łagodnym głosem Stephen, który jak zwykle nie pokazując po sobie żadnych emocji starał się wszystko wyjaśnić. Muriel nie miała ochoty wyjaśniać, co się stało, bo w tej chwili ważniejsze było dla niej to, że Bobbie wykazał się wyjątkową złośliwością.
- No właśnie, kto przyszedł..... Och, chyba wiem... - zająknęła się Tracy i spojrzała na przyjaciółkę współczująco.
- Bobbie zadzwonił do tej... Shields. Wyszłam na chwilę, a jak wróciłam ona go całowała!
- W usta?! - zawołała Tracy i niemal zakrztusiła się kawą.
- Nie, w policzek.
- Przecież to nie zbrodnia. - Oczywiście, że nie! Za to nie idzie się do więzienia, niestety, ale to jedynie pokazywało w jak zażyłych są stosunkach. Jak dla niej w zbyt zażyłych.
- No nie – odparła po chwili wahania, naprawdę z każdą minioną chwilą czując się jak idiotka. Ale miała święte prawo być zazdrosna! Każda kobieta na jej miejscu zachowałaby się tak samo.
- Przyznaj, zazdrość cię zżera, co nie? - zapytał ze śmiechem Bobbie.
- Przecież wiesz, że tak – parsknęła i usiadła na wolnym krześle. Miała wrażenie, że wszyscy wokół domyślali się już wcześniej, co czuje podczas gdy ona zmagała się z mnóstwem wątpliwości. I to było irytujące!
- No, nareszcie. Idź i mu to powiedz. Wszystko – dodał z naciskiem Stephen i puścił jej oczko.
- Gdyby to było takie proste, jak mówisz... Kochanie Jorgosa to najłatwiejsza i jednocześnie najtrudniejsza rzecz na świecie i dobrze wiesz, że to prawda. Ma ołowiany charakter, a jednocześnie potrafi być najcudowniejszym facetem na świecie.
- Więc dlaczego pozwalasz na to, aby zazdrość zatruwała do niego twoją miłość?
- Bo nie umiem tego kontrolować – odpowiedziała żałośnie i odchyliła się na krześle, szukając wzrokiem na twarzach przyjaciół odpowiedzi na dręczące je wątpliwości.
Mogła tak gdybać i gdybać, ale w końcu powinna coś przedsięwziąć. Powinna złamać dane sobie słowo i powiedzieć mu, co do niego czuje, ale nadal nie wiedziała, jak zareaguje na to Jorgos. Nie spodziewała się pozytywnej reakcji, ale naprawdę nie sądziła, aby ją wykpił.
Po kilkunastu minutach siedzenia przy stoliku i zadręczania się bez konkretnego powodu, uznała, że musi wrócić do Jorgosa i wyłożyć kawę na ławę. Spodziewała się jednak, że najpierw zostanie porządnie obsztorcowana. Jej zachowanie wobec Isabelli nie było grzeczne.
Zastukała cicho do sali, w której leżał Jorgos.
- Proszę. - Po jego tonie wywnioskowała, że jest zły. Weszła do środka ostrożnie, powoli rozglądając się wokół. Pani Shields już sobie poszła. Odetchnęła z ulgą i weszła głębiej.
Zawahała się jednak, gdy napotkała stalowe spojrzenie Jorgosa. No cóż, miał prawo być zły, a ona miała prawo być zazdrosną o mężczyznę, którego kocha.
- Za nim cokolwiek powiesz, chcę, żebyś wiedział jedno – powiedziała stanowczo, tym samym nie dopuszczając do głosu Kasapiego, który najwyraźniej nosił się z zamiarem nakrzyczenia na nią za głupie zachowanie przy Isabelli. - Wiem, że nie miałam prawa być wobec niej nieuprzejmą, ale nie potrafię kontrolować zazdrości. Tak, jestem zazdrosna, przyznaję się do tego.... - powiedziała i zamilkła nagle, ponieważ zbliżała się do momentu, w którym wszystko miało się wyjaśnić i raz na zawsze ich wspólna przyszłość miała zostać określona. - A to wszystko dlatego, bo... - Przełknęła gwałtownie ślinę, szukała w sobie siły, aby się nie rozpłakać.. - No więc, jestem zazdrosna, nie tylko o Isabellę, ale o te wszystkie inne kobiety, które były w twoim życiu, bo cię kocham.
Po jej słowach w sali zapadła cisza, której się obawiała, ale jednocześnie wiedziała, że i tak jest lepsza od tego, co mógłby jej powiedzieć. Najwidoczniej musiał to przetrawić. Czekała i czekała, a minuty mijały i mijały. Kiedy Jorgos nadal milczał, Muriel zdążyła się nieco podupaść na duchu oczekując słów narzeczonego, który wciąż milczał.
- Powiedz coś – szepnęła w końcu drżącym głosem.
- Była umowa... – wykrztusił w końcu matowym głosem. Jego mina z kompletnego szoku przerodziła się w pełną niesmaku i zrezygnowania.
- Wiem – odpowiedziała i wciąż śledziła każdy jego ruch. Bała się, że przegapi coś, co sprawi, że słowa Jorgosa okażą się kłamstwem, a ona sam zdradzi się gestem. Przeliczyła się jednak, gdyż grymas na jego twarzy wciąż się pogłębiał i najwidoczniej nie zanosiło się na to, iż coś się w nim zmieni.
- Nie mogę ci dać tego, czego oczekujesz. Wiesz dobrze, co myślę o miłości i reszcie tych bzdur. Muriel, po prostu nie oczekuj ode mnie czegoś więcej, niż ponadto, co dostałaś... - mówił spokojnym, pozbawionym emocji głosem jakby wyjaśniał szczegóły ważnego kontraktu.
- Mówisz tak, jakbym prosiła cię o pieniądze. Ale przecież niczego od ciebie nie chcę! Ja tylko cię kocham. Tylko albo aż!- krzyknęła, starając się zamaskować ból.
W przypływie złości odwróciła się na pięcie i wyszła z sali, pozostawiając zirytowanego Jorgosa samemu sobie. Czy właśnie zrobiła najgłupszą rzecz na świecie? A może zakochanie się w nim było bezmyślnym zachowanie? Skoro jest taki, skoro nie potrafił z nią porozmawiać, niech teraz zatroszczą się o niego inni.

***
Stephen z chmurną miną wkroczył do sali. Jorgos już się wybierał do domu, na łóżku leżał jego wypis oraz wyniki. Jednak koperta była otwarta – wrócił od lekarza prowadzącego, druga natomiast pozostała nietknięta.
- Po twojej minie i płaczącej Muriel wnioskuję, że coś przeskrobałeś - rzucił na wstępie i usiadł na chwilę na krześle. Przyjaciel rzucił mu tylko ostrzegawcze spojrzenie i nic nie powiedział.
Stievie właśnie tego się obawiał. Wraz z Robertem zabrali Tracy ze sobą i po prostu opuścili szpital. Wszyscy spodziewali się, że teraz narzeczeństwo nie potrzebuje ich i świetnie dadzą sobie radę. Po minie Muriel wszyscy domyślili się, że była gotowa wyznać narzeczonemu, że go kocha, więc po cóż oni byli potrzebni? Powiedziała co do niego czuje, a on zachował się jak buc. Nie spodziewał się, że i Jorgos przyzna się do własnych uczuć, ale przynajmniej wykaże odrobinę zrozumienia, empatii. To naprawdę nie kosztowało zbyt dużo. Ale chyba Jorgos nawet nie potrafił przyjąć prostego uczucia w sposób cywilizowany. Muriel zadzwoniła do niego, że wraca do domu i zapytała go czy nie podrzuci Jorgosa wieczorem, gdy już wyjdzie.
- Skąd wiesz, że płakała? Byłeś u niej? - zapytał Kasapi i zapiął ostatni guzik w koszuli.
- Tak. Rób tak dalej, a zobaczysz, gdzie cię to zaprowadzi.
Padało, gdy wychodził ze szpitala. Padało również wtedy, gdy wrócił do domu. Stephen odrzucił jego zaproszenie na kawę lub coś mocniejszego, tłumacząc się tym, iż wychodzi dziś z Robertem do znajomych. Musiał porozmawiać z tą rudowłosą złośnicą, ale w tej chwili naprawdę nie miał na to ochoty.
Westchnął i wszedł do domu, na plecach czując palący wzrok przyjaciela. Co miał zrobić? Umawiali się przecież, że w ich związek nie może wejść miłość. To ostatnie czego teraz potrzebował. Nie chciał żadnych komplikacji, ani uczuć. Chciał ocalić firmę przed bratem matki i sprawić, by dziadek przepisał na niego resztę udziałów, nie potrzebował miłości. Muriel była jeszcze młoda, żyła dziecinnymi marzeniami o księciu z bajki. On nim nie był i nie miał zamiaru dostosowywać się do jej wyobrażeń tylko po to, aby nie ranić jej uczuć. Musiała nauczyć się stąpać po ziemi twardo. Nie będzie odpowiadał za jej uczucia, bo wiedziała, co o tym wszystkim myślał.
Ale gdzieś w jego wnętrzu, gdzieś na jego skorupie zbudowanej wokół jego serca powstała rysa. Choć bardzo chciał pozostać obojętny na słowa Muriel, to jednak nie potrafił ich tak do końca zignorować. Najwidoczniej nie był tak złym człowiekiem, jak zawsze o sobie myślał. Pokochała go więc znalazła w nim coś dobrego. Bo nie można kochać złego człowieka.
Dom, choć rzęsiście rozświetlony, sprawił wrażenie pustego. Czegoś tu brakowało i dobrze wiedział czego, ale wolał nie myśleć ani o tym, co powiedziała Muriel, ani o dzieciach. To ich tutaj brakowało. Zatrzymał się nagle. Tego właśnie pragnął? Dzieci? Przez tyle lat zabijał w sobie myśl o byciu kiedyś ojcem, aż tu nagle Muriel wyznaje mu miłość, a on wchodząc do domu myśli, że brakuje tu dzieci. Był żałosny. To jasne jest, że żadnych mieć nie będzie. Szybko jednak oderwał się od tych obłąkańczych myśli, gdyż powitało go ciche skomlenie. Diego domagał się jego uwagi, chciał wyjść na dwór. Wypuścił go, a sam skierował się na górę. Nie spodziewał się Muriel w sypialni, dlatego tym większe było jego zaskoczenie, gdy wchodząc do pokoju, zderzył się z narzeczoną. Sapnęła zaskoczona i odsunęła się od niego.
- Już jesteś – powiedziała tylko, unikając jego wzroku.
- Tak. Spodziewałaś się, że mnie nie wypuszczą?
- Nie, sądziłam, że przyjedziesz wcześniej. - Wzruszyła ramionami i ominęła go. Skierowała się na dół, zapewne tylko po to, aby nie musieć z nim rozmawiać. Poczuł irytację.
Czemu zachowywała się w tak nieobliczalny sposób? Raz była cudowna i wyrozumiała, innym razem chorobliwie zazdrosna lub całkowicie obojętna. Miała wahania nastrojów, jakby była w ciąży. Wiedział jednak, że tak nie jest więc tym bardziej nie mógł tego pojąć. Albo był głupi, albo Muriel przesadzała. Albo jedno i drugie. I żadnej możliwości nie wykluczał, bo jego złośliwa narzeczona wykraczała poza wszelkie ramy i obrazy utartych przez wiele lat. Gdyby była podobna do tych kobiet, z którymi spotkał się wcześnie, to przynajmniej wiedziałby jak utemperować jej wredny charakterek, ale wobec jej odmienności był bezradny, nie radził sobie z nią.
Kiedy w końcu udało mu się znaleźć na dole, zrozumiał, że wcale nie chce, aby Muriel się zmieniała. Bo taka właśnie była. Lepiej, żeby miała swoje humory, zachowywała się dość irracjonalnie, niż była taka jak reszta.

13 komentarzy:

  1. Opornie coś z tym Jorgosem idzie...
    Nie nadawałby się na ojca z takim charakterem, szybciej by chyba podusił te dzieci :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ten rozdział wydaje mi się jakiś inny... taki lżejszy i przyjemniejszy :)
    jest w nim coś innego co sprawiło że czytało mi się szybciej xd
    oj ten Jargos.. uparciuch... nie ma co heh

    OdpowiedzUsuń
  3. ,,A może zakochanie się w nim było bezmyślnym zachowanie?'' Zjadłaś ,,m'' ;)
    Pozdrawiam Ola

    OdpowiedzUsuń
  4. A, więc nadszedł w końcu kulminacyjny moment. Muriel powiedziała Jorgosowi o swoich uczuciach. Ale od początku. Przyznam szczerze, że poczułam pewien niedosyt pt. „Co tak naprawdę było Jorgosowi?” No, ale z drugiej strony to w sumie najmniej istotne. Rozumiem, że Muriel jest zazdrosna o Jorgosa, kocha go i ma prawo zaznaczyć własne granice, ale uważam, że zachowując się w taki sposób w stosunku do znajomej Jorgosa, to świadczy tylko o niej samej, a nie pokazuje potencjalnej rywalce gdzie jej miejsce.
    Myślę też, że Bobbie nie powinien się tak wtrącać do związku Muriel i Jorgosa. Rozumiem, że chciał dobrze, pomóc im, bo ci nie zawsze potrafią się dogadać, ale tak naprawdę z jego pomocą wcale nie jest łatwiej. No i sama Muriel nie powinna być też tak uparta i być bardziej otwarta na rady i sugestie innych, a nie iść tylko ślepo za swym rozumem.
    Postawa Jorgosa na wyznanie Muriel, mocno mnie rozczarowała. Ja też wiem, że była umowa, wszyscy wiedzą i co z tego wynika? Nic. Zamiast przyjąć wyznanie dziewczyny z godnością i delikatnością, on zachowuje się jak jakiś nieopierzony dzieciak i rani tym bliską osobę, a potem dziwi się zachowaniu dziewczyny. Była umowa to fakt, ale dziewczyna się zakochała, więc trudno i trzeba to przyjąć do wiadomości.
    Czekam z niecierpliwością na następny i Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. O pfff! Jorgos ty...nie no, brak mi na niego słów. Dziewczyna (ogromna cnotka) przed nim wyjawia swoje uczucia, nie chcę się bawić w sztuczne małżeństwa, zależy jej na nim, WIDAĆ TO, a on NIE, bo nie. I kto tu się zachowuje jak baba? Wystraszył się. Tak, ale kurde, żyli już tak spokojnie i kolorowo, gdyby mu się nie podobało to by coś zmienił. Doszło tylko "kocham cię" i już spanikował. Nie rozumiem go. A Muriel - brawa. W końcu powiedziała, co jej leżało na wątrobie, tylko ciekawe jakim kosztem? Teraz jest mi jej szkoda, JAK NIGDY!
    Czekam na dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jorgos moglby byc troche zazdrosny o Muriel to zrozumialby co sam czuje

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wpadłam na twojego bloga przypadkiem przez jakiś rejestr blogów czy coś w tym stylu, wczoraj zaczęłam czytać i wczoraj skończyłam... Strasznie wciągające.. myśle, że jakbym dostała je i byłoby 100 rozdziałów i tak przeczytałabym w jeden dzień.. Piszesz tak, że czyta się to wszystko lekko i przyjemnie. Z chęcią już przeczytałabym następne rozdziały :D Wykreowałaś wspaniałych bohaterów. No nic czekam na następnyy ! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam dokładnie tak samo jak Ty ! :) Nie liczyło się nic oprócz tego opowiadania, które również przeczytałam w dzień i teraz codziennie tu zaglądam czy autorka nie dodała nowego rozdziału :) Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Hahaha ja DOKŁADNIE miałam to samo. Była sesja, na 9:00 do pracy a ja do 4 w nocy czytałam twojego bloga :)

      Usuń
    3. No ja wyszłam ze znajomymi i myślałam tylko o tym zeby skończyć czytać.. :D

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Sakis Rouvas, Lea Michele.