Kiedy
w końcu została wpuszczona do narzeczonego rzuciła mu się w
objęcia i głośno zapłakała, wystraszona i zdezorientowana.
-
Dlaczego płaczesz, głuptasie? - zapytał Jorgos, gładząc ją po
rozczochranych włosach.
-
Bo się przestraszyłam. Myślałam, że to coś poważnego.
-
Stievie do ciebie zadzwonił – stwierdził po chwili milczenia.
-
Tak – powiedziała cicho i znów dała się ponieść
kolejnym falom płaczu.
Do
sali wszedł Stephen, a zaraz za nim weszli Robert i Tracy. Cała
trójka wpatrywała się w Jorgosa.
-
Macie takie miny jakbym miał za chwilę umrzeć. Uśmiechnijcie się
– zażądał, widząc ich zmarszczone czoła i zaniepokojone
spojrzenia. Muriel wciąż leżała na szpitalnym łóżku i
łkała cicho w jego ramionach, kompletnie ignorując przyjaciół.
-
Wybacz, że nie jest mi do śmiechu, kiedy widzę cię przypiętego
do kroplówki i bladego jak duch. Naprawdę nie umiem się
śmiać z takiego widoku – syknął Robert i podszedł do łóżka.
- Martwiłem się, idioto. Stephen zadzwonił do mnie, że trafiłeś
do szpitala.
-
Nie każe ci się śmiać tylko uśmiechnąć.
-
Ci znowu swoje – mruknęła Tracy, która od jakiegoś czasu
była świadkiem podobnych sprzeczek, które zazwyczaj ją
bawiły.
-
Sądząc po tym jak się rzucasz po tym łóżku, to
podejrzewam, że jesteś w stanie już opuścić szpital – wytknął
mu Bobbie i uśmiechnął się do Muriel, która podniosła
zapłakane oczy i spojrzała na niego z widoczną w zielonych oczach
ulgą. - Nie martw się, rudzielcu, twój kochaś czuje się
już dobrze.
-
Wyjdź, bo cię uduszę kroplówką.
W
sali zrobiło się wesoło i atmosfera całkowicie się rozluźniła.
Docinki obu panów sprawił, że nawet Muriel zaczęła się
śmiać. Wciąż jednak leżała na szpitalnym łóżku, blisko
narzeczonego i czekała na chwilę, aż wszyscy opuszczą pokój,
ponieważ musiała Jorgosowi coś powiedzieć. Spojrzała przelotem
tylko na przyjaciółkę, a ta kiwnęła głową. Tracy
wyprowadziła panów z sali, besztając ich za niedomyślność.
Kiedy
umilkły ich głosy na korytarzu, Muriel mocniej przysunęła się do
Jorgosa i odchyliła do tyłu głowę, aby przyjrzeć mu się
dokładnie. Znów poczuła łzy pod powiekami. Niby nie był to
poważny wypadek, ale uzmysłowił jej, że są sytuacje w życiu,
których nie sposób przewidzieć. Czy warto więc
trzymać w sobie tę miłość? Powinna mu o niej powiedzieć. Kocha
go, więc na pewno wszystko będzie dobrze.
-
Jorgosie, muszę ci coś powiedzieć... – zaczęła po chwili, lecz
umilkła, gdy Kasapi spojrzał na nią uważnie. Nie, nie zrobi tego.
Przecież to absurd. On jej nie kocha, nie zrozumie.
-
Tak? Co chciałaś mi powiedzieć? - zapytał, lecz nie uzyskał
odpowiedzi. Muriel jedynie mruknęła coś niewyraźnie w odpowiedzi
i osunęła się na posłaniu. Po jakimś czasie zrezygnowana wstała
i wyprostowała nogi.
-
Idę po kawę. Przynieść ci coś do picia?
-
Wodę poproszę.
Wyszła
więc. W automacie kupiła butelkę niegazowanej wody, a dla siebie
wzięła kawę. Idąc ze swymi zakupami wciąż myślała, czy
przypadkiem nie popełni błędu, jeśli zdecyduje się na wyznanie
uczuć.
-
Pal licho! - powiedziała i zdecydowanym krokiem ruszyła do sali, w
której tymczasowo przebywał Jorgos. Wkroczyła do środka i
zamarła w jednym momencie, gdy dostrzegła pochylającą się nad
łóżkiem jej narzeczonego obcą kobietę. Cmoknęła go w
policzek i uśmiechnęła się do niego, a Muriel poczuła jak
wszystko zaczyna się gotować w niej z zimnej furii.
-
Och, Muriel, już jesteś – powiedział rozluźniony mężczyzna i
posłał jej szeroki uśmiech. Zasznurowała usta i nic nie
odpowiedziała, zignorowała również jego wyciągniętą
dłoń. Nie musiała pytać, żeby wiedzieć kim była wysoka, blond
włosa kobieta, która patrzyła na nią w napięciu. Isabella
Shields, była kochanka Jorgosa Kasapi. Musiałaby być kompletnie
ślepą, by nie zauważyć z jakich powodów zainteresował
zainteresował się aktorką. Była piękna. W końcu grała w
filmach, więc nawet jeśli nie miała żadnego talentu, to samą
urodą mogła oczarować widzów. Urodą i uśmiechem.
-
Jestem – odpowiedziała sucho i postawiła wodę i kawę na
stoliku, obok łóżka. Jorgos złapał ją za rękę i lekko
ją ścisnął, dając jej tym samym do zrozumienia, żeby nie robiła
scen.
Isabella
najwidoczniej wyczuła, że jest coś nie tak, więc wyprostowała
się i uśmiechnęła nieśmiało do Muriel. Ta jednak nie
odpowiedziała na przyjacielski gest i prychnęła cicho. Jej
niegrzeczne zachowanie, jak zauważyła, uradziło kobietę, ale nie
przejęła się tym zbytnio, choć przez chwilę poczuła nikłe
ukłucie wyrzutów sumienia. Nie była złym człowiekiem, a ta
chorobliwa zazdrość, którą odczuwała była dla niej
nowością, właśnie dlatego nie potrafiła sobie z nią poradzić.
-
Cieszę się, że jesteś cały. Robert napędził mi stracha.
Myślałam, że masz wypadek – powiedziała Bella i ponownie jej
usta rozchyliły się w przyjacielskim uśmiechy.
-
Bobbie niepotrzebnie panikował – odpowiedział Jorgos. Muriel
niemal zazgrzytała zębami widząc, jak oboje niemal spijają sobie
z dzióbków. I to przy niej!
-
Dobrze, skoro już się upewniłam, że wszystko z tobą w porządku
to nie będę wam już przeszkadzała...
-
Zwariowałaś? Nie przeszkadzasz, prawda Muriel? - Kasapi zwrócił
się z pytaniem do narzeczonej, lecz ta milczała jak zaklęta,
udając zainteresowanie własnymi paznokciami. - Zostań jeszcze,
masz na pewno czas.
-
Ja wyjdę – mruknęła w końcu Muriel, przerywając tą
bezsensowną paplaninę. Zebrała swoje rzeczy i wyszła, ignorując
ciche syknięcie Jorgosa i zaskoczone spojrzenie aktorki.
Kiedy
znalazła się na korytarzu postanowiła odszukać Roberta. Lubiła
jego żarty i docinki, lecz tym razem przesadził. Nie będzie
tolerowała takiego zachowania. Może nie wiedział, że jest
zazdrosna o Jorgosa, lecz musiał wiedzieć, że ta kobieta była
kiedyś kochanką jej narzeczonego. Czy naprawdę sądził, że
ucieszy się z jej wizyty? Jeśli tak, to bardzo się pomylił i
miała zamiar dosadnie wyłożyć mu stanowisko w tej sprawie. Nie
będzie tolerowała tej kobiety w ich życiu. Dopóki będą
razem, pani Siehlds nie miała wstępu ani do domu, ani do żadnego
innego pomieszczenia, w którym znajdował się Kasapi.
-
Gdzie jesteście? - warknęła do słuchawki, gdy jej poszukiwania
spełzły na niczym. Zła na wszystko, zadzwoniła do Tracy.
-
Siedzimy na parterze w bufecie. Co się stało? - zainteresowała się
dziewczyna, lecz Muriel zignorowała pytanie i rozłączyła się,
ruszając do windy.
Odnalazła
bufet i wkroczyła do niego, czując rosnącą z każdym krokiem
chorobliwą zazdrość i furię.
-
Zabiję cię! - Niemal krzyknęła, gdy znalazła się przy stoliku,
przy którym siedział Stephen, Robert i Tracy.
-
Mnie? Za co? - zapytał z miną niewiniątka. Jednak błysk w jasnych
oczach mężczyzny był tak znaczący, iż w tej chwili pałała
rządzą mordu. Naprawdę pozbawi go życia. Zrobił to specjalnie!
Musiał wiedzieć, że będzie cholernie zazdrosna.
-
Dobrze wiesz. Zadzwoniłeś do niej, żeby do niego przyszła!
-
Usiądź i spokojnie powiedz, co się stało – zaproponował
łagodnym głosem Stephen, który jak zwykle nie pokazując po
sobie żadnych emocji starał się wszystko wyjaśnić. Muriel nie
miała ochoty wyjaśniać, co się stało, bo w tej chwili ważniejsze
było dla niej to, że Bobbie wykazał się wyjątkową złośliwością.
-
No właśnie, kto przyszedł..... Och, chyba wiem... - zająknęła
się Tracy i spojrzała na przyjaciółkę współczująco.
-
Bobbie zadzwonił do tej... Shields. Wyszłam na chwilę, a jak
wróciłam ona go całowała!
-
W usta?! - zawołała Tracy i niemal zakrztusiła się kawą.
-
Nie, w policzek.
-
Przecież to nie zbrodnia. - Oczywiście, że nie! Za to nie idzie
się do więzienia, niestety, ale to jedynie pokazywało w jak
zażyłych są stosunkach. Jak dla niej w zbyt zażyłych.
-
No nie – odparła po chwili wahania, naprawdę z każdą minioną
chwilą czując się jak idiotka. Ale miała święte prawo być
zazdrosna! Każda kobieta na jej miejscu zachowałaby się tak samo.
-
Przyznaj, zazdrość cię zżera, co nie? - zapytał ze śmiechem
Bobbie.
-
Przecież wiesz, że tak – parsknęła i usiadła na wolnym
krześle. Miała wrażenie, że wszyscy wokół domyślali się
już wcześniej, co czuje podczas gdy ona zmagała się z mnóstwem
wątpliwości. I to było irytujące!
-
No, nareszcie. Idź i mu to powiedz. Wszystko – dodał z naciskiem
Stephen i puścił jej oczko.
-
Gdyby to było takie proste, jak mówisz... Kochanie Jorgosa to
najłatwiejsza i jednocześnie najtrudniejsza rzecz na świecie i
dobrze wiesz, że to prawda. Ma ołowiany charakter, a jednocześnie
potrafi być najcudowniejszym facetem na świecie.
-
Więc dlaczego pozwalasz na to, aby zazdrość zatruwała do niego
twoją miłość?
-
Bo nie umiem tego kontrolować – odpowiedziała żałośnie i
odchyliła się na krześle, szukając wzrokiem na twarzach
przyjaciół odpowiedzi na dręczące je wątpliwości.
Mogła
tak gdybać i gdybać, ale w końcu powinna coś przedsięwziąć.
Powinna złamać dane sobie słowo i powiedzieć mu, co do niego
czuje, ale nadal nie wiedziała, jak zareaguje na to Jorgos. Nie
spodziewała się pozytywnej reakcji, ale naprawdę nie sądziła,
aby ją wykpił.
Po
kilkunastu minutach siedzenia przy stoliku i zadręczania się bez
konkretnego powodu, uznała, że musi wrócić do Jorgosa i
wyłożyć kawę na ławę. Spodziewała się jednak, że najpierw
zostanie porządnie obsztorcowana. Jej zachowanie wobec Isabelli nie
było grzeczne.
Zastukała
cicho do sali, w której leżał Jorgos.
-
Proszę. - Po jego tonie wywnioskowała, że jest zły. Weszła do
środka ostrożnie, powoli rozglądając się wokół. Pani
Shields już sobie poszła. Odetchnęła z ulgą i weszła głębiej.
Zawahała
się jednak, gdy napotkała stalowe spojrzenie Jorgosa. No cóż,
miał prawo być zły, a ona miała prawo być zazdrosną o
mężczyznę, którego kocha.
-
Za nim cokolwiek powiesz, chcę, żebyś wiedział jedno –
powiedziała stanowczo, tym samym nie dopuszczając do głosu
Kasapiego, który najwyraźniej nosił się z zamiarem
nakrzyczenia na nią za głupie zachowanie przy Isabelli. - Wiem, że
nie miałam prawa być wobec niej nieuprzejmą, ale nie potrafię
kontrolować zazdrości. Tak, jestem zazdrosna, przyznaję się do
tego.... - powiedziała i zamilkła nagle, ponieważ zbliżała się
do momentu, w którym wszystko miało się wyjaśnić i raz na
zawsze ich wspólna przyszłość miała zostać określona. -
A to wszystko dlatego, bo... - Przełknęła gwałtownie ślinę,
szukała w sobie siły, aby się nie rozpłakać.. - No więc, jestem
zazdrosna, nie tylko o Isabellę, ale o te wszystkie inne kobiety,
które były w twoim życiu, bo cię kocham.
Po
jej słowach w sali zapadła cisza, której się obawiała, ale
jednocześnie wiedziała, że i tak jest lepsza od tego, co mógłby
jej powiedzieć. Najwidoczniej musiał to przetrawić. Czekała i
czekała, a minuty mijały i mijały. Kiedy Jorgos nadal milczał,
Muriel zdążyła się nieco podupaść na duchu oczekując słów
narzeczonego, który wciąż milczał.
-
Powiedz coś – szepnęła w końcu drżącym głosem.
-
Była umowa... – wykrztusił w końcu matowym głosem. Jego mina z
kompletnego szoku przerodziła się w pełną niesmaku i
zrezygnowania.
-
Wiem – odpowiedziała i wciąż śledziła każdy jego ruch. Bała
się, że przegapi coś, co sprawi, że słowa Jorgosa okażą się
kłamstwem, a ona sam zdradzi się gestem. Przeliczyła się jednak,
gdyż grymas na jego twarzy wciąż się pogłębiał i najwidoczniej
nie zanosiło się na to, iż coś się w nim zmieni.
-
Nie mogę ci dać tego, czego oczekujesz. Wiesz dobrze, co myślę o
miłości i reszcie tych bzdur. Muriel, po prostu nie oczekuj ode
mnie czegoś więcej, niż ponadto, co dostałaś... - mówił
spokojnym, pozbawionym emocji głosem jakby wyjaśniał szczegóły
ważnego kontraktu.
-
Mówisz tak, jakbym prosiła cię o pieniądze. Ale przecież
niczego od ciebie nie chcę! Ja tylko cię kocham. Tylko albo aż!-
krzyknęła, starając się zamaskować ból.
W
przypływie złości odwróciła się na pięcie i wyszła z
sali, pozostawiając zirytowanego Jorgosa samemu sobie. Czy właśnie
zrobiła najgłupszą rzecz na świecie? A może zakochanie się w
nim było bezmyślnym zachowanie? Skoro jest taki, skoro nie potrafił
z nią porozmawiać, niech teraz zatroszczą się o niego inni.
***
Stephen
z chmurną miną wkroczył do sali. Jorgos już się wybierał do
domu, na łóżku leżał jego wypis oraz wyniki. Jednak
koperta była otwarta – wrócił od lekarza prowadzącego,
druga natomiast pozostała nietknięta.
-
Po twojej minie i płaczącej Muriel wnioskuję, że coś
przeskrobałeś - rzucił na wstępie i usiadł na chwilę na
krześle. Przyjaciel rzucił mu tylko ostrzegawcze spojrzenie i nic
nie powiedział.
Stievie
właśnie tego się obawiał. Wraz z Robertem zabrali Tracy ze sobą
i po prostu opuścili szpital. Wszyscy spodziewali się, że teraz
narzeczeństwo nie potrzebuje ich i świetnie dadzą sobie radę. Po
minie Muriel wszyscy domyślili się, że była gotowa wyznać
narzeczonemu, że go kocha, więc po cóż oni byli potrzebni?
Powiedziała co do niego czuje, a on zachował się jak buc. Nie
spodziewał się, że i Jorgos przyzna się do własnych uczuć, ale
przynajmniej wykaże odrobinę zrozumienia, empatii. To naprawdę nie
kosztowało zbyt dużo. Ale chyba Jorgos nawet nie potrafił przyjąć
prostego uczucia w sposób cywilizowany. Muriel zadzwoniła do
niego, że wraca do domu i zapytała go czy nie podrzuci Jorgosa
wieczorem, gdy już wyjdzie.
-
Skąd wiesz, że płakała? Byłeś u niej? - zapytał Kasapi i
zapiął ostatni guzik w koszuli.
-
Tak. Rób tak dalej, a zobaczysz, gdzie cię to zaprowadzi.
Padało,
gdy wychodził ze szpitala. Padało również wtedy, gdy wrócił
do domu. Stephen odrzucił jego zaproszenie na kawę lub coś
mocniejszego, tłumacząc się tym, iż wychodzi dziś z Robertem do
znajomych. Musiał porozmawiać z tą rudowłosą złośnicą, ale w
tej chwili naprawdę nie miał na to ochoty.
Westchnął
i wszedł do domu, na plecach czując palący wzrok przyjaciela. Co
miał zrobić? Umawiali się przecież, że w ich związek nie może
wejść miłość. To ostatnie czego teraz potrzebował. Nie chciał
żadnych komplikacji, ani uczuć. Chciał ocalić firmę przed bratem
matki i sprawić, by dziadek przepisał na niego resztę udziałów,
nie potrzebował miłości. Muriel była jeszcze młoda, żyła
dziecinnymi marzeniami o księciu z bajki. On nim nie był i nie miał
zamiaru dostosowywać się do jej wyobrażeń tylko po to, aby nie
ranić jej uczuć. Musiała nauczyć się stąpać po ziemi twardo.
Nie będzie odpowiadał za jej uczucia, bo wiedziała, co o tym
wszystkim myślał.
Ale
gdzieś w jego wnętrzu, gdzieś na jego skorupie zbudowanej wokół
jego serca powstała rysa. Choć bardzo chciał pozostać obojętny
na słowa Muriel, to jednak nie potrafił ich tak do końca
zignorować. Najwidoczniej nie był tak złym człowiekiem, jak
zawsze o sobie myślał. Pokochała go więc znalazła w nim coś
dobrego. Bo nie można kochać złego człowieka.
Dom,
choć rzęsiście rozświetlony, sprawił wrażenie pustego. Czegoś
tu brakowało i dobrze wiedział czego, ale wolał nie myśleć ani o
tym, co powiedziała Muriel, ani o dzieciach. To ich tutaj brakowało.
Zatrzymał się nagle. Tego właśnie pragnął? Dzieci? Przez tyle
lat zabijał w sobie myśl o byciu kiedyś ojcem, aż tu nagle Muriel
wyznaje mu miłość, a on wchodząc do domu myśli, że brakuje tu
dzieci. Był żałosny. To jasne jest, że żadnych mieć nie będzie.
Szybko jednak oderwał się od tych obłąkańczych myśli, gdyż
powitało go ciche skomlenie. Diego domagał się jego uwagi, chciał
wyjść na dwór. Wypuścił go, a sam skierował się na górę.
Nie spodziewał się Muriel w sypialni, dlatego tym większe było
jego zaskoczenie, gdy wchodząc do pokoju, zderzył się z
narzeczoną. Sapnęła zaskoczona i odsunęła się od niego.
-
Już jesteś – powiedziała tylko, unikając jego wzroku.
-
Tak. Spodziewałaś się, że mnie nie wypuszczą?
-
Nie, sądziłam, że przyjedziesz wcześniej. - Wzruszyła ramionami
i ominęła go. Skierowała się na dół, zapewne tylko po to,
aby nie musieć z nim rozmawiać. Poczuł irytację.
Czemu
zachowywała się w tak nieobliczalny sposób? Raz była
cudowna i wyrozumiała, innym razem chorobliwie zazdrosna lub
całkowicie obojętna. Miała wahania nastrojów, jakby była w
ciąży. Wiedział jednak, że tak nie jest więc tym bardziej nie
mógł tego pojąć. Albo był głupi, albo Muriel przesadzała.
Albo jedno i drugie. I żadnej możliwości nie wykluczał, bo jego
złośliwa narzeczona wykraczała poza wszelkie ramy i obrazy
utartych przez wiele lat. Gdyby była podobna do tych kobiet, z
którymi spotkał się wcześnie, to przynajmniej wiedziałby
jak utemperować jej wredny charakterek, ale wobec jej odmienności
był bezradny, nie radził sobie z nią.
Kiedy
w końcu udało mu się znaleźć na dole, zrozumiał, że wcale nie
chce, aby Muriel się zmieniała. Bo taka właśnie była. Lepiej,
żeby miała swoje humory, zachowywała się dość irracjonalnie,
niż była taka jak reszta.
Opornie coś z tym Jorgosem idzie...
OdpowiedzUsuńNie nadawałby się na ojca z takim charakterem, szybciej by chyba podusił te dzieci :)
ten rozdział wydaje mi się jakiś inny... taki lżejszy i przyjemniejszy :)
OdpowiedzUsuńjest w nim coś innego co sprawiło że czytało mi się szybciej xd
oj ten Jargos.. uparciuch... nie ma co heh
,,A może zakochanie się w nim było bezmyślnym zachowanie?'' Zjadłaś ,,m'' ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ola
Uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńA, więc nadszedł w końcu kulminacyjny moment. Muriel powiedziała Jorgosowi o swoich uczuciach. Ale od początku. Przyznam szczerze, że poczułam pewien niedosyt pt. „Co tak naprawdę było Jorgosowi?” No, ale z drugiej strony to w sumie najmniej istotne. Rozumiem, że Muriel jest zazdrosna o Jorgosa, kocha go i ma prawo zaznaczyć własne granice, ale uważam, że zachowując się w taki sposób w stosunku do znajomej Jorgosa, to świadczy tylko o niej samej, a nie pokazuje potencjalnej rywalce gdzie jej miejsce.
OdpowiedzUsuńMyślę też, że Bobbie nie powinien się tak wtrącać do związku Muriel i Jorgosa. Rozumiem, że chciał dobrze, pomóc im, bo ci nie zawsze potrafią się dogadać, ale tak naprawdę z jego pomocą wcale nie jest łatwiej. No i sama Muriel nie powinna być też tak uparta i być bardziej otwarta na rady i sugestie innych, a nie iść tylko ślepo za swym rozumem.
Postawa Jorgosa na wyznanie Muriel, mocno mnie rozczarowała. Ja też wiem, że była umowa, wszyscy wiedzą i co z tego wynika? Nic. Zamiast przyjąć wyznanie dziewczyny z godnością i delikatnością, on zachowuje się jak jakiś nieopierzony dzieciak i rani tym bliską osobę, a potem dziwi się zachowaniu dziewczyny. Była umowa to fakt, ale dziewczyna się zakochała, więc trudno i trzeba to przyjąć do wiadomości.
Czekam z niecierpliwością na następny i Pozdrawiam ;)
O pfff! Jorgos ty...nie no, brak mi na niego słów. Dziewczyna (ogromna cnotka) przed nim wyjawia swoje uczucia, nie chcę się bawić w sztuczne małżeństwa, zależy jej na nim, WIDAĆ TO, a on NIE, bo nie. I kto tu się zachowuje jak baba? Wystraszył się. Tak, ale kurde, żyli już tak spokojnie i kolorowo, gdyby mu się nie podobało to by coś zmienił. Doszło tylko "kocham cię" i już spanikował. Nie rozumiem go. A Muriel - brawa. W końcu powiedziała, co jej leżało na wątrobie, tylko ciekawe jakim kosztem? Teraz jest mi jej szkoda, JAK NIGDY!
OdpowiedzUsuńCzekam na dalej :D
Jorgos moglby byc troche zazdrosny o Muriel to zrozumialby co sam czuje
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWpadłam na twojego bloga przypadkiem przez jakiś rejestr blogów czy coś w tym stylu, wczoraj zaczęłam czytać i wczoraj skończyłam... Strasznie wciągające.. myśle, że jakbym dostała je i byłoby 100 rozdziałów i tak przeczytałabym w jeden dzień.. Piszesz tak, że czyta się to wszystko lekko i przyjemnie. Z chęcią już przeczytałabym następne rozdziały :D Wykreowałaś wspaniałych bohaterów. No nic czekam na następnyy ! :D
OdpowiedzUsuńMiałam dokładnie tak samo jak Ty ! :) Nie liczyło się nic oprócz tego opowiadania, które również przeczytałam w dzień i teraz codziennie tu zaglądam czy autorka nie dodała nowego rozdziału :) Pozdrawiam :)
UsuńHahaha ja DOKŁADNIE miałam to samo. Była sesja, na 9:00 do pracy a ja do 4 w nocy czytałam twojego bloga :)
UsuńNo ja wyszłam ze znajomymi i myślałam tylko o tym zeby skończyć czytać.. :D
UsuńUwielbiam twojego bloga :)
OdpowiedzUsuń