W
związku Muriel i Jorgosa nagle nastały ciche dni. Jorgos chodził
wciąż sfrustrowany i trochę zły. Wrzucał sobie, że nie skłamał
tak, jak chciał to zrobić w pierwszej chwili. Chciał jej
powiedzieć, że również ją kocha, lecz zdał sobie sprawę,
że to i tak nie miałby sensu. Dlatego powiedział to, co
powiedział. Zranił ją, to było jasne. Mogła z nim rozmawiać,
zachowywać się w miarę normalnie, ale jej spojrzenie mówiło
mu wszystko za każdym razem, gdy ich oczy się spotkały. Chodzili
na przyjęcia, bawili się, lecz nagle okazało się, że jego
narzeczona podchodziła do wszystkiego z obojętnością, jakby w
ogóle jej na niczym nie zależało. Tak samo było w łóżku.
Momentami miał wrażenie, że kochał się z posągiem, a nie
żywiołową, namiętną kobietą, jaką była zawsze. Porzucił
jednak myśl o rozmowie na temat, który ich poróżnił.
Zresztą, im bliżej było ślubu tym mniej miał czasu na
roztrząsanie problemów emocjonalnych. Muriel zresztą też.
Musieli przygotować się do wyjazdu.
Jego
drużbą został Stephen, druhną Muriel była oczywiście Tracy.
Larysa i Consuela wciąż dzwoniły w sprawie małych drobiazgów,
głupot, które tak naprawdę można było załatwić po ich
przyjeździe. Wyczuł jednak, że ich telefony miały związek z
zupełnie czymś innym. Najwidoczniej w jakiś sposób
dowiedziały się, że między nim, a Muriel coś nie gra, bo wciąż
pytały, co słychać. Wiedziały przecież, że wiele nie zmieniło
się od ich ostatnich telefonów, ale uparcie musiały
wiedzieć, co robił i tak dalej. Irytowało go to, ale nie chciał
nic mówić. W końcu to jego podejrzenia. Nie wierzył, że
jego narzeczona poskarżyłaby się na niego. Nie miała zwyczaju
„chwalić” się każdą ich kłótnią.
Początek
miesiąca nie przywitał ich ani słońcem ani łagodnymi
temperaturami. Maj okazał się być chłodny, deszczowy i bardzo
wietrzy. Dlatego Jorgos wraz z narzeczoną i przyjaciółmi
opuścili Leeds bez cienia żalu.
Muriel
miała wrażenie, że angielska pogoda dostosowała się do jej
nastroju. Albo to nastrój dostosowała do pogody. W każdym
razie było ponuro, nie tylko na zewnątrz, ale w jej sercu i jakoś
nie specjalnie chciała o tym rozmawiać. Tracy nie nalegała, a
reszta wolała się nie mieszać bardziej, niż to konieczne. Zataiła
pretensje do Bobbiego, który postanowił wtedy w szpitalu
zadzwonić po Isabellę. Od tamtej chwili podchodziła do niego z
większym dystansem. Jego żart przekroczył granice. Chciał dobrze,
ale to jedynie wszystko popsuło. Każdego dnia, gdy wstała
powtarzała sobie, że tak musiało być. Pokochała Jorgosa, ale on
odrzucił jej uczucie. I choć przygotowywała się emocjonalnie na
odrzucenie, to jednak nie mogła przewidzieć, że stanie się to w
taki sposób i będzie tak potwornie bolało. Miała wrażenie,
że zaraz jej serce pęknie od nagromadzonych uczuć. Czuła się
fatalnie.
Thassos
miało przywitać ich słońcem, gorącymi dniami i rozległymi
plażami, a także wycieczkami, które zaplanowała dla
wszystkich Consa. Uznała, że najbliższe tygodnie powinni spędzić
aktywnie. Wszystko było już zapięte na ostatni guzik, więc
jedynie co mogli zrobić to chodzić na przymiarki i zwiedzać.
Muriel przywitała ten aktywny tryb życia z radością i ulgą.
Mniej będzie miała okazji do rozmów z Jorgosem.
W
samolocie usiedli razem, ale miała wrażenie, że osobno. Milczeli.
Oddalali się od siebie i tego nie mogła znieść. Tęskniła za
tym, co było dwa tygodnie temu. Tęskniła za jego spojrzeniami i
za czułym dotykiem, dotykając ją niby przypadkiem podczas
śniadania lub krzątania się po pokoju. Teraz nie miała nawet
tego. Jedynie seks, bezosobowy, dwójki obcych ludzi. Nie
chciała tego. Zrobiła błąd mówiąc mu o tym, co do niego
czuła, ale teraz nie cofnie czasu i mogła jedynie zżymać się na
własną głupotę i na nadgorliwość Bobbiego, w końcu to on
zadzwonił po Isabellę. Może gdyby jej nie było, stchórzyłaby
i nadal miałaby przynajmniej namiastkę miłości? W tej chwili nie
miała nawet tej drobnej części.
Lot
nie trwał długo, ale miała wrażenie, iż lecą wieki. Podróż
do Grecji zajęła im kilka godzin, lecz dla niej ciągnęła się w
nieskończoność. Zwłaszcza, że w klatce leciał Diego i Pal, oba
zwierzaki pierwszy raz odbywały taką podróż. Zadbała o ich
bezpieczeństwo i zastosowała się do wszystkich porad jakie
otrzymała od weterynarza. Miała tylko nadzieję, że po takim locie
nie rozchorują się.
Wylądowali
w słonecznej Kavali, skąd przesiedli się na prom. Diego z
wywieszonym jęzorem ciężko oddychał, leżąc w cieniu
błękitno-białej markizy, która osłaniała ich stolik. Był
wykończony podróżą, pił jedynie wodę. Królik
ulokowany w niedużej klatce odpoczywał w cieniu, a rudy brzuszek
drżał pod pływem szybkich oddechów. Muriel martwiła się
swoimi pupilami, ale Jorgos obiecał jej, że zaraz po przypłynięciu
na wyspę udadzą się do weterynarza, aby ten mógł zbadać
Diego i Pal.
-
Dziękuję – odpowiedziała, szczerze wdzięczna za jego troskę o
zwierzęta.
-
Podziękuj mi pocałunkiem – odpowiedział z nikłym uśmiechem.
Muriel spiorunowała go wzrokiem i odwróciła się do niego
plecami.
-
Nie wystarczy ci takie podziękowanie? - bąknęła.
-
Nie. Jestem dość chciwy – odpowiedział i nagle poczuła jak
silne dłonie narzeczonego łapią ją za ramiona. Odwrócił
ją do siebie jednym, płynnym ruchem, a potem mocno do siebie
przyciągnął. Gdy jego wargi spoczęły na jej ustach, Muriel miała
wrażenie, że jej serce, choć poranione, trzepocze jak oszalałe.
Za
plecami rozległy się brawa i gwizdy. A ona chciała zatrzymać
czas... Nie! Odsunęła się od niego i nie patrząc na nikogo
usiadła na ławeczce, aby dokończyć posiłek. Nadal jednak słychać
było rozbawione głosy.
-
Co się tak czaisz, młoda? - zagadnął w pewnym momencie Stephen,
który widział całą scenę sprzed kilku minut, podobnie
zresztą jak kilkanaście innych osób.
-
Nie czaję się – odburknęła.
-
Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, pytałem Tracy o to, ale może
ulży ci, gdy wyrzucisz z siebie wszystko? Jorgos poszedł na drugi
koniec promu, rozmawia przez telefon, więc nie musisz się martwić,
że cię usłyszy.
-
Ja powiem tobie, a ty wszystko powtórzysz Jorgosowi? Albo
pochwalisz się Robertowi? Nie, dzięki. Poradzę sobie. - Wstała,
lecz Stephen złapał ją za nadgarstek i łagodnie usadowił na
miejscu. Muriel popatrzyła na niego spode łba i westchnęła
ciężko. Nie rozmawiała z nikim o tym, co dzieje się między nią,
a Jorgosem, bo też chyba nawet nie było o czym. To ona chciała,
aby Kasapi ją kochał, ona robiła z tego aferę. Ona nie
dostosowała się do umowy. Czy wszystko miało być jej winą?
-
Obiecuję, że nikomu nie powiem, dobrze? Powiedz, wyrzuć to z
siebie dziewczyno, bo się zamęczysz. Nadchodzi wasz ślub, czy
warto psuć te chwilę smutkiem i rozgoryczeniem? - Miał rację i
dobrze to wiedziała, ale nie potrafiła przejść nad tym do
porządku dziennego. Która odrzucona kobieta mogłaby to
zrobić?
-
Zastanawiam się, czy nie zrobiłam najgłupszej rzeczy na świecie.
No wiesz, zgodziłam się na ten układ. Wpakowałam się w coś, o
czym nie miałam pojęcia, wszystko tylko po to, aby uratować ciocię
– wykrztusiła w końcu i zerknęła w stronę Melisandy. Kobieta
siedziała przy burcie i patrzyła na wodę umykającą spod promu.
Wydawała się być szczęśliwa i przede wszystkim całkiem zdrowa.
Nie poruszała się na wózku, jej rehabilitacja dobiegła
końca i teraz mogła poruszać się o własnych siłach.
-
I uważasz to za głupotę? Posłuchaj, wiem, że może to zabrzmieć
infantylnie, ale uratowałaś dwie osoby. Swoją ciocię – dałaś
jej możliwość, aby fizycznie mogła być sprawna, możesz też
powstrzymać jej chorobę psychiczną. Leki już działają, prawda?
- Muriel kiwnęła głową i uśmiechnęła się, a Stephen
zadowolony kontynuował dalej. - Uratowałaś też jeszcze jedną
osobą. Jorgosa.
-
Doprawdy? A cóż jemu dolegało?
-
Samotność. Może i rzeczywiście cię odrzucił, zrobił ci
przykrość, ale wierz mi, twoje wyznanie zrobiło na nim wrażenie.
-
Negatywne na pewno.
-
Ależ skąd! - zaprzeczył gwałtownie i uśmiechnął się do niej
pokrzepiająco. - Nie wiem, co dokładnie ci powiedział, ale nie
wierz w to, przynajmniej nie bierz sobie tego do serca. Jorgos ma
mętlik w głowie, nie wie co robić. Daj mu czas, proszę. - Muriel
westchnęła i kiwnęła głową. Oczywiście, może dać mu czas,
szansę, jakkolwiekby to nie nazwał, ale czy była zdecydowana mimo
wszystko żyć i czekać, aż jej narzeczony zdecyduje się w końcu,
co do niej czuje? Ile będą ze sobą? Jak długo mogła czekać? I
czy w ogóle było na co czekać?
Stephen
zostawił ją samą i postanowił porozmawiać z Robertem, który
zniknął gdzieś z Tracy. Zapewne rozkoszowali się widokiem morza.
Tuż
przed wyjazdem czytała o wyspie i dowiedziała się, że Thasos
nazywana jest Zielonym Diamentem Morza Egejskiego lub Szmaragdową
Wyspą. Wbrew temu, co sądziła,Thassos jest miejscem górzystym,
bardzo malowniczym i ciepłym. Do Limenas promem płynie się około
czterdziestu minut, więc podróż miała wkrótce się
zakończyć. Powiodła spojrzeniem po ludziach i w oddali, tuż za
ich plecami dostrzegła już ląd. Wstała więc i zaciekawiona
podeszła do barierki, aby przyjrzeć się krystalicznie czystej
wodzie, flirtujących z falami mewach i nierównym, ciemnym
kształcie odcinającym się od wody. Miała wrażenie, że wyspa
unosiła się i falowała razem z morzem. Jednak im bliżej byli
celu, tym bardziej stały wydał jej się ląd. Usiadła na ławeczce,
przerzuciła jedną rękę przez balustradę i oparła na niej brodę.
Naprawdę nie sądziła, że kiedyś znajdzie się w takiej sytuacji
- wyjedzie z Leeds, aby wziąć ślub. Nawet nie śmiała marzyć, że
tak szybko to nastąpi. I to w tak uroczym i spokojnym miejscu jak
rodzinna wyspa Jorgosa.
Jak
na zawołanie tuż za jej plecami pojawił się Jorgos. Nie musiała
się odwracać, aby wiedzieć, że to on. Po plecach przeszedł ją
dreszcz, gdy poczuła jego zapach. Nie odwróciła się jednak.
Może, gdy będzie go dostatecznie długo ignorować, to pójdzie
sobie i pozwoli pobyć jej chwilę w samotności? Lecz jej ciche
życzenie nie zostało spełnione. Kasapi usiadł obok, bardzo blisko
zresztą, i położył dłoń na jej udzie. Szybko się wyprostowała,
gdy poczuła znajome pożądanie. Nie w tej chwili!, pomyślała zła
na siebie za to, że potrafi tak łatwo mu się poddać.
-
Jak ci mija podróż? Nie miewasz mdłości ani zawrotów
głowy? - zapytał z wyraźną troską w oczach i głosie. Naprawdę
obchodziło go to, czy ma chorobę morską?
-
Nie, wszystko w porządku – odpowiedziała i znów powróciła
do obserwacji morza, a także lądu, który już witał ich
swymi szczytami, postrzępionymi zboczami i małymi domkami
przycupniętymi tuż nad wodą. Białe ściany budynków
zapraszały turystów, a krążący po niewielkim porcie ludzie
oczekiwali przybyłych. Muriel ignorowała Jorgosa, choć ten nie
zraził się jej milczeniem i siedział obok niej, patrząc na
zbliżającą się wyspę. Głaskał ją przy tym po udzie,
sprawiając, że Muriel czuła coraz większą ochotę, aby rzucić
mu się w ramiona i po prostu go pocałować. Nie mogła jednak tego
zrobić. Za nimi stali obcy ludzie, ktoś prowadził prom. Za dużo
świadków.
-
Zbierajmy się, zaraz wysiadamy na stały ląd – usłyszeli nagle
poważny głos Stephena. Muriel ocknęła się nagle, jakby ktoś
wyrwał ją z głębokiego snu i posłała przyjacielowi blady
uśmiech. Takim samym obdarzyła Kasapiego. Ten jednak przytrzymał
ją lekko za ramię i spojrzał jej głęboko w oczy, aż poczuła
dreszcz przebiegający po plecach. Jego spojrzenie zwiastowało coś
złego, Jorgos był zły, choć przecież nic nie zrobiła.
-
Muriel, co musiałbym zrobić, żebyś przestała mnie już traktować
jak kogoś obcego? - Dziewczyna wyszarpnęła delikatnie rękę i
wbiła w niego poważne spojrzenie.
-
Dobrze wiesz, co musisz zrobić, ale nie będę od ciebie tego
wymagała. Nie chcę cię zmuszać.
Odeszła.
A Jorgos nagle pomyślał, że wcale nie byłoby tak źle kochać
Muriel.
Kiedy
dotknęła stałego lądu, poczuła się o wiele pewniej. Oczywiście
rejs promem wcale nie wywoływał w niej choroby morskiej, poza tym
taka podróż była dla niej czymś nowym i niesamowitym.
Wolała jednak stać na pewnym gruncie.
Kiedy
wrażenie kołysania zniknęło, mogła spokojnie rozejrzeć się
wokół. Widok jaki rozciągał się jej przed oczami zapierał
dech w piersiach. Tuż przy brzegu cumowały łodzie, przeważnie
nieduże żaglówki, z których pewnie korzystali
właściciele. Kilka z nich właśnie dobijało do portu, kilka
innych z niego wypływało, a na niewielkiej części dryfujących
przy drewnianym pomoście spacerowali ludzie. Prom dobił do
niewielkiej zatoczki, skąd mogła ocenić, iż sama wyspa urzekała
już na wstępie, ponieważ tuż nad portem i domami wznosiły się
wzgórza, a na nich stały domy – zazwyczaj piękne
rezydencje, zupełnie takie, jakie widywała na zdjęciach. Większość
z nich była wynajmowana na sezon letni, podczas którego
przybywało na wyspę bardzo dużo biznesmenów.
-
O, widzę Nikosa i Consę! - zawołała Stephen, który odebrał
bagaże. Muriel szybko zwróciła się w kierunku, w którym
wskazywał Warwick. Kiedy dostrzegła wysoką blondynkę, pomachała
jej i uśmiechnęła się. Siostra Jorgosa zdjęła okulary
przeciwsłoneczne i natychmiast wyszła ku nim. W jej ślady poszedł
także Nikos.
Przywitali
się wylewnie i głośno, ciesząc się, że znów się widzą.
Consa przyjrzała się Muriel i posłała jej znaczący uśmiech. Nie
miała pojęcia, co on mógł oznaczać, lecz pewnie szykowała
się poważna rozmowa. Czyżby Jorgos powiedział rodzicom i
siostrze, że między nimi ostatnio w ogóle się nie układa?
Szybko jednak zapomniała o tym, gdy wsiedli do samochodu.
-
Ponieważ tylko Jorgos i Stephen znają wyspę, postanowiłam, że
Bobbie, Tracy i Muriel będą ze mną jeździli po wyspie, a wy,
panowie, będziecie mogli pożeglować po zatoczce – zarządziła
Consuela i uśmiechnęła się przebiegle do Jorgosa, któremu
ten pomysł nie przypadł do gustu.
-
Mieliśmy wszyscy zwiedzać wyspę – przypomniał Stephen.
-
Tak, i będziemy, ale są miejsca, które widzieliście już
wiele razy, a oni nie, więc chętnie im pokaże to lub tamto. Nie
potrzebujemy starszyzny – wytknęła im Consuela.
-
Nie jesteśmy starzy! - zaprotestował Jorgos i Stephen jednocześnie.
Nikos uśmiechnął się tylko i pokiwał głową.
W
końcu cała kompania pozbierała się jakoś. Jorgos po drodze
wyjaśnił Muriel, że dom rodziców znajduje się tuż nad
samym morzem, lecz nieco dalej od miasta, gdzie panowała cisza i
spokój. Posiadali prywatną plażę, na którą nikt nie
miał wstępu.
-
Zabiorę cię tam wieczorem. Popatrzymy na gwiazdy i... - pochylił
się tuż nad jej uchem, aby wyjaśnić, co jeszcze będę robić.
Muriel pokraśniałą, gdy szczegółowo wyjaśnił, że
obserwacja nocnego nieba raczej nie będzie ich głównym
zajęciem.
Gorące
słowa narzeczonego sprawiły, że przez całe jej ciało
przeskakiwały iskry, które zwiastowały cudowny ogień.. Już
nie mogła się doczekać wieczoru. Plaża, gwiazdy, fale muskające
piaszczysty brzeg... To było więcej niż romantyczne, a taka
sceneria sprzyjała gorącym uniesieniom.
Po
kilku minutach dotarli na miejsce. Dom rodziców Jorgosa
znajdował się na niewysokim pagórku. Cała posesja ogrodzona
była wysokim, wykonanym z piaskowca parkanem. Kuta brama otwarła
się automatycznie. Podjazd był szeroki, ale krótki, wyłożony
kostką brukową. Po obu stronach rosło mnóstwo kwiatów
i krzewów, za którymi chowały się rozległe trawniki
i kilka drzew rosnących w niedużej grupce pod ogrodzeniem. W końcu
zatrzymali się tuż przed drzwiami wejściowymi.
Sam
dom był okazały, jednopiętrowy z okrągłą, całkowicie oszkloną
wieżyczką na zachodniej ścianie. Dwuskrzydłowe drzwi otworzyły
się z hukiem i wypadła z nich Larysa. Najwidoczniej niedawno
wróciła, gdyż w ręce dzierżyła aktówkę i telefon.
-
Dzieci! - zawołała radośnie i podbiegła do nich na niebotycznie
wysokich obcasach, co Muriel wprawiło niekłamany podziw. Ona sama
raczej nie byłaby w stanie przebiec takiej odległości, ale
przecież nie miewała okazji, aby zakładać takie pantofle. Larysa
ubrana była w zieloną, lejącą się sukienkę, zawiązaną na
szyi. Na nadgarstkach pobrzękiwały masywne bransoletki i srebrny
zegarek, natomiast ozdobą palców była obrączka i
pierścionek zaręczynowy. Wyglądała elegancko i z klasą.
-
Dzień dobry mamo – przywitał się Jorgos, cmokając macochę w
policzek. - Jak zwykle wyglądasz ślicznie. Ile tym razem złamałaś
męskich serc? Dziesięć? Dwadzieścia?
-
Jak zwykle sobie żartujesz – żachnęła się, lecz w jej oczach
Muriel dostrzegła żartobliwe błyski.
-
Mówię całkiem poważnie – odparł z lekkim rozbawieniem w
głosie i przytulił Larysę mocno. Najwidoczniej bardzo się
stęsknił za nimi wszystkimi.
Muriel
również, ale wolała nie okazywać tego zbyt wylewnie. Mimo
wszystko nadal byli dla niej obcymi ludźmi.
-
Lepiej takie komplementy zostaw przyszłej pannie młodej. - Po tych
słowach odwróciła się w stronę zainteresowanej
zainteresowanej i uśmiechnęła szeroko. - Muriel, tak się cieszę,
że znów cię widzę. - Wyciągnęła w jej stronę ramiona, a
dziewczyna z lekkim wahaniem przytuliła przyszłą teściową.
-
Dzień dobry, Laryso. Również się cieszę, że mogę znów
cię zobaczyć – odparła nieco sztywno, ale na szczęście nikt
nie zwrócił na to uwagi. Każdy był roztargniony i
szczęśliwy.
Zawsze
zastanawiała się, jak to jest mieć dużą rodzinę. Ona sama nigdy
jej nie miała. Prócz cioci i psa.
Muriel
odszukała ciocię. Melisanda właśnie rozglądała się po posesji,
a Diego wiernie jej towarzyszył. Pal natomiast nadal tkwił w
samochodzie. Natychmiast ruszyła po niego. W chwili, gdy sięgała
po rudą kulkę, dłoń Jorgosa spoczęła na jej nadgarstku.
-
Mamy teraz chwilę dla siebie. Chcę porozmawiać – powiedział
cicho.
-
Nie teraz, Jorgosie. Muszę zająć się ciocią i zwierzętami.
-
Teraz. Ciocia sobie poradzi, a Diego i Pal będą zajmie się moja
siostra. Muriel, nie możemy tego odkładać w nieskończoność.
-
Nie rozumiem, dlaczego teraz stwierdziłeś, że musimy porozmawiać?
- zapytała i odsunęła go od siebie. Stał zbyt blisko przez co nie
mogła skupić myśli. Wyciągnęła Pal z samochodu.
-
Bo widzę, że jest źle. Do tej pory ignorowałem to, bo
spodziewałem się, że może uda nam się dojść do porozumienia.
-
Naprawdę? Ty i ja? Przecież wiesz, że akurat w tej jednej sprawie
chyba nigdy się nie zrozumiemy. Ja nie rozumiem twojego podejścia,
a ty mojego – syknęła i z klatką ruszyła w stronę rodziny
Jorgosa. Miała zamiar unikać tego tematu aż do powrotu do Anglii.
Dopiero
po godzinie mniej więcej wszyscy byli już rozlokowani, ale właśnie
wtedy wyszła na jaw sprawa, o której najwidoczniej zapomniała
wspomnieć Larysa, a która wzbudziła w Jorgosie gwałtowny
sprzeciw. Otóż Larysa postanowiła, że do ślubu Jorgos i
Muriel zamieszkają w osobnych pokojach. O ile dziewczyna
stwierdziła, że to dobry pomysł, o tyle Kasapi wyraził w
dosadnych słowach, co myśli o tym rozwiązaniu.
-
Nie przeklinaj – upomniała go macocha.
-
Myślę, że mama ma rację. Powinniście mieć oddzielne pokoje, to
sprawi, że wasza noc poślubna będzie naprawdę niepowtarzalna! -
zakrzyknęła zachwycona Consa.
Muriel
miała nagle wrażenie, że znalazła się w jakimś show i wszyscy
omawiają ich problemy, a raczej coś, co tak naprawdę powinno
zostać między nią a Jorgosem. Czy rzeczywiście musiało to mieć
tak znaczenie? Przecież to chyba ich sprawa, jaką noc poślubną
będą mieć? Czy w ich rodzinie jest to omawiana ma forum
publicznym?
-
Sądzę, że nie powinniśmy o tym teraz rozmawiać – zaproponowała
cicho. Kilka par oczu skierowało się na nią.
Interesowały
ją jednak te jedne, specjalne, w tej chwili szare jak angielskie
niebo w czasie deszczu. Wyrażały coś, czego nigdy wcześniej nie
widziała. Nie umiała określić tego uczucia, ale napawało ją
dziwnym spokojem, choć przecież cała jej przyszłość stała pod
jednym wielkim znakiem zapytania. Jak mogła ufać mu, skoro nadal
nie wiedziała jak to się potoczy?
-
Jeśli chodzi o pokój to tak. Chcę to wyjaśnić – odparł
Jorgos i posłał Larysie surowe i stanowcze spojrzenie. Naprawdę
był zdecydowany.
-
Przestań, po prostu zgódź się. Muriel przynajmniej
odpocznie od ciebie w nocy – zawołał wesoło Bobbie, czym
wzbudził ogólną wesołość. Zaśmiała się także
Melisanda, która raczej ostatnio niewiele mówiła.
-
Nie wtrącaj się – warknął Kasapi.
Rozmowa
jednak została przerwana przez wkroczenie Anistosa. Wprowadziła go
tęga kobieta, z pulchnymi policzkami i siwymi włosami, splecionymi
w koszyczek na czubku głowy. Przywitała się po grecku i wyszła.
Anistos spoczął na kanapie i pokiwał głową jakby cieszył się z
obecności ich wszystkich.
Muriel
dopiero teraz widząc tego ekscentrycznego mężczyznę poczuła, że
w końcu znalazła rodzinę. Nie ważne, że na chwilę, to się nie
liczyło. Liczyło się to, że byli, że Jorgos dał jej coś więcej
niż pieniądze na leczenie cioci. Dał jej rodzinę. I za to będzie
mu wdzięczna do końca życia.
Noo to teraz się zacznie :D Podziwiam Muriel za stanowczość i upór. Niech sobie Jorgos nie myśli, że wszystko pójdzie mu tak łatwo. Ja rozumiem, facet ma problemy z uczuciami, ale no niech nie przesadza. Samotność w nocy aż do ślubu dobrze mu zrobi. Chociaż trochę wątpię, że będzie się trzymał tego nakazu. Nie mogę się doczekać samego ślubu. Ciekawa jestem, czy Muriel wytrzyma to wszystko psychicznie. Tego dnia wszystko się skumuluje i albo będzie udawała, że wszystko jest okay, albo Kasapi ją przekona, że ich związek naprawdę może się udać i do tego czasu nauczy się ją kochać. Mimo wszystko, trochę współczuję sytuacji. Ale show must go on ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i do następnego!
Anna.
To co mi się podoba w Muriel to fakt, że nawet po wyznaniu Jorgosowi miłości, czego on dobrze nie przyjął według niej, nie robi scen o odchodzeniu, ani nie płaszczy się przed narzeczonym. Mieli układ, Jorgos już się właściwie z niego wywiązał, teraz czas na nią. Nawet jak darzy go uczuciem, nie może sobie odejść, postąpiłaby niehonorowa i jak każda wyciągająca kasę naciągaczka. Ona raczej tego nie zrobi.
OdpowiedzUsuńCzęsto w takich momentach mam nadzieję, że pójdą wreszcie ze sobą do łóżka i będzie ok. Tylko, że oni już ze sobą śpią, więc ciężko by było tak to rozwiązać... :)
Jorgos mnie powoli zaczyna wkurzać. Kocha ją, i już sobie to nawet uświadomił, ale po co jej to powiedzieć...?! Ona kocha jego, więc gdyby jej wyznał swoje uczucia, byłoby tylko lepiej! Żeby być tak upartym... :D
Pozdrawiam!
Jorgos nie uświadomił sobie, że ją kocha, tylko żałował, że nie skłamał mówiąc jej, że ją kocha.
Usuń"- Mieliśmy wszyscy zwiedzać wyspę – przypomniał Stephen.
OdpowiedzUsuń- Tak, i będziemy, ale są miejsca, które widzieliście już wiele razy, a oni nie, więc chętnie im pokaże to lub tamto. Nie potrzebujemy starszyzny – wytknęła im Consuela.
- Nie jesteśmy starzy! - zaprotestował Jorgos i Stephen jednocześnie. Nikos uśmiechnął się tylko i pokiwał głową."
hahaha xD <3
ojejuu.. osobne sypialnie... biedny Jargos....
albo i nie! dobrze mu tak! ostatnio jest wkurzający strasznie.. ok stara się ją jakoś udobruchać ale co z tego...
ogólnie rozdział bardzo fajny ;) przyjemnie i szybko się czytało :D
O jeny, czyli Jorgos w końcu się przełamie z uczuciami? Naprawdę się facet pogubił, bo jeśli nawet nie chce nic czuć do Muriel to swoimi gestami i słowami wyraża to po stokroć. Muriel w to powinna uwierzyć, a nie w jego deklaracje, które bardzo ciężko będzie uzyskać. Przy uczuciach miłości do niej to Jorgos powinien zaszaleć gestem, a on codziennie jej to ukazuje. Chociaż Muriel powinna być mnie taka...obrażona. Cierpi, no wiadomo, ale wiedziała na co się pisała od SAMEGO POCZĄTKU. Może w końcu inaczej na to spojrzy, ale żeby nie wtedy, jak Jorgos wyzna swoje uczucia. Bo to już będzie MASAKRA!! XDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńDawaj dalej, dawaj nam finał godny czekania :D
Kiedy nowy odc??
OdpowiedzUsuńNie będę krytykować Jorgosa za brak uczucia do Muriel, nie będę też oceniać bohaterki, że nie zaczekała na bardziej dogodny moment, którego w zasadzie nigdy nie ma. To się po prostu mówi i już. I albo ktoś to przyjmuje, albo odrzuca.
OdpowiedzUsuńAle faktem jest, że powinni ze sobą szczerze porozmawiać, wyjaśnić zaistniałą sytuację. Ona, ze tego nie planowała, było silniejsze od niej. On dlaczego nie potrafi obdarzyć jej głębszym uczuciem.
Pomysł z oddzielnymi pokojami jest całkiem fajną sprawą. Pomoże im bardziej docenić to co już mają i dostrzec w innym świetle. Może zwiększona rozłąka pomoże Jorgosowi w zrozumieniu siebie i uczuć jakie posiada dla Muriel?
I naprawdę rozumiem Muriel. Całe życie praktycznie sama, bez żadnej bliskiej osoby, która mogłaby okazać ciepło i uczucie. Nic dziwnego, że dziewczyna się zakochała w mężczyźnie, który okazał jej dłuższe zainteresowanie i przywiązała się do jego rodziny.
Pozdrawiam i czekam na następny ;)
dlaczego każesz nam tak długo czekać na kolejne części??? opowiadanie jest świetne i za każdym razem po ukazaniu się nowej części i po przeczytaniu jej (oczywiście) przez kolejne dni z uporem maniaka sprawdzam czy nic nowego nie dodałaś. czuje, że zaczynam popadać w obsesje... w pozytywny sposób.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę ogromnej weny