Jorgos
pomimo rodzinnej atmosfery nie potrafił opanować powracających
mdłości, co skutkowało tym, że coraz rzadziej pojawiał się na
posiłkach, a nie mówiąc już o wylegiwaniu się na plaży i
graniu w piłkę lub żeglowaniu. Ojciec próbował wyciągnąć
go również na ryby, ale zdecydowanie odmówił. Gdyby
nagle zaczął wymiotować przy nim, na pewno nie obyłoby się bez
pytań i troski, a nie chciał go martwić swoim stanem zdrowia.
Spodziewał się, że wypytywałby go, a potem wszystko powtórzył
Larysie i Muriel. Doskonale pamiętał to, co się stało wtedy, gdy
trafił do szpitala. Płakała i była kompletnie przerażona, a
przecież badania wyszły idealnie! Lekarz stwierdził, że jest
zdrów jak ryba. Potem jednak wszystko się popsuło i ich
relacje były, oględnie mówiąc, nie do końca tak jak
trzeba.
Zauważył
jednak jedno: że Muriel wcale nie naciskała na to, aby przyznał
się do swych uczuć. Wręcz przeciwnie. Trzymała się na dystans i
unikała tego tematu, choć miała wiele okazji, aby spróbować
porozmawiać z nim na temat ich uczuć. Był jej za to wdzięczny,
ale jednocześnie irytowało go to, że tak łatwo się poddała. Nie
chciał jej zniechęcać, choć w tej jednej kwestii może nie warto
było tak napierać. Zwłaszcza że jego uczucia wcale nie są tak
wyraźne, jakby sobie tego życzył. Miał kompletny mętlik, a poza
tym przerażała go myśl o ponownym zawarciu małżeństwa. Dławił
się własną śliną, którą próbował przełknąć nerwowo. Nic nie mogło sprawić, aby mógł się przekonać do
tej instytucji. Nic i nikt nie był w stanie sprawić, że dzień
jego ślubu prawdopodobnie będzie najszczęśliwszym dniem w jego
życiu. Nic nie będzie w stanie go przekonać, iż małżeństwo
jest czymś, co sprawia, że człowiek czuje się szczęśliwy. Może
inni inaczej to odbierali, ale mając za sobą
złe doświadczenia w postaci matki, która wyłudzała od ojca
pieniądze, szantażując go, iż wywiezie ich jedynego syna daleko i
zabroni kontaktu z nim oraz w postaci jego zmarłej żony – Sybill,
która urządziła mu piekło na ziemi, ośmieszając przed
wszystkim, wszczynając awanturę tuż pod nosem mediów, jako
iż jej i jego rodzice byli osobami publicznymi.
Nigdy
nie zapomni momentu, w którym jego żoneczka niemal rzuciła
się na niego z pazurami. Ćpała od wielu lat, ale wyglądała jak
uosobienie niewinności i słodyczy. Tamtej nocy również była
na haju, jej wielkie oczy patrzyły na niego z nienawiścią i
obrzydzeniem.
-
Ćpałaś – powiedział zniesmaczony jej zachowaniem i wyglądem.
-
Ćpałam. I co? Zabronisz mi? - Po tych słowach zarzuciła go
przekleństwami tak ordynarnymi, iż sam nie potrafiłby wymyślić
gorszych.
-
Wynoś się z mojego mieszkania! - krzyknął w końcu, przerywając
jej potok słów, które godziły go prosto w serce.
Jeszcze
wtedy żył młodzieńczymi marzeniami o miłości, lecz potem szybko
się przekonał, że miłość to ułuda, która zwodzi na
manowce, sprawia, że człowiek traci rozum, przestaje racjonalnie
myśleć, nie mówiąc już o zachowaniu.
-
Brzydzę się tobą i twoim zachowaniem! Jesteś wstrętny! -
wrzeszczała, wymachując rękoma.
Wtedy
podjął nieodwracalną decyzję: pierwszy i ostatni raz poślubił
kogoś z miłości. Nigdy więcej nie podda się temu uczuciu i nie
pozwoli sterować sobą jak ostatnim gamoniem.
Wszystko
jednak uległo nieco deformacji, gdy spotkał Muriel, a teraz
zupełnie inaczej do tego podchodził. Nie obawiał się, że jego
narzeczona zacznie go zdradzać lub brać twarde narkotyki. Ona taka
nie była, różniła się od Sybill jak niebo od piekła.
Muriel nie udawała, wierzył w to, że kochała go szczerze i
bezinteresownie. Taka była. Nie miał zbyt miłych wspomnień z
dzieciństwa, bo rodzice szczędzili jej uczuć, ale mimo to wyrosła
na osobę, która potrafiła obdarzyć miłością kogoś
takiego jak on.
Przecież
nie był dla niej odpowiedni, a jednak kochała go i powiedziała mu
o tym.
Był
w głębokiej rozterce, targany również mdłościami.
Psychicznie i fizycznie czuł, że już dłużej nie wytrzyma, bo nie
był w stanie już ukrywać zmęczenia spowodowanego jego tajemniczą
chorobą.
Larysa
oznajmiła im dwa dni po tym, jak spędził z Muriel noc, iż w
sobotę organizują małe garden party,
na którym Muriel miała poznać najbliższą rodzinę. Brata
macochy, jego żonę oraz dwójkę rozwydrzonych bachorów,
których szczerze nie znosił oraz czwórkę braci ojca i
jego dwie młodsze siostry.
Dzień
przed przyjęciem Jorgos czuł się tak fatalnie, iż nie zdołał
wyjść z łóżka. O godzinie dziesiątej wpadła do niego
zaniepokojona Muriel, a za nią oczywiście przywędrowała Larysa i
Consuela. Jęknął, gdy popatrzył na jej twarz. Doskonale wiedział,
co myślała w chwili, gdy go zobaczyła go wycieńczonego, bladego
z ciemnymi workami pod oczami.
-
O nie – jęknęła i usiadła przy nim, łapiąc go za rękę.
Jedną dłoń przyłożyła do policzka. Czuł chłód jej
skóry, który przyniósł mu chwilowe ukojenie.
Tak
dobrze czuł się w jej ramionach, wiedząc, że zajmie się nim,
otaczając go troskliwą opieką. Niegdyś byłoby to nie do
pomyślenia, ale dzięki narzeczonej przebył długą drogą i wiele
się w jego życiu i myśleniu zmieniło. Na lepsze. Dlatego więc
uśmiechnął się do niej, próbując się podnieść, chciał
pozbawić ją obaw, bo dostrzegł w jej szmaragdowych oczach panikę
i strach. Nie chciał, żeby się martwiła o niego.
-
Nie wstawaj, leż. Zaraz pojedziemy do szpitala – powiedziała
Larysa, patrząc na niego z niepokojem.
-
Bez przesady! - zawołał oburzony, czując się jak niedojda, która
nie jest w stanie nic zrobić. - Nie jest mi potrzebny lekarz. Zaraz
mi przejdzie – zbuntował się Jorgos, lecz reszta nie chciała go
słuchać, zwłaszcza Muriel.
Wciąż
głaskała go po policzku, aż przymknął na chwilę powieki
rozkoszując się jej dotykiem. Było mu z nią tak dobrze, tak, jak
marzył o tym wiele lat temu. Ona powinna być jego pierwszą i
jedyną kobiet, z którą mógłby spędzić całe życie.
Muriel
patrzył na zasypiającego Jorgosa, czując rozsadzający ją od
środka strach. Nie wiedziała, co mogło mu się stać. Jaka choroba
w nim siedziała, pozbawiając go siły?
Larysa
powiedziała, że jeden z braci Nikosa jest lekarzem, który na
pewno przyjmie ich w szpitalu, gdy tylko dowie się, że z Jorgosem
jest źle.
Po
wielu trudach i błaganiach, a także łzach wylanych przez Muriel i
Consuelę, Jorgos w końcu ubrany w dresy i koszulkę udał się do
szpitala. Stephen jak zwykle był kierowcą. Nikos siedział obok
niego, a chory leżał z tyłu. Głowę położył na kolanach
Muriel. Ta z kolei siedziała wpatrzona w niego, łagodnym gestem
przeczesując jego gęstą czuprynę. Bała się o niego.
***
Czekali
na wyniki. Spędzili niemal cały dzień w szpitalu. Muriel miała
zapuchnięte i czerwone oczy, co nie spodobało się Jorgosowi.
Wyprosił wszystkich z sali, pragnąc porozmawiać z Muriel, która
najwidoczniej też czekała na okazję, aby pozostać z nim sam na sam.
Nim
zdążył otworzyć usta, narzeczona rzuciła mu się w objęcia i
pocałowała go gwałtownie, jakby obawiała się, iż więcej nie
będzie jej dane zobaczyć go. Uradowany nawet nie protestował, choć
żołądek skręcał się w nim boleśnie, bynajmniej nie od
doznawanych właśnie uczuć. Otoczył ją jednak ręką, pozwalając
jej na pogłębienie pocałunku. Całowaliby się tak w
nieskończoność, gdyby nie to, że znajdowali się w szpitalu, a za
drzwiami dało się słyszeć głośne pochrząkiwania i złośliwe
komentarze.
W
końcu oderwali się od siebie i zdyszani i po prostu zaglądali
sobie w oczy. O ile w oczach dziewczyny, Jorgos mógł
dostrzec miłość, o tyle Muriel w spojrzeniu narzeczonego
dostrzegła jedynie wdzięczność i radość – nic więcej. Szybko
się opanowała. Pomógł ej właśnie fakt, że Kasapi jej nie
kochał, a także głośne rozmowy na korytarzu.
Po
chwili do pokoju wszedł niskawy lekarz, w białym kitlu. Na czole,
pokrytym gęstym lecz siwym włosem, leżały skrzywione okulary. U
szyi na srebrnym łańcuszku wisiała kolejna para. Muriel uniosła
brew, domyślając się, że o to przed nią stoi jeden z braci jej
przyszłego teścia. Z postury nie przypominał ani swego brata i
bratanka. Był niski, przysadzisty i okrągły jak piłeczka, ale
rysy twarzy jednak upodobniały go do Nikosa i Jorgosa.
-
Witaj, chłopcze – przywitał się w końcu mężczyzna, a potem
szare oczy przeniósł na Muriel, patrząc na nią niezwykle
przyjaźnie i serdecznie. Ośmielona posłała lekarzowi uśmiech i
podeszła do niego z wyciągniętą dłonią.
-
Pan zapewne jest wujkiem Jorgosa – powiedziała, nadal uśmiechając
się szczerze i czując, że mężczyzna ją polubił. Albo
przynajmniej początkowo zaakceptował.
-
Jak najbardziej. Sakis Kasapi. Bardzo miło mi panią poznać.
Po
uprzejmościach wymienionych z narzeczoną bratanka, Sakis przystąpił
do wywiadu, który nic mu nie podpowiedział. Miał jednak
nadzieję, że badania wykażą nieco więcej. Jakieś zmiany, które
ich zaalarmują. Ale i badania nie wykazały zbyt wiele.
-
Do diabła, to już kolejne twoje badania, które nic nie
pokazują – wściekł się Stephen, który próbował
ukryć niepokój pod maską złości.
-
Wiem.
-
I nie wiadomo co ci jest.
-
Wiem.
-
I zaczyna mnie to martwić.
-
Wiem – dodał z naciskiem, patrząc na przyjaciela znacząco.
Stephen wiedział, że samym gadaniem nic nie zrobi, dlatego zamilkł,
westchnął sfrustrowany i pokręcił głową.
-
Mam pewien pomysł – rozległ się po sali tubalny głos Sakisa.
Odwiedził
bratanka zaraz po tym jak zrobił obchód. Martwiła go ta
sprawa, bo jak wynikało ze słów rodziny, wcześniej dopadły
go mdłości i torsje. Coś było nie tak, ale nie wiedział co i
właśnie to było najgorsze, bo końcu jeśli na badaniach nic nie
wyszło to problem tkwił albo głęboko w umyśle albo była to
poważna choroba, która nie została jeszcze odkryta.
-
To znaczy? - odezwał się Nikos i spojrzał na brata. Panowie przez
chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, jakby Sakis porozumiewał się
z bratem poprzez telepatyczną więź.
-
Może problem nie tkwi w ciele, lecz w umyśle? Nasz mózg
potrafi tworzyć iluzje lub tak nastroić nasze ciało, że człowiek
nawet nie wie skąd bierze się jego urojenie.
-
No dobrze, czyli człowiek nieświadomie może wywołać chorobę,
choć tak naprawdę wcale nie jest chory? Nie rozumiem, musi być
tego jakaś przyczyna, prawda? - zapytał Stephen.
-
Tak, w tym przypadku też tak jest i chyba nawet wiem co. - Sakis
zawiesił na chwilę głos i rozejrzał się spokojnie po sali, aż
jego wzrok spoczął na bladym bratanku.
-
Co takiego? - zapytała Muriel i ścisnęła Jorgosa za rękę, jakby
oczekiwała najgorszego. Prawda jednak nie była taka straszna jakby
wydawać się mogło. Nie była jednak też powodem do skrajnej
radości.
-
Wpadłem na to przed chwilą, gdy przypomniałem sobie o ślubie.
Czasami jest tak, że torsje spowodowane są strachem. Człowiek może
bać się czegoś tak bardzo, iż wymiotuje. To całkiem normalne w
takich wypadkach. Oczywiście nie mówię, że ta diagnoza jest
właściwa i niepodważalna, ale sądzę, że Jorgos po prostu ma
torsje z powodu ślubu. I nie chodzi o ciebie Muriel – powiedział,
zwracając się do dziewczyny, która kompletnie nie wiedziała,
co myśleć na ten temat. - Raczej o sam fakt, że bierze ślub.
Po
słowach Sakisa zapadła cisza. Muriel popatrzyła na narzeczonego, a
potem spojrzała na lekarza, który przeglądał swoje notatki.
I co miała teraz o tym myśleć? Niby nie chodziło o nią, ale
jednak w jakiś sposób się z nią to wiązało. Gdyby nie
ślub Jorgos na pewno byłby zdrowy i nic by mu nie dolegało. Cała
ta uroczystość wpływała na niego niezdrowo. Zresztą, czy miała
pewność, że nie chodziło o nią, że nie bał się małżeństwa
z kobietą, którą właściwie nie znał? Może obawiał się
kolejnego ślubu, bo pierwsze małżeństwo skończyło się
tragicznie? Była pełna wątpliwości i kompletnie nie miała
pojęcia, co myśleć o tym wszystkim. Ważne jednak, że jakaś
diagnoza została postawiona. Trochę nie podobało jej się to, że
Sakis opierał to wszystko jedynie na przypuszczeniach, bo w
rzeczywistości mogło to być coś poważniejszego. A nie wymysł
umysłu.
Jak
tak inteligentny i obyty mężczyzna mógł chorować na coś,
co utworzyło się w jego umyśle. Jorgos i strach? Jakoś nie bardzo
jej się to podobało, więc nie była przekonana o tym tak bardzo
jak reszta. Nie miała jednak nic do powiedzenia na ten temat, bo
wszystko to, co chciała powiedzieć to to, że poniekąd czuje się
urażona domysłami lekarza. Sam stwierdził, że to nie o nią
chodzi, ale mimo to, czuła się tym poniekąd urażona.
Sakis
w końcu wyszedł, wyjaśniając jeszcze, że najlepiej będzie,
jeśli chory porozmawia z psychologiem o tym, co go dręczy. Obiecał
również, że przyjdzie za kilka minut z wypisem.
Cóż
mogła teraz począć, gdy była tak blisko ślubu? Zaledwie dwa
tygodnie dzieliło ją od uroczystości i nie mogli teraz wszystkiego
odwoływać. Ona chciałaby to zrobić, byłoby lepiej, gdyby Jorgos
był cały i zdrowy, i nie chciała, aby cokolwiek wpływało na jego
samopoczucie.
***
Gdy
usłyszał opinię wujka, przymknął powieki czując jak zalewa go
fala mdłości. Sakis miał całkowitą rację. Przez ten ślub
popadł w paranoje, bał się go i czuł mdłości na samą myśl o
tym, co go czekało za dwa tygodnie. Wiedział jednak, że opinia
lekarza dotknęła Muriel. Stwierdził to po jej minie. Popatrzyła
na niego i przez chwilę w jej spojrzeniu dostrzegł urazę. Nie
wiedział tylko czy ma pretensje do niego czy do jego wujka. Z jednej
strony nie był na nią o to zły. Mogła poczuć się dotknięta
tym, że przerażała go sama myśl o ślubie. Nie miał jednak na to
wpływu, czy chciała tego czy nie. Musiała pogodzić się z myślą,
że jego choroba nie przyszła na życzenie i wcale jej nie pragnął.
Czasami nie rozumiał myślenia kobiety, z którą przyjdzie mu
stanąć na ślubnym kobiercu. Muriel bywała czasami chaotyczna w
tym, co robiła i nie potrafił jej rozgryźć, choć równie
dobrze mógł tego w ogóle nie robić i ignorować jej
uczucia. Nie był jednak w stanie tego zrobić. Stanowiła część
jego życia, musiał zwracać uwagę na nią na to, co się z nią
działo.
Przeszłość
wisiała nad nim niczym ostry topór kata. Wyobrażał sobie
jak ostrze dotyka jego skóry na szyi i lekko ją nacina,
przypominając o Sybill. Przecież nie zapomniał o niej i chyba
nigdy tego nie zrobi. Ciążyła mu, ukryta między jedną myślą, a
drugą. Czuł jej obecność i miał wrażenie, że tworzy przepaść
pomiędzy nim, a Muriel. Kompletnie nie wiedział, co robić, aby
powiększająca się z każdym dniem szczelina, przestała ich
dzielić. Nie chciał, aby Muriel patrząc na niego widziała w nim
człowieka, który chorował na samą myśl o ślubie.
Była
kobietą, więc niejedna pani na pewno poczułaby się urażona na
wieść o tym, jak jej przyszły mąż panicznie boi się ślubu. Boi
się tak bardzo, że ląduje w szpitalu.
Z
ulgą wsiadał do samochodu. Wszyscy milczeli, a on miał wrażenie,
że zaraz przez to oszaleje. Nie chciał milczeć, chciał rozmawiać,
a jeszcze lepiej: chciał się kochać z Muriel i zrobi to, bo nie
pozwoli na to, aby między nimi panowały tak sztywne stosunki. Nie
chciał tego, co działo się z nimi przez ostatnie tygodnie. Chciał,
aby Muriel była szczęśliwa, a on razem z nią. W końcu mogli
stworzyć normalny związek. Mógł jej dać odrobinę tego, co
pragnęła. Związek.
Nie
czuł się jednak gotowy na miłość. Nie dziś kiedy wspomnienia
wracały do niego jak bumerang sprawiając, że ogarniał go strach.
Paraliżował go i wywoływał w nim torsje. Gdyby tak wyglądały
początki każdej miłości, zapewne wiele osób uciekałoby,
gdzie pieprz rośnie, byleby tylko się nie zakochiwać. On póki
co tak się właśnie czuł.
To
jakaś paranoja, pomyślał wściekły i położył się na łóżku.
Zamknął oczy i czekał, aż gwar wokół niego ucichnie, aż
wszyscy sobie pójdą i pozwolą mu leżeć. Pragnął ciszy,
aby móc w końcu pozbyć się tego rumoru w głowie, jaki w
niej panował.
Jego
skryte pragnienie wkrótce się spełniło i do wieczora nikt
mu już nie przeszkadzał. Dopiero w porze kolacji ktoś cicho
zapukał. Ocknął się z drzemki, w jaką wpadł, i uniósł
się na łokciach.
-
Proszę – powiedział zaspanym, nieco ochrypłym głosem. Drzwi się
uchyliły, a po chwili w słabym świetle lampki dostrzegł rudą
głowę. Uśmiechnął się pod nosem i podniósł się do
pozycji siedzącej, oczekując pojawienia się Muriel.
Gdy
jego narzeczona w końcu stanęła tuż przed nim, uśmiechnął się
do niej i wyciągnął rękę, aby móc ją posadzić sobie na
kolanach. Potrzebował jej bliskości i nie miał zamiaru ukrywać
tego przed sobą. Zresztą, po co? Muriel miała coś, co go
przyciągało, więc nie miał zamiaru wypierać się tego, ponieważ
już teraz czuł, jak bardzo ważna dla niego była. Nie musiał jej
kochać, ale jej obecność działała na niego... kojąco.
-
Mam nadzieję, że czujesz się lepiej? - zagadnęła. Nie ujęła
jego ręki jak przypuszczał, lecz usiadła na fotelu. Zmarszczył
brwi, zaskoczony jej dystansem. O co znów chodziło?
-
Tak, dziękuję za troskę, tesoro – mruknął i z
satysfakcją obserwował jej rumieńce, które z każdą chwilą
pogłębiały się coraz bardziej. Lubił patrzeć na nią, gdy
próbowała ukryć zadowolenie wywołane nie znaczącym słowem
czy gestem. Po prostu cieszyła się z każdego drobnego gestu z jego
strony, a to z kolei cieszyło jego.
-
To dobrze – bąknęła i poruszyła się niespokojnie na fotelu.
Coś ją trapiło i nie wiedział co.
-
O czym chcesz porozmawiać? - zapytał w końcu, a Muriel spojrzała
na niego zaskoczona. Potem jednak jakby zapadła się w sobie i
wydawało mu się, że za chwilę zniknie.
-
Myślałam trochę o tym, co powiedział twój wujek. No wiesz,
że coś sprawia, że tak chorujesz... - rzekła nieco skrępowana.
Wyłamywała dłonie i odwracała od niego wzrok. Nie lubił owijania
w bawełnę. Wolał, gdy ktoś mówił do niego prosto z mostu.
-
Agapi mou, spójrz na mnie – poprosił cicho i
poczekał, aż popatrzy na niego. - I co w związku z tym? - zapytał,
gdy w końcu ich spojrzenia skrzyżowały się.
-
Nie chcę, żeby coś ci stało. Wiem, że to pewnie wszystko wiążę
się z tym, co wydarzyło się wiele lat temu. Nie wiem, co się
stało z twoją żoną, z jakiego powodu zmarła i nie chcę
wiedzieć, ale jeśli myśl o ślubie ze mną działa na ciebie w ten
sposób, to lepiej będzie, jeśli ślubu żadnego nie będzie.
Po
słowach dziewczyny zapadła grobowa cisza. Jorgos milczał
kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć. Zaskoczyła go tym, co
powiedziała, a jednocześnie rozwścieczyła. Skąd w ogóle
wziął jej się ten pomysł?!
-
Zwariowałaś! - powiedział w końcu oburzony, bo nic innego do
głowy mu nie przychodziło, zwłaszcza, że sam nawet nie pomyślał
o tym, aby odwoływać uroczystość.
I
wcale nie chodziło o to, że dziadek mógłby wycofać
testament, w którym przekazuje mu wszystkie udziały. Naprawdę
mało go obchodziło, co zrobi Anistos. Po prostu nie wyobrażał
sobie, że Muriel zechce zrezygnować ze ślubu tylko dlatego, że on
był z tego powodu chory. Poza tym, zbyt mu na niej zależało, aby
mógł jej teraz pozwolić odejść, choć powody, dla których
ją poślubiał ciążyły mu niczym kamień w bucie. Uwierał go
fakt, że ukrył przed nią istotny powód ich ślubu, ale nie
myślał o tym, aby nie wywoływać u siebie wyrzutów
sumienia. Wystarczająco się obwiniał.
-
Nie. Żadnego odwoływania! - Był wściekły, ale nie na Muriel. Na
siebie. Z wielu powodów, o których nawet nie chciał
myśleć, bo wolał, aby leżały w jego umyśle uśpione, póki
nie będzie koniecznie wyjawić ich narzeczonej.
-
Ale, Jorgosie, nie mogę pozwolić na to, abyś co kilka dni lądował
w szpitalu. Chorujesz, nie wiem dlaczego tak się dzieję, ale jednak
chorujesz na samą myśl o ślubie. Myślisz, że mnie to nie boli?
Dobrze wiesz, że cię kocham i nie mogę patrzeć jak cierpisz, bo
boisz się ślubu, choć nie wiem dlaczego.
Jorgos
wstrzymał oddech, gdy Muriel powiedziała co do niego czuje. Już
drugi raz wyznała mu swe uczucia. On jednak milczał oszołomiony.
Kochała go od wielu tygodni, a on nadal nie wiedział, co tak
naprawdę do niej czuje. To było coś więcej niż zwykła sympatia,
to nie była również miłość.
-
Muriel... Ja... - zaczął, ale urwał, bo nie wiedział, co
powiedzieć dalej. Przecież nie mógł skłamać. Najgorsze co
mógł zrobić mężczyzna, to okłamać kobietę i powiedzieć,
że ją kocha. - Nie rozmawiajmy już o tym, dobrze? Ważne jest to,
że dobrze się czuję i nic mi nie dolega. Ale ślubu nie odwołam –
zaprotestował, gdy dziewczyna chciała mu przerwać.
-
To przestań chorować! - warknęła i wstała. Jorgos uniósł
się z posłania i szybko do niej doskoczył. Złapał ją za rękę
i zatrzymał.
-
Nie złość się. Nie widzę powodów, dla których
miałbym wszystko odwoływać. Źle się czuję, owszem, ale
przejdzie mi. Przecież nie może to trwać w nieskończoność.
Muriel
nie odpowiedziała nic, więc puścił ją, trochę tylko zły na
nią. Wyszła bez słowa, a on poczuł się jak ostatni egoista. Czuł
strach przed ślubem, ale bał się jeszcze bardziej, gdy pomyślał,
iż Muriel mogłaby zniknąć z jego życia bezpowrotnie.
,,Muriel patrzył na...'' ot, literówka ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze....to spodziewalam się tego że jorgos w końcu wyzna muriel ze ją kocha...chciałabym żeby był w końcu jakiś szczęśliwy rozdział....
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekać samego ślubu. Jorgos zobaczy Muriel w białej sukni i władnie po uszy ;)) ale musze przyznać ze rozdział wciągający. Kocham:*
OdpowiedzUsuńGenialny! Z niecierpliwością czekam na następny. Biedna Muriel i (troszkę) biedny Jorgos ;)
OdpowiedzUsuńCo, nie, nie, nie, i jeszcze raz, nie! :D Jorgos martwi się o to, że Muriel może od niego odejść, chociaż boi się samego małżeństwa w tym ślubu, bo przez takie rzeczy, co go spotkały, też bym się bała, do tego jeszcze każde złe uczucie, dobre humory działają na niego...no działają! Jest jakaś chemia. Jak ktoś mi teraz powie, że on jej nie kocha to dostanie w mordę! Tak, z Jorgosem na czele! On ją kocha i to widać, czuć na kilometr. Teraz boi się tylko samego stanu ślubu, ale kuźwa, mógłby jej tak się zbywać i samego siebie też. On tak bardzo mocno boi się przyznać do miłości do Muriel aż choruje. To jest powód jego stanu zdrowia, o!
OdpowiedzUsuńOgarnij się Jorgos, chłopie! :D
Czekam na dalej. <3
Dużo weny! :D
Pozdrawiam. <3