27.11.2014

48. Diagnoza

Jorgos pomimo rodzinnej atmosfery nie potrafił opanować powracających mdłości, co skutkowało tym, że coraz rzadziej pojawiał się na posiłkach, a nie mówiąc już o wylegiwaniu się na plaży i graniu w piłkę lub żeglowaniu. Ojciec próbował wyciągnąć go również na ryby, ale zdecydowanie odmówił. Gdyby nagle zaczął wymiotować przy nim, na pewno nie obyłoby się bez pytań i troski, a nie chciał go martwić swoim stanem zdrowia. Spodziewał się, że wypytywałby go, a potem wszystko powtórzył Larysie i Muriel. Doskonale pamiętał to, co się stało wtedy, gdy trafił do szpitala. Płakała i była kompletnie przerażona, a przecież badania wyszły idealnie! Lekarz stwierdził, że jest zdrów jak ryba. Potem jednak wszystko się popsuło i ich relacje były, oględnie mówiąc, nie do końca tak jak trzeba.
Zauważył jednak jedno: że Muriel wcale nie naciskała na to, aby przyznał się do swych uczuć. Wręcz przeciwnie. Trzymała się na dystans i unikała tego tematu, choć miała wiele okazji, aby spróbować porozmawiać z nim na temat ich uczuć. Był jej za to wdzięczny, ale jednocześnie irytowało go to, że tak łatwo się poddała. Nie chciał jej zniechęcać, choć w tej jednej kwestii może nie warto było tak napierać. Zwłaszcza że jego uczucia wcale nie są tak wyraźne, jakby sobie tego życzył. Miał kompletny mętlik, a poza tym przerażała go myśl o ponownym zawarciu małżeństwa. Dławił się własną śliną, którą próbował przełknąć nerwowo. Nic nie mogło sprawić, aby mógł się przekonać do tej instytucji. Nic i nikt nie był w stanie sprawić, że dzień jego ślubu prawdopodobnie będzie najszczęśliwszym dniem w jego życiu. Nic nie będzie w stanie go przekonać, iż małżeństwo jest czymś, co sprawia, że człowiek czuje się szczęśliwy. Może inni inaczej to odbierali, ale mając za sobą złe doświadczenia w postaci matki, która wyłudzała od ojca pieniądze, szantażując go, iż wywiezie ich jedynego syna daleko i zabroni kontaktu z nim oraz w postaci jego zmarłej żony – Sybill, która urządziła mu piekło na ziemi, ośmieszając przed wszystkim, wszczynając awanturę tuż pod nosem mediów, jako iż jej i jego rodzice byli osobami publicznymi.
Nigdy nie zapomni momentu, w którym jego żoneczka niemal rzuciła się na niego z pazurami. Ćpała od wielu lat, ale wyglądała jak uosobienie niewinności i słodyczy. Tamtej nocy również była na haju, jej wielkie oczy patrzyły na niego z nienawiścią i obrzydzeniem.
- Ćpałaś – powiedział zniesmaczony jej zachowaniem i wyglądem.
- Ćpałam. I co? Zabronisz mi? - Po tych słowach zarzuciła go przekleństwami tak ordynarnymi, iż sam nie potrafiłby wymyślić gorszych.
- Wynoś się z mojego mieszkania! - krzyknął w końcu, przerywając jej potok słów, które godziły go prosto w serce.
Jeszcze wtedy żył młodzieńczymi marzeniami o miłości, lecz potem szybko się przekonał, że miłość to ułuda, która zwodzi na manowce, sprawia, że człowiek traci rozum, przestaje racjonalnie myśleć, nie mówiąc już o zachowaniu.
- Brzydzę się tobą i twoim zachowaniem! Jesteś wstrętny! - wrzeszczała, wymachując rękoma.
Wtedy podjął nieodwracalną decyzję: pierwszy i ostatni raz poślubił kogoś z miłości. Nigdy więcej nie podda się temu uczuciu i nie pozwoli sterować sobą jak ostatnim gamoniem.
Wszystko jednak uległo nieco deformacji, gdy spotkał Muriel, a teraz zupełnie inaczej do tego podchodził. Nie obawiał się, że jego narzeczona zacznie go zdradzać lub brać twarde narkotyki. Ona taka nie była, różniła się od Sybill jak niebo od piekła. Muriel nie udawała, wierzył w to, że kochała go szczerze i bezinteresownie. Taka była. Nie miał zbyt miłych wspomnień z dzieciństwa, bo rodzice szczędzili jej uczuć, ale mimo to wyrosła na osobę, która potrafiła obdarzyć miłością kogoś takiego jak on.
Przecież nie był dla niej odpowiedni, a jednak kochała go i powiedziała mu o tym.
Był w głębokiej rozterce, targany również mdłościami. Psychicznie i fizycznie czuł, że już dłużej nie wytrzyma, bo nie był w stanie już ukrywać zmęczenia spowodowanego jego tajemniczą chorobą.
Larysa oznajmiła im dwa dni po tym, jak spędził z Muriel noc, iż w sobotę organizują małe garden party, na którym Muriel miała poznać najbliższą rodzinę. Brata macochy, jego żonę oraz dwójkę rozwydrzonych bachorów, których szczerze nie znosił oraz czwórkę braci ojca i jego dwie młodsze siostry.
Dzień przed przyjęciem Jorgos czuł się tak fatalnie, iż nie zdołał wyjść z łóżka. O godzinie dziesiątej wpadła do niego zaniepokojona Muriel, a za nią oczywiście przywędrowała Larysa i Consuela. Jęknął, gdy popatrzył na jej twarz. Doskonale wiedział, co myślała w chwili, gdy go zobaczyła go wycieńczonego, bladego z ciemnymi workami pod oczami.
- O nie – jęknęła i usiadła przy nim, łapiąc go za rękę. Jedną dłoń przyłożyła do policzka. Czuł chłód jej skóry, który przyniósł mu chwilowe ukojenie.
Tak dobrze czuł się w jej ramionach, wiedząc, że zajmie się nim, otaczając go troskliwą opieką. Niegdyś byłoby to nie do pomyślenia, ale dzięki narzeczonej przebył długą drogą i wiele się w jego życiu i myśleniu zmieniło. Na lepsze. Dlatego więc uśmiechnął się do niej, próbując się podnieść, chciał pozbawić ją obaw, bo dostrzegł w jej szmaragdowych oczach panikę i strach. Nie chciał, żeby się martwiła o niego.
- Nie wstawaj, leż. Zaraz pojedziemy do szpitala – powiedziała Larysa, patrząc na niego z niepokojem.
- Bez przesady! - zawołał oburzony, czując się jak niedojda, która nie jest w stanie nic zrobić. - Nie jest mi potrzebny lekarz. Zaraz mi przejdzie – zbuntował się Jorgos, lecz reszta nie chciała go słuchać, zwłaszcza Muriel.
Wciąż głaskała go po policzku, aż przymknął na chwilę powieki rozkoszując się jej dotykiem. Było mu z nią tak dobrze, tak, jak marzył o tym wiele lat temu. Ona powinna być jego pierwszą i jedyną kobiet, z którą mógłby spędzić całe życie.
Muriel patrzył na zasypiającego Jorgosa, czując rozsadzający ją od środka strach. Nie wiedziała, co mogło mu się stać. Jaka choroba w nim siedziała, pozbawiając go siły?
Larysa powiedziała, że jeden z braci Nikosa jest lekarzem, który na pewno przyjmie ich w szpitalu, gdy tylko dowie się, że z Jorgosem jest źle.
Po wielu trudach i błaganiach, a także łzach wylanych przez Muriel i Consuelę, Jorgos w końcu ubrany w dresy i koszulkę udał się do szpitala. Stephen jak zwykle był kierowcą. Nikos siedział obok niego, a chory leżał z tyłu. Głowę położył na kolanach Muriel. Ta z kolei siedziała wpatrzona w niego, łagodnym gestem przeczesując jego gęstą czuprynę. Bała się o niego.
***

Czekali na wyniki. Spędzili niemal cały dzień w szpitalu. Muriel miała zapuchnięte i czerwone oczy, co nie spodobało się Jorgosowi. Wyprosił wszystkich z sali, pragnąc porozmawiać z Muriel, która najwidoczniej też czekała na okazję, aby pozostać z nim sam na sam.
Nim zdążył otworzyć usta, narzeczona rzuciła mu się w objęcia i pocałowała go gwałtownie, jakby obawiała się, iż więcej nie będzie jej dane zobaczyć go. Uradowany nawet nie protestował, choć żołądek skręcał się w nim boleśnie, bynajmniej nie od doznawanych właśnie uczuć. Otoczył ją jednak ręką, pozwalając jej na pogłębienie pocałunku. Całowaliby się tak w nieskończoność, gdyby nie to, że znajdowali się w szpitalu, a za drzwiami dało się słyszeć głośne pochrząkiwania i złośliwe komentarze.
W końcu oderwali się od siebie i zdyszani i po prostu zaglądali sobie w oczy. O ile w oczach dziewczyny, Jorgos mógł dostrzec miłość, o tyle Muriel w spojrzeniu narzeczonego dostrzegła jedynie wdzięczność i radość – nic więcej. Szybko się opanowała. Pomógł ej właśnie fakt, że Kasapi jej nie kochał, a także głośne rozmowy na korytarzu.
Po chwili do pokoju wszedł niskawy lekarz, w białym kitlu. Na czole, pokrytym gęstym lecz siwym włosem, leżały skrzywione okulary. U szyi na srebrnym łańcuszku wisiała kolejna para. Muriel uniosła brew, domyślając się, że o to przed nią stoi jeden z braci jej przyszłego teścia. Z postury nie przypominał ani swego brata i bratanka. Był niski, przysadzisty i okrągły jak piłeczka, ale rysy twarzy jednak upodobniały go do Nikosa i Jorgosa.
- Witaj, chłopcze – przywitał się w końcu mężczyzna, a potem szare oczy przeniósł na Muriel, patrząc na nią niezwykle przyjaźnie i serdecznie. Ośmielona posłała lekarzowi uśmiech i podeszła do niego z wyciągniętą dłonią.
- Pan zapewne jest wujkiem Jorgosa – powiedziała, nadal uśmiechając się szczerze i czując, że mężczyzna ją polubił. Albo przynajmniej początkowo zaakceptował.
- Jak najbardziej. Sakis Kasapi. Bardzo miło mi panią poznać.
Po uprzejmościach wymienionych z narzeczoną bratanka, Sakis przystąpił do wywiadu, który nic mu nie podpowiedział. Miał jednak nadzieję, że badania wykażą nieco więcej. Jakieś zmiany, które ich zaalarmują. Ale i badania nie wykazały zbyt wiele.
- Do diabła, to już kolejne twoje badania, które nic nie pokazują – wściekł się Stephen, który próbował ukryć niepokój pod maską złości.
- Wiem.
- I nie wiadomo co ci jest.
- Wiem.
- I zaczyna mnie to martwić.
- Wiem – dodał z naciskiem, patrząc na przyjaciela znacząco. Stephen wiedział, że samym gadaniem nic nie zrobi, dlatego zamilkł, westchnął sfrustrowany i pokręcił głową.
- Mam pewien pomysł – rozległ się po sali tubalny głos Sakisa.
Odwiedził bratanka zaraz po tym jak zrobił obchód. Martwiła go ta sprawa, bo jak wynikało ze słów rodziny, wcześniej dopadły go mdłości i torsje. Coś było nie tak, ale nie wiedział co i właśnie to było najgorsze, bo końcu jeśli na badaniach nic nie wyszło to problem tkwił albo głęboko w umyśle albo była to poważna choroba, która nie została jeszcze odkryta.
- To znaczy? - odezwał się Nikos i spojrzał na brata. Panowie przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, jakby Sakis porozumiewał się z bratem poprzez telepatyczną więź.
- Może problem nie tkwi w ciele, lecz w umyśle? Nasz mózg potrafi tworzyć iluzje lub tak nastroić nasze ciało, że człowiek nawet nie wie skąd bierze się jego urojenie.
- No dobrze, czyli człowiek nieświadomie może wywołać chorobę, choć tak naprawdę wcale nie jest chory? Nie rozumiem, musi być tego jakaś przyczyna, prawda? - zapytał Stephen.
- Tak, w tym przypadku też tak jest i chyba nawet wiem co. - Sakis zawiesił na chwilę głos i rozejrzał się spokojnie po sali, aż jego wzrok spoczął na bladym bratanku.
- Co takiego? - zapytała Muriel i ścisnęła Jorgosa za rękę, jakby oczekiwała najgorszego. Prawda jednak nie była taka straszna jakby wydawać się mogło. Nie była jednak też powodem do skrajnej radości.
- Wpadłem na to przed chwilą, gdy przypomniałem sobie o ślubie. Czasami jest tak, że torsje spowodowane są strachem. Człowiek może bać się czegoś tak bardzo, iż wymiotuje. To całkiem normalne w takich wypadkach. Oczywiście nie mówię, że ta diagnoza jest właściwa i niepodważalna, ale sądzę, że Jorgos po prostu ma torsje z powodu ślubu. I nie chodzi o ciebie Muriel – powiedział, zwracając się do dziewczyny, która kompletnie nie wiedziała, co myśleć na ten temat. - Raczej o sam fakt, że bierze ślub.
Po słowach Sakisa zapadła cisza. Muriel popatrzyła na narzeczonego, a potem spojrzała na lekarza, który przeglądał swoje notatki. I co miała teraz o tym myśleć? Niby nie chodziło o nią, ale jednak w jakiś sposób się z nią to wiązało. Gdyby nie ślub Jorgos na pewno byłby zdrowy i nic by mu nie dolegało. Cała ta uroczystość wpływała na niego niezdrowo. Zresztą, czy miała pewność, że nie chodziło o nią, że nie bał się małżeństwa z kobietą, którą właściwie nie znał? Może obawiał się kolejnego ślubu, bo pierwsze małżeństwo skończyło się tragicznie? Była pełna wątpliwości i kompletnie nie miała pojęcia, co myśleć o tym wszystkim. Ważne jednak, że jakaś diagnoza została postawiona. Trochę nie podobało jej się to, że Sakis opierał to wszystko jedynie na przypuszczeniach, bo w rzeczywistości mogło to być coś poważniejszego. A nie wymysł umysłu.
Jak tak inteligentny i obyty mężczyzna mógł chorować na coś, co utworzyło się w jego umyśle. Jorgos i strach? Jakoś nie bardzo jej się to podobało, więc nie była przekonana o tym tak bardzo jak reszta. Nie miała jednak nic do powiedzenia na ten temat, bo wszystko to, co chciała powiedzieć to to, że poniekąd czuje się urażona domysłami lekarza. Sam stwierdził, że to nie o nią chodzi, ale mimo to, czuła się tym poniekąd urażona.
Sakis w końcu wyszedł, wyjaśniając jeszcze, że najlepiej będzie, jeśli chory porozmawia z psychologiem o tym, co go dręczy. Obiecał również, że przyjdzie za kilka minut z wypisem.
Cóż mogła teraz począć, gdy była tak blisko ślubu? Zaledwie dwa tygodnie dzieliło ją od uroczystości i nie mogli teraz wszystkiego odwoływać. Ona chciałaby to zrobić, byłoby lepiej, gdyby Jorgos był cały i zdrowy, i nie chciała, aby cokolwiek wpływało na jego samopoczucie.

***

Gdy usłyszał opinię wujka, przymknął powieki czując jak zalewa go fala mdłości. Sakis miał całkowitą rację. Przez ten ślub popadł w paranoje, bał się go i czuł mdłości na samą myśl o tym, co go czekało za dwa tygodnie. Wiedział jednak, że opinia lekarza dotknęła Muriel. Stwierdził to po jej minie. Popatrzyła na niego i przez chwilę w jej spojrzeniu dostrzegł urazę. Nie wiedział tylko czy ma pretensje do niego czy do jego wujka. Z jednej strony nie był na nią o to zły. Mogła poczuć się dotknięta tym, że przerażała go sama myśl o ślubie. Nie miał jednak na to wpływu, czy chciała tego czy nie. Musiała pogodzić się z myślą, że jego choroba nie przyszła na życzenie i wcale jej nie pragnął. Czasami nie rozumiał myślenia kobiety, z którą przyjdzie mu stanąć na ślubnym kobiercu. Muriel bywała czasami chaotyczna w tym, co robiła i nie potrafił jej rozgryźć, choć równie dobrze mógł tego w ogóle nie robić i ignorować jej uczucia. Nie był jednak w stanie tego zrobić. Stanowiła część jego życia, musiał zwracać uwagę na nią na to, co się z nią działo.
Przeszłość wisiała nad nim niczym ostry topór kata. Wyobrażał sobie jak ostrze dotyka jego skóry na szyi i lekko ją nacina, przypominając o Sybill. Przecież nie zapomniał o niej i chyba nigdy tego nie zrobi. Ciążyła mu, ukryta między jedną myślą, a drugą. Czuł jej obecność i miał wrażenie, że tworzy przepaść pomiędzy nim, a Muriel. Kompletnie nie wiedział, co robić, aby powiększająca się z każdym dniem szczelina, przestała ich dzielić. Nie chciał, aby Muriel patrząc na niego widziała w nim człowieka, który chorował na samą myśl o ślubie.
Była kobietą, więc niejedna pani na pewno poczułaby się urażona na wieść o tym, jak jej przyszły mąż panicznie boi się ślubu. Boi się tak bardzo, że ląduje w szpitalu.

Z ulgą wsiadał do samochodu. Wszyscy milczeli, a on miał wrażenie, że zaraz przez to oszaleje. Nie chciał milczeć, chciał rozmawiać, a jeszcze lepiej: chciał się kochać z Muriel i zrobi to, bo nie pozwoli na to, aby między nimi panowały tak sztywne stosunki. Nie chciał tego, co działo się z nimi przez ostatnie tygodnie. Chciał, aby Muriel była szczęśliwa, a on razem z nią. W końcu mogli stworzyć normalny związek. Mógł jej dać odrobinę tego, co pragnęła. Związek.
Nie czuł się jednak gotowy na miłość. Nie dziś kiedy wspomnienia wracały do niego jak bumerang sprawiając, że ogarniał go strach. Paraliżował go i wywoływał w nim torsje. Gdyby tak wyglądały początki każdej miłości, zapewne wiele osób uciekałoby, gdzie pieprz rośnie, byleby tylko się nie zakochiwać. On póki co tak się właśnie czuł.
To jakaś paranoja, pomyślał wściekły i położył się na łóżku. Zamknął oczy i czekał, aż gwar wokół niego ucichnie, aż wszyscy sobie pójdą i pozwolą mu leżeć. Pragnął ciszy, aby móc w końcu pozbyć się tego rumoru w głowie, jaki w niej panował.
Jego skryte pragnienie wkrótce się spełniło i do wieczora nikt mu już nie przeszkadzał. Dopiero w porze kolacji ktoś cicho zapukał. Ocknął się z drzemki, w jaką wpadł, i uniósł się na łokciach.
- Proszę – powiedział zaspanym, nieco ochrypłym głosem. Drzwi się uchyliły, a po chwili w słabym świetle lampki dostrzegł rudą głowę. Uśmiechnął się pod nosem i podniósł się do pozycji siedzącej, oczekując pojawienia się Muriel.
Gdy jego narzeczona w końcu stanęła tuż przed nim, uśmiechnął się do niej i wyciągnął rękę, aby móc ją posadzić sobie na kolanach. Potrzebował jej bliskości i nie miał zamiaru ukrywać tego przed sobą. Zresztą, po co? Muriel miała coś, co go przyciągało, więc nie miał zamiaru wypierać się tego, ponieważ już teraz czuł, jak bardzo ważna dla niego była. Nie musiał jej kochać, ale jej obecność działała na niego... kojąco.
- Mam nadzieję, że czujesz się lepiej? - zagadnęła. Nie ujęła jego ręki jak przypuszczał, lecz usiadła na fotelu. Zmarszczył brwi, zaskoczony jej dystansem. O co znów chodziło?
- Tak, dziękuję za troskę, tesoro – mruknął i z satysfakcją obserwował jej rumieńce, które z każdą chwilą pogłębiały się coraz bardziej. Lubił patrzeć na nią, gdy próbowała ukryć zadowolenie wywołane nie znaczącym słowem czy gestem. Po prostu cieszyła się z każdego drobnego gestu z jego strony, a to z kolei cieszyło jego.
- To dobrze – bąknęła i poruszyła się niespokojnie na fotelu. Coś ją trapiło i nie wiedział co.
- O czym chcesz porozmawiać? - zapytał w końcu, a Muriel spojrzała na niego zaskoczona. Potem jednak jakby zapadła się w sobie i wydawało mu się, że za chwilę zniknie.
- Myślałam trochę o tym, co powiedział twój wujek. No wiesz, że coś sprawia, że tak chorujesz... - rzekła nieco skrępowana. Wyłamywała dłonie i odwracała od niego wzrok. Nie lubił owijania w bawełnę. Wolał, gdy ktoś mówił do niego prosto z mostu.
- Agapi mou, spójrz na mnie – poprosił cicho i poczekał, aż popatrzy na niego. - I co w związku z tym? - zapytał, gdy w końcu ich spojrzenia skrzyżowały się.
- Nie chcę, żeby coś ci stało. Wiem, że to pewnie wszystko wiążę się z tym, co wydarzyło się wiele lat temu. Nie wiem, co się stało z twoją żoną, z jakiego powodu zmarła i nie chcę wiedzieć, ale jeśli myśl o ślubie ze mną działa na ciebie w ten sposób, to lepiej będzie, jeśli ślubu żadnego nie będzie.
Po słowach dziewczyny zapadła grobowa cisza. Jorgos milczał kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć. Zaskoczyła go tym, co powiedziała, a jednocześnie rozwścieczyła. Skąd w ogóle wziął jej się ten pomysł?!
- Zwariowałaś! - powiedział w końcu oburzony, bo nic innego do głowy mu nie przychodziło, zwłaszcza, że sam nawet nie pomyślał o tym, aby odwoływać uroczystość.
I wcale nie chodziło o to, że dziadek mógłby wycofać testament, w którym przekazuje mu wszystkie udziały. Naprawdę mało go obchodziło, co zrobi Anistos. Po prostu nie wyobrażał sobie, że Muriel zechce zrezygnować ze ślubu tylko dlatego, że on był z tego powodu chory. Poza tym, zbyt mu na niej zależało, aby mógł jej teraz pozwolić odejść, choć powody, dla których ją poślubiał ciążyły mu niczym kamień w bucie. Uwierał go fakt, że ukrył przed nią istotny powód ich ślubu, ale nie myślał o tym, aby nie wywoływać u siebie wyrzutów sumienia. Wystarczająco się obwiniał.
- Nie. Żadnego odwoływania! - Był wściekły, ale nie na Muriel. Na siebie. Z wielu powodów, o których nawet nie chciał myśleć, bo wolał, aby leżały w jego umyśle uśpione, póki nie będzie koniecznie wyjawić ich narzeczonej.
- Ale, Jorgosie, nie mogę pozwolić na to, abyś co kilka dni lądował w szpitalu. Chorujesz, nie wiem dlaczego tak się dzieję, ale jednak chorujesz na samą myśl o ślubie. Myślisz, że mnie to nie boli? Dobrze wiesz, że cię kocham i nie mogę patrzeć jak cierpisz, bo boisz się ślubu, choć nie wiem dlaczego.
Jorgos wstrzymał oddech, gdy Muriel powiedziała co do niego czuje. Już drugi raz wyznała mu swe uczucia. On jednak milczał oszołomiony. Kochała go od wielu tygodni, a on nadal nie wiedział, co tak naprawdę do niej czuje. To było coś więcej niż zwykła sympatia, to nie była również miłość.
- Muriel... Ja... - zaczął, ale urwał, bo nie wiedział, co powiedzieć dalej. Przecież nie mógł skłamać. Najgorsze co mógł zrobić mężczyzna, to okłamać kobietę i powiedzieć, że ją kocha. - Nie rozmawiajmy już o tym, dobrze? Ważne jest to, że dobrze się czuję i nic mi nie dolega. Ale ślubu nie odwołam – zaprotestował, gdy dziewczyna chciała mu przerwać.
- To przestań chorować! - warknęła i wstała. Jorgos uniósł się z posłania i szybko do niej doskoczył. Złapał ją za rękę i zatrzymał.
- Nie złość się. Nie widzę powodów, dla których miałbym wszystko odwoływać. Źle się czuję, owszem, ale przejdzie mi. Przecież nie może to trwać w nieskończoność.
Muriel nie odpowiedziała nic, więc puścił ją, trochę tylko zły na nią. Wyszła bez słowa, a on poczuł się jak ostatni egoista. Czuł strach przed ślubem, ale bał się jeszcze bardziej, gdy pomyślał, iż Muriel mogłaby zniknąć z jego życia bezpowrotnie.

5 komentarzy:

  1. ,,Muriel patrzył na...'' ot, literówka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze....to spodziewalam się tego że jorgos w końcu wyzna muriel ze ją kocha...chciałabym żeby był w końcu jakiś szczęśliwy rozdział....

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie moge sie doczekać samego ślubu. Jorgos zobaczy Muriel w białej sukni i władnie po uszy ;)) ale musze przyznać ze rozdział wciągający. Kocham:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny! Z niecierpliwością czekam na następny. Biedna Muriel i (troszkę) biedny Jorgos ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co, nie, nie, nie, i jeszcze raz, nie! :D Jorgos martwi się o to, że Muriel może od niego odejść, chociaż boi się samego małżeństwa w tym ślubu, bo przez takie rzeczy, co go spotkały, też bym się bała, do tego jeszcze każde złe uczucie, dobre humory działają na niego...no działają! Jest jakaś chemia. Jak ktoś mi teraz powie, że on jej nie kocha to dostanie w mordę! Tak, z Jorgosem na czele! On ją kocha i to widać, czuć na kilometr. Teraz boi się tylko samego stanu ślubu, ale kuźwa, mógłby jej tak się zbywać i samego siebie też. On tak bardzo mocno boi się przyznać do miłości do Muriel aż choruje. To jest powód jego stanu zdrowia, o!
    Ogarnij się Jorgos, chłopie! :D
    Czekam na dalej. <3
    Dużo weny! :D
    Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Sakis Rouvas, Lea Michele.