Muriel
gryzła się tym, że Jorgos mimo dolegliwości nie chciał odwołać
ślubu. Dlaczego mu tak na tym zależało? Przecież tak naprawdę
nie musieli się pobierać, choć on taki warunek postawił. Ślub.
Co przez to chciał zyskać? Czyżby bał się, że przy pierwszej
lepszej okazji ucieknie? Miała dotrzymać swej części umowy tak,
jak on to zrobił? Cała ta sytuacja wydała jej się dziwna, ale
wierzyła w to, iż Jorgosowi choć trochę na niej zależy. Musiało
tak być, bo nie upierałby się, aby niczego nie odwoływać. Sama
jednak nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Może gdyby z nim
naprawdę porozmawiała, zażądała odpowiedzi na dręczące
pytania, udałoby jej się zrozumieć postępowanie? Ale Jorgos tkwił
zamknięty w swoim milczeniu i nie chciał jej dopuścić do
tajemnic, które trawiły go od wielu lat. Miała ochotę
zapytać kogoś z rodziny, ale wtedy postawiłaby ich w
niekomfortowej sytuacji. Musieliby wybrać lojalność wobec syna,
brata lub wnuka wobec zaspokojenia jej ciekawości i uspokojeniu jej
rozchwianych uczuć. Co było ważniejsze dla nich? Oczywiście
Jorgos. Nie miała prawa żądać od nich wyjaśnień. Powinien to
zrobić właśnie jej narzeczony, ale on uparcie milczał. Chorował
i milczał.
-
I jak się czuje? - zapytała Larysa, gdy Muriel w końcu pojawiła
się w salonie.
-
Dobrze – powiedziała, wciąż pamiętając jak zareagował na jej
propozycję.
-
Mam nadzieję, że więcej nie będziemy musieli z nim jeździć do
szpitala, bo inaczej rzeczywiście trzeba będzie odwołać ten ślub
– mruknęła macocha Jorgosa i spojrzała na nią w zamyśleniu.
Muriel
wzruszyła ramionami. Cóż mogła jej powiedzieć? Że Jorgos
dostanie apopleksji, gdy o tym usłyszy? Albo że nazwie ją
wariatką? Tak czy inaczej, ślub się odbędzie, a Jorgos będzie
musiał pokonać swój strach i stanąć na ślub kobiercu.
***
Jorgos
już na drugi dzień, z samego rana, wkroczył do jadalni pełen
energii. Tryskał życiem i radością, jakby jego wczorajszy pobyt w
szpitalu wcale nie dotyczył tymczasowej choroby. Wyglądał na
zmęczonego, świadczyć mogły o tym cienie pod oczami, ale jego
wzrok aż iskrzył się od humoru, podobnie usta wyginały się w
szerokim uśmiechu, okraszonym oczywiście uniesioną lewą brwią.
Muriel
zapatrzyła się na chwilę na narzeczonego, całkowicie ignorując
Tracy, która opowiadała jej o sukience, którą
widziała w tutejszym sklepie. Jakoś nie mogła skojarzyć Jorgosa z
mężczyzną, którego znała. Zawsze myślała o nim jak o
mężczyźnie ponurym, cynicznym i ironicznym, w nierzadkich chwilach
tylko czasem obdarzał kogoś uśmiechem. Teraz jednak przypominał
kogoś, kto zupełnie nie wpasował jej się w ogólny pogląd.
I to ją cieszyło. Dobrze było go widzieć takim radosnym. To dobrze rokowało na przyszłość, którą
mieli przecież dzielić.
Po
śniadaniu Larysa wydała polecania, ponieważ zbliżało się małe
garden party. Jorgos nalegał aby go nie odwoływać, bo
koniecznie chciał przedstawić Muriel rodzinie.
Całym
poczęstunkiem zajęła się wynajęta na tą imprezę firma
kateringowa. Ogród został przygotowany na przyjęcie.
Jedzenie powoli znoszono na stół, z którego każdy
mógł wybrać, co chciał.
-
Głodny się zrobiłem – mruknął Bobbie, gdy wszystko było już
gotowe.
Kelnerzy
czekali z tacami zapełnionymi lampkami wina oraz szklankami z
koniakiem.
-
Ty zawsze jesteś głodny – zadrwił Stephen, uśmiechając się do
niego złośliwie. Bobbie zmarszczył brwi i nabrał powietrza, aby
coś odpowiedzieć, ale w tej chwili przerwał mu gong dochodzący z
domu. Goście.
Muriel
rzuciła Jorgosowi niespokojne spojrzenie. Mężczyzna nic nie
odpowiedział. Złapał ją za dłoń i uniósł do ust, a gdy ją
ucałował, dziewczyna poczuła się nieco lepiej. Jego dotyk działał
na nią kojąco. Jeśli jej nie zaakceptują, to trudno. Ważne, że
Jorgos i reszta najbliższej jego rodziny potrafiła ją przyjąć z
otwartymi ramionami. To się dla niej liczyło. Miała już swoją
rodzinę, a reszta mogła ją polubić lub nie.
Zacisnęła
wargi, gdyż żołądek podskoczył jej do gardła, przy okazji
poruszając serce do biegu.
Po
ogrodzie potoczyły się głośne śmiechy i rozmowy. Stukot obcasów
rozniósł się po salonie, z którego nagle wyszło
kilka osób. Były to głównie osoby dojrzałe, w wieku
Nikosa i Larysy.
Przedstawiono
jej dostojne pary, a byli nimi bracia Nikosa, jeden z nich, niejaki
Samuel z żoną Dianą, Segan z żoną Ingrid oraz Yusef z
przyjaciółką Helen. Wszystkie panie, choć ubrane, jak
uznała Muriel, luźno, wyglądały elegancko, klasycznie i przede
wszystkim drogo. Poczuła się jak mała dziewczynka pośród
dorosłych. Przerażali ją i jednocześnie fascynowali, bo teraz
mogła spotkać się z osobami, które przecież brały jakiś
udział w życiu narzeczonego.
Niestety,
Sakis nie przyjechał, bo miał popołudniowy dyżur w szpitalu, ale
zadzwonił i obiecał, że przyjedzie jutro z samego rana.
Garden
party rozpoczęło się, a Muriel powoli oswajała się z
obecnością dostojnych gości, którzy traktowali ją bardzo
dobrze. Miała wrażenie, że tylko Helen patrzyła na nią z
wyższością, ale ostatecznie uznała, że to tylko takie wrażenie.
W końcu nie miała jeszcze sposobności, by z nią porozmawiać.
-
Opowiedz nam coś o sobie, Muriel. Niewiele wiemy, a bardzo
chciałybyśmy cię lepiej poznać – poprosiła w końcu Ingrid,
żona Segana. Była to średniego wzrostu, czarnowłosa kobieta o
obfitych kształtach. Wyglądała na przyjaźnie nastawioną, ciemne
oczy przypatrywały jej się z ciekawością i sympatią. Mimo to,
poczuła się nieswojo. Co miałaby im opowiedzieć? Nie
miała ani studiów, ani pracy. Nie urodziła się też w
bogatej rodzinie, co przecież tłumaczyłoby braki tego pierwszego.
-
No cóż... Sama nie wiem – zająknęła się nieco
zawstydzona.
-
Po prostu powiedz nam, co robisz, co studiujesz i tym podobne... -
podpowiedziała jej Helen, patrząc na nią uważnie.
Jeśli
powie, że jest zwykłą biedaczką, wszystkie nowo poznane panie
uznają ją za interesowną. Jakoś udało jej się omotać wokół
siebie Jorgosa, a ten po prostu zauroczony poprosił ją o rękę.
Milczała przez chwilę, myśląc nad tym, co ma powiedzieć.
Kotłowało się w niej wiele myśli. Gnębiła się tym, co miała
powiedzieć, aż w końcu zdecydowała. Powie prawdę. Miała w nosie
to, co myślą o niej inni. Nie będzie kłamać, aby zyskać sobie
ich przychylność. Jeśli komuś nie odpowiadało jej urodzenie, to
on ma z tym problem, nie ona.
-
W tej chwili nie robię nic. Szukam nowej pracy i nie studiuje... -
urwała, aby zobaczyć miny kobiet. Larysa patrzyła na nią z
uśmiechem na ustach, jakby była zadowolona z tego, co powiedziała.
Ona sama nie czuła się z tym tak pewnie. - Cały czas muszę
zajmować się moją ciotką, jest chora, i nie mogę pozwolić sobie
na studia...
-
Och, tak mi przykro – szepnęła zaskoczona Ingrid, a reszta pań
podzieliła jej zdanie, kiwając zgodnie głowami. Co myślały, tego
Muriel nie wiedziała i wolała, aby pozostało dla niej tajemnicą.
- A rodzice? Co z nimi?
-
Nie żyją od kilku lat. Ciocia mnie wychowywała, a teraz ja się
nią opiekuję. - Spojrzała z czułością na kobietę, która
stała nieopodal Anistosa i otaczała go troskliwą opieką, choć
sama jej potrzebowała.
-
Coś niesamowitego! - zakrzyknęła Ingrid. W jej głosie jednak nie
dało się wyczytać żadnej kpiny czy oszczerstwa. Muriel nie
wiedziała o co chodziło kobiecie, więc milczała, czekając na
dalsze jej słowa. - W dzisiejszych czasach niewiele młodych troszczy się o drugą osobę bezinteresownie. Zazwyczaj oddają osoby podobne do twojej ciotki do specjalnych ośrodków
lub domów spokojnej starości i przestają się nimi
interesować. Podziwiam cię za to, że podjęłaś takiego zadanie i
nie oddałaś jej pod opiekę obcych osób.
-
No cóż, nawet jeśli chciałabym to zrobić, to nie mogłam.
Nie stać mnie było na to – odparła po prostu, czym wprawiła
niektóre panie w lekkie zaskoczenie. Szybko je ukryły pod
łagodnym, pełnym zrozumienia uśmiechem.
-
Chyba wiem, co urzekło Jorgosa... Twoja szczerość – powiedziała
Helen i poklepała ją po ramieniu. Odwróciła się na pięcie
i odeszła. Podeszła do grupki panów, w których stał
również i jej narzeczony.
Co
mu powie?, pomyślała Muriel, gdy obserwowała uważnie Helen i
Jorgosa. Kobieta coś odpowiedziała, a Jorgos kiwnął głową z
szerokim uśmiechem. Nie rozumiała ich słów, nie
potrafiła także czytać z ust, bo rozmawiali po grecku. Westchnęła
zrezygnowana i odwróciła się do reszty pań, aby kontynuować
rozmowę.
Całe
przyjęcie przebiegało bez zakłóceń. Wszyscy rozmawiali i
śmiali się. Muriel poczuła się nieco pewniejsza i nawet w trakcie
wspólnej rozmowy przy lampce wina, przytuliła się do
Jorgosa. Dzięki temu poczuła się zdecydowanie lepiej. Zawstydziła
się tylko trochę, gdy spojrzenia wszystkich zebranych skierowały
się na nią, gdy czule obejmowała narzeczonego. Nie przestraszyła
się, a ciepły dotyk dłoni Jorgosa dodał jej więcej kurażu.
Wszystko
szło sprawnie i gładko. Rozmowy przerywane były głośnymi
śmiechami i stukotem szkła o szkło. Muriel cieszyła się, że
nikt jawnie nie okazywał jej swojej niechęci. Jeśli któraś
z pań czy panów nie darzyła ją sympatią, to postanowiła
kompletnie się tym nie przejmować. Jorgos ją tego nauczył i była
mu za to wdzięczna. Przestało ją obchodzić zdanie innych osób,
osób, których przecież ona nie znała, a oni nie znali
jej.
Całą
przyjemną atmosferę zepsuło pojawienie się brata Larysy –
Besariona. Przybył sam. Był to wysoki, gruby mężczyzna o głęboko
osadzonych oczach. Nie przypominał biznesmena, którym
przecież był. Miał dziwny wyraz twarzy, który nie spodobał
się Muriel. Patrzył na wszystkich z góry, a na ustach igrał
mu złośliwy uśmieszek. Kiedy jego wzrok padł na nią, odsunęła
się do tyłu, plecami opierając się o Jorgosa. Szybko otoczył ją
ramieniem w pasie i lekko ścisnął, jakby chciał jej tym dodać
odwagi. Potrzebowała jej, bo zachowanie tego mężczyzny nieco ją
przerażało.
Besarion
podszedł najpierw do Larysy i Nikosa, który o dziwo nie
odpowiedział na powitanie, ale mężczyzna wcale się tym nie
zraził. Po prostu rozmawiał z siostrą, ignorując wyraźnie wrogo
nastawionego Nikosa. W końcu brat przyszłej teściowej podszedł do
nich.
-
Jorgosie, cóż za zaskoczenie! Jesteś zaręczony. - Zaśmiał
się, a w jej uszach te słowa zabrzmiały jak kpina.
Od
pierwszej chwili ten mężczyzna sprawił, iż czuła do niego
niechęć. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, iż Besariona lubi
ktokolwiek. Miał denerwujący sposób bycia, czasami jego
gesty były zmanieryzowane, sztuczne, jakby grał w jakiejś sztuce.
Musiała jednak przyznać, iż wujek Jorgosa posiadał wyjątkowo
rozległą wiedzę na wiele tematów, które zaczęli
roztrząsać.
Szybko
zmęczyła ją rozmowa, bo Besarion zaczął się wymądrzać, a gdy
dowiedział się, że nie posiada studiów ani pracy wprost nie
mógł uwierzyć, że są osoby, które po prostu nie
edukują się, aby potem zdobyć jak najlepszą pracę. O to chodziło
w życiu tego mężczyzny, praca i pieniądze. Nie podobało jej w
jego rozumowaniu to, iż wszystko dla niego było związane z
pieniędzmi. Życie nie polegało jedynie na zbieraniu majątku,
chodziło o coś więcej. Jak mógł przejść przez życie w
ogóle nie troszcząc się o innych? Choćby nawet o swoją
żonę i dzieci? Kasapi powiedział jej przecież, że posiadał
rodzinę, więc powinien choć w małym stopniu wykazywać więcej
empatii. Ale przecież miała złe doświadczenia z rodzicami, w
końcu matka i ojciec nie kochali jej, więc nie powinno ją dziwić,
że Besarion w ogóle wyglądał na takie, któremu
potrzebna była rodzina. Pewnie nawet ich nie kochał.
Przeprosiła
rozmawiających panów i ruszyła w stronę domu. Musiała
skorzystać z łazienki i nieco odpocząć od towarzystwa Besariona.
Nie
lubiła osób z manią wyższości. Trzymała się od nich z
daleka, aby samej nie czuć się jak margines społeczny.
W
łazience nieco ochłonęła i uspokoiła się. Spojrzała w
lustro i dostrzegła siebie, ale wyglądała już inaczej. I nie
chodziło o drogą sukienkę i buty, chodziło raczej o jej
spojrzenie, o gesty. Patrzyła i mówiła stanowczo, pewnie.
Potrafiła już postawić na swoim i wiedziała czego chce. Nie bała
się wyrażać swych myśli na głos. Zmieniła się i to na plus, bo
jeszcze na początku znajomości z Jorgosem zachowywała się jak
zaszczuta nastolatka. Niczego nie była pewna, wstydziła i nie
umiała być stanowcza. Cieszyła się z tej zmiany, bo to dobrze
rokowało na przyszłość. W końcu może uda się jej osiągnąć
coś więcej. Chciałaby iść na studia, najlepiej na coś
pożytecznego. Tak jak mówił Besarion – chciałaby skończyć
studia, dzięki którym znajdzie szybko dobrą pracę. Nie może
cały czas siedzieć w domu i robić z siebie kurę domową. Na pewno
znajdzie kogoś, kto zaopiekowałby się Melisandą i dopilnował
Diego oraz Pal. Ciotka może już nie poruszała się na wózku,
ale jednak miewała bardzo głupie i niebezpieczne pomysły, więc
opiekunka na pewno jej się przyda.
Kiedy
ochłonęła, wyszła z łazienki i skierowała się do ogrodu, gdzie
przyjęcie nadal trwało. Powoli zbliżali się do punktu
kulminacyjnego, czyli przemowy Jorgosa. Oczywiście powiedziała, że
jest to niepotrzebne, bo wszyscy wiedzą, że są zaręczeni, ale
Kasapi uparł się, by powiedzieć to na głos, przed wszystkimi. Nie
kłóciła się z nim, gdy rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
Uznała, że i tak nie ma sensu wszczynać wojny, choć irytowało ją
to, że robił to, co chciał i zawsze wszystko dostawał.
-
Jak się czujesz w takiej roli? - usłyszała nagle głos Besariona
tuż za plecami. Odwróciła się i dostrzegła jak wychodził
na korytarz z salonu. Patrzył na nią z dziwnym uśmieszkiem na
ustach. Nie podobało jej się to.
-
To znaczy? W jakiej roli? - zapytała, patrząc na niego z jawną
niechęcią. Nie miała zamiaru tego ukrywać, bo i po co?
-
No wiesz, w roli zielonej karty, że tak powiem. O Boże, czyli ty
nic nie wiesz?! - zawołał zaskoczony, jakby nagle coś sobie
uzmysłowił. A Muriel nadal nie miała pojęcia o czym on mówił.
- Czyli ci nie powiedział? A to pech. Najwidoczniej mało go
obchodzisz, bo gdyby tak rzeczywiście było... Masz szczęście, że
Anistos jest stary i ślepy, bo w innym przypadku szybko pożegnałabyś
Jorgos i może tego samego dnia opuściłabyś wyspę.
-
Nadal nie rozumiem, o co panu chodzi – odparła spokojnie i
dobitnie. Gdzieś za plecami usłyszała kroki. Ktoś stukał
obcasami po drewnianej podłodze. Consuela.
-
Muriel, cokolwiek ci mówi, nie słuchaj go – poprosiła
łagodnie i przystanęła obok niej.
-
No właśnie nie wiem... - rzuciła jej zirytowane spojrzenie i
odwróciła się do brzuchatego mężczyzny. - O co panu
chodzi? Dlaczego mam być zieloną kartą?
-
Nic jej nie powiedzieliście? - zapytał wesoło, zwracając się do
Consy. Muriel nie odrywała wzroku od kwadratowej twarzy Beasriona.
Najwidoczniej cała ta sytuacja mocno go bawiła, a ona nadal nie
miała pojęcia, co też mogły znaczyć jego słowa.
-
Nie, nic... - odparła Consuela dziwnie zdenerwowanym głosem.
-
No cóż, Muriel, muszę przyznać, że to daje mi nadzieję...
Anistos sporządził testament, w którym jasno określił
warunki, które musi spełnić Jorgos. Jeśli nie zrobi tego,
to cała firma przejdzie na mnie, choć wiem, że ani Anistos ani
Nikos nie chcieliby, abym to ja rządził ich firmą.
-
A co to za warunki musiał spełnić Jorgos, aby dostać firmę? -
zapytała Muriel, choć wiedziała, że odpowiedź nie spodoba jej
się, co więcej, na pewno będzie dotyczyła czegoś o czym nie
chciała nawet myśleć. Zawsze pozostaje nadzieja, że może się
mylić.
-
Musi się ożenić, a potem spłodzić syna. Proste – oznajmił z
triumfalnym uśmieszkiem na usatch.
Po
słowach Besariona zapadła cisza. Złowroga, przeszywająca cisza,
która nabrzmiewała w uszach, aż w końcu eksplodowała w
histerycznym śmiechu Muriel. Śmiała się i ocierała łzy, płynące
z oczu, które szybko przerodziły się w rozpacz. To o to
chodziło! Była kartą przetargową! Jorgosowi wcale nie zależało
na tym, aby jej pomóc i przy okazji uprawiać z nią seks...
Dzięki niej miał zdobyć firmę na własność, a ślub był
warunkiem. Gdyby nie testament zapewne skończyłoby się na paru
nocach i potem porzuciłby ją, zostawiając z grubymi pieniędzmi na
koncie. A ona naiwnie wierzyła, że ślub był dla niego ważny.
Oczywiście, parsknęła w myślach, był ważny, ale jako warunek do
wypełnienia testamentu. Teraz rozumiała, dlaczego tak chorował.
Brzydził się na samą myśl o tym, iż to ona miałaby być jego
żoną. Tak właśnie, o to chodziło.
Przepchnęła
się obok Besariona i uciekła do własnego pokoju, aby tam miotając
się między furią, a głęboką rozpaczą spakować się do
wyjazdu. Nie zostanie tu ani chwili dłużej. Będzie jednak musiała
jakoś zabrać ze sobą Melisandę i zwierzaki. Nie wiedziała
jednak, jak to zrobić, aby nikt nie nabrał podejrzeń.
Nie
zdążyła zamknąć drzwi, gdy do pokoju wkroczyła Consa. Muriel
nie miała pojęcia, co jej powiedzieć, dlatego widząc jej twarz
poprzez łez, rozpłakała się na dobre. Łzy leciały jej po
policzkach nieprzerwanym strumieniem. Poczuła się okropnie zraniona
i poniżona.
Wszystko
inaczej by wyglądało, gdyby całą sytuację przedstawił jej na
początku, gdyby go nie kochała... O to właśnie chodziło. Jej
miłość dostała cios poniżej pasa.
-
Przepraszam... - zaczęła Consuela cicho i podeszła do niej, lecz
Muriel odsunęła się, kręcąc głową.
-
To nie ty powinnaś mnie przeprosić, tylko Jorgos. Ale nie chcę
mieć już z nim nic wspólnego. Zawiódł mnie jak mało
kto i nie pozwolę, aby zrobił to ponownie. Ślubu nie będzie.
Wiem, że to stawia was pod ścianą, bo wszystko jest zapięte na
ostatni guzik, ale nie wyobrażam sobie, abym kontynuowała znajomość
z twoim bratem.
-
Rozumiem cię, bo pewnie zachowałabym się tak samo, ale... Co ty
robisz?! - krzyknęła, gdy dostrzegła jak Muriel wyciąga z szafy
torbę podróżną.
-
Pakuję się. Nie zostanę tu ani chwili dłużej!
-
Muriel, zastanów się jeszcze. Porozmawiaj z nim, na pewno ci
wszystko wyjaśni.
-
Nie, nie zrobi tego, a ja nie mam zamiaru czekać jak ostatnia
idiotka, aż skapnie mi coś ze stołu pana. Nigdy mi nic nie mówił,
więc i ja nie mam zamiaru o niczym go informować.
Drzwi
do pokoju otworzyły się gwałtownie, a w progu stanął Jorgos.
-
Co tu się dzieje?! - zawołał. Muriel dostrzegła, że był zły i
to bardzo. Nie wiedziała jednak, co go tak rozwścieczyło. Pewnie
jak zwykle coś zrobiła nie tak.
-
Nie widzisz? Pakuję się – powiedziała, szybko odzyskując rezon.
Koniec ze słabością, koniec z bojaźnią.
-
Po co? - wycharczał urywanie. Muriel rzuciła mu szybkie, pełne
kpiny spojrzenie.
-
Jak to po co? Po to, żeby wyjechać – odparła spokojnie, choć na
ostatnim słowie głos zadrżał jej niebezpiecznie. Wzięła się
jednak w garść. Popatrzyła na niego hardo i nawet nie mrugnęła,
gdy podszedł do niej tak blisko, iż poczuła jego odurzający
zapach perfum.
Kochała
go. Jak mogła tak po prostu być dla niego niemiła, skoro nawet sam
jego zapach odurzał ją, a myśli mętniały? Potrząsnęła głową
i wyrzuciła z serca powoli skradający się żal. Nie mogła ciągle
mu wybaczać i tłumaczyć. Zranił ją, bo kolejny raz nie
powiedział jej prawdy. Po prostu przemilczał istotny fakt, a to
było ciosem poniżej pasa, jednak bolało zdecydowanie gorzej, bo
bolało ją serce.
-
Kompletnie nie rozumiem, dlaczego to robisz?!
-
Nie rozumiesz?! To oczywiste. Nie rozumiesz, że chcę, abyś
szanował mnie tak, jak powinieneś szanować swoją przyszłą żonę?
Żebyś zachowywał się jak każdy normalny facet? Nie proszę cię
o miłość, bo nie jest ani tak zdesperowana, ani tak żałosna, ale
jedynie o co cię wciąż proszę to o odrobinę szczerości...
-
Besarion ci powiedział... - przerwał jej, spokojnym głosem.
Widocznie się uspokoił, choć w jego srebrnych oczach czaiła się
groźba, jakaś złość.
-
Tak, powiedział. Powiedział mi, że twój dziadek postawił
warunki: ślub i syn, a w zamian dostaniesz firmę – całą –
rzuciła z pretensją w głosie. Założyła ręce na piersi, aby w
ten sposób odgrodzić się do niego i od jego magnetyzmu.
Przyciągał ją, choć zranił. - Mam tego dość. Nie będę twoją
zabawką na chwilę. Nie spodziewałam się, że nasz związek, o ile
to słowo w ogóle pasuje do nas, będzie normalne. To była
umowa, ale przekroczyłeś granicę!
-
Jaką? Sama powiedziałaś, że to była umowa, więc dlaczego mówisz
o przekraczaniu granic? Przecież to ty się we mnie zakochałaś, to
ty złamałaś nasze słowne porozumienie.
-
Ty świnio! - odpowiedziała i uniosła dłoń, aby go spoliczkować,
lecz Jorgos powstrzymał ją jednym tylko ruchem. Złapał ją za
nadgarstek i mocno ścisnął.
-
Nie radzę – odparł tylko. Muriel wyszarpnęła się z jego
uścisku i odsunęła.
Kątem
oka dostrzegła Consuelę. Stała przy drzwiach cicho i słuchała, a
także obserwowała całą sytuację.
Muriel
poczuła się głupio, ale nie miała zamiaru teraz zawracać sobie
tym głowy. Miała coś do powiedzenia w zasadzie już byłemu
narzeczonemu i musiała skupić się na tym, co chciała powiedzieć,
a co zachować w myślach.
-
Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Zrywam umowę i mam
nadzieję, że więcej cię już nie zobaczę...
-
Chyba sobie kpisz! - warknął wściekły Jorgos. Muriel popatrzyła
na niego, świetnie udając kompletnie obojętną. Najwidoczniej
Kasapi nabrał się na jej pozę, bo wyglądał na cokolwiek
zaskoczonego.
-
Jasne, bo ja nie mogę mieć własne zdania? Myślisz, że cały czas
będę tolerowała twoje zachowanie? Nie, nie będę. Kocham cię,
dobrze o tym wiesz, ale to nie znaczy, że będę tak potulnie za
tobą szła i ze wszystkim się zgadzała. Skończyła się Muriel,
którą znałeś na początku!
-
Nie potrzebuję twojej miłości. Nigdy jej nie chciałem!
Zapadła
martwa cisza, przerywana głosami dobiegającymi z dołu. Cała
impreza nadal trwała, a świat Muriel rozpadał się na miliony
kawałków. Serce również rozpadało się powoli w
zwolnionym tempie, a to wszystko stało się za sprawą kilku słów,
których zawsze się bała. Bała się, choć podświadomie to
ona je sprowokowała wspominając kolejny raz o swoim uczuciu. Była
zła na siebie za to, że zakochała się w Jorgosie, była zła
również na Kasapiego za to, że nie był z nią szczery i
wszystko trzymał przed nią w tajemnicy. Naprawdę tak mało dla
niego znaczyła, iż nie raczył jej powiedzieć o tym, że jest
zwykłą kartą przetargową? A ona naiwnie wierzyła, że po prostu
chciał jej pomóc za cenę, jak jej się wydawało kiedyś,
wysoką. Prawda jednak była taka, że seks wcale nie był ceną za
pomoc. On miał dostać firmę za żonę i dziecko.
-
W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. Nasza umowa już przestała
istnieć.
Odwróciła
twarz od świdrującego wzroku Jorgosa. Długo milczała, aż w końcu
usłyszała szmer butów po dywanie, a potem głośny trzask
drzwi. Podskoczyła przestraszona. Stała w bezruchu, czując jak
całe powietrze gęstnieje. Była zbyt oszołomiona jeszcze, aby
uświadomić sobie, co się przed chwilą stało. W zasadzie nie
docierało do niej, że stało się cokolwiek.
-
Muriel... - usłyszała cichy, nieco ochrypły szept. Odwróciła
się gwałtownie i dostrzegła Consuelę pod drzwiami. Stała
zupełnie bezradna i zdezorientowana.
-
Nic nie mów. Nie dociera do mnie to, co się przed chwilą
stało.
-
Co teraz zrobisz?
-
Nie wiem, spakuje się i zamówię bilet, a potem... Nie wiem
co z ciocią i zwierzakami...
-
Melisanda i zwierzaki mogą zostać u nas przez jakiś czas. Na pewno
twoja ciotka nie będzie miała nic przeciwko temu. Pogoda jej służy,
a pies na pewno będzie miał wiele miejsca do biegania. Sama będę
zabierała go na spacery.
Propozycja
Consueli wydawała się kusząca, ale nie mogła im zwalić na głowę
ciotki i psa. Opieka nad nimi wymagała wielu godzin szczególnej
troski, dlatego nie chciała obciążać ich w taki sposób.
Najwidoczniej coś z jej myśli odbiło się na twarzy, ponieważ
Consa złapała ją za dłonie i lekko je ścisnęła.
-
Muriel, jeśli musisz wracać do Anglii to zrób to, ale
przecież twoja ciocia może tu zostać. Nie będzie nam
przeszkadzała. Zajmie się trochę Anistosem, oboje przecież
świetnie się dogadują, a pies i królik mogą przez jakiś
czas mieszkać ze mną w mieście. Mam tam mieszkanie, dość spore,
więc Diego nie będzie zbytnio męczył w ciasnych pomieszczeniach.
-
Dziękuję – odparła z drżącym uśmiechem na ustach i łzami w
oczach. Powoli zaczęła do niej docierać straszna prawda.
Ona
i Jorgos stali się przeszłością.
Tracy
dostrzegła wściekłego Jorgosa, który podszedł do Besariona
i bez ostrzeżenia uderzył go w twarz. Pięść wylądowała z
głośnym mlaśnięciem na obwisłym policzku.
-
Jorgos! - krzyknęła zszokowana Larysa i podbiegła do obu mężczyzn.
Tracy
odwróciła się na pięcie i pobiegła do domu, aby odszukać
Muriel, która niewątpliwie maczała palce w tym, co się
stało w ogrodzie. Znalazła ją i Consuelę, obie pakowały
niewielką, podróżną torbę.
-
Co tu się dzieje? - zapytała zaskoczona widokiem smętnej miny
przyjaciółki.
-
Pakuję się – odparła Muriel i wróciła do składania
bluzki.
-
Co się stało? Co tym razem Jorgos zrobił?
-
Jak zwykle pominął najważniejsze rzeczy milczeniem. Jak zwykle –
odparła. Milczała przez chwilę, a potem z jej ust popłynął
potok słów.
Opowiedziała
Tracy o tym, co dowiedziała się od Besariona. Była rozżalona,
czuła się oszukana i niepotrzebna. Starała się nie płakać, bo w
końcu płacz nic jej nie da, a jedynie pogłębi stan w jakim się
znalazła. Musiała być silna, bo inaczej nie da rady uleczyć
złamane serce.
Szybko
się spakowała, a Tracy oczywiście zapowiedziała, że i ona wraca
do Anglii, nic tu po niej, skoro sprawa zakończyła się tak
niespodziewanie. Zadzwoniły na lotnisko z prośbą o przebukowanie
biletów i już za dwa dni miały zniknąć z Thasos.
Gdy
reszta rodziny dowiedziała co się stało, wszyscy prócz
skruchy, wyrazili także chęc pomocy. Larysa próbowała
również przekonać Muriel, aby porozmawiała z narzeczonym.
Na pewno Jorgos zechce jej wszystko wytłumaczyć.
-
Jorgos nie jest już moim narzeczonym i na pewno niczego mi nie
wyjaśni. Jeśli pominął milczeniem tak ważną kwestię, że
narzeczeństwo to jedynie cała farsa, to nie mam o czym rozmawiać!
Przemilczała
też to, co Kasapi powiedział: że nie chce jej miłości. To był
wystarczający powód, aby zerwać zaręczyny i wrócić
do Anglii, do starego życia jakim żyła jeszcze przed wpakowaniem
się w tę kabałę z Jorgosem.
-
To nasza wina – powiedział w końcu Nikos, który milczał
do tej pory. Uważnie słuchał tego, co mówiła Muriel i
Larysa. Kiedy wszyscy zwrócili na niego spojrzenia, Nikos
kontynuował swą wypowiedź z widocznym żalem w oczach. - Wszyscy
wiedzieliśmy o tym testamencie i wiedzieliśmy dlaczego poprosił
cię o rękę. Nikt jednak nie myślał, że musimy się wytłumaczyć
z tego, bo sądziliśmy, że wiesz, nawet jeśli nie wszystko, to
przynajmniej częściowo.
-
A gdzie właściwie jest Jorgos? - zainteresował się nagle Stephen,
który przysłuchiwał się całej rozmowie w milczeniu.
-
Po tym jak uderzył mojego brata, wziął mój samochód
i pojechał gdzieś – odparła Larysa z widocznym niepokojem w oczach.
To było kwestią czasu, by Muriel dowiedziała się, dlaczego tak naprawdę bierze ślub z Jorgosem. Drugi fakt - była to ich umowa, z której każdy korzystał. Wydawało mi się, że Kasapi dorósł do tego, żeby o wszystkim jej opowiedzieć. Zwłaszcza, że wiedział, co dziewczyna do niego czuje. Rozumiem, że "on taki nie jest" i nie zachowałby się tak, ale na miłość boską, każdy facet w końcu by zrozumiał. Zwłaszcza, jeśli miał sporo kobiet wcześniej.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak dalej to pociągniesz. Sądzę, że Jorgos w końcu dojrzeje do rozmowy z Muriel. Byle tylko ona zechciała go wysłuchać. Może on po prostu jeszcze nie potrafi nazwać swoich uczuć? Bo nie wierzę, że nie interesuje go miłość.
Pozdrawiam i czekam na następny,
Anna.
Nieeeeee !Tylko nie rozstanie za dużo ostatnio rozstań w opowiadaniach aż płakać mi się chce ! Biedna Muriel ale prawda wyszła na jaw Jorgos powinien walczyć o swoją ukochaną tyle razem przeszli
OdpowiedzUsuńSmutne :( muszę przyznać ze nie spodziewałam sie aż takiej reakcji po Muriel. A jorgos to dupek. Dobra jest od niej sporo starszy ale to nie znaczy ze moze nią pomiatać. I Boże jak ja nie znoszę takich typów jak ten brat Larysa !!!! Piszesz genialnie Necco. Jestem strasznie ciekawa jak z tego wybrniesz bo na ten ślub czekam już od jakiś 30 rozdziałów i mogliby sie już pobrać a jorgos i tak sie w niej zakocha to jest nieuniknione ;) kocham pozdrawiam całuje i życzę dużo weny
OdpowiedzUsuńPRZEPRASZAM KUTWA BARDZO, ale czy ta Muriel jest tępa? PRZEPRASZAM KUTWA BARDZO, ale jeśli umówili się, zawiązali umowę o tzw. fikcyjnym małżeństwie, gdzie on miał wesprzeć ją finansowo (dobrze pamiętam?), a on potrzebował żony. Nie musiał się je spowiadać. Żadnych uczuć miłości, a ta poszła na hurra! Zakochała się i chyba zapomniała o priorytetach na początku. Zachowała się jak idiotka moim zdaniem, słodka idiotka, która nie wiedziała, że takie małżeństwo było jakimś efektem...zwłaszcza finansowym. Zaraz taka afera, co za baba! A Jorgos...co za dziad! Zdenerwowałam się tym rozdziałem, bo miał się w niej zakochać i wziąć ślub, a teraz mam tylko nadzieje, że ją złapie na ostatnią chwilę i powie, że mógłby ją pokochać. RETY, UMARŁABYM WTEDY. Oni nawet tego nie wiedzą, a są sobie pisani. TO JEST PRZEZNACZENIE.
OdpowiedzUsuńUff, ale się wczułam.
Rety, rozbroiłaś mnie na łopatki.
Czekam na dalej!
Matko, czekam na koniec ; __ ;
Poryczę się na końcu, zobaczysz. XDD
Musiel zgodziła się na taki układ, ale może gdyby od początku było wiadomo o co tak naprawdę chodzi to byłoby inaczej..
OdpowiedzUsuńTo jest tak jak z przyjaźnią damsko-męską w 99% któreś się zakocha. Obydwoje zachowują się jak dzieci. Mam nadzieję, że Jorgosowi się nic nie stanie i, że pogadają spokojnie. Piszesz świetnie, za każdym razem nie mogę się doczekac kolejnego rozdziału :D
pozdrawiam :*
Wow...
OdpowiedzUsuńJa tam stoję po stronie Muriel. Jorgos nie zachował sie w porządku ukrywając NAJWAŻNIEJSZĄ kwestię. Gdyby powiedzał jej o tym całym testamencie wszystko potoczyłoby się inaczej. Może prościej? Nie wiem, tego nikt nie wie.
Kasapi zachował się strasznie, wykrzykując, że nie potrzebuje miłości Muriel. To był cios poniżej pasa, bardzo mocny cios.
Byle tylko wszystko się jakoś rozwiązało. O niczym innym w tym mkmencie nie myślę.
Pozdrawiam :D
To jest tak świetne.. Rany, pisz do dalej! :D
OdpowiedzUsuń