16.12.2014

49. Garden party

Muriel gryzła się tym, że Jorgos mimo dolegliwości nie chciał odwołać ślubu. Dlaczego mu tak na tym zależało? Przecież tak naprawdę nie musieli się pobierać, choć on taki warunek postawił. Ślub. Co przez to chciał zyskać? Czyżby bał się, że przy pierwszej lepszej okazji ucieknie? Miała dotrzymać swej części umowy tak, jak on to zrobił? Cała ta sytuacja wydała jej się dziwna, ale wierzyła w to, iż Jorgosowi choć trochę na niej zależy. Musiało tak być, bo nie upierałby się, aby niczego nie odwoływać. Sama jednak nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Może gdyby z nim naprawdę porozmawiała, zażądała odpowiedzi na dręczące pytania, udałoby jej się zrozumieć postępowanie? Ale Jorgos tkwił zamknięty w swoim milczeniu i nie chciał jej dopuścić do tajemnic, które trawiły go od wielu lat. Miała ochotę zapytać kogoś z rodziny, ale wtedy postawiłaby ich w niekomfortowej sytuacji. Musieliby wybrać lojalność wobec syna, brata lub wnuka wobec zaspokojenia jej ciekawości i uspokojeniu jej rozchwianych uczuć. Co było ważniejsze dla nich? Oczywiście Jorgos. Nie miała prawa żądać od nich wyjaśnień. Powinien to zrobić właśnie jej narzeczony, ale on uparcie milczał. Chorował i milczał.
- I jak się czuje? - zapytała Larysa, gdy Muriel w końcu pojawiła się w salonie.
- Dobrze – powiedziała, wciąż pamiętając jak zareagował na jej propozycję.
- Mam nadzieję, że więcej nie będziemy musieli z nim jeździć do szpitala, bo inaczej rzeczywiście trzeba będzie odwołać ten ślub – mruknęła macocha Jorgosa i spojrzała na nią w zamyśleniu.
Muriel wzruszyła ramionami. Cóż mogła jej powiedzieć? Że Jorgos dostanie apopleksji, gdy o tym usłyszy? Albo że nazwie ją wariatką? Tak czy inaczej, ślub się odbędzie, a Jorgos będzie musiał pokonać swój strach i stanąć na ślub kobiercu.

***

Jorgos już na drugi dzień, z samego rana, wkroczył do jadalni pełen energii. Tryskał życiem i radością, jakby jego wczorajszy pobyt w szpitalu wcale nie dotyczył tymczasowej choroby. Wyglądał na zmęczonego, świadczyć mogły o tym cienie pod oczami, ale jego wzrok aż iskrzył się od humoru, podobnie usta wyginały się w szerokim uśmiechu, okraszonym oczywiście uniesioną lewą brwią.
Muriel zapatrzyła się na chwilę na narzeczonego, całkowicie ignorując Tracy, która opowiadała jej o sukience, którą widziała w tutejszym sklepie. Jakoś nie mogła skojarzyć Jorgosa z mężczyzną, którego znała. Zawsze myślała o nim jak o mężczyźnie ponurym, cynicznym i ironicznym, w nierzadkich chwilach tylko czasem obdarzał kogoś uśmiechem. Teraz jednak przypominał kogoś, kto zupełnie nie wpasował jej się w ogólny pogląd. I to ją cieszyło. Dobrze było go widzieć takim radosnym. To dobrze rokowało na przyszłość, którą mieli przecież dzielić.
Po śniadaniu Larysa wydała polecania, ponieważ zbliżało się małe garden party. Jorgos nalegał aby go nie odwoływać, bo koniecznie chciał przedstawić Muriel rodzinie.
Całym poczęstunkiem zajęła się wynajęta na tą imprezę firma kateringowa. Ogród został przygotowany na przyjęcie. Jedzenie powoli znoszono na stół, z którego każdy mógł wybrać, co chciał.
- Głodny się zrobiłem – mruknął Bobbie, gdy wszystko było już gotowe.
Kelnerzy czekali z tacami zapełnionymi lampkami wina oraz szklankami z koniakiem.
- Ty zawsze jesteś głodny – zadrwił Stephen, uśmiechając się do niego złośliwie. Bobbie zmarszczył brwi i nabrał powietrza, aby coś odpowiedzieć, ale w tej chwili przerwał mu gong dochodzący z domu. Goście.
Muriel rzuciła Jorgosowi niespokojne spojrzenie. Mężczyzna nic nie odpowiedział. Złapał ją za dłoń i uniósł do ust, a gdy ją ucałował, dziewczyna poczuła się nieco lepiej. Jego dotyk działał na nią kojąco. Jeśli jej nie zaakceptują, to trudno. Ważne, że Jorgos i reszta najbliższej jego rodziny potrafiła ją przyjąć z otwartymi ramionami. To się dla niej liczyło. Miała już swoją rodzinę, a reszta mogła ją polubić lub nie.
Zacisnęła wargi, gdyż żołądek podskoczył jej do gardła, przy okazji poruszając serce do biegu.
Po ogrodzie potoczyły się głośne śmiechy i rozmowy. Stukot obcasów rozniósł się po salonie, z którego nagle wyszło kilka osób. Były to głównie osoby dojrzałe, w wieku Nikosa i Larysy.
Przedstawiono jej dostojne pary, a byli nimi bracia Nikosa, jeden z nich, niejaki Samuel z żoną Dianą, Segan z żoną Ingrid oraz Yusef z przyjaciółką Helen. Wszystkie panie, choć ubrane, jak uznała Muriel, luźno, wyglądały elegancko, klasycznie i przede wszystkim drogo. Poczuła się jak mała dziewczynka pośród dorosłych. Przerażali ją i jednocześnie fascynowali, bo teraz mogła spotkać się z osobami, które przecież brały jakiś udział w życiu narzeczonego.
Niestety, Sakis nie przyjechał, bo miał popołudniowy dyżur w szpitalu, ale zadzwonił i obiecał, że przyjedzie jutro z samego rana.
Garden party rozpoczęło się, a Muriel powoli oswajała się z obecnością dostojnych gości, którzy traktowali ją bardzo dobrze. Miała wrażenie, że tylko Helen patrzyła na nią z wyższością, ale ostatecznie uznała, że to tylko takie wrażenie. W końcu nie miała jeszcze sposobności, by z nią porozmawiać.
- Opowiedz nam coś o sobie, Muriel. Niewiele wiemy, a bardzo chciałybyśmy cię lepiej poznać – poprosiła w końcu Ingrid, żona Segana. Była to średniego wzrostu, czarnowłosa kobieta o obfitych kształtach. Wyglądała na przyjaźnie nastawioną, ciemne oczy przypatrywały jej się z ciekawością i sympatią. Mimo to, poczuła się nieswojo. Co miałaby im opowiedzieć? Nie miała ani studiów, ani pracy. Nie urodziła się też w bogatej rodzinie, co przecież tłumaczyłoby braki tego pierwszego.
- No cóż... Sama nie wiem – zająknęła się nieco zawstydzona.
- Po prostu powiedz nam, co robisz, co studiujesz i tym podobne... - podpowiedziała jej Helen, patrząc na nią uważnie.
Jeśli powie, że jest zwykłą biedaczką, wszystkie nowo poznane panie uznają ją za interesowną. Jakoś udało jej się omotać wokół siebie Jorgosa, a ten po prostu zauroczony poprosił ją o rękę. Milczała przez chwilę, myśląc nad tym, co ma powiedzieć. Kotłowało się w niej wiele myśli. Gnębiła się tym, co miała powiedzieć, aż w końcu zdecydowała. Powie prawdę. Miała w nosie to, co myślą o niej inni. Nie będzie kłamać, aby zyskać sobie ich przychylność. Jeśli komuś nie odpowiadało jej urodzenie, to on ma z tym problem, nie ona.
- W tej chwili nie robię nic. Szukam nowej pracy i nie studiuje... - urwała, aby zobaczyć miny kobiet. Larysa patrzyła na nią z uśmiechem na ustach, jakby była zadowolona z tego, co powiedziała. Ona sama nie czuła się z tym tak pewnie. - Cały czas muszę zajmować się moją ciotką, jest chora, i nie mogę pozwolić sobie na studia...
- Och, tak mi przykro – szepnęła zaskoczona Ingrid, a reszta pań podzieliła jej zdanie, kiwając zgodnie głowami. Co myślały, tego Muriel nie wiedziała i wolała, aby pozostało dla niej tajemnicą. - A rodzice? Co z nimi?
- Nie żyją od kilku lat. Ciocia mnie wychowywała, a teraz ja się nią opiekuję. - Spojrzała z czułością na kobietę, która stała nieopodal Anistosa i otaczała go troskliwą opieką, choć sama jej potrzebowała.
- Coś niesamowitego! - zakrzyknęła Ingrid. W jej głosie jednak nie dało się wyczytać żadnej kpiny czy oszczerstwa. Muriel nie wiedziała o co chodziło kobiecie, więc milczała, czekając na dalsze jej słowa. - W dzisiejszych czasach niewiele młodych troszczy się o drugą osobę bezinteresownie. Zazwyczaj oddają osoby podobne do twojej ciotki do specjalnych ośrodków lub domów spokojnej starości i przestają się nimi interesować. Podziwiam cię za to, że podjęłaś takiego zadanie i nie oddałaś jej pod opiekę obcych osób.
- No cóż, nawet jeśli chciałabym to zrobić, to nie mogłam. Nie stać mnie było na to – odparła po prostu, czym wprawiła niektóre panie w lekkie zaskoczenie. Szybko je ukryły pod łagodnym, pełnym zrozumienia uśmiechem.
- Chyba wiem, co urzekło Jorgosa... Twoja szczerość – powiedziała Helen i poklepała ją po ramieniu. Odwróciła się na pięcie i odeszła. Podeszła do grupki panów, w których stał również i jej narzeczony.
Co mu powie?, pomyślała Muriel, gdy obserwowała uważnie Helen i Jorgosa. Kobieta coś odpowiedziała, a Jorgos kiwnął głową z szerokim uśmiechem. Nie rozumiała ich słów, nie potrafiła także czytać z ust, bo rozmawiali po grecku. Westchnęła zrezygnowana i odwróciła się do reszty pań, aby kontynuować rozmowę.
Całe przyjęcie przebiegało bez zakłóceń. Wszyscy rozmawiali i śmiali się. Muriel poczuła się nieco pewniejsza i nawet w trakcie wspólnej rozmowy przy lampce wina, przytuliła się do Jorgosa. Dzięki temu poczuła się zdecydowanie lepiej. Zawstydziła się tylko trochę, gdy spojrzenia wszystkich zebranych skierowały się na nią, gdy czule obejmowała narzeczonego. Nie przestraszyła się, a ciepły dotyk dłoni Jorgosa dodał jej więcej kurażu.
Wszystko szło sprawnie i gładko. Rozmowy przerywane były głośnymi śmiechami i stukotem szkła o szkło. Muriel cieszyła się, że nikt jawnie nie okazywał jej swojej niechęci. Jeśli któraś z pań czy panów nie darzyła ją sympatią, to postanowiła kompletnie się tym nie przejmować. Jorgos ją tego nauczył i była mu za to wdzięczna. Przestało ją obchodzić zdanie innych osób, osób, których przecież ona nie znała, a oni nie znali jej.
Całą przyjemną atmosferę zepsuło pojawienie się brata Larysy – Besariona. Przybył sam. Był to wysoki, gruby mężczyzna o głęboko osadzonych oczach. Nie przypominał biznesmena, którym przecież był. Miał dziwny wyraz twarzy, który nie spodobał się Muriel. Patrzył na wszystkich z góry, a na ustach igrał mu złośliwy uśmieszek. Kiedy jego wzrok padł na nią, odsunęła się do tyłu, plecami opierając się o Jorgosa. Szybko otoczył ją ramieniem w pasie i lekko ścisnął, jakby chciał jej tym dodać odwagi. Potrzebowała jej, bo zachowanie tego mężczyzny nieco ją przerażało.
Besarion podszedł najpierw do Larysy i Nikosa, który o dziwo nie odpowiedział na powitanie, ale mężczyzna wcale się tym nie zraził. Po prostu rozmawiał z siostrą, ignorując wyraźnie wrogo nastawionego Nikosa. W końcu brat przyszłej teściowej podszedł do nich.
- Jorgosie, cóż za zaskoczenie! Jesteś zaręczony. - Zaśmiał się, a w jej uszach te słowa zabrzmiały jak kpina.
Od pierwszej chwili ten mężczyzna sprawił, iż czuła do niego niechęć. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, iż Besariona lubi ktokolwiek. Miał denerwujący sposób bycia, czasami jego gesty były zmanieryzowane, sztuczne, jakby grał w jakiejś sztuce. Musiała jednak przyznać, iż wujek Jorgosa posiadał wyjątkowo rozległą wiedzę na wiele tematów, które zaczęli roztrząsać.
Szybko zmęczyła ją rozmowa, bo Besarion zaczął się wymądrzać, a gdy dowiedział się, że nie posiada studiów ani pracy wprost nie mógł uwierzyć, że są osoby, które po prostu nie edukują się, aby potem zdobyć jak najlepszą pracę. O to chodziło w życiu tego mężczyzny, praca i pieniądze. Nie podobało jej w jego rozumowaniu to, iż wszystko dla niego było związane z pieniędzmi. Życie nie polegało jedynie na zbieraniu majątku, chodziło o coś więcej. Jak mógł przejść przez życie w ogóle nie troszcząc się o innych? Choćby nawet o swoją żonę i dzieci? Kasapi powiedział jej przecież, że posiadał rodzinę, więc powinien choć w małym stopniu wykazywać więcej empatii. Ale przecież miała złe doświadczenia z rodzicami, w końcu matka i ojciec nie kochali jej, więc nie powinno ją dziwić, że Besarion w ogóle wyglądał na takie, któremu potrzebna była rodzina. Pewnie nawet ich nie kochał.
Przeprosiła rozmawiających panów i ruszyła w stronę domu. Musiała skorzystać z łazienki i nieco odpocząć od towarzystwa Besariona.
Nie lubiła osób z manią wyższości. Trzymała się od nich z daleka, aby samej nie czuć się jak margines społeczny.
W łazience nieco ochłonęła i uspokoiła się. Spojrzała w lustro i dostrzegła siebie, ale wyglądała już inaczej. I nie chodziło o drogą sukienkę i buty, chodziło raczej o jej spojrzenie, o gesty. Patrzyła i mówiła stanowczo, pewnie. Potrafiła już postawić na swoim i wiedziała czego chce. Nie bała się wyrażać swych myśli na głos. Zmieniła się i to na plus, bo jeszcze na początku znajomości z Jorgosem zachowywała się jak zaszczuta nastolatka. Niczego nie była pewna, wstydziła i nie umiała być stanowcza. Cieszyła się z tej zmiany, bo to dobrze rokowało na przyszłość. W końcu może uda się jej osiągnąć coś więcej. Chciałaby iść na studia, najlepiej na coś pożytecznego. Tak jak mówił Besarion – chciałaby skończyć studia, dzięki którym znajdzie szybko dobrą pracę. Nie może cały czas siedzieć w domu i robić z siebie kurę domową. Na pewno znajdzie kogoś, kto zaopiekowałby się Melisandą i dopilnował Diego oraz Pal. Ciotka może już nie poruszała się na wózku, ale jednak miewała bardzo głupie i niebezpieczne pomysły, więc opiekunka na pewno jej się przyda.
Kiedy ochłonęła, wyszła z łazienki i skierowała się do ogrodu, gdzie przyjęcie nadal trwało. Powoli zbliżali się do punktu kulminacyjnego, czyli przemowy Jorgosa. Oczywiście powiedziała, że jest to niepotrzebne, bo wszyscy wiedzą, że są zaręczeni, ale Kasapi uparł się, by powiedzieć to na głos, przed wszystkimi. Nie kłóciła się z nim, gdy rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie. Uznała, że i tak nie ma sensu wszczynać wojny, choć irytowało ją to, że robił to, co chciał i zawsze wszystko dostawał.
- Jak się czujesz w takiej roli? - usłyszała nagle głos Besariona tuż za plecami. Odwróciła się i dostrzegła jak wychodził na korytarz z salonu. Patrzył na nią z dziwnym uśmieszkiem na ustach. Nie podobało jej się to.
- To znaczy? W jakiej roli? - zapytała, patrząc na niego z jawną niechęcią. Nie miała zamiaru tego ukrywać, bo i po co?
- No wiesz, w roli zielonej karty, że tak powiem. O Boże, czyli ty nic nie wiesz?! - zawołał zaskoczony, jakby nagle coś sobie uzmysłowił. A Muriel nadal nie miała pojęcia o czym on mówił. - Czyli ci nie powiedział? A to pech. Najwidoczniej mało go obchodzisz, bo gdyby tak rzeczywiście było... Masz szczęście, że Anistos jest stary i ślepy, bo w innym przypadku szybko pożegnałabyś Jorgos i może tego samego dnia opuściłabyś wyspę.
- Nadal nie rozumiem, o co panu chodzi – odparła spokojnie i dobitnie. Gdzieś za plecami usłyszała kroki. Ktoś stukał obcasami po drewnianej podłodze. Consuela.
- Muriel, cokolwiek ci mówi, nie słuchaj go – poprosiła łagodnie i przystanęła obok niej.
- No właśnie nie wiem... - rzuciła jej zirytowane spojrzenie i odwróciła się do brzuchatego mężczyzny. - O co panu chodzi? Dlaczego mam być zieloną kartą?
- Nic jej nie powiedzieliście? - zapytał wesoło, zwracając się do Consy. Muriel nie odrywała wzroku od kwadratowej twarzy Beasriona. Najwidoczniej cała ta sytuacja mocno go bawiła, a ona nadal nie miała pojęcia, co też mogły znaczyć jego słowa.
- Nie, nic... - odparła Consuela dziwnie zdenerwowanym głosem.
- No cóż, Muriel, muszę przyznać, że to daje mi nadzieję... Anistos sporządził testament, w którym jasno określił warunki, które musi spełnić Jorgos. Jeśli nie zrobi tego, to cała firma przejdzie na mnie, choć wiem, że ani Anistos ani Nikos nie chcieliby, abym to ja rządził ich firmą.
- A co to za warunki musiał spełnić Jorgos, aby dostać firmę? - zapytała Muriel, choć wiedziała, że odpowiedź nie spodoba jej się, co więcej, na pewno będzie dotyczyła czegoś o czym nie chciała nawet myśleć. Zawsze pozostaje nadzieja, że może się mylić.
- Musi się ożenić, a potem spłodzić syna. Proste – oznajmił z triumfalnym uśmieszkiem na usatch.
Po słowach Besariona zapadła cisza. Złowroga, przeszywająca cisza, która nabrzmiewała w uszach, aż w końcu eksplodowała w histerycznym śmiechu Muriel. Śmiała się i ocierała łzy, płynące z oczu, które szybko przerodziły się w rozpacz. To o to chodziło! Była kartą przetargową! Jorgosowi wcale nie zależało na tym, aby jej pomóc i przy okazji uprawiać z nią seks... Dzięki niej miał zdobyć firmę na własność, a ślub był warunkiem. Gdyby nie testament zapewne skończyłoby się na paru nocach i potem porzuciłby ją, zostawiając z grubymi pieniędzmi na koncie. A ona naiwnie wierzyła, że ślub był dla niego ważny. Oczywiście, parsknęła w myślach, był ważny, ale jako warunek do wypełnienia testamentu. Teraz rozumiała, dlaczego tak chorował. Brzydził się na samą myśl o tym, iż to ona miałaby być jego żoną. Tak właśnie, o to chodziło.
Przepchnęła się obok Besariona i uciekła do własnego pokoju, aby tam miotając się między furią, a głęboką rozpaczą spakować się do wyjazdu. Nie zostanie tu ani chwili dłużej. Będzie jednak musiała jakoś zabrać ze sobą Melisandę i zwierzaki. Nie wiedziała jednak, jak to zrobić, aby nikt nie nabrał podejrzeń.
Nie zdążyła zamknąć drzwi, gdy do pokoju wkroczyła Consa. Muriel nie miała pojęcia, co jej powiedzieć, dlatego widząc jej twarz poprzez łez, rozpłakała się na dobre. Łzy leciały jej po policzkach nieprzerwanym strumieniem. Poczuła się okropnie zraniona i poniżona.
Wszystko inaczej by wyglądało, gdyby całą sytuację przedstawił jej na początku, gdyby go nie kochała... O to właśnie chodziło. Jej miłość dostała cios poniżej pasa.
- Przepraszam... - zaczęła Consuela cicho i podeszła do niej, lecz Muriel odsunęła się, kręcąc głową.
- To nie ty powinnaś mnie przeprosić, tylko Jorgos. Ale nie chcę mieć już z nim nic wspólnego. Zawiódł mnie jak mało kto i nie pozwolę, aby zrobił to ponownie. Ślubu nie będzie. Wiem, że to stawia was pod ścianą, bo wszystko jest zapięte na ostatni guzik, ale nie wyobrażam sobie, abym kontynuowała znajomość z twoim bratem.
- Rozumiem cię, bo pewnie zachowałabym się tak samo, ale... Co ty robisz?! - krzyknęła, gdy dostrzegła jak Muriel wyciąga z szafy torbę podróżną.
- Pakuję się. Nie zostanę tu ani chwili dłużej!
- Muriel, zastanów się jeszcze. Porozmawiaj z nim, na pewno ci wszystko wyjaśni.
- Nie, nie zrobi tego, a ja nie mam zamiaru czekać jak ostatnia idiotka, aż skapnie mi coś ze stołu pana. Nigdy mi nic nie mówił, więc i ja nie mam zamiaru o niczym go informować.
Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie, a w progu stanął Jorgos.
- Co tu się dzieje?! - zawołał. Muriel dostrzegła, że był zły i to bardzo. Nie wiedziała jednak, co go tak rozwścieczyło. Pewnie jak zwykle coś zrobiła nie tak.
- Nie widzisz? Pakuję się – powiedziała, szybko odzyskując rezon. Koniec ze słabością, koniec z bojaźnią.
- Po co? - wycharczał urywanie. Muriel rzuciła mu szybkie, pełne kpiny spojrzenie.
- Jak to po co? Po to, żeby wyjechać – odparła spokojnie, choć na ostatnim słowie głos zadrżał jej niebezpiecznie. Wzięła się jednak w garść. Popatrzyła na niego hardo i nawet nie mrugnęła, gdy podszedł do niej tak blisko, iż poczuła jego odurzający zapach perfum.
Kochała go. Jak mogła tak po prostu być dla niego niemiła, skoro nawet sam jego zapach odurzał ją, a myśli mętniały? Potrząsnęła głową i wyrzuciła z serca powoli skradający się żal. Nie mogła ciągle mu wybaczać i tłumaczyć. Zranił ją, bo kolejny raz nie powiedział jej prawdy. Po prostu przemilczał istotny fakt, a to było ciosem poniżej pasa, jednak bolało zdecydowanie gorzej, bo bolało ją serce.
- Kompletnie nie rozumiem, dlaczego to robisz?!
- Nie rozumiesz?! To oczywiste. Nie rozumiesz, że chcę, abyś szanował mnie tak, jak powinieneś szanować swoją przyszłą żonę? Żebyś zachowywał się jak każdy normalny facet? Nie proszę cię o miłość, bo nie jest ani tak zdesperowana, ani tak żałosna, ale jedynie o co cię wciąż proszę to o odrobinę szczerości...
- Besarion ci powiedział... - przerwał jej, spokojnym głosem. Widocznie się uspokoił, choć w jego srebrnych oczach czaiła się groźba, jakaś złość.
- Tak, powiedział. Powiedział mi, że twój dziadek postawił warunki: ślub i syn, a w zamian dostaniesz firmę – całą – rzuciła z pretensją w głosie. Założyła ręce na piersi, aby w ten sposób odgrodzić się do niego i od jego magnetyzmu. Przyciągał ją, choć zranił. - Mam tego dość. Nie będę twoją zabawką na chwilę. Nie spodziewałam się, że nasz związek, o ile to słowo w ogóle pasuje do nas, będzie normalne. To była umowa, ale przekroczyłeś granicę!
- Jaką? Sama powiedziałaś, że to była umowa, więc dlaczego mówisz o przekraczaniu granic? Przecież to ty się we mnie zakochałaś, to ty złamałaś nasze słowne porozumienie.
- Ty świnio! - odpowiedziała i uniosła dłoń, aby go spoliczkować, lecz Jorgos powstrzymał ją jednym tylko ruchem. Złapał ją za nadgarstek i mocno ścisnął.
- Nie radzę – odparł tylko. Muriel wyszarpnęła się z jego uścisku i odsunęła.
Kątem oka dostrzegła Consuelę. Stała przy drzwiach cicho i słuchała, a także obserwowała całą sytuację.
Muriel poczuła się głupio, ale nie miała zamiaru teraz zawracać sobie tym głowy. Miała coś do powiedzenia w zasadzie już byłemu narzeczonemu i musiała skupić się na tym, co chciała powiedzieć, a co zachować w myślach.
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Zrywam umowę i mam nadzieję, że więcej cię już nie zobaczę...
- Chyba sobie kpisz! - warknął wściekły Jorgos. Muriel popatrzyła na niego, świetnie udając kompletnie obojętną. Najwidoczniej Kasapi nabrał się na jej pozę, bo wyglądał na cokolwiek zaskoczonego.
- Jasne, bo ja nie mogę mieć własne zdania? Myślisz, że cały czas będę tolerowała twoje zachowanie? Nie, nie będę. Kocham cię, dobrze o tym wiesz, ale to nie znaczy, że będę tak potulnie za tobą szła i ze wszystkim się zgadzała. Skończyła się Muriel, którą znałeś na początku!
- Nie potrzebuję twojej miłości. Nigdy jej nie chciałem!
Zapadła martwa cisza, przerywana głosami dobiegającymi z dołu. Cała impreza nadal trwała, a świat Muriel rozpadał się na miliony kawałków. Serce również rozpadało się powoli w zwolnionym tempie, a to wszystko stało się za sprawą kilku słów, których zawsze się bała. Bała się, choć podświadomie to ona je sprowokowała wspominając kolejny raz o swoim uczuciu. Była zła na siebie za to, że zakochała się w Jorgosie, była zła również na Kasapiego za to, że nie był z nią szczery i wszystko trzymał przed nią w tajemnicy. Naprawdę tak mało dla niego znaczyła, iż nie raczył jej powiedzieć o tym, że jest zwykłą kartą przetargową? A ona naiwnie wierzyła, że po prostu chciał jej pomóc za cenę, jak jej się wydawało kiedyś, wysoką. Prawda jednak była taka, że seks wcale nie był ceną za pomoc. On miał dostać firmę za żonę i dziecko.
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. Nasza umowa już przestała istnieć.
Odwróciła twarz od świdrującego wzroku Jorgosa. Długo milczała, aż w końcu usłyszała szmer butów po dywanie, a potem głośny trzask drzwi. Podskoczyła przestraszona. Stała w bezruchu, czując jak całe powietrze gęstnieje. Była zbyt oszołomiona jeszcze, aby uświadomić sobie, co się przed chwilą stało. W zasadzie nie docierało do niej, że stało się cokolwiek.
- Muriel... - usłyszała cichy, nieco ochrypły szept. Odwróciła się gwałtownie i dostrzegła Consuelę pod drzwiami. Stała zupełnie bezradna i zdezorientowana.
- Nic nie mów. Nie dociera do mnie to, co się przed chwilą stało.
- Co teraz zrobisz?
- Nie wiem, spakuje się i zamówię bilet, a potem... Nie wiem co z ciocią i zwierzakami...
- Melisanda i zwierzaki mogą zostać u nas przez jakiś czas. Na pewno twoja ciotka nie będzie miała nic przeciwko temu. Pogoda jej służy, a pies na pewno będzie miał wiele miejsca do biegania. Sama będę zabierała go na spacery.
Propozycja Consueli wydawała się kusząca, ale nie mogła im zwalić na głowę ciotki i psa. Opieka nad nimi wymagała wielu godzin szczególnej troski, dlatego nie chciała obciążać ich w taki sposób. Najwidoczniej coś z jej myśli odbiło się na twarzy, ponieważ Consa złapała ją za dłonie i lekko je ścisnęła.
- Muriel, jeśli musisz wracać do Anglii to zrób to, ale przecież twoja ciocia może tu zostać. Nie będzie nam przeszkadzała. Zajmie się trochę Anistosem, oboje przecież świetnie się dogadują, a pies i królik mogą przez jakiś czas mieszkać ze mną w mieście. Mam tam mieszkanie, dość spore, więc Diego nie będzie zbytnio męczył w ciasnych pomieszczeniach.
- Dziękuję – odparła z drżącym uśmiechem na ustach i łzami w oczach. Powoli zaczęła do niej docierać straszna prawda.
Ona i Jorgos stali się przeszłością.
Tracy dostrzegła wściekłego Jorgosa, który podszedł do Besariona i bez ostrzeżenia uderzył go w twarz. Pięść wylądowała z głośnym mlaśnięciem na obwisłym policzku.
- Jorgos! - krzyknęła zszokowana Larysa i podbiegła do obu mężczyzn.
Tracy odwróciła się na pięcie i pobiegła do domu, aby odszukać Muriel, która niewątpliwie maczała palce w tym, co się stało w ogrodzie. Znalazła ją i Consuelę, obie pakowały niewielką, podróżną torbę.
- Co tu się dzieje? - zapytała zaskoczona widokiem smętnej miny przyjaciółki.
- Pakuję się – odparła Muriel i wróciła do składania bluzki.
- Co się stało? Co tym razem Jorgos zrobił?
- Jak zwykle pominął najważniejsze rzeczy milczeniem. Jak zwykle – odparła. Milczała przez chwilę, a potem z jej ust popłynął potok słów.
Opowiedziała Tracy o tym, co dowiedziała się od Besariona. Była rozżalona, czuła się oszukana i niepotrzebna. Starała się nie płakać, bo w końcu płacz nic jej nie da, a jedynie pogłębi stan w jakim się znalazła. Musiała być silna, bo inaczej nie da rady uleczyć złamane serce.
Szybko się spakowała, a Tracy oczywiście zapowiedziała, że i ona wraca do Anglii, nic tu po niej, skoro sprawa zakończyła się tak niespodziewanie. Zadzwoniły na lotnisko z prośbą o przebukowanie biletów i już za dwa dni miały zniknąć z Thasos.
Gdy reszta rodziny dowiedziała co się stało, wszyscy prócz skruchy, wyrazili także chęc pomocy. Larysa próbowała również przekonać Muriel, aby porozmawiała z narzeczonym. Na pewno Jorgos zechce jej wszystko wytłumaczyć.
- Jorgos nie jest już moim narzeczonym i na pewno niczego mi nie wyjaśni. Jeśli pominął milczeniem tak ważną kwestię, że narzeczeństwo to jedynie cała farsa, to nie mam o czym rozmawiać!
Przemilczała też to, co Kasapi powiedział: że nie chce jej miłości. To był wystarczający powód, aby zerwać zaręczyny i wrócić do Anglii, do starego życia jakim żyła jeszcze przed wpakowaniem się w tę kabałę z Jorgosem.
- To nasza wina – powiedział w końcu Nikos, który milczał do tej pory. Uważnie słuchał tego, co mówiła Muriel i Larysa. Kiedy wszyscy zwrócili na niego spojrzenia, Nikos kontynuował swą wypowiedź z widocznym żalem w oczach. - Wszyscy wiedzieliśmy o tym testamencie i wiedzieliśmy dlaczego poprosił cię o rękę. Nikt jednak nie myślał, że musimy się wytłumaczyć z tego, bo sądziliśmy, że wiesz, nawet jeśli nie wszystko, to przynajmniej częściowo.
- A gdzie właściwie jest Jorgos? - zainteresował się nagle Stephen, który przysłuchiwał się całej rozmowie w milczeniu.
- Po tym jak uderzył mojego brata, wziął mój samochód i pojechał gdzieś – odparła Larysa z widocznym niepokojem w oczach.

7 komentarzy:

  1. To było kwestią czasu, by Muriel dowiedziała się, dlaczego tak naprawdę bierze ślub z Jorgosem. Drugi fakt - była to ich umowa, z której każdy korzystał. Wydawało mi się, że Kasapi dorósł do tego, żeby o wszystkim jej opowiedzieć. Zwłaszcza, że wiedział, co dziewczyna do niego czuje. Rozumiem, że "on taki nie jest" i nie zachowałby się tak, ale na miłość boską, każdy facet w końcu by zrozumiał. Zwłaszcza, jeśli miał sporo kobiet wcześniej.
    Ciekawa jestem, jak dalej to pociągniesz. Sądzę, że Jorgos w końcu dojrzeje do rozmowy z Muriel. Byle tylko ona zechciała go wysłuchać. Może on po prostu jeszcze nie potrafi nazwać swoich uczuć? Bo nie wierzę, że nie interesuje go miłość.
    Pozdrawiam i czekam na następny,
    Anna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeeeee !Tylko nie rozstanie za dużo ostatnio rozstań w opowiadaniach aż płakać mi się chce ! Biedna Muriel ale prawda wyszła na jaw Jorgos powinien walczyć o swoją ukochaną tyle razem przeszli

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutne :( muszę przyznać ze nie spodziewałam sie aż takiej reakcji po Muriel. A jorgos to dupek. Dobra jest od niej sporo starszy ale to nie znaczy ze moze nią pomiatać. I Boże jak ja nie znoszę takich typów jak ten brat Larysa !!!! Piszesz genialnie Necco. Jestem strasznie ciekawa jak z tego wybrniesz bo na ten ślub czekam już od jakiś 30 rozdziałów i mogliby sie już pobrać a jorgos i tak sie w niej zakocha to jest nieuniknione ;) kocham pozdrawiam całuje i życzę dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  4. PRZEPRASZAM KUTWA BARDZO, ale czy ta Muriel jest tępa? PRZEPRASZAM KUTWA BARDZO, ale jeśli umówili się, zawiązali umowę o tzw. fikcyjnym małżeństwie, gdzie on miał wesprzeć ją finansowo (dobrze pamiętam?), a on potrzebował żony. Nie musiał się je spowiadać. Żadnych uczuć miłości, a ta poszła na hurra! Zakochała się i chyba zapomniała o priorytetach na początku. Zachowała się jak idiotka moim zdaniem, słodka idiotka, która nie wiedziała, że takie małżeństwo było jakimś efektem...zwłaszcza finansowym. Zaraz taka afera, co za baba! A Jorgos...co za dziad! Zdenerwowałam się tym rozdziałem, bo miał się w niej zakochać i wziąć ślub, a teraz mam tylko nadzieje, że ją złapie na ostatnią chwilę i powie, że mógłby ją pokochać. RETY, UMARŁABYM WTEDY. Oni nawet tego nie wiedzą, a są sobie pisani. TO JEST PRZEZNACZENIE.
    Uff, ale się wczułam.
    Rety, rozbroiłaś mnie na łopatki.
    Czekam na dalej!
    Matko, czekam na koniec ; __ ;
    Poryczę się na końcu, zobaczysz. XDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Musiel zgodziła się na taki układ, ale może gdyby od początku było wiadomo o co tak naprawdę chodzi to byłoby inaczej..
    To jest tak jak z przyjaźnią damsko-męską w 99% któreś się zakocha. Obydwoje zachowują się jak dzieci. Mam nadzieję, że Jorgosowi się nic nie stanie i, że pogadają spokojnie. Piszesz świetnie, za każdym razem nie mogę się doczekac kolejnego rozdziału :D
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow...
    Ja tam stoję po stronie Muriel. Jorgos nie zachował sie w porządku ukrywając NAJWAŻNIEJSZĄ kwestię. Gdyby powiedzał jej o tym całym testamencie wszystko potoczyłoby się inaczej. Może prościej? Nie wiem, tego nikt nie wie.
    Kasapi zachował się strasznie, wykrzykując, że nie potrzebuje miłości Muriel. To był cios poniżej pasa, bardzo mocny cios.
    Byle tylko wszystko się jakoś rozwiązało. O niczym innym w tym mkmencie nie myślę.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest tak świetne.. Rany, pisz do dalej! :D

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Sakis Rouvas, Lea Michele.