1.01.2015

50. Stare-nowe życie

Muriel wrzucała sobie, że dopiero tak późno zaczęła mieć wątpliwości odnośnie Jorgosa i powodów, dla których chciał ją poślubić. Była zbyt oszołomiona, aby w ogóle dopuścić do siebie jakiekolwiek podejrzenia. Nie pomyślała o tym wcześniej i teraz wracała do Anglii nie z obrączką na placu, lecz ze złamanym serce. Różnica była ogromna.
W podróży towarzyszyła jej Tracy i Melisanda. Ciotka, gdy dowiedziała się o całej sytuacji stanowczo wyraziła swoje zdanie na ten temat. Chciała jechać z Muriel, bo jak sama powiedziała, dziewczyna nie mogła być teraz sama. Na Thaossos zostały tylko zwierzaki. Diego oczywiście zrozumiał szybko, że nie jedzie, więc w chwili pożegnania zawył głośno, zagłuszając tym samym ostatnie słowa jakie padły z ust Larysy. Kobieta życzyła jej wszystkiego dobrego, wyraziła żal, że Muriel nie chce porozmawiać z Jorgosem, bo w końcu może jakoś ułożyłoby się między nimi. Na pewno zechciałby jej wszystko powiedzieć, gdyby zażądała odpowiedzi na dręczące ją pytania, lecz w odpowiedzi napotkała jedynie zrezygnowane spojrzenie zawiedzionej młodej kobiety.
- Jorgos, jeśli chciałby, jeśli zależałoby mu na mnie, to sam powiedziałby mi o wszystkim. W końcu to, że pomilczał tak istotny fakt świadczy o tym jak mało dla niego znaczę – powiedziała wtedy i na tym zakończyła rozmowę o Jorgosie.
Kiedy wylądowały wieczorem w Anglii, Muriel zdała sobie sprawę, że to już koniec. Koniec tego wszystkiego, czego doświadczyła, koniec życia z Jorgosem. Może to i lepiej? Dobrze, że rozstali się teraz, gdy ich znajomość nie była tak zażyła, jak mogłaby stać się później, gdy kochałaby go już tak bardzo, że walczyłaby o niego do samego końca. Przynajmniej teraz wiedziała, że nie było warto. Gdyby rzeczywiście mu zależało, zachowywał się inaczej, a on jedynie pragnął firmy, a nie jej.
Z lotniska natychmiast zajechały pod dom Jorgosa. Z niego miała wziąć tylko najpotrzebniejsze rzeczy i raz na zawsze zniknąć z jego życia. Dom był pusty i zimny. Pomimo ciepłych dni, słońce nie rozgrzało pomieszczeń, dlatego zadrżała, gdy wspinała się po schodach. Miała wrażenie, że za chwilę stanie twarzą w twarz Jorgosem. Kiedy weszła do sypialni, którą jeszcze do niedawna z nim dzieliła, westchnęła przeciągle i rozejrzała się po pomieszczeniu. Uwielbiała to miejsce, zwłaszcza późnymi wieczorami w sobotę, gdy wykąpana, z mokrymi włosami kładła się przy boku Jorgosa i wspólnie oglądali film. Opatulona w puchaty szlafrok, w ramionach ukochanego mężczyzny, leżała z poczuciem bezpieczeństwa. Nawet myśli o niepewnej przyszłości nie wzbudzały w niej żadnego strachu. A chyba powinny, przynajmniej wtedy mogłaby stworzyć plan awaryjny. Nie spodziewała się jednak, że wszystko to zakończy się w ten sposób.
Będąc w tej sypialni, gdy wiedziała, że jej drogi z Jorgosem rozeszły się, czuła się, jakby nagle znalazła się w obcym miejscu. Było tu pusto, chłodno i tak nieprzyjemnie. Tu miała zostawić wszystkie ubrania, które kupiła za pieniądze Kasapiego, tu miała także zostawić wspomnienia i złamane serce. I łzy, które nagle popłynęły z oczu.
Podeszła do garderoby. Wisiały tam jej ubrania. Spodnie, spódnice, koszulki, sukienki, bluzy i wiele innych materialnych rzeczy, które świadczyły o hojności Kasapiego. Nie mogła wziąć tego wszystkiego, ponieważ ubrania należały do niego. Zostały kupione za jego pieniądze. Ona także. Stała się kartą przetargową, dzięki której miał zyskać firmę. Tylko po to była mu potrzebna...
Kiedy spojrzała na ubrania wiszące obok niej, załkała cicho. Koszule Jorgosa wisiały w równym, kolorowym rzędzie. Białe, czarne, szare, granatowe i bordowe. Dotknęła opuszkami palców materiału. Poczuła jak w powietrzu unosi się doskonale znany jej zapach wody kolońskiej i drogich perfum. Pociągnęła nosem i poczuła jak kręci jej się w głowie. Złapała jeden z podkoszulków mężczyzny i przytknęła go do nosa. W głowie zawirowało jej od wspomnień. Uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie całą masę pocałunków i pieszczot, którymi ją obdarzył tu, w tym miejscu, gdy niespodziewanie zastała go na zakładaniu koszuli. Była zaspana, ale musiała wstać wcześnie i jechać do Melisandy. Jorgos złapał ją za dłoń, zamruczał coś po włosku wprost do jej ucha, a potem rozpalił pocałunkami. Gdy zbliżał się moment kulminacyjny on po prostu odsunął się od niej, pocałował ją cnotliwie w czoło i pożegnał się skinieniem głowy. Dopiero potem przysłał jej sms-a. Napisał w nim kilka sprośnych słów, które rozpaliły ją jeszcze bardziej. Tamtego dnia myślała o nim cały dzień. Nie mogła się doczekać, kiedy wróci do domu. Pamiętała wszystkie emocje, jakie wtedy jej towarzyszyły. Wstrzymanie oddechu, trzepotanie serca, drżenie rąk... Czuła ekscytację, pożądanie, miłość... Wszystko, co mogła w tamtej chwili czuć.
Teraz jednak miała wrażenie, że wszystko to wydarzyło się wiele lat temu, a nie zaledwie miesiąc wcześniej. Czas mijał szybciej niż myślała. A teraz stała tu, płakała w t-shirt Jorgosa i rozpamiętywała minione chwile.
- Muriel, jesteś tu? - usłyszała głos dobiegający z pokoju. Po chwili w garderobie stanęła Tracy. Popatrzyła na nią ze zrozumieniem w oczach.
- Twoja ciocia jest już spakowana – poinformowała ją cicho. Muriel w odpowiedzi pokiwała tylko głową i odwróciła głowę. Wolała nic nie mówić. Obawiała się, że z chwilą, gdy z jej ust padnie choćby jedno słowo, rozpłacze się i całkiem załamie. Musiała wziąć się w garść i iść dalej, podnosząc dumnie głowę.
- Dobrze. Ja zaraz do was zejdę – odparła w końcu, gdy była pewna, że nie wybuchnie nagle płaczem. Tracy rzuciła jej ostatnie spojrzenie i wyszła. Muriel została sama i zaczęła pakować rzeczy, które najbardziej potrzebowała.
Te ubrania, które przywiozła ze sobą, zostawiła w torbie obok szafy. Gdy była już gotowa, postanowiła jeszcze pożegnać się z byłym narzeczonym w formie listu.
Zostawiła go na komodzie, oparty o lampę.

***

Wiem, że nie powinnam pisać, ale ostatecznie uznałam, że należy Ci się kilka słów wyjaśnień. Ten list jest również pożegnaniem.
Mimo że rozstaliśmy się w gniewie, nie chcę kończyć tej znajomości w taki sposób. Dobrze wiesz, że między nami było różnie. Kłóciliśmy się i każde z nas miało zupełnie inne zdanie na różne tematy. Kochałam Cię i byłam o Ciebie zazdrosna, choć dla Ciebie było to niepojęte. Tak to właśnie jest. Może moje uczucie wcale Cię nie obchodziło, ale mnie tak. Zależało mi na Tobie i wierzyłam w coś, co okazało się tylko bajką. Bajki są dla dzieci, a ja już dawno przestałam nim być. Nie powiem jednak, że było z Tobą źle. Nie, było mi wprost fantastycznie. Nigdy nie zapomnę tych chwil, które spędziliśmy razem. Dziękuję za to i również dziękuję za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
Jestem na Ciebie zła, czuję się zraniona i oszukana, ale nigdy nikomu nie życzyłam źle, dlatego życzę Ci szczęścia. Mam nadzieję, że znajdziesz kobietę, którą szczerze pokochasz.

Muriel.

Jorgos zmiął list i wrzucił go do kosza. Czytał go tak wiele razy, iż pamiętał każde słowo. Każde pojedyncze słowo, które wbijało mu się w umysł i budziło w nim złość. Sam nie wiedział dlaczego, ale był wściekły. Muriel po prostu postanowiła odejść. Nie był idiotą, by nie zdawać sobie sprawy z tego, co zrobił, ale jednocześnie nie mógł pojąć dlaczego tak uniosła się honorem, że uciekła z Grecji. Cała rodzina była wściekła, bo musieli odwołać wesele, które przecież kosztowało majątek. Nikt jednak nie odważył się wyrzec choćby słowa skargi, ponieważ bali się cokolwiek powiedzieć, był w tak podłym nastroju, iż woleli już nic nie mówić. On sam chciał odciąć się od rodziny, od ludzi.
Ledwie powstrzymywana furia wibrowała w każdej jego komórce. Umysł zasnuła mgła złości.
Cała ta sytuacja była dla niego jeszcze świeża. Jeszcze ją przeżywał i złościł się nie tylko na Besariona, ale także na Muriel, która zrobiła z tego tak duży szum. Znała go, mieli układ i wiedziała, co myślał o ich związku. To była ustna umowa, która nie dopuszczała żadnych słabości. Dlaczego sądziła, że zmieni wobec tej ugody zdanie? Nie chciał opowiadać o sobie, ani o powodach, dla których zechciał ją wkręcić w małżeństwo. To było najmniej istotne. Pomógł jej uratować ciotkę, zaoferował dom i pieniądze, a ona podeszła do tego tak emocjonalnie.
Przemawiał w nim Jorgos-cynik. Sądził, że tak wrażliwa dziewczyna wyprze się wszelkich uczuć, bo on tak chciał? W tej chwili zakuło go w sercu. Przecież tak obawiał się, że Muriel mogłaby zniknąć z jego życia! Przecież tak wrosła się w jego istnienie, że teraz po prostu nie wiedział, co pocznie. Nie rozpaczał jednak, nauczył się, że życie mimo wszystko toczy się dalej. W obliczu tragedii tylko czas pozostawał obojętny. Płynął dalej spokojnie beznamiętnie. Zrobi to samo, po prostu zapomni o całej sprawie i wróci do swojego dawnego życia.

***
Kilka tygodni później

Tracy usiadła ciężko na krześle i westchnęła rozdzierająco. Muriel popatrzyła na nią zaskoczona jej zmęczeniem. Przyjaciółka zawsze tryskała energią, która zaskakiwała nawet Roberta. On sam, choć wiecznie radosny, nie był tak nastawiony do życia, co blondynka. Tym razem jednak wyglądało na to, że jej współlokatorka byłą zmęczona i zrezygnowana. Usiadła na wprost drewnianego stołu i po prostu walnęła czołem o skrzyżowane ramiona.
- Jak w pracy? - zapytała, choć to pytanie wywoływało w niej dreszcze.
- Coraz gorzej. Dziś szef zwolnił trzy osoby.
- Znowu? Przecież w tamtym tygodniu wyrzucił dwie. Zwariował?
- Najwidoczniej. Uwierz mi, nie chciałabyś go teraz spotkać. Sfiksował, a z każdym dniem jest coraz gorzej. To chyba przez to, że...
- Nieważne z jakiego powodu, nie muszę wiedzieć – bąknęła i odwróciła się do kuchenki gazowej, na której odgrzewała obiad z wczoraj. Serce waliło jej głucho, a dłonie zaczęły drżeć. Starały się jak najmniej rozmawiać o mężczyźnie, który był szefem Tracy. Prawie wyrzuciła go z pamięć. Pomogło to, że poszła do pracy, zajmowała się ciotką i zwierzakami, a także spędzała z Tracy i jej koleżankami wieczory nad lampką wina lub w kinie.
Gdyby ktoś popatrzył na nią przez chwilę, nie byłby w stanie powiedzieć, że tak naprawdę jej każdy uśmiech, zachowanie, czy nawet spojrzenie obliczone jest jedynie na to, aby zmylić drugiego człowieka. W środku była pusta, wypalona, nic nie czuła prócz tej tęsknoty, która rozdzierała człowiekowi serce. Trzymała się jednak dzielnie i nie poddawała.
Wynajęła nieduży domek, do którego wprowadziła się Tracy. Sprzedała swoje mieszkanie, pieniądze zainwestowała. Zresztą Muriel również, nie było tego wiele, ale wystarczyło, aby inwestycja się opłaciła. Dobrze płatną pracę załatwił jej Robert u jednego ze znajomych, dlatego pracowała ciężko, aby zasłużyć na swoje stanowisko. Cieszyła się z tego, że jej życie w końcu wróciło do normy, że coś jej się udało. Brakowało jej jednak tej najważniejszej osoby, która powinna trwać u jej boku i zawsze ją wspierać. Nie było go przy niej i miała wrażenie, że jej życie stało się zupełnie puste. Miała jednak przy sobie zdrową Melisandę, Tracy, Diego i Pal – byli jej rodziną.
Walczyła jednak ze złamanym sercem i nie chciała poddać się rozpaczy, która od czasu do czasu odzywała się w jej sercu bolesnym ukłuciem. Starała nie dopuszczając do siebie nawet najdrobniejszej, pozornie nie związanej z Jorgosem myśli, ale nie wychodziło jej to tak, jak sobie zaplanowała. Sytuację pogarszał również fakt, iż Tracy pracowała u Jorgosa, a Robert był chłopakiem Stephena, ten z kolei był przyjacielem Kasapiego, więc chcąc czy nie, nie skończyła z nim tak ostatecznie. Całkowite odcięcie się od tego mężczyzny wiązałoby się z zakończeniem znajomości z przyjaciółmi, a tego nie chciała zrobić za żadne skarby.
Czuła się źle za każdym razem, gdy przyjaciółka coś wspominała o pracy, a była na tyle wyrozumiała, że nie mówiła wiele. Mimo to, Muriel nie chciała wyjść na niewdzięcznice i zazwyczaj dopytywała się o to, jak poszło jej w biurze. Tracy karmiła ją ogólnikami, więc żadna z młodych kobiet nie miała wyrzutów sumienia, że powiedziała lub nie zrobiła czegoś źle.
Siadły do obiadu. Melisanda wymówiła się bólem głowy i została u siebie. Jadły bez pośpiechu planując następny weekend. W pewnym momencie ich lekką pogawędkę przerwał telefon. Muriel odebrała, widząc, że dzwoni Bobbie.
- Dzień dobry, króliczku! Co robicie w sobotę z Tracy? - zapytał wesoło. Muriel cieszyła się z tej przyjaźni, ponieważ Robert był niezwykle pozytywną osobą i potrafił rozbawić ją do łez.
- W zasadzie to jeszcze nie wiem, dopiero planujemy weekend. Masz coś dla nas?
- Oczywiście. Co powiecie na imprezę? Nie będzie Jorgosa – rzucił szybko, jakby obawiał się, że o to właśnie zapyta. Muriel westchnęła. To wcale nie było ważne. Chociaż... Może i było. Nie chciałaby go teraz wiedzieć, gdy tak dobrze sobie radziła, gdy nauczyła się żyć z pustką.
Odsunęła słuchawkę od ucha i zapytała przyjaciółkę, ta kiwnęła z zadowoleniem głową i zajęła się jedzeniem. Muriel potwierdziła zgodę Tracy i Bobbie podał jej wszystkie szczegóły. Małe kameralne przyjątko gdzieś w lokalu. Okazja banalna: urodziny jakiegoś ważniaka.
Przez głowę przełknął jej niepokój, ale stłumiła go, bo ostatecznie nie chciała psuć sobie weekendu z powodu jakichś głupich urojeń.
Ich zaproszenie wzięło się stąd, iż panowie nie chcieli iść tam razem. Ostatecznie niewielu biznesmenów tolerowało swoich kolegów „po fachu” w związkach homoseksualnych. Muriel i Tracy miały być po prostu przykrywką.

***


Wystarczyło jedno spojrzenie szefa, aby osadzić asystentkę w miejscu. Kobieta zatrzymała się i szybko odwróciła na pięcie. Niemal uciekła przed nim takim sprintem, że zaskoczony patrzył, jak przebiera długimi nogami na wysokich szpilkach. Ostatecznie wrócił do swojego przerwanego zajęcia. Pił kawę. Od kilku tygodni pochłaniał ten napój hektolitrami, bo tylko dzięki niemu mógł przetrwać kolejne dni. Mało spał, czasami nawet w ogóle. Bezsenność złapała go w swe szpony i nie chciała opuścić. Nie pomógł na to lekarz, który przepisał mu naprawdę silne lekki. I wzrok również się pogorszył. Tłumaczył sobie, że się starzeje, że już nie ma prawa być tak sprawny jak wcześniej. Oczy patrzyły na ten świat wystarczająco długo. Nic nie trwa bez zarzutu, on też nie.
Próbował jednak odsunąć od siebie te myśli, które gromadziły mu się w głowie. Starał się nie myśleć o Muriel która przecież zniknęła z jego życia bezpowrotnie. Miał wrażenie, że te miesiące, które z nią spędził są wytworem jego wyobraźni, jakby śnił na jawie...
Stephen próbował z nim porozmawiać na ten temat, ale wielokrotnie kończył go, ponieważ wolał nie słyszeć imienia kobiety, która wywróciła jego życie do góry nogami. Nie czuł się na siłach, aby z kimkolwiek poruszać ten temat. Wolał go trawić w środku, rozdzierając go na kawałki tak, jak ból rozdzierał jego serce. Nie należał do mężczyzn zbyt wrażliwych, nie dramatyzował i zazwyczaj przyjmował wszystko z chłodną obojętnością, ale po odejściu narzeczonej zrobił się okropnym mięczakiem. Cierpiał. Naprawdę cierpiał. Tęsknił za Muriel, za dniami, które spędzali razem, za nocami, podczas których nie potrafili nacieszyć się własną bliskością.
Wracając do domu wstąpił do chińskiej restauracji i kupił obiad. Zaszył się w pokoju i w milczeniu, niemal w ciemności zjadł zimny posiłek, bawiąc się pałeczkami. W końcu jego zadumę i udrękę przerwał telefon. Dzwonił Stephen. Odebrał, choć wcale nie miał na to ochoty.
- Co robisz w sobotę? - zapytał na wstępie.
- Nic. Dlaczego pytasz?
- To świetnie! Idziemy na imprezę urodzinową jednego z biznesmenów. Przyjdź, jest kilku panów, którzy chcą cię poznać. Może skuszą się na twoje wynalazki? - Jorgos skrzywił się do słuchawki, ale westchnął i ostatecznie zgodził się przyjść. I tak nie miał nic lepszego do roboty. W końcu nie może spędzać wszystkich weekendów samotnie, siedząc w ciemnościach i zrzucać całą winę za rozstanie z Muriel właśnie na nią, na jej dumę.
- W porządku – zgodził się, wzdychając ciężko.
- Cóż za entuzjazm! Jorgosie, proszę cię, nie ciesz się tak, bo aż mnie serce boli od tej twojej radości – warknął Stevie do słuchawki, a Kasapi zacisnął mocno zęby.
- O co ci właściwie chodzi? Mam skakać w euforii, bo idę na imprezę? - mruknął irytowany i wbił wzrok w metalową ramkę ze zdjęciem Muriel. Pamiętał, kiedy robił tę fotografię i nie mógł uwierzyć, że minęło już tyle czasu od momentu, w którym ostatni raz ją widział. To było tak dziwne, iż nie przypuszczał, że kiedykolwiek zatęskni za kimś tak mocno. Tęsknił za Muriel, uświadomił to sobie patrząc na to zdjęcie i czując, jak w sercu wypala mu się dziura. Czyżby stawał się tym romantycznym głupcem, który rozpacza z takiego powodu? Na to wyglądało, w końcu bolało go to, że w jego życiu nie ma tej rudowłosej złośnicy.
- Nie o to chodzi! Zrobiłeś się tak apatyczny, że to wprost niewiarygodne. Przyznaj w końcu, że ją kochasz, a uświadomiłeś to sobie, gdy jej zabrakło.
- No dobrze, masz rację. Wygraliście wszyscy. Przyznaję się, że kocham Muriel, ale co z tego? Za późno na żal i miłość. Sam sobie nawarzyłem tego cholernego piwska, to sam je sobie wypije! - krzyknął w końcu wyprowadzony z równowagi.
Naprawdę nie potrzebował takiej rozmowy. Czy nikt nie potrafił dać mu spokój? Nawet, gdyby chciał, żeby wróciła do niego, to było za późno na to i nie miał zamiaru padać do stóp temu rudzielcowi. Nie był taki i nie chciał zdobywać jej w ten sposób, jeśli już, to tylko i wyłącznie rozmowa mogła tu pomóc i to rozmowa, która powinna odbyć się wiele miesięcy temu, nim zaczął tę farsę z układem.
- Boże drogi, ty idioto! Tu nie chodzi o to kto wygrał, tylko o ciebie i Muriel. Owszem, naciskamy na ciebie, ale chcemy, żebyś uświadomił sobie pewne sprawy. Nie możesz wiecznie uciekać od miłości, bo nie jesteś w stanie. Nie ty. Potrzebujesz Muriel, a ona ciebie. I to nie chodzi o rzeczy materialne, a duchową istotę.
- To wszystko tak pięknie brzmi jak polukrowany pączek, ale ja się w takie słodycze nie bawię.
- Nie? No to zostaniesz sam, kretynie, i będziesz kochał powietrze i wspomnienia, a ze wspomnieniami nie jesteś w stanie wziąć ślubu i spłodzić dzieci!
Jorgos otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Stephen w tej samej chwili trzasnął słuchawką. I bardzo dobrze! Nie będzie rozmawiał z nikim o tym, co czuł, ani o tym, co powinien zrobić, a nie robił. Jeśli Muriel miała do niego wrócić, to wróci, z pomocą Stephena czy bez niej. Nie wierzył w żadne przeznaczenie, ale skoro są sobie pisani, to chyba jednak kiedyś w końcu odnajdą swoją drogą?
- Stephen miał rację – mruknął do siebie – jestem idiotą. Stałem się zbyt romantyczny.
Kaspai koniecznie chciał wykorzenić z siebie tę nutę romantyzmu, która nagle obudziła się w nim, ale uświadomił sobie, że nie może tego zrobić. Najpierw musiałby cofnąć się w czasie i zignorować Muriel, a doskonale to wiedział, iż nie byłby w stanie tego zrobić. Co ta kobieta z nim zrobiła?


***

Muriel mierzyła sukienkę na imprezę, ale myślami była daleko. Błądziła w nicości, starając się słuchać tego, co mówiła Tracy. Bobbie siedział na łóżku i patrzył na wszystko tak jak zawsze: z rozbawieniem i ironią.
- ... niebieską sukienkę – usłyszała nagle obok siebie. Spojrzała na blondynkę półprzytomnym wzrokiem. - Czy ty w ogóle nas słuchasz? - żachnęła się i uszczypnęła ją delikatnie w odsłonięte ramie.
- Zwariowałaś?! To bolało! - Odsunęła się od przyjaciółki na długość wyciągniętego ramienia i spiorunowała ją wzrokiem.
- O, czyli nie śpisz. Świetnie. Wybierzmy coś, bo zaczyna mnie irytować to, że tak stoisz i gapisz się na ścianę. Widzisz tam coś?
- Tak, ktoś namalował mi na ścianie penisa – warknęła. Bobbie ryknął głośnym śmiechem.
- Nie ważne. Sądzę, że wyglądasz w tej sukience ślicznie. Na pewno oczarujesz... mężczyzn na tej imprezie. - Tracy zerknęła na Roberta, a potem rzuciła Muriel krótkie spojrzenie.
Dziewczyna jednak nie zauważyła znaczącej wymiany spojrzeń. Patrzyła na kobietę w lustrze i zastanawiała się, kiedy się tak zmieniła. Była zupełnie inna. Już nie widziała szarej myszki, zaszczutej i zranionej, lecz młodą kobietę – silną i niezależną. Stała ubrana w czarną, lejącą się aż do ziemi suknię. Plecy miała całkowicie odkryte przez co czuła się naga, ale Tracy i Bobbie przekonali ją, że wcale nie powinna się tak czuć, a krój stroju jedynie podkreślał jej figurę.
- Zazdroszczę ci tych cycków – mruknęła Tracy, gdy jeszcze kilka godzin wcześniej stały w przymierzalni i oglądały sukienkę i debatowały nad plusami. Roześmiała się wtedy głośno, bo uwaga przyjaciółki całkowicie wygoniła z niej wszelkie obawy i strach.
Teraz, gdy tak stała przed lustrem, słuchała radosnego szczebiotu Tracy i Roberta, zdała sobie sprawę, że w końcu, po wielu latach bycia ofiarą losu, udało jej się odnaleźć właściwy tor, którym zamierzała iść przez resztę życia. Skończyła dwadzieścia dwa lata i była dumna, że znalazła się już na takim etapie, a przecież wiele osób w jej wieku nadal nie miało pracy, studiowało bez przekonania o tym, co chcą robić w przyszłości. Nie potrzebowała studiów do szczęścia, jej szczęściem była ciotka, przyjaciele, których zyskała i oczywiście Diego wraz z Pal.
Jednak mimo tego przekonania, nie potrafiła zabić w sobie myśli, że przydałby się jej ktoś jeszcze. Nie chciała się zagłębiać w to tak bardzo, bo to ostatecznie prowadziło ku rozpaczy i rozczarowania.

***

Muriel, choć cieszyła się, że wyszła, to miała wrażenie, że ten wieczór był jakiś dziwny. Oczywiście wszyscy, razem z panią Brin, która przyszła towarzyszyć ciotce podczas jej nieobecności, mówili, że przesadza i szuka wymówek. Możliwe, że tak było, ale uwagi Tracy i ukradkowe spojrzenia jakie posyłała Robertowi nieco ją zaniepokoiły. Coś się działo, bo wiele razy, gdy wchodziła do salonu, w którym znajdowała się ta dwójka, rozmowy nagle cichły, albo któreś z nich zmieniało temat.
- Mam nadzieję, że mnie nie okłamałeś, co? - zapytała Bobbiego w samochodzie, gdy niepokój urósł do niebezpiecznych rozmiarów i już ściskał jej serce zimnymi palcami.
- Nie, oczywiście, że nie – powiedział Robert, ale Muriel była pewna, że w jego głosie usłyszała niepewność. Jeśli coś wykombinował, to naprawdę nie miała pojęcia, co mu zrobi, gdy będzie inaczej.
Naprawdę nie chciała teraz widzieć się z Jorgosem, nie teraz, kiedy tak dobrze jej szło, gdy poskładała serce w całość, a choć były jeszcze na nim rysy, to wierzyła, że i one kiedyś znikną dzięki upływającemu czasowi. Chciała tego, wierzyła w to tak bardzo, iż nie wyobrażała sobie, że teraz mogłaby spotkać Kasapiego. Jego obecność zniszczyłaby te misterne plany jakie tkała od kilku tygodni. Musiało być dobrze.

Uzbrojona w pewność siebie, stanowczo powiedziała sobie, że nie pozwoli nikomu zniszczyć tego, co w końcu udało jej się osiągnąć. Nawet jeśli kochała Jorgosa, to miłość nie miała prawa głosu, nie będzie rządziła jej sercem, jej życiem tak, jak było to dotychczas. Wkrótce zapomni o wszystkim.

14 komentarzy:

  1. Chwytajacy za serce rozdział. Wiele uczuć i zmian w bohaterach. Czekam na kolejny i szczesliwego Nowego Roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, starałam się jak mogłam, bo pisząc ten rozdział odczuwałam wielką melancholię:)
      Już niedługo powinien pojawić się kolejny, więc pewnie długo nie będziesz czekać.
      Życzę wszystkiego dobrego w tym roku! <3

      Usuń
  2. Zamruczał cos po włosku? a nie po grecku ? Pozdrawiam Susie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak, po włosku, bo Jorgos ( w zakładce o blogu wspominałam o tym ), że Jorgos jest pół Włochem, pół Grekiem, więc zna nie tylko grecki i angielski, ale również włoski, więc często zdarza mu się wpleść greckie lub włoskie słówko.
      Pozdrawiam i życzę udanego wieczoru! <3

      Usuń
  3. Bardzo fajny rozdział. Smutno mi jedynie z powodu Muriel, musiała zmierzyć się z takim gównem. Czekam niecierpliwie na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo. A tak, musiała, nie lubię, gdy moi bohaterzy idą tak gładko, trochę bagienka nie zaszkodzi :)
      Pozdrawiam<3

      Usuń
  4. Miałaś pierwszego urodziny? I czemu ja nic o tym nie wiem?! To spóźnione, ale szczere: sto lat, sto lat! Wszystkiego najlepszego! ;*

    O rany, jak to dobrze, że po tylu różnych przeżyciach Muriel udało się tak uporządkować swoje życie;) od razu bardziej ją lubię, gdy czytam, że znalazła pracę, stanęła na nogach i poradziła sobie ze wszystkim, nie licząc na wsparcie Jorgosa. To naprawdę świetne, że sobie sama dała radę, nawet jeśli w głębi duszy tęskniła za byłym narzeczonym - fajnie Ci wyszła ta jej przemiana z zahukanej szarej myszki w niezależną, samodzielną kobietę, która wie, czego chce;) oczywiście spotkają się na tym przyjęciu i będzie wielki happy end (zwłaszcza że Jorgos przyznał się już nie tylko przed sobą, ale także przed kimś z zewnątrz, że kocha Muriel), czego już teraz Ci życzę, ale najbardziej jednak interesująca wydaje mi się ta droga, którą musieli przebyć, żeby ze sobą być - tak naprawdę być, a nie tylko uprawiać seks i gadać o jakiejś idiotycznej ustnej umowie;) może i miałaś jakieś dłużyzny po drodze, ale bardzo się cieszę, że doprowadziłaś ten tekst do końca i pokazałaś, jak bardzo oboje się zmienili, bo to chyba w tym wszystkim podoba mi się najbardziej:)

    Dużo weny życzę na ten ostatni rozdział i całuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie pierwszego - drugiego, ale dodałam wcześniej, bo w piatek szłam do pracy i jakoś tak nie miałam ochoty xD Sama sobie zrobiłam tym rozdziałem prezent, bo to oznacza, że został już tylko jeden i koniec.
      Dziękuję Ci za życzenia <3

      Ja też myślę, że Muriel w końcu da się lubić. Musiała się wziąć w garść, bo nie miała innego wyjścia. Jorgos nauczył ją asertywności i bycia pewniejszą siebie, dlatego tak ładnie wzięła się za siebie i za swoją przyszłość.
      Muriel już nigdy nie będzie taka jak na początku znajomości i bardzo chciałam, żeby właśnie to wyszło tak naturalnie jak się tylko dało. W końcu związek z Jorgosem i same przeżycia miały na nią znaczący wpływ ( i nie tylko na nią ). A tak, Jorgos w końcu się przyznał, choć zrobił to bardziej dla świętego spokoju, bo Stephen go zirytował, ale można uznać, że Kasapi już zrobił spory krok w stronę miłości.
      Weź nic nawet nie mów. Miałam dość sporo rozdziałów, które mogłabym bez kłopotu wyrzucić, ale sądzę też, że przemiana Muriel była widoczna dzięki temu i nic nie stało się tak nagle. Mogłabym rzeczywiście uniknąć kilku rozdziałów, ale to opowiadanie było kompletnie nie planowane. Tak, oboje mieli na siebie wpływ, Muriel nauczyła się walczyć, a Jorgos kochać, więc tak naprawdę byli sobie potrzebni :)

      Dziękuję i również całuję! <3

      Usuń
  5. Jak to tylko jeden rozdział do końca??? Nieee Necco łamiesz mi serce. Ale mam jeszcze nadzieje na epilog w 10 rozdzialach ;). Rozdział jest rewelacyjny. Kocham twoja twórczość. Muriel silna i nie zależna zdecydowanie bardziej mi sie podoba niz Muriel ofiara. Jorgos jest upartym dupkiem ale wreszcie wyznał ze ją kocha wiec mam jeszcze nadzieje na happy end. Kocham i całuje. Lili

    OdpowiedzUsuń
  6. W sumie jakby nie patrzeć to ta cała sytuacja z jednej strony wyszła Muriel na dobre:) przeszła wewnętrzną przemianę, stała się silna, niezależna na tyle, żeby sobie spokojnie poradzić.
    Jestem bardzooo ciekawa jak zareagują oboje gdy się spotkają . Świetny rozdział szkoda, że niedługo ostatni :( :* pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Apfff! Oni są dla siebie stworzeni, co oni odwalają!? PROTEST! :D Ja tu chcę happy end. Rety, przecież jak Muriel się dowie, że tam będzie Jorgos to ich wszystkich pozabija. Denerwuje mnie, że aż tak zareagowała na coś, co było wcześniej omówione. Właśnie zachowała się jak dziecko, które zabrnęło tak daleko i nie chciało się przyznać do wyrządzonej szkody, więc uciekło i się schowała. Cała Muriel. Niby leczy rany, tęskni, płaczę za nim, ale ukryła się i myśli, że czas coś zrobi. Ona się zmieniła, Jorgos ją przemienił w pewną siebie kobietę. Niech to wykorzysta!
    A Jorgos?!?! Aaaaaaaaaaaaaaa! Przyznał się, burak jeden! Nareszcie. Oby na tej imprezie jej wszystko powiedział i byli razem, aww <3
    Dobra, czekam na dalej. Matko, na ostatni rozdział? :C
    Pamiętam jak zaczynałam to opowiadanie czytać. Pierwsze opowiadanie od Ciebie i od razu wpadłam po uszy. Będę ryczeć na koniec, jak nic!:C
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetne! Opowiadanie trzyma w napieciu, niecierpliwie się na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  9. trochę to smutne że się rozstali . Ale Muriel jest silna i poradzi sobie . trzymam kciuki za ich spotkanie pod czas imprezy o ile o tego dojdzie

    OdpowiedzUsuń
  10. I co Necco? Jak idzie pisanie ostatniego rozdziału? :)

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Sakis Rouvas, Lea Michele.