Muriel
wrzucała sobie, że dopiero tak późno zaczęła mieć wątpliwości odnośnie Jorgosa i powodów, dla których
chciał ją poślubić. Była zbyt oszołomiona, aby w ogóle
dopuścić do siebie jakiekolwiek podejrzenia. Nie pomyślała o tym
wcześniej i teraz wracała do Anglii nie z obrączką na placu, lecz
ze złamanym serce. Różnica była ogromna.
W
podróży towarzyszyła jej Tracy i Melisanda. Ciotka, gdy
dowiedziała się o całej sytuacji stanowczo wyraziła swoje zdanie
na ten temat. Chciała jechać z Muriel, bo jak sama powiedziała,
dziewczyna nie mogła być teraz sama. Na Thaossos zostały tylko
zwierzaki. Diego oczywiście zrozumiał szybko, że nie jedzie, więc
w chwili pożegnania zawył głośno, zagłuszając tym samym
ostatnie słowa jakie padły z ust Larysy. Kobieta życzyła jej
wszystkiego dobrego, wyraziła żal, że Muriel nie chce porozmawiać
z Jorgosem, bo w końcu może jakoś ułożyłoby się między nimi. Na
pewno zechciałby jej wszystko powiedzieć, gdyby zażądała
odpowiedzi na dręczące ją pytania, lecz w odpowiedzi napotkała
jedynie zrezygnowane spojrzenie zawiedzionej młodej kobiety.
-
Jorgos, jeśli chciałby, jeśli zależałoby mu na mnie, to sam
powiedziałby mi o wszystkim. W końcu to, że pomilczał tak istotny
fakt świadczy o tym jak mało dla niego znaczę – powiedziała
wtedy i na tym zakończyła rozmowę o Jorgosie.
Kiedy
wylądowały wieczorem w Anglii, Muriel zdała sobie sprawę, że to
już koniec. Koniec tego wszystkiego, czego doświadczyła, koniec
życia z Jorgosem. Może to i lepiej? Dobrze, że rozstali się
teraz, gdy ich znajomość nie była tak zażyła, jak mogłaby stać
się później, gdy kochałaby go już tak bardzo, że
walczyłaby o niego do samego końca. Przynajmniej teraz wiedziała,
że nie było warto. Gdyby rzeczywiście mu zależało, zachowywał
się inaczej, a on jedynie pragnął firmy, a nie jej.
Z
lotniska natychmiast zajechały pod dom Jorgosa. Z niego miała wziąć
tylko najpotrzebniejsze rzeczy i raz na zawsze zniknąć z jego
życia. Dom był pusty i zimny. Pomimo ciepłych dni, słońce nie
rozgrzało pomieszczeń, dlatego zadrżała, gdy wspinała się po
schodach. Miała wrażenie, że za
chwilę stanie twarzą w twarz Jorgosem. Kiedy weszła do sypialni,
którą jeszcze do niedawna z nim dzieliła, westchnęła
przeciągle i rozejrzała się po pomieszczeniu. Uwielbiała to
miejsce, zwłaszcza późnymi wieczorami w sobotę, gdy
wykąpana, z mokrymi włosami kładła się przy boku Jorgosa i
wspólnie oglądali film. Opatulona w puchaty szlafrok, w
ramionach ukochanego mężczyzny, leżała z poczuciem
bezpieczeństwa. Nawet myśli o niepewnej przyszłości nie wzbudzały
w niej żadnego strachu. A chyba powinny, przynajmniej wtedy mogłaby stworzyć plan awaryjny. Nie spodziewała się jednak, że
wszystko to zakończy się w ten sposób.
Będąc
w tej sypialni, gdy wiedziała, że jej drogi z Jorgosem rozeszły
się, czuła się, jakby nagle znalazła się w obcym miejscu. Było
tu pusto, chłodno i tak nieprzyjemnie. Tu miała zostawić wszystkie
ubrania, które kupiła za pieniądze Kasapiego,
tu miała także zostawić wspomnienia i złamane serce. I łzy,
które nagle popłynęły z oczu.
Podeszła
do garderoby. Wisiały tam jej ubrania. Spodnie, spódnice,
koszulki, sukienki, bluzy i wiele innych materialnych rzeczy, które
świadczyły o hojności Kasapiego. Nie mogła wziąć tego
wszystkiego, ponieważ ubrania należały do niego. Zostały kupione
za jego pieniądze. Ona także. Stała się kartą przetargową,
dzięki której miał zyskać firmę. Tylko po to była mu
potrzebna...
Kiedy spojrzała na ubrania wiszące obok niej, załkała cicho.
Koszule Jorgosa wisiały w równym, kolorowym rzędzie. Białe,
czarne, szare, granatowe i bordowe. Dotknęła opuszkami palców
materiału. Poczuła jak w powietrzu unosi się doskonale znany jej
zapach wody kolońskiej i drogich perfum. Pociągnęła nosem i
poczuła jak kręci jej się w głowie. Złapała jeden z
podkoszulków mężczyzny i przytknęła go do nosa. W głowie
zawirowało jej od wspomnień. Uśmiechnęła się, gdy przypomniała sobie całą masę pocałunków i pieszczot, którymi ją obdarzył tu, w
tym miejscu, gdy niespodziewanie zastała go na zakładaniu koszuli.
Była zaspana, ale musiała wstać wcześnie i jechać do Melisandy.
Jorgos złapał ją za dłoń, zamruczał coś po włosku wprost do
jej ucha, a potem rozpalił pocałunkami. Gdy zbliżał
się moment kulminacyjny on po prostu odsunął się od niej,
pocałował ją cnotliwie w czoło i pożegnał się skinieniem
głowy. Dopiero potem przysłał jej sms-a. Napisał w nim kilka
sprośnych słów, które rozpaliły ją jeszcze
bardziej. Tamtego dnia myślała o nim cały dzień. Nie mogła się
doczekać, kiedy wróci do domu. Pamiętała wszystkie emocje,
jakie wtedy jej towarzyszyły. Wstrzymanie oddechu, trzepotanie
serca, drżenie rąk... Czuła ekscytację, pożądanie, miłość...
Wszystko, co mogła w tamtej chwili czuć.
Teraz
jednak miała wrażenie, że wszystko to wydarzyło się wiele lat
temu, a nie zaledwie miesiąc wcześniej. Czas mijał szybciej niż
myślała. A teraz stała tu, płakała w t-shirt Jorgosa i
rozpamiętywała minione chwile.
-
Muriel, jesteś tu? - usłyszała głos dobiegający z pokoju. Po
chwili w garderobie stanęła Tracy. Popatrzyła na nią ze
zrozumieniem w oczach.
-
Twoja ciocia jest już spakowana – poinformowała ją cicho. Muriel
w odpowiedzi pokiwała tylko głową i odwróciła głowę.
Wolała nic nie mówić. Obawiała się, że z chwilą, gdy z
jej ust padnie choćby jedno słowo, rozpłacze się i całkiem
załamie. Musiała wziąć się w garść i iść dalej, podnosząc
dumnie głowę.
-
Dobrze. Ja zaraz do was zejdę – odparła w końcu, gdy była
pewna, że nie wybuchnie nagle płaczem. Tracy rzuciła jej ostatnie
spojrzenie i wyszła. Muriel została sama i zaczęła pakować
rzeczy, które najbardziej potrzebowała.
Te
ubrania, które przywiozła ze sobą, zostawiła w torbie obok
szafy. Gdy była już gotowa, postanowiła jeszcze pożegnać się z
byłym narzeczonym w formie listu.
Zostawiła
go na komodzie, oparty o lampę.
***
Wiem,
że nie powinnam pisać, ale ostatecznie uznałam, że należy Ci się
kilka słów wyjaśnień. Ten list jest również
pożegnaniem.
Mimo
że rozstaliśmy się w gniewie, nie chcę kończyć tej znajomości
w taki sposób. Dobrze wiesz, że między nami było różnie.
Kłóciliśmy się i każde z nas miało zupełnie inne zdanie
na różne tematy. Kochałam Cię i byłam o Ciebie zazdrosna,
choć dla Ciebie było to niepojęte. Tak to właśnie jest. Może
moje uczucie wcale Cię nie obchodziło, ale mnie tak. Zależało mi
na Tobie i wierzyłam w coś, co okazało się tylko bajką. Bajki są
dla dzieci, a ja już dawno przestałam nim być. Nie powiem jednak,
że było z Tobą źle. Nie, było mi wprost fantastycznie. Nigdy nie
zapomnę tych chwil, które spędziliśmy razem. Dziękuję za
to i również dziękuję za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
Jestem
na Ciebie zła, czuję się zraniona i oszukana, ale nigdy nikomu nie
życzyłam źle, dlatego życzę Ci szczęścia. Mam nadzieję, że
znajdziesz kobietę, którą szczerze pokochasz.
Muriel.
Jorgos
zmiął list i wrzucił go do kosza. Czytał go tak wiele razy, iż
pamiętał każde słowo. Każde pojedyncze słowo, które
wbijało mu się w umysł i budziło w nim złość. Sam nie wiedział
dlaczego, ale był wściekły. Muriel po prostu postanowiła odejść.
Nie był idiotą, by nie zdawać sobie sprawy z tego, co zrobił, ale
jednocześnie nie mógł pojąć dlaczego tak uniosła się
honorem, że uciekła z Grecji. Cała rodzina była wściekła, bo
musieli odwołać wesele, które przecież kosztowało majątek.
Nikt jednak nie odważył się wyrzec choćby słowa skargi, ponieważ
bali się cokolwiek powiedzieć, był w tak podłym nastroju, iż
woleli już nic nie mówić. On sam chciał odciąć się od
rodziny, od ludzi.
Ledwie
powstrzymywana furia wibrowała w każdej jego komórce. Umysł
zasnuła mgła złości.
Cała
ta sytuacja była dla niego jeszcze świeża. Jeszcze ją przeżywał
i złościł się nie tylko na Besariona, ale także na Muriel, która
zrobiła z tego tak duży szum. Znała go, mieli układ i wiedziała,
co myślał o ich związku. To była ustna umowa, która nie
dopuszczała żadnych słabości. Dlaczego sądziła, że zmieni
wobec tej ugody zdanie? Nie chciał opowiadać o sobie, ani o
powodach, dla których zechciał ją wkręcić w małżeństwo.
To było najmniej istotne. Pomógł jej uratować ciotkę,
zaoferował dom i pieniądze, a ona podeszła do tego tak
emocjonalnie.
Przemawiał
w nim Jorgos-cynik. Sądził, że tak wrażliwa dziewczyna wyprze się
wszelkich uczuć, bo on tak chciał? W tej chwili zakuło go w sercu.
Przecież tak obawiał się, że Muriel mogłaby zniknąć z jego
życia! Przecież tak wrosła się w jego istnienie, że teraz po
prostu nie wiedział, co pocznie. Nie rozpaczał jednak, nauczył
się, że życie mimo wszystko toczy się dalej. W obliczu tragedii
tylko czas pozostawał obojętny. Płynął dalej spokojnie
beznamiętnie. Zrobi to samo, po prostu zapomni o całej sprawie i
wróci do swojego dawnego życia.
***
Kilka
tygodni później
Tracy
usiadła ciężko na krześle i westchnęła rozdzierająco. Muriel
popatrzyła na nią zaskoczona jej zmęczeniem. Przyjaciółka
zawsze tryskała energią, która zaskakiwała nawet Roberta.
On sam, choć wiecznie radosny, nie był tak nastawiony do życia, co
blondynka. Tym razem jednak wyglądało na to, że jej współlokatorka
byłą zmęczona i zrezygnowana. Usiadła na wprost drewnianego stołu
i po prostu walnęła czołem o skrzyżowane ramiona.
-
Jak w pracy? - zapytała, choć to pytanie wywoływało w niej
dreszcze.
-
Coraz gorzej. Dziś szef zwolnił trzy osoby.
-
Znowu? Przecież w tamtym tygodniu wyrzucił dwie. Zwariował?
-
Najwidoczniej. Uwierz mi, nie chciałabyś go teraz spotkać.
Sfiksował, a z każdym dniem jest coraz gorzej. To chyba przez to,
że...
-
Nieważne z jakiego powodu, nie muszę wiedzieć – bąknęła i
odwróciła się do kuchenki gazowej, na której
odgrzewała obiad z wczoraj. Serce waliło jej głucho, a dłonie
zaczęły drżeć. Starały się jak najmniej rozmawiać o
mężczyźnie, który był szefem Tracy. Prawie wyrzuciła go z
pamięć. Pomogło to, że poszła do pracy, zajmowała się ciotką
i zwierzakami, a także spędzała z Tracy i jej koleżankami
wieczory nad lampką wina lub w kinie.
Gdyby
ktoś popatrzył na nią przez chwilę, nie byłby w stanie
powiedzieć, że tak naprawdę jej każdy uśmiech, zachowanie, czy
nawet spojrzenie obliczone jest jedynie na to, aby zmylić drugiego
człowieka. W środku była pusta, wypalona, nic nie czuła prócz
tej tęsknoty, która rozdzierała człowiekowi serce. Trzymała
się jednak dzielnie i nie poddawała.
Wynajęła
nieduży domek, do którego wprowadziła się Tracy. Sprzedała
swoje mieszkanie, pieniądze zainwestowała. Zresztą Muriel również,
nie było tego wiele, ale wystarczyło, aby inwestycja się opłaciła.
Dobrze płatną pracę załatwił jej Robert u jednego ze znajomych,
dlatego pracowała ciężko, aby zasłużyć na swoje stanowisko.
Cieszyła się z tego, że jej życie w końcu wróciło do
normy, że coś jej się udało. Brakowało jej jednak tej
najważniejszej osoby, która powinna trwać u jej boku i
zawsze ją wspierać. Nie było go przy niej i miała wrażenie,
że jej życie stało się zupełnie puste. Miała jednak przy sobie
zdrową Melisandę, Tracy, Diego i Pal – byli jej rodziną.
Walczyła
jednak ze złamanym sercem i nie chciała poddać się rozpaczy,
która od czasu do czasu odzywała się w jej sercu bolesnym
ukłuciem. Starała nie dopuszczając do siebie nawet
najdrobniejszej, pozornie nie związanej z Jorgosem myśli, ale nie
wychodziło jej to tak, jak sobie zaplanowała. Sytuację pogarszał
również fakt, iż Tracy pracowała u Jorgosa, a Robert był
chłopakiem Stephena, ten z kolei był przyjacielem Kasapiego, więc
chcąc czy nie, nie skończyła z nim tak ostatecznie. Całkowite
odcięcie się od tego mężczyzny wiązałoby się z zakończeniem
znajomości z przyjaciółmi, a tego nie chciała zrobić za
żadne skarby.
Czuła
się źle za każdym razem, gdy przyjaciółka coś wspominała
o pracy, a była na tyle wyrozumiała, że nie mówiła wiele.
Mimo to, Muriel nie chciała wyjść na niewdzięcznice i zazwyczaj
dopytywała się o to, jak poszło jej w biurze. Tracy karmiła ją
ogólnikami, więc żadna z młodych kobiet nie miała wyrzutów
sumienia, że powiedziała lub nie zrobiła czegoś źle.
Siadły
do obiadu. Melisanda wymówiła się bólem głowy i
została u siebie. Jadły bez pośpiechu planując następny weekend.
W pewnym momencie ich lekką pogawędkę przerwał telefon. Muriel
odebrała, widząc, że dzwoni Bobbie.
-
Dzień dobry, króliczku! Co robicie w sobotę z Tracy? -
zapytał wesoło. Muriel cieszyła się z tej przyjaźni, ponieważ
Robert był niezwykle pozytywną osobą i potrafił rozbawić ją do
łez.
-
W zasadzie to jeszcze nie wiem, dopiero planujemy weekend. Masz coś
dla nas?
-
Oczywiście. Co powiecie na imprezę? Nie będzie Jorgosa – rzucił
szybko, jakby obawiał się, że o to właśnie zapyta. Muriel
westchnęła. To wcale nie było ważne. Chociaż... Może i było.
Nie chciałaby go teraz wiedzieć, gdy tak dobrze sobie radziła, gdy
nauczyła się żyć z pustką.
Odsunęła
słuchawkę od ucha i zapytała przyjaciółkę, ta kiwnęła z
zadowoleniem głową i zajęła się jedzeniem. Muriel potwierdziła
zgodę Tracy i Bobbie podał jej wszystkie szczegóły. Małe
kameralne przyjątko gdzieś w lokalu. Okazja banalna: urodziny
jakiegoś ważniaka.
Przez
głowę przełknął jej niepokój, ale stłumiła go, bo
ostatecznie nie chciała psuć sobie weekendu z powodu jakichś
głupich urojeń.
Ich
zaproszenie wzięło się stąd, iż panowie nie chcieli iść tam
razem. Ostatecznie niewielu biznesmenów tolerowało swoich
kolegów „po fachu” w związkach homoseksualnych. Muriel i
Tracy miały być po prostu przykrywką.
***
Wystarczyło
jedno spojrzenie szefa, aby osadzić asystentkę w miejscu. Kobieta
zatrzymała się i szybko odwróciła na pięcie. Niemal
uciekła przed nim takim sprintem, że zaskoczony patrzył, jak
przebiera długimi nogami na wysokich szpilkach. Ostatecznie wrócił
do swojego przerwanego zajęcia. Pił kawę. Od kilku tygodni
pochłaniał ten napój hektolitrami, bo tylko dzięki niemu
mógł przetrwać kolejne dni. Mało spał, czasami nawet w
ogóle. Bezsenność złapała go w swe szpony i nie chciała
opuścić. Nie pomógł na to lekarz, który przepisał
mu naprawdę silne lekki. I wzrok również się pogorszył.
Tłumaczył sobie, że się starzeje, że już nie ma prawa być tak
sprawny jak wcześniej. Oczy patrzyły na ten świat wystarczająco
długo. Nic nie trwa bez zarzutu, on też nie.
Próbował
jednak odsunąć od siebie te myśli, które gromadziły mu się
w głowie. Starał się nie myśleć o Muriel która przecież
zniknęła z jego życia bezpowrotnie. Miał wrażenie, że te
miesiące, które z nią spędził są wytworem jego wyobraźni,
jakby śnił na jawie...
Stephen
próbował z nim porozmawiać na ten temat, ale wielokrotnie
kończył go, ponieważ wolał nie słyszeć imienia kobiety, która
wywróciła jego życie do góry nogami. Nie czuł się
na siłach, aby z kimkolwiek poruszać ten temat. Wolał go trawić w
środku, rozdzierając go na kawałki tak, jak ból rozdzierał
jego serce. Nie należał do mężczyzn zbyt wrażliwych, nie
dramatyzował i zazwyczaj przyjmował wszystko z chłodną
obojętnością, ale po odejściu narzeczonej zrobił się okropnym
mięczakiem. Cierpiał. Naprawdę cierpiał. Tęsknił za Muriel, za
dniami, które spędzali razem, za nocami, podczas których
nie potrafili nacieszyć się własną bliskością.
Wracając
do domu wstąpił do chińskiej restauracji i kupił obiad. Zaszył
się w pokoju i w milczeniu, niemal w ciemności zjadł zimny
posiłek, bawiąc się pałeczkami. W końcu jego zadumę i
udrękę przerwał telefon. Dzwonił Stephen. Odebrał, choć wcale
nie miał na to ochoty.
-
Co robisz w sobotę? - zapytał na wstępie.
-
Nic. Dlaczego pytasz?
-
To świetnie! Idziemy na imprezę urodzinową jednego z biznesmenów.
Przyjdź, jest kilku panów, którzy chcą cię poznać.
Może skuszą się na twoje wynalazki? - Jorgos skrzywił się do
słuchawki, ale westchnął i ostatecznie zgodził się przyjść. I
tak nie miał nic lepszego do roboty. W końcu nie może spędzać
wszystkich weekendów samotnie, siedząc w ciemnościach i
zrzucać całą winę za rozstanie z Muriel właśnie na nią, na jej
dumę.
-
W porządku – zgodził się, wzdychając ciężko.
-
Cóż za entuzjazm! Jorgosie, proszę cię, nie ciesz się tak,
bo aż mnie serce boli od tej twojej radości – warknął Stevie do
słuchawki, a Kasapi zacisnął mocno zęby.
-
O co ci właściwie chodzi? Mam skakać w euforii, bo idę na imprezę?
- mruknął irytowany i wbił wzrok w metalową ramkę ze zdjęciem
Muriel. Pamiętał, kiedy robił tę fotografię i nie mógł
uwierzyć, że minęło już tyle czasu od momentu, w którym
ostatni raz ją widział. To było tak dziwne, iż nie przypuszczał,
że kiedykolwiek zatęskni za kimś tak mocno. Tęsknił za Muriel,
uświadomił to sobie patrząc na to zdjęcie i czując, jak w sercu
wypala mu się dziura. Czyżby stawał się tym romantycznym głupcem,
który rozpacza z takiego powodu? Na to wyglądało, w końcu
bolało go to, że w jego życiu nie ma tej rudowłosej złośnicy.
-
Nie o to chodzi! Zrobiłeś się tak apatyczny, że to wprost
niewiarygodne. Przyznaj w końcu, że ją kochasz, a uświadomiłeś
to sobie, gdy jej zabrakło.
-
No dobrze, masz rację. Wygraliście wszyscy. Przyznaję się, że
kocham Muriel, ale co z tego? Za późno na żal i miłość.
Sam sobie nawarzyłem tego cholernego piwska, to sam je sobie wypije!
- krzyknął w końcu wyprowadzony z równowagi.
Naprawdę
nie potrzebował takiej rozmowy. Czy nikt nie potrafił dać mu
spokój? Nawet, gdyby chciał, żeby wróciła do niego,
to było za późno na to i nie miał zamiaru padać do stóp
temu rudzielcowi. Nie był taki i nie chciał zdobywać jej w ten
sposób, jeśli już, to tylko i wyłącznie rozmowa mogła tu
pomóc i to rozmowa, która powinna odbyć się wiele
miesięcy temu, nim zaczął tę farsę z układem.
-
Boże drogi, ty idioto! Tu nie chodzi o to kto wygrał, tylko o
ciebie i Muriel. Owszem, naciskamy na ciebie, ale chcemy, żebyś
uświadomił sobie pewne sprawy. Nie możesz wiecznie uciekać od
miłości, bo nie jesteś w stanie. Nie ty. Potrzebujesz Muriel, a
ona ciebie. I to nie chodzi o rzeczy materialne, a duchową istotę.
-
To wszystko tak pięknie brzmi jak polukrowany pączek, ale ja się w
takie słodycze nie bawię.
-
Nie? No to zostaniesz sam, kretynie, i będziesz kochał powietrze i
wspomnienia, a ze wspomnieniami nie jesteś w stanie wziąć ślubu i
spłodzić dzieci!
Jorgos
otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Stephen w tej samej
chwili trzasnął słuchawką. I bardzo dobrze! Nie będzie rozmawiał
z nikim o tym, co czuł, ani o tym, co powinien zrobić, a nie robił.
Jeśli Muriel miała do niego wrócić, to wróci, z
pomocą Stephena czy bez niej. Nie wierzył w żadne przeznaczenie,
ale skoro są sobie pisani, to chyba jednak kiedyś w końcu odnajdą
swoją drogą?
-
Stephen miał rację – mruknął do siebie – jestem idiotą.
Stałem się zbyt romantyczny.
Kaspai
koniecznie chciał wykorzenić z siebie tę nutę romantyzmu, która
nagle obudziła się w nim, ale uświadomił sobie, że nie może
tego zrobić. Najpierw musiałby cofnąć się w czasie i zignorować
Muriel, a doskonale to wiedział, iż nie byłby w stanie tego
zrobić. Co ta kobieta z nim zrobiła?
***
Muriel
mierzyła sukienkę na imprezę, ale myślami była daleko. Błądziła
w nicości, starając się słuchać tego, co mówiła Tracy.
Bobbie siedział na łóżku i patrzył na wszystko tak jak
zawsze: z rozbawieniem i ironią.
-
... niebieską sukienkę – usłyszała nagle obok siebie. Spojrzała
na blondynkę półprzytomnym wzrokiem. - Czy ty w ogóle
nas słuchasz? - żachnęła się i uszczypnęła ją delikatnie w
odsłonięte ramie.
-
Zwariowałaś?! To bolało! - Odsunęła się od przyjaciółki
na długość wyciągniętego ramienia i spiorunowała ją wzrokiem.
-
O, czyli nie śpisz. Świetnie. Wybierzmy coś, bo zaczyna mnie
irytować to, że tak stoisz i gapisz się na ścianę. Widzisz tam
coś?
-
Tak, ktoś namalował mi na ścianie penisa – warknęła. Bobbie
ryknął głośnym śmiechem.
-
Nie ważne. Sądzę, że wyglądasz w tej sukience ślicznie. Na
pewno oczarujesz... mężczyzn na tej imprezie. - Tracy zerknęła na
Roberta, a potem rzuciła Muriel krótkie spojrzenie.
Dziewczyna
jednak nie zauważyła znaczącej wymiany spojrzeń. Patrzyła na
kobietę w lustrze i zastanawiała się, kiedy się tak zmieniła.
Była zupełnie inna. Już nie widziała szarej myszki, zaszczutej i
zranionej, lecz młodą kobietę – silną i niezależną. Stała
ubrana w czarną, lejącą się aż do ziemi suknię. Plecy miała
całkowicie odkryte przez co czuła się naga, ale Tracy i Bobbie
przekonali ją, że wcale nie powinna się tak czuć, a krój
stroju jedynie podkreślał jej figurę.
-
Zazdroszczę ci tych cycków – mruknęła Tracy, gdy jeszcze
kilka godzin wcześniej stały w przymierzalni i oglądały sukienkę
i debatowały nad plusami. Roześmiała się wtedy głośno, bo uwaga
przyjaciółki całkowicie wygoniła z niej wszelkie obawy i
strach.
Teraz,
gdy tak stała przed lustrem, słuchała radosnego szczebiotu Tracy i
Roberta, zdała sobie sprawę, że w końcu, po wielu latach bycia
ofiarą losu, udało jej się odnaleźć właściwy tor, którym
zamierzała iść przez resztę życia. Skończyła dwadzieścia dwa
lata i była dumna, że znalazła się już na takim etapie, a
przecież wiele osób w jej wieku nadal nie miało pracy,
studiowało bez przekonania o tym, co chcą robić w przyszłości.
Nie potrzebowała studiów do szczęścia, jej szczęściem
była ciotka, przyjaciele, których zyskała i oczywiście
Diego wraz z Pal.
Jednak
mimo tego przekonania, nie potrafiła zabić w sobie myśli, że
przydałby się jej ktoś jeszcze. Nie chciała się zagłębiać w
to tak bardzo, bo to ostatecznie prowadziło ku rozpaczy i
rozczarowania.
***
Muriel,
choć cieszyła się, że wyszła, to miała wrażenie, że ten
wieczór był jakiś dziwny. Oczywiście wszyscy, razem z
panią Brin, która przyszła towarzyszyć ciotce podczas jej
nieobecności, mówili, że przesadza i szuka wymówek.
Możliwe, że tak było, ale uwagi Tracy i ukradkowe spojrzenia jakie
posyłała Robertowi nieco ją zaniepokoiły. Coś się działo, bo wiele
razy, gdy wchodziła do salonu, w którym znajdowała się ta
dwójka, rozmowy nagle cichły, albo któreś z nich
zmieniało temat.
-
Mam nadzieję, że mnie nie okłamałeś, co? - zapytała Bobbiego w
samochodzie, gdy niepokój urósł do niebezpiecznych
rozmiarów i już ściskał jej serce zimnymi palcami.
-
Nie, oczywiście, że nie – powiedział Robert, ale Muriel była
pewna, że w jego głosie usłyszała niepewność. Jeśli coś
wykombinował, to naprawdę nie miała pojęcia, co mu zrobi, gdy
będzie inaczej.
Naprawdę
nie chciała teraz widzieć się z Jorgosem, nie teraz, kiedy tak
dobrze jej szło, gdy poskładała serce w całość, a choć były
jeszcze na nim rysy, to wierzyła, że i one kiedyś znikną dzięki
upływającemu czasowi. Chciała tego, wierzyła w to tak bardzo, iż
nie wyobrażała sobie, że teraz mogłaby spotkać Kasapiego. Jego
obecność zniszczyłaby te misterne plany jakie tkała od kilku
tygodni. Musiało być dobrze.
Uzbrojona
w pewność siebie, stanowczo powiedziała sobie, że nie pozwoli
nikomu zniszczyć tego, co w końcu udało jej się osiągnąć.
Nawet jeśli kochała Jorgosa, to miłość nie miała prawa głosu,
nie będzie rządziła jej sercem, jej życiem tak, jak było to
dotychczas. Wkrótce zapomni o wszystkim.
Chwytajacy za serce rozdział. Wiele uczuć i zmian w bohaterach. Czekam na kolejny i szczesliwego Nowego Roku.
OdpowiedzUsuńOj, starałam się jak mogłam, bo pisząc ten rozdział odczuwałam wielką melancholię:)
UsuńJuż niedługo powinien pojawić się kolejny, więc pewnie długo nie będziesz czekać.
Życzę wszystkiego dobrego w tym roku! <3
Zamruczał cos po włosku? a nie po grecku ? Pozdrawiam Susie
OdpowiedzUsuńA tak, po włosku, bo Jorgos ( w zakładce o blogu wspominałam o tym ), że Jorgos jest pół Włochem, pół Grekiem, więc zna nie tylko grecki i angielski, ale również włoski, więc często zdarza mu się wpleść greckie lub włoskie słówko.
UsuńPozdrawiam i życzę udanego wieczoru! <3
Bardzo fajny rozdział. Smutno mi jedynie z powodu Muriel, musiała zmierzyć się z takim gównem. Czekam niecierpliwie na kolejny :)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo. A tak, musiała, nie lubię, gdy moi bohaterzy idą tak gładko, trochę bagienka nie zaszkodzi :)
UsuńPozdrawiam<3
Miałaś pierwszego urodziny? I czemu ja nic o tym nie wiem?! To spóźnione, ale szczere: sto lat, sto lat! Wszystkiego najlepszego! ;*
OdpowiedzUsuńO rany, jak to dobrze, że po tylu różnych przeżyciach Muriel udało się tak uporządkować swoje życie;) od razu bardziej ją lubię, gdy czytam, że znalazła pracę, stanęła na nogach i poradziła sobie ze wszystkim, nie licząc na wsparcie Jorgosa. To naprawdę świetne, że sobie sama dała radę, nawet jeśli w głębi duszy tęskniła za byłym narzeczonym - fajnie Ci wyszła ta jej przemiana z zahukanej szarej myszki w niezależną, samodzielną kobietę, która wie, czego chce;) oczywiście spotkają się na tym przyjęciu i będzie wielki happy end (zwłaszcza że Jorgos przyznał się już nie tylko przed sobą, ale także przed kimś z zewnątrz, że kocha Muriel), czego już teraz Ci życzę, ale najbardziej jednak interesująca wydaje mi się ta droga, którą musieli przebyć, żeby ze sobą być - tak naprawdę być, a nie tylko uprawiać seks i gadać o jakiejś idiotycznej ustnej umowie;) może i miałaś jakieś dłużyzny po drodze, ale bardzo się cieszę, że doprowadziłaś ten tekst do końca i pokazałaś, jak bardzo oboje się zmienili, bo to chyba w tym wszystkim podoba mi się najbardziej:)
Dużo weny życzę na ten ostatni rozdział i całuję!
Nie, nie pierwszego - drugiego, ale dodałam wcześniej, bo w piatek szłam do pracy i jakoś tak nie miałam ochoty xD Sama sobie zrobiłam tym rozdziałem prezent, bo to oznacza, że został już tylko jeden i koniec.
UsuńDziękuję Ci za życzenia <3
Ja też myślę, że Muriel w końcu da się lubić. Musiała się wziąć w garść, bo nie miała innego wyjścia. Jorgos nauczył ją asertywności i bycia pewniejszą siebie, dlatego tak ładnie wzięła się za siebie i za swoją przyszłość.
Muriel już nigdy nie będzie taka jak na początku znajomości i bardzo chciałam, żeby właśnie to wyszło tak naturalnie jak się tylko dało. W końcu związek z Jorgosem i same przeżycia miały na nią znaczący wpływ ( i nie tylko na nią ). A tak, Jorgos w końcu się przyznał, choć zrobił to bardziej dla świętego spokoju, bo Stephen go zirytował, ale można uznać, że Kasapi już zrobił spory krok w stronę miłości.
Weź nic nawet nie mów. Miałam dość sporo rozdziałów, które mogłabym bez kłopotu wyrzucić, ale sądzę też, że przemiana Muriel była widoczna dzięki temu i nic nie stało się tak nagle. Mogłabym rzeczywiście uniknąć kilku rozdziałów, ale to opowiadanie było kompletnie nie planowane. Tak, oboje mieli na siebie wpływ, Muriel nauczyła się walczyć, a Jorgos kochać, więc tak naprawdę byli sobie potrzebni :)
Dziękuję i również całuję! <3
Jak to tylko jeden rozdział do końca??? Nieee Necco łamiesz mi serce. Ale mam jeszcze nadzieje na epilog w 10 rozdzialach ;). Rozdział jest rewelacyjny. Kocham twoja twórczość. Muriel silna i nie zależna zdecydowanie bardziej mi sie podoba niz Muriel ofiara. Jorgos jest upartym dupkiem ale wreszcie wyznał ze ją kocha wiec mam jeszcze nadzieje na happy end. Kocham i całuje. Lili
OdpowiedzUsuńW sumie jakby nie patrzeć to ta cała sytuacja z jednej strony wyszła Muriel na dobre:) przeszła wewnętrzną przemianę, stała się silna, niezależna na tyle, żeby sobie spokojnie poradzić.
OdpowiedzUsuńJestem bardzooo ciekawa jak zareagują oboje gdy się spotkają . Świetny rozdział szkoda, że niedługo ostatni :( :* pozdrawiam
Apfff! Oni są dla siebie stworzeni, co oni odwalają!? PROTEST! :D Ja tu chcę happy end. Rety, przecież jak Muriel się dowie, że tam będzie Jorgos to ich wszystkich pozabija. Denerwuje mnie, że aż tak zareagowała na coś, co było wcześniej omówione. Właśnie zachowała się jak dziecko, które zabrnęło tak daleko i nie chciało się przyznać do wyrządzonej szkody, więc uciekło i się schowała. Cała Muriel. Niby leczy rany, tęskni, płaczę za nim, ale ukryła się i myśli, że czas coś zrobi. Ona się zmieniła, Jorgos ją przemienił w pewną siebie kobietę. Niech to wykorzysta!
OdpowiedzUsuńA Jorgos?!?! Aaaaaaaaaaaaaaa! Przyznał się, burak jeden! Nareszcie. Oby na tej imprezie jej wszystko powiedział i byli razem, aww <3
Dobra, czekam na dalej. Matko, na ostatni rozdział? :C
Pamiętam jak zaczynałam to opowiadanie czytać. Pierwsze opowiadanie od Ciebie i od razu wpadłam po uszy. Będę ryczeć na koniec, jak nic!:C
Pozdrawiam <3
Świetne! Opowiadanie trzyma w napieciu, niecierpliwie się na następny rozdział
OdpowiedzUsuńtrochę to smutne że się rozstali . Ale Muriel jest silna i poradzi sobie . trzymam kciuki za ich spotkanie pod czas imprezy o ile o tego dojdzie
OdpowiedzUsuńI co Necco? Jak idzie pisanie ostatniego rozdziału? :)
OdpowiedzUsuń