Tak,
moje drogie, przed sobą macie już ostatni rozdział opowiadania.
Nawet nie wiecie jak się cieszę z tego powodu! Niespokojne dusze
od wielu już miesięcy ciążyło mi jak wrzód na dupie ( same zresztą widziałyście jak to przeżywałam ),
dlatego żegnam to opowiadanie bez żalu, choć z pewnym sentymentem.
Straciłam na to opowiadanie tylko godzin, ba!, dni, że nie jestem w
stanie tego nawet policzyć ( tak w ogóle, to nawet mi się
nie chcę xD ), ale przywiązałam się do Muriel, która
wkurzała was swoją cnotliwą postawą, przywiązałam się także
do aroganckiego szefa-buca, Jorgosa Kasapi oraz do reszty tego
wesołego tałatajstwa. Serio. Nawet jeśli sama historia była
tandetna ( a zakończenie ociekające lukrem, karmelową polewą i
powtykanymi w to bezami. Smacznego! ), to lubiłam ją na swój
sposób. Muszę się przyznać Wam, że w pewnym momencie
chciałam je usunąć, ale stwierdziłam, że żal mi będzie przede wszystkim czasu, którego straciłam na to opowiadanie tak dużo.
Zresztą, chciałam w końcu doprowadzić coś do końca, bo na swoim
koncie, prócz Zamkowej bestii, nie miała żadnych
opowieści, które mogłabym wrzucić do szuflady z napisem
ZAKOŃCZONE. Tak, teraz z czystym sumieniem, mogę powiedzieć, że
na swoim koncie mam już kolejne.
Niespokojne
dusze miało swoje wzloty i upadki, rozdziały były lepsze,
gorsze, beznadziejne i tragiczne, ale czasem, gdy czytałam Wasze
komentarze wcale tego nie czułam, bo zachwycaliście się nim, a ja
widziałam w historii porażającą głupotę, naiwność i to
wszystko, czego nie lubię w opowiadaniach innych autorów (
jestę hipokrytkę ). Pisałam, że piszę beznadziejne, że mój
styl jest taki, sraki i owaki, ale ja tak mówię na serio, to
wcale nie jest żadna fałszywa skromność. Naprawdę. Mimo to,
cieszę się, że historia jakoś wzbudziła Was ciepłe uczucia i
czekaliście na kolejne rozdziały. Miałam okropne dłużyzny, ND
wymknęło mi się spod kontroli, bo nie wiedziałam, co zrobić z
tymi wątkami, które nagle zaczęły mi się pisać, ale
nareszcie udało mi się to połączyć w miarę normalnie i skończyć
to na pięćdziesiątym pierwszym rozdziale. Myślałam o bonusach i
może coś napiszę, ale chciałabym napisać jeden o Stephenie.
Wymyśliłam dla niego całą przeszłość ( dość bolesną i
smutną ), ale nie wiem, czy uda mi się ją tu opublikować. Kiedyś,
może, dlatego mam prośbę, nie wyrzucajcie tego bloga z linków.
Może coś tu się pojawi za jakiś czas.
Dobra,
może na sam koniec tego przydługiego wstępu chcę Wam podziękować.
Nie będę dziękowała osobno. Każdy z Was znalazł swoje miejsce w
moim sercu, każdy też miał wpływ na tę historię. Na Zamkowej
bestii dziękowałam osobno, ale
potem pomyślałam, że może ktoś poczuł się urażony, że go nie
wymieniłam, dlatego przy Niespokojnych duszach,
ograniczę się do zwykłych słów.
Dziękuję
Wszystkim za obecność, za czas poświęcony na czytanie i
komentowanie, za cierpliwość, za cenne uwagi. Mam nadzieję, że
ostatni rozdział was nie zawiedzie i z uśmiechem na ustach
zamknięcie mój blog po przeczytaniu. Dziękuję Wam i mam
nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy, jeśli nie tutaj, to na
innych moich blogach.
Zapraszam
także chętnych do czytania moich pozostałych tworów.
Pamiętajcie, nikogo nie zmuszam do czytania, ani tym bardziej do
komentowania. Będę pisała, nawet jeśli bloga będzie czytała
tylko jedna osoba, bo lubię to robić, choć idzie mi to tak, jak
widać poniżej.
Na
koniec zapraszam Was na : Narzeczony Karoliny, historia lekka,
mam nadzieję, że przyjemna i dość krótka. Bal uczuć,
romans historyczny z szalenie przystojnym księciem i młodą,
zagubioną Amerykanką.
PS. Pisząc podziękowanie upicałam się jak jakiś zjeb, ale to nic. Kocham Was! <3
****
Irytowało
go to, że tak wiele osób, które przybyło na to
przyjęcie wlepiało w niego zaskoczony, ironiczny, złośliwy lub
jakikolwiek inny wzrok i bez żadnych zahamowań czy wstydu
obgadywało go po kątach, jakby był idiotą i nie domyślał się
o czym tak zawzięcie dyskutowano. Oczywiście jego irytacja
skierowana była głównie na ciekawskie, rządne sensacje
kobiet. Miał po dziurki w nosie nachalnych, fałszywych ślicznotek,
które napompowane jakimiś świństwami próbowały
zwrócić na siebie uwagę. Skończyły się czasy pustych
laluń, które zamiast sprawić mu przyjemność swoją osobą,
jedynie wkurzały go niepomiernie.
Zaraz
po przyjściu przywitał się z gospodarzami i Stephenem. Roberta nie
było, więc pokiwał głową i zaszył się w najciemniejszym kącie
ze szklanką whiskey. Po kilkunastu
minutach dobił do niego Stephen i razem stali ukryci przed
ciekawskimi gośćmi. Popijali złocisty alkohol i milczeli.
-
Co się stało z Robertem? Dlaczego go nie ma? - zapytał
zaciekawiony, przerywając ciszę między nimi. Przyjaciel rzucił mu
dziwne spojrzenie i uśmiechnął się do niego lekko.
-
Musiał załatwić jedną sprawę, ale niedługo powinien przyjechać.
- Wychylił resztkę koniaku i zapatrzył się w dno pustego szkła.
Na ustach igrał mu tajemniczy uśmieszek, a Kasapi kompletnie nie
wiedział, dlaczego zachowywał się w ten sposób. Podejrzewał
jednak, że coś kombinuje, ale nie zapytał go o to. Zresztą, gdyby
przyjaciel zechciałby, to na pewno sam wytłumaczyłby mu wszystko
bez zabawy w zagadkowe spojrzenia i uśmiechy.
Zabawa
toczyła się wesoło, a goście wciąż przybywali, zasilając
szeregi imprezowiczów. Jorgos odciął się całkowicie. Dał
prezent, a potem usadowił się w kącie. Towarzyszył mu Stephen,
który po chwili zaczął się rozglądać po sali. Spojrzał
na zegarek i zmarszczył brwi. Po chwili wyjął z kieszeni telefon,
który obwieścił nadejście wiadomości tekstowej.
-
Chodź, poszukajmy jakiegoś wolnego pokoju – mruknął Warwick i
złapał go za łokieć, mocno pociągając go w stronę schodów
znajdujących się we wnęce tuż obok nich.
Lokal,
w którym odbywała się impreza urodzinowa oferował pokoje,
w których goście mogli się przespać i odczekać, aż
alkohol w ich żyłach przestanie krążyć. Najwidoczniej gospodarz
imprezy wynajął wszystkie sypialnie, ponieważ po wejściu na górę
Stevie wszedł do pierwszego lepszego pokoju.
-
Po co właściwie tu przyszliśmy? - zapytał zaintrygowany.
-
Ach – mruknął jedynie i wyjrzał na korytarz. Wycofał się
szybko i podszedł do okna.
Jorgos
stał na środku pokoju i zastanawiał się, dlaczego jego przyjaciel
zachowywał się tak dziwnie i choć czuł niepokój, nie
spodziewał się, że Stephen wpadł na jakiś głupi żart, który
podpowiedział mu Bobbie. Ten drugi był niezwykle pozytywny i
trzymały się go różne psoty, dlatego Stephen zmienił się
ze skrytego wrażliwca w prawdziwego dowcipnisia.
Czy
tak samo było z nim? Czy związek z Muriel zmienił go tak, jak
związek Stephena z Robertem? Stał się sentymentalnym głupcem, tak
o sobie myślał, dlatego tak bardzo tęsknił za Muriel i przyznał
się do uczuć, co prawda zrobił to dla świętego spokoju, ale
jednak czuł do niej coś, co dawno przestało mieć dla niego
jakiekolwiek znaczenie. Dawno zapomniał jak to jest kochać, ale
przypomniał sobie. Szkoda tylko, że się rozstali, ale czy wtedy
byłby w stanie docenić to, co miał? Nie bardzo wiedział, czy
uświadomiłby sobie, co do niej czuje.
***
Dziwnie
się czuła, gdy wchodziła do lokalu, w którym odbywało się
przyjęcie urodzinowe. Nie znała tego człowieka ani z nazwiska, ani
z wyglądu, dlatego, gdy wręczała mu skromny podarunek i złożyła
życzenia, oddaliła się od grupy i poszukała Stephena. Po chwili
dołączyli do niej Tracy wraz z Robertem. Nadal miała wrażenie, że
oboje coś kombinowali, ale ostatecznie dała temu spokój.
Była przewrażliwiona, ponieważ bała się, że spotka gdzieś
Jorgosa. Nie przestała go kochać i choć serce wyrywało się do
niego i często pragnęła do niego zadzwonić, to dusiła miłosne
zapędy w zarodku powtarzając sobie wszystkie grzechy popełnione
przez niego wobec jej miłości. Serce już dawno zapomniało i
wybaczyło, ale rozum nie, dlatego trzymała się kurczowo swoich
postanowień. Była w końcu młodą kobietą z wyrobionym już
charakterem i doskonale potrafiła stawić czoła romantycznym
uniesieniom. Tak przynajmniej myślała do pewnego momentu.
Bobbie
złapał ją za rękę i razem z Tracy skierowali się w nieznanym
jej kierunku. Poprowadził ich przez tłumek gości, a potem nagle
znaleźli się tuż przed wnęką, w której dostrzegła
schody.
-
Bobbie, po co tam idziemy? - zapytała Tracy i rzuciła Muriel
zaskoczone spojrzenie. Muriel zmierzyła przyjaciółkę
uważnym spojrzeniem. Skoro pytała, to może ona wraz z Robertem
niczego nie kombinowali? Sama nie wiedziała, czy poddała się
jakimś schizom i wszędzie wietrzyła spisek przeciwko nowemu życiu,
czy może rzeczywiście coś było nie tak.
-
Stephen jest na górze – odparł lakonicznie i parł dalej.
Muriel wraz z Tracy dreptały za nim, podciągając sukienki ku górze.
Stukały obcasami po płytkach, a potem po drewnianej podłodze na
korytarzu.
Muriel
nie zdążyła przyjrzeć się holowi, gdy Bobbie wszedł do
pierwszego z brzegu pokoju. Weszli do środka. Na wprost drzwi
znajdowało się okno, przez które wyglądał Stephen, dlatego
skierowała swe kroki w stronę mężczyzny, który odwrócił
się w jej stronę. Trzymał ręce w kieszeni i uśmiechał się do
niej łagodnie.
-
Stevie, powiesz mi wreszcie, co tu się dzieje? - zapytała,
odwzajemniając gest. W końcu nie miała zamiaru złościć się na
nich.
Stephen
pochylił się i pocałował ją w policzku.
-
Pięknie dziś wyglądasz – odparł. Radość jaką widziała przez
chwilę w jego jasnych tęczówkach nagle jakby przygasła, a
wzrok skierował ponad jej ramię.
Odwróciła
się i wtedy kątem oka dostrzegła stojącego mężczyznę pod
ścianą, obok barku. W ręce trzymał lampkę wina, otworzona
butelka stała na drewnianym stoliku w kącie. W pierwszej chwili nie
rozpoznała gościa, a gdy prawda dotarła do niej, uderzyła w nią
w zimną falą, natychmiast pobudzając do reakcji. Czuła się tak,
jak człowiek czuje się podczas zjeżdżania rollercoasterem.
Zranione serce zmarło na chwilę, by po chwili uderzyć w klatce piersiowej z
głośnym dudnieniem. Krew zaszumiała w uszach. Muriel poczuła się
jakby nagle oderwała stopy od podłoża i wzbiła się do góry.
To wszystko jednak minęło, gdy Jorgos poruszył się. Odstawił
lampkę z winem i ruszył w jej kierunku. W jego oczach dostrzegła
chłód, który całkowicie ją obudził, a także
wyprowadził z równowagi. Czyżby myślał, że to ona go tu
sprowadziła? Był zły, bo ją zobaczył? Po chwili jednak jego
spojrzenie złagodniało, chłód zastąpiła czułość.
Pieścił ją łagodnym wzrokiem, czuła jak dotyka jej spojrzeniem,
choć stał kilka kroków dalej. Nadal na nią działał,
pragnęła go, kilka tygodni to za mało, aby całkowicie wyrzucić
go z siebie: z serca, ciała i umysłu. Twardo jednak stała i
mierzyła go wrogim spojrzeniem. O nie, nie pozwoli się wytrącić z
równowagi.
-
Dobry wieczór, Muriel – przemówił do niej po chwili
ciepłym, pełnym czułości głosem. Zadrżała, ale nie dała tego
po sobie poznać. Nadal miał na nią wpływ, ale to nie miało
znaczenia. Nie odpowiedziała mu, lecz skierowała swój
oskarżycielski wzrok na Stephena, a potem na Roberta i Tracy,
stojących pod drzwiami.
-
Uknuliście to. Przyprowadziliście mnie tu, ale w jakim celu? Po co?
- pytała rozżalona i obrażona. Tak dzielnie walczyła, a oni po
prostu przeciwstawili się jej nowemu życiu.
-
Czas najwyższy na to, by wasza dwójka wyjaśniła sobie kilka
spraw. Zostawiamy was samych – odparł stanowczo Warwick i ruszył
do drzwi. Cała trójka w mgnieniu oka opuściła pokój,
w którym zapadła grobowa cisza. Muriel wywiercała oczami
dziury w drzwiach, a z kolei Jorgos w jej plecach. W końcu odwróciła
się i nawet na niego nie patrząc, zapytała:
-
Po co kazałeś mnie tu sprowadzić? Przecież między nami wszystko
skończone, prawda? - zapytała. Skrzywiła się, ponieważ jej głos
zabrzmiał jękliwie, jakby nie była tego pewna i konieczne chciała
się upewnić, że tak było.
-
To nie ja wymyśliłem to wszystko. Stephen zapewne chciał skończyć
moje katusze. Nic o tym nie wiedziałem. Przysięgam na wszystko. Nie
miałem pojęcia.
-
W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. Żegnam – powiedziała
głucho i odwróciła się na pięcie, aby opuścić sypialnie.
Jednak po chwili poczuła na ramieniu dłoń Jorgosa, która
była ciepła i szorstka. Zamarła porażona jego dotykiem. Po tylu
tygodniach gryzienia się z bólem, duszenia w sobie tych
wszystkich uczuć, odwróciła się do niego z oczami
wypełnionymi po brzegi gorącymi łzami. - O co chodzi? - warknęła,
nawet nie kryjąc się z tym, że zaraz się popłacze.
-
Chcę z tobą porozmawiać. Chcę to naprawiać – mówił
ciepłym głosem, patrzył na nią łagodnie. Zmienił się. Nie
poznawała go. To dziwne uczucie patrzeć na tego Jorgosa, który
nie wyglądał już tak władczo, tak nieustępliwie. Nie był już
taki pewny siebie, co sprawiło, że została, choć umysł krzyczał,
żeby tego nie robiła. Nie mogła. W głowie włączyły się
wszystkie ostrzegawcze alarmy. Mimo to, została i postanowiła się
dowiedzieć tego, co miał do powiedzenia. Może powie jej coś
interesującego?
Cofnęła
się w głąb pokoju. Rozejrzała się wokół i dostrzegła
dwa fotele ustawione we wnęce, między nimi był stolik. Skierowała
się tam i usiadła. Posiedzi chwilę i wyjdzie. Tak się
przekonywała.
-
Jorgosie, jak chcesz to naprawić? Nie cofniesz czasu i słów,
które powiedziałeś. Stwierdziłeś, że nie chcesz mojej
miłości, więc cóż chcesz naprawiać?
-
Wszystko, agapi mou, wszystko. Zrozumiałem jaki byłem głupi,
jak bardzo cię zraniłem, ale nie będę cię naciskał. Gdybym
wiedział, że tu dziś będziesz na pewno przygotowałbym sobie to,
co chcę ci powiedzieć. Dlatego moja historia może być chaotyczna.
Muszę ci powiedzieć coś o sobie, to może mnie zrozumiesz. Ale
proszę cię, wybacz mi. - Muriel siedziała wstrząśnięta jego
żarliwym i błagalnym tonem. Nie spodziewała się, że będzie
zachowywał się w ten sposób. Naprawdę się zmienił, albo
udawał, bo inaczej nie potrafiła go wytłumaczyć.
-
Nie wiem... Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Ja nie chcę mieć
już z tobą nic wspólnego. Kochałam cię, ale to wszystko
już się skończyło. Teraz mam swoje życie, na nowo je układam.
-
Wiem, dlatego nie będę cię zatrzymywał, gdy skończę mówić,
będziesz mogła wyjść i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. -
Ciepłe spojrzenie przesunęło się po niej, aż lekko zadrżała, a
jej ciało zaczęło domagać się dotyku mężczyzny siedzącego
naprzeciwko. Przypomniała sobie przecież jak na nią działał, gdy
była w nim nieodwołalnie zakochana. - Wysłuchasz mnie?
-
Tak – mruknęła tylko, starając się zwalczyć palące ją
pożądanie. Nadal na nią działał, a wydawało się jej, że jest
inaczej. Ależ była naiwna! To uczucie najwidoczniej zakotwiczyło
się w niej zacznie głębiej i nie chciało z niej wyjść, choć
walczyła z tym od wielu dni. Jakoś wytrzyma te kilka chwil, a potem
ucieknie z pokoju i nigdy więcej go nie zobaczy. Usadowiła się
wygodnie, starając się wyprzeć z siebie wszelkie pragnienia.
Musiała się zdystansować.
-
Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. W końcu otworzę się przed
tobą tak, jak na to zasłużyłaś – westchnął, a potem rzucił
jeszcze z lekkim uśmiechem: - Powinien był to zrobić już dawno.
-
Jorgosie... - zaczęła ostrzegawczo, lecz mężczyzna uniósł
lekko dłoń i pokiwał głową.
-
Wiem, daj mi chwilkę. Muszę pozbierać myśli. - Rozmasował nasadę
nosa i potem spojrzał jej głęboko w oczy. Uwięził ją w tym
cudownym więzieniu. Muriel zagapiła się na stalowoszare oczy i wstrzymała oddech. Odzyskała równowagę, gdy Jorgos
przemówił do niej cicho: - Niewiele ci o sobie mówiłem,
w ogóle nie wspominałem ci o biologicznej matce. Prawda jest
taka, że ta kobieta zabrała mnie z Thasos i wywiozła do Włoch do Pietrasanta.
Tam żyłem w przekonaniu, że mój ojciec zapił się gdzieś
na śmierć. Opowiadała mi, że był wobec nie okrutny. W tym samym
czasie wciąż wyłudzała od mojego ojca pieniądze, obiecując, że
niedługo mnie zobaczy. W wieku osiemnastu lat dowiedziałem się
całej prawdy. Matka mnie okłamała, nie kochała mnie, byłem dla
niej jedynie ciężarem, który wynagradzały jej pieniądze,
jakie dostawała od rodziny Kasapi. Znienawidziłem ją za to, że
tak długo oszukiwała mnie, a także Nikosa. Nigdy jej nie
wybaczyłem tego, co mi wtedy powiedziała, dlatego odciąłem się
od niej i tego samego dnia wróciłem z ojcem do Grecji. Nie
mogłem się tam odnaleźć, ale w końcu szybko nauczyłem się
języka, w końcu miałem go w krwi. Sądziłem, że Thasos to
miejsce, w którym odnalazłem spokój i szczęście. Nie
chodziło mi o pieniądze, ani o pozycję, lecz o rodzinę, do której
należałem i która mnie kochała.
Ale
wtedy poznałem Sybill, piękną dziewczynę. Była słodka, niewinna
i pochodziła z aktorskiej rodziny, co prawda jej matka grała
jedynie w operach mydlanych lub zwykłych komediach, to jednak była
rozpoznawalna, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.
Zakochałem się w niej na zabój, a jak się okazało, jej
wygląd mnie kompletnie zwiódł. Zamiast anioła po ślubie
dostałem diablicę. Ćpała, piła i Bóg jeden wie, co
jeszcze wyprawiała, gdy ja jechałem na uczelnię. Wtedy jeszcze
byłem nieświadomy, zakochany w młodej żonie, ale pod powłoką
uroczej kobiety, skrywała się ćpunka i alkoholiczka. Nim się z
nią rozwiodłem, Sybill przedawkowała, zaćpała się w jakiejś
norze. Rodzice odcięli się od niej, choć była ich córką.
Przyniosła mi, mojej rodzinie, a także własnym rodzicom wstyd. Właśnie z tego
powodu stałem się potem taki zgorzkniały. Czułem się oszukany i
przegrany. Chciałem kochać, a moje uczucia zostały po prostu
zdeptane.
Jorgos
zamilkł, a Muriel czuła, że łzy zaraz trysną z jej oczu
nieprzerwaną fontanną. Teraz rozumiała, dlaczego taki był,
dlaczego odtrącił jej uczucie i choć jego powody były logiczne,
aby po prostu przestać marzyć o miłości, to jednak nie mogła
zrozumieć, że odciął się właśnie od niej. Obdarzyła go
uczuciem, pokochała szczerze i nie raz mu to udowadniała, ale on
już był tak zraniony, iż kompletnie nie rozumiał, o co jej
chodzi. Zadrżała, gdy próbowała powstrzymać szloch, ale
była zbyt słaba. Po prostu przymknęła powieki i pozwoliła łzom
płynąć. Miała w nosie, że zaraz się rozmaże, makijaż spłynie
jej po twarzy i nie będzie mogła się pokazać gościom w takim
stanie. Jej stalowa osłona na sercu, którą założyła zaraz
po wyjeździe z wyspy, runęła z głośnym hukiem na dno.
Trzymające ją w ryzach okowy puściły i sprawiły, że powoli
rozklejała się. Trzymane na dystans uczucia zaatakowały ją jak
wściekłe psy. Zaszlochała głośno i ukryła twarz w dłoniach.
Płakała i płakała, nawet wtedy, gdy mężczyzna wziął ją na
ręce. Nie wiedziała, co robi, ale po chwili poczuła pod sobą
miękką pościel. Gdy podniosła oczy zza mgły łez dostrzegła
tęskne spojrzenie Kasapiego, mężczyzny, którego kochała i
nadal kocha, choć wmawiała sobie coś innego. Jak mogła myśleć,
że pozbyła się tego uczucia? Jakim cudem przyszło jej do głowy,
aby go ignorować przez te tygodnie i wmawiać sobie, że go
nienawidzi?
A
jednak, jej nowy, buntowniczy charakter ujawnił się w tej właśnie
chwili. Uderzyła go pięścią w ramię i spiorunowała go wzrokiem,
choć podejrzewała, że wcale na niego to nie podziałało. Patrzył
na nią, a jej oczy powoli wysychały, osuszyła je złość i
rozżalenie.
-
Ty draniu! Ty cholerny egoisto! Po tym wszystkim... Tak długo
musiałam czekać...! - krzyczała rwącym się głosem, aż ponownie
zalała się łzami.
Jorgos
westchnął. Nie był zirytowany, ale rozdrażniony. Dostał
oczywiście zasłużone omłoty, ale jednocześnie sądził, że
Muriel rzuci mu się w ramiona i po prostu ją pocałuje, wybaczając
mu wszystko to, co jej uczynił, ale z nią nigdy nie było nic
łatwo. Musiał jej jeszcze wiele powiedzieć, a chciał mieć to już
za sobą. Musiał jej powiedzieć wszystko, co dusił w sobie od
jakiegoś czasu.
Złapał
ją więc za nadgarstki, odsunął dłonie od jej mokrej i brudnej od
spływającego makijażu twarzy i szepnął cicho, łagodnym głosem.
-
Zasłużyłem na to i na wiele więcej i chociaż wiem, że mi nie
wybaczysz, to jednak nie wyobrażam sobie, bym teraz z ciebie
zrezygnował. Nie teraz, gdy tak wiele zrozumiałem i znów
mogę kochać. Muriel, kocham cię. Słyszysz, ty ruda wariatko?
Kocham cię!
Dziewczyna
przestała płakać i siedziała bezradnie, patrząc na jego
przystojną twarz. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała przed
chwilą. Tak długo czekała na te słowa, a teraz, gdy padły, jakoś
nie bardzo wierzyła, że rzeczywiście Jorgos to powiedział.
Uczepiła się, więc tej jednej rzeczy, która mogła być
realna. Kasapi nazwał ją wariatką.
-
Przestań mnie w końcu obrażać. Nie jestem wariatką! - syknęła
i niemal rzuciła się na niego z pazurami. Jorgos w porę się
uchylił i złapał ją za nadgarstki. Szarpnął ją łagodnie w
swoją stronę, ale Muriel próbowała wyrwać się z jego
uścisku. Gdy ją puścił nagle, upadła zaskoczona na miękkie
posłanie. Zebrała się i uniosła na łokciach. Mężczyzna szybko
wykorzystał sytuację i jej chwilową bezradność. Natychmiast
wsunął się nad nią, niemal przygniatając ją do łóżka.
-
Słyszałaś, co powiedziałem? Kocham cię – szepnął prosto w
jej usta. Zadrżała i zacisnęła mocno usta, a także uda, bo znów
odezwało się w niej znajome uczucie gorąca i pragnienia.
-
Jakoś nie mogę w to uwierzyć – odparła i próbowała się
wygramolić. Nie pozwolił jej jednak, naparł na nią biodrami.
Zamarła czując jego członka na biodrze. Patrzyła na niego z
szeroko otwartymi oczami i ustami. Nadal jej pragnął!
-
Agapi mou, nie patrz tak na mnie, bo zaraz wykorzystam twoje
usta w odpowiedni sposób – wymamrotał do niej, a potem pochylił się w jej stronę.
Ustami musnął gładką szyję. Usłyszał cichy jęk i spojrzał w
oczy wijącej się pod nim dziewczynie. Muriel wbiła w niego zielone
oczy, ciskając w niego gromami, ale kompletnie to zignorował.
-
Puść mnie. Chyba mnie nie zgwałcisz... - warknęła, gdy nadal nie
mogła się wydostać spod jego ciała. Po chwili dał się słyszeć
cichy trzask. Muriel zamarła akurat z dłonią na jego biodrze. -
Moja sukienka! Zaraz mi ją podrzesz.
-
Kupię ci sto takich sukienek – odpowiedział i w końcu ją
pocałował w usta. Przywarł do niej mocno, bojąc się, że za
chwilę mu ucieknie i wsunął język wprost do jej ust. To
podziałało, bo oto nagle szarpanina ustała, całe ciało rudej
złośnicy zwiotczało i poddało się jego pocałunkom. Naparł na
nią biodrami, aż poczuła jego męskość. Blokowały ich ubrania,
ale nie chciał się spieszyć. Chciał ją do siebie przekonać. Na nowo pragnął rozpalić w niej dziką rządzę.
-
Będziemy się tylko całować? - zapytała, odrywając się nagle od
niego. Jorgos uniósł brew i popatrzył na nią zaskoczony, a
potem ze śmiechem pokręcił głową. Szybko pozbyli się ubrań.
Muriel
wiedziała, że nie powinna mu tak łatwo wybaczać wszystkiego, ale
nie mogła już dłużej powstrzymywać się od wmawiania sobie, że
Kasapi jest już zbędny w jej życiu. To było nieprawdą, tak samo
jak to, że przestała go kochać. Nadal go kochała i jakoś nie
mogła wykorzenić to uczucie, a przecież się starała. Może gdyby spotkała go kilka lat później inaczej zareagowałaby na jego
obecność? Potrząsnęła głową. Teraz to i tak nie ma znaczenia,
choć przecież muszą sobie wyjaśnić to i owo, ale nie teraz,
pomyślała, kiedy poczuła jak Jorgos wchodzi w nią gwałtownie, stęskniony za jej ciałem.
Po
pokoju rozniósł się głośny jęk. Krzyknęła, zaskoczona
falą doznań i wygięła ciało w łuk. Wszystko skończyło się
równie szybko, co zaczęło. Fala pożądania potoczyła się
przez jej ciało i ustała, ale po chwili eksplodowała kolejny raz,
gdy usta Jorgosa nagle zaczęły pieść jej kobiecość. To był za
wiele, wczepiła się w jego kędzierzawą czuprynę palcami i
zacisnęła je mocno, czując jak spada i unosi się raz za razem, jakby latała w przestworzach, a przecież
wciąż leżała na łóżku, a między jej udami znajdował
się Jorgos. Popatrzyła na jego głowę poruszającą się w
powolnym rytmie i zamknięte oczy. Jak mogła w ogóle myśleć,
że już go nie kocha?, pomyślała kolejny raz i poczuła jak jej
ciało zaczyna wibrować od rozkoszy. Pulsując od pożądania,
opadła na poduszki, zmęczona, zdyszana po wspaniałym seksie, choć
krótkim, ale za to namiętnym, burzliwym jak ich relacje.
Jorgos
leżał cicho. W pokoju zapanowała ciemność. Zgasił wszelkie
światła, po to, by móc w ciemności jeszcze raz wszystko
przemyśleć. Muriel leżała zwinięta u jego boku i dłonią sunęła
po jego klatce piersiowej, nie schodziła jednak niżej niż do pępka.
-
Nie skończyliśmy rozmowy – zaczął w końcu, czując, że nie
może odwlekać tego w nieskończoność. Muriel uniosła się,
zapaliła lampkę stojącą na stoliku nocnym i okryła się
pościelą. Patrzył na nią zachłannie, raz po raz wędrując od
jej okrytych piersi, po nagie ramiona, a kończywszy na ustach i
oczach.
-
Nie, nie skończyliśmy. - Potrząsnęła głową, ale nie ruszyła
się z miejsca, wlepiając w niego uważne spojrzenie zielonych oczu.
-
Widzisz, Muriel, tak długo zamykałem się na miłość, że w końcu
całkiem o niej zapomniałem. Nie chciałem już kochać, bo
wiedziałem, że tak czy siak kobieta, którą obdarzę
uczuciem, zostawi mnie, oszuka i wyśmieje. Dlatego, gdy mi
powiedziałaś, co do mnie czujesz, zareagowałem w ten sposób.
Byłem potem na siebie zły, a później... - westchnął i
spojrzał na nią przepraszająco. - Gdy Besarion ci powiedział o
tym całym cholernym testamencie, oszalałem. Obiłem mu mordę za
to, że mnie uprzedził i zniweczył moje plany. Bo widzisz, chciałem
ci o tym opowiedzieć, tylko się bałem. Właśnie ze względu na
twoją reakcję.
-
To dlaczego nie zrobiłeś tego na początku? Wtedy mało obchodziły
cię moje uczucia, prawda? - wytknęła mu żarliwie.
-
Nie mów tak. Byłem głupcem, aroganckim głupcem, ale to nie
oznaczało, że nie obchodziły mnie twoja uczucia. Nie byłem nigdy
okrutny i obchodziło mnie to, co czułaś, co czujesz – dodał z
naciskiem i złapał ją za dłoń. Położył ją sobie na piersi i
przycisnął do serca. - Ja... Czułem się zagubiony, bo zaczęłaś
rujnować mój stary świat i wprowadzać swój porządek,
a ja nie wiedziałem, co robić. Nie powiedziałem ci o testamencie,
bo uznałem, że nie musisz wiedzieć. Sądziłem też, że niewiele
cię to obejdzie, dlatego milczałem, a gdy zrozumiałem swój
błąd było już za późno, bo ty powiedziałaś, że mnie
kochasz, a ja panicznie bałem się, że cię stracę. To wszystko
potoczyło się nie tak, jak chciałem, a skończyło się gorzej
niż w najczarniejszym koszmarze. Wybacz mi, agapi
mou. Złamałem ci serce i nie wiem, co zrobić, żebyś
mi przebaczyła moje zachowanie słowa.
Muriel
położyła mu dłoń na zaciśniętych palcach i powoli
rozprostowała je. Popatrzyła mu w oczy.
-
Jorgosie, przestań mnie już prosić o wybaczenie. Co prawda nadal
mam żal, że niewiele mi o sobie mówiłeś, ale najważniejsze
jest to, że teraz się otworzyłeś przede mną. Cieszę się z
tego.
-
Kocham cię – szepnął gorączkowo i nagle przysunął się do
niej, ale Muriel odsunęła się od niego, odwracając głowę od
jego natarczywych ust. - Nie wierzysz mi? - syknął zaskoczony i
popatrzył na nią z niedowierzaniem. - Agapi mou, uwierz mi,
że cię kocham. Naprawdę. Długo o tym myślałem, ale w końcu
przestałem przed sobą udawać. Kocham cię.
Poczuła
bolesny uścisk w sercu. Kochał ją? Czy to prawda?, pomyślała
patrząc w szare oczy. Opowiedział jej swoją historię, otworzył
się przed nią i wypuścił na wolność dawno skrywane lęki, a
teraz mówi, że ją kocha. Nie wiedziała, czy mu uwierzyć.
Odmawiał jej tego uczucia tak długo, a teraz nagle wyznaje jej, co
czuje. Walczyła sama ze sobą, aż w końcu do głosu doszło serce:
jeśli nie darzyłby cię uczuciem, to po co opowiadałby ci to
wszystko? Po co w ogóle zostawałby w tym pokoju i prosił o
chwilę rozmowy? Musiał coś do niej czuć, skoro tak zależało ma
na tym, aby wybaczyła mu i wysłuchała jego wyjaśnień. Zamknęła
oczy i cicho modliła się o to, by tym razem jej nie odrzucił. Da
mu szansę, a jeśli znów ją zrani, to będzie to ostatni raz
i raz na zawsze zamknie przed miłością serce.
-
Muriel, powiedz coś – poprosił cicho. Znów na niego
spojrzała. Już nie był tym Jorgosem, co dawniej. Był inny, ale
cieszyła się z tej zmiany, dlatego uśmiechnęła się do niego,
odrzuciła od siebie pościel i przylgnęła do niego całym ciałem.
-
Ja ciebie też kocham, Jorgosie.
-
Och, agapi moi, gdybyś
wiedziała jak za tobą tęskniłem, jak umierałem powoli, po
kawałku, bo nie mogłem wyobrazić sobie, że już nigdy więcej cię
nie zobaczę... - szeptał cicho, gorączkowo całując ją po szyi,
barkach, ustach, oczach i piersiach. - Zacznijmy od początku –
poprosił łagodnie i popatrzył na nią z nadzieją.
-
Nie – odparła stanowczo. Jego oczy nagle przestały wyrażać
czułość i miłość, którą starał się przekazać całym
sobą, ich miejsce zastąpiło niebotyczne zdumienie i smutek. - Nie
chcę zaczynać wszystkiego od początku. Chcę, abyśmy zaczęli w
momencie, w którym skończyliśmy, proszę.
-
Oczywiście! - wykrzyknął uradowany i przytulił ją do siebie,
niemal miażdżąc w niedźwiedzim uścisku. Pocałował ją jeszcze
i powoli ułożył na posłaniu, znów zagłębiając się w
jej uległe ciało.
***
-
Co to jest? - zapytał Stephen, gdy wszedł do gabinetu Jorgosa, a
ten wręczył mu niewielkie pudełko.
-
Dwie koperty. Jedna zawiera moje wyniki, a druga zaproszenie na ślub
– odpowiedział Jorgos z radością i jednocześnie strachem.
Warwick otworzył kartonowe wieko i rzeczywiście ujrzał na spodzie
dwie, długie koperty.
-
Zgodziła się? - zapytał zaskoczony blondyn i pokręcił głową z
politowaniem, udając, że jest zniesmaczony decyzją Muriel. -
Naprawdę ta dziewczyna chce spędzić resztę życia z takim pajacem
jak ty?
-
Tak. Widzisz, ona mnie kocha – powiedział cicho tonem totalnie
rozklejonego idioty.
-
Świetnie. Mnie Robert też kocha, ale jakoś nie robię z siebie
totalnego mięczaka za każdym razem, gdy tylko ktoś o nim wspomni –
droczył się z przyjacielem. Ten żachnął się i machnął ręką.
Od kilkunastu tygodni stał się obiektem nieustannych kpin. Nawet
Isabella z niego żartowała, a przecież zrobił to samo, co inni.
Zakochał się. - Jorgosie, mam ci przypomnieć, że masz już, hmm,
trzydzieści siedem lat? Chociaż... Może miłość odebrała ci
mózg?
-
Przestań już żartować i otwieraj kopertę z wynikami – mruknął
Kasapi.
Jego
nastrój natychmiast przeskoczył z radosnego w ponure
oczekiwanie. Stephen zerknął na pochyły napis „wyniki”.
Patrzył i zastanawiał się, co tam znajdzie. Miał nadzieję, że
same pomyślne wiadomości. Wiele lat temu Kasapi załamał się z
powodu jednej rzeczy, o której bał się myśleć. Teraz
będzie musiał z nią stanąć twarzą w twarz, akurat dziś.
Wyjął
kopertę i powoli ją otwierał. Kiedy udało mu się rozerwać
papier, wstrzymał oddech. Miał nadzieję, że niezależnie od
wyniku, zachowa kamienną twarz. Wiedział, dlaczego Jorgos sam nie
chciał patrzeć na wyniki, dlatego modlił się, aby okazały się
pozytywne. Pragnął patrzeć na przyjaciela z dzieckiem na ręku.
Wyjął
zapisaną kartkę i szybko przebiegł wzrokiem po druku.
-
Cóż, lekarz stwierdza, że w twoim organizmie znaleźli
śladowe ilości mózgu, jest nadzieja.
-
Stephenie – warknął poirytowany i prawie nieprzytomny ze strachu
Kasapi.
-
Przepraszam. Cóż, wynik jest taki, że możesz płodzić
dzieci ile tylko dusza zapragnie, a ponieważ, skurczybyku, jesteś
bogaty, to będzie stać cię na utrzymanie licznej dziatwy.
Jorgosa
zalała ulga, czuł ją w kościach, serce biło głucho w piersi, a
krew niemal tętniła własnym życiem w żyłach. Boże drogi, czternaście lat żył w strachu, że nigdy nie będzie miał dzieci,
a okazało się coś zupełnie innego. Sybill skądś wytrzasnęła
fałszywe wyniki badań i powiedziała mu wiele lat temu, że nigdy
nie będzie mógł zostać ojcem. Czyli kłamała, a on cieszył
się, że nie żyje, bo inaczej znalazłby ją i zamordował gołymi
rękami. W końcu odnalazł spokój. Stephen wyszedł, a on
nadal rozkoszował się świadomością, że może być ojcem.
Uśmiechnął się i oparł się o fotel. Już czuł pulsowanie w
lędźwiach. Miał nadzieję, że dzisiejszej nocy wraz z Muriel
poczną dziecko. Będzie się bardzo o to starał.
Jego
rozmyślania przerwał mu dźwięk telefonu. Nie musiał sprawdzać,
kto dzwonił, bo wiedział, że to Muriel.
-
Słucham cię, agapi mou.
-
O właśnie, dobrze, że to powiedziałeś. Od kilku tygodni głowię
się nad tym, co do mnie mówisz. Nie wiem jak to napisać ze
słuchu, więc pytam cię o to osobiście. Co to znaczy to, co
mówisz? No wiesz, to po grecku.
-
Agapi mou?
-
Tak, właśnie to. Co to znaczy?
-
To znaczy: moja miłości.
To już koniec... Nie mów ze to jest do bani boo to było świetne opowiadanie, którego ponad 40 rozdziałów przeczytałam w dwa dni :D Cieszę się, że skończyło się cukierkowo, a to : " O właśnie, dobrze, że to powiedziałeś. Od kilku tygodni głowię się nad tym, co do mnie mówisz. Nie wiem jak to napisać ze słuchu, więc pytam cię o to osobiście. Co to znaczy to, co mówisz? No wiesz, to po grecku.
OdpowiedzUsuń- Agapi mou?
- Tak, właśnie to. Co to znaczy?
- To znaczy: moja miłości." o 3 w nocy(bo wtedy czytałam) rozbawiło mnie do łez :D Myślę, że w życiu parę tajemnic, kłamstw może zniszczyć niektóre relacje, ale zawsze można je naprawić
Dziękuje za to opowiadanie :) do zobaczenia na innych mam nadzieje :*
Cudowne opowiadanie! :) Dzięki Ci za nie
OdpowiedzUsuń"Kap kap płynął łzy... W łez kałużach ja i ty..." Nie wierze ze to koniec. Powinno byc jeszcze "rok pózniej "/"dwa lata pózniej" jak już siedzą z gromadka dzieci dalej szczęśliwi i zakochani ...:)
OdpowiedzUsuńpiękne zakończenie, dziekuję Ci za to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńJa nie wieże że to koniec ! A czy jorgas bedzie miał dzieci z muriel !!!!!! czy ich ślub bedzie bajkowy ? i czy firma bedzie dla jurgasa na własność ? wiele pytań a nie bedzie już odpowiedzi ! :) Dziękuje za tak spaniałą przygode z muriel!
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że wiele się wydarzyło. Począwszy od feralnej rodzinnej imprezy na, której Besarion wyjawił największy sekret Jorgosa skończywszy na zakończeniu.
OdpowiedzUsuńBesarion wypuścił tajemnice Kasapiego na światło dzienne bez żadnych skrupułów. Zrobił to specjalnie, wiedział iż taki manewr pomoże mu w przejęciu firmy. Współczuje tylko jego najbliższej rodzinie, życie z człowiekiem o tak podłym charakterze musi być trudne i nieraz bolesne.
Nie dziwi mnie reakcja zakochanej Muriel, która z czasem zaczęła idealizować swojego ukochanego. Któż tego nie czyni zaślepiony przez pryzmat miłości do drugiej osoby? I można by powiedzieć, że dziwi tylko zachowanie Jorgosa, na reakcję dziewczyny, ale znając już jego historię nie mogę tak powiedzieć. Każdy zamknął by się w sobie. Ale właśnie dlatego, że kiedyś cierpiał z powodu można powiedzieć niespełnionej miłości, powinien zrozumieć Muriel i jej zachowanie. A przede wszystkim nie być tak obojętnym.
Ha! Dopiero jak stracił to co miał, to zrozumiał jak ‘bezcenna’ była dla niego Muriel. Pojął całe uczucie jakim ją darzył. Ale i tak więcej cierpiała Muriel. To ona już miała nadzieję, że być może jednak coś z tego będzie, a potem to zgasło. Pogodzenie się z taka stratą jest bardzo trudne i nic dziwnego, że z taką zapalczywością, chciała wyrzucić ukochanego z całego swojego życia.
Jeśli chodzi o przyjęcie od początku wietrzyłam jakąś intrygę, gdzie mogliby się pogodzić. Ale, aż dziw, że prawie do końca niczego się nie domyślili.
Zakończenia wcale nie uważam za słodkie. Bardzo mi się podoba jest właśnie takie jak lubię najbardziej po prostu szczęśliwe. Ale pierwsza żona Jorgosa rzeczywiście dała mu mocno w kość… Gdzie się rodzą takie diablice, bo chyba nie u nas na ziemi………
Jak zawsze pojawił się też wątek seksu, który jak dla mnie był może trochę niepotrzebny. Ale jeśli oni byli dzięki temu szczęśliwsi, choć ja najpierw bym sobie wszystko wyjaśniła, a dopiero później szła dalej.
Ostatni dialog, bardzo fajny i powiedziałabym dość trafiony na samo zakończenie.
Ogólnie całe opowiadanie było bardzo fantastyczne. Raz czytało się łatwiej, czyli szybciej innym razem trochę trudniej, a więc wolniej, ale i tak uważam że masz duży sukces na koncie, ponieważ inni zniechęcają się czasem z byle błahostki. Jak kiedyś ja :)
Pozdrawiam
Twoje opowiadanie znalazłam jakoś w wakacje i przeczytałam tamte części w dosłownie dzień i od tego momentu jestem do dziś! Kocham Twój styl i całe to opowiadanie, wszystko uporządkowane z wyczuciem i po prostu cudownie <3 Dziękuję za to, że mogę czytać to co piszesz i życzę dużo weny na nowe opowiadania <3
OdpowiedzUsuńOMG, wzruszyłam się. Matko, ale jak. Czytałam ze ściśniętym gardłem, bo jedna myśl cały czas trzymała mnie przy tym opowiadaniu, nie, dwie myśli. Pierwsza: matko, przecież ja to opowiadanie czytałam jeszcze na onecie, a potem się przeniosłaś. Pierwsze opowiadanie od Ciebie. Druga myśl: matko, Jorgos, bo przecież ja jestem w nim zakochana od kiedy pojawił się w opowiadaniu i był chamem i gburem. Chciałam go zawsze tulić, bo dla mnie on był taki skrzywdzony i proszę, wydało się dlaczego. Cieszy mnie jedna rzecz, że Muriel mu wybaczyła, że nie uniosła się swoją cnotliwą dumą. To jest rewelacyjne zakończenie. To tak cudownie ukazuje ich przemianę jako bycie razem i każdego z nich osobna. Jorgos zamknięty na miłość, był chamem, a teraz jest całkowicie inny. Taki ciepły, taki aww! ;3 Ma plany, chce kochać, cholera jestem z niego taka dumna! A Muriel?! Gdzie na początku, jak pamiętasz, działała mi totalnie na nerwy, cnotka niewydymka. :D A teraz? Zna swoją wartość, walczy o to co chciała, a chciała Jorgosa. To było...piękne, rety. Spakuj to kiedyś w całość to przeczytam na raz, bo to jest opowiadanie, do którego chciałabym wracać jak do rewelacyjnej książki. Jesteś mistrzem romansów i będę Ciebie za to zawsze wielbić.<3
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za to opowiadanie, bo ukazało, że naprawdę ta gadzina "miłość" zmienia ludzi. Zmienia i daję nowe perspektywy, to piękne! :D Dobra, koniec moich egzystencjalnych pierdów. Dziękuje jeszcze raz! <3
Więcej takich opowiadań z takimi cudownymi zakończeniami.
Więcej wiary w siebie, bo to, co piszesz i nam publikujesz jest fantastyczne! :D
Czekam na więcej Twoich opowiadań.
Pozdrawiam. <3
Pochłonęłam błyskawicznie cale opowiadanie ... Poprostu świetne ...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń