18.01.2015

51. Historia Jorgosa

Tak, moje drogie, przed sobą macie już ostatni rozdział opowiadania. Nawet nie wiecie jak się cieszę z tego powodu! Niespokojne dusze od wielu już miesięcy ciążyło mi jak wrzód na dupie ( same zresztą widziałyście jak to przeżywałam ), dlatego żegnam to opowiadanie bez żalu, choć z pewnym sentymentem. Straciłam na to opowiadanie tylko godzin, ba!, dni, że nie jestem w stanie tego nawet policzyć ( tak w ogóle, to nawet mi się nie chcę xD ), ale przywiązałam się do Muriel, która wkurzała was swoją cnotliwą postawą, przywiązałam się także do aroganckiego szefa-buca, Jorgosa Kasapi oraz do reszty tego wesołego tałatajstwa. Serio. Nawet jeśli sama historia była tandetna ( a zakończenie ociekające lukrem, karmelową polewą i powtykanymi w to bezami. Smacznego! ), to lubiłam ją na swój sposób. Muszę się przyznać Wam, że w pewnym momencie chciałam je usunąć, ale stwierdziłam, że żal mi będzie przede wszystkim czasu, którego straciłam na to opowiadanie tak dużo. Zresztą, chciałam w końcu doprowadzić coś do końca, bo na swoim koncie, prócz Zamkowej bestii, nie miała żadnych opowieści, które mogłabym wrzucić do szuflady z napisem ZAKOŃCZONE. Tak, teraz z czystym sumieniem, mogę powiedzieć, że na swoim koncie mam już kolejne.
Niespokojne dusze miało swoje wzloty i upadki, rozdziały były lepsze, gorsze, beznadziejne i tragiczne, ale czasem, gdy czytałam Wasze komentarze wcale tego nie czułam, bo zachwycaliście się nim, a ja widziałam w historii porażającą głupotę, naiwność i to wszystko, czego nie lubię w opowiadaniach innych autorów ( jestę hipokrytkę ). Pisałam, że piszę beznadziejne, że mój styl jest taki, sraki i owaki, ale ja tak mówię na serio, to wcale nie jest żadna fałszywa skromność. Naprawdę. Mimo to, cieszę się, że historia jakoś wzbudziła Was ciepłe uczucia i czekaliście na kolejne rozdziały. Miałam okropne dłużyzny, ND wymknęło mi się spod kontroli, bo nie wiedziałam, co zrobić z tymi wątkami, które nagle zaczęły mi się pisać, ale nareszcie udało mi się to połączyć w miarę normalnie i skończyć to na pięćdziesiątym pierwszym rozdziale. Myślałam o bonusach i może coś napiszę, ale chciałabym napisać jeden o Stephenie. Wymyśliłam dla niego całą przeszłość ( dość bolesną i smutną ), ale nie wiem, czy uda mi się ją tu opublikować. Kiedyś, może, dlatego mam prośbę, nie wyrzucajcie tego bloga z linków. Może coś tu się pojawi za jakiś czas.
Dobra, może na sam koniec tego przydługiego wstępu chcę Wam podziękować. Nie będę dziękowała osobno. Każdy z Was znalazł swoje miejsce w moim sercu, każdy też miał wpływ na tę historię. Na Zamkowej bestii dziękowałam osobno, ale potem pomyślałam, że może ktoś poczuł się urażony, że go nie wymieniłam, dlatego przy Niespokojnych duszach, ograniczę się do zwykłych słów.
Dziękuję Wszystkim za obecność, za czas poświęcony na czytanie i komentowanie, za cierpliwość, za cenne uwagi. Mam nadzieję, że ostatni rozdział was nie zawiedzie i z uśmiechem na ustach zamknięcie mój blog po przeczytaniu. Dziękuję Wam i mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy, jeśli nie tutaj, to na innych moich blogach.
Zapraszam także chętnych do czytania moich pozostałych tworów. Pamiętajcie, nikogo nie zmuszam do czytania, ani tym bardziej do komentowania. Będę pisała, nawet jeśli bloga będzie czytała tylko jedna osoba, bo lubię to robić, choć idzie mi to tak, jak widać poniżej.

Na koniec zapraszam Was na : Narzeczony Karoliny, historia lekka, mam nadzieję, że przyjemna i dość krótka. Bal uczuć, romans historyczny z szalenie przystojnym księciem i młodą, zagubioną Amerykanką.


PS. Pisząc podziękowanie upicałam się jak jakiś zjeb, ale to nic. Kocham Was! <3


****


Irytowało go to, że tak wiele osób, które przybyło na to przyjęcie wlepiało w niego zaskoczony, ironiczny, złośliwy lub jakikolwiek inny wzrok i bez żadnych zahamowań czy wstydu obgadywało go po kątach, jakby był idiotą i nie domyślał się o czym tak zawzięcie dyskutowano. Oczywiście jego irytacja skierowana była głównie na ciekawskie, rządne sensacje kobiet. Miał po dziurki w nosie nachalnych, fałszywych ślicznotek, które napompowane jakimiś świństwami próbowały zwrócić na siebie uwagę. Skończyły się czasy pustych laluń, które zamiast sprawić mu przyjemność swoją osobą, jedynie wkurzały go niepomiernie.
Zaraz po przyjściu przywitał się z gospodarzami i Stephenem. Roberta nie było, więc pokiwał głową i zaszył się w najciemniejszym kącie ze szklanką whiskey. Po kilkunastu minutach dobił do niego Stephen i razem stali ukryci przed ciekawskimi gośćmi. Popijali złocisty alkohol i milczeli.
- Co się stało z Robertem? Dlaczego go nie ma? - zapytał zaciekawiony, przerywając ciszę między nimi. Przyjaciel rzucił mu dziwne spojrzenie i uśmiechnął się do niego lekko.
- Musiał załatwić jedną sprawę, ale niedługo powinien przyjechać. - Wychylił resztkę koniaku i zapatrzył się w dno pustego szkła. Na ustach igrał mu tajemniczy uśmieszek, a Kasapi kompletnie nie wiedział, dlaczego zachowywał się w ten sposób. Podejrzewał jednak, że coś kombinuje, ale nie zapytał go o to. Zresztą, gdyby przyjaciel zechciałby, to na pewno sam wytłumaczyłby mu wszystko bez zabawy w zagadkowe spojrzenia i uśmiechy.
Zabawa toczyła się wesoło, a goście wciąż przybywali, zasilając szeregi imprezowiczów. Jorgos odciął się całkowicie. Dał prezent, a potem usadowił się w kącie. Towarzyszył mu Stephen, który po chwili zaczął się rozglądać po sali. Spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi. Po chwili wyjął z kieszeni telefon, który obwieścił nadejście wiadomości tekstowej.
- Chodź, poszukajmy jakiegoś wolnego pokoju – mruknął Warwick i złapał go za łokieć, mocno pociągając go w stronę schodów znajdujących się we wnęce tuż obok nich.
Lokal, w którym odbywała się impreza urodzinowa oferował pokoje, w których goście mogli się przespać i odczekać, aż alkohol w ich żyłach przestanie krążyć. Najwidoczniej gospodarz imprezy wynajął wszystkie sypialnie, ponieważ po wejściu na górę Stevie wszedł do pierwszego lepszego pokoju.
- Po co właściwie tu przyszliśmy? - zapytał zaintrygowany.
- Ach – mruknął jedynie i wyjrzał na korytarz. Wycofał się szybko i podszedł do okna.
Jorgos stał na środku pokoju i zastanawiał się, dlaczego jego przyjaciel zachowywał się tak dziwnie i choć czuł niepokój, nie spodziewał się, że Stephen wpadł na jakiś głupi żart, który podpowiedział mu Bobbie. Ten drugi był niezwykle pozytywny i trzymały się go różne psoty, dlatego Stephen zmienił się ze skrytego wrażliwca w prawdziwego dowcipnisia.
Czy tak samo było z nim? Czy związek z Muriel zmienił go tak, jak związek Stephena z Robertem? Stał się sentymentalnym głupcem, tak o sobie myślał, dlatego tak bardzo tęsknił za Muriel i przyznał się do uczuć, co prawda zrobił to dla świętego spokoju, ale jednak czuł do niej coś, co dawno przestało mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Dawno zapomniał jak to jest kochać, ale przypomniał sobie. Szkoda tylko, że się rozstali, ale czy wtedy byłby w stanie docenić to, co miał? Nie bardzo wiedział, czy uświadomiłby sobie, co do niej czuje.

***

Dziwnie się czuła, gdy wchodziła do lokalu, w którym odbywało się przyjęcie urodzinowe. Nie znała tego człowieka ani z nazwiska, ani z wyglądu, dlatego, gdy wręczała mu skromny podarunek i złożyła życzenia, oddaliła się od grupy i poszukała Stephena. Po chwili dołączyli do niej Tracy wraz z Robertem. Nadal miała wrażenie, że oboje coś kombinowali, ale ostatecznie dała temu spokój. Była przewrażliwiona, ponieważ bała się, że spotka gdzieś Jorgosa. Nie przestała go kochać i choć serce wyrywało się do niego i często pragnęła do niego zadzwonić, to dusiła miłosne zapędy w zarodku powtarzając sobie wszystkie grzechy popełnione przez niego wobec jej miłości. Serce już dawno zapomniało i wybaczyło, ale rozum nie, dlatego trzymała się kurczowo swoich postanowień. Była w końcu młodą kobietą z wyrobionym już charakterem i doskonale potrafiła stawić czoła romantycznym uniesieniom. Tak przynajmniej myślała do pewnego momentu.
Bobbie złapał ją za rękę i razem z Tracy skierowali się w nieznanym jej kierunku. Poprowadził ich przez tłumek gości, a potem nagle znaleźli się tuż przed wnęką, w której dostrzegła schody.
- Bobbie, po co tam idziemy? - zapytała Tracy i rzuciła Muriel zaskoczone spojrzenie. Muriel zmierzyła przyjaciółkę uważnym spojrzeniem. Skoro pytała, to może ona wraz z Robertem niczego nie kombinowali? Sama nie wiedziała, czy poddała się jakimś schizom i wszędzie wietrzyła spisek przeciwko nowemu życiu, czy może rzeczywiście coś było nie tak.
- Stephen jest na górze – odparł lakonicznie i parł dalej. Muriel wraz z Tracy dreptały za nim, podciągając sukienki ku górze. Stukały obcasami po płytkach, a potem po drewnianej podłodze na korytarzu.
Muriel nie zdążyła przyjrzeć się holowi, gdy Bobbie wszedł do pierwszego z brzegu pokoju. Weszli do środka. Na wprost drzwi znajdowało się okno, przez które wyglądał Stephen, dlatego skierowała swe kroki w stronę mężczyzny, który odwrócił się w jej stronę. Trzymał ręce w kieszeni i uśmiechał się do niej łagodnie.
- Stevie, powiesz mi wreszcie, co tu się dzieje? - zapytała, odwzajemniając gest. W końcu nie miała zamiaru złościć się na nich.
Stephen pochylił się i pocałował ją w policzku.
- Pięknie dziś wyglądasz – odparł. Radość jaką widziała przez chwilę w jego jasnych tęczówkach nagle jakby przygasła, a wzrok skierował ponad jej ramię.
Odwróciła się i wtedy kątem oka dostrzegła stojącego mężczyznę pod ścianą, obok barku. W ręce trzymał lampkę wina, otworzona butelka stała na drewnianym stoliku w kącie. W pierwszej chwili nie rozpoznała gościa, a gdy prawda dotarła do niej, uderzyła w nią w zimną falą, natychmiast pobudzając do reakcji. Czuła się tak, jak człowiek czuje się podczas zjeżdżania rollercoasterem. Zranione serce zmarło na chwilę, by po chwili uderzyć w klatce piersiowej z głośnym dudnieniem. Krew zaszumiała w uszach. Muriel poczuła się jakby nagle oderwała stopy od podłoża i wzbiła się do góry. To wszystko jednak minęło, gdy Jorgos poruszył się. Odstawił lampkę z winem i ruszył w jej kierunku. W jego oczach dostrzegła chłód, który całkowicie ją obudził, a także wyprowadził z równowagi. Czyżby myślał, że to ona go tu sprowadziła? Był zły, bo ją zobaczył? Po chwili jednak jego spojrzenie złagodniało, chłód zastąpiła czułość. Pieścił ją łagodnym wzrokiem, czuła jak dotyka jej spojrzeniem, choć stał kilka kroków dalej. Nadal na nią działał, pragnęła go, kilka tygodni to za mało, aby całkowicie wyrzucić go z siebie: z serca, ciała i umysłu. Twardo jednak stała i mierzyła go wrogim spojrzeniem. O nie, nie pozwoli się wytrącić z równowagi.
- Dobry wieczór, Muriel – przemówił do niej po chwili ciepłym, pełnym czułości głosem. Zadrżała, ale nie dała tego po sobie poznać. Nadal miał na nią wpływ, ale to nie miało znaczenia. Nie odpowiedziała mu, lecz skierowała swój oskarżycielski wzrok na Stephena, a potem na Roberta i Tracy, stojących pod drzwiami.
- Uknuliście to. Przyprowadziliście mnie tu, ale w jakim celu? Po co? - pytała rozżalona i obrażona. Tak dzielnie walczyła, a oni po prostu przeciwstawili się jej nowemu życiu.
- Czas najwyższy na to, by wasza dwójka wyjaśniła sobie kilka spraw. Zostawiamy was samych – odparł stanowczo Warwick i ruszył do drzwi. Cała trójka w mgnieniu oka opuściła pokój, w którym zapadła grobowa cisza. Muriel wywiercała oczami dziury w drzwiach, a z kolei Jorgos w jej plecach. W końcu odwróciła się i nawet na niego nie patrząc, zapytała:
- Po co kazałeś mnie tu sprowadzić? Przecież między nami wszystko skończone, prawda? - zapytała. Skrzywiła się, ponieważ jej głos zabrzmiał jękliwie, jakby nie była tego pewna i konieczne chciała się upewnić, że tak było.
- To nie ja wymyśliłem to wszystko. Stephen zapewne chciał skończyć moje katusze. Nic o tym nie wiedziałem. Przysięgam na wszystko. Nie miałem pojęcia.
- W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. Żegnam – powiedziała głucho i odwróciła się na pięcie, aby opuścić sypialnie. Jednak po chwili poczuła na ramieniu dłoń Jorgosa, która była ciepła i szorstka. Zamarła porażona jego dotykiem. Po tylu tygodniach gryzienia się z bólem, duszenia w sobie tych wszystkich uczuć, odwróciła się do niego z oczami wypełnionymi po brzegi gorącymi łzami. - O co chodzi? - warknęła, nawet nie kryjąc się z tym, że zaraz się popłacze.
- Chcę z tobą porozmawiać. Chcę to naprawiać – mówił ciepłym głosem, patrzył na nią łagodnie. Zmienił się. Nie poznawała go. To dziwne uczucie patrzeć na tego Jorgosa, który nie wyglądał już tak władczo, tak nieustępliwie. Nie był już taki pewny siebie, co sprawiło, że została, choć umysł krzyczał, żeby tego nie robiła. Nie mogła. W głowie włączyły się wszystkie ostrzegawcze alarmy. Mimo to, została i postanowiła się dowiedzieć tego, co miał do powiedzenia. Może powie jej coś interesującego?
Cofnęła się w głąb pokoju. Rozejrzała się wokół i dostrzegła dwa fotele ustawione we wnęce, między nimi był stolik. Skierowała się tam i usiadła. Posiedzi chwilę i wyjdzie. Tak się przekonywała.
- Jorgosie, jak chcesz to naprawić? Nie cofniesz czasu i słów, które powiedziałeś. Stwierdziłeś, że nie chcesz mojej miłości, więc cóż chcesz naprawiać?
- Wszystko, agapi mou, wszystko. Zrozumiałem jaki byłem głupi, jak bardzo cię zraniłem, ale nie będę cię naciskał. Gdybym wiedział, że tu dziś będziesz na pewno przygotowałbym sobie to, co chcę ci powiedzieć. Dlatego moja historia może być chaotyczna. Muszę ci powiedzieć coś o sobie, to może mnie zrozumiesz. Ale proszę cię, wybacz mi. - Muriel siedziała wstrząśnięta jego żarliwym i błagalnym tonem. Nie spodziewała się, że będzie zachowywał się w ten sposób. Naprawdę się zmienił, albo udawał, bo inaczej nie potrafiła go wytłumaczyć.
- Nie wiem... Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Ja nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego. Kochałam cię, ale to wszystko już się skończyło. Teraz mam swoje życie, na nowo je układam.
- Wiem, dlatego nie będę cię zatrzymywał, gdy skończę mówić, będziesz mogła wyjść i już nigdy więcej mnie nie zobaczysz. - Ciepłe spojrzenie przesunęło się po niej, aż lekko zadrżała, a jej ciało zaczęło domagać się dotyku mężczyzny siedzącego naprzeciwko. Przypomniała sobie przecież jak na nią działał, gdy była w nim nieodwołalnie zakochana. - Wysłuchasz mnie?
- Tak – mruknęła tylko, starając się zwalczyć palące ją pożądanie. Nadal na nią działał, a wydawało się jej, że jest inaczej. Ależ była naiwna! To uczucie najwidoczniej zakotwiczyło się w niej zacznie głębiej i nie chciało z niej wyjść, choć walczyła z tym od wielu dni. Jakoś wytrzyma te kilka chwil, a potem ucieknie z pokoju i nigdy więcej go nie zobaczy. Usadowiła się wygodnie, starając się wyprzeć z siebie wszelkie pragnienia. Musiała się zdystansować.
- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. W końcu otworzę się przed tobą tak, jak na to zasłużyłaś – westchnął, a potem rzucił jeszcze z lekkim uśmiechem: - Powinien był to zrobić już dawno.
- Jorgosie... - zaczęła ostrzegawczo, lecz mężczyzna uniósł lekko dłoń i pokiwał głową.
- Wiem, daj mi chwilkę. Muszę pozbierać myśli. - Rozmasował nasadę nosa i potem spojrzał jej głęboko w oczy. Uwięził ją w tym cudownym więzieniu. Muriel zagapiła się na stalowoszare oczy i wstrzymała oddech. Odzyskała równowagę, gdy Jorgos przemówił do niej cicho: - Niewiele ci o sobie mówiłem, w ogóle nie wspominałem ci o biologicznej matce. Prawda jest taka, że ta kobieta zabrała mnie z Thasos i wywiozła do Włoch do Pietrasanta. Tam żyłem w przekonaniu, że mój ojciec zapił się gdzieś na śmierć. Opowiadała mi, że był wobec nie okrutny. W tym samym czasie wciąż wyłudzała od mojego ojca pieniądze, obiecując, że niedługo mnie zobaczy. W wieku osiemnastu lat dowiedziałem się całej prawdy. Matka mnie okłamała, nie kochała mnie, byłem dla niej jedynie ciężarem, który wynagradzały jej pieniądze, jakie dostawała od rodziny Kasapi. Znienawidziłem ją za to, że tak długo oszukiwała mnie, a także Nikosa. Nigdy jej nie wybaczyłem tego, co mi wtedy powiedziała, dlatego odciąłem się od niej i tego samego dnia wróciłem z ojcem do Grecji. Nie mogłem się tam odnaleźć, ale w końcu szybko nauczyłem się języka, w końcu miałem go w krwi. Sądziłem, że Thasos to miejsce, w którym odnalazłem spokój i szczęście. Nie chodziło mi o pieniądze, ani o pozycję, lecz o rodzinę, do której należałem i która mnie kochała.
Ale wtedy poznałem Sybill, piękną dziewczynę. Była słodka, niewinna i pochodziła z aktorskiej rodziny, co prawda jej matka grała jedynie w operach mydlanych lub zwykłych komediach, to jednak była rozpoznawalna, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Zakochałem się w niej na zabój, a jak się okazało, jej wygląd mnie kompletnie zwiódł. Zamiast anioła po ślubie dostałem diablicę. Ćpała, piła i Bóg jeden wie, co jeszcze wyprawiała, gdy ja jechałem na uczelnię. Wtedy jeszcze byłem nieświadomy, zakochany w młodej żonie, ale pod powłoką uroczej kobiety, skrywała się ćpunka i alkoholiczka. Nim się z nią rozwiodłem, Sybill przedawkowała, zaćpała się w jakiejś norze. Rodzice odcięli się od niej, choć była ich córką. Przyniosła mi, mojej rodzinie, a także własnym rodzicom wstyd. Właśnie z tego powodu stałem się potem taki zgorzkniały. Czułem się oszukany i przegrany. Chciałem kochać, a moje uczucia zostały po prostu zdeptane.
Jorgos zamilkł, a Muriel czuła, że łzy zaraz trysną z jej oczu nieprzerwaną fontanną. Teraz rozumiała, dlaczego taki był, dlaczego odtrącił jej uczucie i choć jego powody były logiczne, aby po prostu przestać marzyć o miłości, to jednak nie mogła zrozumieć, że odciął się właśnie od niej. Obdarzyła go uczuciem, pokochała szczerze i nie raz mu to udowadniała, ale on już był tak zraniony, iż kompletnie nie rozumiał, o co jej chodzi. Zadrżała, gdy próbowała powstrzymać szloch, ale była zbyt słaba. Po prostu przymknęła powieki i pozwoliła łzom płynąć. Miała w nosie, że zaraz się rozmaże, makijaż spłynie jej po twarzy i nie będzie mogła się pokazać gościom w takim stanie. Jej stalowa osłona na sercu, którą założyła zaraz po wyjeździe z wyspy, runęła z głośnym hukiem na dno. Trzymające ją w ryzach okowy puściły i sprawiły, że powoli rozklejała się. Trzymane na dystans uczucia zaatakowały ją jak wściekłe psy. Zaszlochała głośno i ukryła twarz w dłoniach. Płakała i płakała, nawet wtedy, gdy mężczyzna wziął ją na ręce. Nie wiedziała, co robi, ale po chwili poczuła pod sobą miękką pościel. Gdy podniosła oczy zza mgły łez dostrzegła tęskne spojrzenie Kasapiego, mężczyzny, którego kochała i nadal kocha, choć wmawiała sobie coś innego. Jak mogła myśleć, że pozbyła się tego uczucia? Jakim cudem przyszło jej do głowy, aby go ignorować przez te tygodnie i wmawiać sobie, że go nienawidzi?
A jednak, jej nowy, buntowniczy charakter ujawnił się w tej właśnie chwili. Uderzyła go pięścią w ramię i spiorunowała go wzrokiem, choć podejrzewała, że wcale na niego to nie podziałało. Patrzył na nią, a jej oczy powoli wysychały, osuszyła je złość i rozżalenie.
- Ty draniu! Ty cholerny egoisto! Po tym wszystkim... Tak długo musiałam czekać...! - krzyczała rwącym się głosem, aż ponownie zalała się łzami.
Jorgos westchnął. Nie był zirytowany, ale rozdrażniony. Dostał oczywiście zasłużone omłoty, ale jednocześnie sądził, że Muriel rzuci mu się w ramiona i po prostu ją pocałuje, wybaczając mu wszystko to, co jej uczynił, ale z nią nigdy nie było nic łatwo. Musiał jej jeszcze wiele powiedzieć, a chciał mieć to już za sobą. Musiał jej powiedzieć wszystko, co dusił w sobie od jakiegoś czasu.
Złapał ją więc za nadgarstki, odsunął dłonie od jej mokrej i brudnej od spływającego makijażu twarzy i szepnął cicho, łagodnym głosem.
- Zasłużyłem na to i na wiele więcej i chociaż wiem, że mi nie wybaczysz, to jednak nie wyobrażam sobie, bym teraz z ciebie zrezygnował. Nie teraz, gdy tak wiele zrozumiałem i znów mogę kochać. Muriel, kocham cię. Słyszysz, ty ruda wariatko? Kocham cię!
Dziewczyna przestała płakać i siedziała bezradnie, patrząc na jego przystojną twarz. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała przed chwilą. Tak długo czekała na te słowa, a teraz, gdy padły, jakoś nie bardzo wierzyła, że rzeczywiście Jorgos to powiedział. Uczepiła się, więc tej jednej rzeczy, która mogła być realna. Kasapi nazwał ją wariatką.
- Przestań mnie w końcu obrażać. Nie jestem wariatką! - syknęła i niemal rzuciła się na niego z pazurami. Jorgos w porę się uchylił i złapał ją za nadgarstki. Szarpnął ją łagodnie w swoją stronę, ale Muriel próbowała wyrwać się z jego uścisku. Gdy ją puścił nagle, upadła zaskoczona na miękkie posłanie. Zebrała się i uniosła na łokciach. Mężczyzna szybko wykorzystał sytuację i jej chwilową bezradność. Natychmiast wsunął się nad nią, niemal przygniatając ją do łóżka.
- Słyszałaś, co powiedziałem? Kocham cię – szepnął prosto w jej usta. Zadrżała i zacisnęła mocno usta, a także uda, bo znów odezwało się w niej znajome uczucie gorąca i pragnienia.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć – odparła i próbowała się wygramolić. Nie pozwolił jej jednak, naparł na nią biodrami. Zamarła czując jego członka na biodrze. Patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami. Nadal jej pragnął!
- Agapi mou, nie patrz tak na mnie, bo zaraz wykorzystam twoje usta w odpowiedni sposób – wymamrotał do niej, a potem pochylił się w jej stronę. Ustami musnął gładką szyję. Usłyszał cichy jęk i spojrzał w oczy wijącej się pod nim dziewczynie. Muriel wbiła w niego zielone oczy, ciskając w niego gromami, ale kompletnie to zignorował.
- Puść mnie. Chyba mnie nie zgwałcisz... - warknęła, gdy nadal nie mogła się wydostać spod jego ciała. Po chwili dał się słyszeć cichy trzask. Muriel zamarła akurat z dłonią na jego biodrze. - Moja sukienka! Zaraz mi ją podrzesz.
- Kupię ci sto takich sukienek – odpowiedział i w końcu ją pocałował w usta. Przywarł do niej mocno, bojąc się, że za chwilę mu ucieknie i wsunął język wprost do jej ust. To podziałało, bo oto nagle szarpanina ustała, całe ciało rudej złośnicy zwiotczało i poddało się jego pocałunkom. Naparł na nią biodrami, aż poczuła jego męskość. Blokowały ich ubrania, ale nie chciał się spieszyć. Chciał ją do siebie przekonać. Na nowo pragnął rozpalić w niej dziką rządzę.
- Będziemy się tylko całować? - zapytała, odrywając się nagle od niego. Jorgos uniósł brew i popatrzył na nią zaskoczony, a potem ze śmiechem pokręcił głową. Szybko pozbyli się ubrań.
Muriel wiedziała, że nie powinna mu tak łatwo wybaczać wszystkiego, ale nie mogła już dłużej powstrzymywać się od wmawiania sobie, że Kasapi jest już zbędny w jej życiu. To było nieprawdą, tak samo jak to, że przestała go kochać. Nadal go kochała i jakoś nie mogła wykorzenić to uczucie, a przecież się starała. Może gdyby spotkała go kilka lat później inaczej zareagowałaby na jego obecność? Potrząsnęła głową. Teraz to i tak nie ma znaczenia, choć przecież muszą sobie wyjaśnić to i owo, ale nie teraz, pomyślała, kiedy poczuła jak Jorgos wchodzi w nią gwałtownie, stęskniony za jej ciałem.
Po pokoju rozniósł się głośny jęk. Krzyknęła, zaskoczona falą doznań i wygięła ciało w łuk. Wszystko skończyło się równie szybko, co zaczęło. Fala pożądania potoczyła się przez jej ciało i ustała, ale po chwili eksplodowała kolejny raz, gdy usta Jorgosa nagle zaczęły pieść jej kobiecość. To był za wiele, wczepiła się w jego kędzierzawą czuprynę palcami i zacisnęła je mocno, czując jak spada i unosi się raz za razem, jakby latała w przestworzach, a przecież wciąż leżała na łóżku, a między jej udami znajdował się Jorgos. Popatrzyła na jego głowę poruszającą się w powolnym rytmie i zamknięte oczy. Jak mogła w ogóle myśleć, że już go nie kocha?, pomyślała kolejny raz i poczuła jak jej ciało zaczyna wibrować od rozkoszy. Pulsując od pożądania, opadła na poduszki, zmęczona, zdyszana po wspaniałym seksie, choć krótkim, ale za to namiętnym, burzliwym jak ich relacje.
Jorgos leżał cicho. W pokoju zapanowała ciemność. Zgasił wszelkie światła, po to, by móc w ciemności jeszcze raz wszystko przemyśleć. Muriel leżała zwinięta u jego boku i dłonią sunęła po jego klatce piersiowej, nie schodziła jednak niżej niż do pępka.
- Nie skończyliśmy rozmowy – zaczął w końcu, czując, że nie może odwlekać tego w nieskończoność. Muriel uniosła się, zapaliła lampkę stojącą na stoliku nocnym i okryła się pościelą. Patrzył na nią zachłannie, raz po raz wędrując od jej okrytych piersi, po nagie ramiona, a kończywszy na ustach i oczach.
- Nie, nie skończyliśmy. - Potrząsnęła głową, ale nie ruszyła się z miejsca, wlepiając w niego uważne spojrzenie zielonych oczu.
- Widzisz, Muriel, tak długo zamykałem się na miłość, że w końcu całkiem o niej zapomniałem. Nie chciałem już kochać, bo wiedziałem, że tak czy siak kobieta, którą obdarzę uczuciem, zostawi mnie, oszuka i wyśmieje. Dlatego, gdy mi powiedziałaś, co do mnie czujesz, zareagowałem w ten sposób. Byłem potem na siebie zły, a później... - westchnął i spojrzał na nią przepraszająco. - Gdy Besarion ci powiedział o tym całym cholernym testamencie, oszalałem. Obiłem mu mordę za to, że mnie uprzedził i zniweczył moje plany. Bo widzisz, chciałem ci o tym opowiedzieć, tylko się bałem. Właśnie ze względu na twoją reakcję.
- To dlaczego nie zrobiłeś tego na początku? Wtedy mało obchodziły cię moje uczucia, prawda? - wytknęła mu żarliwie.
- Nie mów tak. Byłem głupcem, aroganckim głupcem, ale to nie oznaczało, że nie obchodziły mnie twoja uczucia. Nie byłem nigdy okrutny i obchodziło mnie to, co czułaś, co czujesz – dodał z naciskiem i złapał ją za dłoń. Położył ją sobie na piersi i przycisnął do serca. - Ja... Czułem się zagubiony, bo zaczęłaś rujnować mój stary świat i wprowadzać swój porządek, a ja nie wiedziałem, co robić. Nie powiedziałem ci o testamencie, bo uznałem, że nie musisz wiedzieć. Sądziłem też, że niewiele cię to obejdzie, dlatego milczałem, a gdy zrozumiałem swój błąd było już za późno, bo ty powiedziałaś, że mnie kochasz, a ja panicznie bałem się, że cię stracę. To wszystko potoczyło się nie tak, jak chciałem, a skończyło się gorzej niż w najczarniejszym koszmarze. Wybacz mi, agapi mou. Złamałem ci serce i nie wiem, co zrobić, żebyś mi przebaczyła moje zachowanie słowa.
Muriel położyła mu dłoń na zaciśniętych palcach i powoli rozprostowała je. Popatrzyła mu w oczy.
- Jorgosie, przestań mnie już prosić o wybaczenie. Co prawda nadal mam żal, że niewiele mi o sobie mówiłeś, ale najważniejsze jest to, że teraz się otworzyłeś przede mną. Cieszę się z tego.
- Kocham cię – szepnął gorączkowo i nagle przysunął się do niej, ale Muriel odsunęła się od niego, odwracając głowę od jego natarczywych ust. - Nie wierzysz mi? - syknął zaskoczony i popatrzył na nią z niedowierzaniem. - Agapi mou, uwierz mi, że cię kocham. Naprawdę. Długo o tym myślałem, ale w końcu przestałem przed sobą udawać. Kocham cię.
Poczuła bolesny uścisk w sercu. Kochał ją? Czy to prawda?, pomyślała patrząc w szare oczy. Opowiedział jej swoją historię, otworzył się przed nią i wypuścił na wolność dawno skrywane lęki, a teraz mówi, że ją kocha. Nie wiedziała, czy mu uwierzyć. Odmawiał jej tego uczucia tak długo, a teraz nagle wyznaje jej, co czuje. Walczyła sama ze sobą, aż w końcu do głosu doszło serce: jeśli nie darzyłby cię uczuciem, to po co opowiadałby ci to wszystko? Po co w ogóle zostawałby w tym pokoju i prosił o chwilę rozmowy? Musiał coś do niej czuć, skoro tak zależało ma na tym, aby wybaczyła mu i wysłuchała jego wyjaśnień. Zamknęła oczy i cicho modliła się o to, by tym razem jej nie odrzucił. Da mu szansę, a jeśli znów ją zrani, to będzie to ostatni raz i raz na zawsze zamknie przed miłością serce.
- Muriel, powiedz coś – poprosił cicho. Znów na niego spojrzała. Już nie był tym Jorgosem, co dawniej. Był inny, ale cieszyła się z tej zmiany, dlatego uśmiechnęła się do niego, odrzuciła od siebie pościel i przylgnęła do niego całym ciałem.
- Ja ciebie też kocham, Jorgosie.
- Och, agapi moi, gdybyś wiedziała jak za tobą tęskniłem, jak umierałem powoli, po kawałku, bo nie mogłem wyobrazić sobie, że już nigdy więcej cię nie zobaczę... - szeptał cicho, gorączkowo całując ją po szyi, barkach, ustach, oczach i piersiach. - Zacznijmy od początku – poprosił łagodnie i popatrzył na nią z nadzieją.
- Nie – odparła stanowczo. Jego oczy nagle przestały wyrażać czułość i miłość, którą starał się przekazać całym sobą, ich miejsce zastąpiło niebotyczne zdumienie i smutek. - Nie chcę zaczynać wszystkiego od początku. Chcę, abyśmy zaczęli w momencie, w którym skończyliśmy, proszę.
- Oczywiście! - wykrzyknął uradowany i przytulił ją do siebie, niemal miażdżąc w niedźwiedzim uścisku. Pocałował ją jeszcze i powoli ułożył na posłaniu, znów zagłębiając się w jej uległe ciało.

***

- Co to jest? - zapytał Stephen, gdy wszedł do gabinetu Jorgosa, a ten wręczył mu niewielkie pudełko.
- Dwie koperty. Jedna zawiera moje wyniki, a druga zaproszenie na ślub – odpowiedział Jorgos z radością i jednocześnie strachem. Warwick otworzył kartonowe wieko i rzeczywiście ujrzał na spodzie dwie, długie koperty.
- Zgodziła się? - zapytał zaskoczony blondyn i pokręcił głową z politowaniem, udając, że jest zniesmaczony decyzją Muriel. - Naprawdę ta dziewczyna chce spędzić resztę życia z takim pajacem jak ty?
- Tak. Widzisz, ona mnie kocha – powiedział cicho tonem totalnie rozklejonego idioty.
- Świetnie. Mnie Robert też kocha, ale jakoś nie robię z siebie totalnego mięczaka za każdym razem, gdy tylko ktoś o nim wspomni – droczył się z przyjacielem. Ten żachnął się i machnął ręką. Od kilkunastu tygodni stał się obiektem nieustannych kpin. Nawet Isabella z niego żartowała, a przecież zrobił to samo, co inni. Zakochał się. - Jorgosie, mam ci przypomnieć, że masz już, hmm, trzydzieści siedem lat? Chociaż... Może miłość odebrała ci mózg?
- Przestań już żartować i otwieraj kopertę z wynikami – mruknął Kasapi.
Jego nastrój natychmiast przeskoczył z radosnego w ponure oczekiwanie. Stephen zerknął na pochyły napis „wyniki”. Patrzył i zastanawiał się, co tam znajdzie. Miał nadzieję, że same pomyślne wiadomości. Wiele lat temu Kasapi załamał się z powodu jednej rzeczy, o której bał się myśleć. Teraz będzie musiał z nią stanąć twarzą w twarz, akurat dziś.
Wyjął kopertę i powoli ją otwierał. Kiedy udało mu się rozerwać papier, wstrzymał oddech. Miał nadzieję, że niezależnie od wyniku, zachowa kamienną twarz. Wiedział, dlaczego Jorgos sam nie chciał patrzeć na wyniki, dlatego modlił się, aby okazały się pozytywne. Pragnął patrzeć na przyjaciela z dzieckiem na ręku.
Wyjął zapisaną kartkę i szybko przebiegł wzrokiem po druku.
- Cóż, lekarz stwierdza, że w twoim organizmie znaleźli śladowe ilości mózgu, jest nadzieja.
- Stephenie – warknął poirytowany i prawie nieprzytomny ze strachu Kasapi.
- Przepraszam. Cóż, wynik jest taki, że możesz płodzić dzieci ile tylko dusza zapragnie, a ponieważ, skurczybyku, jesteś bogaty, to będzie stać cię na utrzymanie licznej dziatwy.
Jorgosa zalała ulga, czuł ją w kościach, serce biło głucho w piersi, a krew niemal tętniła własnym życiem w żyłach. Boże drogi, czternaście lat żył w strachu, że nigdy nie będzie miał dzieci, a okazało się coś zupełnie innego. Sybill skądś wytrzasnęła fałszywe wyniki badań i powiedziała mu wiele lat temu, że nigdy nie będzie mógł zostać ojcem. Czyli kłamała, a on cieszył się, że nie żyje, bo inaczej znalazłby ją i zamordował gołymi rękami. W końcu odnalazł spokój. Stephen wyszedł, a on nadal rozkoszował się świadomością, że może być ojcem. Uśmiechnął się i oparł się o fotel. Już czuł pulsowanie w lędźwiach. Miał nadzieję, że dzisiejszej nocy wraz z Muriel poczną dziecko. Będzie się bardzo o to starał.
Jego rozmyślania przerwał mu dźwięk telefonu. Nie musiał sprawdzać, kto dzwonił, bo wiedział, że to Muriel.
- Słucham cię, agapi mou.
- O właśnie, dobrze, że to powiedziałeś. Od kilku tygodni głowię się nad tym, co do mnie mówisz. Nie wiem jak to napisać ze słuchu, więc pytam cię o to osobiście. Co to znaczy to, co mówisz? No wiesz, to po grecku.
- Agapi mou?
- Tak, właśnie to. Co to znaczy?
- To znaczy: moja miłości.

10 komentarzy:

  1. To już koniec... Nie mów ze to jest do bani boo to było świetne opowiadanie, którego ponad 40 rozdziałów przeczytałam w dwa dni :D Cieszę się, że skończyło się cukierkowo, a to : " O właśnie, dobrze, że to powiedziałeś. Od kilku tygodni głowię się nad tym, co do mnie mówisz. Nie wiem jak to napisać ze słuchu, więc pytam cię o to osobiście. Co to znaczy to, co mówisz? No wiesz, to po grecku.
    - Agapi mou?
    - Tak, właśnie to. Co to znaczy?
    - To znaczy: moja miłości." o 3 w nocy(bo wtedy czytałam) rozbawiło mnie do łez :D Myślę, że w życiu parę tajemnic, kłamstw może zniszczyć niektóre relacje, ale zawsze można je naprawić
    Dziękuje za to opowiadanie :) do zobaczenia na innych mam nadzieje :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne opowiadanie! :) Dzięki Ci za nie

    OdpowiedzUsuń
  3. "Kap kap płynął łzy... W łez kałużach ja i ty..." Nie wierze ze to koniec. Powinno byc jeszcze "rok pózniej "/"dwa lata pózniej" jak już siedzą z gromadka dzieci dalej szczęśliwi i zakochani ...:)

    OdpowiedzUsuń
  4. piękne zakończenie, dziekuję Ci za to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie wieże że to koniec ! A czy jorgas bedzie miał dzieci z muriel !!!!!! czy ich ślub bedzie bajkowy ? i czy firma bedzie dla jurgasa na własność ? wiele pytań a nie bedzie już odpowiedzi ! :) Dziękuje za tak spaniałą przygode z muriel!

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba przyznać, że wiele się wydarzyło. Począwszy od feralnej rodzinnej imprezy na, której Besarion wyjawił największy sekret Jorgosa skończywszy na zakończeniu.
    Besarion wypuścił tajemnice Kasapiego na światło dzienne bez żadnych skrupułów. Zrobił to specjalnie, wiedział iż taki manewr pomoże mu w przejęciu firmy. Współczuje tylko jego najbliższej rodzinie, życie z człowiekiem o tak podłym charakterze musi być trudne i nieraz bolesne.
    Nie dziwi mnie reakcja zakochanej Muriel, która z czasem zaczęła idealizować swojego ukochanego. Któż tego nie czyni zaślepiony przez pryzmat miłości do drugiej osoby? I można by powiedzieć, że dziwi tylko zachowanie Jorgosa, na reakcję dziewczyny, ale znając już jego historię nie mogę tak powiedzieć. Każdy zamknął by się w sobie. Ale właśnie dlatego, że kiedyś cierpiał z powodu można powiedzieć niespełnionej miłości, powinien zrozumieć Muriel i jej zachowanie. A przede wszystkim nie być tak obojętnym.
    Ha! Dopiero jak stracił to co miał, to zrozumiał jak ‘bezcenna’ była dla niego Muriel. Pojął całe uczucie jakim ją darzył. Ale i tak więcej cierpiała Muriel. To ona już miała nadzieję, że być może jednak coś z tego będzie, a potem to zgasło. Pogodzenie się z taka stratą jest bardzo trudne i nic dziwnego, że z taką zapalczywością, chciała wyrzucić ukochanego z całego swojego życia.
    Jeśli chodzi o przyjęcie od początku wietrzyłam jakąś intrygę, gdzie mogliby się pogodzić. Ale, aż dziw, że prawie do końca niczego się nie domyślili.
    Zakończenia wcale nie uważam za słodkie. Bardzo mi się podoba jest właśnie takie jak lubię najbardziej po prostu szczęśliwe. Ale pierwsza żona Jorgosa rzeczywiście dała mu mocno w kość… Gdzie się rodzą takie diablice, bo chyba nie u nas na ziemi………
    Jak zawsze pojawił się też wątek seksu, który jak dla mnie był może trochę niepotrzebny. Ale jeśli oni byli dzięki temu szczęśliwsi, choć ja najpierw bym sobie wszystko wyjaśniła, a dopiero później szła dalej.
    Ostatni dialog, bardzo fajny i powiedziałabym dość trafiony na samo zakończenie.
    Ogólnie całe opowiadanie było bardzo fantastyczne. Raz czytało się łatwiej, czyli szybciej innym razem trochę trudniej, a więc wolniej, ale i tak uważam że masz duży sukces na koncie, ponieważ inni zniechęcają się czasem z byle błahostki. Jak kiedyś ja :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje opowiadanie znalazłam jakoś w wakacje i przeczytałam tamte części w dosłownie dzień i od tego momentu jestem do dziś! Kocham Twój styl i całe to opowiadanie, wszystko uporządkowane z wyczuciem i po prostu cudownie <3 Dziękuję za to, że mogę czytać to co piszesz i życzę dużo weny na nowe opowiadania <3

    OdpowiedzUsuń
  8. OMG, wzruszyłam się. Matko, ale jak. Czytałam ze ściśniętym gardłem, bo jedna myśl cały czas trzymała mnie przy tym opowiadaniu, nie, dwie myśli. Pierwsza: matko, przecież ja to opowiadanie czytałam jeszcze na onecie, a potem się przeniosłaś. Pierwsze opowiadanie od Ciebie. Druga myśl: matko, Jorgos, bo przecież ja jestem w nim zakochana od kiedy pojawił się w opowiadaniu i był chamem i gburem. Chciałam go zawsze tulić, bo dla mnie on był taki skrzywdzony i proszę, wydało się dlaczego. Cieszy mnie jedna rzecz, że Muriel mu wybaczyła, że nie uniosła się swoją cnotliwą dumą. To jest rewelacyjne zakończenie. To tak cudownie ukazuje ich przemianę jako bycie razem i każdego z nich osobna. Jorgos zamknięty na miłość, był chamem, a teraz jest całkowicie inny. Taki ciepły, taki aww! ;3 Ma plany, chce kochać, cholera jestem z niego taka dumna! A Muriel?! Gdzie na początku, jak pamiętasz, działała mi totalnie na nerwy, cnotka niewydymka. :D A teraz? Zna swoją wartość, walczy o to co chciała, a chciała Jorgosa. To było...piękne, rety. Spakuj to kiedyś w całość to przeczytam na raz, bo to jest opowiadanie, do którego chciałabym wracać jak do rewelacyjnej książki. Jesteś mistrzem romansów i będę Ciebie za to zawsze wielbić.<3
    Dziękuję Ci za to opowiadanie, bo ukazało, że naprawdę ta gadzina "miłość" zmienia ludzi. Zmienia i daję nowe perspektywy, to piękne! :D Dobra, koniec moich egzystencjalnych pierdów. Dziękuje jeszcze raz! <3
    Więcej takich opowiadań z takimi cudownymi zakończeniami.
    Więcej wiary w siebie, bo to, co piszesz i nam publikujesz jest fantastyczne! :D
    Czekam na więcej Twoich opowiadań.
    Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Pochłonęłam błyskawicznie cale opowiadanie ... Poprostu świetne ...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Impressole, Sakis Rouvas, Lea Michele.